Ocieflorek, toż to przecież nasza stara, dobra, imprezowa mafia!
Nie wiedziałem, że to na podstawie tego. Łupałem w to nawet na ostatnim kawalerskim w zeszłym miesiącu. Jak jestem mafią i gram w jakiejś świeżej grupie, to zawsze lubię udawać takiego ziemniora, który gubi się w zasadach i pięć razy dopytuje prowadzącego, kto kiedy ma otworzyć oczy – najczęściej się sprawdza i nikt mnie nie podejrzewa, polecam
Generalnie miły, szybki i przyjemny dziesięcioodcinkowiec. Zamkowe klimaty to zawsze coś, w co chętnie wjeżdżam. W dodatku prezentem dla mnie, bondozjeba, była obecność Grishenki z Goldeneye, który fenomenalnie sprawdził się w roli gospodarza jako ten psycho hrabia (o szajse, jeśli użyłem słowa „fenomenalnie” bez prześmiewczego kontekstu, to chyba serio propsuję
). Ten psychotyczny klimat, który roztaczał i odklejony sposób mówienia przypominał mi Henryka Talara z Rosyjskiej Ruletki, który był zdecydowanie moim ulubionym hostem jakiejkolwiek gry „na odpadanki”. Jeśli jeszcze nie ma Alzheimera, balkonika i wody w kolanie, to właśnie jego przytargałbym za nos do prowadzenia polskiej wersji, a nie tę jakąś młodą popierdółkę.
Jeśli chodzi o poborowych, to ci z expem w reality zdecydowanie przyćmili świeżyny. Z tych drugich, lubiłem tylko
Christiana, Michaela za te jego początkowe szantaże, no i
Anjelicę za to, że jest ruchejbl. Serio, takiej #ładnejpani nie widziałem w „tych naszych” programach od kilku lat, zwłaszcza, że ostatnio w stejtsowym Survie i BB mają o wiele mniejszą szansę się pojawić, iykwim
Zawsze powtarzałem, że nie jestem rasistą, ale mój pędzel już tak. Reszta beniaminków bardzo ładnie posłużyła za mięso armatnie i nie było mi ich specjalnie szkoda. Największą bekę miałem z
Andie, która nawet po tym jak Kate tak mocno oskarżała Christiana i on okazał się mafią, to potem uznała, że ona też jest mafią (i cisnęłaby w wykurzenie swojego ziomka), no bo przecież nie Cirie ani nie Arie, no gdzieeeeee tam, oszalałeś tombak
To dziewczę było do samego końca tak naiwne, daremne i niepasujące do tego programu, że aż mi jej szkoda.
Quentin był równie głupi w grze, ale przynajmniej trochę śmieszny.
Cirie i Steph nie zawiodły i dostarczyły tego, czego można się było po nich spodziewać.
Cody był mi obojętny w BB, ale tutaj go polubiłem i szkoda, że tak bardzo skasztanił przez jeden błąd, bo wydawało się, że idzie mu nieźle, a przynajmniej lepiej od Christiana.
Rachel z kolei chciałem podpalić w obu jej sezonach BB, ale tutaj jej obecność już mi pasowała. Jest zdecydowanie bardziej znośna bez tego swojego neandertala i wiecznych jęków, że „mi end maj bojfrend”.
Kate, będąc tam z nimi na miejscu, zatrzasnąłbym chyba w jakimś starym zegarze i zostawił aż się rozłoży, ale jako osobowość telewizyjna mocno ubarwiła ten sezon.
Jej klon podobnie, choć miał dużo krótszy żywot. Mimo, że obejrzałem sobie na przewijaku CBB 1, to jej stamtąd nie pamiętam kompletnie, tutaj widocznie się odblokowała i pokazała więcej pazura. Steph pewnie jeszcze do tej pory nie wyszła z szoku po tym siarczystym „fakju” przy stole
Teraz sranie żarem. Przejdźmy przez to szybko i na wdechu, bo generalnie format mi się podoba i pewnie i tak będę fanił.
Sraka numer jeden – nie lubię motywów, gdzie może być więcej niż jeden zwycięzca. Tutaj się to nie ziściło, no ale rozumiem, że mogło.
Sraka numer dwa – mimo wszystko trochę się drapię po łysinie, czy to reality, czy serial. Z jednej strony zachowanie uczestników wydawało się bardziej naturalne niż na przykład w podobnym Whodunnit (gdzie jedna z uczestniczek, Dana, wprost przyznała po latach, że było „scripted”), czy w ostatnich stejstowych surwajworach. Z drugiej strony, no po prostu karwasz barabasz nie kupuję, że nikt nie podejrzewałby Cirie, która tyle narojbrowała w surwajworach i większość uczestników na pewno widziała jej sezony. A od samego początku, aż do tego kolorowego ogniseczka na finale, nikt nawet nie mlasnął jej imienia, poza Brandi, której też to chyba szybko przeszło. Nie wykminili nawet, że coś może być z nią nie tak w momencie, gdy złamała umowę i zagłosowała za ostatnią banicją, gdzie wydawało mi się, że no teraz to już myszko nasrałaś sobie do serka. No i pominę fakt, że skoro Cirie jest jedną z najbardziej lubianych gwiazd reality w Stejtsach, no to szansa, że właśnie z niej zrobią mafiozę była dość spora, ot po prostu, żeby się motłochowi ciekawiej oglądało.
Ja wiem, że Cirie jest świetną aktorką i strategiem, ale mimo wszystko – nołp, aż takie gładkie przelecenie poza radarem nie mogło mieć miejsca. Alanie Cummingu, ty nam coś tutaj jednak bajdurzysz.
Sraka numer trzy –
Arie. No co on odpierdolił, to ja nawet nie. Totalnie nie rozumiem tak licznych propsów i gratulacji w jego kierunku. Dla mnie jeśli uczestniczysz w jakiejś grze, no to albo do końca starasz się wygrać, albo jesteś ziemniakiem. Tym bardziej, że wcale nie miał tak bardzo pozamiatane, jak mogłoby się wydawać. Subiektywnie cieszę się, że Cirie w końcu zgarnęła jakiś piniondz, no ale na jego miejscu starałbym się wyjść z narracji, że hejhej, mireczki, skoro tak się wszyscy kochamy i tak sobie wierzymy, a ona nagle złamała naszą umowę, że nikogo już nie wyrzucamy, no to teraz za Ural z nią
Tak że jego nielogiczne zachowanie trochę mi się zgadza z wątpliwościami wyrażonymi w srace numer dwa. Może to wszystko miał być serialowy hołd dla Cirie, tak jak Survivor 22 był, podejrzewam, serialowym hołdem dla
Boston Roba.
Tyle w telegraficznym skrócie, bla bla bla, pierdu pierdu, wszyscy i tak odpadli po trzecim akapicie. Teraz zapoznaję się z The Challenge, ale biorąc pod uwagę to, że przewijam czelendże (brzmi sensownie, czyż nie?
), to idzie dość szybko i pewnie potem chapsnę sobie z keczupem tę Mafię od Fajfokloków, skoro tak chwalicie.