S38E14 "I See The Million Dollars" / Reunion

Awatar użytkownika
Davos
6th jury member
Posty: 582
Rejestracja: 16 lut 2019, 01:44
Kontakt:

S38E14 "I See The Million Dollars" / Reunion

Post autor: Davos »

Z dosyć dużym opóźnieniem zabieram się za podsumowanie tego sezonu. Parę spraw mi po drodze wypadło, ale że zostały mi tylko dwa sezony do podsumowania, nie mogłem już z tego zrezygnować ;)
Oczywiście w sezonie 38 na pierwszy plan wybija się twist z EoE - jego pojawienie się i działanie jest dosyć kontrowersyjne, choć muszę przyznać, że o ile przed sezonem sam pomysł wydawał mi się zupełnie nietrafiony, o tyle teraz mam mieszane uczucia i dostrzegam pewne pozytywy tego twistu. Na pewno plusem jest to, że można przez więcej czasu obserwować ludzi, których normalnie widzielibyśmy przez jeden czy dwa odcinki. I jak widać, dało to nową perspektywę, bo taka Reen, która odpadła w pierwszym odcinku, okazała się bardzo wyrazistą osobowością ciekawą do oglądania. No a Chris, który odpadł w trzecim odcinku, ostatecznie wygrał cały sezon. Można zatem powiedzieć, że z jednej strony ten twist był możliwością obserwowania, jak z "drugą szansą" radzą sobie zawodnicy i czy potrafią ją wykorzystać. Z drugiej strony - jeśli sezon wygrywa ktoś, kto już raz odpadł w grze, może to wzbudzać kontrowersje. Mnie co prawda zwycięstwo Chrisa bardzo cieszy, ale jestem w stanie też zrozumieć tych, którzy uważają, że taka osoba nie powinna wygrać. Choć trzeba zaznaczyć, że powroty po odpadnięciu już się zdarzały - mieliśmy przecież Redemption Island, a jeszcze wcześniej plemię Outcasts więc Edge of Extinction nie było pod tym względem aż tak szokujące. Tu jedynie problem był z tym, że wszyscy po odpadnięciu przebywali razem więc osoby, które wracały miały czas na urabianie sobie przyszłych sędziów na wygnaniu. No i jednak byłoby bardziej sprawiedliwie, gdyby gracze o tym twiście dowiedzieli się wcześniej, a nie dopiero przy mergu, gdy jeden z wygnańców już wracał. Ostatecznie jednak uważam, że EoE nie wyszło najgorzej, choć nie chciałbym tego twistu oglądać zbyt często. Raz na jakiś czas - ok. Ale niech to będzie wyjątek od reguły, a nie reguła.
Na minus tego sezonu wskazałbym przede wszystkim edit Ricka. Generalnie edit sam w sobie nie był aż tak tragiczny jak np. w sezonie 36, ale niestety i tu kilka osób pokazywano zbyt rzadko, za to w końcówce sezonu nachalnie promowano Ricka i nie mogę zrozumieć, czemu produkcja aż tak mocno go faworyzowała. To niestety trochę zepsuło odbiór i gdyby potem Rick wygrał to sezon uznałbym za słaby. Ale że wygrał Chris i końcówka była emocjonująca, nie jest źle.
Cast uważam za bardzo udany więc tu na pewno dam plusa. Było mnóstwo aktywnych i ciekawych graczy, a jak odpadała jedna aktywna osoba to zaraz pojawiała sie następna. Mało tu było typowych duchów czy ludzi próbujących wślizgnąć się do finału. Jednak aż 4 z 18 osób były osobam powracającymi i choć na ogół takie powroty mnie cieszą, tu widać, że się nie udały. Zwłaszcza w przypadku Joe i Aubry, którzy grali fatalnie i tylko zabrali miejsca jakimś nowym osobom, którzy mogliby zagrać w ich miejscu. U Kelley już było lepiej, ale ona też nie grała tak dobrze jak w ostatnich sezonach. Najlepiej z czwórki powracających oceniam Davida, ale i on nie ustrzegł się przed błędami. Generalnie widać, że powracający gracze mają na swoich plecach celownik już od początku sezonu (i trudno się dziwić) więc te powroty nie mają za bardzo sensu. Niech nowi gracze grają tylko z nowymi graczami, a weterani tylko z innymi weteranami w sezonach typu All Stars to nie będziemy mieć problemu z tym, że nowi wywalają weteranów tylko dlatego, że tamci znają już tę grę. A z kolei weterani nie będą zabierać czasu antenowego nowym graczom.
Jeszcze słówko o przebiegu sezonu - generalnie było na ogół ciekawie, ale wielka szkoda, że jedno plemię aż do mergu nie musiało iść na radę, za to inne plemię cały czas tam chodziło. To zawsze trochę psuje frajdę, bo najlepiej ogląda się pre-merge wtedy, gdy każdy chodzi na radę i można obserwować dynamikę we wszystkich plemionach. A z kolei po mergu było zdecydowanie zbyt dużo Ricka, ale o tym już wspomniałem.
Generalnie jednak sezon dostarczył mi frajdy więc nie będę oceniać go źle. Choć oczywiście jakiś wybitnie rewelacyjny też nie był.


Podsumowanie indywidualne:

Reen - babka z charakterem i ciętym językiem, który szczególnie mocno dawał się we znaki ludziom przybywającym na Edge of Extinction ;) Jej cierpkie teksty często mnie bawiły, no ale kiedy była w grze, radziła sobie słabo, bo izolowała się od każdego oprócz Wendy i Keitha, a to jest zawsze dużym błędem na początku gry. Miała też dziwne zachowania jak np. zabieranie ludziom bez ich zgody ubrań do prania - nawet jeśli miała dobre intencje to w oczach innych wyglądało to źle. Mimo charakternej osobowości, gdyby nie twist z EoE to pewnie szybko zostałaby zapomniana jako 1st voted out. Nie wiem, ile jest prawdy w tych pogłoskach, że ona wymyśliła na EoE "pakt" na mocy którego wygrać miał ktoś, kto powróci do gry z wygnania. Mam nadzieję, że inni na to nie poszli i głosowali w finale zgodnie ze swoim sumieniem, a nie ze względu na jakiś pakt...

Keith - słaby w socjalu, kiepski w strategii, beznadziejny w zadaniach. Początkowo trzymał się tylko Reen, ale zdradził ją, żeby ratować swój tyłek, choć i tak było wiadomo, że on poleci następny. Na EoE też się nie popisał i szybko quitnął razem z Wendy. Ogólnie nie wniósł nic ciekawego do tego sezonu i dobrze, że opuścił grę na dobrę, bo jego ewentualny powrót do gry zepsułby ten sezon.

Aubry - jedno wielkie rozczarowanie. Nawet trochę cieszyłem się z jej powrotu, ale ona z sezonu na sezon gra coraz gorzej i teraz nie pokazała już niczego pozytywnego. Od początku próbowała nawiązać z kimś sojusz, ale nikt jej nie traktował poważnie, a dodatkowo Erik i Gavin od początku chcieli ją wywalić. Aubry wprawdzie znalazła HII, a potem jeszcze zdobyła przewagę, ale zaraz po przemieszaniu odpadła z tymi fantami jak ostatnia naiwniaczka, bo dała się nabrać, że istnieje jakiś kobiecy sojusz i została zblindsidowana. Oprócz gry nie podobały mi się też te jej wszystkie płacze, za dużo tego było... Cieszyłem się, że nie udało jej się wrócić z EoE, bo zwyczajnie to już by był zbyt duży fart. Aubry miała już swoje 3 szanse w Survivor i niech na tym się skończy. Ja już mam przesyt jej osobą.

Wendy - jako osobowość była oryginalna i dało się ją lubić, bo naprawdę sympatyczne i urocze z niej było dziewczę :) No ale jako gracz była słaba w strategii i zadaniach, a choć socjal miała dobry i potrafiła zjednywać sobie ludzi to przez jej różne jazdy (np. z uwalnianiem kurczaków) zaraz tę sympatię traciła. No i była też jedyną oprócz Keitha osobą, która zdecydowała się opuścić EoE i zakończyć grę. Co mnie cieszyło, bo o ile w początkowych odcinkach lubiłem jej akcje to potem już zaczynało mnie to męczyć więc jak dla mnie Wendy zakończyła grę w idealnym momencie.

Joe - kolejny z powracających graczy, ale u niego w przeciwieństwie do Aubry ciężko nawet mówić o rozczarowaniu, bo przecież od samego startu było wiadomo, jak jego los się potoczy :P Czyli trzymanie go przez ludzi na etapie plemiennym, żeby robił przewagę w zadaniach, a potem odstrzelenie przed mergem albo tuż po, żeby nie robił konkurencji w zadaniach o indywidualny immunitet. Joe odpadł na pierwszej radzie, w której uczestniczył, czyli zaraz po mergu. Jego własne plemię go zblindsidowało, wykorzystując fakt, że nie zdobył immunitetu i nawet ryzykując tym ruchem przyszłe problemy na radach (utrata większości). To pokazuje, że Joe od samego początku był w tym sezonie skazany na pożarcie i tylko kwestią czasu było, kiedy wyleci, dlatego powrót takich graczy nie ma żadnego sensu. Co do jego gry - niby próbował nawiązywać więzi, ale z oczywistych powodów nikt nie chciał mieć z nim trwałego sojuszu. Dobrym ruchem Joe było straszenie innych ludzi z jego plemienia, że przez to ciągłe wygrywanie zadań oni również będą przez innych postrzegani jako zagrożenie, ale ostatecznie chyba tylko Julie to kupiła. Tak czy inaczej - Joe, podobnie jak Aubry, swój limit występów w Survivor już wyczerpał i mam nadzieję, że już nie wróci w żadnym przyszłym sezonie.

Eric - na samym początku zawarł sojusz z Gavinem i razem z nim planował wykopać Aubry, ale potem facet gdzieś zanikł i tak naprawdę widać go było więcej dopiero po mergu, gdzie okazało się, że wspólnie z Ronem rządzi sojuszem ludzi z dawnego Kona. Do tego przekabacił też Davida i Ricka, wykorzystując fakt, że wcześniej Kelley i Wardog chcieli wykopać Ricka zaraz po jego powrocie z wygnania. Eric pokazał się też jako świetny zawodnik w zadaniach i niezły kombinator, próbujący uchronić się przed zdradą sojuszników argumentem, że jak będą trzymać się razem to wszyscy dotrwają do wizyty bliskich. Pomysłowy argument i wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że Eric był zbyt pewny siebie i zamiast dyskutować ze swoim sojuszem, narzucał mu swoją wolę, co zauważył Wardog i wyciągnął z tego sojuszu Gavina, Julię i Victorię. Blindside Erica był piękny do oglądania i bardzo mnie cieszył, ale na EoE już trochę zmieniłem nastawienie do tego gościa. Gdy nabrał trochę pokory i pokazano go bardziej jako człowieka, a nie zimnego gracza bez emocji, zacząłem go lubić. Myślę, że gdyby właśnie na etapie gry miał więcej tej pokory i nie próbował być cały czas na pierwszym planie to mógłby bardzo daleko zajechać, może i po wygraną, bo sprytu i charyzmy mu nie brakowało.

Julia - przez pół sezonu była praktycznie niewidoczna i nie musiała iść na radę. Pamiętam, że uwierzyła Joe, że przez to ona też może być traktowana jako zagrożenie. Po mergu trzymała się ze swoim dawnym plemieniem, ale dała się przekonać Wardogowi, że w swoim sojuszu jest na dnie i wzięła udział w blindsidzie na Ericu. Potem miała dobry plan, żeby przyciągnąć do siebie z powrotem Julie i Rona urażonych po poprzedniej radzie, ale ostatecznie jej plan posypał się przez Julie, która uległa paranoi, co sprytnie wykorzystał Rick i namówił wszystkich do głosowania na Julię. No i Julia odpadła po jednej z najbardziej szalonych rad jakie widziałem :) I choć sama też popełniła błąd to wydaje mi się, że ona nawet miała jakiś potencjał, tylko edit przez większość sezonu uporczywie ją pomijał.

David - lubię go więc jego powrót mnie ucieszył, choć co do jego gry mam mieszane uczucia. Na pewno poradził sobie dużo lepiej niż Aubry i Joe, poza tym jego plemię cały czas chodziło na rady więc David cały czas musiał uważać. Na początku przyjął strategię przemykania cichcem, co dało dobry efekt i sprawiło, że on nie był na celowniku. Zgrał się szybko z Rickiem, z którym grał cały czas praktycznie do końca. Jednocześnie próbował też trzymać relację z Wardogiem, Kelley i Chrisem. Blindside na tym ostatnim był jednak błędem ze strony Davida, bo mógł i powinien wtedy wywalić Kelley. Eliminacja Chrisa oznaczała utratę pozycji i David stał się zależny od Wardoga - miał zatem szczęście, że to nie on, a Rick został zblindsidowany w kolejnej radzie. David dotrwał jednak do mergu, tam wrócił do gry z Rickiem, ale szukał też możliwości gry z ludźmi z Manu. Dzięki temu udało mu się przetrwać Erica czy Julię, ale jednocześnie wszyscy wiedzieli, jakim on jest zagrożeniem i zaczęli w niego celować, a on nie miał jak się przed tym obronić. Na pewno można go pochwalić za to, że dużo kombinował i świetnie grał swoim socjalem, ale jednocześnie kilka razy denerwowało mnie, że zapowiadał jakieś ruchy, a potem się z tym wstrzymywał - jak choćby wtedy, gdy cały czas mówił, że musi pozbyć się Kelley, zanim ona pozbędzie się jego. A ostatecznie ją ratował kosztem ludzi, którzy pomogliby jego dalszej grze (jak Chris). Co by jednak David nie zrobił, do finału by nie dojechał, bo wszyscy pamiętali jego potencjał z sezonu, w którym grał po raz pierwszy. I nikt by mu nie pozwolił do tego finału wejść więc można uznać jego grę w tym sezonie za dosyć udaną, bo mimo nieustannego celownika na plecach, Davidowi udało się daleko zajechać w tym sezonie.

Kelley - kolejna osoba, co do której miałem spore nadzieję, bo wiedziałem, na co ją stać. Kelley od początku była aktywna i szybko zgrała się z Lauren, która była w nią zapatrzona jak w obrazek ;) Potem dołączyła do tego Wardoga, ale on ją traktował jedynie jako instrument w swojej grze. Tak czy inaczej, relacja z Wardogiem ocaliła jej tyłek, kiedy David, Rick i Chris postanowili ją wykopać, a sprzeciwił się temu Wardog. Dzięki temu Kelley zyskała bezpieczną pozycję w plemieniu i dojechała do mergu, po którym dalej była aktywna, ale podobnie jak w przypadku Davida, ludzie widzieli w niej duże zagrożenie i nikt nie chciał pozwolić jej dość do finału. Ostatecznie Kelley została zblindsidowana przez swojego głównego sojusznika, czyli Wardoga, który bał się, że jeśli nie zrobi teraz przeciwko niej ruchu to ona zrobi ruch przeciwko niemu. Kelley odpadła z HII w kieszeni, co chluby jej nie przynosi, ale największego faila zaliczyła chyba wtedy, kiedy po przybyciu na EoE wygadała wszystkim, że Lauren ma HII. To nie było zbyt fajne i moim zdaniem Kelley zachowała się w tym przypadku nie fair wobec Lauren. Ogólnie jej gra nie była najgorsza, ale mogła też być lepsza więc szału w tym sezonie w wykonaniu Kelley nie było.

Wardog - szybko zgrał się z Kelley i Lauren, ale jednocześnie cały czas miał też dobre relacje z Davidem, Rickiem i Chrisem, dzięki czemu szybko stał się głównym rozgrywającym w swoim plemieniu i to on decydował o tym, kto odpadnie. Gdy Chris przyszedł do niego z zamiarem wyrzucenia Kelley, Wardog wywalił Chrisa. Potem to samo zrobił z Rickiem. Przed mergem był cały czas bezpieczny, a po mergu grał aktywnie i starał się budować różne ciekawe sojusze, m.in. z Ronem i Rickiem, co miało być "sojuszem zagrożeń". Przez to wszystko Wardog sam jednak stał się celem. Na pewno na duży plus trzeba mu zaliczyć wyrzucenie Davida, który na niego polował, ale już blindside na Kelley chyba mimo wszystko był zbyt przedwczesny. Rozumiem jego powody, bo na dalszym etapie Kelley na pewno by się przeciwko niemu zwróciła, ale w tamtym momencie Wardog miał jeszcze sporo innych groźniejszych dla niego osób do wywalenia. Generalnie jednak oceniam jego grę na plus, bo choć często grał ostro i do finału raczej nie miał szans dojechać to jednocześnie Wardog był ciekawym graczem do obserwowania i trzeba mu oddać, że długo miał grę pod swoją kontrolą i często to on był siłą sprawczą na radach, w których uczestniczył.

Ron - przez pierwszą część sezonu nie musiał chodzić na rady więc ciężko coś powiedzieć o jego grze na tym etapie, poza tym, że znalazł wskazówkę z "wyborem menu", ale nawet nie mógł jej wykorzystać, bo jego plemię ciągle wygrywało immunitety. Po mergu nagle okazało się, że Ron wspólnie z Erikiem ma najlepszą pozycję w swoim plemieniu, co mnie dosyć zaskoczyło, bo nie było to pokazywane. Z jednej stronie może to dobrze świadczyć o Ronie, że zbudował sobie taką pozycję dobrą social game, ale z drugiej - Ron był na tym etapie zbyt pewny siebie i zaskoczył go totalnie blindside na Ericu. Potem jednak wszedł z ciekawy układ z Wardogiem i Rickiem, ale jednocześnie cały czas próbował różnych opcji i gry na kilka frontów. Miał też układ z Julie, choć nie zawsze głosował tak jak ona. Ostatecznie został jednak uznany za zbyt duże zagrożenie, żeby pozwolić mu daleko dojść. I choć Ron popełniał błędy to trzeba mu przyznać, że czasem nieźle kombinował więc jego gry też nie oceniam źle.

Aurora - wiem, że ona ma swoich fanów, ale na mnie akurat nie zrobiła dobrego wrażenia i ciężko mi o niej napisać coś więcej poza tym, że była dobra w zadaniach i prawdę mówiąc miesiąc po obejrzeniu sezonu już jej prawie nie pamiętam. Dotarła do Top7 głównie dzięki temu, że nie musiała chodzić na rady, a potem większe zagrożenia walczyły między sobą. Ale zarówno pod kątem strategii, jak i socialu Aurora w niczym nie błysnęła i żegnałem ją bez żadnego żalu.

Victoria - bardzo ciekawy gracz. Dużo i mocno kombinowała, ale robiła to trochę z tylnego siedzenia, starając się pozostać możliwie niezauważona, żeby nie ściągać na siebie celu. Idealny przykład powiedzenia: "Cicha woda brzegi rwie" :) Do pre-merge nie musiała chodzić na rady i nie była zagrożona, ale po mergu była bardzo aktywna, choć jednocześnie grała po cichu. Gdy Erik i Ron chcieli przejąć kontrolę, ona wspólnie z Gavinem zorganizowała przewrót, który wykopał Erica. Potem cały czas współpracowała z Gavinem, ale szukała różnych opcji i fajnie kombinowała. Mogła jednak wziąć pod uwagę blindside na Gavinie, zanim on wykopał ją, no i powinna też porozmawiać z Chrisem, gdy ten wrócił z gry. Nawet, jeśli Victoria nie chciała z nim współpracować to mogłaby chociaż stworzyć pozory, żeby on w nią nie uderzył. Generalnie jednak dziewczyna zaprezentowała się bardzo pozytywnie i chciałbym, żeby jeszcze kiedyś wróciła, bo potencjał miała i pewnie by go jeszcze pokazała w kolejnym sezonie.

Lauren - kolejna bardzo ciekawa dziewczyna, która fajnie grała. Od samego początku skumała się z Kelley i zapewniła sobie z jej strony osłonę, ale współpracowała też z Wardogiem, a z innymi miała dobre relacje. Znalazła też HII, no i mi osobiście zaimponowała też tym, że nawet jak źle się czuła to i tak walczyła z całych sił. Po mergu trzymała się z Kelley, a po jej odpadnięciu próbowała nowych opcji, robiąc m.in. ciekawy ruch z zawiązaniem paktu z Gavinem i Victorią, żeby uderzyć w Rona. Potem ładnie też urobiła Julie, żeby wycelować w Aurorę. No a następnie zgrała się z Chrisem, co nie byłoby złe, ale niestety użycie na nim HII było już błędem, bo pozbawiło jej ochrony na etapie Top5. Choć niestety na odpadnięcie Lauren wpływ miało też to, że Kelley rozpowiedziała wszystkim na EoE, że ona znalazła HII :/
Podsumowując, Lauren pozostawiła po sobie bardzo dobre wrażenie i tak jak w przypadku Victorii, również i jej powrót bardzo by mnie ucieszył.

Rick - największy problem z nim wynikał z faktu, że edit tak nachalnie go promował. Gdyby nie to, pewnie dałoby się go lubić i może nawet mu kibicować, bo facet był zabawny i robił wokół siebie dużo szumu. Na plus trzeba mu też zaliczyć wygrywanie zadań i znajdowanie HII. Niestety reszta jego gry pozostawiała sporo do życzenia i roiła się od błędów. Najpierw początek sezonu - Rick zawarł sojusz z Davidem, co było dobrym ruchem, tak jak nawiązanie relacji z Chrisem czy Wardogiem. Głupotą jednak z jego strony było wzięcie udziału w blindsidzie na Chrisie, bo to sprawiło, że Rick stał się zależny od Wardoga i bardzo szybko za to zapłacił, odpadając już na kolejnej radzie. Gdyby wtedy Rick pozbył się Kelley to miałby w plemieniu pełną kontrolę, razem z Davidem i Chrisem, a uderzenie w tego ostatniego było bezsensowne również i z tego powodu, że Chris mu ufał, był lojalny i raczej by go nie zdradził jak Wardog. Rick odpadł, udało mu się wrócić z EoE i znów zgrał się z Davidem, ale jednocześnie szukał innych opcji jak "sojusz zagrożeń" z Wardogiem i Ronem, ale mimo tych wszystkich prób, efekt był taki, że na większości rad Rick nie był wtajemniczony w plany i często był wynikiem głosowań zaskoczony. Kolejna sprawa, że mimo robienia show przed jury, Rick nie był w stanie zawiązać sojuszy, które trzymałyby go w grze i dotrwał tak daleko tylko dlatego, że wygrywał immunitety, znajdywał HII lub dostawał je w prezencie, jak pierwszy HII, który miał w torbie po powrocie z EoE. To wszystko sprawia, że jego ewentualne zwycięstwo pozostawiałoby niesmak więc cieszyłem się, gdy Rick przegrał z Chrisem próbę ognia i odpadł, bo w finale niestety pewnie by wygrał, patrząc na reakcję jury na jego popisy. Tak czy inaczej myślę, że edit, który tak nachalnie wciskał nam Ricka w końcówce sezonu, dużo bardziej mu zaszkodził niż pomógł, bo chyba mało kto mógł już patrzeć na tego gościa. Mam nadzieję, że już takiego editu nie będę musiał oglądać u nikogo, w żadnym sezonie...

Julie - ciekawa, acz dosyć emocjonalna babka, która prowadziła dosyć zmienną grę. Do mergu nie była zagrożona, a potem była raz na wozie, a raz pod, ale udawało jej się wyratować, choć trzeba też powiedzieć, że do finału udało jej się dojść nie tylko dzięki zbudowanym relacjom, ale też dlatego, że pozostali nie postrzegali jej jako duże zagrożenie. 0 głosów w finale to na pewno mało... ale z drugiej strony wcale mnie to nie dziwi, bo Chris i Gavin zaprezentowali się lepiej. U Julie zabrakło przede wszystkim samodzielnych ruchów strategicznych, no i jej emocje też jej nie pomagały, bo czasem wywoływały chaos jak np. na radzie, po której odpadła Julia. A to nie pozwala uznać Julie za naprawdę dobrego gracza.

Gavin - początkowo był pokazany tylko w momencie, gdy zawarł sojusz z Erikiem, a potem zniknął aż do mergu. Tam już jednak zaczął prowadzić bardzo ciekawą grę i razem z Victorią tworzył ciekawy duet. Na pewno trzeba go docenić za blindside na Ericu, który był jego bliskim sojusznikiem, ale ten ruch otworzył Gavinowi drogę do finału. Oczywiście po drodze trzeba było jeszcze kombinować z innymi opcjami i tu Gavin radził sobie dosyć dobrze, choć nie zawsze był siłą sprawczą i czasem znajdował się po złej stronie głosowania. Jego gra była podobna do gry Victorii z tą różnicą, że Gavin dotarł aż do finału. I choć jego gra była całkiem solidna to mimo wszystko zabrakło mi w niej jakiegoś błysku, czegoś co by mnie naprawdę powaliło. Dlatego uważam, że to drugie miejsce dla niego jest w sam raz, choć oczywiście gdyby zamiast Chrisa w finale siedziała np. Aurora to zdecydowanie wolałbym zwyciestwo Gavina.

Chris - jego zwycięstwo w tym sezonie jest na pewno sporą sensacją zważywszy na późny powrót Chrisa do gry i gdyby nie twist z EoE, nie byłoby to możliwe. Mnie jednak to bardzo ucieszyło, bo szybko polubiłem tego gościa i byłem zły, gdy został zblindsidowany. Niby popełnił błąd, mówiąc Wardogowi, że chce wywalić Kelley, ale to Rick i David wtedy najbardziej wtopili, że wzięli w tym udział, bo gdyby nie to, Chris by nie poleciał. Potem kibicowałem mu na EoE, żeby wrócił i udałoby mu się to, gdyby nie dodatkowe utrudnienie w zadaniu, które podrzucił mu Keith. Na szczęście jednak Chris wrócił na etapie Top6 (pokonując o włos w zadaniu Joe - i całe szczęście, bo powrót tego drugiego byłby tragedią). No a od momentu powrotu był naprawdę aktywny i właściwie zrobił chyba wszystko, co się dało, żeby dojść do finału i mieć na swoim koncie osiągnięcia. Najpierw udało mu się przekonać Lauren, by użyła w jego obronie HII, potem na etapie Top5 Chris użył już swojego HII, a na etapie Top4 zrobił jeden z najciekawszych ruchów, jakie do tej pory pojawiły się w Survivor - oddał swój zdobyty na zadaniu immunitet, by osobiście zmierzyć się w rozpalaniu ognia z Rickiem, bo wiedział, że tylko w ten sposób może się go pozbyć. I już za sam ten ruch należy mu się uznanie. Do tego wszystkiego dosżło też budowanie relacji po powrocie, a sytuacja nie była przecież łatwa, bo reszta ludzi od dawna się znała i Chris musiał dużo pracować, żeby wkręcić się w sojusz. Oczywiście z drugiej strony można powiedzieć, że ktoś, kto był w grze przez 12 dni i raz już odpadł, nie zasługuje na wygraną... ale moim zdaniem skoro w tym sezonie był taki twist to nie można mieć do Chrisa pretensji, że go perfekcyjnie wykorzystał. Trochę mu pewnie ułatwiło sprawę to, że wiedział od Kelley o HII Lauren, no i zbudowane relacje z jury na EoE. Ale to by mu pewnie i tak nie zapewniło zwycięstwa w finale, gdyby nie dobra gra po końcówce i widowiskowy ruch z oddaniem immunitetu i rozpalaniem ognia przeciwko Rickowi. Więc ja uważam, że Chris wygrał zasłużenie i bardzo mnie jego wygrana cieszy :) Choć oczywiście zdaję sobie sprawę, że można uważać jego zwycięstwo za kontrowersyjne, bo i sam twist z EoE był kontrowersyjny.


Edit: Jeszcze tak odnośnie moich obaw sprzed miesiąca co do sezonu 39 i 40 - na szczęście sezon 39 okazał się bardzo fajny :) A z kolei EoE w sezonie 40 sprawdza się dobrze, bo faktycznie w sezonie All Stars miło popatrzeć trochę dłużej na ludzi, którzy szybko odpadli, a jednak mają status gwiazd. Więc cofam to wszystko, co pisałem na ten temat miesiąc temu i biję się w pierś :)
Obrazek

Saw
8th jury member
Posty: 760
Rejestracja: 15 wrz 2017, 12:41
Winners at War: Michele
Survivor AU All Stars: Shonee
Kontakt:

S38E14 "I See The Million Dollars" / Reunion

Post autor: Saw »

Wow! :o :o :o
Kompletnie nie spodziewałem się, że finał tak się potoczy. Wydawało się, że wszystko jest jasne i uwielbiany przez produkcję Rick wygra. A tu taki szok. Największa niespodzianka chyba od czasu S19. Bardzo ucieszyłem się że Chris wrócił z wyspy wymarcia, ale że dotrze do finału i wygra to nie obstawiłbym za żadną cenę.
Sezon dzięki tej zaskakującej końcówce mocno zyskał w moich oczach. Ogólnie powiem, że był calkiem niezły. Na pewno udało mi się w niego dosyć wkręcić. Szkoda tylko, że edit tak psuł przyjemność z oglądania. Pierwsza czesc sezonu skupiona była na powracających graczach, a później zrobili Rick show i niestety pozostali na tym ucierpieli. Szkoda, bo gdyby edit był lepszy to sezon mógłby być porównywalnie dobry co poprzedni. Twist z Edge of Extinction nie do końca mi się podobał, ale też nie powiem, że był jakiś tragiczny. Zdecydowanie bardziej przydałoby się go jakoś udoskonalić. Takie siedzenie bez celu na tym wymarciu jest trochę bez sensu. Przydałoby się trochę więcej dynamiki tam. Może jakieś zadania i eliminacja co niektórych osób. Choć to też pewnie kradłoby jeszcze więcej czasu antenowego. Nie podobało mi się, że można było stamtąd wysyłac pomoce uczestnikom będącym w grze. Nie powinno być tak, że przyszli jurorzy ingerują w rozgrywkę. To że Chris wrócił na ostatnie dni rozgrywki i wygrał to nie jego wina, bo miał prawo do tego. To przede wszystkim wina produkcji, która dopuściła do takie sytuacji. Równie dobrze mogła wrócić Reem, która odpadła pierwsza i wygrać. Produkcja na pewno taki scenariusz brała pod uwagę, wiec jak pretensje to do nich.

Reem - jestem pod ogromnym wrażeniem, że ona tak długo wytrwała na tej wyspie wymarcia. Pełen szacunek dla tej babki. Odpadła tak naprawdę z dupy na tej pierwszej radzie. Trochę irytowała innych swoim zachowaniem, ale nie było konkretnego powodu dla którego w nią celowano. Na wymarciu czesto pokazywała swój wredny charakter. Czepiała się ludzi, którzy ją wyeliminowali i miała ogromny ból dupy. Ale po czesci też staram się ją zrozumieć Była wielką fanka, a odpadła jako pierwsza. Dodatkowo siedziała tam tyle czasu, co musiało być mega frustrujące. Emocje w końcu musiały puścić. Z perspektywy czasu naprawdę ją doceniam i może chciałbym ją jeszcze kiedyś zobaczyć. Babka miała charakterek i mogła wiele pokazać będąc w grze.
Keith – irytujący nerd. Jak był w grze to jeszcze tak mi nie grał na nerwach, ale na wymarciu był okropny. Zachowywał się jakby pozjadał wszystkie rozumy i brał przykład z Reem i też był wielce obrażony na tych co go wywalili. A odpadł z gry, bo nie potrafił się wmieszać w sojusz większościowy i kiepsko wypadał w zdaniach. Nie było sensu, go dłużej trzymać w grze.
Aubry – ten sezon idealnie pokazał jej największą słabość, jaką jest socjal. Kompletnie nie potrafiła się odnaleźć w roli powracającego gracza. Będąc dużym celem, popełniała błąd za błędem. Źle odczytywała zamiary ludzi. Każdemu mówiła to samo, przez co łatwo straciła ich zaufanie. Utknęła na samym dnie z Aurorą i Joe. Przemieszanie mogło jej pomóc zmienić sytuację, ale dała się złapać w pułapkę zastawioną przez Vctorię, Gavina i Erica. Najpierw dała się nabrać, że jest możliwość kobiecego sojuszu, a później, że jednomyślnie wyeliminują Wendy. Odpadła z HII i przewagą w kieszeni. Podobało mi się jak porównała się do J.T. Co by nie mówić dorównała samemu mistrzowi. Dziwię się że tak spokojnie poszła na tą radę i nie zdecydowała się niczym zagrać. Wiedziała, że jako powracający gracz, jest zagrożeniem dla innych, a poza tym w pierwotnym plemieniu miała kiepską pozycję. To aż się prosiło żeby wyłożyć karty na stół i się zabezpieczyć.
Wendy – barwna postać sezonu. Raz śmieszyła, raz nieco irytowała. Ale dzięki niej było ciekawie. Od samego początku miała pod górkę, bo nie załapała się do żadnego sojuszu i była łatwym głosem. Dodatkowo jej socjal, to był jeden wielki żart. Będąc w czarnej dupie ona decyduje się na kradzież krzesiwa, by nie pozwolić zabić kur. To było tak głupie, że masakra. Cudem udało się jej dotrwać do przemieszania. A tam odwaliła jeszcze lepszy numer, bo wypuściła kury. Wydawało się że teraz już ratunku dla niej nie ma. Ale znów szczęśliwie udało się jej przetrwać, bo plemię zółtych zblindsidowało Aubry. Jednak podczas podwójnej rady już nie było dla niej ratunku. Choc początkowo wszyscy chcieli trzymać się swoich plemion i doprowadzić do losowania kamieni, to jednak ostatecznie zdecydowano, że oba plemiona wspólnie poświęcą Wendy. Nie było sensu żeby żółci narażali się dla Wendy, tym bardziej niebiescy. Wendy miała szanse jeszcze wrócić z wyspy Wymarcia i była blisko podczas zadania, ale choroba jej przeszkodziła w najbardziej kluczowym momencie. Później zdecydowała się opuścić wyspę i bardzo szanuję jej decyzję. Miała wolny wybór i myślę że podjęła słusznie. Męczyć się jeszcze przez kolejne dni na tym wymarciu nie było sensu. Szanse, że dałaby radę pokonać mocnych w zadaniach uczestników były zerowe. Ogólnie widać po niej, że nie zależało jej jakoś szczególnie mocno na grze i sama też nie robiła nic w tym kierunku. Widać, że przybyła się dobrze bawić i chyba ten cel spełniła. No i co najważniejsze uratowała kury.
Joe – jego powrót to lekkie nieporozumienie. Rozumiem, że ma wielu fanów, ale trzeci raz to już za dużo. Lubię go i ogólnie nic do niego nie mam jako człowieka, ale jako gracz jest nudny. Już przed startem sezonu łatwo można było przewidzieć, że nic konkretnego nie ugra i gdzieś w okolicach mereg'a odpadnie. Przez pierwszą część sezonu był potrzebny tylko do wygrywania zadań. Gdyby przytrafiła się jakaś rada przed połączeniem to pewnie by poleciał. Nie nawiązał jakiś większych relacji przez ten czas i po swojej stronie miał zaledwie jedną osobę, więc szans na dłuższą grę nie miał żadnych. Po połączeniu szybko żółci się od niego odwrócili i nawet argument, że wygrywał dla niech konkurencje nie miał znaczenia. Gra była dla niego brutalna. Niestety swojej łatki mocnego w zadaniach nigdy już nie odklei. Nawet jakby przestał się starać, to kazdy już wie na co go stać.
Erik – polubiłem go, choć przez większość czasu nie wyróżniał się niczym szczególnym. Najpierw stworzył duet z Gavinem i był raczej dobrze ustawiony w pierwotnym plemieniu. Po przemieszaniu pokazywano go więcej i wydaje się, że był głową sojuszu z Victorią i Gavinem. Po połączeniu nieoczekiwanie ludzie, którym ufał, odwrócili się od niego. Był uważany za zagrożenie, bo na boku zaczął kombinować z Manu. Nawet Gavin z którym był blisko postanowił go zblindsidować.
Julia – przez pierwszą część sezonu prawie w ogóle nie widoczna. Ale jak wyszła z cienia to pokazała, że gra i nie boi się podejmować odważnych ruchów. Dokonała blindsidu na Eriku, ale z perspektywy czasu nie był to zbyt opłacalny ruch, bo odpadła zaraz na kolejnej radzie. Popełniła błąd, że wspólnie z Aurorą nieświadomie wyjawiły plan na radzie. Jeszcze swoje dołożył Jeff, który wepchnął ją pod autobus. Wyszło jedno wielkie zamieszanie na radzie i Julii boleśnie się oberwało. Szkoda, bo dostrzegam w tej dziewczynie spory potencjał. Szkoda, że miała tak słaby edit na początku i nie udało się bliżej poznac jej strategii. Ale z charakteru sympatyczna i polubiłem ją.
David – jak ja go nie trawię. Nie potrafię tego wyjaśnić, ale jak go tylko widzę to czuję się poirytowany. Ma coś w sobie co strasznie drażni. W tym sezonie więcej gadał niż robił. Od początku chciał się pozbyć Kelley. I nic nie robił w tym kierunku. Nawet jak pojawiła się idealna okazja, kiedy Chris był gotowy się od niej odwrócić, to David spanikował. Na dalszym etapie doszło nawet do ich współpracy, ale widać, że sobie nie ufali. David miał tylko Ricka jako pewnego sojusznika, a to jednak za mało. W pewnym momencie nie było już dla niego szans.
Kelley – najlepiej wypadła spośród powracających graczy. Wszyscy wiedzieli, że jest dobrym strategiem, więc od początku chciano ją wyeliminować. Ale nikt nie miał na tyle odwagi by tego dokonać. Nawet jak pojawiał się realny plan, to co niektórzy wymiękali. Weszła w silny sojusz z Lauren i Wardogem i nawzajem się chronili. Wydaje się, że osiągnęła i tak dużo w tym sezonie. Wiele więcej już wycisnąć się nie dało. Szkoda tylko tego ukrytego immunitetu, którego nie wykorzystała. Ale ten blindside był kompletnie niespodziewany. Trudno było przewidzieć, że lojalny Wardog się od niej odwróci w tamtym momencie. Ogólnie Kelley nadal imponowała dobry odczytywaniem ludzi. Dobrze przejrzała, że coś nie gra przed radą na której odpadła Julia. Czuła, że sojusz kombinuje za jej plecami i mogła dzieki temu się wybronić. Ale intuicja w najważniejszym momencie ją zawiodła i nie przewidziała ataku ze strony Wardoga.
Wardog – jestem nieco zaskoczony, że udało mi się go polubić. Zazwyczaj takie osoby, jak on były wkurzające. Nie dość, że aroganccy to jeszcze promowani przez produkcję. Ale jednak Wardog, był nieco inny. Czasem zwyczajnie w świecie mnie śmieszył. Przede wszystkim jego nieporadność w zadaniach była zabawna. . Dobrze grał i w pewnym momencie stał się nawet najlepszym graczem ze wszystkich. Ale wykonując duże ruchy, zaczął ściągać na siebie uwagę i nikt nie chciał go dłużej trzymać w grze. Trochę za pewnie się poczuł i zbyt zaufał w moc układu z Rickiem i Ronem. Pomysł by mocni gracze trzymali się razem nawet niezły. Jednak, żeby mieć większość to potrzebowali jeszcze dwóch osób, a Ron nie był pewną osobą i zdecydował się na zdradę.
Ron – niezły gracz, ale często gubiła go zbytnia pewność siebie. Miał kontrolę po połączeniu razem z Erikiem, ale wyrzucono jego najbliższego sojusznika. Później udało mu się nieźle ustawić i miał kilka opcji na grę. Wszedł też w sojusz mocnych graczy z Rickiem i Wardogiem. Ale chyba znów o sobie dała zbyt duża pewność siebie. Najpierw pozbył się Wardoga, a gdy Rick zdobył immunitet to on stał się zagrożeniem numer jeden i odpadł. Brakowało mu tarczy za którą mógłby się wtedy schować. Też nie do końca rozumiem, jaki sens miało przekazanie Rickowi nie ważnego już dawno menu. Przecież prawda prędzej czy później wyszłaby na jaw. Zrobił to chyba tylko po to by wzbudzić jego zaufanie i by ten poczuł się pewnie i przestał szukać HII. Tylko w ogóle kto byłby na tyle głupi, żeby przekazać tak cenną przewagę na takim etapie gry. Raczej mało wiarygodnie to wyszło i nie dziwię się, że Rick przewidział zamiary Rona.
Aurora – do połączenia była mało widoczna. Wiadomo było tylko, że jest blisko z Joe i jest na dnie w Kama. Po tym jak zblindsidowano Joe i nie wtajemniczono ją w plan, była obrażona i stała się samotnikiem. Jej socjal był kiepski. Nikt nie chciał wejść z nią w bliższą relację i stała się takim typowym łatwym głosem. Na każdej radzie była celem. Ale udało się jej daleko zajść, głównie ze względu na to, że zagrożenia zaczęły się wycinać. Dodatkowo pokazała się jako bestia zadaniowa i wygrywała immunitety. W F7 udało się jej wejść do sojuszu i wyeliminować Rona. Ale długo nie zagrzała tam miejsca, bo Lauren chciała zachować Julie w grze i zdecydowała się poświecić Aurorę. Jeszcze Rick dołożył swoje gdy zapowiedział, że użyje HII na Julie. Wtedy jasne się stało, że minuty Aurory są policzone.
Victoria – nie wzbudziła jakoś szczególnie mojej sympatii. Jednak doceniam jej mocną grę. Potrafiła ukryć się w tłumie i stamtąd wykonywać ciekawe ruchy. Nikt nie widział jakim jest zagrożeniem, a ona miała duży wpływ na rozgrywkę. Cały czas szukała różnych opcji i współpracowała z wieloma uczestnikami. Widać, że darzyli ją zaufaniem i chętnie wchodzili z nią w układy. Momentem zwrotnym był jednak powrót Chrisa i przekonanie innych, że Victoria ma duże poparcie u jurorów.
Lauren – polubiłem ją od samego początku. Skumała się z Kelley i stworzyły silny duet. Znalazła też HII i imponowała mi spokojem, bo wiele razy prosiło się o to by nim zagrać. A ona podejmowała ryzyko i to się jej opłacało. Pod wrażeniem też byłem jej upartości w zadaniach. Mimo, że źle się czuła i była mocno osłabiona to jednak zawsze dawała z siebie wszystko. Aż doszło do jej omdlenia podczas jednego z zadań, ale na całe szczęście nic się nie stało i mogła kontynuować udział w grze. Wydawało się że po odpadnięciu Kelley będzie miała problem. Ale dzięki bardzo dobremu socjalowi nawiązała inne mocne relacje i weszła w nowe sojusze. Doprowadziła do blindsidu na Wardogu czy Ronie. Także postanowiła zachować w grze Julie i wyrzucić sojuszniczkę Aurorę z którą nie miała tak bliskiej relacji. Wszystko posypało się w momencie jak zagrała HII na Chrisie. Aż prosiło się żeby go zachować na etap F5 i zapewnić sobie pewne miejsce w najlepszej czwórce. Ale Lauren popełniła błąd, który srogo ją kosztował.
Rick - jak ja się cieszę, że on nie wygrał. Z całych sił trzymałem kciuki, żeby ktoś pokrzyżował mu szyki i się udało. Produkcja strasznie mi go obrzydziła. Do jego powrotu do gry nawet go trochę lubiłem. Ale gdy już wrócił zaczeło się Rick show i cała uwaga skupiła się na nim. Cały czas podkreślano jaki z niego super gracz, choć rzeczywistość była zupełnie inna. Facet nic nie ogarniał i prawie zawsze głosował nie po tej stronie co trzeba. Ale Jeff i jurorzy tak się nim podniecali. Gościu po prostu potrafił wokół siebie zrobić sporo szumu, nawet jeśli zaliczał flopy. Często zasługi innych były przypisywane jemu. Podrzucano mu immunitety i przewagi by tylko zaciągnąć go do finału. I prawie się produkcji udało, ale Chris pokrzyżował plany. Jedyne za co mogę go pochwalić, to gdy wprowadził w błąd Julie i Lauren podrzucając im fałszywe ukryte immunitety. To dzięki niemu doszło do tak epickiej rady plemienia.
Julie – nie przepadałem za nią. Zbyt emocjonalna babka. Przez większość czasu nie podejmowała dobrych decyzji. Siała panikę i durnym zachowaniem zniechęcała do siebie ludzi. Jej zachowanie na radzie na której odpadła Julia, było beznadziejne. Tak jak Davos stwierdził w jej grze zabrakło samodzielnych ruchów. Przeważnie leciała tam gdzie ktoś chciał ją przygarnąć do sojuszu. Najbardziej pomogły jej relacje z Ronem i Lauren, którzy jej pomagali i bronili. Może gdyby socjal miała lepszy to jej gra ułożyłaby się inaczej. Na FTC zaprezentowała się słabiutko. Jeśli twierdzi, że największy ruch wykonała na radzie na której odpadła Julia, to 0 głosów nikogo nie powinno dziwić.
Gavin – przez pierwszą część sezonu był gdzieś tam w tle. Wiadomo było tylko, że miał bliski sojusz z Erikiem. Nie zwracał na siebie zbyt dużej uwagi, ale miał dobrą pozycję w Kama. Po połączeniu można było go bliżej poznać i zyskał u mnie sporą sympatię. Fajnie zaczął grać. Nie bał się podejmować ryzyka. Pozbył się Erika, później zblindsidował Rona, któremu był wdzięczny za spotkanie z żoną. W ogóle ta jego historia z żoną, bardzo mnie urzekła. Koleś mnie rozwalił, że zaraz po slubie wziął udział w programie. Niezły miesiąc miodowy. Prowadził naprawdę solidną grę poza radarem. Miał wpływ na to kto odpada, a mimo to nikt nie widział w nim zagrożenia. Przez całą grę nie dostał żadnego głosu. Mam wrażenie, że trochę był niedoceniony w finale. Myślę że przez spokojną osobowość nie zrobił na jurorach wrażenia. Nie miał takiej siły przebicia i w jego grze zabrakło nieco błysku.
Chris – był moim głównym faworytem od samego początku i bardzo żałowałem, że odpadł tak szybko. Gdy poparł pomysł blindsidu Kelley, to David i spółka spanikowali i oberwało mu się za to. Dodatkowo zbyt naiwnie zaufał Wardogowi i wierzył w ich silną relację. Ale przejechał się na bliskim sojuszniku i wylądował na wymarciu. Był blisko powrotu za pierwszym razem, ale minimalnie przegrał pojedynek z Rickiem. Wtedy już zwątpiłem, że jeszcze uda mu się wrócić. Na wyspie wymarcia pokazał się z super strony. Nie krył do nikogo żalu, był bardzo sympatyczny, był żywicielem grupy. Myślę że już wtedy mocno zyskiwał sympatię jurorów i pracował na swój ostateczny sukces. Bardzo ucieszyłem się, gdy pokonał wszsytkich i wrócił do gry. Pomyślałem sobie, przetrwaj chociaż tą pierwszą radę plemienia, a będę w pełni zadowolony. Wtedy jeszcze nie sądziłem, że tak to się wszystko wspaniale ułoży. Chris w 100% wykorzystał ten czas po powrocie. Przekonał Lauren, by ta zagrała na nim ukrytym immunitetem. Wycelował w Victorię i przekonał innych, że ona ma duże poparcie u jurorów. Nawiązał relację z Rickiem i zdobył jego zaufanie oddając mu połówkę HII. Na nastepnej radzie zagrał HII. No i w F4 doszło do największego jego ruchu. Chris postawił wszystko na jedną kartę, oddał immunitet Juile i zmierzył się z Rickiem w pojedynku rozpalania ognia. Był to odważny ruch, ale jakże opłacalny. Z Rickiem w finale miałby bardzo ciężko, wiec zdawał sobie sprawę, że to jedyna droga do wygranej. Ktoś wspomniał, że był układ, który wymyśliła niby Reem, że jurorzy zagłosują na osobę która powróci do gry. Ale ja w to nie wierzę. Jurorzy nawiązali relacje w grze i przede wszystkim mają swój rozum. Gdyby Chrisa nie lubili i nie docenili tego co zrobił, to nie dali by mu wygrać. Ja Chrisa bardzo polubiłem od samego poczatku i ogromnie cieszę się, że wygrał. Szkoda tylko, że tyle czasu był poza grą i miał tak słaby edit. Mimo wszystko, można było go lepiej pokazać. No i co najważniejsze, dzięki niemu finał był bardzo zaskakujący i ciekawy.

ODPOWIEDZ

Wróć do „Survivor 38: Edge of Extinction”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości