S28E13 "It's Do Or Die" - finał + reunion show

Awatar użytkownika
Davos
6th jury member
Posty: 582
Rejestracja: 16 lut 2019, 01:44
Kontakt:

S28E13 "It's Do Or Die" - finał + reunion show

Post autor: Davos »

No dobra, czas na podsumowanie całego sezonu i poszczególnych graczy :)
Sam podział uczestników na 3 plemiona już wystarczająco mnie ucieszył i mniejszą rolę odgrywał już dla mnie fakt, w jaki sposób ich podzielono, choć przyznaję, że dobór graczy do plemion wg cech był oryginalny. I zabawny, gdy zwłaszcza w przypadku Brains okazało się to być mocno na wyrost ;) Na pewno też był to sezon, w którym sporo się działo i choć nie objawił się żaden mastermind, który w pełni kontrolowałby grę to jednak Tony na tle pozostałych jest zasłużonym zwycięzcą, bo sporo mieszał. I to głównie jemu zawdzięczamy sporą liczbę blindsidów, które często zaskakiwały nie tylko przeciwników Tony'ego, ale i jego sojuszników :) Rady plemienia bywały często nieprzewidywalne, ale przez to były ciekawe, no i zdarzały się podczas nich bardzo zabawne momenty i dyskusje. Ogólnie ten sezon był taką Survivorową jazdą bez trzymanki i przez to oglądało się go nieźle, od początku do samego końca. Nawet mimo niezbyt mądrych ruchów niektórych graczy ;)


Indywidualne oceny:

David - klasyczny przykład Survivorowego falstartu. Może i miał nawet jakiś tam potencjał na kogoś, kto mógłby potem namieszać, ale za wcześnie zaczął grę i zupełnie bezsensownie wytypował na "odpadnięcie" największego i najsilniejszego członka plemienia tylko dlatego, że widział w nim zagrożenie. Ale z tego jeszcze od biedy mógłby się uratować, gdyby zaraz po przybyciu do obozu wcisnął Garrettowi kit, że tak naprawdę to nie chciał w niego wycelować i wytypował go, bo wiedział, że ten nie odpadnie, a jest silny fizycznie i sobie poradzi i tak dalej... Ale konsekwentne celowanie w potrzebnego plemienu silnego faceta i jeszcze pozyskanie sobie do sojuszu jedynie Kass było już sporą głupotą i cieszyłem się, że to Garrett z tego starcia wyszedł zwycięsko, a David dostał kopa w dupę :P

Garrett - dawno już tak szybko nie zmieniła mi się opinia na temat jakiegoś zawodnika, w ciągu zaledwie jednego odcinka o całe 180 stopni - od początkowego uznania i sympatii do niechęci, facepalma i pukania się w czoło z powodu jego głupoty. Zaczął świetnie i nie tylko wykopał celującego w niego Davida, ale też stworzył sojusz, w którym miał najlepszą pozycję i jeszcze do tego znalazł ukryty immunitet. Ale potem chyba z nadmiaru władzy sodówka uderzyła mu do głowy, bo pomysł, żeby na otwartym forum przedyskutować, kto ma odpaść, był idiotyczny, nawet jeśli osobą mającą odpaść była beznadziejna J'Tia ;) Garrett w ten sposób nie tylko zniechęcił do siebie Tashę, ale i Kass i w ten oto piękny sposób został koncertowo i w piękny sposób wykopany z plemienia przez wkurzone na niego babki :) A apogeum jego głupoty było zostawienie HII w obozie. Nawet nie zabranie go na radę i nie użycie, ale po prostu zostawienie gdzieś w piachu, gdzie pewnie leży sobie do dziś ;) No cóż, facet szybko wspiął się na wysokiego konia i równie szybko z niego spadł, prosto na pysk.

Brice - jako jeden z pierwszych w plemieniu Beauty zaczął kombinować i zakładać sojusz, ale na swoją zgubę wybrał sobie do sojuszu chwiejnego Jeremiaha, co było błędem. A oprócz nich była jeszcze Morgan, no ale to nadal o jeden głos za mało, żeby mieć przewagę. Tak czy inaczej, Brice swoją grą nie zachwycił, a głos to on miał irytujący i miło z jego strony, że oszczędził widzom konieczności wysłuchiwania go w kolejnych odcinkach ;)

J'Tia - zgodnie z niepisaną zasadą Survivor, w każdym sezonie musi być albo gej, albo wkurzająca murzynka. Tym razem padło na opcję nr 2. J'Tia była w zadaniach koncertowo beznadziejna, ale to jeszcze dałoby się wytrzymać, gdyby rekompensowała to dobrą strategią albo chociaż socjalem. Niestety, nie było ani jednego, ani drugiego. To, że ona nie wyleciała z programu jako pierwsza, zawdzięcza tylko walce kogutów w swoim plemieniu, w której aż latały pióra. A coś takiego, jak wywalenie ryżu było już skrajną głupotą i wiadomo było, że to się na niej zemści, jeśli nawet nie na pierwszej radzie to na następnej. Cieszyłem się bardzo, gdy odpadła, bo gdyby zamiast niej wtedy wyleciał Spencer to sezon naprawdę bardzo wiele by stracił. No i sam Spencer zresztą ładnie podsumował J'Tię, kiedy podczas oddawania na nią głosu powiedział, że nie może uwierzyć, że ktoś taki jak ona jest inżynierem zajmujący się rakietami. Ja szczerze mówiąc też nie mogłem w to uwierzyć...

Cliff - wyróżniał się swoją potężną posturą i gdyby nawet próbował ukryć, że jest zawodowym koszykarzem to chyba i tak nikt by mu nie uwierzył ;) Szybko go polubiłem, bo był sympatycznym gościem, ale niestety też zbyt ufnym. Początkowo ładnie się ustawił i wszedł w solidny sojusz, ale po przemieszaniu w ogóle nie wziął pod uwagę opcji, że Tony chce go wywalić. Inna sprawa, że to był ze strony Tony'ego bardzo ryzykowny ruch i też się dziwiłem, że na to się zdecydował, bo Cliff byłby wobec niego lojalny. Jedynie ta jego więź z Lindsey była niezbyt dobra, bo ona nie była lubiana i inni chętnie widzieliby ją poza grą. Zabawne było jeszcze, jak Tony chciał się go pozbyć już wcześniej i sabotował zadanie, ale nawet mimo tego to plemię i tak wygrało z beznadziejnymi Brains :D

Lindsey - kłótliwa i izolująca się od wszystkich poza Cliffem, przez co w ogóle jej nie polubiłem, ale być może dałbym jej jeszcze szansę, gdyby chciało jej się grać. Ten jej quit po wywaleniu Cliffa był kuriozalny i beznadziejny. A najlepiej o tym wszystkim świadczy reakcja ludzi z jej plemienia, którzy cieszyli się z jej odejścia i w ogóle nie martwili się tym, że stracili przez to kolejną osobę z plemienia.

Alexis - była mi zupełnie obojętna. W pierwotnym Beauty nie wyróżniła się poza tym, że była w większościowym sojuszu i robiła za number, ale po przemieszaniu nie porafiła już przekonać innych, że po mergu będzie bardziej lojalna niż Jeremiah i reszta słusznie ją wykopała, bo istniało realne prawdopodobieństwo, że po mergu ona przeskoczy do resztek z Beuty i będzie z nimi chciała grać.

Sarah - na etapie plemion nawet ją lubiłem, bo tworzyła ciekawy duet z Tony'm, choć też wykazywała się wobec niego straszną naiwnością, przysięgając mu na odznakę i wierząc, że podobna przysięga z jego strony będzie dla niego cokolwiek znaczyć :P Przemieszanie wypadło dla niej o tyle niekorzystnie, że jako jedyna została rozdzielona ze swoim sojuszem z Brawn, ale też jednocześnie nikt jej nie chciał wykopać, bo ludzie z Brains błyskawicznie włączyli ją do sojuszu. Po mergu niespodziewanie stała się swing vote i miała świetną sytuację, bo mogła wybierać, z kim chce grać dalej, ale ona zrobiła najgorszą rzecz, jaką można zrobić w jej sytuacji i nie zadeklarowała się po żadnej ze stron i jeszcze każdą utrzymywała w przeświadczeniu, że może przeskoczyć do tych drugich. A to się często kończy źle dla takiej niezdecydowanej osoby przekonanej o swojej władzy. Christy z Amazon i Dolly z Vanuatu pozdrawiają :) Swoją drogą rada, podczas której odpadła Sarah była kapitalna - Tony i RJ wykorzystali swoje HII, sojusz Spencera uderzył w Jefrę, a ostatecznie dzięki przeskokowi Kass odpadła Sarah, która z rozdziawioną japą mogła się tylko przyglądać jak inni ją pięknie rozegrali :)

Morgan - nie zachwyciła mnie niczym, a te jej ciągłe wstawki o tym, jaka to ona nie jest piękna, tylko mnie irytowały. Na etapie Beauty miała szansę zdobycia HII, ale nie potrafiła go znaleźć i po odpadnięciu Brice'a przetrwała tylko dlatego, że jej plemię nie musiało już iść na radę. Po przemieszaniu trzymała się dziewczyn i dotrwała do mergu, ale nie była tam aktywna i robiła jedynie za number.

LJ - był zdecydowanie najlepszym graczem z plemienia Beauty i jedną z osób, która naprawdę fajnie grała. Jako jedyny wyczaił, że Morgan za tymi skałami szukała immunitetu i potem sam go znalazł. W Beauty miał świetną pozycję i szybko zjednał sobie innych ludzi, dobrze też wypadał w zadaniach. Po przemieszaniu znalazł się w mniejszości i teoretycznie jako zagrożenie fizyczne i strategicznie był pierwszy do odstrzału, ale dzięki świetnemu socjalowi szybko nawiązał więź z Trish, a potem zyskał zaufanie Tony'ego na tyle, że wszedł do jego sojuszu. Po mergu jednak dał się podejśc Tony'emu, ale nie winię go za to. Pewnie LJ później też uderzyłby w Tony'ego, ale jego pech polegał na tym, że Tony bardzo wcześnie zaczął pozbywać się sojuszników i udało mu się całkowicie zaskoczyć LJ (i przy okazji też Jefrę, Trish i Kass).

Jeremiah - dość sympatyczny gość, ale to w sumie tyle. Grą szału nie zrobił - ot na początku był tą osobą, od której zależało, który sojusz w plemieniu będzie górą i tu Jeremiah wybrał lepszą opcję. Po przemieszaniu walczył z Alexis o przetrwanie i był osobą, która wzbudzała większe zaufanie więc dotrwał do mergu, a tam przez przeskok Kass jego dni były już policzone. Nie pamiętam jego ruchów poza może przekonywaniem wspolnie ze Spencerem do przeskoku Jefry. Nawet, gdyby to sojusz Jeremiaha był po mergu górą to on sam dałby się ograć lepszym od siebie.

Jefra - nie była jakimś wybitnym graczem, ale wzbudzała sympatię i miło się na nią patrzyło :) Trzymała się LJ'a i dotrwała bez większych problemów do mergu, ale po blindsidzie swojego sojusznika powinna przeskoczyć do Spencera i Jeremiaha, z którym przecież też trzymała na etapie Beauty. Miała szansę odegrać się na Tony'm, ale ona zrobiła duży błąd, trzymając się go blisko, ale jednocześnie pozwalając, by on dowiedział się, że w ogóle myślała o przeskoku. A to już ściągnęło na nią gniew (i przy okazji paranoję) Tony'ego, co przy jej niezdecydowaniu skończyło się jej blindsidem.

Tasha - świetna i waleczna babka, choć w pewnym momencie obawiałem się, że nie odwróci się od J'Tii i po eliminacji Garretta będzie też chciała wyrzucić Spencera. Na szczęście ona potrafiła myśleć i go zostawiła, a po przemieszaniu wspólnie z nim i z Kass rozdawali karty. Po mergu jednak, gdy zdradziła ich Kass, była już w ciągłej defensywie i uciekała od topora jedynie dzięki wygrywaniu immunitetów. Szacun dla niej za te świetne wyniki podczas zadań, no i za próbę wzbudzenia paranoi u Tony'ego. Ostatecznie nie udało jej się nic wskórać, ale brawo za walkę do końca.

Trish - do połowy sezonu była świetna i nawet w pewnym momencie uważałem jej grę za najlepszą, bo choć często stała w cieniu i nie była tak efektowna jak Tony to jednocześnie była aktywna. Znalazła się w mocnym sojuszu i zyskała zaufanie Tony'ego, a po przemieszaniu pozyskała też LJ'a, ale najlepszy ruch zrobiła zaraz po mergu, gdy namówiła Kass do głosowaniu na Sarah i to właśnie Trish wywołała całą tę lawinę zdarzeń, która spowodowała, że to Tony i jego ekipa byli górą. Niestety potem gdzieś zniknęła i była zbyt bierna, a na robione za jej plecami przez Tony'ego blindsidy w ogóle nie reagowała. I właśnie ten brak reakcji i choćby próby zneutralizowania Tony'ego było największym błędem Trish, bo ostatecznie sama została przez niego zblindsidowana. Choć mały minus należy też jej się za socjal pod koniec gry, bo tymi kłótniami z Kass tylko pogarszała swoje szanse na zwycięstwo w finale, gdyby tam dotarła.

Spencer - świetny i aktywny gracz, który jak chyba nikt inny w tym sezonie krążył po prawdziwej sinusoidzie, jeśli chodzi o pozycję i władzę - od kogoś, kto rozdawał karty, po kogoś, kto musiał się ciągle bronić, potem znów miał wpływ na grę, a za chwilę znów nie ;) Na początku uderzył w Davida wspólnie z Garrettem, ale po głupocie tego ostatniego znalazł się w pozycji, gdzie musiał walczyć o życie. Na szczęście potrafił jednak przekonać Tashę i Kass, że będzie nie tylko dobry w zadaniach, ale i lojalny wobec tych dwóch babek. Przemieszanie przyniosło mu odmianę losu w grze, bo wspólnie z Kass i Tashą dzielił i rządził w nowym plemieniu, a po mergu miał po swojej stronie Sarah i byłby w świetnej pozycji, gdyby nie zdrada Kass, która rozwaliła mu grę. To on też zaproponował, by zaraz po mergu uderzyć w Jefrę, której wg niego nikt nie oddałby immunitetu i miał rację, a Tony i LJ zmarnowali na tej radzie swoje HII. Gdy Kass się odwróciła od jego sojuszu, znalazł się w defensywie, ale cały czas świetnie się bronił i umiejętnie podsycał paranoję Tony'ego, napuszczając go na swoich sojuszników i prowokując do ich eliminacji, dzięki czemu samemu piął się coraz wyżej. Mało brakowało, a zaszedłby do finału, gdzie pewnie by wygrał, no ale zabrakło mu dwóch zdobytych immunitetów - albo jednego i trzyosobowego finału. Był też świetnym obserwatorem i od razu skumał, że finał będzie dwuosobowy, co próbował wykorzystać jako argument do przekonania Tony'ego, że warto go zostawić do Top3, bo wtedy to on, a nie Tony będzie celem dla innych. Podsumowując, dobry był z niego gracz i gdyby numerki były dla niego trochę bardziej przychylne to miałby duże szanse na wygranie tego sezonu. Choć oczywiście błędy też popełniał, jak ze zbyt narwanym poszukiwaniem HII, co skończyło się tak, że nagle w tym samym miejscu i czasie całe plemię szukało immunitetu :D No, przynajmniej było zabawnie :D

Kass - była bardzo aktywnym graczem i manipulatorem, ale ciężko uznać mi jej grę za dobrą, bo jej ruchy były często niepotrzebne, a czasem i głupie, nawet jeśli zmieniały kierunek gry. W Brains stanęła początkowo po stronie Davida, potem nagle zyskała władzę i wykopała Garretta, a dalej już wspólnie z Tashą i Spencerem rządziła w przemieszanym plemieniu. Po mergu jednak dała się ponieść emocjom i zmieniła strony tylko dlatego, że była wkurzona na Sarah i chciała ją "zdetronizować". Ostatecznie dotrwała do Top3 i mało brakowało, by weszła do finału, bo do zdobycia immunitetu zabrakło jej dosłownie pół sekundy - ale trzeba jasno powiedzieć, że jej droga do Top3 była dość szczęśliwa, bo gdyby nie obsesja Tony'ego na punkcie wykopywania swoich to skończyłaby pewnie w Top6 albo max Top5. A gdyby nawet jakimś cudem weszła do finału to nie miałaby tam szans chyba z nikim, bo miała fatalny socjal i zniechęciła do siebie wiele osób, a Trish to ją chyba nienawidziła :P Podsumowując - dla widza jej działanie mogło być ciekawe, bo wprowadzało dużo zamieszania, ale dla niej samej były to często działania autodestrukcyjne. Na plus za to confessy, podczas których pokazywała w pełni swój cynizm i zimne wyrachowanie :) No i dobre czytanie Spencera - wyłapywanie jego kłamstw szło jej naprawdę dobrze.

Woo - hm, od czego by tu zacząć... może od osobowości, bo tu przynajmniej nie będę marudził :P Z charakteru gość mi bardzo podpasował i szybko go polubiłem, a zapewne wpływ ma na to moja mała słabość do Azjatów w Survivor, która uaktywniła się szczególnie po występach Yula i Yau-Mana ;) Niestety Woo nie okazał się nowym wcieleniem żadnego z nich... Strategia nie była jego mocną stroną, a ruch z wzięciem do finału Tony'ego zamiast Kass był niestety bardzo zły. Choć przyznam, że wcześniej widziałem w nim jakiś potencjał również i pod względem gry. Początkowo wprawdzie Woo skumał się z Cliffem, ale potem w rozmowie z Trish wyznał, że byłby gotowy go zdradzić, gdyby mogło mu to pomóc zajść dalej w grze. Ostatecznie nie wziął udziału w blindsidzie Cliffa i wydawało się, że jest poza sojuszem Tony'ego, ale potem szybko do niego przeniknął i był chyba jedyną osobą, której Tony nie chciał zblindsidować :P Więcej, Woo nawet brał udział w kilku jego niecnych ruchach, jak blindside na LJ, Jefrze czy Trish. Problem w tym, że wszystkie większe ruchy, które robił Woo, robił też Tony, tyle że to ten drugi był ich inspiratorm. Woo miał za to świetny socjal i mógł wygrać ten sezon, no ale zabrakło decyzji o wykopaniu swojego kumpla... No i cóż, o ile jego ruch strategicznie pozbawił go miliona, o tyle z czysto ludzkiego punktu widzenia jestem w stanie go trochę zrozumieć. Gość był nauczycielem karate i przestrzegał jakiegoś tam honorowego kodeksu, a wiadomo, jakiego fioła Azjaci potrafią mieć na tym punkcie ;) No i Woo ostatecznie postąpił dokładnie tak samo jak niegdyś Colby, też lubiany i ogarnięty - zagłosował sercem, a nie rozumem. A w tej grze to niestety bardzo rzadko bywa opłacalne ;)
Na plus za to akcja z gonieniem Spencera, który szukał immunitetu :) I te wszystkie salta w powietrzu po zadaniach czy śmieszne okrzyki. Gość na pewno wprowadził do tego sezonu trochę kolorytu. I pewnym paradoksem jest, że on mimo wszystko mógł naprawdę zdobyć ten milion i zabrakło mu do tego... pół sekundy. Gdyby ostatnie zadanie o immunitet zdobyła Kass to bankowo wykopałaby przed finałem Tony'ego. I wtedy sezon wygrałby Woo... Życie jednak jest bardzo przewrotne :)

Tony - nie był to typ masterminda, ale w grze był aktywny od początku do końca i robił zdecydowane zamieszanie, a czasem i wręsz spustoszenie - nie tylko w szeregach wroga, ale i czasem we własnym obozie :P Myślał o grze cały czas i widać to było nawet w jego mowie, bo on gadał jakby cały czas mu się spieszyło - no bo w końcu trzeba zaplanować 10 kolejnych ruchów :D Na początku skumał się z Sarah i przyznał jej, że jest policjantem, dzięki czemu zyskał jej zaufanie, ale jednocześnie samemu miał w głębokim poważaniu wszystkie przysięgi i kłamał jak najęty, przysięgając wszystkim wszystko :D W pierwszym Brawn oprócz Sarah miał też świetną relację z Trish, dzięki czemu był w sojuszu rozgrywającym i już wtedy chciał się pozbyć Cliffa i Lindsey, co nie udało mu się tylko dlatego, że Brawn nie przegrało żadnego zadania, nawet gdy Tony jedno z nich próbował sabotować :D Udało się dopiero po przemieszaniu i Tony w miejsce Cliffa i Lindsey szybko pozyskał wspólnie z Trish LJ'a i Jefrę. No a po mergu to już była jazda bez trzymanki :) Wprawdzie przewagę zapewniła mu Trish, która przeciągnęła Kass, bo wszelkie próby przeciągnięcia Sarah przez Tony'ego spaliły na panewce, to ostatecznie jednak passa ułożyła się dla niego na tyle korzystnie, że mógł zaczął działać. Jego szybkie pozbywanie się sojuszników i działanie w tym celu nawet z wrogiem, a za plecami innych sojuszników, było bardzo ryzykowne i Tony mógł za to sporo zapłacić. Miał jednak szczęście, że ostatecznie nikt w niego nie celował, a ci którzy próbowali, nie mieli potrzebnych do tego numerków. Plus dla Tony'ego na pewno za znajdowanie immunitetów, a już genialnym ruchem był blef, że specjalny immunitet zapewnia mu ochronę aż do Top4. To było naprawdę bardzo cwane i wszyscy się na to dali nabrać. No i dobrze też wybrał kolejność eliminacji sojuszników, bo do samego końca zachował Woo, który jako jedyny miałby skrupuły z wykopaniem go przed finałem - i jak widać intuicja nie zawiodła w tym względzie Tony'ego. Milion zgarnął w pełni zasłużenie, jednak mimo odważnych ruchów, które docenili sędziowie i tego całego szumu, który Tony robił, nie da się nie zauważyć, że popełniał błędy i miał jednak sporo szczęścia. Przede wszystkim pozwolił dojść zbyt daleko Spencerowi i Tashy, a to mogło się na nim naprawdę zemścić. No i zbyt często Tony wpadał w paranoję i działał szybko i bez namysłu w sytuacjach, gdy przydałoby się zachować zimną głowę. Dawał się też czasem rozgrywać innym, którzy próbowali tę jego paranoję wykorzystywać, jak Spencer, Kass czy Tasha. Ale ostatecznie udało mu się wyszarpać to zwycięstwo więc brawo dla niego. Na pewno jego gra była ciekawa do oglądania. Choć mimo wszystko edit miał trochę za duży i było to niezbyt sprawiedliwe wobec innych graczy.


Co tu dużo gadać, sezon zakręcony, ale warty obejrzenia :)
Obrazek

ODPOWIEDZ

Wróć do „Survivor 28: Cagayan - Brains vs Brawn vs Beauty”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości