Spośród sezonów 1-5, które dotychczas obejrzałem, a które widziałem jeszcze w czasach, gdy lata temu leciały na tvp2, sezon 3 jest moim ulubionym. Bardzo wiele rzeczy mi się w tym sezonie podobało: ciekawa i fajna obsada, przebieg gry, pierwszy w historii twist, nawet sama czołówka no i wreszcie wybór miejsca na rozgrywkę - już w sezonie 2 miałem poczucie, że nasi rozbitkowie mają ciężkie warunki i te australijskie pustkowia mocno im dały się we znaki, a tutaj doszedłem do wniosku, że Afryka jest jeszcze gorsza
Mordercze temperatury, zwierzęta podchodzące pod sam obóz (konieczność stania na czatach z pochodnią w ręku, bo lwy miały ochotę zapuścić się do obozu
) i wreszcie bardzo trudny dostęp do wody - żadnych oceanów, wodospadów i rzek, a jedynie lichy strumyk, do którego jeszcze słonie waliły kupy
Fajne też były nagrody typu safari, wymiana kóz za jedzenie na targu czy możliwość dostarczenia wygranym samochodem zapasu leku dla pobliskiego szpitala. No miał ten sezon swój ciekawy, afrykański klimat
I z przyjemnością go sobie odświeżyłem po latach.
To był też pierwszy sezon, w którym wygrał ktoś, komu kibicowałem od samego początku - nie wiem czemu, ale od pierwszego odcinka polubiłem Ethana i Lexa i miałem nadzieję, że obydwoje dojdą do finału, w którym wygra Ethan. No i niemal wszystko się udało
Choć trzeba też powiedzieć, że o ile strategicznie było tu ciekawie i nie brakowało zwrotów akcji to jednak zdarzały się też bardzo duże błędy.
Ale po kolei:
Diane - nie wiem, czy faktycznie dopadła ją jakaś choroba, jak niektórzy moi przedmówcy pisali. Mi się wydawało, że ona po prostu nie wytrzymała fizycznie pierwszej konkurencji i zasłabła, a potem trochę czasu trwało, zanim doszła do siebie. Tak czy siak, po tej konkurencji była pierwsza do odstrzału. Nawet nieźle kombinowała, gdy próbowała się jeszcze ratować i stwierdziła, że nie chciała, żeby Clarence otwierał dla niej tą puszkę z jedzeniem i w ten sposób próbowała go wykopać, wykorzystując fakt, że plemię jest na niego wkurzone. Ale wiadomo, że Clarence był drużynie jeszcze potrzebny do wygrywania konkurencji więc to Diane musiała odpaść.
Jessie - ją ewidentnie pokonało odwodnienie, po którym wymiotowała i była słaba. I to był główny czynnik, dla którego odpadła. Inna sprawa, że Jessie nie zrobiła za bardzo niczego, żeby temu zapobiec i nie próbowała coś pograć strategicznie. Dlatego jako gracz wypada kiepsko.
Carl - ten dla odmiany już od samego początku nieźle kombinował. Plus dla niego za to, że zawiązał czteroosobowy sojusz i to był naprawdę dobry ruch, aczkolwiek próba wciągnięcia do sojuszu Silasa jak widać mu się nie opłaciła. Szkoda, że tak wcześnie odpadł, aczkolwiek Carl zrobił duży błąd, mówiąc innym o tym, że jeździ Porsche i dając do zrozumienia, że jest bogaty. To go od razu wystawiło na pierwszy strzał ze strony sojuszu młodych. Inna sprawa, że miał trochę pecha już w samym głosowaniu, bo o jego losie decydował quiz (po raz pierwszy w historii Survivor). Gdyby Carl go wygrał to odpadłaby Lindsey i wtedy to sojusz starszych rządziłby w plemieniu. Ciekawe tylko, czy potem ich losy nie potoczyłyby się tak samo, jak losy młodych Samburu po mergu bo mimo wszystko plemię, które jest tak ostro podzielone na pół, mocno zmniejsza swoje szanse dojścia do finału swoich członków. Bo co z tego, że ma się czteroosobowy sojusz, skoro drugie plemię jest zjednoczone, a jeszcze mogą do niego dołączyć członkowie "swojego" plemienia, z którymi od początku się walczy. To się na dłuższą metę po prostu nie opłaca.
Zastanawiam się jeszcze, czy Carl i spółka nie wyszliby lepiej, gdyby po prostu nie mówili nikomu o swoim sojuszu i udawali, że go nie ma. Wtedy może Silas nie nabrałby podejrzeń i nie tworzył kontrsojuszu. A przynajmniej nie od razu.
Linda - zaczęła dobrze, tworząc z Carlem sojusz i włączając do niego Franka i Teresę, ale potem sama wystawiła się na strzał, robiąc sobie żarty z młodych Samburu. Mnie akurat to jej zachowanie irytowało i nie dziwię się, że Linda poleciała, bo sam bym na ich miejscu na nią głosował. To jej zachowanie było naprawdę dziwne. Teresa i Frank o wiele lepiej to rozegrali.
Silas - gość, któremu twist kompletnie zniszczył grę. Ale też gość, obok którego ciężko przejść obojętnie, bo wzbudza skrajne uczucia
Ja go akurat lubiłem, podobało mi się, że dużo myślał o strategii i zrobił w konia starszych
Aczkolwiek jego ruch był bardzo ryzykowny, bo zdradzając starszych i tworząc kontrsojusz młodych, uzależniał swoje losy od tego, kto będzie lepszy w quizie, bo przecież było wiadomo, że w głosowaniu będzie remis i dogrywka niczego nie da. Gdyby w quizie Carl wygrał z Lindsey to Silas by poleciał już w kolejnym głosowaniu, bo idę o zakład, że starsi by byli na niego wkurzeni za zdradę i chcieliby go wyeliminować jak najszybciej. Moim zdaniem Silas o wiele więcej by zyskał, gdyby jednak wszedł w sojusz ze starszymi bo wtedy byłby w pięcioosobowym sojuszu, a takie coś daje nie tylko przewagę na starcie we własnym plemieniu, gdzie od razu ma się większość, ale też bardzo mocną pozycję wyjściową po mergu, zakładając oczywiście, że wszystkie 5 osób do niego dotrwa. Tutaj jedynym problemem by był fakt, że Silas był jedynym młodym w tym sojuszu więc teoretycznie po dojściu do Top5 inni starzy mogliby chcieć go wyeliminować, ale bardziej prawdopodobne wydaje mi się, że zrobiłyby się tu jakieś pary (np. Frank-Teresa i Carl-Linda, albo Frank-Carl i Teresa-Linda), a Silas byłby tym, który może przeważyć szalę na korzyść jednej z par więc miałby duże możliwości manewru i nawet dojścia do finału. No i w takim wariancie twist by mu też aż tak nie zaszkodził, bo gdyby przeszedł do Boran razem z Frankiem i Teresą, którzy byliby wtedy jego sojusznikami to miałby duże szanse wyciąć kogoś z Boran i się utrzymać.
Tak czy inaczej, Silas wybrał sojusz z młodymi, co po uzyskaniu większości ustawiło go w pozycji głównego rozgrywającego w plemieniu, bo widać było, że Lindsey, Kim i Brandon traktowali go jako lidera, który uratował im tyłki (widać to było po reakcji Lindsey jak Samburu przyszło na pierwszą konkurencję po wyeliminowaniu Silasa, a Lindsey przerażona powtarzała tylko: "Oh my God, they voted Silas"). No, ale przyszedł twist i Silas miał naprawdę pecha, że przeszedł do Boran akurat z Teresą i Frankiem, którzy tylko czekali, żeby się na nim odegrać
Silas znalazł się zatem w fatalnym położeniu, bo miał wszystkich przeciwko sobie i tylko wygranie przez Boran immunitetu mogło go ocalić, ale widać było, że w tych zawodach nikomu oprócz niego na tym immunitecie nie zależało
Aż mi go było szkoda, bo biegał jak szalony, walczył z całych sił, a jego plemię specjalnie spowalniało zadanie, żeby przegrać
Potem jeszcze Silas próbował przekabacić Ethana i Kim J., ale wiadomo, że to było z góry skazane na niepowodzenie więc musiał odpaść.
A z takich jego błędów to na pewno bezsensowne i trochę zabawne było namawianie starych z Boran, żeby głosowali na Lindsey, bo ona i tak już miała głosy, a innym mogły te głosy później zaszkodzić. Nie ma to jak prosić o przysługę osoby, którym wprost się mówi, że będzie się ich systematycznie eliminować
Nic dziwnego, że Frank, Teresa i Linda na przekór Silasowi oddali na niego głosy na najbliższej radzie plemienia
Sam bym tak na ich miejscu zrobił.
Lindsey - niezbyt ją lubiłem, nie podobało mi się jej zachowanie - najpierw opowiadanie, jak to sobie świetnie poradzi w afrykańskich warunkach, a potem płacz i marudzenie, kiedy się okazało, że jednak sobie kompletnie nie radzi
Do tego aroganckie zachowanie wobec starszych po wyeliminowaniu Carla. Niby strategicznie kombinowała od początku z Kim i Brandonem, ale to Silas był tym, który jej uratował tyłek na pierwszym głosowaniu i to on w tym sojuszu przejął rolę lidera. Do tego jeszcze zastanawiała się, czy nie zdradzić Brandona, w potem na radzie plemienia odstawiła teatr o "przyjaźni", a prawda jest taka, że i tak wiedziała, że Lex, Tom i Kelly jej nie uwierzą, że zmieni strony więc po prostu trzymała się sojuszu z Kim i Brandonem licząc na to, że głosy pójdą na Brandona, a nie na nią. No i się przeliczyła.
Clarence - fatalna kucha z tym wyżarciem jedzenia z puszki na samym początku. Niby tłumaczył się, że otworzył puszkę dla Diane, ale jednocześnie sam z niej też skorzystał i nie zapytał grupy o pozwolenie. Plemię go wtedy oszczędziło tylko dlatego, że Clarence był potrzebny do dalszych walk, bo był mocny fizycznie, ale ten błąd ciągnął się za nim cały czas więc nic dziwnego, że on poleciał zaraz po mergu, kiedy nie miał żadnych sojuszy, a był dla innych zagrożeniem w walkach o immunitet. Jako osoba był sympatyczny, ale ta obsesja na punkcie jedzenia plus ciągłe malowanie twarzy i gapienie się godzinami w lusterko sprawiały, że inni postrzegali go jako żarłoka i narcyza. Oprócz tej puszki na początku kojarzę jeszcze sytuację, że grupa otworzyła jakąś inną puszkę ze śliwkami i każdy miał wziąć po jednej, a Clarence wziął dwie, co kilka osób zauważyło
Niby pierdoła, ale takie rzeczy właśnie powodują, że można szybko zrazić do siebie ludzi i narazić się na odstrzał.
Minus dla Clarence'a też za to, że nie próbował tworzył żadnych sojuszy. Skoro wiedział, że u Boran ma przerąbane to powinien o mergu próbować tworzyć jakiś kontrsojusz z byłymi członkami Samburu, a on z tym nic nie zrobił. A przecież wiedział, że zostanie wykopany, bo Lex mu o tym wprost powiedział.
Kelly - chyba najbardziej pechowa osoba w tym sezonie zaraz po Silasie
Na początku niby nie była w sojuszu z Lexem, Ethanem i Tomem, ale dzięki twistowi siłą rzeczy musiała trzymać z Lexem i Tomem i przez to stała się pełnoprawnym członkiem sojuszu Boran. Ten głos na Lexa od Teresy stał się takim "pocałunkiem śmierci" dla Kelly, którą Lex niesłusznie zaczął podejrzewać o zdradę. Kelly zrobiła dobry ruch, przeskakując do byłych członków Samburu i kto wie, jak daleko by zaszła, gdyby nie zdrada i fatalny błąd Brandona. Aczkolwiek, o ile Kelly dobrze grała i zrobiła sporo, żeby się ratować, wydaje mi się, że powinna jeszcze spróbować szczerej rozmowy z Ethanem i Kim, skoro Lex jej nie wierzy. Wydaje mi się, że gdyby pogadała z każdym po kolei ze swojego starego sojuszu i próbowała ich mocno przekonywać, że to nie ona zagłosowała na Lexa to może by ostatecznie z tego sojuszu nie wypadła.
Brandon - autor jednego z najgłupszych błędów, jakie widziałem w Survivor
Na początku nawet dobrze grał, był w sojuszu młodych, a po twiście miał dobry pomysł, żeby spróbować wziąć na siebie głosy byłych z Boran i doprowadzić do quizu o wiedzy, w którym faktycznie mógłby wygrać z Tomem. Ale po mergu i wywaleniu Kelly z sojuszu Boran, przejście przez Brandona na ich stronę było totalnie bezsensownym ruchem, bo nawet, gdyby się w tym sojuszu utrzymał to doszedłby i tak max do Top5. Chyba, że dalej zdobywałby immunitety, ale nawet gdyby jakimś cudem doszedł do finału to i tak nie wygrałby, bo inni mieliby do niego pretensje o zdradę. Wiem, że on bardzo nie lubił Franka i cały czas mówił, że nie chce razem z nim głosować, ale gdyby potrafił wznieść się ponad personalne animozje i trochę ruszyć głową to razem z Kim, Kelly, Teresą i Frankiem i tak miałby Top5, a duża szansa, że doszedłby jeszcze dalej. No i nikogo by nie zdradził więc miałby większe szanse na wygraną w ewentualnym finale. A tak pomógł sojuszowi z Boran, który i tak mu nie ufał (poza Lexowi) i za chwilę go wykopał. Strategicznie Brandon naprawdę dał ciała na całej linii.
A pod względem charakteru też się zbyt dobrze nie zaprezentował. Pomijając już tą zdradę Kim to jego dwulicowość było widać w wielu momentach. A najbardziej chyba wtedy, kiedy przy odpadnięciu Lindsey płakał na radzie plemienia, a potem do kamer mówił, że cieszy się z jej odpadnięcia, bo miał już jej dosyć
Zabawne było natomiast, że w jednych zawodach los go przydzielił do pary z Frankiem i akurat im się udało wygrać
I potem spędzili razem wieczór przy oglądaniu filmu, a reszta plemienia miała z tego powodu niezły ubaw
Los jednak bywa przewrotny
Frank - twardy, zasadniczy, pracowity i szczery - jak to żołnierz
Na początku wszedł w dobry sojusz, a po odpadnięciu Carla starał się dużo pracować i nie denerwować zbytnio młodych, przez co Linda odpadł przed nim, a Frank dotrwał do twistu i mergu. Lubiłem tego gościa, ale nie da się zaprzeczyć, że trochę za bardzo się izolował od plemienia. W każdym razie dotrwał tak daleko, jak w jego sytuacji się dało. Biorąc pod uwagę fakt, że jego pierwszy sojusz się rozpadł, a po twiście i mergu Frank i tak był w mniejszości, dużo więcej nie mógł zdziałać. Zwłaszcza, że Brandon w ogóle nie dopuszczał do siebie myśli, że może być z Frankiem po jednej stronie.
Tak czy inaczej, Frank był całkowitym przeciwieństwem Brandona i fajnie się oglądało ich wzajemne utarczki
Kim P. - nie wzbudziła we mnie jakichś większych emocji. Trzymała się z Brandonem aż do momentu jego zdrady, a potem niby próbowała coś kombinować z Teresą, ale dużo strategii nie pokazała. Pod koniec sezonu zaprezentowała się jako sympatyczna osoba, ale to właściwie tyle.
Teresa - jedna z najciekawszych osób w tym sezonie i nie dziwię się, że tyle osób ją lubi i jej kibicowało. Na początku wkręciła się w czteroosobowy sojusz, ale po odpadnięciu Carla starała się nie wchodzić młodym w drogę i ich niczym nie wkurzać, dzięki czemu przetrwała aż do twistu. Potem też jej dobrze szło, szybko skumała się z Kim i pozbyła Silasa, przekazała też informacje, że Lindsey miała wcześniej głosy. Po mergu pokazała wytrwałość, gdy zdobyła immunitet, a jednocześnie dotrzymała słowa, nie głosując na Clarence'a, a oddając głos na Lexa, który dość przypadkowo wywołał mają wojnę i mógł odmienić losy Teresy, gdyby nie głupi błąd Brandona. Potem też dobrze kombinowała, bo z jednej strony cały czas miała dobrą social game, przez co wszyscy ją lubili, a z drugiej próbowała cały czas różnych strategii, w tym przeciągnięcia Kim J. na swoją stronę. Dobrze też potrafiła się przystosować bo np. chciała podburzyć Toma i Kim przeciw Lexowi, żeby go wyeliminować, ale jak Lex zdobył immunitet to zaraz zmieniła strategię i poszła do niego, przyznała się, że wcześniej to ona na niego oddała głos i próbowała podburzyć Lexa przeciw Tomowi. Na pewno za to wszystko duży plus, bo chociaż Teresa ostatecznie skończyła na piątym miejscu, walczyła do samego końca. Nie rozumiem tylko jednej rzeczy - dlaczego ona zagłosowała na Franka na radzie plemienia, na której on odpadł? Niby tłumaczyła ze łzami w oczach, że to głos strategiczny, ale on i tak nie miał zupełnie znaczenia, bo Frank tak czy siak odpadłby głosami sojuszu z Boran. Trochę przez to Teresa straciła w moich oczach... Ale generalnie i tak oceniam ją bardzo pozytywnie.
Tom - zabawny i wyluzowany facet, którego trudno było nie lubić
Tylko ten jego akcent... Często nie mogłem zrozumieć, co on mówi
Strategicznie dobrze grał, bo wkręcił się w mocny sojusz i umówił się z Lexem i Ethanem, że będą w Top3. I gdyby nie immunitet Kim J., tak by zapewne się stało. Do tego świetna social game. Jedynie w końcówce sezonu miał małą spinę z Lexem o wyłamanie się z głosowania przez tego drugiego na Brandona. Ale poza tym incydentem ich sojusz trzymał się mocno.
Lex - drugi z moich ulubionych uczestników w tym sezonie, zaraz za Ethanem. Lider mocnego sojuszu, z dobrą social game, aczkolwiek nie ustrzegający się błędów. Największym z nich było oczywiście oskarżenie Kelly o zdradę i wyrzucenie jej z sojuszu, co mogłoby go i przy okazji cały sojusz kosztować bardzo wiele, gdyby nie zdrada Brandona... Z drugiej strony Lex potrafił w miejsce Kelly pozyskać Brandona więc to mu trzeba zaliczyć na plus. Drugim błędem, aczkolwiek trochę mniejszym, było mówienie Clarencowi, że sojusz będzie na niego głosować. Niby to było uczciwe i honorowe, ale jednak bardzo ryzykowne. Tak samo zresztą Lex zaryzykował z Kelly, bo jeśli chciał się jej pozbyć to mógł ją po prostu cały czas utrzymywać w przeświadczeniu, że ona nadal jest w sojuszu i jak do niego przyszła pytać, na kogo będą głosować, mógł jej powiedzieć np. "dziś głosujemy na Franka" i wtedy by nie było ryzyka, że Kelly pójdzie do przeciwników. Ale poza tymi incydentami, Lex bardzo dobrze sobie radził, trzymał się mocno z Ethanem, Kim i Tomem (poza tą lekką spiną o głosowanie ws Brandona), a dzięki ruchowi z Brandonem mógł sobie zapewnić jego głos w ewentualnym finale. Do tego miał dobry kontakt z Teresą i Frankiem więc tutaj też dobrze prowadził social game. No i co bardzo ważne - był naprawdę świetny w konkurencjach, zdecydowanie najlepszy spośród wszystkich w tym sezonie. Bo nie dość, że wygrywał immunitety akurat wtedy, kiedy był najbardziej zagrożony to jeszcze wygrywał też w konkursach o nagrody rzeczowe. I uczestniczył w sumie we wszystkich najlepszych nagrodach - najpierw ten wyjazd na targ i do restauracji, gdzie zabrał go Ethan, ale później już samodzielnie wygrany wyjazd na Safari i potem jeszcze wygranie auta. A trzeba powiedzieć, że Lex wygrywał nie tylko w konkurencjach fizycznych, ale też umysłowych więc naprawdę pokazał się jako wszechstronna, a przy tym zdeterminowana osoba. Mi tym bardzo zaimponował.
I moim zdaniem Lex wycisnął z tego sezonu wszystko, co dało się wycisnąć nie będąc finalistą.
Kim J. - do finału doszła dzięki temu, że inni dołączyli ją do sojuszu, no i dzięki dwóm immunitetom, bez których by się w nim nie znalazła. Na pewno szacun dla niej, że mimo starszego wieku potrafiła te immunitety wygrać, zwłaszcza w konkurencji z trzymaniem totemu, gdzie pokazała wielką wytrwałość i pobiła dwóch młodych facetów. Ale jako gracz mogła zrobić kilka lepszych ruchów. Na pewno wybór Ethana do finału był z punktu widzenia strategicznego błędem, choć rozumiem jej motywy, bo ona była emocjonalnie z nim mocno związana. Tak jak i z Lexem, no ale Lex już trochę wcześniej powygrywał. Inna sprawa, że moim zdaniem w finale z Lexem też by przegrała, choć może nie aż 2:5. Tutaj stosunek głosów byłby pewnie 3:4.
Mały plus dla niej za przemowę, którą pozyskała głos Kim P na finałowej radzie plemienia. Ale jak widać, było to za mało, żeby zdobyć milion.
Ethan - moim zdaniem w pełni zasłużony zwycięzca, choć zbyt obiektywny pewnie nie jestem, bo trzymałem za niego kciuki od samego początku
Ale chyba każdy przyzna, że Ethan rozegrał wszystko świetnie - był w mocnym sojuszu i konsekwentnie się go trzymał, był dobry w zawodach i przede wszystkim rewelacyjnie prowadził social game. Nie było chyba nikogo, kto miałby do Ethana o cokolwiek jakieś pretensje. I nie zaszkodziło mu nawet powiedzenie Brandonowi prosto w twarz, że uważa go za najmniej godnego do bycia w finale
Brandon się za to obraził i zmienił decyzję, ale co z tego, skoro Ethan i tak dostał głos od 5 innych sędziów. A Kim P., która ostatecznie zagłosowała na Kim J., mówiła przed głosowaniem, że raczej skłania się ku Ethanowi, ale potem przekonała ją odpowiedź Kim J. Ale to oznacza, że Ethan, gdyby jeszcze bardziej się postarał i nie obraził Brandona to teoretycznie mógł wygrać w finale nawet 7:0. Albo 6:1. To tylko potwierdza, że social game miał na naprawdę niesamowitym poziomie, a to jest przecież w tej grze równie ważne, jak strategia.
Swoją drogą ja nie uważam, że Ethan w sojuszu był pionkiem Lexa. Widać było, że tych dwóch ze sobą dużo rozmawia i wszystko uzgadnia, zresztą Ethan nawet trochę się na Lexa wkurzył o brak głosowania przez tego drugiego na Brandona. Nawet, jeśli Lex był liderem to na pewno nie takim, żeby wszystkim pozostałym cały czas narzucał swoją wolę więc myślę, że liczył się ze zdaniem innych co do głosowania, a na pewno brał pod uwagę zdanie Ethana.
Ethan zasłużył na ten milion i cieszę się, że go zgarnął