Wyspa Porwania
: 27 lip 2018, 00:44
XDXDXDXDXDXDXD
Zielona kanciapa stanęła na własnych nogach z wykorzystaniem sił trzech mężczyzn i jednej kobiety nadzorującej ich pracę. Wrażenia nie robiła specjalnego, ale podstawowe funkcje szałasu raczej spełniała – posiadała dach chroniący przed deszczem oraz miejsce do wypoczynku i prawie wyglądała jak survivorowy szałas.
- Prawie to za mało – skomentował z niesmakiem Frasiek.
- Co ci się nie podoba? – obruszył się Umbastyczny.
Samoańskie słońce świeciło wysoko na niebie, suche powietrze odbierało chęci do czegokolwiek, a zielona kanciapa jak po złości przez pierwsze godziny pobytu na wyspie nie dawała się postawić. I peany anielskie spłynęły na rozbitków, gdy wreszcie szałas stanął na plaży. Wszystkim, poza Fraśkiem, wydał on się ósmym cudem świata.
- To się zarwie – odparł krótko acz rzeczowo.
Jack przytaknął niechętnie. Sam wolał nie wypróbowywać wytrzymałości „domku”. Sprawy w swoje ręce, a właściwie tyłek, bo w szałasie dla próby trzeba było usiąść, wzięła MD. Zaraz obok niej na skrawku przycupnęła Anja. Siedziały dosłownie siedem sekund i szałas pierdyknął. I tu należało przyznać, że widok zniszczenia był efektowny jak mowa Sue z Borneo. Szałas zapadł się do środka, kolumny z cienkich bambusowych kijków czy czegoś tam zaczęły się łamać, dach nakrył dwie niewiasty siedzące we wnętrzu szałasu. Chociaż jako narrator tej pretensjonalnej historii staram się opowiedzieć wszystko ze szczegółami i możliwe, że opis sprawia wrażenie, jakby eksplozja szałasu trwała długo to tak naprawdę były to sekundy. Nagle spod zgliszczy naszego szałasu wydostała się Anja klnąc coś w języku pidżynowym.
Ciriefan jako, że zawsze chciał grać jako floater, a potem dokonywać big mówów, nie powiedział nic, ale z pewnością pomyślał, to co powiedziała Roxy:
- Ten szałas od początku przypominał mi ten od brainsów i J’Tii.
MD nadal nie wyłaniała się z ruin szałasu. Ktoś stwierdził, że dziewczyna może podzielić losy chilijskich górników (prawdopodobnie był to Tombak, bo jeszcze się nie odzywał). Zaniepokojony sytuacją Marinhos wskoczył do dziury. Po chwili niczym heros wyniósł na rękach dziewoję.
- Na pewno nie jesteś ranna? – spytał z troską.
Trochę oszołomiona odparła, że nie i spróbowała wyrwać mu się z łap. Marinhos trzymał ją jednak kurczowo.
- Nie jestem ranna, ale zaraz ktoś inny będzie jak mnie zaraz nie puścisz – odparła.
Marinhos niechętnie puścił MD. Na szczęście wylądowała na miękkim piasku.
- Gdzie jest MaciekRS?
- Został porwany – odparł ze spokojem Tombak.
Zapadło milczenie. Każdy z pewnością snuł jakieś teorie na temat porwania. Ja tymczasem postanowiłem popisać się koncertową bezużytecznością i bezmyślnie spojrzałem na ocean. Był bardzo ładny i większy od tego, co pokazują w Survivor.
- Jak? Gdzie? Kiedy?
Umbastyczny przyznał, że coś mu się nie podobało, gdy schodziliśmy na ląd.
- A mianowicie co? – dopytał Meciek rozgrzebując gruzy szałasu, który sam zaprojektował.
- Łódź była lżejsza – odparł ze zgrozą.
- Jezu, on wpadł do wody! – przeraził się Cireifan.
Jack przeżegnał się.
- Nic z tych rzeczy - pocieszył ich Tombak. – To stało się na lądzie. Widziałem.
- I nic nie powiedziałeś? – skrzywił się Jack.
Tombak spojrzał na niego z niezadowoleniem. Odniósł wrażenie, że moderator jest strasznie marudny.
- Nie chciałem wam przerywać stawiania szałasu – mówił – Zresztą, jakim cudem miał stać prosto skoro popsuły go leśne skrzaty Jeffa Probsta?
– Jakie skrzaty? To miała być bezludna wyspa – przypomniała Roxy.
- Zwariował od upału – zawyrokował Frasiek.
- Po… Popsuły… – wymamrotał z nadzieją Meciek.
- Tak, jeden wyjął tamten kij spod podstawy i na jego miejsce włożył idola - wyjaśnił, wskazując miejsce.
Meciek poczuł przypływ nowej siły. Od razu wiedział, że jego projekt szałasu był doskonały. Po… Po prostu leśne skrzaty Jeffa Probsta dokonały sabotażu. Należało się za to zemścić i przy okazji uratować porwanego…
1
Zielona kanciapa stanęła na własnych nogach z wykorzystaniem sił trzech mężczyzn i jednej kobiety nadzorującej ich pracę. Wrażenia nie robiła specjalnego, ale podstawowe funkcje szałasu raczej spełniała – posiadała dach chroniący przed deszczem oraz miejsce do wypoczynku i prawie wyglądała jak survivorowy szałas.
- Prawie to za mało – skomentował z niesmakiem Frasiek.
- Co ci się nie podoba? – obruszył się Umbastyczny.
Samoańskie słońce świeciło wysoko na niebie, suche powietrze odbierało chęci do czegokolwiek, a zielona kanciapa jak po złości przez pierwsze godziny pobytu na wyspie nie dawała się postawić. I peany anielskie spłynęły na rozbitków, gdy wreszcie szałas stanął na plaży. Wszystkim, poza Fraśkiem, wydał on się ósmym cudem świata.
- To się zarwie – odparł krótko acz rzeczowo.
Jack przytaknął niechętnie. Sam wolał nie wypróbowywać wytrzymałości „domku”. Sprawy w swoje ręce, a właściwie tyłek, bo w szałasie dla próby trzeba było usiąść, wzięła MD. Zaraz obok niej na skrawku przycupnęła Anja. Siedziały dosłownie siedem sekund i szałas pierdyknął. I tu należało przyznać, że widok zniszczenia był efektowny jak mowa Sue z Borneo. Szałas zapadł się do środka, kolumny z cienkich bambusowych kijków czy czegoś tam zaczęły się łamać, dach nakrył dwie niewiasty siedzące we wnętrzu szałasu. Chociaż jako narrator tej pretensjonalnej historii staram się opowiedzieć wszystko ze szczegółami i możliwe, że opis sprawia wrażenie, jakby eksplozja szałasu trwała długo to tak naprawdę były to sekundy. Nagle spod zgliszczy naszego szałasu wydostała się Anja klnąc coś w języku pidżynowym.
Ciriefan jako, że zawsze chciał grać jako floater, a potem dokonywać big mówów, nie powiedział nic, ale z pewnością pomyślał, to co powiedziała Roxy:
- Ten szałas od początku przypominał mi ten od brainsów i J’Tii.
MD nadal nie wyłaniała się z ruin szałasu. Ktoś stwierdził, że dziewczyna może podzielić losy chilijskich górników (prawdopodobnie był to Tombak, bo jeszcze się nie odzywał). Zaniepokojony sytuacją Marinhos wskoczył do dziury. Po chwili niczym heros wyniósł na rękach dziewoję.
- Na pewno nie jesteś ranna? – spytał z troską.
Trochę oszołomiona odparła, że nie i spróbowała wyrwać mu się z łap. Marinhos trzymał ją jednak kurczowo.
- Nie jestem ranna, ale zaraz ktoś inny będzie jak mnie zaraz nie puścisz – odparła.
Marinhos niechętnie puścił MD. Na szczęście wylądowała na miękkim piasku.
- Gdzie jest MaciekRS?
- Został porwany – odparł ze spokojem Tombak.
Zapadło milczenie. Każdy z pewnością snuł jakieś teorie na temat porwania. Ja tymczasem postanowiłem popisać się koncertową bezużytecznością i bezmyślnie spojrzałem na ocean. Był bardzo ładny i większy od tego, co pokazują w Survivor.
- Jak? Gdzie? Kiedy?
Umbastyczny przyznał, że coś mu się nie podobało, gdy schodziliśmy na ląd.
- A mianowicie co? – dopytał Meciek rozgrzebując gruzy szałasu, który sam zaprojektował.
- Łódź była lżejsza – odparł ze zgrozą.
- Jezu, on wpadł do wody! – przeraził się Cireifan.
Jack przeżegnał się.
- Nic z tych rzeczy - pocieszył ich Tombak. – To stało się na lądzie. Widziałem.
- I nic nie powiedziałeś? – skrzywił się Jack.
Tombak spojrzał na niego z niezadowoleniem. Odniósł wrażenie, że moderator jest strasznie marudny.
- Nie chciałem wam przerywać stawiania szałasu – mówił – Zresztą, jakim cudem miał stać prosto skoro popsuły go leśne skrzaty Jeffa Probsta?
– Jakie skrzaty? To miała być bezludna wyspa – przypomniała Roxy.
- Zwariował od upału – zawyrokował Frasiek.
- Po… Popsuły… – wymamrotał z nadzieją Meciek.
- Tak, jeden wyjął tamten kij spod podstawy i na jego miejsce włożył idola - wyjaśnił, wskazując miejsce.
Meciek poczuł przypływ nowej siły. Od razu wiedział, że jego projekt szałasu był doskonały. Po… Po prostu leśne skrzaty Jeffa Probsta dokonały sabotażu. Należało się za to zemścić i przy okazji uratować porwanego…