Siostro, basen, bo się zejszczam!
Po dwóch kolejnych rundach jeszcze silniej można sobie unaocznić stopniowalność poziomu tych wszystkich rączych survotriumfatorów. Wydawało mi się, że ciężko już będzie zrobić Robowi większy prezent niż cast w S22 i słynnym plemieniu On-mi-trzepie, jednak okazuje się, że jest tu paru ogórasków gotowych stanąć w szranki z Phillipem i jego okultystycznym piórkiem.
Najpierw przyspieszona Gwiazdka i utłuczenie
Pani Karpiowej. Tyle się te wszystkie kolorowowłose ekolożki z kolczykiem w brodzie wydzierają o humanitarnym uboju tychże zwierząt, a tymczasem nasz gwatelamski karpik nic sobie z tego nie robi i sam wpakował się prosto pod piłę z takim impetem, że aż po prostu słuchajcie te jej piękne wargi wzbiły się w powietrze, przeleciały i pierdutnęły gdzieś w Wuhanie wdając się w kolejne reakcje chemiczne ze wszystkim, co tam teraz pełza. Jeśli już ktokolwiek w tym sezonie był w stanie schować się poza radarem, to była to właśnie ona, bo nikt już praktycznie nie pamięta tego jej podniosłego sezonu, nie wspominając już po tym, że to bardziej Stephenie wtedy przegrała, niż ona zwyciężyła, no ale cóż – potwierdza się, że strateg to z niej miałki. Mogła sobie trwać jako jedyny anon w sojuszu z trzema legendami i wtedy jeśli nawet coś by się po drodze zesrało, to zanim by się do niej dokopali, zdążyłaby trzy razy zmienić strony.
Kiedy już wydawało się, że rekord samozaorania ustanowiony został na długo, tanecznym krokiem nadszedł on –
Adam Porucham i Spadam. Dziffko, ja cię najpokorniej proszę – naprawdę jestem daleki od sakralizacji tych wszystkich legend, ale serio: kiedy Boston uskuteczniał swoje pierwsze survokanty, to ciebie jeszcze kogut za pisiora po podwórku ciągał, więc komicznie się oglądało jak taki zezowaty anonek podbija do niego i mówi eluwina wariacie, wiesz co, mam ochotę wypalić twojej niuni kulkę między oczy, możesz być po Radzie lekko niezadowolony, ale nie przejmuj się, dopóki jesteś mi wierny, to JA zapewnię ci ochronę, zoba na te bicki synku
Szkoda, że ostatecznie koleżka nie dał w ślad za Karpiem nura na Extinction, bo śmiesznie oglądałoby się reakcję na blindside kogoś, kto już na co dzień ma minę jakby właśnie zobaczył sekstaśmy Hantzów, no ale mam nadzieję, że co się odwlecze, to nie uciecze. Nad
Ethanem trochę chlipnę, bo dostał w piszczel w mocno randomowy sposób – i prawdę mówiąc ja też jestem z tych, którzy nie mogą przeprocesować tego, czemu był to właśnie on, skoro takie dwa zakapiory jeszcze tam biegają, w dodatku złączone w duo.
Parvati co prawda jak na razie nie błyszczy i robi bardziej za kobietę mafii, do której luby przychodzi ze wszystkimi informacjami, a ona tylko mu przytakuje rozkminając w międzyczasie gdzie wyskoczyć jutro z Andżelą na hennę, ale mam nadzieję, że z czasem się rozkręci. Co do
Roba, to beka z tego, że po latach wciąż jest Robem i potrafi zaprowadzić w narodzie taką mentalną srajdutę, że na jego rozkaz wszyscy wywalają chabety z torby. Tutaj props dla
Denise, która mimo wszystko zachowała zimną krew i zachachmęciła tego ajdola gdzieś tam po majtach i jeszcze cały dodatkowy naszyjnik z propsów za to, że udało jej się sprawić, żeby to cielę oddało jej go na własność.
Stary
Fitzgerald wreszcie zebrał w kupę cały margines społeczny w New Jersey i pojechał wyjaśnić Probsta kastetami za te wszystkie upokorzenia, jakich przez trzy lata doznawała w mediach jego latorośl, bo edit tak jej teraz kadzi, że no ja po prostu patrzam & nie wierzam. Póki co wychodzi mi, że przez samą ostatnią rundę lasia zrobiła więcej, niż przez cały swój sezon, no ale kto wie, ile w tym prawdy, a ile efektu działalności kastetów.
Pozostając w klimacie Gwiazdki, to to z
Jeremym wyłapującym z Extintion prezent za prezentem, to jest już ewidentna przesada i serio wyrażam już oficjalne życzenie, żeby
Twinnie dostała jakiegoś meltdownu i stamtąd nawiała, bo nie mogę już patrzeć na nią i jej zaślepienie tym typem. Rozumiem, że dzięki temu wszystkiemu coś się dzieje i nie siedzą tam na dupie jak wieśki plotąc do kamery kolejne sekciarstwa o sile ducha, no ale trudno, chuj mnie to boli, wyeliminowani nie powinni wpływać na grę i basta. Jeszcze w ostatnim epie przez chwilę się ucieszyłem, że rozważa zmianę adresata kolejnej przewagi, myślę sobie hmhmhm, jak fajnie, a tu jebs mokrą szmatą przez ryj –
Sarah Zresztą czy w tych wszystkich ninja-misjach ze skradaniem się do obozu chociaż raz mogłoby się komuś coś nie udać? Jak już napinała się do tych pochodni i była tak jebitnie na widoku, to modliłem się, żeby którąś potrąciła i wtedy wszystkie pierdutnęłyby jak domino, ktoś śpiący dostałby tym po jajcach i zrobiłby się jeden, wielki wrzask, dzięki któremu przynajmniej cały ten motyw byłby coś wart. A tak pozostało nam tylko parsknąć sobie lekko z tego, jak
Tony namaszczał koleżankę tymi swoimi kamuflującymi specyfikami z piachu, gliny i małpiej spermy, dzięki czemu rzeczywiście nikt nie miał szansy jej zobaczyć
W
Dakal jak na razie wieje nudą, na przemian z trupią wonią, która konsekwentnie unosi się nad
Spradlinką. Jak już po pierwszej nieudanej Radzie ruszyła w ten busz, to miałem nadzieję, że jakoś się odkuje, ale edit tak ją wychichotał za zaufanie do
Sophie, że chyba nie ma co się za mocno nastawiać na jej sukces.
Yul z kolei ciągle w formie, co mnie cieszy.
Sandra co chwila w tarapatach, ale zaczynam mieć wrażenie, że opinia kozaczącego głupeczka, którą ostatnio wokół siebie tworzy, w tym akurat sezonie pomoże jej trochę przetrwać.
Wendell zlewa się z tłumem, niezdecydowany chyba jeszcze, kto zastąpi mu w tym sezonie Domenicka.
Tyson próbuje nadrobić punkty za to swoje pokerowe pierdololo z premiery, ale wyczuwam, że obkręcą go tam za tego nochala szybciej, niż mu się wydaje