Sezon taki trochę w stylu wyntydż
Mam wrażenie, że został nakręcony gdzieś w podobnym czasie kiedy Borneo, a już na pewno przed Amazonką czy Pearl Islands, tylko po prostu Jeff zgrał go sobie gdzieś na dyskietkę, walnął na kilka lat do pudła obok Windowsa 95 i sekstaśm Ruperta, a potem dał go do emisji jak pewnego razu nie chciało im się robić castingu :D Inaczej trudno sobie wytłumaczyć tak nagły powrót do tematyki przetrwania, minimalizm w strategii i powrót do łask pojęć typu honor i loyality
*
Tom - od początku był tak ewidentnym faworytem, że aż chciałoby się go tu jakoś kopnąć, obrazić, zmieszać z błotem, czy przynajmniej wytknąć mu, że jego stara nie ma dzieci, no ale niestety, moim zdaniem nidyrydy. Zwycięzca na tym tle zasłużony, grę prowadził bez zarzutu i w sumie wystarczyło, że ustawił sobie na samym początku dobry sojusz w plemieniu, a cała reszta została mu już później podana na tacy, zważywszy na to, że połowa jego plemienia nie miała mózgu, a całość nie-jego plemienia miało takiego pecha w czelendżach, że wyrżnęli się sami. Dodatkowo, dobrym ruchem był flircik na boku sojuszu z cioteczką Caryn, która przybiegła do niego na skargę w jedynym momencie, gdy mógł zostać wyeliminowany.
*
Katie - nie zgadzam się, że była dobrym graczem. Dobra gra musi mieć podłoże w socjalu, a ten miała na takim poziomie, że nie nadawałaby się nawet do pracy jako kolejna harpia z dziekanatu UAM. Ścisły sojusz z dwójką najsilniejszych ziomków z plemienia był idealnym przepisem na widowiskowe samobójstwo w finale. Przez pewien czas, miałem nadzieję, że będzie chociaż fajnym czarnym charakterkiem, ale nawet jej pyszczenie gdzieś tam się po drodze skończyło.
*
Ian - dobry materiał do kolejnych surwiworowych analiz Cochrana, Maksymiliana, czy tych innych Filifionek. Cierpienia młodego Wertera rozdartego między lojalnością wobec przyjaciół (ten sezon serio był wyntydż
) a chęcią prowadzenia efektywnej gry. Niestety, szala przeważyła na to pierwsze i mimo, że grę do samej końcówki prowadził dobrą, to jednak to, co zrobił w F3 eliminuje go jako dobrego stratega. Mam nadzieję, że Tom kupił mu chociaż za ten podarowany cash jakieś bardziej modne okulary.
*
Jenn - przeurocza osóbka. Aż się serducho krajało wiedząc jak skończyła, a jednocześnie oglądając jej uśmiechniętą buźkę i ten serdeczny śmiech jak tam sobie baraszkowali z Greggiem. Zawodniczką była co najmniej nienajgorszą - gra po eliminacji Gregga udowodniła, że nie była tam tylko ładniejszym dodatkiem do niego.
*
Caryn - taka śmieszna małpeczka
Fakt, że w 10 sezonie można jeszcze dotrwać do F5 mając przez całą grę 0 (słownie: ani-kurwa-jednego) sojuszu, jest kolejnym dowodem, że ten sezon jest super-pro-wyntydż. Nie wiem, na co ona liczyła i po co tam sobie biegała, chyba chciała małpy postraszyć.
*
Gregg - dobry zawodnik, który zasługuje jeszcze kiedyś na drugą szansę, jeśli komuś wpadnie do głowy, żeby go wygrzebać. Byli z Jenn o włos od urobienia Katie, a wtedy właściwie już mógłby jechać na szalone zakupy na kredyt w jakiejś palauańskiej Biedrze, bo kasa byłaby jego. Podobało mi się też, to, jak zamknął japę Coby'emu obiecując mu, że w pewnym momencie po mergu weźmie go do swojego sojuszu, oczywiście później rześko z tego cisnąć
*
Stephenie - mega udany występ, nał aj siii czemu tak koniecznie chcieli ją w kolejnym sezonie. W Koror miała raczej przekićkane i niewiele mogła zrobić, więc i tak łuhuuu, że udało jej się przetrwać dwie Rady. Plan ataku na Toma bardzo zacny. Szkoda, że małpeczka Caryn rzuciła w nią wtedy bananem i nie wyszło.
*
Żenuuuu -
. O ja cię pierdolę dogłębnie i zamaszyście :D Czyżbyśmy mieli niniejszym najbardziej żenuuującego surwajwyr w historii?
Zastanawiałem się, czy gdyby ona pewnego razu umarła na tym hamaku, to inni by to w ogóle zauważyli, czy może to, że spędza na nim 24/7 było dla nich tak naturalne, że zainterweniowaliby dopiero wtedy, jak zaczęłaby cuchnąć i zleciałyby się muchy.
*
Coby - w surwajworowych internetach niektórzy się nim jarają, ale dla mnie pozostanie zagwostką dlaczego. Rzeczywiście, świetny plan: miej sojusz z dwójką dziadków i kobietą przyrośniętą do hamaka, a potem dziw się, że palą ci się majtki. Jeszcze świetniejszy plan: po mergu obgaduj wszystkich ze wszystkimi na widoku wszystkich, a potem dziw się, że dostałeś w czapę.
*
Bobby Jon - tutaj, to ja jednak doncz siii dlaczego aż tak bardzo chcieli go w kolejnym sezonie. Dla mnie to po prostu taki-tam Tarzanik rąbiący kokosy i drący mordę, żeby jeszcze wyraźniej zasygnalizować, że rąbie kokosy. Nie chcę, żeby to szowinistycznie zabrzmiało, bo Steph wymiatała, ale jednak... fakt, że ktoś uchodzący za takiego mistrza przetrwania przegrywa zadanie z rozpaleniem ognia z drobną kobietką... - sorry, ale hje hje, no jednak hje hje.
*
Ibrehem - już go właściwie nie pamiętam. Miał pejsy?
*
James - fajny śmieszek, kibicowałem mu zanim uświadomiłem sobie, że on jednak musi skończyć w dupie
Oskarżał kolejne osoby, że ssą w zadaniach, potem possać przyszło jemu, więc musiał dostać honorowego kopa za drzwi.
*
Angie - widać w niej było jakiś tam potencjał, więc szkoda, że powiększyła grono aniołków tak wcześnie, tym bardziej, że prawdę mówiąc cholera wie dlaczego właściwie je powiększyła. Na pewno nie z powodów strategicznych, tak jak nikt z Ulong :D
*
Willard - ja pikolę, ten to chyba ściągał od Żenuu na testach wytrzymałościowych rekrutujących do programu. Czyżby to był jej stary? :D Ogólnie, podwójna rada była jak najbardziej na propsie, bo dzięki niej chociaż jeden kołek uniknął automatycznego awansu do merga tylko dlatego, że znalazł się w silnym plemieniu.
*
Kim - co za ujma dla tego zasłużonego w programie imienia :D Patrząc na to, jak grała, awans do czwartego epa jest dla niej chyba większym sukcesem, niż dla Gregga awans do drugiego od końca
*
Jeff - co za rycerskość. Mieszko, Maćko, Zbyszko i te inne Polokokty byłyby dumne. Dzięki niemu, jego panna awansowała oczko wyżej. Ciekawe, czy chociaż podupcył.
*
Ashlee - ano tak, zdaje się, że ktoś taki tam sobie hasał. Albo bardziej leżał.
*
Jolanda - chytra baba z Radomia by się nie powstydziła, jeden przejaw pazerności i hejt wiekuisty gotowy :D
*
Wanda - no ładnie sobie śpiewała, ale ja wciąż uważam, że narkotyki nie powinny być dla wszystkich.
*
Jonathan - z takimi dzikimi zdolnościami socjalnymi, powinien raczej pograć sobie w LOL-a.
Tyle. Jeśli ktoś jeszcze pamięta to cudo, to zapraszam do dyskusji, uwag, adnotacji i dzielenia się przepisami na krupnik.