To ja mam chyba dzisiaj jakiś dzień dobroci dla zwierząt, bo nawet się uśmiechnę do tego epika. Przyjemnie się oglądało to pyszczenie na radzie na linii Venus – Maria/Kju. To chyba najmniej miła rada nowej ery i aż dziwne, że nasz Guru Uśmiechu nie kazał Pani Edycie tego pociachać, tak jak wcześniej kłótnie Venus z Sodą, które szybko zagłuszyli jakąś gównokonfą, co by się wrażliwe nowo-stejtsowe serduszka nie przestraszyły, nie zaksztusiły i nie rzygnęły w ekran buraczanym smoothie.
Venus chociaż na koniec się przydała, więc niech będzie, że jednak notuję jej występ na plus. Szkoda odpadki z ajdolem, który w tym sezonie jest trochę jak dynamit wybuchający w majtach właściciela. Jem, Hunter, Tiffany, teraz ona... Jak tak dalej pójdzie, to w kolejnym turnusie wiara będzie się bała go w ogóle odgrzebywać spod tych chaszczy
Liz nazywająca
Kju dżerkiem – ulala, aż sobie cofnąłem, czy dobrze słyszę. Czo tam się dzieje, istny Slytherin

Oczywiście sobie kpię, no ale przynajmniej była to jakaś dziesięcioprocentowa namiastka starych serii. Myślę, że słysząc to Corinne Kaplan uniosła brew i na chwilę podniosła wzrok ku telewizorowi znad swojej szydełkowej robótki.
W ogóle to jestem przerażony, jak bardzo żywię się w tym programie agresją, no ale takim mnie Jeff przez ostatnie sezony ustrugał. Skala tej różowej pierduśności powoduje, że człowiek szuka oddechu na przeciwnym biegunie i ma nadzieję, że właśnie coś tu wyjdzie na przekór.
Myślałem, że płoche serduszko
Bena nie wytrzyma tych wszystkich niedźzieeeeećnyyyych wyrazów, zatka uszy, zacznie krzyczeć, płakać, ucieknie w busz, wpadnie japą do jakiegoś wilczego dołu i będzie z nim spokój, bo ten bolo jest tam aktualnie najbardziej daremną osobowością pod każdym względem.
Ze względów rozrywkowych wciąż trzymam kciuki, żeby Liz i Kju dotarli do finiszu, no ale po edicie wydaje się dość oczywiste, że koniec końców przyjdzie im żreć gruz i popijać 7upem. Podobnie
Kenzie, którą bezczelnie ograbili z możliwości wbicia psiapsi kosy w żebra. W ogóle, po raz kolejny beka z nowoczesnych Surwajworów. Kiedyś jak twój kolega zostawał zutylizowany, to byłeś wkurwiony i chciałeś go pomścić, a dzisiaj jesteś wkurwiony, że sam nie zdążyłeś rozpuścić go w kwasie jako pierwszy. Ech, gdyby Jeff obiecał mi, że zrobi kiedyś chociaż jeden sezon bez ani-kurwa-jednego superfana, to serio oddam mu ćwierć miesięcznej wypłaty, stary rower, kilka domowych przetworów i cnotę sąsiadki.
Na dzień dzisiejszy mocno niucham wygraną
Papierowego Karolka, który prawdopodobnie za tydzień zasłoni się Maryśką jako tarczą i potem będzie już miał spokój. Nie obraziłbym się jednak, gdyby moje zdolności bukmacherskie diabli wzięli, bo koleś jest typowym gamebotem a’la Lacina – zero mimiki, a te butne gadki to mam wrażenie, że przygotowali mu w Czacie GPT, na zasadzie no hejka AI, napisz mi 100 zdań wypowiedzianych w Survivor przez strategicznego master of disaster. Cześć Jeff, już się robi! So I gotta think carefully about my next move…
Maria też mocno papierowa, no ale jaaakoś tam sympatyczna, więc z możliwych opcji, wolałbym już, żeby hajs poszedł pod libańskie strzechy.
A tak w ogóle, to czy nasz miszczu wpierdalał dzisiaj na radzie kabanosy, czy co to było?

Jak to tak, niemodnie i nienowocześnie. Sija przetrzepie ci za to dupsko, bucu jeden
