S35E14 "Million Dollar Night"

Awatar użytkownika
Kamel
5th jury member
Posty: 403
Rejestracja: 21 lut 2016, 00:00
Lokalizacja: Poznań
Winners at War: Parvati
Survivor AU All Stars: Shonee
Kontakt:

S35E14 "Million Dollar Night"

Post autor: Kamel »

Sezon okazał się bardzo dobry! Ale wynik finału jest tak bardzo rozczarowujący :( Trzymałe do końca kciuki za Chrissy, to totalnie moja ulubienica z S35. Nie chce mi sie duzo pisać, wiec powiem jeszcze tylko, że bardzo mnie boli to, ze wygrała osoba, któraa nie potrafiła nijak przekonać innych do zaprzestania polowania na nią i która przetrwała kolejne rady tylko dzieki HII podrzucanym przez produkcje. No halo to ma byc gra. Wygrywa ten kto umie się ustawić, a nie ten kto oszukuje przeznaczenie i to w takim marnym stylu; sytuacja bena az mi przypominała S30. No boze, caly sojusz go znienawidzil, i jeszcze wygrał? :( xd
Obrazek
nie ma edycji nie ma podpisu

nnn
4th voted out
Posty: 50
Rejestracja: 24 wrz 2017, 01:26
Kontakt:

S35E14 "Million Dollar Night"

Post autor: nnn »

Obejrzałem w końcu ten odcinek i jestem bardzo rozczarowany zwycięzcą. Kij z tym jakby Ben teraz wygrał 2 IC i wszedł do finału, ale podkładanie kolejnych HII i twist pod Bena to zdecydowana przesada. Od kilku odcinków już można było zauważyć obserwując edit, że kreują go na zwycięzcę, ale 3 HII z rzędu? Przegięcie pały. Sezon przez większość czasu mi się jednak podobał, więc postawię przy nim plusik.
Jeśłi chodzi stricte o finałowy odcinek to nie było tak źle. Akcja (niestety spóźniona) z HII Chrissy całkiem spoko no i ta intuicja Devona - mistrzostwo! Poza tym fajna FTC, gdzie nawet Ryan mnie dość pozytywnie zaskoczył i wydawało mi się przez chwilę, że każdy z nich to może wygrać. Reunion żenada.

Night1993
2nd voted out
Posty: 19
Rejestracja: 11 maja 2017, 15:27
Kontakt:

S35E14 "Million Dollar Night"

Post autor: Night1993 »

Zabawny sezon. Kolejny sezon, w którym wygrywa osoba, która w moim mniemaniu nie zasłużyła. Albo, którą po prostu nie lubię...
Jak w poprzednim sezonie i wygrana, wiecie kogo, albo jeszcze w poprzednim...stop. Wychodzi na to, że ostatni sole survivor, który dla mnie zasłużył w 100 % to był w sezonie 29...Masakra. Nie wiem jak mam ocenić ten sezon, z jednej strony był dobry, z drugiej no właśnie. Beznadziejny Ben, beznadziejnie dużo ukrytych, beznadziejny reunion, beznadziejny twist w f4...CZEMU TEGO NIE BYŁO W SURVIVOR CAMBODIA? CZEMU? A tak, wiem czemu...bo Kelly nie ma męskiego przyrodzenia i nie miała dziecka w drodze, oraz nie płakała. Jestem wściekły, wkurzony na produkcje tak bardzo, że chyba odpuszczę sobie kolejny sezon. Poczekam na Wasze komentarze. I wtedy zdecyduje, bo nie mam już nerwów do tego. Szkoda mi Chrissy, nie lubiłem Jej, ale zasłużyła. Trudno, życie...

Awatar użytkownika
ciriefan
sole survivor
Posty: 5963
Rejestracja: 27 mar 2010, 00:00
Winners at War: Natalie
Survivor AU All Stars: Shonee
Kontakt:

S35E14 "Million Dollar Night"

Post autor: ciriefan »

Mam bardzo mieszane odczucia odnośnie tego finału. Miał być najbardziej zaskakujący finał ever, tymczasem wygrała najbardziej oczywista osoba. Jeff się podniecał, bo w końcu udało się pomóc swojemu faworytowi w wygranej.

No właśnie. To, co było dla mnie mocno zaskakujące, to poziom ingerencji w grę produkcji. Od zawsze zdawałem sobie z tego sprawę (chyba nikogo nie dziwi, że w 95% przypadków ukryte immunitety znajdują mężczyźni typu "blue collar" lub nerdy typu Cochran, Tai tudzież inny David i że często po kilka razy w jednym sezonie). No ale do tej pory jeszcze jakoś to było w granicach rozsądku i dobrego smaku. Teraz granica została przekroczona i to w tak żenujący, oczywisty sposób, że aż się wymiotować chce. I oni się jeszcze z tego cieszą i zapowiadają super finał! Tragedia. Nawet uczestnicy nie krępują się rzucać do tego aluzji w swoich wywiadach, z których możemy dowiedzieć się, że "trzeci ukryty immunitet znaleziono przy tratwie, przy której Ben siadał codziennie rano". Czy ktoś pamięta czasy np. Mikronezji, gdzie aby znaleźć HII trzeba było płynąć na inną wyspę tylko po to, aby znaleźć kolejną wskazówkę, potem znowu gdzieś płynąć, kolejna wskazówka, gdzieś się wspiąć itp. Teraz po prostu dają tabliczkę w miejscu, do którego chodzi ulubieniec produkcji, no i piszą na niej "kop tutaj". Do tego jeszcze ten twist w final 4... Sam twist oceniam na plus, ale nie dajmy się oszukać, że to było z góry zaplanowane. To nie było zwykłe advantage, jak chcieli to wcisnąć ciemnej masie, tylko całkowita zmiana formatu finałowej czwórki - gdyby planowali to od początku, powinni byli poinformować o tym uczestników dnia 1. Nie zrobili tego, bo wymyślili to na sam koniec jako sposób na ocalenie Bena, gdy zgodnie z zasadami nie mogli dać mu już kolejnego ukrytego immunitetu. A że wyszło dramatycznie i ciekawie, to postanowili zostawić to na kolejne sezony. Sami się nie kryją, że myśleli o tym, jak zapobiegać eliminacji dobrych graczy na późnym etapie gry - no i udało im się to wprowadzić. Tylko czy w tym przypadku dobrym graczem można nazwać kogoś, kto miał grę taką, że od kilku rad wszyscy na niego polowali i nikt nie chciał z nim współpracować? No nie sądzę.

Do samego Bena nic nie mam. Lubię go i uważam, że był w miarę porządnym graczem i ciekawą postacią, ale winnerem był dla mnie tragicznym. Gdyby nie ingerencja produkcji, już dawno by go w grze nie było. Jak dla mnie jest o wiele gorszym zwycięzcą niż Fabio - taki trochę paradoks, że jest lepszym graczem ale gorszym zwycięzcą. Tak, Ben był o wiele lepszy strategicznie, ale do finału doszedł dzięki pomocy produkcji, a Fabio przynajmniej wywalczył sobie immunitety własnymi rękami. Najgorsze jest to, że straciłem zaufanie do produkcji. Biorąc pod uwagę motyw kolejnego sezonu, zapewne będzie dużo ukrytych immunitetów i przewag do znalezienia na wyspie, co da im spore pole do manipulacji i pomagania swoim ulubieńcom. To jest przygnębiające, że straciłem kompletnie wiarę w wiarygodność mojego ulubionego show i kolejny sezon będę oglądał zastanawiając się, kogo wspiera produkcja, a nie kto dobrze gra. Obawiam się, że ten finał odbierze mi całą przyjemność z oglądania przyszłych sezonów, bo moje zaufanie jako widza będzie teraz ciężko odbudować.

Jeśli chodzi o sezon jako całość - historie były bardzo dobrze opowiedziane, mieliśmy ciekawe osobowości, przebieg gry był nawet ciekawy, odcinki były dobrze wyedytowane - każdy (no poza JP) został pokazany dobrze, na tyle, na ile wymagała tego historia. W finale było sporo kandydatów na zwycięzcę, a nie tak, że tylko jedna osoba miała obvious winners edit (do ostatniej chwili stawiałem na Devona, który imo by wygrał, gdyby nie ingerencje produkcji, został po prostu z tej wygranej obrabowany). Sam finał też ciekawy i dramatyczny. Może ten sezon nie dorównuje Chinom, Mikronezji czy Wyspom Perłowym, ale gdyby dzielić sezony po prostu na dobre, średnie i słabe, ten zdecydowanie zaliczyłbym do dobrych.

Jeśli chodzi o całe final 5 - byłem za Devonem i serce mi złamało to, że przegrał to rozpalanie ognia. W final 3 byłem za Chrissy. Strategicznie i fizycznie była świetna, ale ja jednak wstrzymałbym się z gloryfikowaniem jej jako gracza. Główna zasada programu mówi, że trzeba dojść do końca tak, aby wyeliminowali na ciebie zagłosowali. Dlatego gra socjalna jest najważniejsza (imo ważniejsza nawet od strategii). Wszyscy wiemy, co o Chrissy mówili wyeliminowani, więc socjalnie musiała zrobić coś baaaardzo nie tak. Dlatego też w mojej ocenie Chrissy tak jak i Russell nie zasłużyli na miano najwybitniejszych graczy.

Reunion show to porażka totalna. Najgorsze reunion w historii, a myślałem, że nie będzie gorszego od tego w Caramoan. Wypowiedź dostały łącznie 4 osoby (finałowa trójka i Lauren, której po jednym zdaniu Jeff odebrał głos i oddał go z powrotem Benowi). Ogromny niesmak mi pozostanie po tym finale. Chyba po raz pierwszy mam kryzys w stylu "czy oglądać kolejną edycję" - bo jak mam oglądać nie ufając produkcji? Cóż, do premiery s36 zostały dwa miesiące, może mi przejdzie.

Kogo chciałbym zobaczyć w All Starsach?
1. Lauren 2. Devon 3. Chrissy 4. Ali

Nie zdziwię się jednak, jak powrócą też Ben, Mike, Joe czy Alan. Ben i Mike to jeszcze spoko, przełknąłbym to, ale oby nie doszło do powrotu pozostałej dwójki. Joe był tylko mocny w gadce, a dobrej gry nie pokazał ani pod kątem fizycznym ani strategicznym ani socjalnym. Bardzo nieudana podróba Tony'ego. A Alan co pokazał? Że jest niezrównoważony psychicznie. No ale wiadomo, jakich graczy uwielbia Jeff...

Konfy:

Ben - 12 (70)

Chrissy - 10 (51)
Ryan - 3 (49)

Devon - 7 (41)
Mike - 2 (33)

Ashley - 27, Lauren - 34, Joe - 28, JP - 5, Cole - 21, Desi - 8

Jessica - 18, Ali - 16, Roark - 7, Alan - 10, Patrick - 7, Simone - 4, Katrina - 2

Awatar użytkownika
Fenistil
1st jury member
Posty: 196
Rejestracja: 22 sie 2017, 21:27
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

S35E14 "Million Dollar Night"

Post autor: Fenistil »

Zwycięstwo Bena dość mocno mnie zirytowało, ale miałem dłuższą chwilę, by trochę ochłonąć. Czas na jakiś komentarz.

W finale trzymałem mocno kciuki za Chrissy. Może nie grała idealnie, ale mimo wszystko dobrze wiedziała czego chciała i ostatecznie odzyskała utraconą kontrolę nad grą. Do tego miała wspaniały immunity run pod koniec, którego z jej strony nikt by się nie spodziewał. Wspaniale się sprzedała na FTC i jestem zaskoczony, że więcej osób na nią nie zagłosowało. Najwyraźniej zrażanie do siebie ludzi jednak dało swoje owoce i jurorzy woleli łyknąć łzawe backstory Bena. :roll:

Ben z każdą chwilą irytował mnie coraz bardziej. Dodatkowo jego jedyną strategią pod koniec było polowanie na kolejne HII, które oczywiście przed każdą eliminacją były dla niego podstawiane, i które oczywiście wszystkie musiał znaleźć. A gdy ajdole się skończyły, to co się stało? Oczywiście wszedł twist rozwijający przed nim czerwony dywan prosto do finału. I wiem, że tych HII też musiał się naszukać, a rozpalanie ognia wygrać, ale prawda jest taka, że do finału został dopchnięty.
Głucha pisze:
24 gru 2017, 00:46
Mnie ciekawi, czy jest mozliwe 'stępienie' przez produkcję krzesiwa Davona...
:lol: :lol: :lol: W sumie kto tam wie... :D

Szkoda, że Devon odpadł przed finałem, bo swoją grą w moim odczuciu zasłużył sobie na miejsce w nim. Ciekawe, czy wygrałby wtedy z Chrissy. A Ryan... Heh, w tym odcinku wyszło już jasno, że do tego finału zajechał na trzymaniu się Chrissy i byciu żałośnie słabym w każdym fizycznym aspekcie :D Ale lubię gościa i miło, że nie został z zerem jak już w tym finale się znalazł.


Mimo niesatysfakcjonującego rozstrzygnięcia, cały sezon oglądało mi się fajnie, a to pierwszy z nowszych, na który się połakomiłem. Szkoda, że kolejny ma najwyraźniej dość mocno nawiązywać do sezonów z przeszłości, bo już raczej go sobie na żywo nie będę mógł oglądać przez spojlery. No nic... skończył się już mój detoks od pochłanianych szaleńczo starych sezonów, na który wybrałem się do końca zeszłego roku, więc trzeba będzie najpierw w spokoju je sobie ponadrabiać. :D

Awatar użytkownika
tombak90
sole survivor
Posty: 2663
Rejestracja: 12 mar 2011, 00:00
Lokalizacja: Poznań
Winners at War: Tony
Survivor AU All Stars: David
Kontakt:

S35E14 "Million Dollar Night"

Post autor: tombak90 »

O raju, a cóż to za dziwności? :mrgreen:

Po nadrobieniu tych wszystkich mrożących krew w żyłach historii z czterech ostatnich epizodów, mam jakieś takie dziwne uczucie przełomu i w sumie ch#j jeden raczy wiedzieć z czego ono dokładnie wynika. Może uda nam się to wspólnie wykminić podczas niniejszych wypocin. Odpalamy dymy i jadymy.

No więc po prostu coś we mnie trachło, prykło, jebło, kaputło. O ile we wcześniejszych sezonach snułem różne narkotyczne baje o Leśnych Skrzatach podrzucających ajdole wybrańcom swojego mistrza, o Antonim szepczącym mi przez łokitoki spiskowe teorie na temat poszczególnych scenek, czy o zezowatych stulejarzach z edytorni mających za zadanie nastroić nasze mózgi na sukces poszczególnych zawodników, to jednak ciągle jak gdyby bawiłem się tą myślą i nigdy nie plujnąłem autorytatywnie trzema magicznymi słowami, będącymi swego rodzaju auto-avada-kedavra każdego fana: Survivor jest ustawiony.

Czy plujnę teraz? Ano zobaczmy. Pomińmy odcinek z ukatrupieniem Cole’a, na którym to się wcześniej zatrzymałem, bo ten akurat był ciekawy jak powtórki Esmeraldy na TV4, które maniacko ciśnie mój dziadek, a i sam dżentelmen na pewno ochoczo pobieżył na Ponderosę, żeby pokalać wreszcie pod szałasem Niepokalaną Jess, z wdzięczności za to, że podłożyła dla niego grę. W sumie jakby nie patrzeć, Survivor jest chyba najlepszym wynalazkiem dziewicobójczym, który stworzyła ludzkość, tuż po alkoholu i Erasmusie w Hiszpanii. Dwadzieścia świeczek zdmuchniętych, a błona wciąż zalega ci między nogami? Don’t worry, Probst to załatwi.

Na następnym przystanku mieliśmy krokodyle łzy kolegi Mawa, czyli skręcenie karku panu Jot Pe Na Sto Procent. A pomyśleć, że odcinek zaczął się tak prawilniutko. Jak pamiętamy, Wielki Biały Ninja zebrał na rewardzie wojska przeciwko teamowi Szczurek (copyright by kolega Kobra, 2017) & TypowaStarszaPaniRunnerUp. Sprawiło to, że mocno polubiłem naszą obżartą śledziami panią rybaczycę, kibicowałem, żeby zawojowała jak najdalej, a i wtedy edit pozwalał nam jeszcze przypuszczać, że tak się stanie. Okazało się jednak, że pozostając przy świątecznych klimatach, odcinek był trochę jak ten czekoladowy mikołaj z bazaru za 3,99, który kusi błyskiem i kolorem, a po odpakowaniu wychodzi na to, że jest krzywy, połamany i wygląda jak dildo.

Nadszedł bowiem TEN moment. Wielki Biały Ninja wydobywa z siebie jakiś idiotyczny okrzyk po japońsku i robi majestatyczny zamach swoją samurajską kataną. Ja struchlony przymykam oczy i czekam, spodziewając się, że za chwilę obryzga mnie krew z przyłbicy Szczurka lub Typowej. Aż tu nagle jebs. JP :lol: :lol: :lol: Tajemniczym zbiegiem okoliczności oszczędzono dwójkę groźnych superfanów, no po prostu czyste nasienie Janka Karalucha, którzy udowodnili wcześniej, że są w stanie razem mocno narozrabiać, a zutylizowano gościa, który przez całą grę był łejstofspejsem i o Survivor usłyszał wyłącznie przypadkiem, bo mamie akurat pilot jebnął na podłogę i niechcący przełączył się kanał ze Świata Według Bundych.

Po owym ciosie tortem w pysk stwierdziłem na pewien czas, że pierdolę, że wyłączam w środku podwójnego odcinka, że nie oglądam tego, nie piszę o tym i w ogóle hurr durr, więcej bujd sobie wcisnąć nie dam. Najpierw analogiczna sytuacja w ósmej rundzie z Niepyskatą Murzynką zamiast Łysego, która zagrożeniem była jak Jaś Mela dla Usaina Bolta, a teraz to. No ludzie kochani.

Gdy tumany wkurwu opadły, stwierdziłem, że no dobra, dam się ugłaskać z szacunku do formatu. I na początku przyznam, że ok, pogłaskali mnie, pomyziali i powachlowali strusimi piórami, bowiem przyszła kryska na Łyska. To wydawało się już bardziej naturalne. Przynajmniej wtedy, bo teraz niucham, że reżyserka miała po prostu więcej wyhajpowanych postaci na podorędziu, a w końcu był to już etap F8, trzy odcinki na zad od finału. Może uznali, że pobrykał już sobie wystarczająco i wszyscy zdążyliśmy już dziko zapragnąć jego występu w najbliższych all starsach, bo to przecież głównie o to chodziło, haaa, widzisz, przejrzałem cię Probst, nie ma kurwa lipy :D Poza tym, przyznam tu trochę rację Dżekowi, Ciriemu i innym naszym szefom. Rzeczywiście, koło Hantza to to nawet w autobusie nie siedziało. Mogło sobie odpaść.

No i wreszcie clue sezonu. Benowa żonglerka ajdolami. Ten pierwszy to jeszcze sponio, mogę łyknąć – akurat go sobie znalazł, a Wielki Biały Ninja doprosił się nieszczęścia na własne życzenie, bo trochę za wcześnie zaczęli przeciwko niemu knuć. Pomysł był zresztą o tyle parchaty, że nawet gdyby doknuli się swego i wysłaliby Bena do góry, żeby spijał sobie w chmurkach łychę z innymi marines, którzy nie mieli na froncie tyle szczęścia, to i tak zostaliby przecież narażeni na odstrzał w systemie 3:3, bo niekochany przez nikogo Zachalski łatwo mógł się zsojuszyć ze Szczurkiem i Typową. Nie do końca więc chwytam ich cudowny plan na tamten moment. #Andrzej,ToJebnie

Ok, a zatem rybaczyca padła z poderżniętym gardłem i wyłupionymi ze zdziwienia oczami, niczym te wszystkie flądry i sumy, którym sama wcześniej odbierała żywot. No cóż, trudno, czasem i tak się zdarza, że pierdolnie marynarza. Ale co odpyrkotało się później, to już przechodzi moje pojęcie. Ajdol na ajdolu, ajdolem pogania. Kiedy oni w ogóle ostatnio pchali to dziadostwo tak co rundę, na końcowych etapach? Że nie wspomnę już o tym, że te hidden ajdole były takie hidden, że znalazłbym je nawet ja, tombak90, człowiek regularnie rugany przez towarzyszkę życia za to, że nie potrafi sobie nawet znaleźć w szufladzie dwóch z grubsza podobnych skarpetek, które nie różniłyby się kolorem, długością i stopniem zadziurawienia. A skoro tak, to dlaczego te wszystkie Rajany, Srajany, Pinta, Typowa Starsze Panie Runner Up i inne demony strategii ani razu się na nie nie napatoczyły, tylko zawsze trafiały akurat w bohaterskie ręce pana marines?

Ale spokojnie, myślę sobie. Przyjdzie F4, skończy się głupeczkowanie, Probst już dalej swojego ziomeczka nie przepchnie. Wszystkie starosumeryjskie, spisane na papirusach prawa Survivor wyraźnie traktują przecież o tym, że ajdole kończą się właśnie na tym etapie. O ja głupi – nie doceniłem kunsztu mistrza. Po zorganizowanym w panice, pod osłoną nocy, zebraniu z Leśnymi Skrzatami w krzywym szałasiku produkcji, zapisał on kilka tablic, podarł niejedną kartkę, przelał kilka eliksirów z probówki do probówki i wykrzyknął muahahahaa, maaaam! Eureka, akurat właśnie teraz wprowadzimy ten zajebiaszczy twist z F4, jeszcze się gawiedź ucieszy i będzie nas całować po rękach za to, że wprowadzamy im do programu jakiś płodozmian.

Później już niematotamto – podczas gdy my jaraliśmy się jak Typowa Starsza i Pan Pinto zacieszają bajgle, że hihihi, nie powiemy nic Benowi, z pewnością nic nie wie o tym, że czeka go konkurencja z ogniem, więc łatwo go ogramy, aaaale to sobie wymyśliliśmy, hajfajf, to gdzieś tam dalej, za jednym czy drugim drzewkiem, Leśne Skrzaty z pewnością zatroszczyły się o sprowadzenie na wyspę najlepszych piromanów, by przeszkolili wybrańca swojego pracodawcy tak skrupulatnie, żeby ział na tym zadaniu ogniem jak pierdolony Charizard.

Na finale poszło już gładko i Ben nie musiał nawet zbyt wiele mówić, czego też nie robił, siedząc sobie po środku jak taka leluja i mamrocząc na przemian o żonce i o tym całym pi ti es di.

Pozostałych nawet nie jest mi jakoś szczególnie szkoda. Szeregowiec Rajan, tak szumnie reklamowany na początku sezonu, koniec końców okazał się takim bardziej Żandarmem z Saint Tropez, który jest życiową pierdołą, jego gra skończyła się właściwie od momentu blindsidu na JP’im i do końca nie mógł się chyba pozbierać, siedząc i pochlipując, że noale jak to, nerdowi w Survivor mogło się cokolwiek nie udać? Nie tak się umawialiśmy, Dżefie Probście. A Dżef Probst stwierdził najwidoczniej, że Pan Szczurek nie wytrzymał konkurencji osobowościowej i naród amerykański zdecydowanie bardziej podnieci się bohaterskim marines. Gawiedź "chce bohatera", jak to piała swego czasu ta siwa wiedźma ze Shreka, tak więc on, dobra dusza, postanowił im go dostarczyć układając pod to całą historię w tym sezonie.

TypowejStarszejPaniRunnerUp (haaa, znowu trafiłem) po prostu nie lubiłem i mimo, że ostatecznie była moim zdaniem najlepszym wojem w F3, to jakoś przykro się patrzyło jak rozpruwa sobie dupsko, gdy cokolwiek nie idzie po jej myśli. Wychodzi na to, że idąc za Sienkiewiczem, dobro być wtedy jak Kali komuś zajebać krowy, a zło być wtedy jak ktoś zajebać krowy Kalemu. Aż dziw, że z takim socjalem udało jej się natrzepać jakieś tam głosy. Że nie wspomnę o głosach w rankingu na ulubionego Robinsona, bo tym to mnie kompletnie zaskoczyliście – spodziewałem się, że zostanie wgnieciona w ziemię razem z Colem, Rudzielcem i tymi innymi smerfami.

Doktor Zachalski wyszedł w sumie na takiego trolka, który pałuje sobie Wiplera na myśl o tym, że zostanie zapamiętany, a niekoniecznie rzeczywiście dąży do wygranej. Byleby się działo. A to przeskoczymy z dobrego sojuszu, a to zrobimy jakiś kał szkwał na Radzie ryzykując odpadkę, a to pieprzniemy ajdola Lauren do ogniska, juhułaaa, jest impreza. Pyszniutka Ash, jak gloryfikowałem ją na początku, tak z czasem zaczęła mi się nudzić. Drugiej Andruśki czy Jenn Brown w moim sercu to z ciebie dziecko raczej nie będzie. Idź, wracaj na tę swoją plażę napieprzać usta-usta podchmielonym bogom surfingu. I wysmaruj sobie czymś tę brodę, bo jak babcię kocham…

Szkoda mi jedynie Pana Pinto. Na początku napisałem, że będzie z niego takie ot pinto kiepskiej kiełbachy ze styropianu, arszeniku i kości wiewiórek, bez pomysłu na siebie, na grę i w ogóle na życie. Myliłem się – wyszła prawilna, pachnąca podwawelska wędzona w 60 stopniach, która najpierw chowała się w cieniu, a potem objęła dowództwo na dzielni, nie popełniła żadnego błędu i nie zaskoczyło jej nic, nie licząc tego ajdolowego świrowania Bena i Jeffa. Jeśli to akurat nie było ustawione, to błysnął też na końcu bardzo dobrym pomysłem z tym posłaniem doktorka na cmentarz.

No to tyle, moi państwo. Jak widzicie, coś tam się we mnie przy tym sezonie skończyło, coś przelało, coś usmażyło mi mózg i to jeszcze na smalcu. Jeszcze na początku, oglądając jak płonie Katrina, nastawiałem się na cud, miód i fistaszki, rozanielony zresztą dobrym sezonem poprzednim. A jednak klops. Raczej nie uwierzę już w Survivor jako reality. I to paradoksalnie sezon był całkiem dobry, plot dynamiczny, a wyhajpowanych editowo postaci kilka i nie do końca wiadomo było, na którą Probst ostatecznie postawi. Jednak ta końcówka wybitnie zgniotła mi jajca. Jeff po prostu ustawił sobie zwycięzcę, nie chcąc być może ryzykować, że znowu wyskoczy mu jakaś Michaśka z King Kong. Tego już nie jestem w stanie ot tak po prostu łyknąć, przetrawić i wykupkać. Czy będę od marca oglądać i pisać o tym, jak napierdalają się duchy na duszej wyspie? Nie wiem. Pewnie tak, przynajmniej z doskoku. Bo i przecież brak wiary w element reality o niczym nie przesądza. Powstają całe wypracowania o tym dlaczego Balladyna sprzedała siostrze kosę, jak Mały Książę gwałcił lisa, albo jak Raskolnikov skręcił kark tym dwóm żydowskim przekupom. No ale to już będzie trochę coś innego, tamto się raczej ne vrati. Ech... jakiś taki przykry posmak w gębie mi po tym sezonie pozostał i chyba już pozostanie w kontekście całego Survivor.
Ostatnio zmieniony 15 sty 2018, 09:04 przez tombak90, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Jack
sole survivor
Posty: 5704
Rejestracja: 02 maja 2010, 00:00
Kontakt:

S35E14 "Million Dollar Night"

Post autor: Jack »

tombak90 pisze:
14 sty 2018, 07:09
Czy będę od marca oglądać i pisać o tym, jak napierdalają się duchy na duszej wyspie? Nie wiem. Pewnie tak, przynajmniej z doskoku. Bo i przecież brak wiary w element reality o niczym nie przesądza. Powstają całe wypracowania o tym dlaczego Balladyna sprzedała siostrze kosę, jak Mały Książę gwałcił lisa, albo jak Raskolnikov skręcił kark tym dwóm żydowskim przekupom. No ale to już będzie trochę coś innego, tamto się raczej ne vrati. Ech... jakiś taki przykry posmak w gębie mi po tym sezonie pozostał i chyba już pozostanie w kontekście całego Survivor.
Rozumiem twoje rozczarowanie tym całym finałem. Miałem podobne odczucia, jednak nie ubrałem tego tak ładnie w słowa. Po prostu
#TombakMusisz oglądać i komentować kolejne sezony. Bez Ciebie edycja z duchami nie będzie taka sama.
Odnośnie reality w Survivor. O ile pamiętam to kiedyś Cochran wypowiadał się na ten temat i trochę krytykował Jeffa oraz całą produkcję, a za jakiś czas ochoczo wrócił do programu i od tego momentu pojawia się na każdym reunion (a czasami jeszcze w innej roli :D ). Może do Ciebie też leśne skrzaty Probsta wyślą zaproszenie na finał w USA?

Awatar użytkownika
tombak90
sole survivor
Posty: 2663
Rejestracja: 12 mar 2011, 00:00
Lokalizacja: Poznań
Winners at War: Tony
Survivor AU All Stars: David
Kontakt:

S35E14 "Million Dollar Night"

Post autor: tombak90 »

Może do Ciebie też leśne skrzaty Probsta wyślą zaproszenie na finał w USA?
Facet, czy Ty mnie chcesz zabić? :lol: :lol: :lol: Już oglądając ten reunion przez zabrudzoną szybkę swojego "laptoka" niemal dostałem raka mózgu, a co dopiero gdybym miał okazję widzieć to cyrkolino na żywo. Chyba zacząłbym im tam gnić od środka. A i zdecydowanie nikomu nie byłoby na rękę, gdybym miał tam zabrać głos na lajfie :evil:

Co do oglądania i komentowania kolejnego sezonu, pażywiom uwidim. Po tym co zobaczyłem przez ostatnie odcinki tego arcydzieła, naprawdę mi się nie chce. Ale muszę jeszcze w wolnym czasie ugryźć finały surwajwowór z trzech innych krajów, więc stay tuned, CSI is coming next, czy jak to tam nasi przyjaciele mawiają.

Tak w ogóle, to zapomniałem jeszcze rozpruć dupę o jedną bardzo istotną rzecz; właściwie jedną z głównych, od których zachciało mi się żurać w tym sezonie. Cofnijmy się mianowicie do trumiennego epizodu Pyszniutkiej. Macie to? W porządku. No więc od kiedy to mamy w surwajworach tak dobrze, że można sobie tak jak Ben w dowolnym momencie wstać z tego pieńka, podejść do Jeffa jak do pałkomatu i powiedzieć wiesz co, weź zweryfikuj mi ajdola, przydaj się na coś, a nie tak stoisz jak baton i zadajesz głupie pytania. No przecież do kurwy margolci, coś takiego może kompletnie zmienić przebieg głosowania :O Nie po to nasz gospodarz od 20 lat wypluwa sobie zęby, żeby co Radę mamrotać, że if enybady hes e hiden imjunity ajdol, NAŁ łud bi de tajm tu du soł. Nał to kuźwa znaczy nał, a nie kiedy dusza zapragnie. Kompletnie wywaliło mnie to z laczków. Jak widać, Ben stał się już takim panem surwajworów, że nagina się dla niego wszystkie zasady. Ach ten Jeff i jego miłostki. A potem znowu będzie maaamo, a obiecał, że rzuci dla mnie picie.

Awatar użytkownika
Davos
6th jury member
Posty: 582
Rejestracja: 16 lut 2019, 01:44
Kontakt:

S35E14 "Million Dollar Night"

Post autor: Davos »

No to finał obejrzany. Yeah, piękne zakończenie! :) I tak, czytałem cały wątek i wszystkie posty w tym temacie więc zdaję sobie sprawę, że jestem w mniejszości, ale nic na to nie poradzę - cieszy mnie zwycięstwo Bena i tyle ;) Po pierwsze dlatego, że kibicowałem mu od pierwszego odcinka, a coraz rzadziej zdarza mi się, że już na początku gry polubię kogoś na tyle, by od razu mu kibicować, a jeszcze rzadziej zdarza się, że ta osoba potem wygrywa. Więc każdy taki przypadek mnie cieszy :) No a po drugie - to mimo wszystko było dla mnie zaskakujące. Tak, wiem, że edit niby miał bardzo korzystny, dużo konf i jeszcze ta historia weterena - no idealna story dla zwycięzcy. Ale jednak myślałem, że do finału nie dotrwa. Na szczęście sprawy ułożyły się dla niego korzystnie - choć zdaję sobie sprawę, że te HII, które znajdował i twist w F4 mogą wzbudzać wątpliwości... Ale o tym jeszcze za moment.

Top5
Ben zaraz po powrocie z rady poszedł szukać kolejnego HII, szukał go przez całą noc i w końcu znalazł. Czy to była ustawka? Cóż, moim zdaniem jak ktoś będzie chciał w to wierzyć to trudno go będzie przekonać, że było inaczej, ale jednak tylko Ben tego immunitetu szukał, a reszta w tym czasie spała. Co więcej nikt nawet Bena nie pilnował. Więc to, że akurat Ben go znalazł, nie było czymś niezwykłym... No a że HII na tym etapie wrócił do gry? No fakt, to mogło być pewną niespodzianką, ale już wcześniej zdarzały się sezony, gdzie HII wracał w Top5, gdy ktoś użył go w Top6. Więc to też nie było takie znowu nowatorskie. Może po prostu zdarzało się rzadziej, bo ludzie te immunitety często kisili aż do Top5, a wiadomo, że HII wraca do gry dopiero wtedy, gdy ktoś użyje starego.
Co jeszcze było w tym odcinku? Chrissy wygrała po raz kolejny immunitet na zadaniu, a potem próbowała jeszcze wkręcić Bena swoim "martwym" superidolem, który dostała od Ryana w 1 odcinku. Ben jednak miał już znaleziony prawdziwy HII więc odstawił szopkę, że niby wierzy Chrissy i jest załamany, a potem zaskoczył wszystkich na radzie i wypalił ze swoim HII, wywołując zamieszanie. Nieźle to wykombinował :) Wycelowanie w Mike'a też było dobrym ruchem, bo on był dobry w układankach i można było zakładać, że takie zadanie pojawi się na etapie Top4. I tu jeszcze odniosę się do komentarza Tombaka z postu powyżej - czy "użycie" HII jeszcze przed odczytaniem głosów było jakimś złamaniem zasad Survivor? Ja tego tak nie odebrałem. HII można było przecież ujawnić jeszcze przed głosowaniem i wiele osób tak wcześniej zrobiło. A Ben po prostu poszedł o krok dalej i nagabywany przez Devona, że może nie użyć HII, podszedł do Jeffa i od razu mu go wręczył, żeby rozwiać wątpliwości, że go użyje. Dla mnie to nie było w żaden sposób kontrowersyjne. Po prostu udowodnił, że chce nim grać, choć oczywiście HII zaczyna "działać" w momencie odczytania głosów - no ale skoro Ben już go oddał to rozumiem, że od tego momentu nie mógł już też zmienić decyzji i go wziąć z powrotem przed odczytaniem głosów.
Świetnie wypadł też w tym odcinku Devon - jako jedyny przypuszczał, że Ben może z nimi wszystkimi pogrywać i na wszelki wypadek oddał swój głos na Mike'a - świetny ruch, bo to uratowało Devonowi skórę i on tylko potwierdził, że graczem był dobrym.

Top4
Tu już nie było HII więc Ben musiał walczyć o wygranie immunitetu, a reszta po prostu chciała mu to uniemożliwić. Samo zadanie cholernie emocjonujące, ale jednocześnie ciężkie do wygrania. Na top4 idealne, bo ciągle zmieniali się liderzy i w pewnym momencie Ben omal nie wygrał, ale miał wyjątkowego pecha z tą odwróconą literką. Wygrała jednak Chrissy, po raz czwarty (za co szacun!), a Ben teoretycznie miał już pozamiatane... no ale przyszedł twist z rozpalaniem ognia między 3 a 4 zawodnikiem. I powiem tak - sam twist uważam za bardzo ciekawą nowość, która jednocześnie wywraca cały porządek do góry nogami - z jednej strony to jest świetne, bo daje szansę mocnemu graczowi, którego wszyscy chcą wywalić przed finałem właśnie dlatego, że jest mocny. Ale z drugiej strony, ten twist jednak bardzo mocno ingeruje w skład finałowy. Inna sprawa, że ja akurat zawsze uważałem, że jak ktoś po 38 dniach pobytu w Survivor nie potrafi rozpalić ognia to bardzo źle świadczy to o nim jako zawodniku więc ten konkurs jest ciekawą opcją na wyłonienie osoby do finału. No ale wiadomo, twist dał szansę Benowi więc znów można to odczytywać jako pomoc dla niego ze strony produkcji. Ja mimo wszystko chciałbym wierzyć, że ten twist był zaplanowany dużo wcześniej i nie była to ustawka…
Swoją drogą zabawne, że Ryan cieszył się, że dzięki temu, że nie potrafi rozpalać ognia, będzie miał gwarantowany finał - raczej powinien się tym nie chwalić, no ale cóż... Za to Devon bardzo mi zaimponował, że wziął na klatę wyzwanie i tak honorowo do tego podszedł. I choć kibicowałem Benowi to Devona było mi szkoda, bo uważam go za jednego z lepszych graczy w finale. Szkoda, że nie mógł się tam znaleźć zamiast Ryana...

Finał
Finałowa rada znów w formacie otwartej dyskusji, co mnie ucieszyło. Ryan podkreślał swój dobry socjal, ale sędziowie wytknęli mu pasywność w strategii po mergu, trzymanie się Chrissy i brak pracy w obozie. Chrissy wypadła dużo lepiej i mądrze opowiadała o swojej grze, choć ta gadka o trudnościach w byciu matką już była trochę pod publikę. Ben też wypadł nieźle i oprócz mówienia o grze, powiedział też rzecz jasna o swojej historii weterana i walce z zespołem stresu pourazowego. Szczerze mówiąc po finałowej radzie dawałem Chrissy i Benowi po 50% szans na zwycięstwo więc odczytywanie finałowych głosów trzymało mnie w napięciu. Zwycięstwo Bena jednak mnie bardzo cieszy i uważam, że zasłużył, bo grał dobrze i ciekawie, co oczywiście nie znaczy, że tylko on, bo w tym sezonie było sporo dobrych graczy. A że Ben w dużej mierze wygrał dzięki HII? Cóż, sporo się natrudził nad ich szukaniem więc trudno mieć do niego pretensję o to, że szukał wszystkich opcji, żeby uciec spod topora. Moim zdaniem to inni dali ciała, że go nie pilnowali. Zresztą fajnie to podkreśliła Desi podczas finałowej rady. Ich była piątka, a Ben był jeden. Mogli i powinni go pilnować, a że tego nie zrobili - ich błąd.
Dla Chrissy jeszcze wielki szacunek za wygranie 4 immunitetów w jednym sezonie i wyrównanie w tym aspekcie kobiecego rekordu w Survivor.

W tym odcinku pojawiła się jeszcze pełna czołówka, co było miłym zaskoczeniem, bo dawno już tego nie widziałem w Survivor…
A kończąc temat HII - faktycznie mogło się wydawać, że w tym sezonie było ich wyjątkowo dużo, ale... No właśnie, jest pewno ale. W grze nigdy nie było ich więcej niż 3 naraz - a konkretnie były to HII plemienne. Co nie jest niczym niezwykłym, bo zawsze immunitetów jest tyle co plemion. Po mergu co prawda doszedł kolejny HII, ale nie było już wtedy immunitetu, który Joe wykorzystał na etapie plemiennym. Więc dalej były 3 w grze. A potem, gdy Joe, a po nim Mike i Ryan zagrali swoimi, w grze aż do końca był tylko jeden HII, tyle że on po prostu często był wykorzystywany więc ciągle wracał. Stąd wrażenie, że immunitetów było pełno. Ale to był po prostu rekordowy sezon pod względem liczby zagranych immunitetów. W poprzednich sezonach gracze kisili te immunitety przez pół sezonu więc one nie odgrywały takiej roli... aczkolwiek jak już wypływały to były jakieś dziwne kumulacje i blokady. W tym sezonie tego nie było. W Top6 tylko dwie osoby były bezpieczne - ta z immunitetem z zadania i ta z HII. Dla mnie to o wiele lepsza sytuacja, niż jak na etapie Top6 aż 5 osób jest bezpiecznych, bo tyle się różnych immunitetów i przewag nagromadziło i w konsekwencji odpada osoba, na którą nikt nie głosował. Wszyscy dobrze wiemy, jaką sytuację mam na myśli... Dlatego mi o wiele bardziej podoba się 1 HII, nawet jeśli ciągle wraca do gry niż taka kumulacja. No i w tym sezonie nie było też "przewag", które tak naprawdę byłyby kolejnym immunitetem - co uważam za duży plus. Immunitety "odnawiające się" po ich wykorzystaniu są dla mnie o wiele lepszą opcją niż nagromadzenie immunitetów w jednym czasie.

Jeszcze słówko o reunion - słabiutkie. Dużo czasu dla Bena, trochę dla Chrissy, Ryana i Lauren… i na tym koniec?? No kurde, panie Jeff! A gdzie czas dla Devona? Gdzie rozmowa z Jessicą? Gdzie Ali? I jeszcze dla kilku innych osób, które też grały?
Ech, kiedyś to były reuniony… 40 minut rozmowy i w całości poświęcone na dyskusję ze wszystkimi graczami. A teraz ledwie 20 minut, z czego połowa to zapowiedzi kolejnego sezonu albo rozmowy z widzami...


Sezon jednak bardzo mi przypasował i prywatnie uznaję go za najlepszy od 27 czyli Blood vs Water :) Podsumowanie poszczególnych graczy rzecz jasna też zrobię, bo tradycja rzecz święta, a po takich sezonie to aż grzech niektórych graczy nie pochwalić i nie poświęcić im odrobiny czasu :)
Obrazek

Awatar użytkownika
ciriefan
sole survivor
Posty: 5963
Rejestracja: 27 mar 2010, 00:00
Winners at War: Natalie
Survivor AU All Stars: Shonee
Kontakt:

S35E14 "Million Dollar Night"

Post autor: ciriefan »

A że Ben w dużej mierze wygrał dzięki HII? Cóż, sporo się natrudził nad ich szukaniem
Natrudził się? Może i tak. Może i go nie pilnowali. Ale poczytaj wywiady z uczestnikami. Ostatnie HII było umieszczone pod łodzią, przy której on codziennie rano sobie siadał. Codziennie. Prawdopodobieństwo, że tam pójdzie, było prawie 100%. I czy poszedł tam szukać? Nie. A dlaczego go znalazł? Bo w miejscu, do którego zawsze chodzi akurat on, powieszono tabliczkę "kop tutaj".

Finał tego sezonu był dla mnie przełomem i od tamtej pory Survivor nie jest dla mnie już kompletnie tym samym. Właśnie od finału sezonu 35 nie wierzę w wiarygodność programu, wręcz jestem przekonany o tym, jak bardzo produkcja pomaga swoim ulubieńcom. Wielu fanów na całym świecie miało podobnie - takie opinie pojawiały się na największych amerykańskich forach programu, wielu fanów odwróciło się wtedy od programu, a na produkcję spadła spora krytyka. Moje zaangażowanie w surva od tego finału bardzo zmalało, bo po prostu ani trochę już nie ufam temu, co widzę. Ten trzeci ukryty immunitet w tym a nie innym miejscu i to jeszcze ze strzałką "kop tutaj" to już tak wielka przesada - produkcja tak bardzo poczuła się arogancko, że nawet przestała ukrywać swoje manipulacje. Oglądam nadal bo oglądam, ale po tym finale to już nigdy nie będzie to samo. Coś we mnie pękło i do dzisiaj się nie posklejało.

Kolejny sezon jeszcze bardziej mnie dobił, dla mnie edycja 36 jest na pewno jedną z najgorszych w całej historii show. I ktoś dobrze to ujął. Współczesny Survivor to już nie jest Survivor. Motto Outwit, Outplay, Outlast już nie istnieje. Współczesny Survivor powinien zmienić motto na Outidol, Outadvantage, Outfire. Ukrytych immunitetów, twistów i przewag co sezon jest coraz więcej i to nie jest już gra strategiczno-socjalna, to jest współcześnie gra w szukanie fantów.

Rider Girl
7th voted out
Posty: 138
Rejestracja: 30 mar 2017, 08:50
Kontakt:

S35E14 "Million Dollar Night"

Post autor: Rider Girl »

Davos pisze:
16 sty 2020, 23:10
No to finał obejrzany. Yeah, piękne zakończenie! :) I tak, czytałem cały wątek i wszystkie posty w tym temacie więc zdaję sobie sprawę, że jestem w mniejszości, ale nic na to nie poradzę - cieszy mnie zwycięstwo Bena i tyle ;) Po pierwsze dlatego, że kibicowałem mu od pierwszego odcinka, a coraz rzadziej zdarza mi się, że już na początku gry polubię kogoś na tyle, by od razu mu kibicować, a jeszcze rzadziej zdarza się, że ta osoba potem wygrywa. Więc każdy taki przypadek mnie cieszy :) No a po drugie - to mimo wszystko było dla mnie zaskakujące. Tak, wiem, że edit niby miał bardzo korzystny, dużo konf i jeszcze ta historia weterena - no idealna story dla zwycięzcy. Ale jednak myślałem, że do finału nie dotrwa. Na szczęście sprawy ułożyły się dla niego korzystnie - choć zdaję sobie sprawę, że te HII, które znajdował i twist w F4 mogą wzbudzać wątpliwości... Ale o tym jeszcze za moment.

Top5
Ben zaraz po powrocie z rady poszedł szukać kolejnego HII, szukał go przez całą noc i w końcu znalazł. Czy to była ustawka? Cóż, moim zdaniem jak ktoś będzie chciał w to wierzyć to trudno go będzie przekonać, że było inaczej, ale jednak tylko Ben tego immunitetu szukał, a reszta w tym czasie spała. Co więcej nikt nawet Bena nie pilnował. Więc to, że akurat Ben go znalazł, nie było czymś niezwykłym... No a że HII na tym etapie wrócił do gry? No fakt, to mogło być pewną niespodzianką, ale już wcześniej zdarzały się sezony, gdzie HII wracał w Top5, gdy ktoś użył go w Top6. Więc to też nie było takie znowu nowatorskie. Może po prostu zdarzało się rzadziej, bo ludzie te immunitety często kisili aż do Top5, a wiadomo, że HII wraca do gry dopiero wtedy, gdy ktoś użyje starego.
Co jeszcze było w tym odcinku? Chrissy wygrała po raz kolejny immunitet na zadaniu, a potem próbowała jeszcze wkręcić Bena swoim "martwym" superidolem, który dostała od Ryana w 1 odcinku. Ben jednak miał już znaleziony prawdziwy HII więc odstawił szopkę, że niby wierzy Chrissy i jest załamany, a potem zaskoczył wszystkich na radzie i wypalił ze swoim HII, wywołując zamieszanie. Nieźle to wykombinował :) Wycelowanie w Mike'a też było dobrym ruchem, bo on był dobry w układankach i można było zakładać, że takie zadanie pojawi się na etapie Top4. I tu jeszcze odniosę się do komentarza Tombaka z postu powyżej - czy "użycie" HII jeszcze przed odczytaniem głosów było jakimś złamaniem zasad Survivor? Ja tego tak nie odebrałem. HII można było przecież ujawnić jeszcze przed głosowaniem i wiele osób tak wcześniej zrobiło. A Ben po prostu poszedł o krok dalej i nagabywany przez Devona, że może nie użyć HII, podszedł do Jeffa i od razu mu go wręczył, żeby rozwiać wątpliwości, że go użyje. Dla mnie to nie było w żaden sposób kontrowersyjne. Po prostu udowodnił, że chce nim grać, choć oczywiście HII zaczyna "działać" w momencie odczytania głosów - no ale skoro Ben już go oddał to rozumiem, że od tego momentu nie mógł już też zmienić decyzji i go wziąć z powrotem przed odczytaniem głosów.
Świetnie wypadł też w tym odcinku Devon - jako jedyny przypuszczał, że Ben może z nimi wszystkimi pogrywać i na wszelki wypadek oddał swój głos na Mike'a - świetny ruch, bo to uratowało Devonowi skórę i on tylko potwierdził, że graczem był dobrym.

Top4
Tu już nie było HII więc Ben musiał walczyć o wygranie immunitetu, a reszta po prostu chciała mu to uniemożliwić. Samo zadanie cholernie emocjonujące, ale jednocześnie ciężkie do wygrania. Na top4 idealne, bo ciągle zmieniali się liderzy i w pewnym momencie Ben omal nie wygrał, ale miał wyjątkowego pecha z tą odwróconą literką. Wygrała jednak Chrissy, po raz czwarty (za co szacun!), a Ben teoretycznie miał już pozamiatane... no ale przyszedł twist z rozpalaniem ognia między 3 a 4 zawodnikiem. I powiem tak - sam twist uważam za bardzo ciekawą nowość, która jednocześnie wywraca cały porządek do góry nogami - z jednej strony to jest świetne, bo daje szansę mocnemu graczowi, którego wszyscy chcą wywalić przed finałem właśnie dlatego, że jest mocny. Ale z drugiej strony, ten twist jednak bardzo mocno ingeruje w skład finałowy. Inna sprawa, że ja akurat zawsze uważałem, że jak ktoś po 38 dniach pobytu w Survivor nie potrafi rozpalić ognia to bardzo źle świadczy to o nim jako zawodniku więc ten konkurs jest ciekawą opcją na wyłonienie osoby do finału. No ale wiadomo, twist dał szansę Benowi więc znów można to odczytywać jako pomoc dla niego ze strony produkcji. Ja mimo wszystko chciałbym wierzyć, że ten twist był zaplanowany dużo wcześniej i nie była to ustawka…
Swoją drogą zabawne, że Ryan cieszył się, że dzięki temu, że nie potrafi rozpalać ognia, będzie miał gwarantowany finał - raczej powinien się tym nie chwalić, no ale cóż... Za to Devon bardzo mi zaimponował, że wziął na klatę wyzwanie i tak honorowo do tego podszedł. I choć kibicowałem Benowi to Devona było mi szkoda, bo uważam go za jednego z lepszych graczy w finale. Szkoda, że nie mógł się tam znaleźć zamiast Ryana...

Finał
Finałowa rada znów w formacie otwartej dyskusji, co mnie ucieszyło. Ryan podkreślał swój dobry socjal, ale sędziowie wytknęli mu pasywność w strategii po mergu, trzymanie się Chrissy i brak pracy w obozie. Chrissy wypadła dużo lepiej i mądrze opowiadała o swojej grze, choć ta gadka o trudnościach w byciu matką już była trochę pod publikę. Ben też wypadł nieźle i oprócz mówienia o grze, powiedział też rzecz jasna o swojej historii weterana i walce z zespołem stresu pourazowego. Szczerze mówiąc po finałowej radzie dawałem Chrissy i Benowi po 50% szans na zwycięstwo więc odczytywanie finałowych głosów trzymało mnie w napięciu. Zwycięstwo Bena jednak mnie bardzo cieszy i uważam, że zasłużył, bo grał dobrze i ciekawie, co oczywiście nie znaczy, że tylko on, bo w tym sezonie było sporo dobrych graczy. A że Ben w dużej mierze wygrał dzięki HII? Cóż, sporo się natrudził nad ich szukaniem więc trudno mieć do niego pretensję o to, że szukał wszystkich opcji, żeby uciec spod topora. Moim zdaniem to inni dali ciała, że go nie pilnowali. Zresztą fajnie to podkreśliła Desi podczas finałowej rady. Ich była piątka, a Ben był jeden. Mogli i powinni go pilnować, a że tego nie zrobili - ich błąd.
Dla Chrissy jeszcze wielki szacunek za wygranie 4 immunitetów w jednym sezonie i wyrównanie w tym aspekcie kobiecego rekordu w Survivor.

W tym odcinku pojawiła się jeszcze pełna czołówka, co było miłym zaskoczeniem, bo dawno już tego nie widziałem w Survivor…
A kończąc temat HII - faktycznie mogło się wydawać, że w tym sezonie było ich wyjątkowo dużo, ale... No właśnie, jest pewno ale. W grze nigdy nie było ich więcej niż 3 naraz - a konkretnie były to HII plemienne. Co nie jest niczym niezwykłym, bo zawsze immunitetów jest tyle co plemion. Po mergu co prawda doszedł kolejny HII, ale nie było już wtedy immunitetu, który Joe wykorzystał na etapie plemiennym. Więc dalej były 3 w grze. A potem, gdy Joe, a po nim Mike i Ryan zagrali swoimi, w grze aż do końca był tylko jeden HII, tyle że on po prostu często był wykorzystywany więc ciągle wracał. Stąd wrażenie, że immunitetów było pełno. Ale to był po prostu rekordowy sezon pod względem liczby zagranych immunitetów. W poprzednich sezonach gracze kisili te immunitety przez pół sezonu więc one nie odgrywały takiej roli... aczkolwiek jak już wypływały to były jakieś dziwne kumulacje i blokady. W tym sezonie tego nie było. W Top6 tylko dwie osoby były bezpieczne - ta z immunitetem z zadania i ta z HII. Dla mnie to o wiele lepsza sytuacja, niż jak na etapie Top6 aż 5 osób jest bezpiecznych, bo tyle się różnych immunitetów i przewag nagromadziło i w konsekwencji odpada osoba, na którą nikt nie głosował. Wszyscy dobrze wiemy, jaką sytuację mam na myśli... Dlatego mi o wiele bardziej podoba się 1 HII, nawet jeśli ciągle wraca do gry niż taka kumulacja. No i w tym sezonie nie było też "przewag", które tak naprawdę byłyby kolejnym immunitetem - co uważam za duży plus. Immunitety "odnawiające się" po ich wykorzystaniu są dla mnie o wiele lepszą opcją niż nagromadzenie immunitetów w jednym czasie.

Jeszcze słówko o reunion - słabiutkie. Dużo czasu dla Bena, trochę dla Chrissy, Ryana i Lauren… i na tym koniec?? No kurde, panie Jeff! A gdzie czas dla Devona? Gdzie rozmowa z Jessicą? Gdzie Ali? I jeszcze dla kilku innych osób, które też grały?
Ech, kiedyś to były reuniony… 40 minut rozmowy i w całości poświęcone na dyskusję ze wszystkimi graczami. A teraz ledwie 20 minut, z czego połowa to zapowiedzi kolejnego sezonu albo rozmowy z widzami...


Sezon jednak bardzo mi przypasował i prywatnie uznaję go za najlepszy od 27 czyli Blood vs Water :) Podsumowanie poszczególnych graczy rzecz jasna też zrobię, bo tradycja rzecz święta, a po takich sezonie to aż grzech niektórych graczy nie pochwalić i nie poświęcić im odrobiny czasu :)
Ben pojawi się w sezonie 40.
Ostatnio zmieniony 02 lut 2020, 18:57 przez Rider Girl, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Davos
6th jury member
Posty: 582
Rejestracja: 16 lut 2019, 01:44
Kontakt:

S35E14 "Million Dollar Night"

Post autor: Davos »

Rider Girl, dziękuję za info :) Oczywiście nie będę ukrywać, że powrót Bena mnie cieszy. Choć fajnie by było jeszcze kiedyś zobaczyć Lauren, Ali, Devona i Jessicę. Chrissy w sumie też, bo dobrze grała.

Ciriefan - smutne jest to, co piszesz... To umiejscowienie trzeciego HII pod łodzią, przy której codziennie siedział Ben, faktycznie śmierdzi... I ja też uważam, że tych wszystkich immunitetów i przewag jest zbyt dużo. Zdecydowanie bardziej podobały mi się stare sezony, gdzie ukrytych immunitetów nie było w ogóle, albo był tylko jeden. Ale mimo wszystko nadal z dwojga złego wolę jeden stale powracający po każdym użyciu HII niż kumulację immunitetów i przewag, które na etapie Top6 dają bezpieczeństwo aż 5 osobom, bo to kompletnie wypacza ideę całej gry.
A sezon 36 właśnie zaczynam i wygląda na to, że czeka mnie niezbyt przyjemne widowisko... No trudno, zachciało mi się oglądać 40 sezon na bieżąco to czy mi się to podoba czy nie, muszę nadrobić wszystko wcześniejsze. Choć już po zapowiedzi 36 sezonu miałem odczucie, że to będzie jakieś wyjątkowe dziwadło.
Obrazek

damian300d
5th jury member
Posty: 442
Rejestracja: 03 maja 2014, 00:00
Kontakt:

S35E14 "Million Dollar Night"

Post autor: damian300d »

Davos pisze:
16 sty 2020, 23:10

Ben teoretycznie miał już pozamiatane... no ale przyszedł twist z rozpalaniem ognia między 3 a 4 zawodnikiem. I powiem tak - sam twist uważam za bardzo ciekawą nowość, która jednocześnie wywraca cały porządek do góry nogami - z jednej strony to jest świetne, bo daje szansę mocnemu graczowi, którego wszyscy chcą wywalić przed finałem właśnie dlatego, że jest mocny. Ale z drugiej strony, ten twist jednak bardzo mocno ingeruje w skład finałowy. Inna sprawa, że ja akurat zawsze uważałem, że jak ktoś po 38 dniach pobytu w Survivor nie potrafi rozpalić ognia to bardzo źle świadczy to o nim jako zawodniku więc ten konkurs jest ciekawą opcją na wyłonienie osoby do finału. No ale wiadomo, twist dał szansę Benowi więc znów można to odczytywać jako pomoc dla niego ze strony produkcji. Ja mimo wszystko chciałbym wierzyć, że ten twist był zaplanowany dużo wcześniej i nie była to ustawka…
Również należę do osób, które uważają, że zwycięstwo Bena było naciągane i w dużym stopniu ustawione przez produkcję - wystarczy to o czym pisał Ciriefan.

A co do twistu z rozpalaniem ognia: jak większość mam spore wątpliwości, że jego wprowadzenie było planowane od początku sezonu. Taki sposób wyłonienia finalistów w znaczącym stopniu wpływa na dynamikę grę (szczególnie w końcówce, co też zobaczysz w kolejnych sezonach). Takie przełomowe zmiany raczej były ogłaszane wcześniej (choć to też nie jest regułą, w S13 nikt się spodziewał się, że będzie final 3). No ale można chociażby wspomnieć o zmianie w S34, gdzie w przypadku remisu nie było ponownego glosowania, tylko od razu losowanie. Równie dobrze mogli nie uprzedzać o tym uczestników na samym początku, tylko postawić ich przed faktem dokonanym gdyby faktycznie do tego remisu doszło- tak dla dodania dramaturgii.
W tym sezonie akurat pojawia się twist, który daje szansę skazanemu na eliminację faworytowi produkcji. Co prawda nie mogli mieć pewności, że Ben wygra. W każdy razie dawało mu to zdecydowanie większe szanse na finał niż w tradycyjnym głosowaniu.

Awatar użytkownika
Davos
6th jury member
Posty: 582
Rejestracja: 16 lut 2019, 01:44
Kontakt:

S35E14 "Million Dollar Night"

Post autor: Davos »

Cóż, można gdybać teraz, czy mieli już ten twist w planach od dawna, czy wprowadzili go teraz "na szybko". Mam nadzieję, że mimo wszystko to już było dawno zaplanowane... Ale jak by nie było, też uważam, że fajniej by było, gdyby go ogłosili w ostatnim możliwym momencie. A takie "niespodzianki" tuż przed finałem już się zdarzały jak np. w dwóch czy trzech sezonach, gdzie wszyscy szykowali się już na finał trzyosobowy, a potem się okazywało, że w Top3 jest jeszcze jedno zadanie o immunitet i finał jest dwuosobowy.


No to czas na podsumowanie całego sezonu.
Teraz, kiedy już opadły emocje i oceniam go bardziej na chłodno po tych kilkunastu dniach, muszę przyznać, że niestety wszystko by było ładnie i pięknie, gdyby nie ta kontrowersyjna końcówka... Lubię Bena i uważam, że dobrze grał i mocno pracował na zwycięstwo, ale gdyby nie immunitety i końcowy twist, nie miałby szans przedrzeć się do finału. Owszem, wstawał co noc i bardzo zawzięcie szukał tych idoli więc jestem spokojnie w stanie uwierzyć, że dwa pierwsze znalazł sam. Niestety trzeci już kontrowersyjny... A twist z rozpalaniem ognia w Top4 dał mu furtkę do finału, bo choć ten ogień trzeba rozpalić samemu i wygrać z rywalem to na pewno jest to o wiele lepsza opcja niż mieć właściwie pewność, że wyleci się przed finałem, bo nie wygrało się immunitetu...
Ale abstrahując od tego, co powyżej, sezon nadal oceniam wysoko, bo miał mnóstwo walorów. Przede wszystkim jeden z fajniejszych castów, które kiedykolwiek widziałem w Survivor - wszyscy grali bardzo aktywnie, nikt nie bał się ruchów, a do tego większość obsady jak najbardziej dało się lubić. Podział na 3 plemiona i przemieszania też wyszły nieźle. Czuć też było powiew świeżości, jeśli chodzi o zadania - pojawiło się kilka nowych, w tym moje ulubione z układaniem puzzli wskazującymi drogowskazy do miejsc, w których działy się poprzednie sezony. Nie było też nawalone tych wszystkich immunitetów i przewag, co jest w ostatnich sezonach regułą - owszem, tutaj HII wracał po użyciu aż do Top5, no ale to był nadal tylko jeden immunitet, a nie pierdyliard i na etapie Top6 tylko dwie osoby były bezpieczne (ta z immunitetem z zadania i ta z HII). Nie było sytuacji, gdy nagle niemal wszyscy są bezpieczni i z automatu odpada tylko ta, która nie ma żadnego cheata...
Przebieg gry też bardzo ciekawy, bo blindsidy i zaskoczenia zdarzały się już od etapu pre-merge, gdzie odpadła m.in. świetna Ali. A mimo tego w końcówce mieliśmy samych ciekawych graczy i np. na etapie Top6 nie było ani jednej ameby - każdy starał się grać jak mógł, każdy kombinował i nikt nie bał się ruchów. To wszystko na pewno trzeba docenić. Plus rozpoczęcie gry na statku (zawsze bardzo podobał mi się ten motyw), ludzie z ciekawą historią, ale nie aż tak mocno męczącą jak to bywało w innych sezonach, no i nawet pojawiła się pełna czołówka w odcinku finałowym ;)
Prywatnie do tego mogę dołożyć jeszcze zwycięzcę, któremu kibicowałem od samego początku. No ale wiadomo, jak było na końcu... I właśnie ta końcówka jest jedyną łyżką, a właściwie wielką łychą dziegciu w beczce miodu. Ale mimo wszystko co się przy tym sezonie bawiłem to moje. I gdybym miał pewność, że Ben wygrał bez ingerencji produkcji to zdecydowanie umieściłbym ten sezon w mojej topce. I uznał za najlepszy od pierwszego Blood vs Water, czyli sezonu 27.



Poszczególni gracze:

Katrina - ciężko coś o niej dłuższego napisać, bo nie dało się jej dobrze poznać. Była razem z Chrissy najstarsza w plemieniu i została przez to uznana za słabą, mimo że była dawniej olimpijską pływaczką i pewnie formę miała niezłą. No ale w plemieniu trafili jej się sami dobrzy kondycyjnie ludzie, a do tego młodsi, no i Katrina też jednak zrobiła błąd, że za bardzo się od nich wszystkich odizolowała, a to nigdy nie jest dobre na starcie. Teoretycznie mogła ją uratować Chrissy swoim superidolem działającym podczas pierwszej rady, ale obydwie panie nie były w dobrych relacjach więc ta opcja nie wchodziła w grę.

Simone - urocza i ładniutka dziewczyna, która niestety przegapiła moment pierwszego łączenia się w sojusze i zbyt późno zaczęła bardziej aktywnie grać - właściwie dopiero wtedy, gdy trzeba było iść na radę. Próbowała mądrze pozyskać Ali, no ale nie miała nikogo więcej po swojej stronie, a plemię wolało jednak zostawić Patricka, który był silniejszy fizycznie. Trochę szkoda, bo Simone była naprawdę sympatyczna :) I jako sojusznik na pewno by się sprawdziła, bo to raczej nie była osoba, która robiłaby jakieś przeskoki w późniejszym czasie.

Patrick - idealny przykład na to, jak można dzięki fatalnemu socjalowi kompletnie skopać sobie grę. Na początku zawarł sojusz z Ali, co było dobrym ruchem, choć skoro znał ją już przed programem to zdecydowanie miał łatwiejszy start. Ale potem pokazał tak tragiczne zachowanie, że w końcu odwrócili się od niego wszyscy. Beznadziejne zachowanie w obozie, a do tego egoim na zadaniu spowodowały, że wszyscy mieli już go serdecznie dosyć i go wykopali. Nawet Ali się od niego odwróciła. Choć i tak było dla mnie pewną niespodzianką, że to on wtedy odpadł, a nie Lauren, bo wydawało mi się, że zatrzymają go jeszcze na kolejne 3 dni ze względu na siłę podczas zadań. Ale widać musiał już tak mocno wszystkich wkurzyć, że nie chcieli z nim spędzić w obozie choćby jednego dnia dłużej :D

Alan - no ten to był aparat :D Pierwsze wrażenie zrobił nawet dobre, bo zawarł od razu sojusz z Benem, JP i Ashley, dzięki czemu miał większość, ale zaraz potem zaczął świrować i wszystko koncertowo rozwalił ;) Ta jego podejrzliwość i paranoja zaowocowały m.in. tym, że JP z własnej woli zdjął gacie, żeby uniknąć oskarżeń, że trzyma tam idola :D Gdyby Heroes po odpadnięciu Katriny musieli znowu iść na radę to pewnie właśnie Alan by odpadł, no ale przyszło przemieszanie, a tam Alan spotkał się z równie ciekawym Joe i mieliśmy konfrontację dwóch wariatów :) Alan nawet mądrze zrobił, że pogodził się z Ashley, a potem udało mu się pozyskać Devona więc nawet byłby w stanie przetrwać tę radę, ale pogrążyła go "przewaga", za pomocą której Jessica pozbawiła na radzie głosu Devona, a do tego Joe zagrał swoim immunitetem i zapewnił sobie nietykalność więc ostatecznie poleciał Alan. Choć z takim socjalem i spojrzeniem psychopaty, daleko i tak by nie zajechał ;)

Roark - długo była duchem i nie była zbyt często pokazywana, bo i okazja się nie trafiła, skoro Healers w ogóle nie musieli iść na radę. Po przemieszaniu zgadała się z Ali, co było dobrym ruchem, ale Roark błędnie założyła, że jest swing vote pomiędzy dwójką Heroes i dwójką Hustlers, a tymczasem nie miała pojęcia, że Ryan zgrał się z Chrissy i to Roark jest na wylocie. Dziwiłem się, że nie chciała przyjąć oferty Chrissy i z nią grać, tylko ją spławiła. Moim zdaniem nawet jak w nią celowała to powinna i tak ją zwodzić, że jest po jej stronie, żeby samemu nie stać się celem. Ale jej odpadnięcie mnie nie zmartwiło, bo nie należałem do jej kibiców.

Ali - jedna z moich ulubionych osób w tym sezonie. Niestety odpadła tuż przed mergem :/ Szkoda, bo już od początku była bardzo aktywna i z jednej strony miała sojusz z Patrickiem, a z drugiej układ z Ryanem. Przemieszanie w teorii nie było dla niej złe, bo niby miała po swojej stronie Ryana i do tego zgrała się z Roark, no ale niestety twist z superidolem z pierwszego odcinka i niekorzystne losowanie składów plemion sprawiło, że Ryan znalazł się z Chrissy w jednym plemieniu i chciał z nią grać, przez co Ali stała się dla niego zbędna i nie miała jak się ratować, bo brakowało jej numerków. Przykro się patrzyło, jak została zblindsidowana na takim etapie... No ale taka jest ta gra. Tak czy inaczej, Ali pozostawiła po sobie świetne wrażenie i myślę, że gdyby dotrwała do mergu to mogłaby zajść naprawdę daleko. Bardzo bym chciał, żeby jeszcze kiedyś wróciła w którymś sezonie.

Jessica - kolejna osoba, którą lubiłem i która odpadła za wcześnie, bo choć dotrwała do mergu to do bycia w jury zabrakło jej jednej rady... W Healers miała dobrą pozycję i zgrała się z Cole'm, z którym miała romans, ale była w tym duecie o wiele bardziej racjonalnie myślącą osobą. Dzięki dobremu socjalowi dowiedziała się od Cole'a, że Joe ma HII i postanowiła go wykopać, co mogłoby się udać, gdyby Healers mieli wtedy radę. Miała jednak słusznie pretensję do Cole'a, że ten wygadywał wszystkim każdą tajemnicę. I w sumie nawet obstawiałem, że Jessica się od niego odwróci, ale jednak się na to nie zdecydowała. Dobre z jej strony było też szukanie HII przy studni, bo wiedziała, że w innym obozie Joe właśnie w takim miejscu znalazł swój HII. Choć dziwię się, że Jess nie szukała immunitetu sama, a pozwoliła znaleźć go Mike'owi, no ale z drugiej strony, dzięki temu ta dwojka wzmocniła swoją relację i zawarła coś na kształt sojuszu. No ale po mergu, jako iż Heroes zawarli układ z Hustlers, Jessica znalazła się na celowniku, bo jej rywale słusznie założyli, że Joe na pewno nie odda jej immunitetu na radzie. No i niestety Jess odpadła... Ale tak jak w przypadku Ali, ją również chciałbym jeszcze kiedyś zobaczyć w Survivor, bo grała naprawdę fajnie.

Desi - w Healers była trochę niewidoczna, bo to plemię nie poszło na radę, a ona trzymała się gdzieś w cieniu, ale po przemieszaniu musiała zacząć grać, bo wspólnie z Joe walczyli najpierw o głos Devona, a potem planem było użycie przez Joe immunitetu, choć mało brakowało, by przez głupie zachowanie Joe nie odpadła właśnie Desi. Udało jej się jednak przetrwać do mergu, a tam jako osoba z Healers była na celowniku i jej przeciwnicy wykopali ją z powodu dobrej dyspozycji w zadaniach. Moim zdaniem to były trochę przesadzone obawy, bo aż tak nie wymiatała... Tak czy inaczej, jej obecność w tym sezonie na plus, bo wprawdzie nie była na pierwszym planie, ale od czasu do czasu pokazywała jakąś tam grę i przede wszystkim wolę walki w każdym aspekcie. No i była sympatyczna więc chyba każdy ją lubił :)

Cole - początkowo go polubiłem, ale z czasem zaczął mnie wkurzać zarówno swoim słabym socjalem, jak i kiepską grą. Dobrym ruchem było nawiązanie relacji z Jessicą i Joe, dzięki czemu wiedział, że ten drugi zdobył immunitet, choć tak na dobrą sprawę to Cole chyba odczytał wskazówkę do HII więc mógł i powinien znaleźć go samemu. Ale to jeszcze pół biedy - gorzej, że Cole potem wszystkim wygadywał wszystkie tajemnice, jakie znał, przez co psuł grę nie tylko sobie, ale i Jessice. A potem było już tylko gorzej, bo swoim zachowaniem zraził do siebie wszystkich i nie miał żadnej opcji gry. Szkoda, że to nie on odpadł zaraz po mergu, bo dużo bardziej niż on na jury zasłużyła Jessica.

J.P. - w Heroes znalazł się w sojuszu z Alanem, Benem i Ashley, a potem odwalił świetną akcję ze zdjęciem spodni, gdy Alan podejrzewał go o kitranie tam immunitetu ;) Następnie, po rozpadzie tego sojuszu skumał się z Chrissy, ale od tej pory robił tylko za jej number i posłusznie głosował tak jak większość. Generalnie ten gość to jakiś fenomen, bo nie wydawał się w ogóle zainteresowany grą i nawet nie wiadomo, czy w ogóle miał jakąś strategię :D Ot po prostu sobie był, uczestniczył w zadaniach (w których był zagrożeniem, to mu trzeba oddać), no i tyle :D Dziwiłem się więc, że to w niego wycelowała czwórka Ben-Lauren-Devon-Ashley, a nie w Chrissy czy Ryana. J.P. wprawdzie był dobry w zadaniach, ale strategicznie nie był kompletnie żadnym zagrożeniem i w ewentualnym finale nie zgarnąłby żadnego głosu.

Joe - mam o nim trochę mieszaną opinię. Na początku był razem z Alanem najbardziej nielubianą przeze mnie osobą i życzyłem mu szybkiego odpadnięcia. Trzeba jednak przyznać, że robił wokół siebie sporo szumu i przynajmniej napędzał akcję do przodu :) W Healers od razu wziął na celownik Mike'a, podejrzewając go o posiadanie HII, ale nie był w stanie w niego uderzyć, bo Healers nie musieli iść na radę. Po przemieszaniu Joe i Desi musieli walczyć o głos Devona, ale Joe wcisnął mu tak oczywistą ściemę (że niby Alan w niego mierzy), że ten od razu się zorientował co i jak i stracił do niego zaufanie. Potem chciał ściągnąć na siebie uwagę innych, żeby użyć HII i wykopać Alana, ale zrobił to tak nieudolnie, że o mało nie pogrążył wtedy Desi. Ostatecznie udało mu się jednak dotrwać do mergu, a tam był już na celowniku i musiał grać w defensywie. I przetrwał tak długo w sumie tylko dlatego, że nie był uważany za takie zagrożenie, za jakie sam siebie uważał i inni woleli wykopywać przed nim ludzi mocniejszych w zadaniach. Joe wprawdzie znalazł jeszcze jeden HII, ale nie użył go dobrze i go zmarnował. Zabawne było to jego wysokie mniemanie o sobie, bo w rzeczywistości gdyby dotrwał do finału to pewnie i tak nie zdobyłby tam żadnego głosu. Socjal miał bardzo słaby, ale trzeba mu oddać, że wprowadził do tego sezonu sporo kolorytu ;) No i w jednym miał rację - że Ben to zagrożenie i inni powinni go jak najszybciej wykopać, zanim będzie za późno. Tu się akurat nie pomylił.

Lauren - początkowo w Hustlers trzymała się trochę na uboczu i myślałem, że szybko odpadnie. Gdy jednak była zagrożona, udało jej się przekonać Ali, Ryana i Devona, że warto ją zostawić w grze, bo będzie lojalna i dość sensacyjnie zamiast niej odpadł wtedy Patrick. Po przemieszaniu skumała się z Benem, ale próbowała też budować relacje z innymi, co kontynuowała po mergu. Wyglądała niepozornie, ale w pewnym momencie naprawdę nieźle się rozkręciła i zaczęła bardzo ciekawie grać. Do tego zdobyła jeszcze przewagę z podwójnym głosem. Pod koniec zaczęła jednak seryjnie popełniać błędy - podzieliła się wiedzą, że ma przewagę, ze wszystkimi osobami w sojuszu, dała się przyłapać Benowi przy studni gdy namawiała innych na głosowanie na niego, a przede wszystkim oddała połowę immunitetu Mike'owi, który zaraz wrzucił to do ognia. Mimo tych błędów Lauren pokazała się jako naprawdę ciekawy i dobrze kombinujący gracz i dla mnie to było jedno z największych pozytywnych zaskoczeń w tym sezonie, bo po pierwszych odcinkach nie spodziewałem się, że Lauren ma taki potencjał. Moim zdaniem zdecydowanie powinna jeszcze kiedyś dostać szansę na ponowny występ w Survivor.

Ashley - w Heroes znalazła się w czteroosobowym sojuszu, ale po wolcie Alana jej pozycja była niepewna, bo sojus się rozpadł, a ona trzymała chyba tylko z J.P. Przyszło jednak przemieszanie, a tam znów była skazana na Alana, ale dołączył też do niej Devon, który postanowił z nią trzymać pomimo odpadnięcia Alana. Ashley dotrwała do mergu, a tam najpierw uczestniczyła w wycinaniu Healersów, a potem w uderzeniu w trójkę Ryan-Chrissy-J.P. Później trzymała się na uboczu, starając się nie być na celowniku i miała niby ścisły sojusz z Devonem, ale jednocześnie przegapiła moment, gdy ten zawarł z Chrissy i Ryanem układ na finał. A powinno jej wtedy dać do myślenia, że Chrissy i Devon wzięli na nagrodę Ryana zamiast niej. Ona jednak nie miała żadnego planu B i odpadła zblindsidowana przez ludzi, którym ufała. Generalnie jej gra nie była zła, na pewno Ashley była aktywna, ale jednak zabrakło z jej strony jakiegoś mocniejszego uderzenia na koniec.

Mike - w Healers od razu zaczął szukać HII i przez to już na samym starcie Joe wziął go na celownik więc myślałem, że między tymi dwoma dojdzie do konfrontacji, ale to plemię nie poszło na radę aż do przemieszania. Potem Mike był w większości, ale miał raczej pozycję swing vote więc i tak nie byłby zagrożony. Po mergu ludzie z Healers byli po kolei odstrzeliwani, ale Mike był postrzegany jako najmniejsze zagrożenie więc przetrwał najdłużej, co też jest pewnym osiągnięciem. Na pewno nie da się o nim powiedzieć, że był pasywny i nie grał w ogóle... ale jednak ta gra często była bardzo chaoatyczna. Niby Mike znalazł HII - ale źle go użył na radzie. Niby dostał w dowód zaufania połówkę kolejnego HII od Lauren - ale wrzucił to do ognia. Niby miał okazję na wejście w różne układy, ale często był na to zbyt niezdecydowany. Choć paradoksalnie w finale mógłby się okazać groźnym rywalem, bo miał tam kilka życzliwie nastawionych do niego ludzi. Na pewno na plus trzeba mu policzyć socjal, bo zjednywał tym sobie ludzi i chyba nie miał wśród ludzi ani jednego wroga.

Devon - dla mnie drugie obok Lauren największe pozytywne zaskoczenie tego sezonu. Początkowo wydawało mi się, że to jeden z tych młodych beztroskich kolesi w Survivor, którzy nie ogarniają gry i robią co najwyżej za czyjś number. Na szczęście prawda w tym przypadku okazała się zupełnie inna :) W Hustlers Devon zgrał się z Ryanem i tam jeszcze Ryan grał pierwsze skrzypce, ale przemieszanie dało Devonowi okazję do pokazania swojej gry i nie dał się zmanipulować Joe'mu, który chciał go okłamać, ale ostatecznie nie wypalił plan pozbycia się Joe z powodu HII tego drugiego, no i odebrania głosu Devonowi na radzie przez "przewagę" Jessiki. Po mergu Devon nadal grał z Ryanem, ale jednocześnie zgrał się też z Lauren i z Benem. A z tym ostatnim był na tyle blisko, że obydwaj zgadali się wzajemnie, że Ryan ma HII, o którym miał rzekomo powiedzieć tylko "jednej osobie". No i tu Devon zaczął mi naprawdę imponować grą, bo zdecydował się zrobić wielki ruch i odwrócić się od osoby, z którą był najbliżej od początku, czyli od Ryana i wspólnie z Benem, Lauren i Ashley kontrolował grę. Jednocześnie jednak zostawiał sobie furtkę do współpracy z Chrissy i Ryanem, zawierając z nimi ostatecznie bardzo ciekawy układ na finał. I udałoby mu się tego dokonać, gdyby nie twist z rozpalaniem ognia, w którym Devon minimalnie przegrał z Benem. Ale tu również pokazał się z dobrej strony, nie bojąc się ryzyka i zgadzając się na stanięcie w szranki z Benem, żeby samemu pozbawić go szans na finał. Trzeba też jeszcze dodać, że to jego pomysłem było namówienie Bena do grania roli szpiega, żeby zmylić Chrissy i Ryana. Generalnie Devon pozostawił po sobie świetne wrażenie i gdyby wszedł do finału to na pewno byłby groźnym rywalem. Choć czy byłby w stanie wygrać - nie wiem, bo przy tych wszystkich plusach, był też jednak jeden minus, a mianowicie brak umiejętności dobrego wysławiania się i tworzenia pięknych przemówień. Na tym mógłby stracić w ewentualnym finale, aczkolwiek niewykluczone, że z Chrissy i Ryanem i tak mógłby wygrać.
Devon to kolejny z graczy, których chętnie bym jeszcze zobaczył w którymś sezonie.

Ryan - jak na nerda przystało, w zadaniach był słabiutki, ale strategicznie dobrze sobie radził, przynajmniej do pewnego momentu. Na etapie pre-merge grał bardzo dobrze i cały czas kontrolował grę, jednocześnie samemu nie będąc ani razu zagrożonym. Dobrze wytypował Chrissy jako osobę do oddania superidola, bo potem miał okazję się z nią zgrać. Ale wcześniej zawarł ciekawy sojusz z Devonem, miał też po swojej stronie Ali, a potem i Lauren więc to on rozdawał karty. Po przemieszaniu zgrał się z Chrissy, która miała wobec niego dług wdzięczności i Ryan nie zawahał się nawet przed wycięciem tuż przed mergem swojej sojuszniczki od pierwszego dnia, czyli Ali. Co prawda było mi bardzo szkoda odpadnięcia Ali, ale na pewno był to mocny ruch ze strony Ryana. Po mergu razem z innymi Hustlers i Heroes wycinał Healers, ale potem zrobił duży błąd, gdy powiedział o HII Devonowi, a potem Benowi i każdemu z nich powiedział, że tylko ta osoba wie o jego immunitecie. Ryan nie przewidział jednak, że Ben i Devon też ze sobą rozmawiali i postanowili zrobić ruch. No i od tego momentu Ryan stał się zupełnie bezradny, bo gdy stracił kontrolę nad grą, nie wiedział, jak ją odzyskać. Ostatecznie doszedł do finału, ale większa w tym była zasługa Chrissy i tego, że Ben, Devon, Lauren i Ashley pożarli się między sobą. W finale wprawdzie Ryan zaprezentował niezłą gadkę, ale na jego niekorzyść przemawiała pasywność w grze po odpadnięciu J.P., no i też uchylanie się od pracy w obozie ;)

Chrissy - ona z kolei przeszła odwrotną drogę od Ryana - na początku razem z Katriną były na celowniku innych osób z Heroes, ale Chrissy szczęśliwie dostała od Ryana superidola i była bezpieczna. Po pierwszej radzie zaczęła jednak od razu działać i skumała się z Benem, tworząc nowy sojusz, do którego dołączyli J.P. i Ashley. Po przemieszaniu zgrała się z Ryanem i dzięki temu przetrwała najpierw Roark, a potem Ali. Niezłym ruchem na tym etapie było wciśnięcie J.P. kitu, że Roark chce stworzyć kobiecy sojusz, przez co przestraszony J.P. od razu zgodził się na nią głosować. Po mergu Chrissy uczestniczyła w wycinaniu Healers, aż nie został zblindsidowany J.P., który był wtedy jej numberem, a ona znów znalazła się na dnie. Ale nie poddawała się i walczyła, choć niepotrzebnie fochnęła się na Bena, bo on chciał z nią wtedy grać. Ale na jej szczęście inni chcieli się pozbyć Bena więc Chrissy znów miała okazję gry, swoje zrobiły też dwa wygrane przez nią na zadaniach immunitety, które ocaliły ją przed odpadnięciem. Przed finałem zawarła z Ryanem i Devonem układ, żeby iść razem do finału, a gdy wygrała ostatnie zadanie o immunitet, wyznaczyła Devona do zadania z ogniem, żeby wykopać Bena. Nie udało jej się to, a w finale z nim nie wygrała, ale generalnie jej występ jak najbardziej trzeba uznać za udany. Choć mimo dobrej gry, Chrissy nie ustrzegła się kilku błędów, a jej bolączką był socjal, który przysparzał jej zbyt wielu wrogów.

Ben - od samego początku zwrócił na siebie moją uwagę, bo prowadził dobrą grę, a jednocześnie można go było polubić. Szybko skumał się z Alanem i wspólnie z nim założył sojusz, do którego wciągnął Ashley i J.P., ale gdy Alan zaczął świrować, Ben od razu zgadał się z Chrissy i założył nowy sojusz. W Heroes jego pozycja była najlepsza w całej grupie, ale przemieszanie ułożyło się dla niego niekorzystnie, gdy razem z Lauren znalazł się w plemieniu z trójką Healers. Ben stworzył jednak więź z Lauren, a ta dwójka próbowała też pozyskać Mike'a, choć do końca nie wiadomo, czy byliby w stanie go namówić do odwrócenia się od Jessicy i Cole'a. Po mergu Ben miał pełną kontrolę, bo najpierw był jednym z najważniejszych filarów sojuszu eliminującego Healers, a potem wspólnie z Devonem i Lauren zrobił ruch i pozbył się zagrożenia fizycznego w postaci J.P., osłabiając przy okazji Chrissy i Ryana. Jednocześnie jednak grał szpiega, zbierając informacje i zwodząc Chrissy i Ryana. I trzeba przyznać, że wyszło mu to naprawdę świetnie. W pewnym momencie zaczął być jednak postrzegany przez wszystkich jako zagrożenie, którego koniecznie trzeba się pozbyć przed finałem i Ben musiał walczyć przeciwko wszystkim. A nie miał za bardzo w tym aspekcie wyboru, zwłaszcza gdy usłyszał, jak jego sojusznicy knują za jego plecami przy studni, żeby go wykopać. Zwłaszcza, że nikt już nie chciał z nim grać, bo nie było w niczyim interesie pomaganie mu w dojściu do finału. Ben wziął się za szukanie HII, wstawał w nocy i pokazał wielką determinację. Znalazł HII, użył go efektownie i wykopał Lauren, potem znów znalazł HII, przez który odpadła Ashley... i do tego momentu jeszcze wszystko było ok. Ale potem znalazł trzeci z rzędu HII, co jeszcze można by było wytłumaczyć jego nocnymi poszukiwaniami, gdyby nie to, że ten trzeci ajdol był zakopany w miejscu, gdzie Ben zwykł przesiadywać nad ranem... No i potem jeszcze twist z rozpalaniem ognia w Top4... Szkoda, że to się potoczyło w taki sposób, bo Ben był na pewno jednym z najlepszych, o ile najlepszym graczem w tym sezonie i na ten milion zasługiwał. W finale zresztą zdeklasował rywali. Ale prawda jest niestety taka, że do tego finału dojechał w kontrowersyjnych okolicznościach.
Jako osobę go jednak polubiłem od samego początku, jako gracza też więc nic na to nie poradzę, że jego zwycięstwo mnie ucieszyło ;)

Podsumowując - mimo kontrowersji w końcówce, sezon miał jednak sporo plusów. I bardzo chętnie zobaczyłbym jeszcze kilka osób z castu - oprócz Bena na pewno chciałbym powrotu Devona, Ali i Lauren. Ale ewentualny powrót Chrissy, Jessiki czy Ryana też nie byłby zły.
Obrazek

ODPOWIEDZ

Wróć do „Survivor 35: Heroes vs. Healers vs. Hustlers”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości