No bardzo ładnie Dżefuś, trzy minus

Ten turnus był chyba jednym z najbardziej kalekich, nawet na tle nowej ery. W Fortifajfie coś tam delikaaatnie castingowo drgnęło, a tutaj ponownie mieliśmy zbiorowisko papierowych kukieł. Sytuację ratowali punktowo Kju, Liz, czy Venus przez fakt, że byli takimi małymi rozjebuskami, ale też nie są to persony, które bym autentycznie polubił, tylko bardziej obserwowało się ich z nadzieją, że zrobią coś dziwnego i jakkolwiek pchnie to akcję.
Ciekawa jest ta prawidłowość, że wszyscy właściciele ajdoli odpadali z nimi w majtasach, ale było mi to na tyle obojętne, że uświadomiłem to sobie dopiero, jak zaczęli o tym gadać. Momentami wyłączałem się nawet przy odczytywaniu głosów, bo miałem tak naprawdę w pupsku, czy odpadnie Krzysio, Stasia, czy może z nieba spadnie nagle wielki zielony teletubiś i rozgniecie ich wszystkich na krwawą bradziagę.
Technicznie rzecz biorąc, uważam, że na wygraną bardziej zasługiwał
Papierowy Karolek. Co prawda niucham, że Pani Edyta, znana ze swojego serca do nerdów, próbowała zrobić z niego trochę bardziej łebskiego niż był w rzeczywistości, bo po komentarzach jurorów mogliśmy już usłyszeć, że część z nich uważała go za przydupasa Marii, natomiast cenię go za to, że zawsze był po dobrej stronie barykady, wiedział, co się dzieje, no i na koniec ładnie rozpykał swoją rzekomą mentorkę, zbuntowawszy przeciwko niej cały ten plankton dookoła.
Kenzie to dla mnie taki trochę kartoflany winner w stylu
Eriki czy Gablera, czyli cały pre-merge po chuju, środek gdzieś tam sobie spędziła zapomniana, plącząc się innym pod nogami i będąc traktowana nie do końca poważnie i dopiero pod koniec, jak już większość magów się wyrżnęła, zaczęła coś tam kminić. Doczłapała do finału balansując między tagami „za duże zagrożenie, do ostrzału” i „półgłówek, nie ma szans na głosy”.
Aczkolwiek taki układ spraw nawet mnie cieszy, bo Papierowego Karolka już teraz nie rozpoznałbym na ulicy, a ta była jakaś taka bardziej autentyczna i momentami naaaawet wysmykały jej się pojedyncze prześmiewcze komentarze o kolegach.
W strategach będę chyba mimo wszystko promował
Marię, którą współbracia dość zgodnie mianowali największym bossem, a przy tym dotarła już o piczy włos do finału, więc zabrakło niewiele. Natomiast co tam się odjebało przy IC-ku na F5, no to po prostu słuchajcie aż pękła mi łechtaczka w kolanie

Popieprzyło ich z tym pomaganiem w zadaniach? No przecież do Hugo umiłowanego, od niemal ćwierć wieku cały sens tych durnych kolorowych zadań w Surwajworach właśnie polega na tym, że jakkolwiek nie masz pod górkę w plemiennej polityce, to są one miejscem, gdzie każdy może zapracować na bezpieczeństwo własnym potem, znojem i pierdami.
Gdyby od początku wszyscy mogli sprzymierzać się w konkurencjach przeciwko wrogom publicznym, to śmiem twierdzić, że zwycięzcą przynajmniej co czwartego starego sezonu byłaby zupełnie inna osoba. Ekipy z Worlds Apart, Nikaragui, Gwatemali, czy The Amazon mogłyby teraz spojrzeć na Jeffa z lekkim "ekhm ekhm", no majster, trzeba było mówić

Zresztą daleko szukać, Drzyżdżykówna z naszej robinsonowej wyprawy też gryzłaby w takim układzie piach kilka ładnych rad przed finałem.
Tak więc, no, dyplomatycznie mówiąc, chujnia z grzybnią i fistaszkami. Podobnym określeniem można zresztą podsumować resztę naszej wspaniałej obsady.
Ben do ostatniej chwili dzielnie walczył, żeby przekonać mnie, że to jednak on a nie
Bhanu zasługuje na moją
Złotą Dawn Meehan dla największego wyjca sezonu, więc chyba tym razem wyjątkowo ją dla nich przepołowię. Nie wiem, może niech jeden weźmie sztuczną szczękę, a drugi resztę dumnego popiersia fundatorki.
Liz robiła jakąś namiastkę telewizji, no ale za te cheaty w zadaniu wziąłbym ją za kudły i wcisnął mordą w jakąś mieszankę orzechów, kurzu, pyłków trawy i kociej sierści, żeby zaatakowały ją wszystkie alergie na raz, spuchła, wybuchła i miała za swoje.
Kju śmieszny, no ale po raz kolejny pokazał, że hmm, jak to ładnie powiedzieć, na kolejnego Earla czy Jeremy’ego to my będziemy musieli jeszcze trochę poczekać, choćby co sezon wciskali po ośmiu pretendentów.
Tima lubiłem i nawet kibicowałem temu motywowi parenting alliance z Marią, ale niestety dość szybko im się to wykoczkodaniło.
Soda i Tevin dawali nadzieję na jakieś dymy z
Venus, no ale rzecz jasna koniec końców wszyscy zachowali się nowoerowo i pomyziali się przy odejściu.
Tiffany na tym tle do zżarcia, ale trochę beka, bo widzę tu już pewien archetyp; jak w pierwszych sezonach mieliśmy pyskate Murzynki odpadające w czwartym odcinku, tak teraz ostatnio mamy Murzynki – demony strategii, które dostają w pompon dokładnie w śródmerdżu. Imię
Hunter dalej będzie mi się prędzej kojarzyło z tym błaznem sprzed 20 lat, który próbował zdominować Bostonroba na dziewiczych Markizach. Z tego nowego zapamiętam tylko tyle, że chyba coś tam bajdurzył na castingach z tym swoim superfanieniem, bo podczas zadania wyszła Beata z worka i okazało się, że leluja nawet sezonów w kolejności nie umie ułożyć

Rzecz jasna, łkam też rzęsiście za tą waszą dzielną
Hindi-favoritą sprzed merga, która jako pierwsza padła od ciężaru ajdola, ale z tej rozpaczy nie pamiętam już nawet, jak miała na imię
W olstarsach nie potrzebuję z tego sezonu kompletnie nikogo. Potrzebuję nowego mózgu dla Jeffa, ale nie mam już na to nadziei. Płoche stejtsowe kwiatuszki wydają się czerpać jako taką przyjemność z oglądania tego uśmiechniętego modelu, który wprowadził. Inne DNA, drodzy Państwo. Gdyby zajrzeli z translatorem na nasze forum, dostaliby zapewne ataku paniki i stwierdziliby, że jesteśmy bandą ośmiu postsowieckich dziadów ekscytujących się agresją.