A dla mnie odcinek to była taka popierdółeczka przed finałem, w sumie najsłabszy od kilku tygodni. Coś jak w sejmie - dużo wrzasku, pisku i inwektyw, a wszystko i tak ułożyło się dokładnie tak, jak z góry miało się ułożyć - na korzyść podstępnego, ryżego człowieczka. Tylko w tym przypadku z dłuższym nosem i kudłami.
Zaczęło się nudno - Redemption i kolejna porcja wynurzeń, jak to wszyscy się kochają i jak są z siebie nawzajem dumni. Taki już urok sezonu z loved ones. Jedyne, co mnie cieszy, jak chyba każdego, to to, że mimka (mimica? mimówna? pani mim?) Katie nie prześlizgnęła się tanim kosztem o kolejne oczko wyżej. Do samego końca miałem złe przeczucie, że Tina zmięknie i w końcu nie przelezie przez tę bramkę, skazując nas na kolejny odcinek oglądania swojej pociechy w grze. Tak naprawdę, jeśli już którakolwiek powinna odpuścić na rzecz drugiej, to Katie na rzecz Tiny. Tina pokazała już kiedyś, że głupia nie jest, a Katie wręcz przeciwnie, więc to seniorka prędzej przyniosłaby im do domu milion i to na nią powinny były w porozumieniu postawić.
Dalej zrobiło się śmiesznie. Serial pod tytułem "Oni jeszcze nie wiedzą" z Cierą i Haydenem poszukującymi immunitetu. Miałem już obawy, że będzie to główna akcja tego odcinka, co sprowadziłoby go do groteski. Nie zdziwiłbym się, gdyby się okazało, że ktoś z ekipy w końcu się nad nimi zlitował w obawie o to, że odcinek wyjdzie bezsensowny i że stąd właśnie wiedzieli, że Tyson znowu wszystkich wych***ł. Dlatego zaczęli już potem działać w oparciu o to założenie, zamiast tracić ostatnie cenne chwile pod palemkami na szukanie czegoś, czego i tak nie znajdą.
Potem zrobiło się groteskowo. Resztki mojej wiary w mądrość Moniki roztrzaskały się z hukiem o beton i zostały zmielone walcem drogowym. Całe szczęście, że nie dała się zbałamucić Cierze jeśli chodzi o głosowanie, bo to byłoby kpiną nad kpinami, ale po jej twarzy widać było, że ona naprawdę jej uwierzyła, przynajmniej na pewien czas. A branie na poważnie nagłego przypływu szczerości kogoś, komu palą się majtki, jest już samo w sobie w tej grze świadectwem o małej ilości szarych komórek. Ok, Tyson rzeczywiście nie wypowiadał się o Monice z szacunkiem godnym Królowej Matki, ale Ciera, jak sama przyznała, sporo podkoloryzowała.
Nawiasem mówiąc, Młodej Moretce w końcu mogę z czystym sumieniem postawić plusa za odcinek. Takie granie na emocjach może być pewnie dyskusyjne, ale trudno, this is Sparta, chwyciła się po prostu najlepszej na ten moment szansy. I to ona wydawała się mózgiem operacji, a nie pan Big Brother, który w dodatku cieszył się z jej wygranej IC i z tego, że dzięki temu może sobie pożreć coś tam (już nawet nie patrzę co, bo oni w każdym odcinku coś żrą). Jak widać, Ciera należy do graczy, którzy grają rozsądnie wyłącznie wtedy, gdy wyraźnie widzą ostrzącą się na nich gilotynę. Dogadaliby się z Pennerem.
Teraz dochodzimy do momentu, w którym zrobiło się sprytnie. Ze strony producentów, a jakże. Nie zastanowiło Was, dlaczego Tyson siedzi sobie na radzie milczący zamiast błagać Monicę na kolanach by mu uwierzyła, że Ciera i Hayden bujają? A i sama Monica wypowiadała się wbrew pozorom ogólnikowo, bez wskazywania imion. Oni po prostu musieli pogadać szczerze wcześniej przed radą, pierdzielnąć sobie po razie, wypić bruderschafta i wrócić do wspólnej gry - może z pewnymi wątpliwościami ze strony Moniki, ale jednak. W innym wypadku oboje zachowywaliby się inaczej - Tyson by więcej mówił i bardziej panikował, a przede wszystkim to Monica udawałaby, że Ciera o niczym jej nie powiedziała, by móc dokonać efektywnej zemsty, nie ryzykując, że Tyson wyskoczy z HII dla siebie lub Gervase'a, co przecież mógł zrobić.
Jedyne, czego nie dopilnował Tyson to zakneblowanie Gervase'a albo przynajmniej dosypanie mu jakichś środków uspokajających do mleczka kokosowego. Im bardziej ten człowiek stara się pokazać, że jego gra nie jest już tak żenująca jak w Borneo, tym bardziej odmienny efekt osiąga. Jego kolejnym pokazem zimnej krwi i dyplomacji było zasugerowanie, że Ciera i Hayden nie mówili wcześniej Monice o tym, jak jest hejtowana, aby zachować to jako potencjalną kartę przetargową. Nie to, żeby z tego tekstu wynikało dla Moniki, że rzeczywiście była hejtowana
Tak przyglądam się Waszym typom na drogę do zwycięstwa dla Moniki... Ja będę jeszcze mniej łaskawy - moim zdaniem jej jedyną szansą jest to, że producentów natchną sentymenty i powrócą do systemu F2, do której Monica trafi z Gervasem, po czym Gervase zacznie w swoim stylu głupeczkować na radzie finałowej
Innej opcji nie widzę, z Laurą też nie ma raczej szans.
Z punktu widzenia samej strategii, najsprawiedliwsze byłoby, gdyby z Redemption powrócił Hayden - mimo wszystko grał dobrze, zwłaszcza przez ostatnie odcinki. Ale myślę, że jakoś powstrzymam łzy jeśli sprawiedliwości nie stanie się w tym przypadku zadość i do gry powróci któraś z pań, z naciskiem na Laurę.
Quercus, Ty nic nie mów o występie finałowym
Sheri Jestem prężną i spełnioną bizneswoman, nic od was nie chcę, a ty, marny pyle, możesz sobie usiąść, nie będę z tobą dyskutować, HOWGH