No generalnie tak trochę mleko. Nie wydarzyło się kompletnie nic nowego i równie dobrze można by było bez straty w „fabule” zastąpić ten odcinek 90-minutową kompilacją reklam McDonald’s.
U fioletowych
Bhanu dalej smarka i w każdej ze swoich 13 konf potwierdził, że powinien być izolowany. Jak tak zerkam internetami w świat, to chyba nawet w różowych i emocjonalnych Stejtsach ludzie mają go za psychola, więc ten jego czelendż ze zdobyciem „miliona serc” brzmi zgoła egzotycznie. Obstawiałbym, że zdobędzie tak na oko z osiem, wliczając w to mamę, tatę, Jeffa, Się i dwóch kolegów, których poznał ostatnio w szpitalu w kolejce na elektrowstrząsy.
Dalej z braku laku kibicuję
Kenzie, ale pani Edyta nie pozostawia złudzeń, że długo już sobie nie pokibicuję, zwłaszcza teraz, gdy ten błazen zrobił jej dodatkowo czarny pijar na wycieczce.
Kju prawie pierdyknął kłita po przegranym icku, co przypomniało mi akcję
Deontego z ustatnich Trejtorsów, który „honorowo” fiknął za drzwi, zdruzgotany, że wyeliminował niewinnego kolegę. Te afrykańskie ludy mają jakieś takie super pierwotne pojęcie honoru i w sumie to przestaje mnie dziwić, czemu tak bardzo jarają się każdym Earlem i Jeremy’m, bo o ile płeć piękna radzi sobie spoczi, o tyle u mężczyzn, jak tak sięgnę pamięcią w realitystorię, to statystyki ilości inteligentnych graczy, są trochę jak statystyki nieodżałowanego Tonia Tajnera w skokach narciarskich, a więc, ekhm ekhm – powiedzmy, że mają jeszcze całkiem duże pole do poprawy
U zielonych jakaś uśmiechnięta filifionka, której do tej pory nie dostrzegłem, znalazła sobie wskazówkę i w sumie przyznam, że cały ten motyw pod tytułem „chcesz ajdola, połóż icka”, notuję jako całkiem seksowny.
U sraczkowatych
Venus dalej jest indendżer, co niezmiennie od trzech odcinków jest zajebiście wartkie i ciekawe. Bohaterami odcinka są tymczasem dawno niewidziane
Leśne Skrzaty Jeffa Probsta (no hejka), które postanowiły podkraść się pod osłoną nocy do
Randoma i wstrzyknąć mu w ramię jakiś szit ze strzykawy podpieprzonej z walizki od tego przejętego lekarza, co by dżefboj Bhanu uchował się od odpadki. Teoretycznie traci na tym Venus, ale jak tak się przyjrzeć, to wcale nie miałem wrażenia, żeby ten ich sojusz był taki superancki, bo ten jednoręki florek w rozmowach strategicznych odzywał się do niej trochę jak do żebra
Tymczasem chciałbym jeszcze rozsiać tu trochę paniki. Mianowicie postanowiłem ostatnio sprawdzić, czy i jak Jeff odnosi się do zarzutów o chujowatość castingów w nowej erze. Otóż odnosi się w ten sposób:
https://www.usmagazine.com/entertainmen ... -villains/
Czyli w skrócie: Wiem, że ludzie chcą villainów, ale postanowiłem, że nie będzie ich już nigdy, bo ja mam swoją misję i uważam, że srające różem sekto-kukiełki są zajebiste, tak więc odtąd w programie będą już tylko one i jak się nie podoba, to walcie się na cyce, elo.