Ja nie opluję tego dzieła aż tak soczyście jak pozostali, bo dużo chętniej na to zerkałem niż do Probsta, no ale faktem jest, że po seksownym jak dla mnie premergu, później jakoś za bardzo to wszystko rozdziabdziali, co mocno wpłynęło na moje ostateczne wrażenie. Zamiast dawać te dwa odcinki bez eliminacji i przedłużać wątki, już lepiej by zrobili, gdyby dali szansę kilku mirkom więcej, tym bardziej, że brakowało mi w tym caście niektórych nazwisk, takich jak Werner, Katinka, Seipei, czy dziadzia David z Czempionsów.
Marian i Shane to mój ulubiony duet złoli z afrykańskiego grajdoła, miałem do nich duży sentyment po Czempionsach, więc byłem w stanie wybaczyć im więcej. Tutaj faktem jest, że oglądało się ich mniej ciekawie. Jej się pewnie mocno psycha zwinęła z uwagi na chorobę, więc stąd te wszystkie emocjonalne brejkdałny, bo wcześniej to raczej nie była panna od płakania, tylko od mordowania. No ale cieszy mnie, że przynajmniej strategicznie zaliczyła bardzo udany występ. On z kolei za bardzo wlazł jej tym razem pod pantofel i bał się robić własnych ruchów, gdzie w Czempionsach byli przynajmniej na równi, no ale dalej lubiłem jego vibe jeśli chodzi o styl bycia i kibicowałem, żeby niezasłużenie capnął te ich jakieś afrykańskie grosze na finale
Bo jeśli chodzi o
Dino, to znów mam odwrotnie niż wszyscy – mnie ten ziomo niesamowicie nudził, a już zwłaszcza w zestawie z
Philem. Te ich długalaśne rozmowy i konfy, w których obaj liczyli Pitagorasa z tego, czy mogą sobie ufać, czy nie mogą, czy może jednak ziemniak, sprawiały, że miałem ochotę osmarkać ekran i w końcu doszło do tego, że przewijałem wszystkie sceny, gdzie widziałem, że występują tylko we dwóch. Czyli na pewnym etapie co drugą.
Dużą część tego sezonu zrobiła dla mnie
Steffi, której pierwszego turnusu chyba nie skomentowałem, ale tak w ogóle, to chciałbym wnieść do dyskusji, że to jedna z moich ulubionych person w Surwajworach. Uwielbiam jej styl bycia, styl wypowiedzi i w ogóle jakąś taką aurę psychozy, którą wokół siebie roztacza ta lasia. Występ uważam za udany pod każdym względem, dawać mi ją znowu.
Co do reszty tego mirkozbioru, to przekonałem się do
Meryl, którą w poprzednim wcieleniu miałem w dupie, ale teraz podlizała mi się wchodząc w sojusz z dwiema moimi favoritami, a i z czasem polubiłem ją też samą w sobie. Zaskoczył mnie
Felix, bo po S7 wyniosłem przekonanie, że jest ziemniakiem, który znowu pogrąży się socjalnie, a tutaj udało mu się wyjść na trochę bardziej rozgarniętego. Nie zaskoczył mnie z kolei
Dante, który wyszedł na jeszcze większego przychlasta niż wcześniej. Miał chyba jakąś obsesję na punkcie Dino, nie potrafił się wypowiedzieć na żaden inny temat, nawet z ławy jurorskiej ciągle coś tam o nim pyszczył i w sumie liczyłem, że po ogłoszeniu jego zwycięstwa wstanie i postawi czubatego klocka do ogniska, po czym wyjdzie z imprezy zawinięty w jakiś kaftan, pokazując język i krzycząc, że Kosovo je srpskie.
Zabić-Arniego była chyba wuteefem dekady jeśli chodzi o wybory produkcji do powrotu, no może na równi z probstową Hali i Johnem od Kangurów. Płakać mi się chciało, że ci wszyscy iniemamocni są już w piachu, a takie jajco dalej tam sobie pomyka i dostało się do topki, ale pod koniec dostrzegłem sens jej obecności w okrągłej beczuni, którą toczyłem słuchając, w jakiej Narnii ta baba żyje i jak to ona wszystko po kolei orkestrejted.
Tejana nie znałem, ale byli w sumie po jednych czułkach z Killarney, był z niego fun, zwłaszcza jak się posmarkał o tego tripa na nagrodę.
Palesie tym razem coś nie pykło – nie potrafiła sobie za bardzo znaleźć ziomeczków, i to chyba ani wśród kolegów z plemienia, ani wśród edytorów i ostatecznie nie odczułem jej powrotu tak bardzo, jak bym sobie życzył.
Toni nie lubiłem w S6, ale teraz doszedłem do wniosku, że jest tak żenująca z tymi swoimi nadreakcjami na wszystko, że nawet jest to trochę ciekawe na ekranie.
Shona też była jakby bardziej znośna niż w Czempionsach i umówmy się, że nawet się cieszę, że jednak nie złamała kręgosłupa w tych zapasach w błocie.
Thoriso to taka trochę Cirie po pięciu latach w Rosji – dla mnie element przede wszystkim humorystyczny, tym bardziej, że nie widziałem jej pierwszego sezonu.
Pinty jest chyba po całym życiu w Rosji - generalnie baba miała zdrowo nasrane, no ale grzeczność obecnych Surwajworów spaczyła mnie do tego stopnia, że czerpałem przyjemność z jej oglądania.
Tanię lubię, ale ze swoim taniowaniem nie miałaby chyba szansy wyjść poza pre-merge nawet, gdyby przywracali ją co sezon. Podobnie
Tevin – tajemnicą Sagali jest dla mnie uwielbienie niektórych fanów co do tego typa i nazywanie go jakimś robbed kingiem. Ot, po prostu obrósł w piórka i dostał w czapę blindsidem, podobnie jak przy pierwszym wcieleniu, tylko jeszcze szybciej. Równie pocieszny był też natychmiastowy niemal odstrzał
Pikeja, którego chciałem podpalić przez całe S6. Świetności słynnego
Chappiesa nie było mi niestety dane doświadczyć, chyba jednak będę musiał nadrobić to poprzednie jajo – może za pięć lat się uda, trzymajcie kciuki