Znowu dość nierówny odcinek. Nie oglądało mi się go źle, ale tu ponownie głównie dzięki Sam i Sandrze, które po prostu uwielbiam. Gdyby nie one byłoby dużo gorzej.
U niebieskich tak naprawdę nikt poza Markiem, Khanem i Shay nie istniał. Chciałbym usłyszeć coś od Jordiego, Josha, KJ, Mel, Alexa... Mam nadzieję, że jeszcze przyjdzie na to pora i nie odpadną z editem typu 0 czy 1 konfa overall.
U czerwonych byłoby tak naprawdę ciekawiej, gdyby nie oczywiście EDIT, który po raz kolejny jest najgorszą częścią Australijskiego Surva. To, że odpadnie Sophie było oczywiste od momentu, jak zaczęli ją pokazywać. W porównaniu do Davida, który zdawał sobie sprawę ze swoich błędów i wiedział, że jest na wylocie, Sophie zdawała się być bardzo pewna siebie i nawet wypowiedziała słowa śmierci: "jestem pewna, że dziś to Dave odpadnie". Ten twist nie mógł mnie obchodzić mniej, ale też był do przewidzenia dla każdego fana, bo przecież bez powodu drugie plemię nie obserwowałoby rady. Wolałbym, żeby Sophie (czy David, bo za nim też nie przepadam) odpadła już na dobre, myślałem, że jest spoko, ale w tym odcinku była naprawdę okropna i popełniła takie bardzo oczywiste błędy. Jeden z tego plus, że dzięki temu KJ dostanie screentime i w końcu coś się o niej dowiemy.
Ale mam nadzieję, że zarówno Sophie, jak i Dave niedługo odpadną... Sandra zdaje się mieć coraz lepszą pozycję i może w końcu po latach zobaczymy ją w merge? Sporo było niewidzialnej Amy i nie wiem z czego to wynika, bo dla storyline'u dużo ważniejsi byli tacy Jesse i Sam, którzy zostali przedstawieni jako swing votes, ale bardzo fajnie, że ją pokazali. Wydaje się być spoko i nawet rozgarnięta się zdaje.
Na razie ten sezon zapowiada się średnio. Tak naprawdę dużo zależy od editu, który jest na razie taki jak zawsze, czyli po 8 osób na odcinek dostaje content. Ale coś czuję, że będzie mi się bardziej podobać od trzech poprzednich, bo wszystkie były dla mnie tragiczne, a ten na razie całkiem przyjemnie mi się ogląda.