S30E14 "It's A Fickle, Fickle Game" + Reunion Show

marinhos
7th voted out
Posty: 114
Rejestracja: 01 cze 2014, 00:00
Winners at War: Rob
Kontakt:

Post autor: marinhos »

Jak zwykle czekałem na koniec sezonu, żeby na spokojnie obejrzeć wszystkie odcinki po kolei. Muszę przyznać jestem miło zaskoczony, poziom tego sezonu był dużo wyższy niż poprzedniego. Wiele emocji i ciekawych akcji. Co do uczestników to żaden nie przeszedł moim zdaniem do historii tego show, ale muszę skomentować idiotyczne zachowania.

Dan i wyzywanie matek od dziwek plus jazda po "shinini", co za typ. Krzyczał, że ukończył ukończył układankę dwa razy, a ułożył ją jakby był niespełna rozumu.

Will
popełnił masę strategicznych błędów zdradził swoich na samym początku, a potem nie robił nic mądrego.

Shirin oskarżała Willa, że sam zeżarł swoją nagrodę, a potem robiła z siebie ofiarę. Faktem jest, że przesadzali tam z jadami po sobie. Żenujące.

Rodney i Mike, dwóch przygłupów, ale Mike znacznie sprytniejszy. To najbardziej zakłamana osoba jaką widziałem ostatnio w Survivor.

Jedynym zawodnikiem, który był dobry i miał szansę przejść do legendy był moim zdaniem Joe, no ale odpadł zbyt szybko.

Ogólnie sezon na plus i podobał mi się. Poziomem gry i emocjami przebił poprzedni. Nie zawiodłem się

damian300d
5th jury member
Posty: 442
Rejestracja: 03 maja 2014, 00:00
Kontakt:

Post autor: damian300d »

Jakoś nie mogłem zabrać się za napisanie tego posta. W końcu się zmusiłem,ale raczej nic nowego nie napiszę.

Finał nie zachwycił ale czego tu się spodziewać. Jeśli ktoś wcześniej myslał, że Mike nie wygra tego sezonu, to ten odcinek rozwiał chyba wszelkie wątpliwości. W sumie lubię go, ale nie był najbardziej zasłużonym zawodnikiem. Nie przepadam za Carolyn ale to ona powinna zostać Sole Survivor, praktycznie cały czas miała sytuację pod kontrolą i strategicznie grała najlepiej. To że zajęła 2 miejsce razem z Willem to po prostu skandal i hańba. Niestety Grubas miał zagwarantowane miejsce w finale od połączenia, co tylko potwierdza, że zdecydowanie za wcześnie zrobili z nich jedno plemię. A jego zachowanie i modlitwa po finałowym zadaniu o immunitet były po prostu śmieszne.

Pojedynek na rozpalanie ognia był chyba najciekawszym momentem odcinka. Już myślalem że bedzie powtorka z niechlubnego starcia Becky vs Sundra. Dobrze, że Carolyn dokopała Rodneyowi. Grał całkiem dobrze jak na swoją emocjonalną niestabilnosć, ale nie wyobrażam go sobie jako finalisty. Pokazał swoj poziom w mowie pożegnalnej.

Wizyty bliskich zawsze mnie nudzą, ale tu już totalnie przesadzili z tą przewagą. Takie zabiegi w końcówce gry w ogole nie powinny miec miejsca, zwłaszcza że ta przewaga była ogromna. Nie ma porownania do tej z Filipin czy nawet Cochramoan. Śmieszne i żałosne zarazem jest to, że matka Mike'a miała chyba tyle samo conf co pozostali uczestnicy finałowego odcinka, a na ekranie gościła tak krotki czas.

Oczywiście wstawki live musiały być, na szczęscie nie było ich wiele. Boli brak Rites of Passage. Powinni zamieścić je w jakichś insiderach chociaż.

Jesli chodzi o sam Finał nie ma co tu komentować. Wspomnę tylko o Shirin. Lubię ją i ze wszystkich sędziów mowiła najciekawiej, ale odniosłem wrażenie, że na siłę starała się żeby jej mowa przypominała mowę Sue z Borneo i żeby była taka wyjątkowa. Dla mnie to było trochę sztuczne i trochę na pokaz. Poza tym czy Shirin nie wspominała, że Carolyn grała najlepiej i zasłużyła na jej głos?

Reunion chyba najgorszy od czasów Cochramoan. Niewiele osób miało okazje sie wypowiedzieć. Co do Dana to na pewno niektóre komentarze były wyrwane z kontekstu, ale bylo tego tak dużo że wątpie że jego edit był całkowicie zmanipulowany. Jedyny pozytywny akcent to urodziny Rodneya. Ale musieli jakoś złagodzić wcześniejszą nieprzyjemną atmosferę.

A teraz o teorii Jeffa, że sezon był najlepszy od kilku lat. Niewątpliwie miał na to potencjał. Premerge był bardzo dobry, było dużo ciekawych i wzbudzajacych sympatię postaci. Niestety w fazie Jury eliminacje stały się przewidywalne, a co gorsze ich ofiarami byli ulubieni zawodnicy. No i co zostało Jeffowi i produkcji? Przecież początkowo 30 edycja miała być typu All Stars, mówiło się nawet o Survivor Legends. Wiadomo, że edycje z powracajacymi zawodnikami zazwyczaj są dynamiczniejsze, więc kolejny sezon All Stars najprawdopodobniej byłyby sukcesem. A co widzowie dostali zamiast tego? Przewidywalny sezon z tragiczną koncówką. Nie było innego wyjścia jak wmawiać że sezon jest zajebisty i czegoś takiego jeszcze świat nie widział, zwłaszcza po tym jak SJDR okazał się klapą, choć osobiście uważam, że był lepszy od WA. Ciekawe jest też to że zrezygnowali z emisji sezonu ktory był realizowany w pierwszej kolejnosci i już we wrześniu zobaczymy Second Chance, co dla mnie ewidentnie świadczy o tym, że chcą jakoś się zrekompensować oraz zatrzeć niesmak i rozczarowanie po jakże "świetnym" Worlds Apart.

dastame
6th voted out
Posty: 76
Rejestracja: 10 maja 2015, 00:00
Kontakt:

Post autor: dastame »

Sezon był słaby 3/10. Jedyne Mama C trochę uratowała sezon.


Kilku graczy
So - Szkoda, że szybko odpadła, bo mogła być dobrym graczem
Jenn - Do pewnego odcinka kibicowałem, ale pokazała że się nie nadaję
Mama C - Jedyna dobra gra strategiczna, ale mogła mieć lepsze relacje z innymi. Mam nadzieję że kiedyś powróci, bo jestem ciekawy jej gry z najlepszymi osobami. MOCNO

Awatar użytkownika
Jack
sole survivor
Posty: 5704
Rejestracja: 02 maja 2010, 00:00
Kontakt:

Post autor: Jack »

Muszę przyznać, że lepiej ogląda się sezony w "maratonach" niż co tydzień odcinek po odcinku. Ten sezon nie był najgorszy, chociaż do tych najlepszych sporo mu brakowało.
Od etapu F9 do oglądania głównie zachęcał mnie Mike i jego walka ze wszystkimi oraz Sierra :)

Kelly - głównie zapamiętam ją z tej okropnej kontuzji. Gdyby nie immunitet Jenn to "niebieska" Kelly mogłaby ugrać coś więcej.

Hali - dla mnie trochę duch. Mało widoczna.

Joe - odpadł bo musiał. Widać, że miał potencjał do tego by wygrywać w wyzwaniach. Zabrakło mu trochę taktyki i pewnie szczęścia.

Jenn - nie lubiłem jej na początku, jednak już po jej eliminacji została według mnie mistrzynią drugiego planu. Te jej miny i reakcje były boskie :D

Shirin - na początku strasznie irytowała. Zmieniłem o niej zdanie chyba dopiero po tej "kłótni" z Willem. Pokazała się z innej strony.

Tyler - duże zagrożenie, chyba czuł się zbyt pewnie.

Dan - nie dało się go lubić. On był straszny. Kompletnie nie myślał. O wszystko obwiniał innych. Sądził, że Mike jest tym złym, a inni są dla niego dobrzy. Mam nadzieję, że dziadek Dan już nigdy nie wróci. Oficjalnie jestem jego hejterem xD

Sierra - <33

Rodney - wyglądał na takiego, który powinien dominować w wyzwaniach, jednak niczego nie wygrał. W dodatku ta "szopka" z urodzinami i nagrodą... Zachowywał się jak 7-letnie dziecko.

Will - ten sam typ co Dan i Rodney. Nie dało się go lubić. Nic nie zrobił, niczego nie pokazał. Mocny w gębie, nic po za tym.

Carolyn - dobrze kombinowała. Nie chwaliła się tym, że znalazła HII, no i mistrzowsko pokonała Rodney'a w dogrywkowym zadaniu z rozpalaniem ognia.

Mike - jemu kibicowałem. Był przeciw wszystkim. Jeden dobry, przeciwko bandzie złych :D Imponująca seria w wygrywaniu zadań, w dodatku hidden immunity idol, obrońca Shirin. Gdyby nie immunitety to z pewnością odpadłby szybciej, jednak to jemu kibicowałem w finale i cieszę się, że wygrał.


Co do Survivor: Second Chance. Byłem zszokowany tym, że nie wybrali Carolyn. Trochę szkoda.

marinhos
7th voted out
Posty: 114
Rejestracja: 01 cze 2014, 00:00
Winners at War: Rob
Kontakt:

Post autor: marinhos »

Zapomniałbym o jeszcze jednej kuriozalnej sytuacji. Jakaś dziewczyna podczas rady zaczęła mocno płakać, że znęcali się nad nią psychicznie na wyspie, nikt jej nie pomógł. Po czym zwraca się do Mike'a: Ty tylko ty mi pomogłeś, jesteś moim bohaterem, uratowałeś mnie przed znęcaniem, co było warte milion dolarów, ale i tak zagłosuję na kogoś innego.

Obrazek

Awatar użytkownika
Umbastyczny
sole survivor
Posty: 2130
Rejestracja: 25 lut 2013, 00:00
Winners at War: Yul
Survivor AU All Stars: Shonee
Kontakt:

Post autor: Umbastyczny »

Zagłosowała na niego i tak :wink:

Maciej-os
1st jury member
Posty: 172
Rejestracja: 28 lut 2015, 00:00
Lokalizacja: kolo/poznan
Kontakt:

Post autor: Maciej-os »

Sierra na Carolyn
Rodney na Willa
restza na Mika jakby ktos nie wiedział

marinhos
7th voted out
Posty: 114
Rejestracja: 01 cze 2014, 00:00
Winners at War: Rob
Kontakt:

Post autor: marinhos »

No, jak kto zagłosował, tego już nie wiem, ale sam fakt, że po ogromnym płaczu i kilkuminutowej tyradzie jaki to Mike jest wspaniałym bohaterem i jego czyn był wart milion dolarów, stwierdziła, że i tak zagłosuje na kogoś innego, mnie po po prostu zniszczył.

Awatar użytkownika
Jack
sole survivor
Posty: 5704
Rejestracja: 02 maja 2010, 00:00
Kontakt:

Post autor: Jack »

Shirin chciała (chyba) udowodnić w ten sposób, że powinna wygrać osoba, która prowadziła najlepszą grę socjalną i miała dobrą taktykę, a nie ktoś kto "tylko ją pocieszał". I tak ostatecznie zagłosowała na Mike'a. Może Carolyn powiedziała później coś na radzie? Tego się nie dowiemy, ponieważ z długiej rady finałowej pokazano nam kilka minut.
Może jest gdzieś jakiś wywiad z Shirin, w którym mówi dlaczego zmieniła zdanie.

Awatar użytkownika
tombak90
sole survivor
Posty: 2663
Rejestracja: 12 mar 2011, 00:00
Lokalizacja: Poznań
Winners at War: Tony
Survivor AU All Stars: David
Kontakt:

Post autor: tombak90 »

Jack pisze:Shirin chciała (chyba) udowodnić w ten sposób, że powinna wygrać osoba, która prowadziła najlepszą grę socjalną i miała dobrą taktykę, a nie ktoś kto "tylko ją pocieszał". I tak ostatecznie zagłosowała na Mike'a. Może Carolyn powiedziała później coś na radzie? Tego się nie dowiemy, ponieważ z długiej rady finałowej pokazano nam kilka minut.
Może jest gdzieś jakiś wywiad z Shirin, w którym mówi dlaczego zmieniła zdanie.
Może Jenn (zaangażowana z kolei w kampanię Mike'a) widząc, że Świrinka skłania się ku Mamie Si, szepnęła jej przed głosowaniem jakie czułe słówka ta mówiła o niej, kiedy byli w przemieszanym Nagarote :lol: To co prawda burzyłoby świrinkowe postanowienie, żeby głosować bez emocji, no ale może uznała, że te cysterny hejtu od Mamuśki, są dla niej nie do wybaczenia :P
"Dziś prawdziwych villainów już nie ma..."

Awatar użytkownika
Fenistil
1st jury member
Posty: 196
Rejestracja: 22 sie 2017, 21:27
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

S30E14 "It's A Fickle, Fickle Game" + Reunion Show

Post autor: Fenistil »

Odniosę się na początek do powyższej dyskusji (tak, wiem że to sprzed trzech lat ;) ). Ja wcale nie wywnioskowałem z przemówienia Shirin, że ta głosuje na Carolyn. Powiedziała dosłownie:
But, Mike, that doesn't mean you have my vote. We're both fans of the game and you know my vote goes to the person who played the best game. So, Carolyn, you're in it.
Ja sens tej wypowiedzi rozumiem tak: "Mike był dla mnie przyjacielem, ale to nie znaczy, że automatycznie ma mój głos. Zagłosuję na tego, kto rozegrał najlepszą grę, więc Carolyn wciąż jest w grze [o mój głos] (ponieważ też rozegrała dobrą grę)." Od początku chciała głosować na Mike'a, a tym tekstem chciała tylko dać znać Carolyn, że docenia jej grę oraz nie dać się poznać widowni jako frajerka głosująca serduchem.


A co do sezonu, to nie było najlepiej. Temat przewodni z durnym podziałem na trzy "tak bardzo różne od siebie grupy ludzi" już był (a co gorsza jeszcze będzie) i nie wychodzi z tego nic ciekawego. Po merge'u niestety zaczęła dominować dość antypatyczna grupa ludzi i jakoś niezbyt miło mi się na to patrzyło. Aczkolwiek przetrwanie Mike'a zakończyło się sukcesem i choć nie jest to może idealny zwycięzca, to z braku lepszych mnie zadowala i w pewnym sensie jest to dla mnie happy end historii tego sezonu. Na niewielki plus wyszły takie niewielkie urozmaicenia jak dodatkowy głos Dana czy kupienie końca swojego udziału w aukcji przez Willa.

So - Historyjka, którą zmyśliła wraz z Joaquinem była grubymi nićmi szyta. Nie wiem jak mogli liczyć, że ktokolwiek to łyknie. Opcja "neutralna"? Serio? No i nawet tego idola nie udało jej się znaleźć.
Vince - Arogancja i paranoja już od pierwszego dnia. Plemię dobrze zrobiło, że się go pozbyło.
Nina - Jej ciągłe płacze i wywlekanie swojej głuchoty były dość irytujące, choć pewnie byłaby dużo bardziej lojalna od takiego Willa.
Lindsey - Niestety nie umiała trzymać buzi na kłódkę i swoimi komentarzami potrafiła dość łatwo zrażać do siebie ludzi. A szkoda, bo miała w sobie jakąś taką pozytywną energię.
Max - Okropny hipster, nie polubiłem go. Niby superfan, ale jak zaczął opowiadać o znakach zodiaków poprzednich zwycięzców, to widać było, że pewna cienka granica między fanostwem i szaleństwem została przekroczona. :D
Joaquin - W przeciwieństwie do So uszła mu na sucho ta słaba akcja z początku gry. Poległ przez to, że zbyt blisko związał się z Rodneyem i nic dziwnego, że Mike'a i pozostałych to zaniepokoiło.
Kelly - Odkąd zaczęła nosić ten opatrunek na czole po wypadku, zacząłem zwracać na nią większą uwagę i od razu ją rozpoznawać w tłumie. Może wszyscy uczestnicy powinni dostać jakieś znaki rozpoznawcze? ;) A co do gry, to wyglądało to dobrze i jej sojusz z Mikiem był bardzo fajny. Targetowanie właśnie jej przez sojusz mniejszości było całkiem rozsądne.
Hali - Dość niewidoczna przyjaciółeczka Jenn. Szkoda, że w tego typu duetach często tak bywa.
Joe - Młody, sympatyczny, sprawny fizycznie... Pod tym względem na pewno był zagrożeniem, ale jakoś się do końca do jego gry nie przekonałem.
Jenn - Początek miała dobry, ładnie też trafiła z zagraniem swojego idola. Potem sytuacja stała się już beznadziejna i nie miała już chęci do dalszej gry, ale nawet przez moment nie myślała o odejściu, więc ja nie mam z tym problemu. Nawet zabawne było jak z jednej strony nic jej nie obchodziło, a z drugiej jednak jakaś część niej szukała zemsty. Ogólnie bardzo ją polubiłem.
Shirin - Początkowo za nią nie przepadałem - była pokazywana głównie jako ktoś irytujący, komu gęba się nie zamyka, a jej superfanostwo trochę zrażało, podobnie jak u Maxa. Odkąd jednak znalazła się w mniejszości po merge'u, moje odczucia co do niej zaczęły się znacząco ocieplać, a jej przesadne reakcje na grę zacząłem postrzegać jako uroczo niezręczne. :) Potem przyszła akcja z Willem i choć takie wywlekanie spraw osobistych przed kamerą zazwyczaj niezbyt mi się podoba, to tutaj doprowadziła ją do tego sytuacja. Może i trochę zrobiła z siebie ofiarę, ale wierzę, że była w tym wszystkim szczera i życzyłem jej już wtedy wszystkiego dobrego. A jej przemowa na FTC była świetna.
Tyler - Taki trochę typ ninja - cichy i ostrożny, ale śmiertelnie niebezpieczny.
Dan - Był bardzo, bardzo okropny. Do tego arogancki, zadufany w sobie, a gdy włączał dyskusyjny ton mowy ze swoim "I don't disagree with you", to coś się we mnie gotowało. Zapamiętam przede wszystkim jedną akcję z jego udziałem, która jest dla mnie kwintesencją jego obecności w tym programie: gdy przed mergem nie zgodził się przeprosić Sierry tak po prostu, tylko chciał to zrobić wraz z uzasadnieniem swojego zachowania. A uzasadnienie brzmiało: "to twoja wina, ty pierwsza mnie sprowokowałaś". :D
Sierra - Była sympatyczna i nic do niej nie mam, ale trochę irytowała mnie ta jej pasywność. Plemię niebieskich wyraźnie dało jej do zrozumienia, że jest na samym dnie, ona też się na nich poobrażała. Potem przyszły przemieszanie i merge, a ona przez cały czas pozostała z tymi ludźmi, którym nie ufała. Niby nie mogła narzekać, bo była w większości, ale na pewno dało się zrobić coś więcej, żeby poprawić swoją pozycję.
Rodney - Głośny, impulsywny, dziecinnie upominający się o udział w nagrodach. Na plus trzeba mu zapisać szukanie nowych ciekawszych opcji - najpierw z Joaquinem, a potem z Tylerem, Carolyn i Willem, co w efekcie ładnie doprowadziło do pozbycia się Mike'a z sojuszu. Końcówka gry była już jednak nieprzyjemna.
Carolyn - Duży plus dla niej, nie obraziłbym się gdyby wygrała sezon. Na początku gry inteligentnie znalazła idola, którego też użyła w najlepszym możliwym momencie. Pozbycie się Tylera też było idealnie wymierzone w czasie. W sojuszu miała dobrą pozycję, a ze wszystkimi łącznie z Mikiem łączyły ją dobre relacje. I chyba właśnie to, że jako jedyna próbowała coś z nim nawiązać pozwoliło jej na znalezienie się w finale. Trochę dziwię się Mike'owi, bo sporo ryzykował biorąc ją do finału i nie wiem co chciał osiągnąć. Spodziewałem się, że 2-3 głosy dla Carolyn to minimum.
Will - Oczywisty goat do zabrania do finału - za całokształt postawy. Do tego bardzo nieprzyjemna akcja z Shirin. Ja rozumiem, że czuł się urażony kwestionowaniem jego uczciwości i że czasem mówi się coś bez zastanowienia, ale naprawdę przez tyle czasu nie stać go było na zwyczajne "przepraszam" i to nawet po płaczu Shirin i jej wyznaniach o trudnej przeszłości?
Mike - Gdy zwycięzcą jest ktoś, kto nie doszedł do finału dzięki sojuszom, tylko dzięki idolom i wygrywaniu immunitetów, to ocena zawsze zależeć będzie głównie od tego czy tego kogoś lubimy czy nie. Jeśli tak, to nadaje to sezonowi fajną narrację: "był na dnie i wszystko działało przeciwko niemu, ale dzięki walce i sile woli sięgnął po zwycięstwo". Jeśli jednak nie, to wtedy uznajemy, że wygrywanie immunitetów to za mało i że nie zasłużył. I choć jest w tym też trochę racji, to jednak w tym przypadku skłaniam się ku tej pierwszej wersji. Mike był dla mnie w tym sezonie "tym dobrym", który zorientował się, że grupka osób z sojuszu w niego celuje, a gdy skonfrontował się z nimi, to już cały sojusz się od niego odwrócił. Przez cały czas próbował potem jakoś odwrócić swoje losy, ale było to trudne zadanie. Podobał mi się jego blef, że zagra idola na Shirin, bo choć był dość łatwy do przejrzenia, to jednak zawsze ktoś musiał spanikować i mocno zmniejszyć poziom komfortu u Dana. Niestety akcja z listami na aukcji mocno zapisała się wszystkim w pamięci, to było słabe. Mógł albo nic nie kombinować, albo po prostu odmówić listu, a tak już do końca zdeptał sobie reputację.

Saw
8th jury member
Posty: 760
Rejestracja: 15 wrz 2017, 12:41
Winners at War: Michele
Survivor AU All Stars: Shonee
Kontakt:

S30E14 "It's A Fickle, Fickle Game" + Reunion Show

Post autor: Saw »

Mam strasznie mieszane uczucia co do tego sezonu. Początek był naprawdę świetny. Już dawno tak mocno nie wkręciłem się w żaden sezon. Jednak od połączenia coś siadło i końcówka była strasznie męcząca. Głównie dlatego że zaraz po połączeniu odpadły fajne osoby, a do końca zostały te strasznie antypatyczne i ciężko był komukolwiek kibicować. Szkoda że ten sezon poszedł w tym kierunku, bo naprawdę mógł być jednym z najlepszych. Ogólnie ten sezon porównałbym do poprzedniego. Tylko że tam początek był marny, a od połowy poziom wyraźnie wzrósł. Tu było niestety odwrotnie. Nie wiem czym Jeff tak sie jarał zapowiadając że to taki mega sezon. No ale jak wiadomo jemu zawsze podoba się coś innego niż widzom. Pewnie taki szczęśliwy był że jego pupilek Mike wygrał.
Znów poskarżę się na edit, ale na to można narzekać co sezon. Znów mieliśmy tak oczywisty winner edit, że gdzieś tak od połowy było wiadomo kto wygra i można było sobie darować oglądanie końcówki. Na głównym planie mieliśmy tylko Mike i jego jakże piękną, samotną walkę o przetrwanie. Coraz bardziej tęsknię za starszymi edycjami, gdzie nie było wszystko tak oczywiste jak tutaj.

So - potencjał na niezłego gracza miała, ale szybko skierowała na siebie cel, gdy wymyśliła kiepską historyjkę z opcją neutralną. Trochę ją udupił Joaquin najpierw zabierając ze sobą, a później to była głównie jego decyzja by wziąć wskazówkę. Ale należało bardziej zastanowić się nad wiarygodnym kłamstwem, tym bardziej że w plemieniu byli sami fani gry. Kiepsko wypadła na radzie kiedy to obrała sobie za cel Carolyn i głośno zaczęła o tym mówić. To był jej całkowity gwóźdź do trumny. Choć popełniła wiele błędów to żałuję że odpadła, bo zapowiadała sie na ciekawą Villanę.
Vince - jak dobrze że szybko odpadł. Już się bałem że to będzie drugi Coach i będzie trzeba go słuchać przez długi czas. Te jego napady paranoi i zazdrości były okropne.
Nina - męczące było to jej wieczne użalanie się nad sobą. Rozumiem że było jej ciężko i przez swoją głuchotę mogła czuć się nieco odsunięta od grupy. Ale ona naprawdę przesadzała. Swoimi wybuchami tylko pogarszała swoją sytuację. Nie wydaje mi się żeby ktoś aż tak źle ją tam traktował . Przypuszczam że nie byłaby bardziej lojalna niż Will, tym bardziej że nie czuła więzi z tymi ludźmi.
Lindsey - jej problemem było trzymanie języka za zębami i czesto mówiła rzeczy, które jej szkodziły. Niepotrzebnie wdawała sie w dyskusje z Danem czy Rodneyem. Mogła to olać i robić swoje. Ale ogólnie ją polubiłem, bo to dziewczyna z charakterem i miała w sobie tą pozytywną energię. Jedynie miałem problem z jej wyglądem. Taka ładna dziewczyna, a zniszczyła się tatuażami.
Max - jak dla mnie to dziwak. Rozumiem że jest ogromnym fanem, ale to już wyglądało na jakąś chorą obsesję. No bo żeby znać znaki zodiaku zwycięzców to trzeba mieć nasrane w głowie. Niby grę rozpoczął całkiem dobrze i wszedł w dobry sojusz. Ale szybko sprowadził na siebie cel tym że bez przerwy rozmawiał o strategii. No i co najważniejsze wkurzał ludzi swoim zachowaniem. Choć dziwię sie że Carolyn tak łatwo zasadziła mu kopa w tyłek, bo wydawało się że jest jej lojalny.
Joaquin - na plus wypadł gdy po odejściu So wmieszał sie w sojusz i cichaczem wypracował sobie w białych kołnierzykach solidną pozycję. Po przemieszaniu złapał dobry kontakt z Rodney'em i wydawało się że znów uda mu się przetrwać. Niestety Blue Collar bali się bliskiej relacji tych dwóch panów i postanowili ich rozdzielić.
Kelly - podobała mi się jej taka spokojna i rozsądna gra. Niby pozostawała w cieniu innych, ale dobrze kombinowała. W Blue Collar weszła w silny sojusz, którego jak się domyślam była ważną częścią. Po przemieszaniu też nie podejmowała jakiś pochopnych decyzji i wyczekiwała tylko momentu połączenia by móc znów grać ze swoimi. Nie dziwię sie że No Collar to ją wywalili pierwszą, bo co by nie mówić to była osoba która spajała swój sojusz. Wprowadzała spokój wśród tych impulsywnych graczy. Jeszcze się odniosę do jej kontuzji. Na początku wyglądało to fatalnie, ale na szczęście wyszła z tego bez szwanku. Jednak jak sobie pomyślę to ten podest mógł ją nawet zabić, albo mocno uszkodzić głowę. Całe szczęście że wszystko sie dobrze skończyło.
Hali - taka milutka i słodka dziewczyna. Miała coś w sobie że aż chciało sie jej kibicować i miało się zaciesz na twarzy jak mówiła. Grę prowadziła nie najgorszą. W No collar miała stabilny sojusz, po przemieszaniu też jej nic zarzucić nie można. Po połączeniu nie miała numerków po swojej stronie i szybko stała sie ofiarą. Najbardziej niezapomniana chyba będzie jej przemowa o Merice na swojej ostatniej radzie. Ten entuzjazm był niesamowity :D
Joe - złoty chłopiec tego sezonu :D Ogólnie bardzo go polubiłem, bo to niezwykle sympatyczny chłopak. Od początku był uważany za duże zagrożenie fizyczne. Wygranie pierwszych dwóch indywidualnych immunitetów tylko to potwierdziło. Jasne stało się że w przypadku niepowodzenia w wyzwaniu od razu stanie się celem. No i też tak się stało, jednak podobała mi się jego obrona. Mądrze wymyślił plan z fałszywym HII i próbował wkręcić Mike'a. Plan miałby szansę sie udać gdyby zwrócił się do kogoś innego. No bo jednak Mike znalazł już wcześniej HII i podejrzewał że to może być fake. Ale brawo za walkę do końca dla Joe.
Jenn - od początku ją polubiłem za tą bezpośredniość. Naprawdę fajna i inteligentna dziewczyna. W No Collar to ona wiodła prym jeśli chodzi o strategię. Po połączeniu było wiadomo że cel znajdzie się na jej plecach, ale mądrze zagrała HII i udało się jej przetrwać. Niestety po odpadnięciu Hali dopadł ją kryzys i myślała nawet o rezygnacji, jednak zebrała sie w sobie i podjęła jeszcze walkę. Chociaż można było dostrzec że jej zaangażowanie już było mniejsze. Może trochę wkurzało to, że jak jej szło w grze to wszystko było super i cacy, a jak nie to już miała na wszystko wywalone. Ale z tego co widzę to dużo osób uważa ją za quiterkę, co jest dla mnie nieporozumieniem. Nie zrezygnowała z gry, tylko została wyeliminowana jak inni. :?
Shirin - na początku nie wzbudziła mojej sympatii. Jakaś taka dziwna i oderwana od rzeczywistości była. Zabawne było jak wzięła przykład z Maxa i też się rozebrała, co wzbudziło spore skrępowanie wśród innych. Uważałem że szybko odpadnie, bo dużo osób na nią narzekało. Ale z czasem zacząłem sie do nie przekonywać. Było mi jej bardzo szkoda jak wszyscy po niej jeździli. Najpierw Dan mówi jaka to ona beznadziejna, a później jeszcze ta cała sytuacja z Willem. Naprawdę zrobiło mi się jej szkoda i współczułem jej że musi przebywać z tak okropnymi ludźmi. Szkoda że po merge'u była w mniejszości i podzieliła los No Collar. Ale nie można jej zarzucić że nie próbowała grac do końca. Ogólnie jej reakcje na HII Jenn czy na immunitet który Mike miał jej przekazac były boskie :lol: Widać było ogromne podekscytowanie tą grą, ale to było takie pocieszne. Nie tak jak w przypadku Maxa, gdzie wyglądało to już na chorą manię.
Tyler - podobała mi się jego spokojna i opanowana gra. Niby nie był agresywnym graczem wykonującym ruchy, ale każdy w nim widział ogromne zagrożenie i nie chciał go zabrać na późny etap gry. Jednak z charakteru był strasznie nijaki. Nie pokazywał żadnych emocji i cały czas miał tą swoją kamienną twarz. Aż momentami wyglądał na jakiegoś zaprogramowanego. Ciężko było mi się do niego w pełni przekonać i jakoś mu kibicować.
Dan - strasznie antypatyczny typ. Od początku mówił że chce czymś zaistnieć w programie. No i zaistniał tym że był chamem i prostakiem. W ogóle jego kontakty z kobietami były tragiczne. Przeprosiny Sierry czy przemowa do Shirin pokazały jaki jest żałosny. W grze też nie imponował niczym wielkim. Po połączeniu znajdował się na dnie w swoim sojuszu, choć był mylnie przekonany że tak nie jest. Nie wiem też co miał za problem z Mikem. Ok próbował go oszukać na tej aukcji, no ale bez przesady, żeby aż tak wrogo się do niego nastawić. Cieszę się że przewaga trafiła w jego ręce i została kiepsko użyta. To taki pstryczek w nos dla Jeffa, który był tak podjarany tym mega adventage.
Sierra - lubiłem ją. Od F7 tak naprawdę tylko za nią trzymałem kciuki, ale zdawałem sobie sprawę że i tak za dużo już nie ugra. Dziewczyna była całkiem sympatyczna i mogła być zagrożeniem w finale, bo na tle tak wielu antypatycznych ludzi wypadała na plus. Trochę wkurzała mnie jej pasywność w grze. Dużo mówiła o przeskokach i ruchach, ale ostatecznie i tak tkwiła w sojuszu blue Collar. Jestem ciekaw co by zrobiła po przemieszaniu, gdyby jej plemię wcześniej poszło na radę. Czy jednak kopnęłaby w tyłek stare plemię i połączyła siły z pozostałymi. Wtedy jeszcze miała spory żal o Lindsay, no i relacja Rodneya z Joaqinem nie była tak widoczna. No trochę jestem zawiedziony że wiecej nie zrobiła w grze, bo potencjał miała. Może liczyła że cichaczem zajedzie do finału i znajdzie sie tam z nielubianymi osobami. Ale żeby taki plan sie udał to trzeba mieć pewnych sojuszników, a Sierra niestety nie miała.
Rodney - nie wzbudził mojej sympatii. Jak dla mnie za bardzo impulsywny i narwany. Choć jak na swoją wybuchowość to prowadził całkiem niezłą grę. Zaskoczył mnie jak budował sojusze po połączeniu. I choć na pierwszy rzut oka skład tych sojuszy wydawał się dosyć absurdalny, to jednak udało mu się stworzyć solidną grupę. Skierował też cel na Mike, który wyraźnie mu zagrażał. Często nie mogłem z jego zszokowanej miny, gdy cos nie szło po jego myśli na TC :lol: Ogólnie ta cała sytuacja z jego urodzinami i nagrodą była mega kuriozalna. Jak chciał iść sobie na nagrodę to trzeba było bardziej się postarać w zadaniu, a nie później miec ból dupy, że nikt nie chce mu jej oddać. Rozbawiła mnie sytuacja na Reunion, kiedy to Jeff zrobił mu prezent i wręczył tort. Bardzo sympatycznie to wyszło :D
Will - na początku wydawał się sympatyczny i czytając to forum zastanawiałem się czemu tak wiele osób ma z nim jakiś problem. No dobra był bezużyteczny w zadaniach i w strategii też nic nie pokazywał. No ale nic złego nie robił. Podpadł mi w momencie kiedy zdradził No Collar. Zapewniał że będzie im lojalny i byłem przekonany że tak będzie. Ale po merge'u nawet sie nie zawahał jak pojawiła sie szansa na przeskok. Ogólnie rzec biorąc wykonał dobry ruch, bo tym samy uciekł z tonącego statku i pozwoliło mu to wmieszać się w dominujący sojusz. Jednak całkowicie go skreśliłem po tym jak naskoczył na Shirin. Co to w ogóle było :? Ok, rozumiem że mógł sie poczuć urażony, ale żeby najeżdżać na jej rodzinę. To już naprawdę jest słabe i poniżej jakiegokolwiek poziomu. Nawet nie było go stać na jakieś sensowne przeprosiny, tylko wyskoczył z czymś tam na Reunion, co według mnie było nieszczere. Niby taki wielki katolik, a pokazał jakim jest człowiekiem. Ale ci zagorzali katolicy już tak mają że łatwo przychodzi im ocenianie innych. Miejsce Willa w finale było niemal pewne gdzieś tak od połowy sezony, no bo kto nie chciałby go tam zabrać. Shirin idealnie go podsumowała nazywając zdechłą rybą. Po zdradzie No Collar robił już za zwykły numerek i nie miał żadnego wpływu na grę.
Carolyn - prowadziła aktywną i ciekawą grę, ale z charakteru mnie całkowicie odpychała. Socjal musiała mieć tragiczny, skoro przy tak aktywnej grze zdobyła zaledwie jeden głos w finale. Nie rozumiem czemu tak łatwo pozbywała się lojalnych osób. Najpierw Maxa a później też Tylera. Ogólnie nie twierdzę że zdrada tego drugiego była zła, ale chyba nieco za wcześnie to zrobiła. Później jej sytuacja zrobiła się nagle bardzo nieciekawa i musiała łapać sie pierwszej lepszej okazji na przetrwanie. No i utknęła w sojuszu z Mikem, od którego było wiadomo że dostanie bęcki w finale.
Mike - może gdyby nie miał tak nachalnego i oczywistego editu to bym mu kibicował. Ale w tej sytuacji nie potrafiłem i chciałem żeby powinęła mu się noga i odpadł. Ale jasne gdzieś tak od F10 było że Mike jest zwycięzcą. Wszystko kręciło sie tak naprawdę wokół niego. Szkoda że edit znów obrzydził mi jakiegoś gracza, bo pewnie w innym wypadku bym Mike'owi trochę kibicował. Facet był sympatyczny i bardzo zaplusował tym że stanął w obronie Shirin. Ale nie potrafiłem się do niego przekonać. Co do jego zwycięstwa, to według mnie strategicznie wypadł kiepsko. Absolutnie nie ma się czym zachwycać. Miał silną pozycję po połączeniu, a głupimi błędami pozwolił sie zepchnąć na same dno. Wystarczyło tylko że podpadł innym na aukcji i wszyscy łatwo obrali sobie go za cel. Później musiał się sporo napracować żeby dojść do finału. Ale pomogły mu głównie immunitety. Wystarczyło że na jednym z zdanać powinęłaby mu się noga i już by odpadł. Coś tam próbował zdziałać z HII i według mnie nieźle mu wyszło skłócenie dominującego sojuszu, gdy naściemniał że odda immunitet Shirin. Ale i tak nie pomogło mu to jakoś znacząco poprawic sytuacji w grze, bo kazdy i tak w nim widział spore zagrożenie. Nie podobało mi się jak produkcja pomogła mu podczas finałowego zadania. No dobra wygrał tą przewagę, ale to było przesada, że aż przez pół godziny mógł się zapoznać z miejscem. Zaraz mi się przypomniał sezon 26 :x Jego mocną stroną był socjal, przede wszystkim w stosunku do osób z No Collar i Shirin. Ale podsumowując Mike jest jednym ze słabszych zwycięzców. Gdyby nie dopisało mu szczęście nie byłoby mowy o wygranej.

Awatar użytkownika
Davos
6th jury member
Posty: 582
Rejestracja: 16 lut 2019, 01:44
Kontakt:

S30E14 "It's A Fickle, Fickle Game" + Reunion Show

Post autor: Davos »

Jestem świeżo po obejrzeniu końcówki sezonu więc na razie krótkie podsumowanie odcinka finałowego i reunion, a w późniejszym czasie dorzucę dłuższe podsumowanie całego sezonu.


Odcinek finałowy
Na etapie Top5 pojawili się bliscy. Hm, nie widzę za bardzo sensu, żeby na tak późnym etapie gry ich wprowadzać, no ale ok. Zadanie wygrał Mike i mógł spędzić z matką trochę czasu w obozie, a do tego miał ułatwienie w walce o immunitet. Całkiem spore, gdyby potrafić z niego skorzystać, ale matka Mike'a dużo mu akurat w tej sytuacji nie pomogła. Tak czy inaczej, ostatecznie udało mu się wygrać immunitet i odpadła Sierra. No i tu pierwsze zdziwienie, bo wcześniej byłem pewien, że jeśli Mike wygra immunitet to na radzie wyleci Carolyn, która wydawała mi się dużo trudniejsza do pokonania w finale niż Sierra, która była sympatyczna, ale jednak w grze bardzo pasywna. A tu nie tylko Rodney i Will, ale ostatecznie też i Carolyn z Mike'm zagłosowali na Sierrę.
Etap Top4 to kolejne fajne i bardzo rozbudowane zadanie. Wygrał znów Mike i dzięki temu zapewnił sobie pewny finał. No nie będę kłamać, że mnie to martwiło, bo cały czas trzymałem za niego kciuki i chciałem, żeby pokrzyżował plany pozostałym. Choć zdziwiło mnie, że nie chciał iść do finału z Rodneyem i dał szansę Carolyn. W tamtym momencie pomyślałem, że to może być błąd, który będzie go kosztować milion dolarów. Pojedynek na rozpalanie ognia między Carolyn a Rodneyem genialny :D Nie sądziłem, że oboje są w tym tak beznadziejni ;) Aż mi się przypomniało starcie Sundry i Becky z Cook Islands :D Tutaj niewiele brakowało, żeby wyrównać ich rekord i przez godzinę nie potrafić rozpalić ognia - miny ziewających jury mnie bardzo rozbawiły :) Ostatecznie chyba w 53 minucie Rodneyowi udało się jakimś fartem rozpalić ogień, zaraz potem Carolyn i ostatecznie ona wygrała o włos. Przynajmniej ta rada była dość niecodzienna :)
No i finałowa rada, która mnie zbytnio nie zachwyciła, ale też trochę zaskoczyła. Podobała mi się mowa Jenn, dobre pytanie zadała też Sierra. Dan naburmuszony, Tyler zraniony (przez Carolyn), a Shirin rozemocjonowana i chyba na siłę chciała przebić w żółci Sue z Borneo. Niezbyt mi się to podobało, choć przyznaję, że w jednym momencie parsknąłem śmiechem - gdy porównała Willa do zdechłej ryby :D
No ale najdziwniejszy z tego wszystkiego był dla mnie rozkład głosów. Wszyscy sędziowie (może poza Rodneyem) deklarowali, że będą doceniać najlepszego stratega, wszyscy chwalili pod tym względem Carolyn… i nagle szturmem zagłosowali na Mike. I choć cieszę się z tego to jednocześnie odczuwam jakiś dysonans między tym, co zobaczyłem i usłyszałem na radzie, a głosami. Carolyn dostała tylko jeden głos, czyli tyle samo co Will o_0 A na Mike'a zagłosował nawet Tyler. Spore zaskoczenie.
Jeszcze z finałowej rady rozwalił mnie moment, gdy Dan podczas oddawania głosu zaczął walić łbem o blat, czy tam stół, na którym leżą kartki i pisak. Nawet Jeff się zdziwił, co to za dziwne hałasy dobiegają z tamtego miejsca :D

Czy zwycięzca zasłużony, można dyskutować. Ja się bardzo cieszę, że wygrał Mike, bo to trochę uratowało sezon. Co prawda zwycięstwo Carolyn też nie byłoby złe, ale gdyby w finale znaleźli się Rodney, Will i Dan albo Sierra... Lepiej nie myśleć. Mike sobie tą wygraną dosłownie wyszarpał, aczkolwiek gdyby nie immunity run to odpadłby dużo wcześniej. A to niestety nie pozwala uznać go za jakiegoś wybitnego gracza. W strategii i w socjalu miewał dobre momenty, ale miewał też bardzo słabe. No ale zadania to też ważna część Survivor więc brawa dla niego, że potrafił wygrać aż 5 immunitetów i wyrównał rekord Survivor.


Reunion niestety słabe. Tylko kilka osób dostało szansę na wypowiedź, a reszta oczywiście nie miała nawet okazji wypowiedzieć jednego zdania... A wystarczyłoby choćby skrócić o połowę to grillowanie Dana przez Jeffa. Jakieś takie niezbyt fajne to było.

No ale chociaż miałem okazję zobaczyć wszystkich nominowanych do Second Chance i tych, którzy ostatecznie się dostali. I tu pewne zaskoczenie, bo kompletnie nie spodziewałem się, że wrócą tacy ludzie jak np. Kimmi i Jeff z Australian Outback. Jeff był całkiem spoko i potrafił kombinować, ale Kimmi? Pamiętam ją tylko z tego, że robiła dramy i w bezmyślny sposób pogrążyła całe swoje plemię, wygadując przed przeciwnikami, kto w jej plemieniu zgarnął wcześniej głos (i przez to właśnie wyleciał Jeff). Szkoda też, że do sezonu 31 nie dostała się Theresa z Africa - jej mi najbardziej szkoda, bo w swoim sezonie była świetna. No i Stephanie z Samoa czy Jim z South Pacific - oni też byli świetni i mieli potencjał. Tak samo jak Troyzan, choć z tego co wiem, on jeszcze ma się pojawić.
Ale generalnie zdecydowana większość powrotów mnie cieszy i fajnie będzie zobaczyć znów te same mordki :)
Obrazek

Rider Girl
7th voted out
Posty: 138
Rejestracja: 30 mar 2017, 08:50
Kontakt:

S30E14 "It's A Fickle, Fickle Game" + Reunion Show

Post autor: Rider Girl »

Davos pisze:
23 lis 2019, 01:35
Jestem świeżo po obejrzeniu końcówki sezonu więc na razie krótkie podsumowanie odcinka finałowego i reunion, a w późniejszym czasie dorzucę dłuższe podsumowanie całego sezonu.


Odcinek finałowy
Na etapie Top5 pojawili się bliscy. Hm, nie widzę za bardzo sensu, żeby na tak późnym etapie gry ich wprowadzać, no ale ok. Zadanie wygrał Mike i mógł spędzić z matką trochę czasu w obozie, a do tego miał ułatwienie w walce o immunitet. Całkiem spore, gdyby potrafić z niego skorzystać, ale matka Mike'a dużo mu akurat w tej sytuacji nie pomogła. Tak czy inaczej, ostatecznie udało mu się wygrać immunitet i odpadła Sierra. No i tu pierwsze zdziwienie, bo wcześniej byłem pewien, że jeśli Mike wygra immunitet to na radzie wyleci Carolyn, która wydawała mi się dużo trudniejsza do pokonania w finale niż Sierra, która była sympatyczna, ale jednak w grze bardzo pasywna. A tu nie tylko Rodney i Will, ale ostatecznie też i Carolyn z Mike'm zagłosowali na Sierrę.
Etap Top4 to kolejne fajne i bardzo rozbudowane zadanie. Wygrał znów Mike i dzięki temu zapewnił sobie pewny finał. No nie będę kłamać, że mnie to martwiło, bo cały czas trzymałem za niego kciuki i chciałem, żeby pokrzyżował plany pozostałym. Choć zdziwiło mnie, że nie chciał iść do finału z Rodneyem i dał szansę Carolyn. W tamtym momencie pomyślałem, że to może być błąd, który będzie go kosztować milion dolarów. Pojedynek na rozpalanie ognia między Carolyn a Rodneyem genialny :D Nie sądziłem, że oboje są w tym tak beznadziejni ;) Aż mi się przypomniało starcie Sundry i Becky z Cook Islands :D Tutaj niewiele brakowało, żeby wyrównać ich rekord i przez godzinę nie potrafić rozpalić ognia - miny ziewających jury mnie bardzo rozbawiły :) Ostatecznie chyba w 53 minucie Rodneyowi udało się jakimś fartem rozpalić ogień, zaraz potem Carolyn i ostatecznie ona wygrała o włos. Przynajmniej ta rada była dość niecodzienna :)
No i finałowa rada, która mnie zbytnio nie zachwyciła, ale też trochę zaskoczyła. Podobała mi się mowa Jenn, dobre pytanie zadała też Sierra. Dan naburmuszony, Tyler zraniony (przez Carolyn), a Shirin rozemocjonowana i chyba na siłę chciała przebić w żółci Sue z Borneo. Niezbyt mi się to podobało, choć przyznaję, że w jednym momencie parsknąłem śmiechem - gdy porównała Willa do zdechłej ryby :D
No ale najdziwniejszy z tego wszystkiego był dla mnie rozkład głosów. Wszyscy sędziowie (może poza Rodneyem) deklarowali, że będą doceniać najlepszego stratega, wszyscy chwalili pod tym względem Carolyn… i nagle szturmem zagłosowali na Mike. I choć cieszę się z tego to jednocześnie odczuwam jakiś dysonans między tym, co zobaczyłem i usłyszałem na radzie, a głosami. Carolyn dostała tylko jeden głos, czyli tyle samo co Will o_0 A na Mike'a zagłosował nawet Tyler. Spore zaskoczenie.
Jeszcze z finałowej rady rozwalił mnie moment, gdy Dan podczas oddawania głosu zaczął walić łbem o blat, czy tam stół, na którym leżą kartki i pisak. Nawet Jeff się zdziwił, co to za dziwne hałasy dobiegają z tamtego miejsca :D

Czy zwycięzca zasłużony, można dyskutować. Ja się bardzo cieszę, że wygrał Mike, bo to trochę uratowało sezon. Co prawda zwycięstwo Carolyn też nie byłoby złe, ale gdyby w finale znaleźli się Rodney, Will i Dan albo Sierra... Lepiej nie myśleć. Mike sobie tą wygraną dosłownie wyszarpał, aczkolwiek gdyby nie immunity run to odpadłby dużo wcześniej. A to niestety nie pozwala uznać go za jakiegoś wybitnego gracza. W strategii i w socjalu miewał dobre momenty, ale miewał też bardzo słabe. No ale zadania to też ważna część Survivor więc brawa dla niego, że potrafił wygrać aż 5 immunitetów i wyrównał rekord Survivor.


Reunion niestety słabe. Tylko kilka osób dostało szansę na wypowiedź, a reszta oczywiście nie miała nawet okazji wypowiedzieć jednego zdania... A wystarczyłoby choćby skrócić o połowę to grillowanie Dana przez Jeffa. Jakieś takie niezbyt fajne to było.

No ale chociaż miałem okazję zobaczyć wszystkich nominowanych do Second Chance i tych, którzy ostatecznie się dostali. I tu pewne zaskoczenie, bo kompletnie nie spodziewałem się, że wrócą tacy ludzie jak np. Kimmi i Jeff z Australian Outback. Jeff był całkiem spoko i potrafił kombinować, ale Kimmi? Pamiętam ją tylko z tego, że robiła dramy i w bezmyślny sposób pogrążyła całe swoje plemię, wygadując przed przeciwnikami, kto w jej plemieniu zgarnął wcześniej głos (i przez to właśnie wyleciał Jeff). Szkoda też, że do sezonu 31 nie dostała się Theresa z Africa - jej mi najbardziej szkoda, bo w swoim sezonie była świetna. No i Stephanie z Samoa czy Jim z South Pacific - oni też byli świetni i mieli potencjał. Tak samo jak Troyzan, choć z tego co wiem, on jeszcze ma się pojawić.
Ale generalnie zdecydowana większość powrotów mnie cieszy i fajnie będzie zobaczyć znów te same mordki :)

Oprócz tego że zobaczysz Shirin i Joe w następnym sezonie to jeszcze do następnych sezonów powrócą Hali i Sierra

1) Niedawno zostało ogłoszone że Joe ożenił się z Sierra z tego sezonu
Ostatnio zmieniony 02 lut 2020, 19:08 przez Rider Girl, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Davos
6th jury member
Posty: 582
Rejestracja: 16 lut 2019, 01:44
Kontakt:

S30E14 "It's A Fickle, Fickle Game" + Reunion Show

Post autor: Davos »

Jestem już po sezonie 31 więc Joe i Shirin widziałem, a powrót Hali i Sierry też mnie cieszy. A zwłaszcza tej drugiej, bo ją naprawdę polubiłem. I wow, ona i Joe wzięli ślub? Nie spodziewałbym się :) Ale fajnie, cieszę się z tego i mam nadzieję, że im się będzie dobrze wiodło :)


Czas na podsumowanie sezonu.
Zgadzam się z przedmówcami, że to był nierówny sezon. Pierwsza połowa naprawdę obiecująca i ciekawa i aż do pierwszej rady po mergu wyglądało to dobrze, ale potem nagle nastąpiło załamanie i sezon bardzo mocno obniżył loty. Na pewno spory wpływ miała na to przewidywalność wynikająca z faktu, że po mergu dwa plemiona skumały się przeciwko trzeciemu i konsekwentnie w nich celowały, a potem to już była po prostu była walka Mike vs cała reszta. Szkoda, bo sam pomysł podziału uczestników wg ich zawodów (czy raczej sposobu bycia i etyki pracy) wydawał mi się oryginalny i świeży. No i generalnie sezony z 3 plemionami wypadały do tej pory nieźle. Tu jednak swoje zrobił też cast - niby znalazło się trochę ciekawych osób, ale akurat ci fajniejsi poodpadali w większości zbyt szybko, za to do końca lub niemal końca dojechało sporo nieciekawych osób. No i nie było też w tym sezonie mastermindów, a błędy strategiczne popełniał tu każdy, nie tylko w grze indywidualnej po mergu, ale też wcześniej na etapie plemion. I wreszcie - wygrała osoba, która nie wywalczyła sobie zwycięstwa dobrą strategią, a serią zdobytych immunitetów. Z jednej strony należy się za to uznanie - być zagrożonym od chyba Top9 i dotrzeć do finału dzięki aż 5 wygranym immunitetom to na pewno spore osiągnięcie. Ale z drugiej - wolałbym jednak, żeby Mike potrafił dotrzeć do tego finału nie mając przynajmniej raz ochrony w postaci immunitetu czy HII. No ale mimo wszystko nie będę za bardzo marudził, bo lubiłem tego gościa i od pewnego momentu chciałem, żeby wygrywał te immunitety i dotarł do finału, bo zwycięstwo takiego Rodneya czy Dana to byłaby tragedia. Już i tak wystarczy, że Will dotarł do finału :P
Podsumowując - sezon oceniam gdzieś tak na 5/10. Głównie za pierwszą połowę i za kilka ciekawych momentów (takich jak choćby licytacja). Czyli generalnie było może trochę lepiej niż w sezonach 21-23, ale gorzej niż 24-29.



So - nie polubiłem jej więc ucieszyło mnie, że odpadła jako pierwsza. Od początku była przekonana, że jest mastermindem, ale jej gra ani trochę o tym nie świadczyła. Wprawdzie to bardziej Joaquin wciągnął ją w wybór wskazówki zamiast jedzenia, ale So wymyśliła wyjątkowo słabe kłamstwo na usprawiedliwienie i od razu wszyscy się kapnęli, że ona ich okłamała. Do tego po zadaniu zaczęła arogancko zachowywać się wobec Carolyn, opowiadając wszystkim, że ona odpadnie. Nic dziwnego, że wszyscy z White Collar poza Joaquinem się od niej odwrócili. Może i w zadaniu spisała się nieźle, ale socjal miała tragiczny.

Vince - ten to był dopiero cudak :D Ekscentryczny i dziwaczny gość, ale trochę żałuję, że tak szybko odpadł, bo mógł jeszcze wprowadzić trochę kolorytu do tego sezonu ;) Na pewno No collars zrobiło duży błąd, że odstrzeliło go tak wcześnie, bo był dużo lepszy w zadaniach niż Nina czy Will. On sam dobrze zaczął, zakładając szybki sojusz z Jenn, ale był zbyt nachalny i ostatecznie ją do siebie zraził. Mógł go jeszcze uratować sojusz z Niną czy Willem, ale w dość kuriozalny sposób pogrążyła go nieświadomie... Nina. Bo powiedziała Willowi, że Vince mu nie ufa i ostatecznie Will się od nich odwrócił.

Nina - współczułem jej z powodu głuchoty, ale to jej robienie z siebie męczennicy z powodu niepełnosprawności było męczące, zwłaszcza że inni nie zachowywali się wobec niej źle, a to ona sama robiła z siebie ofiarę. Do tego była też słaba w zadaniach, ale najbardziej pogrążyła się sama, gdy zasiała w Willu ziarno nieufności wobec Vince'a, czym zepsuła grę Vince'owi i sobie samej.

Lindsey - wyszczekana i charakterna, ale o ile dla widza mogło być to ciekawe do oglądania, o tyle ją samą pogrążyły te wszystkie kłótnie, zwłaszcza z Rodney'em, bo jak Blue Collar przegrali pierwsze zawody to okazało się, że przy Lindsey została jedynie Sierra.

Max - zaczął nieźle i wkręcił się w dobry sojusz, ale potem zbyt mocno trzymał się na uboczu jedynie z Shirin i tylko z nią gadał o strategii, przez co tracił zaufanie Carolyn i Tylera. Po przemieszaniu był zbyt bierny i też nie próbował zdobyć żadnych nowych sojuszników, a jedynie trzymał się Shirin. Mimo wszystko byłem zdziwiony, że on wtedy odpadł, bo w plemieniu, gdzie były same babki, jego dobra postawa w zawodach mogła im jeszcze pomóc. Tak czy inaczej, jego znajomość Survivor może imponować (a czasem i przerażać, że on zna takie szczegóły jak znaki zodiaku zwycięzców poprzednich edycji :P), ale jak widać teoria a praktyka to dwie kompletnie różne sprawy. Zabawne było jeszcze to jego bieganie na golasa po plaży, co zaraz zaczęła naśladować Shirin. Widać ktoś tu się mocno zainspirował Richardem Hatchem ;)

Joaquin - mam trochę mieszane uczucia co do niego, bo wydawał mi się takim typowym zadufanym w sobie menago z korpo, jakich mnóstwo w biznesie. Nie zdziwiło mnie zatem ani trochę, że wybrał wskazówkę do HII zamiast jedzenia dla plemienia. Pomimo wskazówki, nie udało mu się jednak znaleźć HII, a po eliminacji So znalazł się w złej pozycji, ale dzięki zbliżeniu się do Tylera i Carolyn zaczął ją odbudowywać więc to na plus. Po przemieszaniu trzymał się z Tylerem i skumał z Rodneyem, ale ich relacja była zbyt ewidentna więc Joaquin stał się celem i odpadł tuż przed mergem. Pamiętam, że próbował też skumać się z Sierrą i to był dobry ruch, ale moim zdaniem największym jego błędem było olanie Joe, który przecież też obawiał się siły niebieskich więc był naturalnym sojusznikiem. Gdyby Joaquin i Tyler od razu podeszli do Joe i zaproponowali mu współpracę, a potem jeszcze wciągnęliby do niej chętnego Rodneya to mieliby przewagę w tym plemieniu po przemieszaniu i nie potrzebowaliby Sierry, która ostatecznie wybrała Mike'a. A tak Joaquinowi do przetrwania zabrakło właśnie tego jednego głosu, którym mógł być Joe.

Kelly - jedna z ciekawszych osób, choć nieco przyczajonych i czekających na swoją okazję. Od początku weszła w dobry sojusz i pełniła w nim rolę takiego spoiwa, które swoim charakterem łagodziło napięcia, ale cały czas miała też mocną więź z Mike'm. Po przemieszaniu udawała, że jest z nowym plemieniem, ale jednocześnie chciała grać dalej z dawnym Blue Collar. Mimo tego, że nie wybijała się na pierwszy plan, miała dobry socjal i niezłą strategię więc myślę, że mogłaby daleko zajść gdyby nie ten HII, którym niespodziewanie zagrała Jenn. Szkoda, że nie dotrwała do etapu jury, ale uderzenie w nią przez No collar było mądrym ruchem. A kontuzja Kelly faktycznie wyglądała groźnie i całe szczęście, że nic jej się nie stało, bo upadek czegoś tak ciężkiego jak ten podest z zadania, mógł skończyć się dla niej dużo gorzej niż tylko siniak i trochę krwi...

Hali - sympatyczna, ale trochę mnie rozczarowała, bo patrząc na jej confy z pierwszego odcinka miałem nadzieję, że będzie bardziej aktywna, a niestety okazała się dość niewidoczna. Po części to pewnie wina editu, ale w jej duecie z Jenn była zdecydowanie na drugim planie. No i po mergu, gdy już była w defensywnie, nie była w stanie już nic ugrać.

Joe - świetny gość, którego szybko polubiłem i który równie szybko wyrobił sobie mocną pozycję w plemieniu dzięki świetnemu socjalowi, ale przez swoją równie świetną sprawność fizyczną było wiadomo, że po mergu stanie się celem. Uratować mógłby go tylko dobry sojusz, ale poza Jenn i Hali, czyli ludzi z No collar, nie miał po mergu nikogo, bo nawet Will się od nich odwrócił. Zaimponował mi jednak walką do końca, bo fejk HII był nie tylko dobrze wymyślony, ale i dobrze zrobiony. Niestety Joe miał pecha, że poszedł z tym akurat do Mike'a, który już znalazł prawdziwy HII, bo jestem pewien, że gdyby zaproponował układ Rodneyowi czy Danowi to mogłoby mu się udać przetrwać chociaż jeszcze jedną radę :)

Jenn - w pierwszej połowie sezonu była jedną z moich ulubionych osób, bo nie tylko wywoływała śmiech swoimi bezpośrednimi confami (jak ta o pachach Vince'a :D), ale i dobrze grała i w No collar miała chyba najlepszą pozycję, bo mogła do woli wybierać, z kim chce grać dalej. Świetnie też wykorzystała moment, gdy inni zabijali kurę i pod pretekstem, że nie może na to patrzeć, poszła do buszu i znalazła HII. Po mergu zresztą świetnie nim zagrała, zaskakując wszystkich i wyrzucając z gry mocną Kelly, ale po odpadnięciu Kelly niestety się poddała i mnie tym bardzo rozczarowała. Może i nie opuściła gry sama z siebie, ale nie chciała już dalej walczyć i namawiała innych na swoją eliminację więc dla mnie to na jedno wychodzi. Szkoda, ale i tak na tle wielu innych osób wypada nieźle, bo chociaż przez pół sezonu grała naprawdę dobrze.

Shirin - w White Collar niby początkowo znalazła się w dobrym sojuszu, ale przez swój irytujący sposób bycia zaczęła tracić sympatię innych i jestem niemal pewny, że gdyby to plemię musiało iść jeszcze raz na radę to ona odpadłaby następna, nawet przed Joaquinem. Ale przyszło przemieszanie, a na tym etapie Shirin nawet pokazała kawałek dobrej gry i wkupiła się w łaski innych kobiet, dzięki czemu dotrwała do merga. Tam jednak jako jedyna wzięła stronę Mike'a i przez to znalazła się na celowniku. Gdyby trzymała się Carolyn i Tylera to mogłaby zajść dalej. Choć na zwycięstwo i tak nie miałaby szans przez słaby socjal. Ogólnie starałem się ją polubić, ale mi się to nie udało i nie było mi żal, gdy odpadła, bo za bardzo mnie irytowała. Choć w sporze z Willem byłem po jej stronie, bo on potraktował ją wyjątkowo wrednie.
Jej mowa końcowa ewidentnie była wzorowana na mowie Sue z Borneo i choć generalnie była mocno hejterska to jednak przyznaję, że uśmiałem się nieźle, gdy Shirin nazwała Willa zdechłą rybą :D

Tyler - chyba najbardziej opanowana osoba ze wszystkich trzydziestu pierwszych sezonów :P Wyraz twarzy miał praktycznie cały czas taki sam, czyli tzw "kamienna twarz". Prowadził cichą, ale skuteczną grę i do mergu miał świetną pozycję i był dobrze ustawiony. Potem niby też, ale moim zdaniem on i Carolyn popełnili błąd, że wsparli Blue Collar zamiaast No Collar, bo niebiescy stanowili bardziej zwartą grupę i było ich więcej więc było wiadomo, że w pewnym momencie Tyler nie będzie miał po prostu sojuszników i do finału nie dojdzie. A jeszcze na końcu zdradziła go Carolyn. Trochę szkoda, bo widać było, że gość jest inteligentny i potrafi kombinować. Miał też dobry socjal, dzięki czemu zyskał zaufanie Carolyn i od razu dowiedział się o jej immunitecie, potem też wyłapał jak Joe podczas nagrody zgarnął wskazówkę do HII i dzięki temu czytali tę wskazówkę razem. Błędem było jednak dzielenie się tą informacją z Mike'm, bo mógł tego HII szukać samemu. No i jednak zabrakło w jego wykonaniu jakiegoś knucia - być może gdyby spróbował zamieszać to udałoby mu się wywołać jakiś blindside i osłabiłby grupę ludzi, która go potem wykopała. Mały minus za to dostaje, że dał się nabrać na blef Mike'a, iż ten odda HII Shirin ;)
A z takich pozastrategicznych spraw, brakowało mi trochę conf poświęconych jemu jako osobie, a nie graczowi, bo gość jest dla mnie prawie tak samo nieodgadniony po tym miesiącu gry jak był na początku. Właściwie niczego się o nim nie dowiedziałem poza tym, że ma żonę...

Dan - jeden z trudniejszych do oglądania graczy w tym sezonie, bo irytował praktycznie przez cały czas. Już na etapie plemiennym był denerwujący i myślałem, że szybko odpadnie, ale miał fuksa, że jego plemię tylko raz poszło na radę i odpadła Lindsey, która była jeszcze bardziej irytująca. Po mergu po prostu robił za number i był w grze tak długo, jak długo był potrzebny innym, mimo że on sam miał o sobie wysokie mniemanie i uważał się za dobrego gracza. Szkoda, że to akurat w jego ręce trafiła przewaga, ale na szczęście użył jej akurat na radzie, na której Carolyn użyła HII i ostatecznie odpadł Dan :) Nie rozumiałem też, czemu tak zawziął się na Mike'a o jedną wpadkę na aukcji, mimo że wcześniej miał z nim silną relację, a z Rodneyem miał dużo mniej wspólnego. Do tego jeszcze jego zachowanie wobec Sierry i Shirin też nie było fajne, ale miał przynajmniej w sobie na tyle przyzwoitości, że w przeciwieństwie do Willa, on chociaż przeprosił Shirin na reunion.

Sierra - sympatyczna i ładniutka, lubiłem na nią patrzeć ;) A kiedy odpadła Lindsey, czyli jej najbliższa przyjaciółka, miałem nadzieję, że Sierra będzie próbowała się odegrać, zwłaszcza że sama to zapowiadała i od tego momentu była jedną z osób, którym kibicowałem. Niestety ostatecznie okazało się, że słaby edit, który miała wcześniej, nie był przypadkowy, bo Sierra grała zdecydowanie zbyt pasywnie i cały czas trzymała się ludzi, którym była potrzebna jedynie jako number. Szkoda, że nie próbowała bardziej namieszać. Może i bycie w sojuszu dało jej Top5, ale jak widać dalej nie mogła dojść, bo przez swój dobry socjal zaczęła być postrzegana jako zagrożenie w finale. I gdyby znalazła się tam z Willem, Danem czy nawet Rodneyem to może i nawet by wygrała, ale z resztą graczy raczej nie miałaby szans, bo nie dokonywała ruchów, a to jednak jest na ogół ważne dla sędziów.

Rodney - chimeryczny i często irytujący gość, ale w przeciwieństwie do Dana, on chociaż czasem bywał zabawny. Czasem zachowywał się infantylnie jak choćby wtedy, gdy domagał się od innych, żeby oddali mu nagrodę, bo on jeszcze żadnej nie wygrał, no i psuł sobie grę ciągłymi kłótniami z innymi, ale biorąc pod uwagę to wszystko, gość jednak zaskoczył tym, że potrafił kombinować i miewał naprawdę dobre pomysły. Choć różnie bywało z wykonaniem. W Blue Collar był w większości, ale po przemieszaniu sprytnie skumał się z Joaquinem, żeby na późniejszym etapie wycelować w Mike'a. Jednak robił to zbyt ostentacyjnie i inni widzieli w tym zagrożenie więc szybko usunęli Joaquina. Po mergu Rodney stworzył dość egzotyczny sojusz z Willem, Carolyn i Tylerem i choć ja nie wierzyłem w powodzenie tego planu to o dziwo ten sojusz wypalił ;) Szczególnie sprytne było obiecanie Willowi, że zabierze go do finału, bo nie tylko dzięki temu zwrócił Willa przeciwko Jenn, Hali i Joe, ale też miał sojusznika, którego w finale łatwo by pokonał. Mimo wszystko odwrócił się od Mike'a zbyt szybko i zbyt jawnie, bo gdy tamten się skapnął, co się święci, zrobił awanturę na cały obóz i choć wypadł z sojuszu to jednocześnie stał się bardzo zdeterminowany, żeby wygrywać zadania i zdobywać immunitety. Lepiej dla Rodneya byłoby udawanie, że dalej jest w sojuszu z Mike'm, żeby uśpić jego czujność. Dość kuriozalne było za to odpadnięcie Rodneya - żeby po miesiącu pobytu na wyspie nie potrafić rozpalić ognia na zadaniu i męczyć się z tym przez 50 minut to trzeba mieć naprawdę talent ;) I jeszcze Rodney zniszczył przy tej okazji kilka krzesiw i Jeff ciągle musiał mu dawać nowe :D
No i nie sposób nie wspomnieć o jego genialnym parodiowaniu Mike'a - to mu akurat wyszło kapitalnie :)

Will - najgorsza osobowość w tym sezonie i jedna z najgorszych, jaką widziałem w Survivor. Do tego był beznadziejny w zadaniach i prowadził też słabą grę. Miał fuksa, że nie wyleciał z No collar jako pierwszy i uśmiechnęło się tam do niego szczęście, bo chciały go obydwa sojusze, ale Will i tak zrobił głupotę, że wybrał Joe, Jenn i Hali, bo gdyby szedł z Vince'm i Niną, a jednocześnie namówił pozostałą trójkę do podzielenia głosów jak planował to po głosowaniu miałby najmocniejszą pozycję w plemieniu i byłby liderem sojuszu z przewagą 3:2. A on wykopał Vince'a tylko dlatego, że Nina coś tam szepnęła, że niby Vince mu nie ufa i po odpadnięciu Vince'a i Niny, gdy w No collar zostały tylko cztery osoby, Will był numerem 4 więc gdyby to plemię przegrało jeszcze jedno zadanie, on by poleciał następny. Miał duże szczęście, że do tego nie doszło. Po mergu zrobił akurat dobry ruch gdy wszedł w sojusz Rodneya, ale i tak było wiadomo, że Will będzie bezpieczny, bo socjal miał beznadziejny i każdy chciał go mieć w finale. Jednocześnie przez ten socjal przegrałby tam z absolutnie każdym, nawet z Danem. A jego zachowanie wobec Shirin było strasznie żenujące, nawet mimo faktu, że ona wcześniej naściemniała innym, że on zakitrał jedzenie wygrane w aukcji. Dobry był za to moment, gdy "wygrał" wykopanie samego siebie z aukcji :P
Jedyny plus Willa to że zdarzało mu się rzucić jakimś dobrym żartem jak wtedy, gdy zaraz po mergu oznajmił na radzie, że jest tyle różnych sojuszy i takie zamieszanie, że nawet Jeff Probst może odpaść i niech lepiej ma w kieszeni HII :) To mu akurat wyszło, ale generalnie i tak facet był tragiczny.

Carolyn - bardzo aktywna babka i jedna z ciekawszych osób w tym sezonie. Po pierwszym zadaniu wydawało się, że to właśnie ona poleci, ale bardzo sprytnie znalazła HII i podzieliła się tym z Tylerem, dzięki czemu zyskała jego przychylność. Dobre też było skumanie się z Maxem i Shirin, dzięki czemu znalazła się w większości. Po przemieszaniu też nieźle się broniła, choć moim zdaniem powinna namawiać inne kobiety do głosowania na Shirin, a nie na Maxa, bo ten drugi chyba byłby wobec niej bardziej lojalny. Po mergu trzymała się z Tylerem, ale nie miała też oporów żeby się go pozbyć, żeby nie zdradził nikomu, że ona ma HII. Samego idola też użyła w odpowiedniej chwili, co było świetnym zagraniem, a kolejnym było budowanie po cichu na boku relacji z Mike'm, dzięki czemu tuż przed finałem dostała od niego szansę na rywalizację w zawodach na rozpalanie ognia. No i weszła do finału, choć mimo wcześniejszych ćwiczeń w obozie, rozpalanie ognia szło jej równie beznadziejnie jak Rodneyowi i wygrała z nim dosłownie o włos ;) W finale dostała zaskakująco mało głosów - zaledwie jeden więc tyle samo co Will. Dziwne, bo graczem była aktywnym i dokonywała ruchów, ale najwyraźniej pogrążył ją słaby socjal, który był jej piętą achillesową. Gdyby nie to, być może byłaby w stanie wygrać. No i miała też pecha, że znalazła się tam akurat z Mike'm, bo prawdopodobnie w innym składzie miałaby naprawdę o wiele większe szanse na zwycięstwo.
Tak czy inaczej, moim zdaniem Carolyn pokazała na tyle ciekawą grę, że powinna jeszcze kiedyś wrócić w którymś sezonie.

Mike - na etapie plemiennym dobrze sobie radził i był jednym z liderów sojuszu, ale i wtedy nie ustrzegł się błędów np. gdy zaganiał wszystkich do pracy i wywoływał z tego powodu kłótnie. Jednocześnie jednak potrafił świetnym socjalem spajać grupę razem i przyciągać z powrotem obrażonych jak choćby zrobił to ze Sierrą, która po wyrzuceniu Lindsey chciała się od nich odwrócić. Mike po przemieszaniu bardzo ładnie ją urobił i namówił do głosowania na Joaquina, z którym ona już nawiązała jakąś więź. Po mergu początkowo Mike był chyba najlepiej ustawiony i tu niestety dał ciała po całości, bo raz, że wywołał awanturę w obozie gdy dowiedział się, że Rodney w niego celuje, a powinien załatwić to po cichu, no a dwa, popełnił kuchę na tej nieszczęsnej aukcji. I nagle znalazł się na samym dnie i musiał ratować się zdobywaniem immunitetów. Inna sprawa, że on i tak miał wcześniej zbyt mocną pozycję i też byłby na celowniku choćby ze strony Rodneya i jego sojuszu. Na plus z kolei obrona i skumanie się z Shirin, a także znalezienie HII. Dobrym ruchem był też blef, że wręczy HII Shirin, co spowodowało, że Tyler zagłosował na tej radzie na Dana. No i Mike nie dał się nabrać na fejk HII zrobionego przez Joe :) Ale poza tym to jednak fakt, że doszedł do finału, zawdzięcza niesamowitej postawie w zadaniach o immunitet, za co oczywiście szacun... no ale jeszcze większy szacun by dostał, gdyby doszedł tam dzięki strategii. Choć jak już znalazł się w finale to wygrał bardzo pewnie, nawet z aktywną w grze Carolyn więc widać, że socjal miał dobry i to ostatecznie zaprocentowało, bo nawet mimo że większość sędziów w niego cały czas celowowała po mergu to ostatecznie docenili jego determinację i oddali na niego głos na finałowej radzie.


Tyle dobrego, że sezon wygrała osoba, którą raczej większość widzów lubiła. Ja również. Choć zgadzam się, że Mike miał zbyt duży edit i nie powinni go aż tak mocno eksponować.
Obrazek

ODPOWIEDZ

Wróć do „Survivor 30: Worlds Apart”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości