Ten sezon rzeczywiście był świetny, głównie ze względu na ciekawe zadania, całą masę cudnych blindside'ów i dynamicznie zmieniającą się sytuację w stawce. Sam podział plemion na kobiety i mężczyzn niezbyt przypadł mi do gustu, bo znacznie więcej czasu niż zwykle zajęło mi zapamiętanie wszystkich osób i nauka odróżniania ich od siebie, ale na pewno był to interesujący twist. Niestety w tak dobrym sezonie jak ten zwycięzca jest dla mnie sporym rozczarowaniem, chyba największym z pierwszych sześciu sezonów.
Ryan - Zamiast niego jako pierwszy powinien polecieć jego koleżka Daniel. Ryan był jeszcze w miarę ogarnięty i próbował werbować ludzi do głosowania na Rogera - nie wyszło do końca, ale przynajmniej próbował się ratować. Swoją drogą, to chyba on i Daniel rozmawiali sobie sekretnie po kantońsku? Jestem ciekawy, czy ktoś w późniejszych sezonach próbował jeszcze czegoś podobnego jako elementu strategii.
Janet - Jako najstarsza kobieta, która okazała słabość, była typowym łatwym celem na początek. A podejrzenia o przemycenie batonika tylko to wszystko przypieczętowały.
Daniel - Słaby pod każdym względem zawodnik, któremu przekonanie innych do siebie wyszło jeszcze słabiej niż Ryanowi. A gdy czuł się zagrożony na Radzie, to insynuował, że niechęć innych do niego ma podłoże rasistowskie... To było poniżej krytyki.
Joanna - Nie rozumiem, jak na tym etapie można było odpaść przez to, że jest się silnym w pracy i wyzwaniach. Jak można obwołać kogoś zagrożeniem, jeśli jest w twoim plemieniu i rywalizujecie w jednej drużynie?
Co prawda zaraz potem i tak byłoby przemieszanie, ale nikt o tym wtedy nie wiedział. No chyba że w grę wchodził też jej charakter i dziwne akcje z tym, że nie chciała, by Immunity Idol był u nich w obozie.
Jeanne - Była dla mnie jakaś taka nijaka i w sumie nie wiem co mógłbym o niej napisać.
Shawna - Niesamowite, jakim wspaniałym lekiem na wszelką niemoc może być obecność mężczyzny.
Dobrze, że odpadła, bo rzeczywiście chyba była bardziej zainteresowana Alexem niż samą grą, ale ta akcja z jej nagłym powrotem sił była świetna.
Roger - Gdy od początku zaczął się rządzić i wszystkim rozkazywać, to pomyślałem, że na jakieś 90% poleci jako pierwszy, bo to już dość typowy schemat w Survivorze. Ale zdziwiłem się, że jednak potrafił zjednać sobie ludzi i pozbyć się słabych punktów plemienia w postaci Ryana i Daniela - za to brawo dla niego. Potem niestety było już słabiej i nie zmienił swojego nastawienia po Merge'u. Bardzo podobało mi się wnioskowanie kobiet, że był takim typem, który nigdy w życiu nie zagłosuje w finale na kobietę (bo zapewne miały w tym rację). A to, w połączeniu z jego wiarą w nieistniejący już sojusz mężczyzn, uczyniło z niego kandydata nr 1 do odstrzału.
Dave - Gdyby wystąpił w jednej z wcześniejszych edycji, to zapewne byłby jednym z lepszych strategów, ale niestety inni go przyćmili i jego małe udane gierki w wymieszanym Tambaqui na nic mu się zdały, gdy po Merge'u sojusz mężczyzn był już odległą przeszłością i Dave był już niczym więcej niż zagrożeniem fizycznym. Plus dla niego za to, że zdawał sobie sprawę ze swojej sytuacji i próbował coś zdziałać z Deeną, ale strategia na litość i "proszę, pozwólcie mi jeszcze zostać ze 3 dni" raczej nie mogła się udać. Jego jedyną nadzieją było wygranie kilka immunitetów z rzędu, ale akurat wtedy pechowo przyszło zadanie, którego nie dało się wygrać w pojedynkę. Szkoda, bo sympatyczny z niego gość.
Deena - Jedna z moich ulubionych postaci tego sezonu. Rozsądna, wiedziała czego chce, umiała obserwować innych i miała dobrą strategię. Pogrążył ją jeden nieco zbyt śmiały ruch, bo nie doceniła przywiązania dziewczyn do Alexa i sojusz zwrócił się przeciwko niej, ale w minimalnie innych okolicznościach tego typu akcja jak najbardziej mogła się udać i przynieść korzyści, bo Alex rzeczywiście był dla innych zagrożeniem.
Alex - Nie lubiłem go jako gracza, bo zamiast na grze skupiał się bardziej na dziewczynach. Plus za to, że z ich wsparciem odparł atak Deeny, ale był na tę grę zdecydowanie zbyt szczery - mówienie komuś, że na najbliższej Radzie Plemienia wylatuje jeszcze jestem w stanie zrozumieć jeśli naprawdę jest to pewne, ale jak mógł powiedzieć Robowi, że kiedyś zagłosuje na niego w Final 4? Aż sam się wtedy prosił, żeby odpaść.
Christy - Na początku byłem pewny, że odpadnie jako pierwsza lub druga ze swojego plemienia, bo przez utrudnioną komunikację nie nawiązywała z nikim żadnych szczególnych relacji i ewidentnie miała do wszystkich pretensje. Potem jednak nieco się ogarnęła, zmiana plemienia też wyszła jej na dobre. Ostatecznie mogę powiedzieć, że ją lubiłem i podziwiałem za to, jakiego wyzwania świadomie się podjęła, choć tylko sobie samej zawdzięcza odpadnięcie. Trzeba było w porę zadeklarować swoje wsparcie jednej ze stron (albo obu
), a nie trwać bez decyzji i upajać się mocą w swoich rękach. Jednak i tak by pewnie zbyt daleko już nie dotarła, bo na miejscu graczy nie ryzykowałbym znalezienia się z nią w Final 2.
Heidi - Ona i Jenna były ładne, młode i urocze, ale zdenerwowały mnie kilka razy, przede wszystkim olewaniem kompletnie pracy w obozie. Co gdy nasz sojusz ma przewagę liczebną? "Niech inni odwalają całą robotę, bo i tak nas nikt nie wyrzuci za lenistwo." A co gdy inny sojusz ma przewagę? "Niech sami budują sobie nowe schronienie, skoro i tak zaraz odpadniemy." Ech... Oprócz tego niezbyt rozumiem akcję z rozbieraniem się za słodycze - przecież to była nagroda pocieszenia za zejście z pala, a rozbieranie się było w pewnym sensie ich własną inicjatywą.
Strategicznie nie było zbyt dobrze. Po wymieszaniu dała się przeciągnąć Dave'owi na swoją stronę i nie wiem na co liczyła. Swój późniejszy sojusz zawdzięcza temu, co pod jej nieobecność działo się w Jaburu i że Jenna zaklepała dla niej w tym sojuszu miejsce.
Butch - Przez większość gry był tylko tłem dla wszystkich wydarzeń i takim niegroźnym, godnym zaufania dziadkiem przydatnym do robienia przewagi. Potem co prawda było kilka interesujących akcji związanych z jego osobą (m.in. pożar, upicie się oraz dzikie tańce
), ale strategicznie było wręcz jeszcze gorzej. W Final 4 znalazł się trochę z przypadku, a po wygraniu przez Jennę immunitetu podejście do niej i poproszenie, by razem z nim głosowała na Roba to zdecydowanie za mało. Mógł albo jako pierwszy obiecać jej za to wzięcie do finału, albo spróbować zwrócić się do Matthew.
Rob - Genialny strateg i moja ulubiona postać tego sezonu! Nie wiem z czego to wynika, ale jego imiennika z Marquesas, będącego podobnej miary manipulatorem, nie znosiłem, a Roba uwielbiam. Głównie dzięki niemu przebieg tego sezonu był tak interesujący. Szkoda, że nie doszedł do finału, bo mimo kilku zdrad inni wyraźnie doceniali jego geniusz i pewnie by to wygrał. Najlepsze były jego długie rozmowy z Matthew, którymi "uczył go gry" i napuszczał na urabianie Butcha, żeby tylko czymś go zająć i nie pozwolić zorientować się, że jest na celowniku.
Matthew - Przez pierwszą część gry miotał się i nie miał w ogóle pojęcia o grze, ale potem dał się o niej uczyć przez Roba (
) i na końcu to właśnie on otworzył sobie najwięcej ścieżek do finału. Szkoda, że tam poniósł tak efektowną porażkę. Widzom został pokazany od swojej nieco niepokojącej strony (wraz ze swoim ostrzeniem maczety
) i być może rzeczywiście był przez innych postrzegany jako dziwny, co dało głosy sympatyczniejszej na pierwszy rzut oka Jennie.
Jenna - Większość moich uwag o Heidi odnosi się także do niej, a oprócz tego bardzo nie podobało mi się, jak szantażem emocjonalnym i płaczem wymusiła na aukcji swój list z domu.
Z jej ostatecznego zwycięstwa jestem niezadowolony, choć oczywiście bezcenne było zobaczyć miny Roba, Matthew i Butcha gdy ich plany na wspólne Final 3 się posypały. W finale znalazła się tylko dzięki tym dwóm ostatnim immunitetom i nie zasłużyła, by się w nim znaleźć. Gdyby nie jej kompletne załamanie psychiczne i fizyczne, a tym samym uznanie przez mężczyzn za mniejsze zagrożenie w kontekście wyzwań tuż przed Final 4, to być może w ogóle by się w nim nie znalazła i poleciała zamiast Heidi. Jej jedynym godnym finału ruchem w tej grze było odrzucenie propozycji Roba podczas ostatniego Immunity Challenge. W finale natomiast spodziewałem się już, że wygra z Mattem, bo zyskała sobie po drodze więcej przyjaciół, ale mimo wszystko wynik 6-1 jest dla mnie niezrozumiały, bo spodziewałem się, że rzeczowa i doceniająca ciężką pracę Deena oraz chowająca urazę Chtisty nie mogą jej dać swojego głosu.