Szósty sezon niezgorszy, ale ten to już prawdziwe fajerwerki, jak słowo daję. Układam w mojej survotece na górnej półce, bo mieliśmy i ciekawe osobliwości i zacną rozgrywkę i wszystko. Twist z kapitanami miał potencjał do spartaczenia gry, ale na szczęście mu się to nie udało - wystarczyło przewijać sobie te wszystkie łechtające ich ego czelendże 1 na 1 na dwadzieścia minut, a po mergu produkcja była tak miła, że schowała ich gdzieś tam do jurorskiej kanciapy i nie zajmowali już więcej miejsca, mając tylko tę jakąś zjebaną power of salvation, która wychodziła im dość losowo, co powodowało dodatkowe zamieszanie w ekipie grającej na serio i dzięki temu na swój sposób było to miłe w odbiorze.
Teraz wybiórczo po łebkach, bo już nie chce mi się wysrywać całej listy, z której jednej trzeciej tych ogórków już nie pamiętam (swoim zwyczajem oglądanie trochę mi zeszło
).
Grahamowi wygrana wyszła całkiem prawilniutko. Bardzo mi się podobało, że razem z
Shane'm przełamali tu jak gdyby pewien survoschemat i prawa survodynamiki. W tych takich bardziej wyntedż sezonach (a umówmy się, że ten jest jeszcze wyntedż, bo Afryka Dzika Dawno Odkryta nie naprodukowała jeszcze gazyliona sezonów z superfanami, więc mają póki co jakieś tam inne toki myślenia strategicznego) mamy zazwyczaj dochodzące do połączenia pozostałości dwóch plemion, które mają jakichś tam swoich bossów, ci bossowie w pierwszej pomergowej rundzie organizują mafie przeciwko sobie nawzajem, skutkiem czego jeden z nich dostaje w pompon, a drugi cieszy się chwilę, żeby zaraz potem też dostać w pompon, bo cały plankton ze środka zbiera się razem, łączy siły i go blindsiduje i na końcu zostają jakieś tam nerdy, typowestarszepanierunnerup, niemowy, ślizgacze, flołterzy i inne tałatajstwo. A tutaj niet sabaka – panowie wykminili, że taka gra to dla nich obu równia pochyła i zawarli nieoczekiwany dla wszystkich sojusz, dzięki czemu w pipę dostali kolejno
Solly i Moyra, którzy jak by się wydawało wyjdą tam najbardziej na wierzch i przy okazji jakieś tam łejstofspejsy typu
Vel, które normalnie by się prześlizgnęły dużo dalej. Shane w końcu też popłynął, bo taki egzotyczny sojusz w nieskończoność trwać nie mógł, no ale Graham wykończył wszystko całkiem galancie no i ogólnie śmiem twierdzić, że obaj osiągnęli tam dużo więcej niż by osiągnęli gdyby nie ten ruch.
Za osobowość plusuje przede wszystkim nicponiara
Marian, która była pierwszą naprawdę złą kobietą w anglojęzycznych Surwajworach od czasów Corinne, a przy tych wszystkich papierowo-sekciarsko-głębokich superfankach od Jeffa i niewiele lepszych od Jonathana, człowiek zdążył się już za tym stęsknić. Kobyła jej zresztą zęby wypierdziała, przez co wyglądała jeszcze bardziej piracko i szelmowsko. Podpieprzenie ajdola z torby
Geny z jednej strony mało etyczne, z drugiej jednak Gena nie miała go chyba jeszcze w rękach tylko w swój pierdołowaty sposób podrzucił jej go
Corne, więc różnie to można było zaklasyfikować. No i bądź co bądź, gdyby produkcja miała z tym problem, to zrobiłaby ijo-ijo, jebutnęłaby tam wszystkich na glebę, oddała bożka prawowitej właścicielce i bawcie się dalej grzecznie – ale widocznie nie miała i mieściło się to w ich wersji regulaminu. Marian ostatecznie pofrunęła jako pierwszy juror tak o piczy włos, mogłaby tam jeszcze ciekawie pobroić i naprawdę chciałbym ją jeszcze kiedyś zobaczyć.
Podobnie chciałbym jeszcze zobaczyć
Davida, kolejnego z ajdolowych podpierdalaczy, którego po cichu podejrzewam, czy przypadkiem nie wpadł cztery dekady temu do Rio żeby zobaczyć mecz Canarinhos na żywo i w euforii nie ukłuł bolcem gdzieś pod stadionem przyćpanej lokalnym towarem matuchny słynnej Abi-Maryi
. Jegomość przez cały sezon ubarwiał oglądanie swoimi malowniczymi ubytkami w czaszce, począwszy już od sceny z samego początku, gdzie zrobił
Shonie karmczemną awanturę przed całym plemieniem wywijając jej tymi kropiastymi galotami przed mordą i krzycząc
łer, ach łer iś di ajdol???!!!111 Jak na swoje ograniczenia intelektualne nasz senior lawirował tam sobie między nimi pod koniec całkiem niegłupio, wyjąwszy oczywiście to, że przy takim socjalu ludzie chyba woleliby zjeść te jakieś afrykańskie grosze niż wręczyć mu je w finale.
Na komentarzowe upamiętnienie zasługuje jeszcze niejaki
Zavion, któremu obie sojuszowe kwoczki padły trupem w dwóch pierwszych epach, wydawało się już, że pójdzie żreć gruz razem z nimi, ale trochę w stylu Cirie Pierwszej Panamskiej wgryzł się w szeregi wroga i był tam jednym z głównych wojów aż do końcówki. No i na pewno
Sivu, flołter, któremu udało się dojść do finału mimo uczestnictwa w tak wyjątkowo krwawym dla flołterów sezonie
Wydawał się też umieć w socjal, ale o ile zrozumiałem te ich murzyńskie dialekty, zdaje się, że mocno zjajczył podczas samej FTC, bo zdziwiłem się, że nawet Marian nie poratowała go głosem no i ostatecznie nawet daremna przez większość sezonu
Buhle wypłynęła na wyższe miejsce.
Brykała tam też niejaka
Marsha (wyjątkowo nie łoś), która z wyglądu i ze swojego trzydziestopiętrowego ego mocno przypominała mi Tashę z US i która dostając headshota w drugiej rundzie pięknie nam zwizualizowała, jak Tasha powinna była skończyć dla dobra wszystkich
Brykał psycho
Zan, który w kolejnym sezonie dostał drugą szansę na samozaoranie występując w bliźniaczym wcieleniu psycho Marthunisa. Brykała też masa innych śmiesznych ludzi, których nie pamiętam.
Aktualnie babram się od długiego czasu z wykończeniem Afryki Siedem, która dla odmiany jest tak przewidywalna, że aż suty szczypią. Ale może po prostu Czarny Ląd zwija się zamiast rozwijać i właśnie należy próbować pójść w drugą mańkę oglądając sezony wcześniejsze, tak więc jeśli ktoś ma na koncie coś z 1-4, to nie obrażę się jak czule szepnie mi na uszko jakąś rekomendację.