KANADA ZWEI
No to bosko, czytałem Wasze opinie i widzę, że znowu wyjdę na Jęczącą Martę, bo mnie sezonik do końca nie ujął. Pierwszy uważam za zdecydowanie godniejszy. To znaczy ok, plot sam w sobie był dosyć ciekawy i dynamiczny, ale ten cały cast był jakiś taki… sztuczny i to mnie mega odrzucało. No kurwa – pojawia się z dupy jakiś licznik, oni jeszcze nie wiedzą, czy to coś dobrego, czy odmierza czas do jakiejś triple eviction, czy to jakaś bomba, którą podłożył Adel, ale juhuu, wszyscy skaczą, tupią, cieszą się, wiwatują i drą pizdy za każdym razem, gdy osiąga pełną liczbę. Każdy, kto wychodził z Diarrhea Room i miał do przekazania nawet najbardziej suchą wiadomość, wybiegał stamtąd w dzikich, radosnych podskokach, jakby mu nasypali korników do majtek. Brakło mi też dram – jedyna godna uwagi to ta o rasizm między dwoma łysymi kulfonami na samym początku, a cała reszta typu Adel i jego nagły wyjazd o to, że ju pin mi egenst relidżyn, czy to całe niby odrzucenie Heather przez lasencje, wydawały się ustawione jak wańki-wstańki na ruskim targowisku. Kiedy tylko padało magiczne hasło hu łonts tu si maj ejczołejcz rum, wszyscy zapieprzali aż się kurzyło i nagle byli jedną, wielką, płaczącą wspólnie przy listach rodzinką. W widzianych przeze mnie sezonach BB US, a także w pierwszej Kanadzie, to wszystko aż tak bardzo nie raziło. Tutaj wszyscy tak samo się telepali, tak samo machali rąsiami, tak samo zaczynali tańczyć bez powodu i rzucali te same wojownicze tekściorki w Pokoju Zwierząt – a przez to wszyscy byli w gruncie rzeczy tacy sami, a więc papierowi. Rozumiem radość, optymizm i show, ja też nie jestem jakimś garbatym dziadem lejącym z okna wodą po pierogach na dzieci, które się za głośno bawią, no ale… nie.. to było za sztuczne, ludzie tak się nie zachowują. Nie wiem, może to kwestia producentów, którzy rozpylili w wentylatorach jakieś zielone świństwo, albo po prostu kazali im się zachowywać jak banda pawianów, którym ktoś dorzucił LSD do karmy.
Twistos Twist występowało licznie, ale nie powiedziałbym, że było jakieś arcyzaskakujące, portki mi nie spadły i wciąż trzymają się dumnie na moim magnackim tyłeczku. Za to na pewno pojechałbym po pensji osobie, która stworzyła te uśmiechnięte laleczki uczestników w Secret Roomie. To najbardziej obrzydliwa rzecz, jaką widziałem i bałbym się tam spać, bo miałbym wrażenie, że to w nocy wstanie i zacznie mnie dusić.
Z początku zapragnąłem powęszyć w Internetach za tym całym Side Show, ale jak zobaczyłem kto ma to prowadzić, to stwierdziłem, że to nienajlepszy pomysł. Peter i Garencja – już większą patelnią mi dojebać nie mogli.
*Jon – taki sobie hopek roztropek, z początku wydawało się, że ma sieczkę pod kiepełą, no ale historię piszą zwycięzcy, a on dokonał podstawowego i najważniejszego ruchu ucinając nedzi łebek przed finałem. Kibicowałem właśnie temu duetowi – fajna bratnio-siostrzana relacja, która zgodnie z tradycją zakończyła się tym, że brat spuścił młodszej siostrze wcirki.
*Sabrina – rasowa przekupa, przez dłuższy czas udawało jej się stawiać na swoim, dobrze manipulowała ludźmi i kiedy trzeba, szlochała im w cyce. Aczkolwiek te szlochy otwierały mi czasem nóż w kieszeni. Producenci latynoskich telenowel pewnie biją się o jej numer.
*Neda – w tym całym fisiejewie ceniłem ją za to, że jest najnormalniejsza, czasami nawet pełniła wdzięczną rolę Grumpy Cata rozglądającego się pogardliwie wokół i zastanawiającego na chuj się tak wszyscy cieszą. Świetna strateg, bardzo udany duet z Jonem, pozostawali w cieniu tak długo jak mogli, żeby potem przerobić wszystkich na kupę slopu. Niestety, zwycięzca mógł być tylko jeden, a on wystrzelił pierwszy.
*Heather – kiedy na początku wydawało się, że już wciąga ją czarna dupa i ostatkiem sił złapała się rączkami za słup, żeby nie zostać wessana, nawet jej kibicowałem. Ale potem jakoś mi się znudziła – taki tam plankton strategiczny, a w bigbraderach były już zabawniejsze blondi.
*Adel – o mamuniu, co za czop. Koleś ewidentnie jest kupolubny, zawsze jakby świadomie ustawiał się akurat tak, żeby wylądować w dupsku i się jej nażreć, a jeśli nawet udało mu się przypadkiem zaplątać w głównym sojuszu, to zawsze był ochłapem z numerem 4/5/80. Z początku nawet lubiłem go za te wiecznie wyszczerzone zębiska (zastanawiam się, czy on miał coś wszyte w twarz, żeby nie móc ich schować), ale stracił całą moją sympatię kiedy dał się namówić producentom na tę ustawkę o dramie z religią. Powinien się jeszcze wysadzić w studiu na tym foteliku koło Arisy, wtedy dopiero byłoby „show”.
*Rachelle – ten strój hot doga powinna sobie zabrać na pamiątkę, bo idealnie do niej pasuje. Parówa to dla niej najlepsze alter ego. Dała się podejść Sabrinie jak dziecko, wydupczyła Ikę bez żadnego sensu, a potem w dalszej rozgrywce przyszło jej już tylko żreć slop.
*Allison – kibicowałem na początku, żeby to ona dołączyła do obsady, ale potem jak już dostałem swoją zabawkę, rzuciłem ją w kąt i zarosła kurzem. Nie udało jej się mnie zainteresować swoją osobą, poza tym biednie to wszystko rozegrała – nie dość, że ludzie i tak byli wobec niej nieufni po tym późnym wejściu, to jeszcze zaczęła rzucać tymi swoimi cheatami na oślep (patrz: zdjęcie z bloku Sabriny). Kulka w czoło była tu tylko kwestią czasu.
*Arlie – dla mnie uosobienie sztuczności tego sezonu. Koleś albo ćpie, albo był totalnie dziwnym aktorem. Lata, skacze, popierduje, gada sam do siebie o tym, że opanuje dom – jego ruchy sugerowały, że ktoś wszył mu w dupę włączony wibrator i jeszcze podlał wodą, żeby nastąpiło spięcie. W strategii wyszedł na muminka – na cóż było zdradzać First Five?
*Kenny – tego typu jętelegięci i inni hipsterzy zawsze dochodzą daleko i potem są trudni do obalenia, więc propsy dla współuczestników, że złapali go za tę kozią bródkę (Adel akurat miał wprawę), okręcili i wyrzucili za płot kiedy jeszcze była okazja.
*Sarah – w sumie cała jej historia jako osoby opierała się na tym, że jest matroną i tęskni za pisklętami. Ale jakoś tam ją polubiłem – wreszcie gdzieś trafiła się jakaś inteligentna Sarah, na etapie First Five świetnie grała na dwa fronty i pewnie gdyby nie ich zagłada, dohopsałaby sobie daleko.
*Andrew – drugie wcielenie Toma z BBCan1. Kolejny gangsta Albańczyk, który za szybko wyrywa się przed szereg i dostaje w pompon. I kolejny hejtowany przez wszystkich, łącznie z tymi popieprzonymi łosiami ze ścian. Chociaż gdyby wgryźć się w jego osobowość, to jego winą jest bardziej tępota i porywczość, niż jakieś szpetne intencje.
*Ika – no i widzisz, mała, po co ci było tak kozaczyć i zgrywać królową mhhroku, skoro na końcu jedyną osobą, która chciała na ciebie spojrzeć była znienawidzona blondyneczka. Przynajmniej ma te swoje ileś tysiaków za listy, niech się nażre.
*Paul – taka śmieszna Kung Fu Panda desperacko pragnąca pokazać, że nie jest sportowym zerem. Co prawda, zamiennik mózgu stanowiły tu raczej pędy bambusa i sam strzelił sobie siepaczem w ryj, ale jakoś go tam lubiłem przez śmiech – przynajmniej były z nim dramy.
*Scott – byłem przekonany, że to jego widzowie wpuszczą do domu, a tu miłe zaskoczenie. Okazuje się, że jednak trzeba sobą w tej telewizji reprezentować trochę więcej niż przebieranie się za pajaca i powiedzenie, że lubi się w dupę.
*Nathan – beka
Czy można mieć bardziej przeczochrane? Na jego miejscu już na początku w studiu, gdybym dowiedział się, że przyjdzie mi konkurować o głosy z hot blondi i trzepniętą draq queen, podziękowałbym za imprezę i wróciłbym do pracy/szkoły, żeby nie robić sobie zaległości przez ten tydzień. Ciekawe, czy dostal chociaż trzy procent.
*Kyle – nie mogłem z tego, jak na początku cisnął z Andrew, że jako pierwszy z facetów odpuścił zadanie, bo to takie poniżające być w czymkolwiek ferst men ałt. Ykhm, ykhm… no cóż
*Anick – w sumie zostanie zapamiętana wyłącznie z tego, co mieliśmy się o niej według editu dowiedzieć – że jest jebnięta i lubi jakieś tam gusła. Ale generalnie nie zdziwiłbym się, gdyby akurat ona była ustawiona na pierwszą do odpadki, bo cała ta runda jakoś mi śmierdziała fejkiem. Nawet jak na żywo Arisa pytała jej i Iki dlaczego się nie lubią, to po udzieleniu odpowiedzi uśmiechnęły się do siebie na zasadzie hihihi, ale fajnie to zagrałyśmy, warrrriatki, trzeba się kiedyś po wyjściu zgadać na browka.
Tyle. Cisnę dalej z tą Kanadą, co mi biednemu zostało z tych BB, jak pousuwali z sieci stare stejtsowe edycje… Odpaliłem trzeci sezon i - uwaga, chwalę! - początek naaawet nawet.