Typowy bezjajeczny sezon Nowej Ery, niech czym prędzej utonie w mrokach survostorii. Jeśli oni nie ogarną, że powinni wrócić do rekrutowania obsady z jakimkolwiek wigorem, żeby tam trochę zaognić relacje międzyludzkie, to lepiej nie będzie. Możem głupi i z chłopstwa zrodzony, ale wydaje mi się, że właśnie o ciekawe relacje międzyludzkie powinno chodzić w rijaliti szołach. Jak będę chciał zadumy i wzruszenia, to włączę sobie wywiady Najmana.
W S42 było już kapkę lepiej, a teraz znowu obsadowo taplamy się w mule.
Jedyny propsik za to, że po raz pierwszy od dwóch sezonów obyło się bez promowania rasizmu wobec białych (a właściwie wobec wszystkich nieczarnych), no chyba że coś mi umknęło jak przewijałem te wszystkie motywacyjne wyrzygi, spłaszczając sobie odcinki do dwudziestu minut każdy.
Jeśli chodzi o rozgrywkę, to ex-gangus Jesse prawie rozpyrkotał wszystkich i gdyby konar mu żwawiej zapłonął w F4, to na papierze mielibyśmy jednego z porządniejszych zwycięzców w najnowszej survostorii. Ale że nie zapłonął, to i lepiej, bo wybitnie typa nie trawiłem. Poziom sekciarstwa, deep stories i rozmazywania sobie na japie mieszaniny łez z gilami z nosa powalał tutaj na łopatki nawet przy tak znamienitej konkurencji.
Przy Cody’m można było postawić znak równości aż do momentu tego pamiętnego blindsidu, który ofc byłby bardziej pamiętny i ktokolwiek by się nim przejął, gdyby to jednak chodziło o relacje międzyludzkie, a nie o rozgrywkę szachową bandy superfanów.
Gabler i Cassidy jak dla mnie strategicznie do jednego wora, więc nie będę tutaj stawał na barykady o to, kto z nich powinien wygrać. Oboje prawie wylecieli w premergu przez socjalną nieświadomość, oboje grali dalsze skrzypce przez większość postmerga podczas, gdy na pierwszym planie byli Cody z Jessim po jednej stronie i Karla z Szeptusiem (fanbaza Bonda pozdrawia fanbazę Surwajworów) po drugiej, oboje skupili się na budowaniu jakichś tam mniej widocznych z perspektywy widza relacji, które potem zaprocentowały. Gdybym to ja miał wręczyć milion, to nie wiem, rzucam sakwę za siebie i aport łajzy, kto pierwszy ten lepszy. Ona była chyba najmniej sekciarska z głównej obsady (i pewnie dlatego stosunkowo niewiele pokazywana

Owen



Karla zaczęła ciekawie, ale dała się zrobić w trąbę jak ślepa matematyca próbująca gonić dzieci na korytarzu. Dziewiętnastolatek dał dobrą lekcję dla potomnych jak nie flołtować. Noelle, hmm, no dzielna byłaś bez tej nogi, zgadzam się, że pokazałaś się jako ktoś więcej niż osoba niepełnosprawna, ale sorry stara, szczerze mówiąc za miesiąc nie będę o tobie pamiętał. Szeptuś (ten głos to serio ma identiko

Pozostałych oplułem już chyba wcześniej, tak więc wycofuję się raczkiem, baj baj Surwajworze Fortifri, do zobaczenia nigdy
