Póki co zapowiedzi Jeffa co do sezonu sprawdzają się, oby zostało tak do końca
NAGAROTE
Szacun za wygranie pierwszego wyzwania, kto by się spodziewał. I nawet Will wszystkiego nie spierniczył. Po tym odcinku nabrałem wiekszej sympatii do Shirin. Przykro mi było kiedy uświadomiła sobie że jest plemiennym wyrzutkiem i opowiadała o swoim dzieciństwie. Dobrze, że się trochę ogarnęła, nie jest jakąś moją faworytką, ale niech zostanie najdłużej jak to możliwe.
I czemu w poprzednim epie nie pokazali sceny Shirin, która widzieliśmy w krótkim przypomnieniu? Ja chcę ułyszeć jak ona "śpiewa" soundtrack z intra :3
Haha widziałem to na YT. Świetne to było :D kto z fanów Survivor nie nucił sobie tego.
Zachowanie Carolyn jest przezabawne, a jej relacja z Shirin przebija wszystko. Należy do osób, którym kibicuję, jednak najpiękniejszym scenariuszem byloby dla mnie zwycięstwo Jenn i do tego Hali w finale <3 trzecia osoba dowolnie poza Danem, Rodneyem i Willem.
Kelly prowadzi solidną grę, choć na początku nic na to nie wskazywało. Jednak niewątpliwie jest blisko z Mike'em i po połączeniu zgra się z Blue Collar, za którymi nie przepadam więc nie za bardzo jestem po jej stronie, choć jako osobę ją lubię. A nagroda z żółwiami też mi się podobała.
ESCAMECA
To plemię lubię zdecydowanie mniej, choć i tu mam swoich ulubieńców. Mike strategicznie nieźle to rozgrywa i muszę przyznać, że niesprawiedliwe go oceniłem na początku. W sumie kontroluje grę, pozbywa się zagrożeń i jest przekonywujący - nieźle zajął się Sierrą na TC. Choć dezyzja o podłożenie wyzwania kontrowersyjna - nie od dziś wiadomo że takie postępowanie lubi się mścić. Odrobinę szkoda mi Joaquina z tego względu, że w sumie po eliminacji So całkiem dobrze sobie radził, no i wolałem zobaczyć jak gaśnie pochodnia Rodneya, którego już nie mogę znieść. Obaj mają za swoje - mogli być bardziej dyskretni. Trzeba im przyznać, że pod względem arogancji i zachowania to rzeczywiście się dobrali. Okropnie nie lubię osób pokroju Rodneya, te jego teksty o Mike'u - ktoś kto nie żyje jak on, ma inne priorytety i system wartości to od razu jest jakiś dziwny. Zapatrzona w siebie i ograniczona kupa mięśni. Oczywiste było, że Sierra nie zechce grać z Rodneyem ale myślałem że zagłosuje na Joe ze względu na Joaquina, widać było że mają jakąś więź. Mam tylko nadzieję że jej głos nie był podyktowany tym, że uwierzyła słowom Mikea jako to ona ważna i kochana. Oby po połączeniu przeskoczyła do przeciwników. Joe trochę zawiódł tym razem, odniosłem wrażenie że jakoś słabo się starał mimo swojego kiepskiego położenia, miał szczęscie że Robotnicy zwrócili się przeciwko sobie. Tyler przewijał sie w tle.
Też lubię jak ten plemienny etap jest trochę dłuższy, mogliby z połaczeniem poczekać jeszcze przynajmniej jedną eliminację.