: 17 wrz 2012, 12:10
Sonda
Lista uczestników
Intro
Survivor: Peru
Epizod 1
Witajcie w Peru
Peru jest celem wyprawy 16 zawodników. Podzieleni na dwa plemiona będą musieli stawić czoła dzikiej naturze oraz przeciwnej drużynie. Ich zadaniem jest współpracować, aby stworzyć zgodne społeczeństwo. Jednak muszą pamiętać o tym, że tylko jedno z nich będzie mogło zwyciężyć. Kto będzie zdradzał? Kto pozostanie lojalny? Kto sięgnie po nagrodę główną? W końcu kto ogra, przechytrzy i przetrwa? 39 dni, 16 osób i 1 zwycięzca.
Dwie łodzie płynęły wzdłuż rzeki już od dłuższego czasu. W każdej z nich znajdowało się po osiem osób, które miały stworzyć plemię. Pierwszą łódź opatrzoną niebieskim kolorem zajmowała Tanta, w której skład wchodzili: siostry Lia i Danni Hillenbrand, gimnastyczka Gabrielle Mancini, dietetyk Caroline Busse, przedsiębiorca Paul Gaines, górnik Ronnie McIntire, kelner Micky Caldwell oraz DJ radiowy Trey Morgan. Rywalizujące z nimi plemię nosiło nazwę Qhora i przypisano im kolor jasnej zieleni. Do plemienia Qhora należeli: studentka Jenny Tuttle, barmanka Melanie Whitefield, scenograf Liz Kennedy, agent nieruchomości Darice Mayberry, farmer David Nootze, bankier Matthew Reynolds, sanitariusz Alex Stillman i nauczyciel Mark Moran. Na statku zakazano im rozmów między sobą dopóki nie dotrą na miejsce oznaczone czerwoną flagą, gdzie otrzymają następne instrukcje i oficjalnie rozpoczną grę. Póki co każdy przyglądał się swoim towarzyszom na łodzi, a czasem ludziom znajdującym się na łodzi płynącej obok. Każdy miał własną strategię, pomysły na grę oraz motywy, które kierowały nim w podróży do Peru.
MATTHEW (45), bankier
Przede mną siedzi "potężna" kobieta. Dobrze mieć kogoś takiego, bo masz pewność, że nie zostaniesz wyeliminowany jako pierwszy.
GABRIELLE (29), gimnastyczka
W naszym zespole są dwie dziewczyny... Bliźniaczki. Nie ma mowy, aby siostrzyczki zostały tutaj.
Obie tratwy dobiły do piaszczystego brzegu oznaczonego flagą, gdzie czekał na nich prowadzący. Zawodnicy wyszli na ląd i po chwili zajęli miejsca na dwóch matach: niebieskiej i zielonej.
- Witajcie w Survivor: Peru! - przywitał ich uroczyście Jeff.
Szesnaście osób z dużym entuzjazmem zaczęło bić brawo. Rozpoczęła się ich podróż, która na dobrą sprawę dla tylko jednego miała zakończyć się pomyślnie po upływie 39 dni. Gospodarz gry zwrócił się do młodej Afroamerykanki z Qhory:
- Dziewczyna w brązowej marynarce, jak masz na imię?
- Melanie, Mel dla przyjaciół - dokonała prezentacji.
- Jak oceniasz swoją grupę, Mel? Silniejsza, niż przeciwna?
- Wydaje się w porządku. Mam nadzieję, że jest też mocna - odpowiedziała.
- Chłopak w dredach - Jeff zwrócił się do Mulata w niebieskiej grupie. - Jak masz na imię?
- Trey - rzucił.
- Trey, czy dokonałbyś jakiejś korekty w swoim plemieniu i być może zastąpił kogoś na osobę z Qhora?
Trey bez spoglądania na współplemieńców odpowiedział z pełnym optymizmem:
- Nie. Czuję jak od moich ludzi - określił tak członków Tanty - emanuje dobra eNergia. Myślę, że lepiej nie mogliście trafić z doborem ludzi.
GABRIELLE (29), gimnastyczka
To oczywiste, że gdybyśmy mogli decydować o wyglądzie plemienia w życiu nie wybrałabym do niego sióstr oraz tego staruszka.
- Nie będę was dłużej zatrzymywał - odparł Jeff. - Tu macie dwie skrzynie. Jedna jest dla Qhora, druga dla Tanta. Wewnątrz znajdziecie wszystko, co będzie wam potrzebne na początek: worek ryżu, maczeta, lina, krzemień oraz dwa garnki. Jeśli jesteście zaradni, to te rzeczy powinny wam bardzo ułatwić przeżycie następnych 39 dni. W tym sezonie mamy wyspę wygnańców - zmienił niespodziewanie temat Jeff. - To miejsce, w którym z pewnością nie chcecie się znaleźć. W grze jest również ukryty immunitet, do którego odszukania przydatne wam będą wskazówki znajdujące się na wyspie wygnańców. Mapy do waszych obozów - wyjaśnił, rzucając plemionom po mapie.
Mapę w Tanta przejął wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna - Ronnie, zaś w Qhora funkcję nawigatora objął wysoki pan ubrany w okularach - Matthew. Obie grupy ruszyły plażą w przeciwnych kierunkach.
Tanta, dzień 1
Marsz w wyznaczone miejsce nie był, aż tak trudny. Wysokie drzewa ochraniały zawodników przed promieniami gorącego słońca. Po drodze Tanta nie rozmawiali ze sobą zbyt wiele, jakby nadal przestrzegając zakazu rozmów z łodzi. Póki co proste komendy - "prosto" i "naprzód" wystarczyły. Po kilkunastu minutach szybkiego spaceru w głąb lasu niebieskie plemię trafiło na polanę otoczoną wysokimi drzewami. Miejsce to oznaczono jako ich obóz, gdzie mieli spędzić najbliższe dni. Najstarszy członek plemienia, Paul usiadł na suchym pniu drzewa i wziął głęboki oddech. Tempo, które narzucił chłopak w dredach - Trey dla wielu było zbyt szybkie, ale nikt nie dawał tego po sobie poznać. Paul jako jedyny nie potrafił zakamuflować oznak zmęczenia.
- Wszystko w porządku? - spytała troskliwie Caroline.
- Tak... - westchnął ciężko Paul. - To tylko ten upał. Zaraz się zaadoptuję.
- Chcesz wody?
- Nie... - sapał. - Zaraz mi przejdzie.
PAUL (64), przedsiębiorca
Nie spodziewałem się, że może być, aż tak ciężko i to na samym początku. Starałem po sobie nie dać tego poznać, ale wysoka temperatura i ten spacer dały mi nieźle w kość.
Gabrielle od razu zabrała się za rozplanowywanie najbliższych działań. Pozostali rozsiedli się na ziemi i grzecznie słuchali jej poleceń, a właściwie grzecznych sugestii. Od czasu do czasu ktoś, coś skomentował i starał się doradzić, ale to Gabrielle grała pierwsze skrzypce. Każdą wypowiedź kwitowała jakąś uwagą. Jednak jej przywódczy charakter i "wszechwiedza" nie budziły, aż takiej sensacji jak siostry bliźniaczki. Uderzające podobieństwo Danni i Lii wykluczało jakiekolwiek próby maskowania ich pokrewieństwa. Były podobne jak dwie krople wody.
LIA (24), bibliotekarka
Pomysł na udział w Survivor wyszedł od mojej siostry. Ona uwielbia takie zabawy, ja nie mam o tym zielonego pojęcia, ale Danni i mama przekonały mnie, że będzie fajnie, że taka szansa nigdy więcej się nie powtórzy i jestem.
Trey, Mickey oraz bliźniaczki wybrali się do lasu na poszukiwanie wody oraz skrzynki pocztowej. Podczas ekspedycji tematem numer jeden były siostry:
- Jesteście bliźniaczkami? - zapytał Trey. - Jednojajowymi? - pytał, starając się udawać znawcę dziedziny.
- Która jest starsza? - wtrącił się Mickey.
- Ona - wskazała ręką Danni. - O 20 minut - uprzedziła następne pytanie.
- A różnicie się chociaż jakimś detalem, abyśmy mogli was rozróżniać? - pytał dalej Mickey.
- Spinam włosy. Z resztą przyzwyczaicie się - oznajmiła Danni. - Panowie, mam nadzieję, że zostaniemy tutaj przyjaciółmi? - zapytała niewinnie.
- Nie ma sprawy - odrzekł Mickey, który od samego początku cieszył się obecnością bliźniaczek w Tanta.
DANNI (24), tancerka
Póki co ludzie ekscytują się tym, że jesteśmy siostrami, ale to minie i wtedy zaczną myśleć o nas jako o zagrożeniu, bo łączą nas więzy silniejsze, niż sojusze. Dlatego musimy znaleźć ukryty immunitet i to migiem.
Qhora, dzień 1
Zieloni dotarli do swojego obozu dużo później od niebieskich. Flaga plemienia Qhora znajdowała się na granicy lasu z polaną. Na pierwszy rzut oka polana wydawała się ogromną przestrzenią gotową do zagospodarowania, ale im dłużej ósemka zawodników znajdowała się na niej, tym mniejsza wydawała im się owa przestrzeń. W niewielkim rozgardiaszu zaczęła się praca nad stworzeniem obozu lub czegoś, co miało przypominać obóz. Jakby mechanicznie każda z osób zaczęła coś robić lub mówić.
- To słuchajcie, Qhora - przerwał im Alex.
Po chwili cała grupa zebrała się na polanie, gdzie mogli obmyślić plan działania.
- Może zaczniemy od budowy jakiegoś dachu - zaproponował Alex.
- Ktoś potrafi budować takie domki? - zachichotała Darice.
- Zetniemy kilka cieńszych drzew, powiążemy ze sobą i jest - wzruszył ramionami David.
- W porządku - skinął głową Alex. - Część osób pójdzie na wycinkę, a ktoś może już zacząć rozpalać ogień.
- Zdecydowanie - przytaknął mu Matthew.
LIZ (33), scenograf
Podziwiam Alexa. Jest najmłodszy z chłopaków, a od razu zabrał się za organizację. Takie osoby są nam potrzebne.
ALEX (24), sanitariusz
Mówię,co myślę, a inni, albo posłuchają, albo nie. Nie znam tych ludzi, ale mam nadzieję, że będą chcieli mieć przy sobie kogoś, kto służy im dobrą radą, a jeśli nie... Hm... To dopiero dzień pierwszy i zawsze zdążę usunąć się w cień.
Grupa niemal od razu zabrała się za pracę. Entuzjazm oraz nadciągające chmury mobilizowały ich do szybkiej pracy nad stworzeniem obozu. Melanie i Jenny zabrały się za zbieranie drewna do ogniska, Liz nosiła wodę, zaś Mark zajął się rozpalaniem ognia, od czasu do czasu dało się słyszeć głośny śmiech Darice, która kręciła się po obozie próbując poznać każdą z osób. Alex, Matthew i David wyruszyli do lasu po "materiały" potrzebne do budowy szałasu. Wkrótce obóz Qhory został postawiony.
- Skończyłyście nosić drewno? - spytał David.
Jenny skinęła głową czekając na odpowiedź Davida. Po skwaszonej minie Davida nie potrafiła określić o co mu chodzi. Czy uważał, że drewna jest za mało? Czy chciał, aby razem z Melanie zajęła się czymś innym?
- Chyba wystarczy tego drewna - przyszedł im z pomocą Alex. - Najwyżej dozbieramy potem.
- Jak chcecie - westchnął David i odszedł.
JENNY (19), studentka
Mam w nosie o kolejność wykonywanych zadań. Chcą żebym nosiła drewno - ok. Jedyne co się dla mnie liczy to, aby szałas był gotowy przed nocą.
MARK (31), nauczyciel
Na razie obywa się bez paniki. Większość ludzi uwija się jak mrówki. Zająłem się rozpalaniem ognia. Było dość ciężko, bo robiłem to po raz pierwszy, ale jak już się udało byłem z siebie bardzo dumny.
Wkrótce potem spadł deszcz. Plemię Qhora uwinęło się z budową szałasu w ostatniej chwili. Część osób stała i bezmyślnie spoglądała na budowniczych, inni wykonywali niejasne polecenia Matthewa, który od razu stwierdził, że zna się na budowie. Wraz z pierwszymi kroplami deszczu uderzającymi o ziemię ostatnia z osób usiadła w szałasie.
- Przecieka - stwierdziła Jenny, próbując się odsunąć od dziury w dachu.
- Zawsze będzie przeciekał - mruknął niezadowolony z krytyki Matthew. - To nie jest prawdziwy dach. Bardzo mi przykro, ale takie są fakty.
Nikt więcej się nie odezwał. Każdy jednak myślał o tym samym - jutro będzie trzeba przebudować szałas, jeśli ma on funkcjonować przez następne tygodnie.
Qhora, noc 1
Pierwsza noc spędzona w szałasie była bardzo niewygodna. Co chwila ktoś przesuwał się i rozpychał łokciami.
- Tak sobie myślę... - odezwała się wreszcie Darice. - Czy tu nic nie wejdzie?
- Myślisz o wężach? - zapytał Mark z pewnym przekąsem.
- Jezu... - jęknęła. - Do tej pory bałam się, że wejdzie tutaj pająk, albo jakieś inne robactwo, a ty mi o wężach mówisz?
- Możemy zostawić te rozmowy na jutro? - poprosił Matthew.
- Dobranoc.
- Dobranoc - odpowiedział ktoś inny.
Jedynie David zamiast spać z pozostałymi w szałasie położył się na ziemi obok ogniska. Kilka razy w życiu miał "przyjemność" spać na twardej ziemi, a więc nie bał się niewygody. O wiele bardziej przerażali go nieznajomi, z którymi znajdował się w sercu Peru. Przez cały dzień wykonywał polecenia i raczej starał się nie odzywać, aby nie podpaść nikomu. Tak jak rozpoczął ten dzień, tak samo miał zamiar go zakończyć.
DAVID (43), farmer
Nie spałem z pozostałymi z prostej przyczyny. Pomijając już to, że jestem wielki i zajmuję dużo miejsca, w naszym szałasie z ledwością mieści się siedem osób. Dla mnie zabrakło miejsca, ale może to i lepiej? Ktoś w końcu musi pilnować ognia.
Tanta, dzień 2
Tanta nie spali od bardzo wczesnych godzin. Pierwsze promie nie słońca bezlitośnie wyrzuciły ich z szałasu. Pojedyncze osoby zaczęły przyzwyczajać się do życia w Peru. Mickey niechętnie ruszył w stronę rzeki za Danni, skąd mieli przynieść wodę. Tymczasem Ronnie i Paul zabrali się za zbieranie drewna. Gabrielle rozpoczęła dzień od porannej gimnastyki. Lia i Trey przyglądali się kobiecie przez moment uśmiechając się do siebie.
- Zamiast oszczędzać siły przed konkursem... - pokiwał głową mężczyzna.
- Ciekawe, kiedy odbędzie się pierwszy konkurs? - wcięła się do ich rozmowy Caroline. - Ktoś sprawdzał skrzynkę pocztową?
- Jeszcze nie - odparła Lia, wstając z miejsca - ale zaraz pójdę sprawdzić.
CAROLINE (32), dietetyk
Jesteśmy dość dobrze zorganizowani, bardzo szybko postawiliśmy szałas i wyznaczyliśmy sobie role w obozie: jest ktoś kto zajmuje się ogniem, kto będzie zdobywał jedzenie, sprzątał... Jeśli chodzi o aspekt przetrwania nie powinno być źle.
Danni i Mickey siedzieli nad rzeką. Żadnemu z nich nie śpieszyło się z powrotem do obozu.
- I jak wrażenia po pierwszej nocy? - spytała z nieco szyderczym tonem Danni.
- Całkiem spoko.
- Ktoś mógł odnaleźć ukryty immunitet, o którym mówił Jeff? - ciągnęła dziewczyna.
- Nie wiem... Chyba nikt nie szukał wczoraj.
- Ja i Lia będziemy miały kłopoty - dodała poważnie Danni.
- Weź, dziewczyno... Jakie kłopoty? Stanowimy zgraną grupę. I musimy trzymać się razem i być pozytywnie nastawieni - wyjaśnił całą swoją filozofię.
- Lubię cię - zaśmiała się.
- Ja ciebie też. Jak znajdę ukryty immunitet to ci o tym powiem.
Po chwili do pary dosiadła się także Lia. Druga z sióstr przez chwilę przysłuchiwała się rozmowie, ale nawet na moment nie zdradzała oznak zainteresowania tematem gry.
Qhora, dzień 2
DARICE (39), agent nieruchomości
W Qhora mamy: nudziarza Matta i te jego "ą", "ę", Liz, która cierpi na nadpobudliwość, David wygląda jak psychopata, czuję, że z Mel będziemy nadawać na tych samych falach, Alex, który ma uśmiech jak milion dolarów oraz ludzie cienie: Jenny i Mark. I jestem ja, dzisiejszy underdog, przyszła zwyciężczyni!
Poranek w plemieniu zielonych nadal wydawał się przedstawiać jako beztroski obrazek z dnia pierwszego. Praca nikomu nie ciążyła, niewygoda nie była dokuczliwa, a ryż nie zdążył się nikomu obrzydnąć. Darice leżała w szałasie i spoglądała na pozostałych członków Qhory snujących się po obozie.
- Dziewczyny?! - wrzasnęła donośnym głosem.
Jenny i Melanie odwróciły się na pięcie w stronę kobiety.
- Byłyście po wodę? - wrzeszczała w dalszym ciągu.
- Właśnie idziemy - odpowiedziała o połowę ciszej Jenny.
- A możecie przy okazji napełnić moją manierkę? - spytała.
Melanie wzruszyła ramionami i od niechcenia zabrała manierkę podpisaną inicjałami D.M.
JENNY (19), studentka
Darice jest bardzo wygodna. Od wczoraj nie kiwnęła palcem. Siedzi jak królowa i wydaje każdemu polecenia. Ona po prostu prosi się o wyrzucenie stąd. Póki co ja i Melanie ją ignorujemy, ale mam wrażenie, że chce się do nas doczepić.
Gdy tylko Matthew zniknął z widoku Alex i Liz zabrali się za przeróbkę szałasu, który został zaprojektowany przez czterdziestolatka.
- Szybko - mówiła Liz, ściągając liście z dachu.
- Bez przesady - mruknął Alex.
Matt nie chciał słyszeć o poprawieniu przeciekającego dachu, czy podwyższeniu konstrukcji. Dlatego też Alex i Liz postanowili postawić samozwańczego konstruktora przed faktem dokonanym. Nawet Darice czująca, że z naprawy szałasu może wyniknąć jakaś większa awantura zdecydowała się przyłączyć. Wkrótce pojawił się Matthew. Zaskoczony przez moment przyglądał się nowym konstruktorom, aż w końcu zapytał z lekkim poirytowaniem:
- Co robicie?
- Przecieka - oświadczyła Liz. - Chcemy zrobić dach od nowa.
- Myślę, że tracicie czas, bo zawsze będzie przeciekał - oświadczył.
- Ale jest różnica, czy trochę kapie, czy na głowę leje się strumień - mruknął Alex.
- Okej - dał za wygraną Matthew. - Wasza decyzja.
Gdy tylko odszedł Darice zaśmiała się:
- Facet spina poślady jak jakaś panienka. Prosi się o eliminację.
ALEX (24), sanitariusz
Zupełnie nie rozumiem podejścia Matthewa. Zachowywał się, jakby był na nas obrażony za to, że chcemy naprawić coś, co jemu, bądźmy szczerzy, zupełnie nie wyszło.
Gdy przez obóz Qhory przechodziła pierwsza napięta sytuacja, David i Mark znajdowali się nad rzeką. Wysoki i dobrze zbudowany farmer z instruował nauczyciela chemii, jak należy łowić ryby.
DAVID (43), farmer
Jeśli chodzi o pracę w obozie, konkursy siłowe i inne aspekty związane z przetrwaniem to czuję się dobrze. Nie jestem jednak najlepszy, jeśli chodzi o grę socjalną - nie umiem być przyjacielski. Mark jest pierwszą osobą, z którą wymieniłem tutaj więcej niż dwa zdania. Wydaje się w porządku. Tyle.
Tanta, dzień 3
Tantę obudziły podekscytowane Caroline i Danni. Wysoka brunetka trzymała w ręce cztery drewniane elementy, które po złożeniu tworzyły koło, na którym znajdowała się informacja na temat pierwszego konkursu:
"Pchaj, ciągnij, przez przeszkody gnaj. Ten, kto pierwszy do mety dotrze nie będzie musiał swojej pochodni gasić."
- Immunitet - stwierdziła Caroline.
- Immunitet? - zaniepokoiła się Lia. - Jak to będzie wyglądało?
- Pewnie jakaś sztafeta - zgadywał Trey.
- Pchaj, ciągnij... - mruknął Paul. - Będziemy podawać sobie coś.
- Jeśli będzie równoważnia to biorę to na siebie - zgłosiła się Gabrielle.
Konkurs o immunitet
Plemiona Qhora i Tanta pojawiły się na polanie, gdzie czekał na nie Jeff Probst. Obok niego znajdował się niewysoki stolik, na którym stała rzeźba przedstawiająca jakieś bóstwo peruwiańskie. Tuż za gospodarzem programu znajdowały się dwa tory wyścigowe. Gdy tylko zawodnicy zajęli miejsca na matach, Jeff przemówił:
- Witajcie na pierwszym konkursie - przywitał. - Matthew, jak minęły wam pierwsze dni w Peru?
- Doskonale - odparł. - Niczego nam nie brakuje, grupa jest zgrana. Wszystko.
- W porządku - skinął głową Jeff. - Przejdźmy do pierwszego konkursu w Survivor: Peru. Z kawałków, które leżą na stołach przed wami ułożycie cztery koła, które przymocujecie do wozu. Gdy pojazd będzie gotowy użyjecie go do przetransportowania największego, piątego koła przez serię przeszkód. Gdy dojedziecie do mostu, w miejscu oznaczonym "X" wykopiecie deski, którymi uzupełnicie ubytki w moście. Gdy wóz przejedzie przez most użyjecie koła, które transportowaliście do odczytania wiadomości zapisanej na skrzyni. Plemię, które zrobi to jako pierwsze wygra immunitet. Tylko on gwarantuje wam życie w tej grze. Przegrani udadzą się na radę plemienia, gdzie wyeliminujecie z gry pierwszą osobę. Gotowi?
Po entuzjastycznej odpowiedzi plemiona ustawiły się na starcie.
- W Tanta puzzlami zajmą się Paul, Lia, Danni oraz Caroline. W Qhora będą to: Darice, Jenny, Mark i Matthew. Walczycie o immunitet - przypomniał Jeff. - Ryzykanci gotowi, start!
Oba plemiona ruszyły do układania puzzli. Zadanie nie było trudne, bo każde koło składało się wyłącznie z czterech elementów. Mimo to Tanta zyskała niewielką przewagę, z którą udało im się wyjść na prowadzenie.
- Tanta: Ronnie, Mickey, Gabrielle i Trey ruszają! - ogłosił Probst.
Kilka chwil po nich do wyścigu włączyli się także przedstawiciele Qhora: Melanie, Liz, Alex i David. Gdy panowie z plemienia niebieskich ciągnęli wóz z piątym kołem, Gabrielle oczyszczała tor z przeszkód. W Qhora, pomimo dopingów ze strony współplemieńców, szło to znacznie wolniej, mimo że wóz pchały aż cztery osoby. Dziewczyny z Tanta ze spokojem znalazły deski i zaczęły uzupełniać nimi most, gdy Qhora z trudem dobrnęła do mostu.
- Qhora, stracili dużo czasu na tor przeszkód. Tanta, nie zwalniajcie! - komentował gospodarz.
Plemię zielonych z wielkim trudem zaczęło uzupełniać most. Obie grupy pokonały przeszkodę w niemal identycznym czasie. Obu zespołom pozostało tylko odkodowanie hasła za pomocą transportowanego koła. Paul i Lia rozpoczęli zadanie nieco prędzej od Matthewa i Jenny, którzy zna początku mieli problem ze zrozumieniem zadania.
- Jest dobrze - wyszeptała Lia.
- Tanta coraz bliżej rozwiązania - komentował Jeff.
- Ma... Mamy - zawołał Paul.
Gospodarz programu podszedł do stołu, gdzie widniało zapisane hasło: "Witajcie w Peru".
- Tanta zdobywa immunitet! - ogłosił uroczyście.
Wśród niebieskich wybuchła radość. Gdy tylko się uspokoili Jeff podał im figurkę i powiedział:
- Nikt z Tanty nie odejdzie dzisiaj, ale to nie wszystko. Jako dzisiejsi zwycięzcy wybierzcie jedną osobę z Qhora, która zostanie wysłana na wyspę wygnańców i wróci do plemienia dopiero na następny konkurs.
Po krótkiej dyskusji głos zabrała Gabrielle:
- Wybieramy Darice.
Afroamerykanka zawiesiła na ramieniu swoją torbę i odchodząc tylko mruknęła z ironią w głosie:
- Ominę pierwszą radę plemienia. Jaka szkoda...
- Qhora, dla was nie mam nic poza spotkaniem ze mną, dzisiaj - odparł na pożegnanie Jeff. - Wracajcie do obozu.
RONNIE (34), górnik
Wybór Darice był z naszej strony czysto strategicznym posunięciem. Darice wydaje się być najsłabszym ogniwem. Wysyłając ją na wyspę wygnańców zmuszamy Qhora, aby do eliminacji kogoś silniejszego.
Wyspa wygnańców, dzień 3
Darice dotarła na wyspę wygnańców, która była dla niej równoznaczna z immunitetem na pierwszej radzie wyspy. Z jednej strony żałowała, że nie będzie obecna na radzie, gdzie z pewnością padną ciekawe informacje, ale znowu to cieszyła się, że dzięki pobytowi na wyspie wygnańców nie zostanie wyeliminowana z gry jako pierwsza. Wyspa wygnańców prezentowała się lepiej, niż początkowo to sobie wyobrażała. Na dużym rozłożystym drzewie znajdował się schron, który przywodził skojarzenie z domkiem na drzewie. Zaraz za drzewem znajdowała się niewielka studzienka.
- Chyba sobie jaja robicie - powiedziała, spoglądając na drabinkę linową prowadzącą na górę. - Mam wejść tam wysoko?
Przy piskach kobieta wgramoliła się na szczyt. Do ściany domku przybito pożółkłą kartkę papieru, z której Darice odczytała:
"Wskazówka do ukrytego immunitetu. Gdy spojrzysz na zachód zobaczysz moją rękę".
- To mi się przyda - mruknęła, chowając wiadomość do kieszeni.
Pobyt Darice na wygnaniu wydłużał się niemiłosiernie. Z nudów zaczęła nawlekać na sznurek znalezione w pobliżu drzewa piórka i kamyki.
DARICE (39), agent nieruchomości
Postanowiłam stworzyć swój własny ukryty immunitet. Jak jutro wrócę do obozu to postaram się wcisnąć go jakiemuś frajerowi. Zrobiłam to z mojej broszki, ale bez obaw... Jak wygram już ten milion to dziesięć takich sobie kupię. Ha ha ha ha.
Qhora, dzień 3
Po powrocie z konkursu w plemieniu zielonych zrobiło się bardzo cicho. Do każdego z nich dochodziło, że to właśnie jedno z nich może stać się pierwszą wyeliminowaną osobą. Gdy David zajął się rozpalaniem ognia pozostali rozsiedli się wokoło paleniska jakby próbując udawać, że wszystko jest jak przed przegranym konkursem o immunitet. Ciszę przerwał Matthew:
- Musimy to chyba przedyskutować...
- O czym chcesz dyskutować? - zdziwił się Alex. - Daliśmy plamę i idziemy na radę plemienia.
- Ale na kogo głosujemy? Chciałbym wiedzieć, co wy sądzicie.
- A ty? - odezwał się Mark.
- Ja osobiście głosowałbym na Darice, ale jej nie ma. Nie chcę nikogo urazić, ale najgorzej poszło nam w części z puzzlami.
- Od razu powiedz, że to moja wina - odezwała się Jenny.
- Nie - pokręcił głową Matthew. - Puzzle układaliśmy razem, ale ja się starałem.
- Czyli ja się nie starałam? - podniosła głos Jenny. - Dałam z siebie 100% tak jak każda z tych osób!
- Nie, ale... - kontynuował. - Uważa, że po Darice to ty jesteś najsłabszym ogniwem i będę głosował właśnie na ciebie.
Wściekła Jenny odeszła od ogniska zostawiając pozostałych.
- A wy co myślicie? Jenny? Ma ktoś inne propozycje?
Liz głośno westchnęła.
ALEX (24), sanitariusz
Matthew zaczyna irytować już wszystkich. Chce zakładać sojusz, proszę bardzo, ale nie wiem, po jaką cholerę ogłasza na forum publicznym na kogo chce głosować? To zły pomysł.
Jenny i Melanie szły przez dżunglę od dłuższej chwili. Mel zdawała sobie sprawę, że opuszczenie obozu w takiej chwili działało na niekorzyść Jenny. Jednak tak była zbyt wściekła, aby kontynuować rozmowę z Matthewem lub kimkolwiek innym.
- Dzisiaj, albo Matt, albo ty - stwierdziła Melanie.
- Ale dlaczego ja? Jestem przydatna jako dodatkowy głos! Nie rozumiem tego.
Rada plemienia
Siedem osób pojawiło się w drewnianej świątyni nad rzeką, gdzie czekał na nich mistrz ceremonii.
- Niech każde z was weźmie pochodnię ze swoim imieniem i zapali ją - powiedział gospodarz na powitanie. - W tej grze ogień reprezentuje życie. Dopóki wasza pochodnia jest zapalona żyjecie, gdy ogień zgaśnie znikacie.
Siedem pochodni rozświetliło dotąd przyciemnioną świątynię. Gdy gracze zajęli miejsca na ławie naprzeciwko Jeffa rada mogła się rozpocząć.
- Pomówmy o waszych pierwszych dniach w Peru - zaczął Probst. - Liz, czym zajęła się Qhora?
- Organizacją - odparła krótko. - Stworzyliśmy schron, zbudowaliśmy cały obóz od podstaw.
- Dwukrotnie - odparł Matthew.
- Dlaczego?
- Bo pierwsza wizja obozu nie odpowiadała części z nas - dodał odważnie Matthew.
Alex pokręcił głową.
- Matthew przekręca fakty - odparł sanitariusz. - Nie chodzi o obóz, a o przebudowę schronu. Nasz pierwszy schron przeciekał i chcieliśmy go zmienić, ale to wywołało oburzenie Matta.
- Dlaczego? - zaśmiał się Jeff.
- Schron będzie przeciekał tak czy inaczej. Zamiast bawić się w mało skuteczne poprawy lepiej jest przygotować się do konkursu - wyjaśnił Matthew.
- Konkurs również wam nie poszedł najlepiej... - zwrócił uwagę gospodarz. - Jenny, jak myślisz, dlaczego?
- Według Matthewa to była moja wina, bo za mało się starałam, a to nieprawda. Nie każdy jest dobry w puzzlach.
- Jeśli nie jestem w czymś dobry to zwyczajnie się nie zgłaszam do zadania - mówił cały czas ze spokojem Matthew.
- Mark, co jest teraz dewizą tego plemienia? - zmienił temat Jeff.
- Myślę, że powinniśmy skupić się na lepszym poznaniu siebie - odparł. - Konkurs położyliśmy przez to, że nie znamy jeszcze swoich mocnych i słabych stron.
- W porządku - westchnął Jeff. - Przejdźmy do głosowania. Alex, ty zaczynasz.
Najmłodszy z mężczyzn z zielonego plemienia wstał z miejsca i przeszedł się do urny z głosami. Z lekkim niezadowoleniem otworzył głosowanie. Nie był przekonany co do swojego wyboru, ale nie miał zamiaru wyłamywać się i głosować przeciwko większości. Gdy wrócił na miejsce kolejne osoby ruszały decydować, które z nich ma odejść jako pierwsze z gry.
Matthew
(JENNY): Jesteś najsłabszym ogniwem.
Jenny
(MATTHEW): Ciągle wymyślasz nowe problemy. Nie ja utrudniam życie plemieniu tylko ty!
Gdy David wrócił na miejsce Jeff udał się po urnę z głosami. Mistrz ceremonii ogłosił z pełną powagą:
- Decyzja jest ostateczna. Osoba z największą liczbą głosów musi opuścić plemię. Odczytam głosy - powiedział, sięgając po pierwszy głos:
- Jenny. Jeden głos Jenny.
- Jenny.
- Matthew. Dwa głosy Jenny, jeden głos Matthew - podliczył trzy z siedmiu głosów.
- Jenny - przeczytał kolejny głos.
Pierwszą wyeliminowaną osobą z Survivor: Peru jest Jenny - wyrecytował pokazując grupie piąty głos.
Matthew uśmiechnął się, ale nikt nie podzielał jego radości.
- Cztery głosy wystarczą, reszta pozostanie tajemnicą. Jenny, podejdź z pochodną.
Dziewczyna skinęła głową i wstała z ławki.
- Jenny - zwrócił się do niej Jeff. - Taka jest wola plemienia - powiedziawszy to, mistrz ceremonii zgasił pochodnię i pozwolił odejść pierwszej osobie.
Gdy tylko Jenny opuściła świątynię Jeff przemówił ponownie:
- Mam nadzieję, że wyciągniecie jakieś wnioski z dzisiejszej rady i jutrzejszy dzień będzie dla was znacznie prostszy. Wracajcie do obozu...
Alex: Jenny
Melanie:Jenny
Liz: Jenny
Matthew: Jenny
Mark: Jenny
Jenny: Matthew
David: Jenny
Finałowe słowa Jenny:
Nie spodziewałam się odpaść jako pierwsza. Nie rozumiem decyzji grupy, ale mam nadzieję, że jeszcze będą tego żałować.
________________________________
Tabela eliminacji
Uczestnicy
Głosowanie
Wydarzenia
Lista uczestników
Intro
Survivor: Peru
Epizod 1
Witajcie w Peru
Peru jest celem wyprawy 16 zawodników. Podzieleni na dwa plemiona będą musieli stawić czoła dzikiej naturze oraz przeciwnej drużynie. Ich zadaniem jest współpracować, aby stworzyć zgodne społeczeństwo. Jednak muszą pamiętać o tym, że tylko jedno z nich będzie mogło zwyciężyć. Kto będzie zdradzał? Kto pozostanie lojalny? Kto sięgnie po nagrodę główną? W końcu kto ogra, przechytrzy i przetrwa? 39 dni, 16 osób i 1 zwycięzca.
Dwie łodzie płynęły wzdłuż rzeki już od dłuższego czasu. W każdej z nich znajdowało się po osiem osób, które miały stworzyć plemię. Pierwszą łódź opatrzoną niebieskim kolorem zajmowała Tanta, w której skład wchodzili: siostry Lia i Danni Hillenbrand, gimnastyczka Gabrielle Mancini, dietetyk Caroline Busse, przedsiębiorca Paul Gaines, górnik Ronnie McIntire, kelner Micky Caldwell oraz DJ radiowy Trey Morgan. Rywalizujące z nimi plemię nosiło nazwę Qhora i przypisano im kolor jasnej zieleni. Do plemienia Qhora należeli: studentka Jenny Tuttle, barmanka Melanie Whitefield, scenograf Liz Kennedy, agent nieruchomości Darice Mayberry, farmer David Nootze, bankier Matthew Reynolds, sanitariusz Alex Stillman i nauczyciel Mark Moran. Na statku zakazano im rozmów między sobą dopóki nie dotrą na miejsce oznaczone czerwoną flagą, gdzie otrzymają następne instrukcje i oficjalnie rozpoczną grę. Póki co każdy przyglądał się swoim towarzyszom na łodzi, a czasem ludziom znajdującym się na łodzi płynącej obok. Każdy miał własną strategię, pomysły na grę oraz motywy, które kierowały nim w podróży do Peru.
MATTHEW (45), bankier
Przede mną siedzi "potężna" kobieta. Dobrze mieć kogoś takiego, bo masz pewność, że nie zostaniesz wyeliminowany jako pierwszy.
GABRIELLE (29), gimnastyczka
W naszym zespole są dwie dziewczyny... Bliźniaczki. Nie ma mowy, aby siostrzyczki zostały tutaj.
Obie tratwy dobiły do piaszczystego brzegu oznaczonego flagą, gdzie czekał na nich prowadzący. Zawodnicy wyszli na ląd i po chwili zajęli miejsca na dwóch matach: niebieskiej i zielonej.
- Witajcie w Survivor: Peru! - przywitał ich uroczyście Jeff.
Szesnaście osób z dużym entuzjazmem zaczęło bić brawo. Rozpoczęła się ich podróż, która na dobrą sprawę dla tylko jednego miała zakończyć się pomyślnie po upływie 39 dni. Gospodarz gry zwrócił się do młodej Afroamerykanki z Qhory:
- Dziewczyna w brązowej marynarce, jak masz na imię?
- Melanie, Mel dla przyjaciół - dokonała prezentacji.
- Jak oceniasz swoją grupę, Mel? Silniejsza, niż przeciwna?
- Wydaje się w porządku. Mam nadzieję, że jest też mocna - odpowiedziała.
- Chłopak w dredach - Jeff zwrócił się do Mulata w niebieskiej grupie. - Jak masz na imię?
- Trey - rzucił.
- Trey, czy dokonałbyś jakiejś korekty w swoim plemieniu i być może zastąpił kogoś na osobę z Qhora?
Trey bez spoglądania na współplemieńców odpowiedział z pełnym optymizmem:
- Nie. Czuję jak od moich ludzi - określił tak członków Tanty - emanuje dobra eNergia. Myślę, że lepiej nie mogliście trafić z doborem ludzi.
GABRIELLE (29), gimnastyczka
To oczywiste, że gdybyśmy mogli decydować o wyglądzie plemienia w życiu nie wybrałabym do niego sióstr oraz tego staruszka.
- Nie będę was dłużej zatrzymywał - odparł Jeff. - Tu macie dwie skrzynie. Jedna jest dla Qhora, druga dla Tanta. Wewnątrz znajdziecie wszystko, co będzie wam potrzebne na początek: worek ryżu, maczeta, lina, krzemień oraz dwa garnki. Jeśli jesteście zaradni, to te rzeczy powinny wam bardzo ułatwić przeżycie następnych 39 dni. W tym sezonie mamy wyspę wygnańców - zmienił niespodziewanie temat Jeff. - To miejsce, w którym z pewnością nie chcecie się znaleźć. W grze jest również ukryty immunitet, do którego odszukania przydatne wam będą wskazówki znajdujące się na wyspie wygnańców. Mapy do waszych obozów - wyjaśnił, rzucając plemionom po mapie.
Mapę w Tanta przejął wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna - Ronnie, zaś w Qhora funkcję nawigatora objął wysoki pan ubrany w okularach - Matthew. Obie grupy ruszyły plażą w przeciwnych kierunkach.
Tanta, dzień 1
Marsz w wyznaczone miejsce nie był, aż tak trudny. Wysokie drzewa ochraniały zawodników przed promieniami gorącego słońca. Po drodze Tanta nie rozmawiali ze sobą zbyt wiele, jakby nadal przestrzegając zakazu rozmów z łodzi. Póki co proste komendy - "prosto" i "naprzód" wystarczyły. Po kilkunastu minutach szybkiego spaceru w głąb lasu niebieskie plemię trafiło na polanę otoczoną wysokimi drzewami. Miejsce to oznaczono jako ich obóz, gdzie mieli spędzić najbliższe dni. Najstarszy członek plemienia, Paul usiadł na suchym pniu drzewa i wziął głęboki oddech. Tempo, które narzucił chłopak w dredach - Trey dla wielu było zbyt szybkie, ale nikt nie dawał tego po sobie poznać. Paul jako jedyny nie potrafił zakamuflować oznak zmęczenia.
- Wszystko w porządku? - spytała troskliwie Caroline.
- Tak... - westchnął ciężko Paul. - To tylko ten upał. Zaraz się zaadoptuję.
- Chcesz wody?
- Nie... - sapał. - Zaraz mi przejdzie.
PAUL (64), przedsiębiorca
Nie spodziewałem się, że może być, aż tak ciężko i to na samym początku. Starałem po sobie nie dać tego poznać, ale wysoka temperatura i ten spacer dały mi nieźle w kość.
Gabrielle od razu zabrała się za rozplanowywanie najbliższych działań. Pozostali rozsiedli się na ziemi i grzecznie słuchali jej poleceń, a właściwie grzecznych sugestii. Od czasu do czasu ktoś, coś skomentował i starał się doradzić, ale to Gabrielle grała pierwsze skrzypce. Każdą wypowiedź kwitowała jakąś uwagą. Jednak jej przywódczy charakter i "wszechwiedza" nie budziły, aż takiej sensacji jak siostry bliźniaczki. Uderzające podobieństwo Danni i Lii wykluczało jakiekolwiek próby maskowania ich pokrewieństwa. Były podobne jak dwie krople wody.
LIA (24), bibliotekarka
Pomysł na udział w Survivor wyszedł od mojej siostry. Ona uwielbia takie zabawy, ja nie mam o tym zielonego pojęcia, ale Danni i mama przekonały mnie, że będzie fajnie, że taka szansa nigdy więcej się nie powtórzy i jestem.
Trey, Mickey oraz bliźniaczki wybrali się do lasu na poszukiwanie wody oraz skrzynki pocztowej. Podczas ekspedycji tematem numer jeden były siostry:
- Jesteście bliźniaczkami? - zapytał Trey. - Jednojajowymi? - pytał, starając się udawać znawcę dziedziny.
- Która jest starsza? - wtrącił się Mickey.
- Ona - wskazała ręką Danni. - O 20 minut - uprzedziła następne pytanie.
- A różnicie się chociaż jakimś detalem, abyśmy mogli was rozróżniać? - pytał dalej Mickey.
- Spinam włosy. Z resztą przyzwyczaicie się - oznajmiła Danni. - Panowie, mam nadzieję, że zostaniemy tutaj przyjaciółmi? - zapytała niewinnie.
- Nie ma sprawy - odrzekł Mickey, który od samego początku cieszył się obecnością bliźniaczek w Tanta.
DANNI (24), tancerka
Póki co ludzie ekscytują się tym, że jesteśmy siostrami, ale to minie i wtedy zaczną myśleć o nas jako o zagrożeniu, bo łączą nas więzy silniejsze, niż sojusze. Dlatego musimy znaleźć ukryty immunitet i to migiem.
Qhora, dzień 1
Zieloni dotarli do swojego obozu dużo później od niebieskich. Flaga plemienia Qhora znajdowała się na granicy lasu z polaną. Na pierwszy rzut oka polana wydawała się ogromną przestrzenią gotową do zagospodarowania, ale im dłużej ósemka zawodników znajdowała się na niej, tym mniejsza wydawała im się owa przestrzeń. W niewielkim rozgardiaszu zaczęła się praca nad stworzeniem obozu lub czegoś, co miało przypominać obóz. Jakby mechanicznie każda z osób zaczęła coś robić lub mówić.
- To słuchajcie, Qhora - przerwał im Alex.
Po chwili cała grupa zebrała się na polanie, gdzie mogli obmyślić plan działania.
- Może zaczniemy od budowy jakiegoś dachu - zaproponował Alex.
- Ktoś potrafi budować takie domki? - zachichotała Darice.
- Zetniemy kilka cieńszych drzew, powiążemy ze sobą i jest - wzruszył ramionami David.
- W porządku - skinął głową Alex. - Część osób pójdzie na wycinkę, a ktoś może już zacząć rozpalać ogień.
- Zdecydowanie - przytaknął mu Matthew.
LIZ (33), scenograf
Podziwiam Alexa. Jest najmłodszy z chłopaków, a od razu zabrał się za organizację. Takie osoby są nam potrzebne.
ALEX (24), sanitariusz
Mówię,co myślę, a inni, albo posłuchają, albo nie. Nie znam tych ludzi, ale mam nadzieję, że będą chcieli mieć przy sobie kogoś, kto służy im dobrą radą, a jeśli nie... Hm... To dopiero dzień pierwszy i zawsze zdążę usunąć się w cień.
Grupa niemal od razu zabrała się za pracę. Entuzjazm oraz nadciągające chmury mobilizowały ich do szybkiej pracy nad stworzeniem obozu. Melanie i Jenny zabrały się za zbieranie drewna do ogniska, Liz nosiła wodę, zaś Mark zajął się rozpalaniem ognia, od czasu do czasu dało się słyszeć głośny śmiech Darice, która kręciła się po obozie próbując poznać każdą z osób. Alex, Matthew i David wyruszyli do lasu po "materiały" potrzebne do budowy szałasu. Wkrótce obóz Qhory został postawiony.
- Skończyłyście nosić drewno? - spytał David.
Jenny skinęła głową czekając na odpowiedź Davida. Po skwaszonej minie Davida nie potrafiła określić o co mu chodzi. Czy uważał, że drewna jest za mało? Czy chciał, aby razem z Melanie zajęła się czymś innym?
- Chyba wystarczy tego drewna - przyszedł im z pomocą Alex. - Najwyżej dozbieramy potem.
- Jak chcecie - westchnął David i odszedł.
JENNY (19), studentka
Mam w nosie o kolejność wykonywanych zadań. Chcą żebym nosiła drewno - ok. Jedyne co się dla mnie liczy to, aby szałas był gotowy przed nocą.
MARK (31), nauczyciel
Na razie obywa się bez paniki. Większość ludzi uwija się jak mrówki. Zająłem się rozpalaniem ognia. Było dość ciężko, bo robiłem to po raz pierwszy, ale jak już się udało byłem z siebie bardzo dumny.
Wkrótce potem spadł deszcz. Plemię Qhora uwinęło się z budową szałasu w ostatniej chwili. Część osób stała i bezmyślnie spoglądała na budowniczych, inni wykonywali niejasne polecenia Matthewa, który od razu stwierdził, że zna się na budowie. Wraz z pierwszymi kroplami deszczu uderzającymi o ziemię ostatnia z osób usiadła w szałasie.
- Przecieka - stwierdziła Jenny, próbując się odsunąć od dziury w dachu.
- Zawsze będzie przeciekał - mruknął niezadowolony z krytyki Matthew. - To nie jest prawdziwy dach. Bardzo mi przykro, ale takie są fakty.
Nikt więcej się nie odezwał. Każdy jednak myślał o tym samym - jutro będzie trzeba przebudować szałas, jeśli ma on funkcjonować przez następne tygodnie.
Qhora, noc 1
Pierwsza noc spędzona w szałasie była bardzo niewygodna. Co chwila ktoś przesuwał się i rozpychał łokciami.
- Tak sobie myślę... - odezwała się wreszcie Darice. - Czy tu nic nie wejdzie?
- Myślisz o wężach? - zapytał Mark z pewnym przekąsem.
- Jezu... - jęknęła. - Do tej pory bałam się, że wejdzie tutaj pająk, albo jakieś inne robactwo, a ty mi o wężach mówisz?
- Możemy zostawić te rozmowy na jutro? - poprosił Matthew.
- Dobranoc.
- Dobranoc - odpowiedział ktoś inny.
Jedynie David zamiast spać z pozostałymi w szałasie położył się na ziemi obok ogniska. Kilka razy w życiu miał "przyjemność" spać na twardej ziemi, a więc nie bał się niewygody. O wiele bardziej przerażali go nieznajomi, z którymi znajdował się w sercu Peru. Przez cały dzień wykonywał polecenia i raczej starał się nie odzywać, aby nie podpaść nikomu. Tak jak rozpoczął ten dzień, tak samo miał zamiar go zakończyć.
DAVID (43), farmer
Nie spałem z pozostałymi z prostej przyczyny. Pomijając już to, że jestem wielki i zajmuję dużo miejsca, w naszym szałasie z ledwością mieści się siedem osób. Dla mnie zabrakło miejsca, ale może to i lepiej? Ktoś w końcu musi pilnować ognia.
Tanta, dzień 2
Tanta nie spali od bardzo wczesnych godzin. Pierwsze promie nie słońca bezlitośnie wyrzuciły ich z szałasu. Pojedyncze osoby zaczęły przyzwyczajać się do życia w Peru. Mickey niechętnie ruszył w stronę rzeki za Danni, skąd mieli przynieść wodę. Tymczasem Ronnie i Paul zabrali się za zbieranie drewna. Gabrielle rozpoczęła dzień od porannej gimnastyki. Lia i Trey przyglądali się kobiecie przez moment uśmiechając się do siebie.
- Zamiast oszczędzać siły przed konkursem... - pokiwał głową mężczyzna.
- Ciekawe, kiedy odbędzie się pierwszy konkurs? - wcięła się do ich rozmowy Caroline. - Ktoś sprawdzał skrzynkę pocztową?
- Jeszcze nie - odparła Lia, wstając z miejsca - ale zaraz pójdę sprawdzić.
CAROLINE (32), dietetyk
Jesteśmy dość dobrze zorganizowani, bardzo szybko postawiliśmy szałas i wyznaczyliśmy sobie role w obozie: jest ktoś kto zajmuje się ogniem, kto będzie zdobywał jedzenie, sprzątał... Jeśli chodzi o aspekt przetrwania nie powinno być źle.
Danni i Mickey siedzieli nad rzeką. Żadnemu z nich nie śpieszyło się z powrotem do obozu.
- I jak wrażenia po pierwszej nocy? - spytała z nieco szyderczym tonem Danni.
- Całkiem spoko.
- Ktoś mógł odnaleźć ukryty immunitet, o którym mówił Jeff? - ciągnęła dziewczyna.
- Nie wiem... Chyba nikt nie szukał wczoraj.
- Ja i Lia będziemy miały kłopoty - dodała poważnie Danni.
- Weź, dziewczyno... Jakie kłopoty? Stanowimy zgraną grupę. I musimy trzymać się razem i być pozytywnie nastawieni - wyjaśnił całą swoją filozofię.
- Lubię cię - zaśmiała się.
- Ja ciebie też. Jak znajdę ukryty immunitet to ci o tym powiem.
Po chwili do pary dosiadła się także Lia. Druga z sióstr przez chwilę przysłuchiwała się rozmowie, ale nawet na moment nie zdradzała oznak zainteresowania tematem gry.
Qhora, dzień 2
DARICE (39), agent nieruchomości
W Qhora mamy: nudziarza Matta i te jego "ą", "ę", Liz, która cierpi na nadpobudliwość, David wygląda jak psychopata, czuję, że z Mel będziemy nadawać na tych samych falach, Alex, który ma uśmiech jak milion dolarów oraz ludzie cienie: Jenny i Mark. I jestem ja, dzisiejszy underdog, przyszła zwyciężczyni!
Poranek w plemieniu zielonych nadal wydawał się przedstawiać jako beztroski obrazek z dnia pierwszego. Praca nikomu nie ciążyła, niewygoda nie była dokuczliwa, a ryż nie zdążył się nikomu obrzydnąć. Darice leżała w szałasie i spoglądała na pozostałych członków Qhory snujących się po obozie.
- Dziewczyny?! - wrzasnęła donośnym głosem.
Jenny i Melanie odwróciły się na pięcie w stronę kobiety.
- Byłyście po wodę? - wrzeszczała w dalszym ciągu.
- Właśnie idziemy - odpowiedziała o połowę ciszej Jenny.
- A możecie przy okazji napełnić moją manierkę? - spytała.
Melanie wzruszyła ramionami i od niechcenia zabrała manierkę podpisaną inicjałami D.M.
JENNY (19), studentka
Darice jest bardzo wygodna. Od wczoraj nie kiwnęła palcem. Siedzi jak królowa i wydaje każdemu polecenia. Ona po prostu prosi się o wyrzucenie stąd. Póki co ja i Melanie ją ignorujemy, ale mam wrażenie, że chce się do nas doczepić.
Gdy tylko Matthew zniknął z widoku Alex i Liz zabrali się za przeróbkę szałasu, który został zaprojektowany przez czterdziestolatka.
- Szybko - mówiła Liz, ściągając liście z dachu.
- Bez przesady - mruknął Alex.
Matt nie chciał słyszeć o poprawieniu przeciekającego dachu, czy podwyższeniu konstrukcji. Dlatego też Alex i Liz postanowili postawić samozwańczego konstruktora przed faktem dokonanym. Nawet Darice czująca, że z naprawy szałasu może wyniknąć jakaś większa awantura zdecydowała się przyłączyć. Wkrótce pojawił się Matthew. Zaskoczony przez moment przyglądał się nowym konstruktorom, aż w końcu zapytał z lekkim poirytowaniem:
- Co robicie?
- Przecieka - oświadczyła Liz. - Chcemy zrobić dach od nowa.
- Myślę, że tracicie czas, bo zawsze będzie przeciekał - oświadczył.
- Ale jest różnica, czy trochę kapie, czy na głowę leje się strumień - mruknął Alex.
- Okej - dał za wygraną Matthew. - Wasza decyzja.
Gdy tylko odszedł Darice zaśmiała się:
- Facet spina poślady jak jakaś panienka. Prosi się o eliminację.
ALEX (24), sanitariusz
Zupełnie nie rozumiem podejścia Matthewa. Zachowywał się, jakby był na nas obrażony za to, że chcemy naprawić coś, co jemu, bądźmy szczerzy, zupełnie nie wyszło.
Gdy przez obóz Qhory przechodziła pierwsza napięta sytuacja, David i Mark znajdowali się nad rzeką. Wysoki i dobrze zbudowany farmer z instruował nauczyciela chemii, jak należy łowić ryby.
DAVID (43), farmer
Jeśli chodzi o pracę w obozie, konkursy siłowe i inne aspekty związane z przetrwaniem to czuję się dobrze. Nie jestem jednak najlepszy, jeśli chodzi o grę socjalną - nie umiem być przyjacielski. Mark jest pierwszą osobą, z którą wymieniłem tutaj więcej niż dwa zdania. Wydaje się w porządku. Tyle.
Tanta, dzień 3
Tantę obudziły podekscytowane Caroline i Danni. Wysoka brunetka trzymała w ręce cztery drewniane elementy, które po złożeniu tworzyły koło, na którym znajdowała się informacja na temat pierwszego konkursu:
"Pchaj, ciągnij, przez przeszkody gnaj. Ten, kto pierwszy do mety dotrze nie będzie musiał swojej pochodni gasić."
- Immunitet - stwierdziła Caroline.
- Immunitet? - zaniepokoiła się Lia. - Jak to będzie wyglądało?
- Pewnie jakaś sztafeta - zgadywał Trey.
- Pchaj, ciągnij... - mruknął Paul. - Będziemy podawać sobie coś.
- Jeśli będzie równoważnia to biorę to na siebie - zgłosiła się Gabrielle.
Konkurs o immunitet
Plemiona Qhora i Tanta pojawiły się na polanie, gdzie czekał na nie Jeff Probst. Obok niego znajdował się niewysoki stolik, na którym stała rzeźba przedstawiająca jakieś bóstwo peruwiańskie. Tuż za gospodarzem programu znajdowały się dwa tory wyścigowe. Gdy tylko zawodnicy zajęli miejsca na matach, Jeff przemówił:
- Witajcie na pierwszym konkursie - przywitał. - Matthew, jak minęły wam pierwsze dni w Peru?
- Doskonale - odparł. - Niczego nam nie brakuje, grupa jest zgrana. Wszystko.
- W porządku - skinął głową Jeff. - Przejdźmy do pierwszego konkursu w Survivor: Peru. Z kawałków, które leżą na stołach przed wami ułożycie cztery koła, które przymocujecie do wozu. Gdy pojazd będzie gotowy użyjecie go do przetransportowania największego, piątego koła przez serię przeszkód. Gdy dojedziecie do mostu, w miejscu oznaczonym "X" wykopiecie deski, którymi uzupełnicie ubytki w moście. Gdy wóz przejedzie przez most użyjecie koła, które transportowaliście do odczytania wiadomości zapisanej na skrzyni. Plemię, które zrobi to jako pierwsze wygra immunitet. Tylko on gwarantuje wam życie w tej grze. Przegrani udadzą się na radę plemienia, gdzie wyeliminujecie z gry pierwszą osobę. Gotowi?
Po entuzjastycznej odpowiedzi plemiona ustawiły się na starcie.
- W Tanta puzzlami zajmą się Paul, Lia, Danni oraz Caroline. W Qhora będą to: Darice, Jenny, Mark i Matthew. Walczycie o immunitet - przypomniał Jeff. - Ryzykanci gotowi, start!
Oba plemiona ruszyły do układania puzzli. Zadanie nie było trudne, bo każde koło składało się wyłącznie z czterech elementów. Mimo to Tanta zyskała niewielką przewagę, z którą udało im się wyjść na prowadzenie.
- Tanta: Ronnie, Mickey, Gabrielle i Trey ruszają! - ogłosił Probst.
Kilka chwil po nich do wyścigu włączyli się także przedstawiciele Qhora: Melanie, Liz, Alex i David. Gdy panowie z plemienia niebieskich ciągnęli wóz z piątym kołem, Gabrielle oczyszczała tor z przeszkód. W Qhora, pomimo dopingów ze strony współplemieńców, szło to znacznie wolniej, mimo że wóz pchały aż cztery osoby. Dziewczyny z Tanta ze spokojem znalazły deski i zaczęły uzupełniać nimi most, gdy Qhora z trudem dobrnęła do mostu.
- Qhora, stracili dużo czasu na tor przeszkód. Tanta, nie zwalniajcie! - komentował gospodarz.
Plemię zielonych z wielkim trudem zaczęło uzupełniać most. Obie grupy pokonały przeszkodę w niemal identycznym czasie. Obu zespołom pozostało tylko odkodowanie hasła za pomocą transportowanego koła. Paul i Lia rozpoczęli zadanie nieco prędzej od Matthewa i Jenny, którzy zna początku mieli problem ze zrozumieniem zadania.
- Jest dobrze - wyszeptała Lia.
- Tanta coraz bliżej rozwiązania - komentował Jeff.
- Ma... Mamy - zawołał Paul.
Gospodarz programu podszedł do stołu, gdzie widniało zapisane hasło: "Witajcie w Peru".
- Tanta zdobywa immunitet! - ogłosił uroczyście.
Wśród niebieskich wybuchła radość. Gdy tylko się uspokoili Jeff podał im figurkę i powiedział:
- Nikt z Tanty nie odejdzie dzisiaj, ale to nie wszystko. Jako dzisiejsi zwycięzcy wybierzcie jedną osobę z Qhora, która zostanie wysłana na wyspę wygnańców i wróci do plemienia dopiero na następny konkurs.
Po krótkiej dyskusji głos zabrała Gabrielle:
- Wybieramy Darice.
Afroamerykanka zawiesiła na ramieniu swoją torbę i odchodząc tylko mruknęła z ironią w głosie:
- Ominę pierwszą radę plemienia. Jaka szkoda...
- Qhora, dla was nie mam nic poza spotkaniem ze mną, dzisiaj - odparł na pożegnanie Jeff. - Wracajcie do obozu.
RONNIE (34), górnik
Wybór Darice był z naszej strony czysto strategicznym posunięciem. Darice wydaje się być najsłabszym ogniwem. Wysyłając ją na wyspę wygnańców zmuszamy Qhora, aby do eliminacji kogoś silniejszego.
Wyspa wygnańców, dzień 3
Darice dotarła na wyspę wygnańców, która była dla niej równoznaczna z immunitetem na pierwszej radzie wyspy. Z jednej strony żałowała, że nie będzie obecna na radzie, gdzie z pewnością padną ciekawe informacje, ale znowu to cieszyła się, że dzięki pobytowi na wyspie wygnańców nie zostanie wyeliminowana z gry jako pierwsza. Wyspa wygnańców prezentowała się lepiej, niż początkowo to sobie wyobrażała. Na dużym rozłożystym drzewie znajdował się schron, który przywodził skojarzenie z domkiem na drzewie. Zaraz za drzewem znajdowała się niewielka studzienka.
- Chyba sobie jaja robicie - powiedziała, spoglądając na drabinkę linową prowadzącą na górę. - Mam wejść tam wysoko?
Przy piskach kobieta wgramoliła się na szczyt. Do ściany domku przybito pożółkłą kartkę papieru, z której Darice odczytała:
"Wskazówka do ukrytego immunitetu. Gdy spojrzysz na zachód zobaczysz moją rękę".
- To mi się przyda - mruknęła, chowając wiadomość do kieszeni.
Pobyt Darice na wygnaniu wydłużał się niemiłosiernie. Z nudów zaczęła nawlekać na sznurek znalezione w pobliżu drzewa piórka i kamyki.
DARICE (39), agent nieruchomości
Postanowiłam stworzyć swój własny ukryty immunitet. Jak jutro wrócę do obozu to postaram się wcisnąć go jakiemuś frajerowi. Zrobiłam to z mojej broszki, ale bez obaw... Jak wygram już ten milion to dziesięć takich sobie kupię. Ha ha ha ha.
Qhora, dzień 3
Po powrocie z konkursu w plemieniu zielonych zrobiło się bardzo cicho. Do każdego z nich dochodziło, że to właśnie jedno z nich może stać się pierwszą wyeliminowaną osobą. Gdy David zajął się rozpalaniem ognia pozostali rozsiedli się wokoło paleniska jakby próbując udawać, że wszystko jest jak przed przegranym konkursem o immunitet. Ciszę przerwał Matthew:
- Musimy to chyba przedyskutować...
- O czym chcesz dyskutować? - zdziwił się Alex. - Daliśmy plamę i idziemy na radę plemienia.
- Ale na kogo głosujemy? Chciałbym wiedzieć, co wy sądzicie.
- A ty? - odezwał się Mark.
- Ja osobiście głosowałbym na Darice, ale jej nie ma. Nie chcę nikogo urazić, ale najgorzej poszło nam w części z puzzlami.
- Od razu powiedz, że to moja wina - odezwała się Jenny.
- Nie - pokręcił głową Matthew. - Puzzle układaliśmy razem, ale ja się starałem.
- Czyli ja się nie starałam? - podniosła głos Jenny. - Dałam z siebie 100% tak jak każda z tych osób!
- Nie, ale... - kontynuował. - Uważa, że po Darice to ty jesteś najsłabszym ogniwem i będę głosował właśnie na ciebie.
Wściekła Jenny odeszła od ogniska zostawiając pozostałych.
- A wy co myślicie? Jenny? Ma ktoś inne propozycje?
Liz głośno westchnęła.
ALEX (24), sanitariusz
Matthew zaczyna irytować już wszystkich. Chce zakładać sojusz, proszę bardzo, ale nie wiem, po jaką cholerę ogłasza na forum publicznym na kogo chce głosować? To zły pomysł.
Jenny i Melanie szły przez dżunglę od dłuższej chwili. Mel zdawała sobie sprawę, że opuszczenie obozu w takiej chwili działało na niekorzyść Jenny. Jednak tak była zbyt wściekła, aby kontynuować rozmowę z Matthewem lub kimkolwiek innym.
- Dzisiaj, albo Matt, albo ty - stwierdziła Melanie.
- Ale dlaczego ja? Jestem przydatna jako dodatkowy głos! Nie rozumiem tego.
Rada plemienia
Siedem osób pojawiło się w drewnianej świątyni nad rzeką, gdzie czekał na nich mistrz ceremonii.
- Niech każde z was weźmie pochodnię ze swoim imieniem i zapali ją - powiedział gospodarz na powitanie. - W tej grze ogień reprezentuje życie. Dopóki wasza pochodnia jest zapalona żyjecie, gdy ogień zgaśnie znikacie.
Siedem pochodni rozświetliło dotąd przyciemnioną świątynię. Gdy gracze zajęli miejsca na ławie naprzeciwko Jeffa rada mogła się rozpocząć.
- Pomówmy o waszych pierwszych dniach w Peru - zaczął Probst. - Liz, czym zajęła się Qhora?
- Organizacją - odparła krótko. - Stworzyliśmy schron, zbudowaliśmy cały obóz od podstaw.
- Dwukrotnie - odparł Matthew.
- Dlaczego?
- Bo pierwsza wizja obozu nie odpowiadała części z nas - dodał odważnie Matthew.
Alex pokręcił głową.
- Matthew przekręca fakty - odparł sanitariusz. - Nie chodzi o obóz, a o przebudowę schronu. Nasz pierwszy schron przeciekał i chcieliśmy go zmienić, ale to wywołało oburzenie Matta.
- Dlaczego? - zaśmiał się Jeff.
- Schron będzie przeciekał tak czy inaczej. Zamiast bawić się w mało skuteczne poprawy lepiej jest przygotować się do konkursu - wyjaśnił Matthew.
- Konkurs również wam nie poszedł najlepiej... - zwrócił uwagę gospodarz. - Jenny, jak myślisz, dlaczego?
- Według Matthewa to była moja wina, bo za mało się starałam, a to nieprawda. Nie każdy jest dobry w puzzlach.
- Jeśli nie jestem w czymś dobry to zwyczajnie się nie zgłaszam do zadania - mówił cały czas ze spokojem Matthew.
- Mark, co jest teraz dewizą tego plemienia? - zmienił temat Jeff.
- Myślę, że powinniśmy skupić się na lepszym poznaniu siebie - odparł. - Konkurs położyliśmy przez to, że nie znamy jeszcze swoich mocnych i słabych stron.
- W porządku - westchnął Jeff. - Przejdźmy do głosowania. Alex, ty zaczynasz.
Najmłodszy z mężczyzn z zielonego plemienia wstał z miejsca i przeszedł się do urny z głosami. Z lekkim niezadowoleniem otworzył głosowanie. Nie był przekonany co do swojego wyboru, ale nie miał zamiaru wyłamywać się i głosować przeciwko większości. Gdy wrócił na miejsce kolejne osoby ruszały decydować, które z nich ma odejść jako pierwsze z gry.
Matthew
(JENNY): Jesteś najsłabszym ogniwem.
Jenny
(MATTHEW): Ciągle wymyślasz nowe problemy. Nie ja utrudniam życie plemieniu tylko ty!
Gdy David wrócił na miejsce Jeff udał się po urnę z głosami. Mistrz ceremonii ogłosił z pełną powagą:
- Decyzja jest ostateczna. Osoba z największą liczbą głosów musi opuścić plemię. Odczytam głosy - powiedział, sięgając po pierwszy głos:
- Jenny. Jeden głos Jenny.
- Jenny.
- Matthew. Dwa głosy Jenny, jeden głos Matthew - podliczył trzy z siedmiu głosów.
- Jenny - przeczytał kolejny głos.
Pierwszą wyeliminowaną osobą z Survivor: Peru jest Jenny - wyrecytował pokazując grupie piąty głos.
Matthew uśmiechnął się, ale nikt nie podzielał jego radości.
- Cztery głosy wystarczą, reszta pozostanie tajemnicą. Jenny, podejdź z pochodną.
Dziewczyna skinęła głową i wstała z ławki.
- Jenny - zwrócił się do niej Jeff. - Taka jest wola plemienia - powiedziawszy to, mistrz ceremonii zgasił pochodnię i pozwolił odejść pierwszej osobie.
Gdy tylko Jenny opuściła świątynię Jeff przemówił ponownie:
- Mam nadzieję, że wyciągniecie jakieś wnioski z dzisiejszej rady i jutrzejszy dzień będzie dla was znacznie prostszy. Wracajcie do obozu...
Alex: Jenny
Melanie:Jenny
Liz: Jenny
Matthew: Jenny
Mark: Jenny
Jenny: Matthew
David: Jenny
Finałowe słowa Jenny:
Nie spodziewałam się odpaść jako pierwsza. Nie rozumiem decyzji grupy, ale mam nadzieję, że jeszcze będą tego żałować.
________________________________
Tabela eliminacji
Uczestnicy
Głosowanie
Wydarzenia