No to frrru –
Benji wyskoczył nagle z konfowego niebytu, ale już po trzech odcinkach cały efekt zmarniał jak odwiązany balonik, który z głośnym pierdem zatoczył kilka kółek, opadł na glebę i został z niego jeno flaczek. Kolo naprawdę zrobił na mnie wrażenie tym, jak namajtał ludziom pod czaszką i zdetronizował „królową”, a potem – mimo, że IC-ki waliły się i paliły – udało mu się jeszcze namówić ich wszystkich do zagłosowania na
Wieżowca.
Ale co wydarzyło się teraz, no to po prostu iks kurwa de. Przecież wystarczyło iść na bezczela i wciskać ludziom, że parka
Tegan/Wieżowiec rzeczywiście szykowała maczugi na
Anitę, co przy ich posranej sytuacji ickowej wcale nie byłoby takie nieprawdopodobne. A ta leluja stała, miotała się w zeznaniach i w ogóle brzmiał jak czwartoklasista właśnie przyłapany na tym, że podpieprzył gumę z Kaczorem Donaldem ze szkolnego sklepiku.
Mimo wszystko trochę mu sobie jeszcze pokibicuję zanim historia nie strawi jego pochodni (czyli pewnie już niedługo), bo trzeba przyznać, że rzadko kiedy ma się aż taki niefart, by trup, którego posłało się do piachu, miał szansę wstać z martwych, powrócić do plemienia i jeszcze drzeć na ciebie przy wszystkich japę.
Rodacy nam się podzielili, no ale wrzeszczał nie będę, bo na
Kozyrskim położyłem krzyżyk już dawno, zresztą on sam jak gdyby wziął ten krzyżyk i przebił się nim na wylot, jednak cała patriotyczna nadzieja zostaje w tym, że
Skibicki, oswobodziwszy się od tego antysocjalnego ogórasa, ugra teraz więcej i na przykład otworzy sobie dodatkową opcję z dziewczętami. Choćby z taką
Shonee, która jest chyba wizualnie najbardziej przyjemniutka w tym sezonie, ale niestety jej gra to jakaś kompletna padaka: Championsi piorą ich aż miło, trup goni trupa, na przemieszanie się w tym sezonie niekoniecznie zapowiada, a ona razem ze swoją wiśniową psiapsią upiera się, żeby odstrzelić najsilniejszego kolesia z plemienia, zamiast suchoklatesa Benjiego, no rili?
Maja biednaja Anitka

Widzę, że chyba jestem na forum jedyny, ale babeczka totalnie mnie w sobie rozkochała i chyba już od lat nie niepokoiłem się w surwajworach aż tak bardzo o czyjeś losy. Jako postać uderzała idealnie w moje klimaty, cisnąłem z samych jej wrzasków, sarkastycznych spojrzeń na swoich, gdy przeciwnicy coś mówili i generalnie bił z niej jakiś taki wigor połączony ze złośliwym chochlikiem. „
Enjoy your last meal, Paige!”. „
Oh, look, the Princess is struggling!”

Te szepty brzmiały trochę jak w wykonaniu mojej matki, która na Wszystkich Świętych komentuje z daleka wygląd i zachowanie jakichś dalekich ciotek w futrzanych czapach. Podczas konkurencji na RI miałem ochotę włożyć łapę do monitora i pstryknąć kobyłkę
Tegan w dupsztal, żeby przewróciła się mordą na tę swoją klockową wieżę, no ale niestety.
Że nie było w tym odcinku
Championsów, to ja akurat nie płaczę. To plemię to jakaś kompletna padaka, po dziewięciu (!) odcinkach nie mamy jeszcze wykrystalizowanej sytuacji sojuszowej, odpalają po prostu osoby, których wszyscy kolektywnie chcą się pozbyć, ewentualnie są chore/upośledzone i w ogóle jebie jakąś taką wczesnobornejską stęchlizną. Najgorsze, że przez dwie kolejne Rady raczej się to nie zmieni, bo pstryczka dostaną zapewne najsłabsze;
Shane i Jackie. Jedyny „sojusz”, jaki tu zobaczyliśmy, to jak na razie trójca zgromadzona wokół
Moany, która pewnie i tak straciła rację bytu po tym, jak główna zainteresowana odfrunęła sobie w survochmurki. Teraz co prawda nudziara
Lydia dostała kilka gównokonf o tym, że dogaduje się ze
Steve’m i Matem, no ale niewiadomo, czy wynikną z tego jakieś konkretne akcje, czy po prostu lubią sobie razem siedzieć dupą na piachu i licytować się o to, kto jest bardziej proud ze swoich kidsów.
Lapalja, bierz tam jakąś łychę i ich wreszcie wymieszaj, no ile można.
PS: Łołołoł, półmetek kangurzego sezonu, a ja mam tylko trzy odcinki obsuwy?

Jestem z siebie taki dumny
