S23 E14 "Loyalties Will Be Broken"

Awatar użytkownika
ciriefan
sole survivor
Posty: 5963
Rejestracja: 27 mar 2010, 00:00
Winners at War: Natalie
Survivor AU All Stars: Shonee
Kontakt:

Post autor: ciriefan »

Wystarczyłoby bycie z Savaii. Gdyby do F3 przez RI doszedł ktokolwiek z Savaii oprócz Cochrana, wygrałby i tyle. Ozzy po prostu zachowywał się normalnie, zaprzyjaźnili się w plemieniu i trzymali się razem w sojuszu, więc to normalne, że kibicowali "swojemu". Mógł nie dawać im jedzenia? Czyli to, że im dawał jedzenie, to jest ta super gra socjalna? Jak dla mnie to jest normalne zachowanie. A czy Sophie zdobyłaby sobie sympatię czy nie, to nie wiadomo, bo nie była w tej sytuacji, więc po co gdybać. Co do Ozzy'ego jak dla mnie jego gra była tragiczna jak zawsze, wyjątkiem jest to, że nieco bardziej lubiłem go jako osobę w tym sezonie. I nie chce mi się już na ten temat dyskutować, bo i tak każdy ma własne zdanie i nie przekonamy siebie nawzajem :P

Sorek
3rd voted out
Posty: 20
Rejestracja: 04 mar 2014, 00:00
Kontakt:

Post autor: Sorek »

Średni sezon.Najbardziej żałuję że przez idiotyczną decyzję Corchana musieliśmy dłużej oglądać gorsze,nudniejsze plemie bez wyrazistych osobowości. Co tam w ogóle robił ten Rick ? Brandon to jakiś wariat z rodziny patologicznej.Do tego te wszystkie modlitwy,idiotyczne rozmowy o Bogu.Po co mieszać religię do Survivor ?

Wybrali Coacha na lidera i robili co chciał jak te barany.Potem odpadali jeden po drugim bez żadnego myślenia,bez próby poprawienia własnej sytuacji. Coach kreował się na wielkiego chrześcijanina,że jego słowo zawsze będzie dotrzymane a tymczasem oszukał idiotę Brandona , statystę Ricka i Ozzyego,ktòremu obiecał finał a potem nie dał nawet szansy by o niego powalczył.

Dla mnie mimo wszystko powinien wygrać Ozzy.Grał lepiej niż wcześniej,nawet wykonał odważny ruch ale nie pozbył się w porę Corchana i to potem zmieniło bieg gry.

Awatar użytkownika
Fenistil
1st jury member
Posty: 196
Rejestracja: 22 sie 2017, 21:27
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

S23 E14 "Loyalties Will Be Broken"

Post autor: Fenistil »

Sezon był niezbyt dobry, taka trochę powtórka ze średniego poprzedniego (Redemption Island). Raz można było na to popatrzeć, ale teraz po raz drugi z rzędu dostaliśmy coś bliźniaczo podobnego... Chwilami było dość nudno, interesującym ruchów nie było zbyt wiele, interesujących osobowości również (a raczej: nie zostały nam one pokazane, żeby móc tylko w kółko krążyć między Ozzym, Cochranem, Coachem i Brandonem, którzy znowu aż tak szalenie interesujący nie byli), a niedawna nowość w postaci Redemption Island dośc szybko się przejadła. Dowiedziałem się, że to były niejako ciemne czasu Survivora, więc czekam w przyszłości na coś lepszego. ;)

Przed połączeniem w Upolu była nuda. Pięć osób dość losowo zawiązało mocny sojusz pierwszego dnia dzięki przebywaniu razem w tym samym miejscu w odpowiednim czasie, a Coach przyłączył jeszcze Ednę, której strategia wyraźnie polegała na tym, by uczepić się kogoś mocnego jak on. Stacey i Christine wypadły bardzo słabo - wieczne dąsy, jawne szukanie HII od pierwszej chwili oraz słynna gadka o "tymczasowych graczach". Mikayla wypadła znacznie lepiej, próbując odwołać się do rozsądku i forsując swoją przydatność dla plemienia, co spokojnie mogło się powieść.

W Savaii natomiast szybko zawiązał się typowy sojusz silnych, młodych i pięknych. Pozostali dość szybko zorientowali się w sytuacji, ale nie mieli już żadnej inicjatywy. Tę natomiast w ładny sposób zupełnie przejął Jim - wciąż będąc w sojuszu, ale prowadząc rozmowy z pozostałymi i kontrolując relacje w sojuszu (wywalenie zanadto kręcącej się wokół Ozzy'ego Elyse).

Potem Ozzy zdecydował się na bardzo śmiały ruch - odejście na Redemption Island zamiast Cochrana, licząc na pokonanie Christine i powrót do gry zaraz po pojedynku. Kto jak kto, on akurat mógł liczyć na zwycięstwo, choć liczenie na szybki powrót do gry wciąż nie było warte ryzyka. Przecież Christine na każdym pojedynku była wyraźnie wkurzona i ziała nienawiścią w kierunku swojego starego plemienia, więc byłaby pewnie dużo bardziej lojalna niż Cochran.

W sytuacji 6-6 po połączeniu w sumie nie dziwię się, że sytuacja potoczyła się tak jak się potoczyła. Plan Upolu z zainscenizowaniem rzekomego użycia HII przez Cochrana na Ozzym był z założenia dobry, ale Ozzy bardzo słabo zagrał swoją rolę aktorską, przez co Savaii od razu zwietrzyli podstęp i mogli przystąpić do kontrataku. Coach porozmawiał sobie z Cochranem i był niesamowicie przekonujący w tym, że może on bez problemu wejść do ich szczęśliwej rodzinki. Zazwyczaj próby przeciągnięcia kogoś na swoją stronę są żałosne, ale Coach odwalił naprawdę świetną robotę, sam niemal to kupiłem. ;)

W tej sytuacji jasne było, że piątka Savaii była do odstrzału, a szkoda, bo dynamika tego plemienia było dużo ciekawsza niż w Upolu. Keitha i Whitney niezbyt mi szkoda, bo nie mieliśmy okazji zbyt dobrze ich poznać, ale Jim przed połączniem grał naprawdę świetnie, a Dawn była chyba najsympatyczniejszą postacią sezonu, na dodatek zaskakująco sprawną w zadaniach. Szkoda, że wiedząc o zamiarach Cochrana o przeskoku zupełnie nic z tym nie zrobiła.

Potem Savaii się skończyli i trzeba było nieco okroić skład rodzinki. Cochran poleciał jako pierwszy, co nie powinno być zaskoczeniem. Mnie jednak to zdziwiło, że nie wyrzucili choć jednej osoby przed nim, bo wtedy nie czułby się jak idiota i miałby o nich lepsze pojęcie. Edna pod koniec wiedziała, że jest tą szóstą, ale oczywiście było już za późno, mogła działać wcześniej i chyba za bardzo zawierzyła Coachowi. Brandon był mocno niezrównoważony emocjonalnie, nie przyszedł na pewno do tego programu grać, tylko coś udowadniać. Rick poza swoim imponującym wąsem nie wniósł do sezonu nic a nic, a swoją pozycję zawdzięczał tylko przypadkowemu sojuszowi z pierwszego dnia.

Ozzy dwa razy wracał do gry i był ostatecznie o krok od finału, ale całe szczęście, że się tam nie dostał, bo pewnie by wygrał i to już ostatecznie dowiodłoby bezsensowności Redemption Island. Strategicznie jak zwykle było słabo, w zadaniach jak zwykle dobrze, ale co z tego?

Albert nawet mi się w tym sezonie podobał. Dzięki niemu w szczęśliwej rodzince Upolu przynajmniej cokolwiek się działo, bo Albert cały czas próbował mieszać. Ostatecznie żadna z jego inicjatyw nie wypaliła, socjal miał gorszy od pozostałych finalistów, a na FTC wypadł nienajlepiej, ale zasłużył chociaż na jakiś pojedynczy głos.

Coach bez wątpienia rozdawał karty w tym sezonie, choć po chłodnym przyjęciu na początku nic na to nie wskazywało. Zainicjowany przez niego zaraz na początku sojusz okazał się zaskakująco trwały, a zdobyty HII choć w pewnym sensie początkowo był wspólny, to jednak zapewnił mu bezpieczeństwo aż do F4, a wtedy trzeba się już było pozbywać Ozzy'ego. Jestem ciekawy, czy ludzie by się go pozbyli, gdyby w F4 Ozzy'ego nie było, bo jednak w finale zagrożeniem mógł być ogromnym. Na szczęście dla Sophie sam siebie trochę pogrążył obłudą w kontekście moralności i wiary, co było niepotrzebne. Do tego zawalił w tym, że pozwalał na wyrzucanie z gry jeden za drugim zawodników swojego sojuszu, z którymi na 100% by wygrał, a zostawił dwóch potencjalnie groźnych rywali.

Sophie jest w moim odczuciu dość zasłużonym zwycięzcą. Lubiłem ją i w końcówce to właśnie jej najbardziej kibicowałem. Była mocna w zadaniach i solidnie ustawiona w sojuszu, choć na końcu okazało się jednak, że z jej socjalem nie było aż tak dobrze, jak myślałem.

Saw
8th jury member
Posty: 760
Rejestracja: 15 wrz 2017, 12:41
Winners at War: Michele
Survivor AU All Stars: Shonee
Kontakt:

S23 E14 "Loyalties Will Be Broken"

Post autor: Saw »

Sezon był raczej średni. Zgodzę sie z tym że był bardzo podobny do poprzedniego, jednak w mojej opinii trochę lepszy. RI zaczęła mi się nudzić i cieszę się że w przyszłym sezonie zniknie. Nie żeby to byl jakiś bardzo zły twist, ale jakoś wiele nie zmienia w grze. Osoba, która wraca do gry nie jest wstanie osiągnąć sukcesu. Dodatkowo edit tak bardzo wskazuje na to kto wróci do gry, że mało ciekawie ogląda sie te pojedynki. No właśnie czas poruszyć temat editu, który w tym sezonie był tragiczny. Ja potrafię wszystko zrozumieć, ale w tej edycji przeginali ostro. Po pierwsze, cały czas na głównym planie była czwórka Coach, Cochran, Ozzy i Brandon. Zrozumiałbym to, gdyby byli jacyś super ciekawi. Ale nie, oni byli okropni i nie dało sie ich słuchać. No bo ile można znieść tych wymiocin Brandona o odkupieniu i Bogu czy Ozzy'ego o tym jaki jest świetny i jak potrafi łowić ryby. Było tu wielu ciekawszych uczestników, ale niestety nie pozwolono nam ich poznać. Niektórzy to zostali potraktowani przez produkcje jak śmieci. Mówię tu głównie o Whitney :(
Drugą rzeczą, która już od dawna jest widoczna w survivor to przewaga konf mężczyzn nad kobietami. Ale tu to była prawdziwa przepaść. Nawet Sophie jako zwyciężczyni nie dostała wystarczająco dużo czasu. Naprawdę źle się to ogląda. Mam nadzieję że cos z tym zrobią, bo jak tak dalej pójdzie to chyba zniechęcę się do Survivora. A bardzo bym tego nie chciał.
Dużym minusem sezonu był brak przemieszania. Nie rozumiem czemu produkcja dopuściła do tego by sezon był prawię kopią poprzedniego.

Semhar - na co jej było tak pchać się przed szereg w tym pierwszym zadaniu. Tyle edycji, a niektórzy uczestnicy cały czas popełniają te same błędy. Chciała sie wykazać dziewczyna, ale mocno się przeliczyła. Niezły ubaw miałem z jej popisu podczas wyzwania. Co do strategii, to polegała wyłącznie na Ozzy'm i wierzyła że ten ją uratuje.
Mark - sympatyczny dziadek. Już na początku gry znalazł się poza dominującym sojuszem i raczej nie wiele robił by to zmienić. Niezłym pomysłem było udawanie że ma HII, gdy był w tarapatach. Jednak robił to bardzo nieumiejętnie i nikt nie dał się nabrać.
Stacey- założyła sojusz tylko z Christiną, a później miała wielkie pretensje że odpadła. Ciężki charakter też jej nie ułatwił sprawy. Coś tam próbowała namierzać przed swoją eliminację, ale nic jej to w ostateczności nie dało. Wydawała się niemiłą osobą i raczej nie będę jej dobrze wspominał.
Elyse - wcale nie głupie było to trzymanie się Ozzy'ego. W tamtym momencie wydawało sie że sojusz piątki jest nie do ruszenia, a Ozzy jest liderem tej grupy. Elyse poszła drogą innych młodych dziewczyn z poprzednich sezonów i wskoczyła na plecy mocnego gracza, licząc że ten zaciągnie ją do końca. Nie przewidziała jednak że powstały pęknięcia w jej sojuszu i że Ozzy nie decyduje już o wszystkim. Ogólnie nawet ją lubiłem i szkoda że bardziej jej nie pokazano.
Mikayla - polubiłem ją, ale chyba głównie dlatego że Brandon tak na nią naskakiwał. Kompletnie nie rozumiem co ten psychol do niej miał. Ubzdurał sobie że ona próbuje go uwieść, choć nic takiego nie miało miejsca :lol: Dziewczyna niezbyt ogarniała grę. Wydaje mi się że nie wiedziała że jest poza sojuszem, no bo nawet nie próbowała kombinować. Czuła sie bezpiecznie ze względu na swoją siłę fizyczną. Później gdy okazało sie że jest na celowniku, liczyła tylko na to że Albert ją uratuje.
Christina - bardzo słaby gracz. Ona jest idealny przykładem, jak nie należy grać na początku rozgrywki. Zniechęciła do siebie innych, jawnie poszukiwała HII i co najważniejsze nie weszła w żaden konkretny sojusz. Śmieszyły mnie jej fochy na RI. Przecież ona aż prosiła sie o szybką eliminację. Wiec pretensje mogła mieć tylko do siebie. Dodatkowo na RI cały czas starała sie pokazać że jak wróci to dołączy do Savaii. A co jeśli przyszłoby jej grać po jednej stronie z Upolu. Nie wzbudziła za grosz mojej sympatii.
Jim - jeden z moich faworytów w tym sezonie. Bardzo podobało mi się jak przejął stery nad grą w Savaii. Rozdzielenie Ozzy'ego z Elyse było dobrym ruchem. To go umocniło na pozycji lidera w plemieniu. To on podejmował najważniejsze decyzje i mógł sobie wybierać z kim chce grać. Gdyby to ich plemię doszło do F6 to myślę że miałby wielkie szanse na wygraną. Ładnie sobie owinął wokół palców Cochrana i Dawn i sądzę że wykorzystałby ich w drodze po zwycięstwo. Jednak ich plemię przegrało i szybko go wyeliminowano po połączeniu. Pokazał że nie tylko potrafi grać agresywnie, ale też w obronie ma spory potencjał. Wiedział do kogo się zwrócić chcąc się ratować. Bardzo chcę go zobaczyć w jeszcze jakimś sezonie, bo tu niestety nie mógł do końca rozwinąć skrzydeł.
Keith - ciężko cos o nim powiedzieć.Chyba trochę socjal u niego leżał. Cochran wiele razy powtarzał że ten mu dokuczał. Wiadomo że ten mały szczurek mógł wyolbrzymiać, ale możliwe że coś było na rzeczy.
Dawn - bardzo sympatyczna i ciepła z niej osoba. Niesamowita dobroć od niej biła. Duży szacunek za pokazanie sie z bardzo dobrej strony w konkurencjach. Wydawała się słabym punktem drużyny, a tu taka niespodzianka. Co do gry to było kiepściutko. Można powiedzieć że to ona doprowadziła do porażki całego plemienia Savaii. Kompletnie nie rozumiem dlaczego ona wtedy nie powiedziała swojemu sojuszowi o przeskoku Cochrana. Mogła wszystkiemu zapobiec. A jak już o tym nie chciała mówić, to należało przeskoczyć z Cochranem i próbować się wmieszać w plemię Upolu. Ale jak widać wolała zostać na tonącym statku :(
Whitney - szkoda że edytorzy tak ją strasznie potraktowali. Dziewczyna była bardzo sympatyczna i dodatkowo nieźle grała. W Savaii wypracowała sobie silną pozycję. Kiedy jej plemię było w sytuacji bez wyjścia, ładnie powalczyła o przetrwanie. Plan z powrotem Cochrana do sojuszu i przekonywanie Alberta do zmiany stron było dobrym pomysłem.
Cochran - szczerze pod koniec to już go miałem serdecznie dosyć. Robił z siebie jeszcze większą ofermę i ciotę. Wiadomo że na początku miał ciężko w plemieniu, bo był underdogiem. Ale wyskoczył z tym że będzie wielkim graczem i że zna grę jak nikt inny. A w rzeczywistości nic nie pokazał. Miał sporo szczęścia że przetrwał pierwszy etap. Najpierw Sehmar koncertowo nawaliła na zadaniu i doprowadziła do swojej eliminacji, później Jim go uratował, a następnie Ozzy zgłosił się na ochotnika na RI. Po połączeniu jednak dokonał wielkiego ruchu. No tak wielkiego, ale zarazem bardzo głupiego :lol: Strasznie dał sie zmanipulować Coachowi i wierzył w jego brednie o szczęśliwej rodzince. Dla mnie okazał się zwykłym tchórzem i to tłumaczenie się strachem przed kamieniami jest głupie. Tak w ogóle wcale nie jest powiedziane że zostałby numerem sześć gdyby grał dalej z Savaii. No bo na logikę, kto by nie chciał zabrać go do finału. Jim już raz pokazał że jest chętny do współpracy. Dlatego nie wierzę że skończyłby jako ten szósty.
Edna - lubiłem ją, ale w grze się nie wykazała. Doskonale wiedziała że jest numerem sześć w sojuszu, ale jej to nie przeszkadzało. Obudziła sie zdecydowanie za późno kiedy było już po ptakach i czekała w kolejce na odpaadkę. Może zbyt naiwnie wierzyła że Coach ją ochroni. Ogólnie ładnie się koło niego zakręciła i zyskała jego przychylność. Gdyby nie to, mogła odpaść dużo wcześniej i nie dotrwać nawet do jury.
Brandon - okazał się strasznym psycholem. Jak tak się zastanawiam czy nie powinno się przeprowadzać jakiś badań przed startem w takim programie, no bo on ewidentnie był niezrównoważony psychicznie. Poszedł do gry, by oczyścić złe nazwisko. Nie mam nic przeciwko, ale po co cały czas te gadki o Bogu i Chrystusie. Całą grę opierał na emocjach. Ja sie dziwię że Upolu tak długo go trzymali. Nigdy nic nie wiadomo, co by mogło mu odwalić. Na końcu pokazał jaki to dobry z niego człowiek i oddał swój HII Albertowi. Naprawdę brawo, bo to był jeden z najgłupszych ruchów w historii. Ale jemu nie zależało na grze. On sie uważał za jakiegoś męczennika, może nawet Chrystusa i nie ma co o tym dyskutować.
Rick - nie zrobił w tej grze kompletnie nic. Został wciągnięty w dobry sojusz i siedział cicho jako numerek. Jeszcze jaki oburzony jak odpadł. Chciałoby się powiedzieć dziadek nie kompromituj się :lol:
Ozzy - nie cierpię go i chyba już nigdy to sie nie zmieni. Nawet jakby wykazał się świetną grą, to moja niechęć do niego nie minie. On nadal jest tym samym aroganckim i zapatrzonym w siebie dupkiem. Nie wyciągnął żadnych wniosków z poprzednich swoich startów. Nadal myśli że samymi występami w zadaniach zwojuje Survivora. Decyzja o udaniu się na RI była nierozsądna. A co gdyby noga mu się powinęła i by przegrał. A tak poza tym Christina wielokrotnie deklarowała że chce z nimi grać po połączeniu, więc nie było chyba aż takiej potrzeby ryzykowania własnym tyłkiem.
Albert - bardzo mocno mu kibicowałem. Choć nie dokonał żadnego ruchu, to jednak nie siedział z założonymi rękami i próbował coś zdziałać. Jednak zawsze czegoś mu zabrakło. Może to dlatego że otaczali go w większości idioci tacy jak Rick czy Brandon. Widać że naprawdę poważnie rozważał przeskoczenie do Savaii, ale plan się nie powiódł przez Sophie. Dobrze grał socjalnie i mądrze próbował się pokazać w dobrym świetle w oczach członków Savaii. Smutno mi że nie dostał nawet jednego głosu w finale. Wypadł bardzo słabo na FTC, ale mimo wszystko na 0 nie zasługiwał.
Coach - na początku o dziwo dało się go znieść. Widać że odrobił lekcje i mądrzej podszedł do tej edycji. Stopniowo zaskarbiał sobie szacunek współplemieńców i stał się ich liderem. Stworzył bardzo mocny sojusz lub rodzinę jak to on nazywał. Raczej nic nie można mu zarzucić pod względem strategii. Ale te gadki o uczciwości go zgubiły w końcówce. Wszystkim na około naobiecywał różnych rzeczy, a później nie dotrzymywał słowa. Mimo to upierał się że gra czysto i uczciwie. Już pomijam te wszystkie jego żałosne modły :? Błędem był wybór finalistów. Uważam że wyjątkowo źle sobie ustawił tą końcówkę. Aż prosiło się żeby do końca zabrac Brandona, Edne lub Ricka. Wtedy zwycięstwo miałby murowane.
Sophie - ale się cieszę że to ona wygrała. Bardzo ją polubiłem od samego początku. Co do gry to ustawiła się w dobrym sojuszu i zajechała dzięki niemu do końca. Nie było potrzeby by wykonywać jakieś duże ruchy. Mam wrażenie że ona w tym sojuszu świetnie kontrolowała sytuacje. Siedziała cicho, ale ostateczny głos należał do niej. Pociągała za sznurki kiedy było trzeba. Nie pozwoliła do przeskoku Alberta, co było dla niej bardzo opłacalne, bo pokazała go w złym świetle. Gra socjalna trochę u niej leżała, ale tragedii nie było. Dziewczyna wypadła na bardzo duży plus.

Awatar użytkownika
Davos
6th jury member
Posty: 582
Rejestracja: 16 lut 2019, 01:44
Kontakt:

S23 E14 "Loyalties Will Be Broken"

Post autor: Davos »

Skończyłem oglądanie tego sezonu. Wrażenia? Nie był to jakiś szczególnie porywający sezon, ale podobał mi się bardziej niż 22, a nawet 21. W 21 był dla mnie mniej ciekawy cast, a w 22 od pewnego momentu strasznie wiało nudą i było wiadomo, kto wygra. 23 pod tym względem był dla mnie ciekawszy i do końca nie byłem pewien, kto zgarnie milion. Ostatecznie udało się to Sophie i choć nie można o niej powiedzieć, że jest niezasłużoną zwyciężczynią to jednak jej gra nie była bezbłędna, a ja osobiście wolałbym Coacha. Ale on też popełniał błędy, a szczególnie w końcówce sezonu. Brak żadnego głosu dla Alberta jest dla mnie pewnym zaskoczeniem, ale on z kolei zaliczył fatalny występ na finałowej radzie i pogrążył się też akcją z immunitetem od Brandona. Cieszę się za to, że nie wygrał Ozzy, bo choć go doceniam jako zawodnika i mistrza survivalu to jednak nie chciałbym, żeby cały sezon wygrał ktoś tylko dlatego, że jest mocny w zadaniach.
Twist z Redemption Island mnie już znudził i z tego co przeczytałem w tym temacie, od sezonu 24 już tego nie będzie, co mnie bardzo cieszy. Za bardzo to udziwnia grę, a poza tym wraz z tym twistem odpada cały urok Survivor polegający na braku drugiej szansy - popełnisz błąd i odpadasz, bez możliwości powrotu. Zdecydowanie bardziej wolałem taką formułę.
Na plus sezonu bardzo wyrównane zawody na etapie plemiennym - raz wygrywali jedni, raz drudzy. Na minus niestety znów brak przemieszania, co spowodowało dwa zabetonowane sojusze po mergu, a późniejszy przeskok Cochrana wynikał tylko ze strachu przed odpadnięciem z powodu losowania kamyków.
Zbyt dużo było też wszechobecnych gadek o honorze, lojalności i powoływania się na Boga, zwłaszcza w obliczu takich rzeczy jak wygrywanie zawodów, oddawanie głosów na radach czy nawet szukania immunitetu. Nie byłem też zachwycony finałową radą, bo jak dla mnie sędziowie zachowywali się zbyt emocjonalnie i dominowało poczucie urażenia, że odpadli. Wolę jednak takie rady, gdzie sędziowie są bardziej zdystansowani i potrafią docenić samą grę finalistów, nawet jeśli dostali od nich nóż w plecy.
No i niestety edit był taki, jak w ostatnich kilku sezonach, czyli zły. Mnóstwo Brandona, Cochrana, Coacha i Ozzy'ego, a całej reszty duże mniej. A Ricka czy Whitney to już prawie w ogóle nie było widać, mimo że zaszli daleko. Sophie też miała słaby edit jak na kogoś, kto potem wygrał cały program. Nawet na Reunion było to samo - większość czasu skoncentrowana na ww. 4 panach + oczywiście komentarz Russella, trochę słów o grze Sophie, a o reszcie albo jedno zdanie, albo nic :/
Jeszcze na plus tego sezonu muzyka - pojawiły się nowe ścieżki dźwiękowe w momencie, gdy dana osoba odpadała po radzie plemienia i udawała się na RI (pasowało to szczególnie do Ozzy'ego, który dobrowolnie udał się na RI, a całe plemię go żegnało), no i nowy motyw muzyczny był też w momencie oddawania samych głosów.
Za to dalej brakuje czołówek i rytuału przejścia ze wspominaniem graczy, którzy odpadli...


Indywidualne oceny:

Semhar - wkopała się tym, że zgłosiła się na pierwsze zadanie, które potem położyła, a do tego nie miała żadnego sojuszu poza zaprzyjaźnieniem się z Ozzym. Może i nawet była sympatyczną osobą, ale też bardzo ulegała emocjom więc jej wczesne odejście mnie nie martwiło, bo wiedziałem, że ciężko by się ją oglądało, gdyby została dłużej.

Papa Bear - starszy gość, ale nie był to bynajmniej ten rodzaj survivorowego dziadka, który tylko leży bezczynnie i nic nie robi. Przeciwnie, on próbował się jakoś ustawić, ale chyba zrobił to zbyt późno i przez to znalazł się poza głównym sojuszem. Podobało mi się, jak w momencie zagrożenia próbował się ratować i podstawić Cochrana, samemu udając, że znalazł immunitet. I choć robił to dosyć nieudolnie, a cała akcja była mocno zabawna (głównie dzięki muzyce lecącej w tle, kiedy Papa Bear dosłownie biegł do dżungli :P) to plus za inicjatywę i walkę do końca.

Stacey - nie wkręciła się do żadnego sojuszu, trzymając się jedynie z Christine, miała też niezbyt przyjemny charakter więc nic dziwnego, że szybko odpadła. Jedyny plus za próbę zamieszania w dominującym sojusz, gdy już była zagrożona odpadnięcem.

Elyse - miła babka, która szybko wkręciła się w dobry sojusz, ale za bardzo zaczęła zbliżać się do Ozzy'ego, co zaniepokoiło Jima. A Elyse błędnie założyła, że Ozzy ma dużo mocniejszą pozycję, niż miał w rzeczywistości, co się na niej zemściło. Powinna starać się zbliżyć do wszystkich ze swojego sojuszu, a nie przyklejać się do jednej osoby, która w dodatku nie była decyzyjna.

Mikayla - mocna w zadaniach, ale na tym kończą się jej atuty, bo nie była w żadnym sojuszu, trzymała się na uboczu i błędnie założyła, że plemię będzie ją trzymać tylko dlatego, że przydaje się w zadaniach. A tuż przed mergem ten atut stracił znaczenie, zwłaszcza że Mikayla nie potrafiła przekonać innych, że będzie wobec nich tak lojalna jak Edna.

Christine - nie podeszła mi zupełnie z charakteru i cieszę się, że nie dotrwała do mergu. Plus za walkę na RI i pokonanie kilku osób, ale na etapie plemiennym działała tragicznie - najpierw ta arogancka wypowiedź, że Coach i Ozzy są tylko "czasowo" i szybko wylecą, potem jawne szukanie immunitetu na oczach wszystkich (do tego nieskuteczne), no i jeszcze brak jakichkolwiek sojuszy poza trzymaniem się ze Stacey. Bardzo słabiutka gra.

Jim - zdecydowanie jeden z najlepszych graczy tego sezonu, jeśli nie najlepszy. Na etapie plemiennym poustawiał sobie dokładnie wszystko tak jak chciał, wkręcając się w dominujący sojusz, ale jednocześnie pozbywając się Semhar i Elyse, by nie dać Ozzy'emu urosnąć w siłę i przejąć kontroli. Po mergu znalazł się w trudnej sytuacji po tym, jak Cochran zdradził Savaii, ale do końca próbował jeszcze mieszać i się uratować. Gdyby to Savaii zyskało przewagę po mergu to myślę, że Jim zaszedłby naprawdę daleko, może nawet po zwycięstwo. I ze wszystkich graczy tego sezonu to właśnie jego powrót chciałbym zobaczyć najbadziej.
Będzie jeszcze okazja zobaczyć Jima w innym sezonie? ;)

Keith - przez słaby edit nie dało się go dobrze poznać, ale nie był to raczej strateg pokroju Jima. Ot był silny i młody więc stanowił naturalne ogniwo sojuszu, które składało się z innych silnych i młodych. Momentami miałem też wrażenie, że bardziej niż na wygranej koncentrował się na Whitney i jej atutach fizycznych ;) Plus dla niego za przyłączenie się do planu Jima, żeby wyeliminować Elyse, choć głos oddany na Dawn był trochę bez sensu. Minus za to za zachowanie wobec Cochrana jeszcze na etapie plemiennym.

Dawn - niesamowicie sympatyczna babka i do tego dobra w zadaniach, czym na pewno zaskoczyła. Ale ze strategią było już gorzej, bo na etapie plemiennym była poza głównym sojuszem i musiała uważać, żeby nie odpaść, a po mergu zrobiła straszną kuchę, kiedy dowiedziała się od Cochrana, że ten może przeskoczyć i mimo tego nic z tym nie zrobiła - ani nie poinformowała pozostałych z Savaii, ani też nie próbowała sama przeskoczyć razem z Cochranem do Upolu, żeby się ratować. Potem wprawdzie wspólnie z Whitney próbowały zjednać sobie Alberta, co było dobrym planem, ale ostatecznie zabrakło im jednego głosu. Podsumowując, Dawn dało się łatwo polubić, ale grała zbyt emocjonalnie i przez to niezbyt dobrze.

Whitney - grała podobnie do Keitha, z którym tworzyła duet i wykonywała te same ruchy, choć wydaje mi się, że była od niego bardziej ogarnięta w grze. Niestety przez słaby edit i małą liczbę jej conf, nie mieliśmy okazji się tak na dobrą sprawę o tym przekonać... Po tym, jak jej wspólny plan z Dawn i Cochranem, żeby przekonać do siebie Alberta i Sophie nie udał się z powodu braku zgody tej ostatniej, los Whitney był już przesądzony.

Cochran - jak na tak wielkiego znawcę Survivor, za jakiego się uważał, nie prowadził zbyt dobrej gry. Wiadomo, że warunki fizyczne trochę mu to utrudniały, ale mógłby to ratować dobrym social game, a tego często u niego brakowało. Na etapie plemiennym ciągle był zagrożony i miał dużo szczęścia, że odpadali inni, a on się jakoś uratował i dotrwał do mergu. Ale akurat jego przeskoku nie uważam za tragiczny ruch, bo w Savaii był na samym dnie, a dodatkowo musiałby jeszcze zaryzykować odpadnięcie przez kamyki. No i był też aspekt psychologiczny - jeśli w Savaii faktycznie czuł się przez niektórych źle traktowany to mógł chcieć się na nich odegrać. Ostatecznie przeskok mu się nie opłacił, ale w momencie zmiany plemion nie mógł tego jeszcze wiedzieć. Zwłaszcza, że Coach bardzo sprytnie go podszedł od strony psychologicznej, a i inni z Upolu (np. Albert czy nawet Brandon) też swoje cegiełki dołożyli.

Edna - na początku była często pokazywana, ale z czasem jakoś tak zanikła. Sympatyczna i miła, ale dość pasywna w grze. Poprzestała na tym, że przyczepiła się do silnej osobowości (Coacha) i głosowała tak jak większość, ale nawet gdy dowiedziała się, że jest nr 6 w swoim sojuszu, nie próbowała nic zrobić. Tak na dobrą sprawę prawdziwą grę zaczęła dopiero pod koniec, gdy miała już odpaść. Ładnie się wtedy broniła, ale było już za późno, żeby coś zmienić. A mogła grać np. z Whitney i Dawn, żeby spróbować namieszać. Na plus za to jej mowa na finałowej radzie - ze wszystkich jurorów ona wypadła moim zdaniem zdecydowanie najfajniej i zamiast stroić fochy jak reszta, że finaliści ich ograli, ze spokojem wyjaśniła, że Survivor to gra, w której trzeba kłamać i jurorzy wcześniej tak samo kłamali i kombinowali jak top3, tyle że robili to mniej skutecznie.

Brandon - bardzo wkurzająca osobowość, niemal dorównująca Phillipowi z sezonu 22. Piszę "niemal", bo w przypadku Brandona po serii odcinków z jego odpałami, trafiło się potem kilka, gdzie na szczęście był dużo mniej widoczny. Ale generalnie gość miał ewidentnie problem z rozchwianiem emocjonalnym i w grze było to bardzo widoczne, zwłaszcza jak czepiał się innych osób (np. Mikayli). Do tego doszła jeszcze ta fanatyczna wręcz wiara, no i chęć "oczyszczenia nazwiska Hantz". Choć przyznaję, że na reunion zrobiło mi się go szkoda, gdy tak został potraktowany przez własną rodzinę... Jego gry nie komentuję, bo mimo bycia w dobrym sojuszu, popełnił mnóstwo błędów (oddanie immunitetu Albertowi, zdradzanie planów sojuszu na każdej radzie, obrażanie innych ludzi itd.) i nawet, gdyby znalazł się w finale to przegrałby tam chyba z każdym (nawet z Rickiem), ale jemu wcale nie zależało na wygranej i założył sobie zupełnie inne cele do osiągnięcia.

Rick - zdecydowanie największy "duch" w tym sezonie. Nie wiem, na ile to wina fatalnego editu, a na ile faktu, że Rick był po prostu słabym graczem, ale bardziej prawdopodobna wydaje się druga opcja, bo żadnych jego ruchów nie sposób wymienić, poza jedynie wkręceniem się w dobry sojusz na początku gry, a potem robienie za number. Trochę żałuję, że nie udało się go lepiej poznać, bo z charakteru wydawał mi się nawet ok przez większość sezonu, ale ten foch na koniec, gdy Coach na niego zagłosował, był śmieszny. Sorry kowboju, ale jak chciałeś dojść do finału to mogłeś samemu działać, zamiast zdawać się na innych.

Ozzy - w tym sezonie powrócił jako Jack Sparrow (naprawdę wizualnie mi go przypominał, zwłaszcza jak założył opaskę na głowę), choć nie udało mu się zdobyć skarbu ;) Pod względem radzenia sobie z naturą i ogólnie survivalu, jest to zdecydowanie najlepszy zawodnik ze wszystkich 23 sezonów Survivor i tym mi niezmiennie imponuje. Nikt tak jak on nie radzi sobie tak dobrze z łowieniem, wspinaniem się na palmy i ogólnie przetrwaniem w dziczy. W zawodach też jest cholernie mocny i w tym sezonie znów to pokazał. Tyle, że to tylko jeden aspekt gry, a w innych już jest u niego gorzej. W strategii popełniał błędy, w socialu niby ok, ale gdzieś tam ciągle przebijała się jego buta i pewien narcyzm, jak słusznie zauważył Coach. No i fochy, jak wtedy, gdy za jego plecami wyeliminowano Elyse. Jego plemię chciało go mieć jak najdłużej głównie ze względu na jego sprawność, ale jednocześnie Jim kontrolował, by Ozzy zbyt nie dominował w plemieniu i systematycznie pozbywał się jego sojuszniczek (Semhar, Elyse). Plan z dobrowolnym udaniem się na RI był odważny, ale też było to niepotrzebne ryzyko, bo Christine wyraźnie dawała znaki, że jest wkurzona na Upolu i zapewne po mergu Savaii nie miałoby problemu, żeby ją przyciągnąć do siebie. Ozzy mocno też ryzykował, oddając immunitet Cochranowi przed udaniem się na RI, ale z drugiej strony, po powrocie i przed głosowaniem mógł mu ten immunitet znów dać, bo Cochran już wtedy dawał znaki, że boi się losowania kamyków. Może gdyby Ozzy dał mu na tę radę nietykalność to Upolu nie zyskałoby przewagi i gra potoczyłaby się zupełnie inaczej. Tak czy inaczej, po drugim powrocie z RI, Ozzy był cholernie blisko finału i dosłownie o włos przegrał, co kosztowało go milion dolarów, bo w finale zwycięstwo miałby zasłużone. Dlatego trochę było mi go szkoda, bo rozumiem, jak mocno musiał być rozczarowany. Ale też nie chciałbym, by sezon wygrała osoba, która była mocna fizycznie, ale ze strategią i social game było już u niej gorzej...
Pewnym pocieszeniem może być dla Ozzy'ego fakt, że dostał nagrodę publiczności. 100 tysięcy dolarów piechotą nie chodzi więc chyba może być zadowolony ;)

Albert - lubiłem tego gościa i podobało mi się, że nie siedział bezczynnie jak Rick i próbował grać, ale na ogół do wypełnienia jego planów brakowało mu jednej osoby. Szybko wkręcił się w dobry sojusz, ale też wspólnie z Coachem i Sophie stanowili jego człon, który razem miał iść do finału. Znalazł wskazówkę do idola, ale samego immunitetu już nie więc sensownie zrobił, że powiedział o tym Coachowi i Sophie, dzięki czemu idol znalazł się w ich posiadaniu - miał go wprawdzie Coach, ale mogli z niego w razie zagrożenia skorzystać wszyscy, przynajmniej teoretycznie ;) Później Albert próbował zjednywać sobie głosy przyszłych sędziów, co samo w sobie nie było złe, ale pod koniec sezonu popełnił jednak kilka błędów. Przede wszystkim niepotrzebnie starał się dogadywać z każdym z osobna, jak z Rickiem czy Brandonem, co zostało ujawnione przez tego ostatniego i zrobiła się awantura, po której Albert mógłby odpaść, gdyby nie immunitet od Brandona. Wprawdzie ruch z proszeniem Brandona o wybaczenie był niezły, bo właśnie dzięki temu dostał od niego immunitet i się uratował - ale potem miał z tego powodu spore problemy na finałowej radzie, bo przez to, że nie oddał Brandonowi naszyjnika więdząc, że tamten odpadnie i jeszcze później się tego wypierał, wyszedł w oczach sędziów na kłamcę. Ale zero głosów na niego w finale i tak jest przykre.

Coach - należę do tych nielicznych ludzi, którzy Coacha lubią i nie przeszkadzały mi nawet jego wcześniejsze odpały, które moim zdaniem wprowadzają koloryt do Survivor, dlatego ucieszył mnie jego powrót ;) I choć na samym starcie został postawiony w trudnej sytuacji, bo musiał mierzyć się w pierwszym zadaniu przeciwko Ozzy'emu i przegrał, to potem bardzo szybko ustawił się w plemieniu i założył sojusz, który doszedł do samego końca, a nie jest to proste w tej grze. Potem Coach przez większość sezonu grał bardzo dobrze, zjednując sobie jeszcze Ednę i stosując świetne zagrywki psychologiczne, które trzymały cały sojusz w kupie - z jednej strony gadki o lojalności, honorze i byciu rodziną, z drugiej od czasu do czasu trochę gróźb, że jak ktoś z tej rodziny zdradzi to poleci jego głowa. Dzięki czemu tłumił w zarodku wszelkie próby zmiany frontu, na co zakusy miał zwłaszcza Albert. Do tego trzeba dodać jeszcze znalezienie immunitetu (z pomocą wskazówki od Alberta) i przede wszystkim świetne przekabacenie Cochrana na stronę Upolu. Coach w tym sezonie był świetnym obserwatorem i bardzo skutecznie wykorzystywał słabe punkty innych przeciwko nim samym, potrafił też okiełznać Brandona i sprawić, że mimo jego nieobliczalności dalej był członkiem sojuszu i głosował jak reszta. Niestety w końcówce sezonu zemściły się na nim dwie rzeczy - bycie liderem silnej szóstki, z której tylko trzy osoby mogły wejść do finału, przez co pozostałe trzy miały do Coacha pretensje, że im naobiecywał różnych rzeczy, no i ciągła gadka o honorze i Bogu, co tylko w oczach tej trójki i sędziów z Savaii wzmacniało przekonanie, że Coach jest hipokrytą. Niepotrzebnie też obiecywał finał Ozzy'emu i dał mu "słowo chrześcijanina", którego potem nie dotrzymał. Mimo dobrej gry, ciągle siedziała w nim jeszcze momentami ta chęć "zmierzenia się z najlepszymi" w finale, przez co tylko stracił głosy innych. Oczywiście można też mu zarzucić, że nie wziął do finału ludzi, z którymi by wygrał, jak Edna, Rick czy Cochran. Problem w tym, że skoro tyle gadał o honorze i lojalności to ciężko byłoby mu zabrać Cochrana i Ednę do finału, bo wtedy straciłby głosy wszystkich, którzy byli jego bliższymi sojusznikami i zapewne poczuliby się urażeni takim obrotem spraw (czyli Albert, Sophie, Rick i Brandon). Teoretycznie mógłby zabrać do finału Ricka, głosując razem z nim i Albertem na Sophie, ale w takim wariancie nikt nie wygrałby z Ozzy'm w walce o immunitet na etapie Top4, no bo zamiast Sophie grałby Rick, który na pewno nie pokonałby Ozzy'ego. W takim wariancie to Ozzy wszedłby do finału więc Coach i tak by nie wygrał. Niestety, przy tak silnym głównym sojuszu, doholowanie outsiderów byłoby strasznie trudne więc tak czy inaczej Coach miałby problem, żeby ten milion wygrać. Ale i tak żałuję, że mu się to nie udało.

Sophie - nie da się o niej na pewno powiedzieć, że jest niezasłużonym zwycięzcą, ale też w jej grze były pewne mankamenty, które nie pozwalają mi uznać ją za jakiegoś super wybitnego gracza. Ze strategią nie było źle, bo wkręciła się w dobry sojusz i stanowiła jego trzon, który miał dojść do finału. Dobrym ruchem z jej perspektywy okazało się trzymanie tego sojuszu do końca i nie kombinowanie z Albertem i ludźmi z Savaii. W zadaniach też radziła sobie świetnie, a szczególnie istotne okazało się pokonanie Ozzy'ego na etapie Top4, co ostatecznie dało jej milion. Niestety kulał u niej social game, a szczególnie widoczne było to na radach, gdy ona nie potrafiła tłumić emocji i wpadała w płacz albo wdawała się w kłótnie. Na finałowej radzie wypadła już lepiej, choć o jej zwycięstwie najbardziej zadecydowało chyba to, że sędziowie byli urażeni, że Coach na nich głosował, a z kolei Alberta uznawali za łgarza i kombinatora. Tak czy inaczej, jak na zwycięzcę, Sophie miała kiepski edit, co niestety jest sporym mankamentem tego sezonu.
Obrazek

Rider Girl
7th voted out
Posty: 138
Rejestracja: 30 mar 2017, 08:50
Kontakt:

S23 E14 "Loyalties Will Be Broken"

Post autor: Rider Girl »

W następnych sezonach zobaczysz jeszcze raz :
Dawn jeszcze raz
Cochran jeszcze raz
Brandon jeszcze raz
Ozzy jeszcze raz

Whitney po tej edycji programu rozwiodła się z mężem i ożeniła się z Keith do tej pory są razem

Brandon stwierdził w wywiadzie po tej edycji że głosował na Sophie bo uznał że była najbardziej wobec niego szczera

Jak już obejrzysz wszystkie sezony amerykańskiego survivor to polecę ci pewien kanał na youtube gdzie będziesz mógł obejrzeć edytowane wypowiedzi niewidzialnych uczestników tak że nabiorą dla ciebie charakteru te postacie

Ozzy był głównie w tylu edycjach survivor bo jest jednym z ulubieńców Jeff Prost
Ostatnio zmieniony 02 lut 2020, 18:50 przez Rider Girl, łącznie zmieniany 1 raz.

damian300d
5th jury member
Posty: 442
Rejestracja: 03 maja 2014, 00:00
Kontakt:

S23 E14 "Loyalties Will Be Broken"

Post autor: damian300d »

Rider Girl pisze:
16 wrz 2019, 06:41

Ozzy był głównie w tylu edycjach survivor bo jest jednym z ulubieńców Jeff Prost
Czy ja wiem czy Jeff tak bardzo go lubi. Poniżej wklejam fragment wywiadu z Jeffem na temat udziału Ozzego w jego 4 sezonie. Wtedy to CBS był za tym, żeby wziął udział. Oznaczam to jako spoiler bo dotyczy przyszłego sezonu ale w zasadzie wypowiedź nie ujawnia żadnych konkretów na temat przebiegu gry itp:
You were pretty candid before the season that CBS had to convince you that Ozzy should be on this season. After watching him out there, what was your take on how he did and what he added to the show?
Jeff: I was wrong. CBS was right. Ozzy is a game changer and I’m so glad he was included. Honestly, the ONLY reason I didn’t initially think Ozzy should be on was because I felt he had been on too many times. I thought fans were tired of him and needed a break. But when we introduced him at the live finale for Millennials v Gen X, he got the loudest ovation. I was wrong by several thousand miles. It told me that when Survivor fans invest in you and really root for you, they will continue to root for you until you win. And one more side note: Ozzy is a true team player when it comes to being a part of the show. He just gives you everything you could ever want and more. I found myself respecting him even more than I had previously and I was also reminded why kids love him so much. He is that cool.


A wracając do przebiegu gry w S23 - może nie był taki zły, ale to jeden z najmniej lubianych przeze mnie sezonów. Jak już Davos wspomniał - głównie ze względu na edit - po dłuższym czasie pamiętasz z niego tylko irytującego Cochrana, odpały Brandona, Coacha i jego „rodzinę” oraz Ozzego wymiatającego w zadaniach.
Co do sprawiedliwego editu - niestety ale tendencja raczej się utrzyma, choć zdarzą się wyjątki ;)

Awatar użytkownika
Davos
6th jury member
Posty: 582
Rejestracja: 16 lut 2019, 01:44
Kontakt:

S23 E14 "Loyalties Will Be Broken"

Post autor: Davos »

Rider Girl pisze:
16 wrz 2019, 06:41
W następnych sezonach zobaczysz jeszcze raz :
Dawn jeszcze raz
Cochran jeszcze raz
Brandon jeszcze raz
Ozzy jeszcze raz
O nie, znów Brandon? :D I jeszcze Cochran na dokładkę :P No ale ok, może za drugim razem będą bardziej znośni - a przynajmniej Cochran, bo co do Brandona to nie mam wielkich nadziei. No i szkoda, że nie wróci Jim, zdecydowanie powinien dostać drugą szansę.
Rider Girl pisze:
16 wrz 2019, 06:41
Whitney po tej edycji programu rozwiodła się z mężem i ożeniła się z Keith do tej pory są razem
Wow, nie wiedziałem, że ona była mężatką! Ale faktycznie było widać w programie, że ciągnęło ją (z wzajemnością) do Keitha.
Rider Girl pisze:
16 wrz 2019, 06:41
Jak już obejrzysz wszystkie sezony amerykańskiego survivor to polecę ci pewien kanał na youtube gdzie będziesz mógł obejrzeć edytowane wypowiedzi niewidzialnych uczestników tak że nabiorą dla ciebie charakteru te postacie
Ok, dzięki :) To może być bardzo ciekawe doświadczenie, które zmieni moją opinię o niektórych graczach.
Obrazek

Saw
8th jury member
Posty: 760
Rejestracja: 15 wrz 2017, 12:41
Winners at War: Michele
Survivor AU All Stars: Shonee
Kontakt:

S23 E14 "Loyalties Will Be Broken"

Post autor: Saw »

Według mnie Coach rozegrał bardzo kiepską grę w końcówce sezonu i nie zasłużył na wygraną. Naobiecywał ludziom nie wiadomo czego, a później nie dotrzymywał słowa. Do finału wybrał najgorzej jak tylko można. Edna, Rick, Cochran czy Brandon byliby słabymi przeciwnikami i nawet złość Alberta i Sophie o zdradę, raczej nie przeszkodziłaby w zwycięstwie. Tamci nie mieliby żadnych argumentów w finale. Brandon był mega wkurzający, Edna również wiele osób irytowała, Coachran zdradził swoje plemię więc ci nie zagłosowaliby na niego, a Rick prowadził mega bierną grę i robił w sojusz tylko za numerek. Jak dla mnie ich szansę na wygraną z Coachem byłby mizerne. To tylko pokazuje jaką głupotą popisał się Coach. Prowadząc tak solidną grę przez cały sezon, aż dziwne że końcówkę całkowicie zawalił.
Sophie moim zdaniem w pełni zasłużyła na wygraną. Trzeba docenić że nawet pomimo nie najlepszej gry socjalnej była wstanie przekonać do siebie jurorów Z finałowej trójki była najlepszym wyborem.
Szkoda mi Alberta, że skończył z zerem. Nie zasłużył na to. Co prawda nie dokonał ruchu przeciwko Coachowi, ale nie był bierny i miał plan na grę.

Awatar użytkownika
Davos
6th jury member
Posty: 582
Rejestracja: 16 lut 2019, 01:44
Kontakt:

S23 E14 "Loyalties Will Be Broken"

Post autor: Davos »

Generalnie się zgadzam, aczkolwiek zwróć uwagę, że Coachowi ciężko byłoby doholować do finału Cochrana, Ednę czy Brandona. Cochran był na siódmym miejscu w sojuszu Upolu i ciężko by go było przepchnąć dalej, bo jak już ludzie z Upolu pozbyli się konkurentów z Savaii to nikt nie chciał odpadać przed Cochranem, bo to był dla nich ktoś z zewnątrz. Podobnie było z Edną, która została do sojuszu piątki dołączona na doczepkę i też ciężko by było ją przepchnąć przez kilka rad aż do finału. Z kolei Brandon był dla wszystkich na tyle wkurzający, że też w pewnym momencie każdy chciał go wywalić. Ewentualnie Ricka można by było uratować kosztem np. Alberta, ale na tym etapie był jeszcze Ozzy, który właśnie wrócił do gry więc nie dziwi mnie, że Coach i Sophie woleli zostawić silniejszego Alberta w grze, żeby mieć większe szanse na pokonanie Ozzy'ego w ostatnim finałowym starciu. No i gdyby Coach wcześniej wywalił Sophie to pewnie Ozzy zgarnąłby milion, bo niby kto miałby go pokonać w ostatnim zadaniu o immunitet, które wymagało szybkości i sprawności? Cochran? Edna? Rick? Wszyscy bardzo słabi w zadaniach. Więc moim zdaniem Coach znalazł się w sytuacji, z której ciężko było się wybronić, bo Redemption Island była bardzo dużą przeszkodą, którą musiał brać pod uwagę. Gdyby tego nie było i nie musiałby brać pod uwagę powrotu Ozzy'ego to może udałoby mu się dojść z innym składem do finału np. z Brandonem i Rickiem i wtedy by wygrał. No ale RI i powrót Ozzy'ego uniemożliwiły te plany. I wydaje mi się, że ewentualnym powrotem Ozzy'ego Coach kierował się też, gdy dał mu "słowo chrześcijanina", że weźmie go do finału. Po prostu zabezpieczył się w ten sposób na wypadek immunity run Ozzy'ego aż do finału - wtedy istniałoby dużo większe prawdopodobieństwo, że Ozzy mając immunitet i gwarantowany finał, pomoże też wejść do finału Coachowi, bo w końcu ten dał mu wcześniej swoje słowo, że zrobiłby to samo. Co prawda w tym wariancie Ozzy pewnie i tak by wygrał, no ale Coach miałby przynajmniej dużo większe szanse na wejście do finału niż Sophie czy Albert.
Więc generalnie wydaje mi się, że on przez RI nie miał zbyt dużego pola manewru i gdyby tego twistu nie było to mógłby wygrać ten sezon.
No ale sukcesu Sophie nie będę umniejszał, bo też zrobiła sporo, żeby wygrać. Choć trzeba pamiętać, że jednak kluczowe było dla niej wygranie z Ozzy'm dosłownie o włos w ostatnim zadaniu o immunitet, dzięki czemu nie musiała się z tym zawodnikiem mierzyć w finale, gdzie niemal na pewno by przegrała.
Obrazek

ODPOWIEDZ

Wróć do „Survivor 23: South Pacific”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości