Skończyłem oglądać Samoa. Pozwólcie, że najpierw zrobię swoje podsumowanie, a potem odniosę się do Waszych postów.
Zaznaczam, że zdanie o tym sezonie wyrabiam sobie tylko na podstawie tego, co widziałem w poszczególnych odcinkach + na podstawie postów z tego tematu. Nie czytałem jeszcze żadnych wywiadów z poszczególnymi uczestnikami i innych tego typu materiałów "zza kulis".
No to tak: Po pierwsze ogromne zaskoczenie co do osoby, która wygrała ten finał! Wręcz szok. Byłem pewny, że jeśli Russell dotrwa do finału to wygraną ma w kieszeni. Kompletnie nie spodziewałem się, że może wygrać ktoś inny, a już chyba najmniej, że to będzie Natalie. Nic nie ujmuję jej grze, bo ona miała swoją własną strategię, ale to jednak Russell był dla mnie tym, który zdecydowanie powinien wygrać. Grał agresywnie od początku, miał pełną kontrolę w Foa Foa, a po mergu najbardziej przyczynił się do odwrócenia bardzo niekorzystnych proporcji 4:8 i dojściu Foa Foa do finału (choć oczywiście wkład w to miała cała czwórka). Dla mnie był nie tylko najlepszym graczem tego sezonu, ale i też jednym z najlepszych, jakich do tej pory miałem okazję oglądać. A Natalie jest chyba najbardziej zaskakującym zwycięzcą, jakiego do tej pory widziałem w Survivor. Ale to też jest urok tej gry - nie zawsze da się wszystko przewidzieć, a duże znaczenie ma to, na jakie jury się trafi. W paru innych sezonach, gdzie jury patrzyło głównie na strategię, Russell na pewno by wygrał. Ale tym razem trafili się sędziowie patrzący bardziej na social game, a tutaj Natalie była lepsza, bo miała mniej wrogów wśród sędziów niż Russell. Wydaje mi się, że duży wpływ miał też fakt, że aż 7/8 jury stanowili ludzie z jednego plemienia, którzy byli na Russella wkurzeni o to, że zniszczył im plan dojścia do Top7 jako Galu i wyłonienie finalistów spośród siebie. Natalie była z ich punktu widzenia łatwiejsza do przełknięcia, bo nie była tak pewna siebie czy wręcz zarozumiała jak Russell. A że takie nastroje były wśród jury, można było poznać po tym, jak wszyscy odnosili się do Bretta. Gdyby dostał się do finału (a zabrakło mu naprawdę cholernie niewiele!) to wygrałby całość. Tylko dlatego, że był członkiem Galu! Dlatego nie podobało mi się, że w jury siedziało niemal wyłącznie jedno plemię.
Teraz to, co było największą jak dla mnie wadą tego sezonu - edycja i sposób pokazania uczestników. Ostrzegaliście mnie przed tym wcześniej i faktycznie w Samoa dało się zauważyć dość jednostronne pokazanie narracji, skoncentrowane na Russellu. Szczególnie widać to po liczbie confessów Russella w porównaniu do Natalie czy np. Bretta. Tak nie powinno być, aczkolwiek gwoli sprawiedliwości muszę dodać, że w poprzednich sezonach też edycja rządziła się swoimi prawami - pamiętam, że już w Pearl Islands Shawn narzekał na reunion, że pokazano go jako nudziarza i denerwującego typa. Cóż, taki urok telewizji, że manipuluje sposobem pokazania czegoś, żeby podbić oglądalność. Russell był na pewno zbyt mocno wyeksponowany w porównaniu do innych. Pytanie tylko, czy Natalie i Brett faktycznie mieliby aż tyle do powiedzenia i strategii co Russell i czy byłoby to równie ciekawe. Wydaje mi się, że nie więc po części producentów usprawiedliwiam. Jeśli ktoś od samego początku robi zamieszanie, bardzo dużo gada o strategii i do tego znajduje immunitety to nie dziwi mnie, że ktoś taki jest częściej pokazywany niż ktoś, kto aż tyle nie robi. A trzeba też dodać, że Foa Foa cały czas walczyło o przetrwanie, podczas gdy Galu wygrywało immunitety i nie musiało kombinować więc tam nie było za bardzo czego pokazywać.
I tym sposobem dochodzimy do omówienia tego, jak przebiegał sam sezon. Dla mnie to był spory plus, bo praktycznie od początku do końca było ciekawie i w ogóle się w tym sezonie nie nudziłem, w kompletnie żadnym odcinku. No może wtedy, kiedy pokazywano Galu opalające się na plaży czy pluskające się w wodzie :P Ale podobały mi się wprowadzone w tym sezonie pomysły: wybieranie przez plemiona lidera, wysyłanie po każdych zawodach członka swojego plemienia do przeciwników, no i grupowe wskazówki co do immunitetu podczas nagród. Bardzo zaskakujący był merge już przy 12 osobach - z jednej strony było to świetne, bo dzięki temu miałem okazję obejrzenia, jak Foa Foa wygrzebuje się z beznadziejnej wydawałoby się sytuacji i odwraca fatalne proporcje 4:8 na swoją korzyść, dochodząc do finału. Nie ukrywam też, że sercem byłem bliżej Foa Foa, bo oni cały czas musieli walczyć o przetrwanie więc podobał mi się taki rozwój wydarzeń. Z drugiej strony jednak trochę żałuję, że do mergu nie doszło w wyrównanym składzie, albo nie zaczekano z tym chociaż do momentu, aż w grze zostanie 10 osób. Co prawda gdyby kolejne dwa konkursy o immunitet Foa Foa też przegrało to reszta już w ogóle miałaby przerąbane... ale gdyby wygrało to Galu musiałoby iść na rady plemion i wreszcie widziałbym, jak oni grają przeciw sobie. Bo tego mi najbardziej zabrakło - ludzie z Galu nie byli nudni indywidualnie, ale jako plemię już tak. Bo przez to seryjne wygrywanie immunitetów nie można było zobaczyć, jak knują przeciwko sobie. Przed mergem mieli tylko jedną radę, gdzie wywalili Yasmin za to, że wszystkich wkurzała. A potem aż do mergu już pełna sielanka w obozie. Po mergu wprawdzie ładnie zblindsidowali Erika, ale zrobili to dlatego, że byli pewni, że dalej mogą już się na luzie pozbywać Foa Foa. A potem to już była walka Galu vs Foa Foa. Szkoda, że przed mergem Galu nie mieli więcej rad, bo wtedy byłoby tam dużo ciekawiej. Potencjał na pewno był, bo jakieś zalążki minisojuszy powstały (np. faceci + Shambo vs młode kobiety). Ale niestety nie dane nam było zobaczyć, jak by to się potoczyło, gdyby musieli walczyć przeciwko sobie. No i przez to, że sporo ludzi z Foa Foa wypadło wcześniej, jury składało się niemal wyłącznie z osób z Galu i mogli się umówić między sobą, komu dać milion. Nawiasem mówiąc dla mnie to jest większe kuriozum niż jednostronna edycja - że sędziowie trzymani są razem i mogą sobie swobodnie ustalić, kto ma wygrać. Zdecydowanie wolałbym, żeby po swoim odpadnięciu byli aż do finałowej rady trzymani osobno i mieli zakaz kontaktowania się ze sobą, a spotykali się jedynie podczas kolejnych rad plemion. Wtedy każdy z sędziów podejmowałby decyzję indywidualnie. Wydaje mi się, że takie rozwiązanie byłoby bardziej uczciwe.
Ups, chyba się trochę rozpisałem :D No to lecim z podsumowaniem poszczególnych graczy:
Marisa - nawet ciekawa z niej była dziewczyna i szkoda, że nie pograła dłużej. Było widać, że miała "pazur". Na początku skumała się z Russellem, ale nie ogarnęła, że on ma już silną pozycję w plemieniu i zrobiła błąd, dając mu do zrozumienia, że mu nie ufa. A Russell szybko nastawił wszystkich przeciwko niej i już było pozamiatane.
Mike - jak na starszego gościa nawet nieźle dawał sobie na początku radę, ale w którymś zadaniu przeliczył się z siłami i na tyle osłabł, że musiał być ewakuowany. Szkoda każdego medicala, aczkolwiek coś mi się wydaje, że Mike i tak by zbyt wiele nie ugrał.
Betsy - ciekawa babka z dobrą intuicją (w końcu policjantka) i szybko wyczuła, że nie powinna do końca ufać Russellowi. Ale zrobiła ten sam błąd co Marisa i niepotrzebnie mu o tym powiedziała prosto w oczy. Gdyby siedziała cicho to pograłaby dłużej.
Ben - strasznie wkurzający typ. Stosował niedozwolone chwyty podczas zawodów, miał jakieś dziwne akcje w rodzaju rąbania drewna w środku nocy, no i swoim kłótliwym zachowaniem wkurzał każdego. Do tego jeszcze te teksty o "śmieciu z getta" w stronę Yasmin... Żenada. Gość był silny fizycznie i przydałby się Foa Foa, ale jednocześnie był też takim kretynem i dupkiem, że cieszyłem się, gdy odpadł.
Yasmin - kolejna wkurzająca osoba. Nie ma to jak trafić po zawodach do przeciwnego plemienia i od razu się ze wszystkimi kłócić i ich pouczać :D W Galu też nie zachowywała się lepiej... Social game miała na tragicznym poziomie więc ulżyło mi, kiedy Yasmin odpadła, bo nie miałem ochoty na nią dłużej patrzeć.
Ashley - sympatyczna i wcale nie taka głupia, jak próbował to przedstawić Russell. Zrobiła dobry ruch, wchodząc z nim w sojusz, niestety seria przegranych przez Foa Foa zawodów sprawiła, że Ashley musiała odpaść, bo odstawała fizycznie od pozostałych.
Russell S. - jeden z moich ulubionych uczestników tego sezonu i bardzo żałowałem, gdy musiał zostać ewakuowany. Szczery, sympatyczny i idealny na lidera, bo wszyscy w Galu go lubili i szanowali. Pod jego komendą Galu radzili sobie świetnie, wygrywając niemal wszystkie zawody. Jego niespodziewane odpadnięcie było jednym z punktów zwrotnych tego sezonu, bo gdyby nie to, Galu po mergu byliby nie do rozbicia. Myślę, że sam Russell miałby też sporą szansę zajść naprawdę daleko, bo trzymał się mocno z innymi facetami w Galu (mieli też po swojej stronie Shambo), a social game miał bardzo dobry. Niepotrzebnie tylko wyznaczył Shambo po raz drugi do wizyty w Foa Foa - mógł wtedy wysłać kogoś innego, żeby Shambo nie czuła się zbyt izolowana przez Galu i nie chciała przeskoczyć do Foa Foa. No i niepotrzebnie też wyznaczył sam siebie do zadania, skoro nie czuł się wtedy najlepiej. Jego zasłabnięcie wyglądało bardzo dramatycznie i całe szczęście, że wszystko się dobrze skończyło. Zabawne było, jak na reunion Russell opowiadał, że oglądał ten odcinek w domu z żoną i jak doszli do momentu jego zasłabnięcia to żona cały czas krzyczała spanikowana: "O Boże, ty umarłeś!", na co on mówił: "Przecież siedzę obok. Uspokój się" :D
Liz - dobra w zadaniach, zwłaszcza w różnych układankach i to sprawiało, że była dość cenna dla plemienia. Niepotrzebnie jednak dała do zrozumienia Russellowi, że prowadzi swoją własną grę i nie wyklucza, że w przyszłości przeskoczy do Foa Foa. To sprawiło, że gdy po przegranych kolejnych zawodach do eliminacji brana była pod uwagę ona lub Natalie, ostatecznie padło na Liz, bo faceci nie ufali jej tak jak Natalie. No i zrobiła też głupotę, zachowując się arogancko wobec Laury, podczas gdy Natalie próbowała nawiązać z nią więź, by po mergu móc ewentualnie przekabacić ją na swoją stronę. Russell o tym wspominał podczas confessu, że Liz w tym przypadku zachowała się trochę bezmyślnie.
Erik - początkowo wydawał mi się jednym z lepszych graczy w Galu, zwłaszcza gdy sprytnie namówił Shambo, by podzieliła się z nim wskazówkami co do immunitetu, a potem sam go znalazł. Miał też układ z innymi facetami więc wydawało się, że po mergu będzie jednym z tych, którzy kontrolują sytuację. Zrobił jednak błąd, dając się namówić Johnowi na eliminację Moniki, a potem tak się nakręcił tym pomysłem, że poszedł do Foa Foa namówić ich do wspólnego głosowania, przez co zdradził im swoje plany, a oni mogli wykorzystać to przeciwko niemu, mówiąc o wszystkim dziewczynom (tutaj Natalie zrobiła dobry ruch). Ostatecznie skończyło się tak, że Erik został zblindsidowany i wyleciał z gry mając w kieszeni immunitet. Cieszyłem się z tego, bo nie podobała mi się jego arogancja na tej radzie i teksty rzucane w stronę Foa Foa. Gość był potem nieźle zdziwiony, że to on wylatuje :P A potem na kolejnych radach, już jako sędzia, zachowywał się bardzo ekspresyjnie, dając gestami wyraźnie do zrozumienia, że jest wkurzony na Galu i kibicuje Foa Foa. Zdziwiło mnie tylko, że na końcu zachęcał do głosowania na Natalie i zachęcał do tego innych jurorów. Wydawało mi się, że doceni grę Russella i to na niego odda głos. Ale widać Erik bardziej patrzył na to, kto jak się wobec niego zachowywał.
A z takich pobocznych spraw, zabawnie było patrzeć, jak ugania się za kurą, próbując ją za wszelką cenę złapać :)
Kelly - jej eliminacja była genialnym zwrotem akcji, ale o niej samej niewiele jestem w stanie powiedzieć. Zdaję sobie sprawę, że to po części wina edycji, ale i tak Kelly wydawała mi się chyba najbardziej nijaką osobą w tym sezonie. Ot trzymała z Laurą i Monicą. I tyle.
Laura - dobra i ogarnięta zawodniczka. W Galu miała silną pozycję i to ona trzymała kontrolę wśród młodszych dziewczyn, ale jednocześnie miała też dobre relacje z Erikiem i z innymi facetami. Nie bała się też rzucić wyzwania Russellowi i zblindsidować Erika. O jej losie przesądziło kilka czynników, ale najważniejszym był chyba jej konflikt z Shambo, bo to on sprawił, że Shambo przeskoczyła do Foa Foa. Ja w tym konflikcie nie byłem po niczyjej stronie - Shambo miała paskudny charakter, ale Laury też jakoś zbyt nie polubiłem. Pamiętam, że jak podczas jednej z ich pierwszym rozmów obydwie babki były na plaży i Laura się opalała to Shambo siedząca obok niej zaczęła w pewnym momencie opowiadać o swojej siostrze, która zmarła na raka w wieku 28 lat, no i Shambo się mocno rozkleiła. Na co Laura, cały czas leżąca na piasku, powiedziała obojętnym głosem, bez cienia empatii: "Hm, przykra historia. A teraz się przesuń, bo zasłaniasz mi słońce" :D Niby jedno zdarzenie, ale to był kamyczek, który wywołał potężną lawinę niekorzystnych dla Galu zdarzeń. Co tylko pokazuje, jak bardzo w Survivor trzeba uważać na to, co się mówi :)
John - jeden z ciekawszych graczy w Galu. Co prawda popełniał błędy, ale przynajmniej grał. Do mergu miał mocną pozycję, trzymając się z innymi facetami i to chyba on wpadł na pomysł, żeby w razie przegranych zawodów ratować Shambo i celować w Monikę, żeby faceci mieli pełną kontrolę. Po mergu zyskał sympatię Russella na tyle, że ten pokazał mu immunitet i obydwaj zawarli układ, że będą się wzajemnie kryć. Jednocześnie jednak John dał się namówić Russellowi, żeby głosować na Monicę, potem zaproponował to Erikowi no i poszedł cały łańcuszek wydarzeń, który doprowadził do eliminacji Erika. Później jeszcze zawarł kolejny układ z Russellem, że najpierw eliminują Laurę, a potem kogoś z Foa Foa. Był to z jego strony bardzo naiwny ruch... aczkolwiek ja go nie krytykuję, że nie chciał doprowadzić do remisu i losowania kamyków, bo uważam to za jedną z najbardziej idiotycznych zasad w Survivor. W początkowych sezonach przy remisach liczyły się po prostu głosy z poprzednich rad i to było dosyć sprawiedliwe. Potem wprowadzono te nieszczęsne kamyki i wszystko byłoby spoko, gdyby kamyki losowały tylko osoby, na które oddano głos i które były zagrożone. Kto w ogóle wymyślił, żeby losowały wszystkie pozostałe osoby, a osoby zagrożone nagle stały się bezpieczne?? Przecież to jest cholernie niesprawiedliwe, bo nagle przez głupi kamyk może odpaść osoba, która przez cały sezon nie dostała ani jednego głosu podczas wszystkich rad! Zresztą jeden taki przypadek nawet był i to pod koniec sezonu :/ Poza tym w ostatnich sezonach podczas remisów była po prostu dogrywka z zawodami na najszybsze rozpalenie ognia. To też było spoko rozwiązanie. Nie rozumiem, czemu z niego zrezygnowano i wrócono do tych nieszczęsnych kamyków...
Dave - sympatyczny gość, który dobrze sobie radził w zawodach. Ale w strategii zbyt dobrze sobie nie radził, pozwalając, by grali za niego inni. Na etapie walki plemion jego strategią było po prostu: "Jestem dobry w rozpalaniu ognia więc liczę, że dzięki temu inni mnie zatrzymają dłużej". A kiedy już poodpadali jego sojusznicy i zaczęło się robić gorąco to Dave dał się rozegrać Russellowi, głosując przeciwko Johnowi. A mógł jeszcze próbować scalić resztki Galu i walczyć przeciwko Foa Foa.
Monica - ładniutka dziewczyna, ale początkowo wydawała mi się taką trochę pustą babką, która najchętniej leżałaby na plaży całymi dniami :P Była też na celowniku facetów i najprawdopodobniej odpadłaby, gdyby Galu przegrało jeszcze jedne zawody o immunitet, ale dopisało jej szczęście, a po mergu zaczęła grać dużo lepiej. Gdy zorientowała się, że celuje w nią Erik, wybroniła się i doprowadziła do jego eliminacji. A gdy Foa Foa zaczęło zyskiwać kontrolę, bardzo ładnie próbowała się bronić, nastawiając Micka i Jaisona przeciwko Russellowi. Ostatecznie jej plan nie wypalił, ale brawo za walkę do końca.
Shambo - czasem zdarza mi się, że na początku sezonu nie lubię jakiegoś uczestnika, a potem w miarę upływu czasu się do niego przekonuję. W przypadku Shambo było odwrotnie. Na początku ją lubiłem, bo wydawała mi się taką pozytywnie szurniętą babcią, no i trochę jej współczułem, że była tak izolowana w Galu. No i sympatyczne było też jej przywitanie z ludźmi z Foa Foa, gdy została do ich obozu wysłana po zawodach. Potem jednak ta kobieta coraz bardziej irytowała mnie swoim zachowaniem, aż w końcu stała się najbardziej nielubianą przeze mnie osobą w tym sezonie. Jeszcze pal licho z tymi dziwnymi akcjami typu gadanie do kur czy nawet kłótnie z innymi, bo to się może zdarzyć każdemu, ale te jej komenty podczas zawodów czy rad plemienia, zwłaszcza kierowane w stronę młodszych kobiet :/ Jej wystąpienie na finałowej radzie też było aroganckie. Babka była strasznie złośliwa i trochę też szurnięta więc w drugiej połowie sezonu robiła bardzo antypatyczne wrażenie.
Strategii nie oceniam, bo skoro tak źle się czuła w Galu to miała prawo przeskoczyć do ludzi, z którymi czuła się lepiej. Choć mogła bardziej kombinować, próbując nastawiać Russella przeciwko innym, czy też odwrotnie - nastawiać ludzi z Foa Foa przeciwko Russellowi. Kartę przetargową miała bo mogła każdego przekonać, że bez problemu z nią wygra w finale więc warto ją tam zabrać. Choć tak na marginesie, tak by się stało, gdyby faktycznie trafiła do tego finału - miała tak spartolony social, że nikt by jej nie pozwolił wygrać.
Jaison - pozytywny i sympatyczny gość, ale też sporo marudził i chyba niewiele brakowało, by zrezygnował z gry. Sporo mówił o rasizmie, ale nie dziwię mu się, że tak się wkurzył na Bena, bo miał rację. W kwestii strategii działał mocno emocjami - jak w przypadku Bena, gdy postawił ultimatum, że jak plemię nie wyrzuci Bena to on zrezygnuje. Poza tym był oczywiście w sojuszu z Russellem, do którego dołączyła Natalie i Mick, ale to że dotrwał tak długo zawdzięcza głównie temu, że w Foa Foa był potrzebny w zadaniach ze względu na swoje warunki fizyczne, a potem po prostu trzymał się swojego sojuszu i głosował razem z nim. Nie był to jednak gracz jakiegoś wielkiego kalibru.
Brett - sympatyczny młody gość, ale przez 3/4 sezonu nie było go widać, a gdyby nie seria immunitetów to nie byłoby go widać prawie wcale :P Wiem, że to po części wina editu, ale też nie jestem w stanie sobie przypomnieć choćby jednej jego zagrywki strategicznej. Nawet przed samym finałem, gdy Russel wszedł z nim w układ, była to wyłącznie inicjatywa tego drugiego, na którą pierwszy wyraził zgodę. Brett był po prostu lubiany i tyle. I tym bardziej kuriozalne jest, że gość omal nie wygrał całego sezonu! Zabrakło mu dosłownie kilku, może kilkunastu sekund w ostatnim zadaniu o immunitet, żeby wygrać z Russellem i wejść do finału. A tam zgarnąłby milion tylko dlatego, że był ostatnią osobą z Galu, a całe jego plemię siedziało w jury :D Z całym szacunkiem dla Bretta, ale gdyby tak się ten sezon zakończył to uznałbym go za nieudany.
Mick - fajny gość i lubiłem go za jego osobowość. Ale grę miał podobną jak Jaison czy Natalie, choć w przeciwieństwie do Jaisona, nie kierował się w aż takim stopniu emocjami. Ot trzymał się Russella i był pewnym ogniwem sojuszu, a do tego dobrze sobie radził w zawodach i miał dobrą social game. Jako lider jednak się nie sprawdził, był zbyt niezdecydowany. A na finałowej radzie wybrał dość ciekawą strategię, stawiając się w opozycji do Russella - on to ten "bad guy", który odpowiada za waszą eliminację, a ja jestem spoko :D Gdyby sędziowie kierowali się tylko nagradzaniem stratega to oczywiście Mick nic by tym nie wskórał i wygrałby Russell, ale skoro kierowali się emocjami i patrzyli na social game to dziwi mnie, że wszyscy (poza Shambo i Johnem) zagłosowali na Natalie, a Mick nie zgarnął nawet jednego głosu...
Russell - dla mnie jeden z najlepszych graczy, jakich kiedykolwiek widziałem w Survivor i bezapelacyjnie król tego sezonu. Od samego początku rzucił się w wir gry i grał bardzo agresywnie. Zakładał sojusze, nastawiał ludzi przeciwko sobie, grał na ich emocjach, siał ferment, aż w końcu zdobył najsilniejszą pozycję w plemieniu i decydował, kto ma odpaść następny. Miał tyle różnych akcji, ruchów i ciekawych confessów, że ciężko jest wszystkie wyliczyć. Był też przy tym pewnym siebie, a z czasem i aroganckim kolesiem, który czasem zachowywał się jak dupek, aczkolwiek często te najbardziej wredne wypowiedzi zachowywał na confessy. I chociaż często jeździł po bandzie to przyznaję, że wielokrotnie mnie dosłownie rozkładał na łopatki, a przy niektórych jego confessach parskałem śmiechem :D W Foa Foa zawarł sojusz z "głupimi blondynkami", ale szybko znalazł też immunitet i zawarł pakt z Jaisonem, a potem też z Mickiem. Jak tylko zauważył, że Marisa mu nie ufa to zaraz jej się pozbył. To samo zrobił z Betsy, a później i z Liz. Jego największym problemem było przegrywanie przez Foa Foa zawodów całymi seriami, przez co po mergu jego plemię było dwukrotnie mniej liczne niż przeciwnicy. Sytuacja z pozoru tragiczna, ale Russell się nie poddał i od razu zaczął działać. Od razu nawiązał pakt z Shambo i to on miał największy wpływ na to, że ona do nich ostatecznie przeskoczyła. W międzyczasie rozmawiał też z Laurą, Moniką i Johnem, pokazując im immunitet i namawiając do układu. I choć Laura odmówiła to już Monica i John byli gotowi na jakąś formę współpracy, a ten drugi dał się nawet namówić Russellowi do podrzucenia pomysłu Erikowi, żeby głosować na Monicę, a jak to się skończyło, wszyscy wiemy. Na radzie wprawdzie Russell pozbył się immunitetu, ale następnego dnia znalazł kolejny i dzięki temu udało mu się ocalić nie tylko własną skórę, ale i swoje plemię, wprawiając przy okazji Galu w szok ;) Następnie znalazł trzeci immunitet, a potem przekonał Johna, żeby głosować na Laurę, obiecując mu później głosowanie na kogoś z Foa Foa. A gdy już ograł Johna i Foa Foa zyskało przewagę, Russell nastawił Johna i Dave'a przeciwko sobie, każdemu z nich obiecując eliminację tego drugiego i unikając próby zjednoczenia się niedobitek z Galu i przeciągnięcia Shambo na swoją stronę. Gdy już odpadł John, a potem Dave, Foa Foa miało już z górki, ale Russell zapobiegawczo założył na radzie immunitet, dając ludziom z Foa Foa do zrozumienia, że jeśli obrócą się przeciwko niemu, mogą na tym źle wyjść. Dzięki temu zapobiegł próbom Moniki, która chciała nastawić Foa Foa przeciwko sobie. Dalej poszło już z górki i Russell wszedł do finału, a po drodze nikt nie chciał mu zaszkodzić - wręcz przeciwnie, każdy chciał go mieć po swojej stronie. Wcześniej jeszcze Russell wygrał kluczowe zawody o immunitet, dzięki czemu Brett nie wszedł do finału i Foa Foa w ogóle miało szansę na zgarnięcie tego miliona. Ale przed samym konkursem Russell zawarł układ z Brettem, zabezpieczając się na wypadek wygranej tego drugiego. To wszystko pokazuje, jak dobrym strategiem był ten gość i z jak trudnych sytuacji potrafił wychodzić. Oczywiście nie wszystko zrobił sam - Survivor to gra oparta na numerach i jakichś sojuszników trzeba mieć, bo w pojedynkę się tego nie wygra. Natalie, Mick i Jaison też byli ważni i też zrobili swoje - ale jednak to Russell był w tym czworokącie kluczowy i to on miał największy wpływ na to, że trójka z Foa Foa dotarła do finału. Więc jak dla mnie gość powinien wygrać cały sezon.
Osobna kwestia to immunitety. Dwa znalezione samodzielnie bez jakichkolwiek wskazówek, trzeci już ze wskazówką. Wiem, że to może wzbudzać pewne wątpliwości ;) Osobiście uważam, że nie była to ustawka, ale wrócę jeszcze do tej kwestii później.
Rzecz jasna nawet najlepsi stratedzy popełniają błędy i Russell też nie był wyjątkiem. Po pierwsze to wylewanie wody, palenie skarpetek i ogólnie sabotowanie własnego plemienia - ja bym tak nie zrobił, aczkolwiek przyznaję, że czasem takie działanie może się opłacić. Jeśli nie masz jeszcze wyrobionej silnej pozycji w plemieniu, a uda się tobie je po cichu skłócić to odsuwasz od siebie ryzyko eliminacji, bo skłóceni ludzie będą się wycinać między sobą, a część z nich chętnie wejdzie z tobą w układ, żeby wyciąć swoich wrogów. Więc takie zachowanie nie musiało być głupie z punktu widzenia efektywności, choć na pewno były wredne. Podobnie jak confessy, choć w samym obozie z tego co widziałem Russell zachowywał się normalnie, przynajmniej do pewnego momentu. Dopiero gdy czuł, że ma wszystko pod kontrolą to zaczął być tak pewny siebie, że graniczyło to z arogancją i zadufaniem w sobie a to błąd, zwłaszcza po mergu, gdy inni uczestnicy zostają sędziami. Na pewno Russell powinien był powstrzymywać się od takiego zachowania i grać lepiej socialem. Choć nawet wtedy nie jestem przekonany, czy Galu i tak nie byłoby przeciwko niemu na finałowej radzie. Za to, że rozwalił im plany i wyrzucił ich z gry :) No i ostatnia sprawa - niepotrzebnie Russell wygadał się z tym, że jest bardzo bogaty. Nawet jeśli sędziowie oficjalnie deklarowali, że nie będą tego aspektu brać pod uwagę to nie wierzę, że podświadomie o tym nie myśleli, gdy oddawali głos. Jednak milionerowi dużo trudniej dać kolejny milion niż komuś, kto finansowo jest w dużo gorszej sytuacji.
Natalie - zdecydowanie najbardziej sensacyjny zwycięzca, jakiego do tej pory oglądałem. Co nie znaczy, że uważam grę Natalie za złą czy słabą. Bynajmniej. Po prostu nie uważam jej za gracza tego kalibru co Russell. Gdyby Natalie miała innych finalistów obok siebie i wygrała to nie byłbym taki zdziwiony. Ale strategicznie mnie nie porwała. Ot weszła w układ z Russellem i trzymała się w jego cieniu, pozwalając by na niego spływało całe shambo (taka gra słów, heh :P), a sama w tym czasie grała słodkiego aniołka i dbała o dobre relacje z innymi. Niby spoko, ale trzeba pamiętać, że dopisało jej sporo szczęścia. Natalie była zagrożona już w Foa Foa, gdy wybór do eliminacji był pomiędzy nią a Liz. No i gdyby to mergu doszło standardowo przy 10 uczestnikach, mielibyśmy o dwa konkursy o immunitet więcej i gdyby Foa Foa przegrało przynajmniej jeden z nich to Natalie by odpadła. Po mergu dojechała do finału dzięki temu, ze Russell bardzo ostro i aktywnie grał i chciał ją też do finału wziąć bo myślał, że sędziowie będą oceniać ludzi głównie pod kątem strategów. A Natalie ruchów strategicznych miała mało - jedyny ważny to przekonanie dziewczyn z Galu do głosowania na Erika, ale trzeba też pamiętać o tym, że całą lawinę zdarzeń wywołał Russell, namawiając Johna do eliminacji Moniki i dopiero po rozmowie tego drugiego z Erikiem zaczęła się karuzela spisków i intryg ;)
Reasumując - Natalie była ok, ale dla mnie to Russell był w tym sezonie najlepszy. Nawet jeśli Natalie miała lepszą social game.
A sam sezon bardzo ciekawy, ale i kontrowersyjny. Tym bardziej dziwi mnie, że temat poświęcony Samoa liczy tylko 4 strony.
No to jeszcze parę kwestii:
ciriefan pisze: ↑20 lip 2019, 10:47
Całkowicie się z tym nie zgadzam, tzn z tym po "ale". Russell sam by nic nie zdziałał, wszyscy ci ludzie go nienawidzili. Gdyby nie pewne subtelne zagrania pozostałych, nic by nie ugrał. A że pokazują go jako geniusza, no to cóż. Więcej na temat jego "geniuszu" napiszę po tym, jak będziesz po finale.
Saw pisze: ↑20 lip 2019, 11:39
Też jestem zdania że Russell bez pozostałych dużo by nie ugrał. Co jak co ale Natalie, Jaison i Mick też mieli wkład w tym że FoaFoa przetrwała po połączeniu. Między innymi dobra zagrywka Natalii gdy powiedziała dziewczyną że Erik celuje w Monicę, albo Jaison i Mick którzy mądrze zbierali informacji od innych i potrafil to później wspólnie z Russellem wykorzystać. Tylko niestety bardzo mało tego pokazali, bo najwazniejszy byl Russell i wszystkie zasługi są jemu przypisywane.
Tak jak napisałem wyżej - nie ujmuję nic Natalie, Mickowi i Jaisonowi, bo oni też odegrali swoją rolę w tym, że Foa Foa doszła do samego końca. Ale tak jak Russell nic zdziałałby nic bez pozostałych, tak każdy z nich też nie zdziałałby nic bez pozostałej trójki. To działa w dwie strony. Ale jeśli rozłożyć na czynniki pierwsze działania każdego z nich to wychodzi na to, że Russell miał ich zdecydowanie najwięcej. I dlatego jego zwycięstwo cieszyłoby mnie najbardziej.
Saw pisze: ↑20 lip 2019, 11:39
Davos jestem ciekawy co myślisz o ukrytych immunitetach Russella. Po znalezieniu pierwszego byłeś w 100% przekonany że to żadna ustawka. A co powiesz o kolejnych? O ile dobrze pamiętam w ręce Russella wpadły aż trzy. Czy to nie jest dla ciebie podejrzane że akurat on je znajdywał. Tym bardziej że chyba jeden z nich był ukryty gdzieś w dżungli pod kamieniem.
Ok, no to po kolei. Russell znalazł w sumie trzy immunitety, z czego dwa pierwsze bez wskazówek:
1) Immunitet schowany w dziurze w bardzo charakterystycznym drzewie w Foa Foa. To, że Russell w ogóle zaczął go szukać, nie mając żadnych wskazówek, nie jest dla mnie niczym dziwnym. Od ładnych paru sezonów HII były ukrywane w obozach więc czekałem, aż ktoś w końcu wpadnie na to, żeby szukać go od razu. Russell to zrobił. Ile czasu zajęło mu szukanie? Nie wiadomo, ale widać, że szukał w różnych miejscach, a na reunion mówił, ze szukanie zajęło mu sporo czasu i to nie jest tak, że od razu je znajdował. Pierwszy immunitet był w drzewie w samym obozie i ta dziupla na dole była dość charakterystyczna. Gdybym chciał szukać immunitetu to pewnie sprawdziłbym to miejsce. Poza tym Russell nurkował pod tym drzewem na oczach innych :D Wątpię, żeby to była ustawka, bo wtedy trzeba by uznać, że całe plemię to aktorzy. No i jeszcze jak Shambo dostała wskazówkę, w której była mowa o drzewie to też szukała w tym miejscu - widać, że drzewo i ta dziupla były na tyle charakterystyczne to trudno było tam nie zajrzeć, jeśli już wpadło się na pomysł szukania immunitetu.
2) Immunitet schowany pod mostkiem, już po mergu. Russell wiedział, że jest zagrożony i że podłożono nowy immunitet gdzieś w obozie więc zaczął go szukać wykorzystując fakt, że ludzie z Galu są na nagrodzie. Czy ten immunitet dało się znaleźć nie mając żadnych wskazówek? Wydaje mi się, że tak. To był dość charakterystyczny punkt, ten mostek przewijał się już wcześniej, a Russell często tam siedział, choćby jak rozmawiał z Shambo czy Johnem. Widać też, że od razu tam nie trafił, bo wcześniej szukał w innych miejscach. Nie dziwi mnie, że w końcu zajrzał i pod ten most.
3) Immunitet schowany za jednym z kamieni tworzących podstawę kamiennej ściany. Ten immunitet był moim zdaniem najtrudniejszy do znalezienia i gdyby Russell go wyczaił bez żadnych wskazówek to nabrałbym podejrzeń. Ale on był na nagrodzie i widział na telefonie wskazówkę, że ktoś chowa immunitet pod kamieniem, a w tle jeszcze można było się dopatrzeć tej kamiennej ściany. Russell skojarzył to miejsce, bo wcześniej już łaził wszędzie i szukał poprzedniego immunitetu. To nie był zwykły kamień leżący sobie gdzieś na środku drogi w dżungli. To było też charakterystyczne miejsce, tylko trzeba je było skojarzyć.
Russell był cwaniakiem i niezłym obserwatorem zwracającym uwagę na szczegóły. Oczywiście rozumiem, że znalezienie przez niego aż 3 immunitetów może wzbudzać wątpliwości i pytania, czy to nie była ustawka… ale moim zdaniem, w świetle tego, co napisałem wyżej, nie było aż tak nieprawdopodobne, że Russell znalazł je bez niczyjej pomocy (pomijając wskazówkę przy immunitecie nr 3).
Uff, wyszedł mi najdłuższy jak do tej pory post :) To jeszcze na koniec mam do Was pytanie "techniczne" - widzę, że na forum sezony 1-19 mają swój osobny dział, a potem każdy kolejny sezon ma swoje własne, hm… forum? Nie zaglądałem tam jeszcze, bo nie chcę sobie niczego spoilerować, ale zakładam, że tamte sezony komentowaliście już na bieżąco i jak wejdę w dział dotyczący sezonu 20 to od razu wyskoczy mi ileś tematów, w tym te dotyczące zwycięzcy? Niedługo zamierzam zabrać się za 20 sezon i chętnie bym go pokomentował na bieżąco, ale nie wiem, czy jest jakiś "zbiorczy" temat, a nie chcę sobie zaspoilerować zwycięzcy więc wolę dopytać ;)