S27E14 It's My Night

Saw
8th jury member
Posty: 760
Rejestracja: 15 wrz 2017, 12:41
Winners at War: Michele
Survivor AU All Stars: Shonee
Kontakt:

S27E14 It's My Night

Post autor: Saw »

Sezon był zaskakująco dobry. Byłem ciekawy twistu z rodzinami, ale raczej nastawiałem się na kiepskie widowisko. A tu takie pozytywne zaskoczenie. Świetny skład powracających graczy, no może z wyjątkiem Ruperta i Coltona. Ale na szczęście ta znienawidzona przeze mnie dwójka odpadła na samym początku, więc jeszcze lepiej oglądało się sezon. Nowi gracze wyszli na spory plus, chociażby w porównaniu do poprzedniego sezonu. Widać że każdy był nastawiony na grę i nie było bezbarwnych osób. Za RI nie przepadam, ale akurat w tym sezonie się sprawdziła. Dzięki temu mieliśmy wiele dram i ciekawych momentów. Duży plus że edit nie podpowiadał kto wróci z wyspy odkupienia tak jak to było w S22 i S23. Ale ogólnie pochwalę edit w tym sezonie. Nie było osób niewidocznych, a to już cieszy. Może trochę za bardzo faworyzowany był Tyson i tak od połowy sezonu można było przewidzieć że prawdopodobnie będzie zwycięzcom. Ale nie będę narzekał. Sezon naprawdę miał wiele bardzo mocnych momentów, które na długo utkną w pamieci. Oczywiście najważniejszym było drugie w historii losowanie kamieni :D

Rupert - byłem mega zadowolony, że odpadł jako pierwszy. Tego osobnika nie da sie już słuchać. Z sezonu na sezon jest coraz gorszy. Mam nadzieję że to był już jego ostatni raz i więcej tego dziada nie będą musiał oglądać. Czwarta szansa to już jednak przesada :( Czułem że jak ktoś porwie sie na wymianę z członkiem rodziny to w pierwszej kolejności będzie to on. No i ładnie zapłacił za to posuniecie. Myśle że gdyby został w swoim plemieniu to zaszedłby daleko. Pewnie wkręciliby go do jakiegoś sojuszu, bo co jak co ale Rupert jest słowny i nie zdradza sojuszy.
Colton - jest żałosną osobą i produkcja upadła na głowę że mu dała drugą szansę. Było tyle ciekawych facetów w poprzednich sezonach, którzy pewnie pokazaliby dobrą grę. Ale oczywiście Jeff musiał wkręcić swojego ulubieńca. Jak się okazało Colton w pierwszym sezonie też się poddał, a nie odpadł z powodu choroby. Nie powiem trochę mnie to zszokowało, ale po tym pajacu można chyba się wszystkiego spodziewać. Gdyby nie zrezygnował to i tak szybko by odpadł, bo wszyscy w plemieniu mieli go dosyć. Chciał ostrej gry i podpuszczał innych przeciwko sobie. Ale nikt nie dał sie nabrać na te marne gierki.
Rachel - odpadła głównie dlatego, bo faceci chcieli uderzyć w Tysona. Myślę że to nie było głupie, bo była taka możliwość że Tyson zamieniłby się z nią na RI. Ogólnie coś tam chyba próbowała grać. Widać że złapała dobrą relację z John'em, który się za nią wstawiał w sojuszu facetów.
Marissa - powód jej eliminacji nie jest dla mnie do końca zrozumiały. Wersja jest taka że odpadła przez Gervase'a i jego okrzyki po zwycięstwie. Ale myślę że resztą kierowało coś zupełnie innego. Albo dziewucha nawaliła socjalnie, albo zauważyli u niej potencjał strategiczny. Inne dziewczyny sprawiały wrażenie cichutkich i posłusznych, a Marissa głośno wyrażało swoje opinie. Więc to też pewnie zaważyło na tym że odpadła pierwsza.
Candice - byłem w szoku że wywalili ją już na starcie. Ale po dłuższym zastanowieniu doszedłem do wniosku, że chyba zrobili słusznie. Co prawda Candice przydałaby się im w zadaniach, ale patrząc na poprzednie sezony to nie była zbyt słowna i łatwo zmieniała strony. A więc dużego zagrożenia pozbyli się już na początku. Myślę że duże znaczenie miało też to, że niektórzy gracze mieli jakieś sojusze przed grą. Wielka szkoda że Candice nie mogła pokazać swojej gry i jedynie walczyła o przetrwanie na RI. Ale niezłą bekę miałem jak wylądowała tam z Rupertem. Od razu było widać ze za sobą nie przepadają. Później jeszcze urządziła niezłe dymy na RI, ale rozumiem ją bo chodziło o jej męża. Pewnie też byłby na jej miejscu wkurzony.
Brad - był zbyt pewny siebie i arogancki. Chciał za wszelką cenę liderować i podejmować najważniejsze decyzje w sojuszu, co szybko sie na nim zemściło. Wiadomo było że wszystkie żale i hejty będą kierowane w jego stronę. Fatalną decyzją było wywalenie wiernego sojusznika John'a. Tą decyzją strzelił sobie w kolano i jego gra rozleciała sie jak domek z kart. Później jeszcze się dobił próbując grać na dwa fronty i wmawiając dziewczynom że są bezpieczne, bo odpada Caleb.
Kat - ona jak zwykle była bardzo pocieszna. Dziewczyna ma coś w sobie czym przyciąga do siebie. Widać że chciała grać, jednak za szybko chciała wykonać jakiś ruch na swoich. Mylnie myślała że jest częścią sojuszu, bo tak naprawdę była tam tylko numerkiem. Dodatkowo chcąc zaatakować Monicę poszła z tym do Tiny. Bardzo ją to pogrążyło i postawiło w złym świetle. No cóż widać że ewidentnie nie wyczuła sytuacji, panującej po przemieszaniu. Chociaż mimo tego że celowała w Monicę, to dziewczyny powinni ją zostawić zamiast Vytasa.
John -liczyłem że sporo namiesza, ale niczego godnego uwagi nie pokazał. Był w sojuszu facetów i był blisko z Brad'em. Ale szybko się oni na niego wypieli i wywalili. Może też na to miała wpływ wskazówka do HII którą sie nie podzielił.
Laura B. - jestem wrogo nastawiony do wszystkiego co jest związane z Rupertem, ale jego żonka o dziwo nie była tak fatalna jak myślałem. Na pewno dużo lepiej się ją oglądało niż mężulka. Trafiła do plemienia powracających graczy i z góry miała przerypane. Ale sporo przetrwała, choć głównie dzięki decyzjom innych. Najpierw lider plemienia Aras chciał wywalić drugą Laurę, a po przemieszaniu Kat narobiła sobie bigosu celując w Monicę. I tak o to tym sposobem zaszła do tego etapu. Połączenie też było w jej zasięgu, ale cos jej odwaliło i zaczęła odstawiać jakieś dziwne szopki. Bez uzgodnienia z innymi kobietami zaczęła żegnać Vytasa i wprost powiedziała mu że odpada :lol:
Aras - uwielbiam go, ale wiedziałem że tego sezonu nie zwojuje. Może gdyby był w parze z kobietą to coś więcej by ugrał. Ale wiadome było że para braci prędzej czy później zostanie rozbita. I nie wiem czemu Aras szedł w zaparte że razem z bratem będzie kontrolował gre po połączeniu. Chętne na współpracę z tą dwójką były jedynie Tina i Katie jako druga para. Ale taka Monica czy Gervase byliby skończonymi idiotami, gdyby zgodzili się na taki układ. Może gdyby Aras prędzej nie zraził do siebie Laury, to utworzyłby się sojusz z trzech par.
Vytas - na pewno wzbudzał dużą sympatię wśród uczestników i widzów. Był bardzo bezpośredni w kontaktach z innymi. Jego najmocniejszą stroną w grze był na pewno socjal, ale strategicznie też dobrze się prezentował. W pierwszym plemieniu ustawił się na bardzo dobrej pozycji. Był w dobrym sojuszu i miał swoje zdanie w tym kogo eliminować. Ale też nie wychylał się i nie spadała na niego wina za zdrady. W bardzo trudnym położeniu znalazł się po przemieszaniu. Był jedyny facetem, a do tego bez sojuszników. Wydawało się że jego los jest przesądzony. Ale wybronił sie wręcz idealnie. Miał świetny dar przekonywania do siebie ludzi. Wszystkim w plemieniu imponował, a niektóre kobiety to za nim wręcz szalały. Po połączeniu trochę zaczął mnie wkurzać tą pewnością siebie, ale nadal go lubiłem. Myśle że bardzo ciekawa była jego relacja z bratem. Niby rodzina, ale na każdym kroku czuć było tą rywalizacje. Tak sobie myślę że gdyby ich sojusz doszedł do F6 to na jakimś etapie wbiłby nóż w plecy bratu.
Caleb - aż trudno uwierzyć że ktoś taki jest w związku z Coltonem. Ale jak to się mówi miłość jest ślepa. Caleb przede wszystkim zabłysnął odwróceniem się od Brada, w momencie gdy zauważył że w sojuszu nie jest traktowany przez niego na równi z innymi. Jego ruch z przeskokiem do dziewczyn był odważny, ale dobry. Pozbył się lidera plemienia i zyskał dwie nowe sojuszniczki, które już nie czuły się na wylocie. Ustawił sie na takiej pozycji że mógł wybierać z kim chce dalej grać. Po połączeniu był nieco w cieniu, ale we właściwym momencie zaczął działać. Jednak Ciera nie potrafiła już mu zaufać i odpadł.
Katie - bardzo ją polubiłem, choć niczym szczególnym w grze sie nie wykazała. Jednak nie można jej zarzucić że nie próbowała grać. Szukała HII gdy była w tarapatach, a gdy nadarzyła się okazja to wskoczyła do sojuszu byłych Tadhana. Wpisze sie do historii jako druga osoba odpadająca przez kamień.
Hayden - przez większość sezonu był mi obojętny, ale w końcówce pokazał się ze świetnej strony. To on wyszedł z planem by członkowie rodzin znów połączyli siły. To był naprawdę dobry pomysł, bo ten sojusz miał przyszłość. Ale gdy zaczął mieć wątpliwości czy Ciera pójdzie na ten układ, mądrze próbował zebrać ludzi przeciwko niej. Gdy się to nie udało to nie tracił wiary i próbował przekonać Cierę że jest tą czwartą w sojuszu. Naprawdę imponował mi tą walką o przetrwanie mimo fatalnego położenia.
Laura M. - uwielbiam ją i cieszę sie że tak daleko zaszła. Dosyć szybko odpadła, ale dała prawdziwy popis na RI i wróciła do gry. Mało brakowało a wróciła by też drugi raz. Nie miała łatwo w tym sezonie, bo emocje wielokrotnie brały górę. Wiadomo że chciała dobrze dla córki i nie grała tylko dla siebie, ale też dla niej. Jej i Ciery historia była świetnie pokazana. Rada na której odpadła była niezwykle wzruszająca i smutna. Chyba ostatni raz tak mną poruszyła rada plemienia w S5.
Ciera - moja największa faworytka za którą mocno trzymałem kciuki. Początek miała średni i wiele wskazywało że szybko odpadnie. Ale jak się rozkręciła to pokazała świetną, a przede wszystkim odważną grę. Szacunek że dla gry posunęła się nawet do wyeliminowania własnej matki. To była trudna decyzja, ale właściwa. Nie da się ukryć że popełniła kilka głupich błędów. Najgorszy był ten z przyłączeniem się do Tysona, a nie do sojuszu członków rodzin. Ale szybko zrozumiała że popełniła błąd i próbowała go naprawić. Szkoda że już nie udało się odwrócić całej sytuacji i w końcówce pozostało liczyć na cud. Ale to przekabacanie Monici szło jej zaskakująco dobrze. Jeszcze trochę czasu i to pranie mózgu mogło okazać sie sukcesem. Ciera jest idealnym przykładem dla przyszłych uczestniczek, by te nie bały się podejmować ryzyka.
Tina - byłem w szoku że to właśnie ona wróciła z RI :shock: Kto by pomyślał że ta starsza i niepozorna babcia wszystkich pokona. Choć nie ukrywam, że nie ucieszyłem się z jej powrotu, bo wolałem pozostałą dwójkę. Tina w tym sezonie pokazała trochę niezłej gry, ale mam nieodparte wrażenie że zatrzymała się trochę na poziomie pierwszych sezonów i nie nadążała za tym wszystkim.
Gervase - byłem mega ciekawy jak sobie poradzi. Od pierwszego sezonu minął szmat czasu i gra zmieniła się całkowicie. Na pewno pokazywał że jest bardziej ogarnięty niż 13 lat temu. Wszedł we właściwy sojusz najpierw w Galang, a później po przemieszaniu. Zawiązał też bardzo bliską relację z Tyson'em. Ale całą grę był w jego cieniu. Niby tłumaczył że podejmował decyzje, ale prawda była zupełnie inna. Nie popisał sie na radzie plemienia, gdzie było losowanie kamyków. Otwarcie powiedział że Ciera jest numerem cztery w sojuszu, a to też doprowadziło do zmiany przez nią stron. Mało brakowało a za tą głupotę srogo by zapłacił. Mimo wszystko fajnie było zobaczyć kogoś z pierwszego sezonu.
Monica - nie rozumiem dlaczego przez wszystkich była tak hejtowana. No dobra nie wykonała żadnego ruchu w tej grze i do finału zajechał głównie na plecach Tysona i Gervase'a. No ale bez przesady, żeby aż tak wylewać na nią wiadro pomyj. Utknęła w sojuszu z tą dwójką i tak naprawdę nie było sensu zmieniać stron. I tak nie dałoby jej to wygranej, a pewnie jeszcze bardziej byłaby hejtowana, bo zdradziłaby największych sojuszników. Też myślę że wszyscy sie na nią uwzięli przez jej charakter. Monica jest po prostu za miła na tą grę i sprawia wrażenie uległej osoby. Co sie jej powie to ona uwierzy i zrobi. Cieszę się że Vytas oddał na nią głos i w ostateczności zajęła drugie miejsce, bo naprawdę zasługiwała. Najpierw weszła w mocny sojusz, później wywaliła celującą w nią Kat. A po połączeniu nie dała sie wciągnąć w marny układ z dwiema parami, gdzie ona miała robić za tą piątą.
Tyson - nadal za nim nie przepadam, ale uważam że jest w pełni zasłużonym zwycięzcom. Kontrolował grę przez cały sezon i zawsze numerki były po jego stronie. Ładnie manipulował ludźmi, przede wszystkim Gervase'em i Monicą. Nie widzę jakiś słabych punktów w jego grze. No może socjal trochę nawalił w niektórych momentach np. gdy powiedział Katie że jej miejsce jest w jury. Ale to też nie wpłynęło na końcowy wynik. Uważam że bardzo dobrze wybrał sobie rywali na finał, bo mógł w pełni pokazać swoją dominacje. A bywali już tacy co mieli wygraną w kieszeni, a do finału zabrali najgroźniejszych rywali i w ostateczności przegrywali. Tyson w tym sezonie tak nie wkurzał, jak w poprzednich. No i pokazał jak właściwie wyciągnąć wnioski i nie popełniać błędów z przeszłości.

Awatar użytkownika
Davos
6th jury member
Posty: 582
Rejestracja: 16 lut 2019, 01:44
Kontakt:

S27E14 It's My Night

Post autor: Davos »

Yeah, piękny odcinek finałowy bardzo dobrego sezonu! :) Tyson wygrał, co mnie niezwykle cieszy, bo trzymałem za niego kciuki praktycznie od początku sezonu, a do tego zdecydowanie można określić go jako zasłużonego zwycięzcę. Pięknie to wyszło :)

RI była mi raczej obojętna, bo wiedziałem, że ktokolwiek nie wróci, będzie miał raczej małe szanse, żeby się przebić do finału. Padło akurat na Tinę, która wspólnie z Cierą próbowały przeciągnąć na swoją stronę Monikę. Ostatecznie nic z tego nie wyszło, a Tyson nie tylko wygrał immunitet, ale też zabezpieczył się przed ewentualną zdradą Moniki i oddał HII Gervas'owi. Bardzo mądrze. Szkoda Ciery, która odpadła, no ale ze strony Tysona i jego ekipy był to dobry ruch, bo z Tiną mieli większe szanse w kolejnym starciu o immunitet niż z Cierą. Finałowe zadanie bardzo mi się podobało - wieloetapowe, złożone i emocjonujące. Tyson super się spisał i znów zdobył immunitet - ciekawi mnie, co by się stało, gdyby go wtedy nie zdobył. Gervase i Monica zrobiliby duży ruch i wyeliminowali Tysona? Nie da się tego wykluczyć, aczkolwiek wzięcie Tiny do finału też byłoby ryzykowne, bo ona miała sporo przyjaciół w jury.
Na szczęście Tyson dotarł do finału, a tam już zaprezentował się bardzo dobrze i zasłużenie zgarnął te 8 głosów. Może i gadka o Rachel nieco łzawa, ale mi się podobała, bo Tyson pokazał, że nie jest villainem :) Monica zdecydowanie zbyt rozemocjonowana, nie lubię takich hektolitrów łez podczas finałowej rady, aczkolwiek po części ją usprawiedliwiam i rozumiem, bo też się dziwię, czemu jury aż tak się na nią uwzięło. A Gervase próbował coś wskórać i udowadniać, że nie był pionkiem Tysona, ale nawet on musiał przyznać, że Tyson grał bardzo dobrze. Cała rada wypadła ogólnie bardzo pozytywnie, bo sędziowie patrzyli na strategię, a nie kierowali się urażoną dumą, że zostali wyeliminowani. Szczególnie podobało mi się pytanie Arasa, bo prowokowało każdego finalistę do ciekawych odpowiedzi na temat pozostałych finalistów i oceny, kto z nich jest dobrym graczem.
Jeśli mogę się do czegoś przyczepić w finałowym odcinku to do braku rytuału przejścia i wspominania "poległych" graczy oraz braku czołówki. Szkoda, że tego zabrakło.

Reunion wypadło super i na pewno dużo lepiej niż reunion po poprzednim sezonie. Tutaj znów wszyscy siedzieli wspólnie i praktycznie każdy poza chyba Marissą miał szansę się wypowiedzieć. Tradycyjnie musieli też zaprosić kogoś z poprzedniego sezonu i poświęcić mu czas, aczkolwiek aż tak mi to nie przeszkadzało, bo te scenki komediowe Cochrana wypadły nawet zabawnie. Może jedynie Coltona było tu za dużo - jak dla mnie to po tym, co on odwalił, nie powinni mu w ogóle dawać czasu na antenie i zamiast tego zapytać o coś choćby biedną pominiętą Marissę :P
No i strasznie szkoda Tiny i Katie, wielka tragedia je spotkała :( Podziwiam obydwie, że tak się dzielnie trzymały...



Tradycyjnie zrobię jeszcze podsumowanie całego sezonu i poszczególnych graczy, ale świeżo po obejrzeniu finału mogę z całą pewnością powiedzieć, że ten sezon naprawdę bardzo mi się podobał i jestem pod wrażeniem, że tak fajnie się to wszystko oglądało :) I gdybym robił swój prywatny ranking sezonów Survivor to Blood vs Water byłyby na pewno w ścisłej czołówce :)


Czekam też i proszę o info na temat ewentualnych powrotów osób z tego castu :) Osobiście bardzo chciałbym powrotu Ciery i Vytasa, bo obydwoje zrobili na mnie świetne wrażenie i super byłoby zobaczyć ich jeszcze raz.
Aha, no i ciekawi mnie jeszcze, jak potoczyły się dalej losy Tysona i Rachel. Są dalej ze sobą? Tyson kupił swojej wybrance dom i zrobił gromadkę dzieci, jak radził mu Caleb? :D
A ja tymczasem lecę na YT obejrzeć czołówkę tego sezonu - po 15 odcinkach wypadałoby w końcu się z nią zapoznać :P
Obrazek

Rider Girl
7th voted out
Posty: 138
Rejestracja: 30 mar 2017, 08:50
Kontakt:

S27E14 It's My Night

Post autor: Rider Girl »

Gracze których zobaczysz jeszcze raz :
Brad jeszcze jeden raz
Vytas jeszcze raz
Ciera dwa razy


Kat i Hayden rozstali się ta informacja została ujawniona w czerwcu 2014 roku

Tyson i Rachel są małżeństwem z dwoma córkami Stephen z sezonu 18 udzielił im ślubu
Ostatnio zmieniony 02 lut 2020, 19:10 przez Rider Girl, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Davos
6th jury member
Posty: 582
Rejestracja: 16 lut 2019, 01:44
Kontakt:

S27E14 It's My Night

Post autor: Davos »

Rider Girl pisze:
23 paź 2019, 08:33
Gracze których zobaczysz jeszcze raz :
Brad jeszcze jeden raz
Vytas jeszcze raz
Ciera dwa razy
Super :) Vytas i Ciera byli w tej edycji świetni i właśnie ich chciałbym najbardziej jeszcze zobaczyć. A Brad wprawdzie bywał irytujący, ale też grał aktywnie więc jego powrót też mnie nie martwi.

Rider Girl pisze:
23 paź 2019, 08:33
Kat i Hayden rozstali się ta informacja została ujawniona w czerwcu 2014 roku
Hm, jakoś mnie to nie zdziwi... Ta ich relacja już w tym sezonie wyglądała dziwnie, zwłaszcza kiedy Kat cały czas martwiła się, że Hayden ją rzuci, bo nie dotrwała do mergu, a potem na reunion coś tam gadała, że specjalnie przytyła, bo on miał taką zachciankę. Chyba za bardzo dała mu sobie wejść na psychę.

Rider Girl pisze:
23 paź 2019, 08:33
Tyson i Rachel są małżeństwem z dwoma córkami Stephen z sezonu 18 udzielił im ślubu
Ekstra wiadomość! :) No to niech im się wiedzie i niech wydają z rozsądkiem ten ciężko wyszarpany milion :) A Stephen został księdzem/pastorem czy po prostu udzielił im tego ślubu jako urzędnik?
Obrazek

Rider Girl
7th voted out
Posty: 138
Rejestracja: 30 mar 2017, 08:50
Kontakt:

S27E14 It's My Night

Post autor: Rider Girl »

Nie wiem za bardzo wiem tylko że w USA można przez internet sobie zrobić uprawnienia do udzielenia ślubów

Awatar użytkownika
Davos
6th jury member
Posty: 582
Rejestracja: 16 lut 2019, 01:44
Kontakt:

S27E14 It's My Night

Post autor: Davos »

Zaległe podsumowanie sezonu ode mnie. A muszę je zrobić, bo raz, że to już taka moja mała tradycja, a tradycja to rzecz święta, no i dwa - to był naprawdę świetny sezon! Moim zdaniem najlepszy od czasów Heroes vs Villains. I choć do gustu przypadły mi też sezony 24-26 to Blood vs Water dostarczył mi jeszcze więcej frajdy i ogólnie pozytywnych emocji :)
Udział krewnych dawnych weteranów mocno wzbogacił ten sezon, zwłaszcza że osoby wybrane do programu okazały się całkiem ciekawymi graczami. Widać, że musiały się od dawnych graczy sporo nasłuchać o Survivor i gdzieś ta gra im podświadomie mocno wsiąknęła w krew ;) Rzecz jasna swoje zrobił też odpowiedni podział plemion - weterani i ich bliscy byli umieszczeni w dwóch osobnych plemionach i przez to musieli ze sobą rywalizować, ale jednocześnie oddziaływali na siebie nawzajem. A to między innymi dzięki Redemption Island, której specjalnie nie polubiłem w sezonach 22 i 23, ale tutaj sprawdziła się wyśmienicie :) Nawet mimo faktu, że nikt poza Rupertem nie zdecydował się skorzystać z zamiany ze swoim bliskim zesłanym na Wyspę Wygnania. Sam fakt, że była taka możliwość, rodził zupełnie nowe możliwości i wprowadzał kompletnie nowe zmienne do strategii - bo zamiast standardowego wyboru na etapie plemiennym typu "Wywalamy albo kogoś słabego, albo nielojalnego" doszła m.in. możliwość osłabienia przez to przeciwnego plemienia, gdy silny zawodnik zamieni się na RI ze swoim świeżo wywalonym bliskim. Na co liczył choćby Brad, wywalając Rachel i oczekując, że Tyson się z nią zamieni. A że nic z tego nie wyszło, to inna sprawa ;)
Sam cast też wyszedł świetnie i nie mogę się pratycznie do nikogo przyczepić, bo i weterani byli fani i ich rodziny. No może jedynie Coltona bym wywalił z tego składu :P Ale z drugiej strony, dzięki niemu w grze pojawił się Caleb więc nie ma na co narzekać. Całość pozytywnego obrazu uzupełniają jeszcze: zdecydowanie zasłużony zwycięzca (Tyson wypadł naprawdę świetnie), arcyciekawi gracze nie bojący się głosować nawet na swoich bliskich (Ciera), ludzie z ciekawą historią (Vytas), no i po prostu ciekawy przebieg wydarzeń, począwszy od tych wszystkich interakcji między weteranami a ich bliskimi i różnorodną siatką sojuszy premergowych, poprzemieszaniowych i pomergowych, a skończywszy na losowaniu kamyków podczas rady - dopiero drugi taki przypadek w historii Survivor!
Żeby jednak nie było tak pięknie i słodko, muszę do tej beczki miodu dodać łyżkę dziegciu. Bardzo nie podobał mi się twist z samego początku sezonu, z natychmiastową radą plemienia jeszcze na plaży w momencie rozpoczęcia gry. Dwoje uczestników zostało już na samym starcie pozbawionych szans na normalną grę i musiało iść na Redemption Island. Głupie i tyle. I nie przekona mnie nawet argument, że padło akurat na Ruperta i Candice, których sporo osób ma dosyć - bo przecież mogło paść na kogokolwiek innego. Wyobraźmy sobie, co by było, gdyby padło np. na Cierę. I już by nie było tak pięknie ;) Więc temu twistowi jestem i konsekwentnie będę przeciwny i mam nadzieję, że już więcej go w żadnym sezonie nie zobaczę. Ale to na szczęścia tylko jedyna rzecz, jaka mi się w tym sezonie nie podobała. Cała reszta to już był miód, cud i orzeszki ;) Nie robię rankingu sezonów Survivor, ale gdybym robił, to nr 27 z pewnością byłby w topce. Pewnie w Top5. I myślę, że niemal na pewno go sobie jeszcze kiedyś odświeżę :)


No to lecim z podsumowaniem indywidualnym:

Rupert - lubiłem go w Pearl Islands i w All Stars, w HvV też, mimo że trochę jednak wtedy zdziadział. Jak go zobaczyłem w składzie tego sezonu to wiedziałem, że będzie prowadził dokładnie ten sam styl gry, czyli zero wbijania komuś noża w plecy, ale i tak uznałem, że skoro już się pojawił w tym sezonie to spoko, chętnie go zobaczę. A tu klops, bo durny twist pogrążył go od razu na starcie. No dobra, może nie konkretnie jego, ale przecież było wiadomo, że jak tylko jego żona została wykluczona z plemienia to on się z nią zaraz zamieni. No i dobrze, bo przynajmniej ona dostała szansę na grę. Szkoda tylko, że on już nie...

Colton - beznadzieja, żenua, farsa. Tyle mam do powiedzenia na jego temat. W One World miałem do niego może nie sympatię, ale jakieś tam małe uznanie za to, że dużo kombinował i bawił się w strategię. Tutaj mnie tylko wkurzał swoim durnym zachowaniem. W strategii też cienizna - izolował się od reszty, a potem próbował wszystkich ze sobą skłócić i miałe wielkie pretensje, że inni chcieli go wywalić, gdy przejrzeli jego machlojki. I jeszcze się okazało, że pierwszy medical był tak naprawdę zamaskowanym quitem :/ Nigdy więcej Coltona w Survivor!

Rachel - ładna i miła babka, a do tego silna w zadaniach. Odpadła tylko dlatego, że w jej plemieniu rządził sojusz facetów, a Brad wymyślił sobie, że jak ją wytnie to Tyson się z nią zamieni. Całe szczęście, że jego plan nie wypalił :) Lubiłem Rachel, ale było oczywiste, że Tyson ma dużo większe szansę w tej grze i cieszę się, że Rachel też to rozumiała.

Marissa - wygadana i ogarnięta więc wydawała się mieć potencjał na nienajgorszego gracza, ale pogrążył ją mocno Gervase swoim głupim i prowokacyjnym zachowaniem po pierwszym zadaniu. Choć całkiem możliwe, że i bez tego sojusz Brada pozbyłby się jej, widząc w niej zagrożenie.

Candice - zdecydowanie najbardziej pechowa osoba w całym sezonie. Przez głupi twist nie miała szansy pograć nawet przez chwilę, bo skoro ona i John dołączyli do obsady tego sezonu w ostatniej chwili i nikt się ich nie spodziewał to było oczywiste, że Candice jako babka bez żadnych przedsezonowych układów i sojuszy będzie przez wszystkich wskazana do odpadnięcia w głosowaniu, przed którym nikt nie miał szans się z nikim naradzić... Jedyne co można powiedzieć o jej udziale w tym sezonie to dobra walka na kilku zadaniach na RI i jej fajna relacja z Johnem. W pewnym momencie znaleźli się na RI sami i żyli sobie tam jak na jakichś romantycznych wakacjach :P No i nie dziwię się, że Candice była taka cięta na Brada za eliminację Johna. Pewnie każdy by był na jej miejscu...

Brad - bardzo aktywny w strategii od samego początku i choć sojusz facetów nie był złym pomysłem to Brad w tej swojej strategii był jakiś taki zbyt nachalny i pewny siebie. Wywalenie Marissy było jeszcze ok, eliminacja Rachel też mogłaby się obronić (choć ja byłem pewien, że Tyson się z nią nie zamieni i Brad w ten sposób tylko pozbawi plemienia silnej zawodniczki), ale potem to już było jedno wielkie pasmo przestrzelonych ruchów. Począwszy od zupełnie nieptrzebnego uderzenia w Johna, który by go nie zdradził, a skończywszy na grze na kilka frontów, przez co Caleb poczuł się zagrożony, a ostatecznie skończyło się to odpadnięciem Brada, który wcześniej był świetnie ustawiony. Eliminacja Brada to jeden z największych samobójów, jakie kiedykolwiek widziałem w Survivor :) Ale bynajmniej na to nie narzekam, bo dzięki temu ta rada plemienia była wyjątkowo ciekawa :)

Kat - nie należę do jej wielkich fanów i była mi obojętna, choć przyznaję, że w kilku momentach mnie rozbawiła jak choćby wtedy, gdy pokłóciła się z Coltonem podczas zadania :D W strategii jednak zbyt pasywna, była poza sojuszem, a jak chciała bawić się w kombinowanie i uderzyć w Monicę to wybrała sobie najgorszą osobę do zwierzeń, czyli Tinę, która była sojuszniczką Moniki. Relacja Kat z Haydenem też była jakaś taka dziwna, chyba zbyt mocno dała mu się psychicznie zdominować w tym związku, skoro bała się, że jej odpadnięcie przed mergem spowoduje, że on z nią zerwie...

John - z charakteru go bardzo polubiłem, bo okazał się naprawdę sympatycznym i dość uczuciowym gościem - takie trochę przeciwieństwo wyrachowanej Candice ;) W grze jednak był od swojej żony dużo mniej ogarnięty i dawał się wodzić za nos. Największy błąd zrobił ze wskazówką otrzymaną od Candice - powinien albo szukać samemu tego immunitetu dzień i noc, żeby go w końcu znaleźć, albo szukać go razem z Bradem, a najlepiej też i resztą facetów - bo ty by sprawiło, że oni by mu ufali. A tak Brad miał poczucie, że John kręci za jego plecami, co nie było prawdą, no ale John nie wyczuł, że Brad stracił do niego zaufanie i skończyło się blindsidem.

Laura B. - nie powaliła mnie grą, ale też i dużo od niej nie oczekiwałem - jak na żonę Ruperta przystało, nie jest to typ gracza, który lubi kombinować i spiskować przeciw innym ;) Mimo wszystko starała się coś tam robić i choć często wyglądało to dość nieudolnie to widać było, że im więcej doświadczenia zyskuje, tym bardziej to procentuje. Możliwe, że za drugim razem poszłoby jej lepiej. Tak czy inaczej, przetrwała chyba dwie rady, kiedy była zagrożona więc za to plus. No ale minus za mówienie Vytasowi bez konsultacji z innymi, że on odpadnie. Choć i bez tego by pewnie odpadła, bo nie miała z nikim przed sezonem żadnego sojuszu. Trochę pogrążył ją twist z początku sezonu, przez który trafiła do plemienia z weteranami, zamiast do tego z "bliskimi".

Aras - w Exile Island jakoś za nim nie przepadałem. Tutaj go polubiłem i podobała mi się ta jego relacja z Vytasem - braterska, ale i oparta na rywalizacji. W strategii było dobrze aż do mergu - był jednym z liderów mocnego sojuszu i to między innymi on decydował, kto odpadnie. Niepotrzebnie uwziął się tylko na Laurę M - gdyby nie to, mógłby mieć w niej sojuszniczkę po mergu. No i przy okazji dobrą masażystkę ;) Ale największy błąd Arasa to zbytnia pewność siebie po mergu i nie dostrzeżenie w porę, że Tyson i Gervase chcą go zdradzić. Niby potem przyznawał, że sam planował wobec nich podobny ruch, no ale w Survivor liczy się dobry timing, a w tym Aras był gorszy od Tysona ;) Wrażenie jednak zostawił dobre i podobało mi się zarówno to, jak zareagował na luzie po swoim blindsidzie, jak i merytorczne pytanie zadane na radzie.

Vytas - jedna z trzech moich ulubionych osób w tym sezonie, po Tysonie i Cierze. Miał nie tylko bardzo ciekawą historię w postaci trudnej przeszłości, ale i niesamowity social, którym potrafił się "sprzedać" tak, że wszyscy go szybko polubili. Strategicznie też było nieźle - najpierw ustawił się w sojuszu facetów, gdzie miał mocną pozycję, ale też potrafił odwrócić się od Brada na radzie, żeby uniknąć losowania kamyków. Po przemieszaniu znalazł się w trudnej pozycji, ale grał świetnie socjalem i się uratował, choć teraz dzięki Wam wiem już, że wpływ na to miały też sojusze zawarte przed sezonem. Po mergu popełnił jednak ten sam błąd co Aras - zgrzeszył zbytnią pewnością siebie i nie docenił Tysona. A gdy odpadł Aras to i dni Vytasa były już policzone.

Caleb - bardzo sympatyczny gość i nie mogę się nadziwić, jakim cudem wytrzymywał z Coltonem... W grze radził sobie naprawdę nieźle - najpierw znalazł się w sojuszu facetów, ale gdy podczas rady zaczął mieć wątpliwości, czy Brad nie chce w niego celować, dokonał zaskakującego ruchu i wywrócił do góry nogami całą hierarchię w plemieniu, przyczyniając się do eliminacji Brada :) Potem znalazł się w pozycji głównego rozgrywającego i aż szkoda, że w tym momencie nastąpiło przemieszanie plemion, bo bardzo mnie ciekawi, czy Caleb trzymałby dalej z Vytasem i Haydenem, czy może jednak z Cierą i Katie :) Po przemieszaniu plemion wspólnie z Haydenem dogadał się z Tysonem i Gervas'em na sojusz, co było dobrym ruchem, jednak niepotrzebnie ujawnił Tysonowi szczegóły ze wskazówki do HII. Po mergu trochę "zgasł" i trzymał się w cieniu Haydena i jeśli coś można mu zarzucić to może właśnie zbytnią pasywność na tym etapie gry i brak spróbowania przeciągnięcia Ciery do sojuszu. Ale i tak wypadł bardzo pozytywnie i naprawdę dało się go polubić. Tym bardziej przykro, że krótko po emisji tego sezonu Caleb stracił życie w tragicznym wypadku :(

Katie - dość sympatyczna, ale też dość pasywna w grze. Miała znikomy wpływ na grę i praktycznie przez cały czas o jej grze decydowali inni. Cudem dotrwała do mergu, głównie dzięki temu, że w jej plemieniu wszyscy wycinali się nawzajem i ogólnie działy się cuda na kiju, a potem chroniła ją Tina, a przynajmniej tak długo, jak mogła. Katie do tak dalekiego etapu dotarła praktycznie tylko dzięki temu, że stanowiła dla Tysona i spółki najmniejsze zagrożenie. Na plus tylko szukanie immunitetu, ale jej kłamstwo, że go znalazło, błyskawicznie wykryła Ciera :) I choć Katie ostatecznie odpadła przez kamyki to jednak trudno nie oprzeć się wrażeniu, że było to naprawdę bardzo sprawiedliwe losowanie, bo ona i tak miała wkrótce odpaść, a gdyby przez kamyki odpadła Ciera lub Tyson to mocno bym się wkurzył :P

Hayden - przez pierwsze pół sezonu niespecjalnie go polubiłem i wydawał mi się takim trochę niezbyt mądrze myślącym mięsniakiem, który po prostu sobie jest w swoim sojuszu i robi tam za number - ale na szczęście potem Hayden pokazał się z zupełnie innej strony :) Po przemieszaniu wprawdzie wspólnie z Calebem zdradził Tysonowi informacje co do lokalizacji HII, ale jednocześnie zawiązał też z nim sojusz, a po mergu trzymał się dalej z Calebem, ale to on był z tej dwójki dużo bardziej aktywną stroną. Gdy tylko zorientował się, że Tyson tę dwójkę zdradził, próbował się ratować i dokonał czegoś, co wydawało się praktycznie niemożliwe - przekonał podczas rady Cierę do tego, żeby zaryzykowała swoje bezpieczeństwo i losowała kamyki. Nie dość, że sam dzięki temu zapewnił sobie bezpieczeństwo na radzie, na której miał odpaść to jeszcze dużo bardziej zwiększył swoje szanse na wygraną - pod warunkiem oczywiście, że Tyson wylosowałby kamyk. Nie udało się, ale Hayden próbował jeszcze wspólnie z Cierą przeciągnąć na swoją stronę Monicę. Ostatecznie nic z tego nie wyszło, ale podobało mi się, że ten gość do samego końca walczył o przetrwanie i sporo tym u mnie zaplusował.

Laura M. - w Samoa nie za bardzo ją lubiłem, ale w tym sezonie zyskałem do niej sporo sympatii. Strategicznie wprawdzie nie powalała - dała się zblindsidować Arasowi, a po powrocie też nie była w stanie zamieszać - ale niesamowita była jej walka na RI i niewiele brakowało, by dokonała czegoś na pozór niemożliwego - wróciła do gry aż dwukrotnie. Bardzo ciekawa była jej relacja z Cierą - na początku Laura robiła za mentorkę, a potem to Ciera wprowadzała ją w niuanse strategii i sytuacji w plemieniu, a potem instruowała, jak Laura ma grać :) Może i momentami ta relacja matki z córką była trochę zbyt ckliwa i zbyt wiele łez się tam lało - no ale wiadomo, Survivor to też show więc swoje prawa ma ;) A ostatecznie ich wzajemne relacje fajnie się śledziło.

Ciera - rewelacyjna, kapitalna, niesamowita ;) Pozostawiła po sobie naprawdę świetne wrażenie! I była dla mnie zdecydowanie jednym z większych zaskoczeń tego sezonu, bo początkowo ledwie zauważałem, że ktoś taki w ogóle jest w grze. Przed mergem nie miała lekko - rządził sojusz facetów, a ona nie błyszczała w zadaniach więc mogła odpaść, gdyby nie bunt Caleba... ale potem zaczęło być już coraz lepiej. Dobrym ruchem z jej strony było wejście w sojusz Tysona i wciągnięcie tam matki, a w końcu i zagłosowanie przeciw niej - ten ruch był naprawdę mocny, a cała ta emocjonalna otoczka tylko pokazała, że Ciera okazała się naprawdę bardzo fajnym graczem. Niestety dla niej, zbyt późno zorientowała się, że w swoim sojuszu jest numerem 4 i dokonała ruchu o jedną turę za późno - powinna była kombinować przeciw Tysonowi jeszcze w momencie, gdy w grze był Caleb. Potem było już na to za późno i tylko kamyki mogły jej pomóc, ale szansę na to miała tylko 33%. Tym większy szacun dla niej, że ostatecznie na to się zdecydowała. Odpadła na etapie Top5, ale swoją grą naprawdę zyskała wielki szacunek i sympatię chyba zdecydowanej większości fanów Survivor :)

Tina - już samo jej pojawienie się w tym sezonie było dla mnie sporą niespodzianką ;) Do przemieszania radziła sobie jak najlepiej - była w mocnym sojuszu i nic jej nie groziło. Po przemieszaniu też nie było źle, bo nadal miała numerki po swojej stronie, ale popełniła jeden bardzo duży błąd, dając Monice do zrozumienia, że ona w nagrodę z lojalność będzie w jej sojuszu numerem 5. Po czymś takim było oczywiste, że Monica przeskoczy do Tysona. Potem Tina została szybko pozbawiona pozycji i trafiła na RI, skąd o dziwo wróciła. Brawa dla niej za walkę na RI i za szukanie HII, bo pamiętam, jak mimo swojego wieku nadal była w stanie skakać po drzewach ;) Ale po powrocie z RI nie była już w stanie w żaden sposób przeciwstawić się sile sojuszu Tysona.
Szkoda jej było na reunion, gdy dosłownie dwa tygodnie wcześniej straciła w wypadku syna... Kurde, jakieś fatum chyba ciąży na uczestnikach Survivor, że tyle tych różnych tragedii :/

Gervase - jego powrót był dla mnie największa niespodzianką, gdy tylko zobaczyłem cast tego sezonu. O żesz kurde, wrócił ktoś z pierwszego sezonu?? Wow, nie spodziewałem się, że jeszcze kiedykolwiek zobaczę w Survivor kogoś z Bornego! :) A Gervase'a akurat lubiłem zawsze - taki pozytywnie zakręcony gość, choć w Borneo jeszcze zupełnie nieogarnięty w strategii. Tu już było widać, że trochę się nauczył, aczkolwiek dalej popełniał błędy. Źle wszedł w ten sezon - fatalnie radził sobie w wodzie w pierwszym zadaniu, a potem jeszcze puszeniem się przed drugim plemieniem udupił swoją krewną Marissę. Później jednak się ogarnął i nie tylko dobrze radził sobie w zadaniach, ale i wkręcił się w dobry sojusz, a potem mądrze trzymał się Tysona. I choć zdarzało mu się dokonywać swoich ruchów, jak np. zagłosowanie na największego kumpla, czyli Arasa, to jednocześnie trzymając się Tysona był też cały czas w jego cieniu i to na Tysona spływał cały splendor związany z dokonywaniem przełomowych ruchów w grze. Gervase miał też od niego gorszy socjal i czasem zaliczał duże wtopy jak np. wtedy, gdy podczas rady poniekąd przyznał Cierze, że ona jest numerem 4 w sojuszu. Na kolejnej radzie jeszcze walnął jakąś głupotę w stronę Moniki, kiedy decydowało się, czy ona nie przeskoczy do Ciery i Haydena. Więc mimo poprawy gry, nadal trochę z tego nieogarniętego Gervase'a zostało ;) Gdyby on chciał naprawdę wygrać to musiałby pozbyć się Tysona. Niby na finałowej radzie deklarował, że miał taki zamiar i ja mu nawet wierzę - no ale chcieć coś zrobić, a tego dokonać to spora różnica i cała zabawa polega na tym, żeby w Survivor potrafić zrealizować swoje plany :)
Jeszcze z takich kwestii pozastrategicznych, bardzo nostalgicznie zrobiło się w zadaniu z robakami - bo Gervase nie tylko robił te same miny co w Borneo, ale i dostał nawet dokładnie takie same robale do zjedzenia :D To był chyba zresztą taki ukłon producentów w stronę starych, sentymentalnych widzów śledzących Survivor od pierwszego sezonu :)

Monica - mam pewien problem z oceną jej gry, bo niby Monica nie była główną rozgrywającą, ale też trudno mi się do czegoś konkretnego w jej przypadku przyczepić. Na pewno miała pod górkę ze względu na Brada, który swoją agresywną grą robił sobie wrogów i po jego odpadnięciu cały hejt skierował się na Monicę. Ona z kolei starała się trzymać dobry socjal, ale jednocześnie sporo osób było do niej jakoś dziwnie negatywnie nastawionych. A ona po prostu zrobiła co mogła - wkręciła się w pewny sojusz i pozbyła polującej na nią Kat, a po mergu słusznie zrobiła przeskok do nowego sojuszu, wiedząc że w starym nic nie ugra. A że nie zdradziła Tysona i Gervase'a? No niby mogła, ale z kim by miała iść do finału? Z Cierą czy nawet Haydenem też by nie wygrała. Katie grała gorzej, ale też miała w jury więcej przyjaciół. Monica wycisnęła chyba tyle, ile w jej sytuacji się dało. A przy okazji dało się od niej czuć, że ma klasę i szkoda, że zebrała tyle hejtu w finałowej radzie i wcześniej w grze.

Tyson - absolutnie zasłużony zwycięzca :) Co cieszy mnie o tyle, że od początku sezonu był jedną z tych osób, za które najbardziej trzymałem kciuki. I bardzo mnie jego wygrana cieszy :) Niesamowite też, jak duży progres zaliczył - w Tocantins był nie tylko niezbyt sympatyczny, ale i bardzo nieogarnięty w grze. W HvV już zacząłem go lubić, ale próba zrobienia przez niego ruchu zakończyła się bardzo efektownym samobójem ;) A tutaj proszę - przyszedł od razu z jasno określonym celem zdobycia miliona i od samego początku do tego konsekwetnie dążył. Wkręcił się do mocnego sojuszu i zyskiwał w nim coraz większe wpływy, czego efektem było zawiązanie mocnej i dobrze rokującej więzi z Gervase'm. Jednocześnie dbał też mocno o socjal, czym zjednywał sobie ludzi, a jak już robił coś z gatunku villain to tak, żeby inni go nie widzieli - jak z wyjadaniem kokosów leżących niedaleko obozu :D Dobrze też zrobił, że nie zamienił się z Rachel na RI, a jej odpadnięcie tylko zmotywowało go do większego skupienia się na grze. Po przemieszaniu od razu wyszedł z inicjatywą zawarcia z Haydenem i Calebem sojuszu, co było świetnym ruchem. Do tego jeszcze wyciągnął od tej dwójki informacjeo HII, dzięki czemu znalazł go nie mając nawet wcześniej w ręku wskazówki. Po mergu miał świetną pozycję, bo praktycznie z każdym miał jakiś układ i wybrał najlepszą z możliwych opcji czyli uderzenie w Arasa, Vytasa i Tinę i w rozbicie dwójek. Namówił Cierę do głosowania na własną matkę i konsekwentnie eliminował nie tylko swoich wrogów, ale i osób, które były z nim w sojuszu, a które mogły mu zagrozić - Caleba, Haydena i Cierę. Zrobił też coś naprawdę szalonego - na etapie Top6 zdecydował się na losowanie kamyków, mimo że miał jeszcze wtedy HII i mógł z niego skorzystać. On jednak wolał zaryzykować i zachować sobie HII na top5. Niby w razie wpadki trafiłby na RI, gdzie za chwilę mógłby wrócić - ale równie dobrze mógłby nie wygrać tego zadania i odpaść definitywnie z gry, a wtedy pewnie posypałyby się na niego hejty, że odpadł w frajerski sposób ;) Moim zdaniem jednak dobrze zrobił, bo HII mógł go uratować na etapie Top5. Niewiele osób zdecydowałoby się na jego miejscu na kamyki - pewnie nawet Boston Rob by nie zaryzykował i wymiękł ;) A Tyson nie - i za to tym bardziej szacun. No i jeszcze na końcu zdobył dwa ostatnie immunitety, co w połączeniu ze świetną strategią i socjalem, dały mu finał i zasłużone zwycięstwo. W finałowej radzie też wypadł najlepiej ze wszystkich - dużo mówił o strategii i swoich ruchach, ale uderzył też w emocjonalne tony, wspominając o Rachel. Podobały mi się też jego confy - jak choćby ta, w której krytykował chyba Gervas'e czy Cierę, że dają do zrozumienia Monice, że ona tam robi tylko za number. A Tyson na confie powiedział tak: "Jeśli chcesz wygrać to nigdy nie daj odczuć osobom, które są na dnie twojego sojuszu, że faktycznie tam są i utrzymuj ich cały czas w przeświadczeniu, że są wysoko i mają mocną pozycję". Amen ;)



Jak zwykle wyszło mi bardzo długaśne podsumowanie... Ale co tam. Sezon świetny więc i podsumowanie musi być porządne ;)
Obrazek

ODPOWIEDZ

Wróć do „Survivor 27: Blood vs. Water”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości