Pamiętam ten sezon dość dobrze - był pierwszym w pełni przeze mnie obejrzanym, dawno temu w telewizji. I choć wtedy bardzo mi się podobał, to po odświeżeniu muszę jednak przyznać, że był chyba najsłabszy z pierwszych pięciu. Wciąż nie był zły, ale po świetnym Marquesas wyraźnie czuć spadek formy. Strategicznie nie dzieje się zupełnie nic aż do Final 5 (oprócz ciekawego epizodu z Shii Ann), a potem o dziwo też nic szczególnego, bo oprócz Briana nikt nie miał dobrej, konkretnej strategii. Nuuudy... Na szczęście teraz zaczynam oglądać Amazonię, o której nie wiem nic oprócz tego, że podobno jest świetna, więc oczekiwania mam spore.
John - Jak to zwykle bywa, niepotrzebnym wychylaniem się i zgrywaniem na początku lidera skutecznie zraził do siebie ludzi. Trzeba było posiedzieć chwilę cicho.
Tanya - Trochę chorowała, ale mimo wszystko bycie najmłodszym członkiem swojego plemienia też pewnie odegrało pewną rolę w jej odpadnięciu.
Jed - Miał trochę racji z tym, że nie wszyscy muszą budować schronienie i że jedzenie i wodę też ktoś musi zdobyć, ale za bardzo odizolowywał się od reszty grupy.
Ghandia - W jej kontekście można mówić przede wszystkim o wielkiej aferze z Tedem, którą rozpętała. Jej początkowa reakcja była zrozumiała, ale wydawało się, że rozmowa z Tedem powinna wszystko załatwić. Wyjaśnił jej co dokładnie się stało i że nie było to świadome, był współczujący, szczerze przeprosił. Ja tam mu uwierzyłem. A jeśli Ghandia nie uwierzyła, to trzeba było mu o tym wprost powiedzieć albo nawet zrobić od razu aferę przy wszystkich, a nie mówić, że wszystko dobrze i potem obgadywać za plecami.
Stephanie - Podobnie jak Jed, zdecydowanie za bardzo odizolowała się od reszty plemienia. Miała szansę przeniesienia do Chuay Gahn, gdy jej pozycja w grze była już wyraźnie zagrożona i szkoda, że jej nie wykorzystała, bo przynajmniej coś by się działo.
Robb - Nie lubiłem go za jego "agresywny" i wybuchowy charakter, choć na pewno był jedną z ciekawszych osobowości w tym sezonie. Fajnie, że tuż przed odpadnięciem odkrył nieco swoją wrażliwą stronę.
Shii Ann - Na pewno wprowadziła najwięcej pozytywnego zamieszania w grze i chwała jej za to, choć nie do końca rozumiem te wszystkie zachwyty nad jej osobą. Moją sympatię co prawda raczej zdobyła, bo szkoda mi jej było, że przez różnice kulturowe czuła się nieco odizolowana od reszty grupy, ale szczerze wątpię, czy była dobrym graczem. Gdyby Merge rzeczywiście się odbył przy 10 uczestnikach i Shii Ann zostałaby w grze, to gdzie by ją ta zmiana stron zaniosła? Raczej niezbyt daleko. No ale zobaczę jeszcze, co pokaże w All Stars.
Inna sprawa, że Shii Ann wyraźnie pozowała na intelektualistkę i rozwodziła się nad tym jak to którąś tam łamigłówkę mogłaby od ręki w środku nocy rozwiązać. A potem przyszło ściśle logiczne zadanie o immunitet z 21 flagami, w którym była mózgiem zespołu i zupełnie zawiodła. A było to zadanie, którego optymalną strategię bez problemu wymyśliłem w dwie minuty, oglądając to w telewizji w czasach podstawówki/gimnazjum. Choć trzeba przyznać, że na ostatniej Radzie jej linia obrony "nie wyrzucajcie mnie, bo mam cenne informacje o przeciwnikach" była całkiem dobrze wymyślona.
Erin - Była sympatyczna, ale nic więcej. Ktoś z Sook Jai musiał odpaść na tym etapie i padło na nią. I w przeciwieństwie do wielu osób tutaj naprawdę wierzę, że pozostałe trzy osoby zagłosowały na nią bez zmawiania się.
Ken - Bardzo sympatyczny, choć szczery i lojalny aż do przesady. Strategicznie słabo.
Penny - Manipulatorka o twarzy aniołka, choć chyba nie aż taka, jak ją Shii Ann malowała. Odwrócenie się od Jake'a to zdecydowanie za mało, żeby Chuay Gahn przyjęli ją jak swoją.
Jake - Najsympatyczniejsza postać całego sezonu, bardzo go polubiłem. Taki dobry wujek coraz mniejszej, smutnej rodzinki Sook Jai, który czuje się za nią odpowiedzialny. Smutno było patrzeć, jak przeżywał porażkę skazującą jego plemię na wymarcie.
Ale oprócz tego podobał mi się jako gracz: nie dość, że pomimo wieku był jednym z najmocniejszych ogniw swojego plemienia w wyzwaniach, to jeszcze próbował coś kombinować strategicznie i ugadywać sobie członków Chuay Gahn, choć niestety z marnym skutkiem. No ale w takiej sytuacji nie mógł nic już zdziałać i chyba w pewnym momencie po wielu nieudanych rozmowach zdał sobie z tego sprawę.
Ted - Oprócz tego, że przez jego głupotę Chuay Gahn stracili łódź, nie miałem do niego większych zastrzeżeń i w aferze z Ghandią zdecydowanie byłem po jego stronie. Trochę szkoda, że na tym etapie odpadł tak po prostu, bez wyraźnego powodu poza fizycznym zagrożeniem. Tylko nie wiem skąd się tak nagle wzięły na ostatniej Radzie te jego zarzuty do Claya o rzekomy rasizm. Nonsens.
Helen - W miarę ją lubiłem, choć nie wiem co ona miała z tym recytowaniem przepisów.
A poza tym fajna, konkretna babka. Widać, że swojego męża trzyma krótko.
Podobało mi się, że zdecydowała się zagłosować na Ghandię, żeby uniknąć losowania kamyków i niepotrzebnych tarć. Szkoda, że zbyt łatwo zawierzyła Brianowi.
Jan - Nieco szalona babcia (jej cmentarz zwierzątek to był hit
), która tylko z powodu bycia zerowym zagrożeniem znalazła się w Top 3. Strategicznie z jej strony to nie było nawet zero, a wręcz minus. Szła za większością, byle tylko grać dalej, a w końcówce na dobrą sprawę Brianowi wystarczyło podejść do niej i powiedzieć: "nie będziemy na Ciebie głosować, więc głosuj z nami na Helen" i ona wdzięczna się zgodziła. A było raczej jasne, że ani Brian, ani Clay do finału jej nie wezmą. Mogła raczej spróbować pójść z tą sprawą do Helen i przez remis próbować wcisnąć dwie kobiety do Top 3. A wściekła Helen mogłaby być nie lada sojusznikiem.
Clay - Raczej nie jest zbyt lubiany, choć pamiętam, że oglądając to w przeszłości z jakiegoś powodu bardzo mu kibicowałem.
I muszę przyznać, że momentami był naprawdę zabawny przed kamerami w swoim byciu dupkiem.
Do finału dojechał na plecach Briana, który wziął go tam jako kogoś, z kim może wygrać, no i poskutkowało. Choć Clay raczej słabo wypadł w odpowiedziach na pytania na końcowej Radzie Plemienia, gdzie chwilami wręcz odburkiwał odpowiedzi, a na niektóre pytania wręcz nie odpowiedział. Gdyby lepiej się przygotował m.in. do pytań o swoje lenistwo w obozie, to kto wie, może kogoś by jeszcze przekonał i wygrał.
Brian - Jedyny dobry strateg tego sezonu, któremu z jakiegoś niewiadomego powodu każdy z osobna święcie uwierzył. Poukładał sobie wszystko z zimną krwią tak jak chciał, choć trzeba przyznać, że nikt mu tego nie utrudniał. No i wygrał trzy najważniejsze wyzwania o immunitet - ciekawy jestem, czy w przeciwnym razie komuś by przyszło do głowy go wywalić z programu. Uczucia względem niego mam dość neutralne, choć na zwycięstwo zdecydowanie zasłużył jako jedyny .