Przede wszystkim piąteczka dla
Rachel. Ja od samego początku zadania pomyślałem, że na ich miejscu zafurmaniłbym sobie trochę tego ryżu do kieszeni

Szejm, że sknerus Probst kazał jej to mimo wszystko oddawać. A tak w ogóle, to ja się gniewnie pytam - co to było za marnowanie jedzenia? No przecież oni w tym szaleńczym pędzie odgrzebywania czegoś tam, musieli wypierdzielać ten ryż na piach. Głodne dzieci w Ugandzie poodgryzałyby sobie nawzajem swoje wychudzone główki za każde ziarenko, a ci sobie będą głupeczkować, o no pewnie
Biedny
Andy. Gdyby nie to, że już w uwerturze zrobił z siebie błazna i teraz jeszcze to podkreślił zostawiając przewagę na drzewie, to nawet byłoby mi go trochę szkoda widząc, jak go koledzy trollują z tą rzekomą akceptacją

Generalnie, żółte plemię przez moment dawało mi dzisiaj vibe krwiożerczego Tandang, z zimnokrwistym
Samem w roli chujka Pete’a i mieszanką wszystkich trzech dziewczyn w roli Abi. Zwłaszcza wspomnijmy tu o
Anice, bo czuję, że panna ma zadatki na biczysko i gdyby nie różowość srjuera, to pewno pozwoliliby jej poszczekać w tych konfach nieco więcej. Obstawiam generalnie, że tak jak zapowiada nam Pani Edyta, wyjdzie na to, że
Sam i Sierra zrobią sobie z Andy’ego minionsa i tak stworzony sojusz wesoło wywali pstrąga w łeb pozostałym dwóm niewiastom. A w takim spraw układzie, mam nadzieję, że pierwsze spłonie Biczysko, bo Rachel to moja najświeższa favorita. Ryżowym skrytożercom i ickowym podpierdalaczom mówimy stanowcze tak.
W poprzednim pierdololo nominowałem
Naonka i Sue na swoich ulubieńców, a tutaj Naonek i Sue zagrożeni, no najgorzej

Kolegi bardzo szkoda, bo czuję, że meandry jego zwojów mózgowych, malowniczo splecione w te dumne dredy, przyniosłyby nam jeszcze w tę smutną jesień niejedno hihnięcie. Potknął się jednak na tym, na czym potyka się wielu Murzynów, czyli hamletyzowanie nad przegranymi zadaniami, sranie o to żarem i wkurwianie tym wszystkich wokół. Przypomniał mi się Kju z poprzedniego turnusu, który prawie chciał trzasnąć sobie sepuku za to, że nie podołał w jakichś pazzls, albo grabarz James strzępiący ryja do Stephenie La Grossy.
Generalnie przyznam, że jako tako polubiłem w tym szczepie wszystkich, za wyjątkiem
Caroline. Jakieś to takie liche, paranoiczne w swoich osądach, dissuje nielicznych ludzi, którzy wyciągają do niej rękę i w ogóle to wygląda jakby właśnie wyrzygała się do kubła i jeszcze nie do końca doszła do siebie. Tak więc jeśli ktoś ma jeszcze w tej ekipie pójść do piachu przed fejkmerdżem, to zapraszam, tędy. Kubeł możesz zostawić, się wymyje.
U czerwonych
Rzymianin dalej rozrabia, no i w sumie tyle. W zeszłym odcinku prawie zaklinował się w studni mordą do dołu, a dzisiaj zgarnia ode mnie Złoty Puchar imienia Woo Hwanga za wykonfiturzenie samego siebie z tej wskazówki i to jeszcze przed
Teeny, czyli szefową bandy, która dybie na niego z dzidami. Miałem nawet taką płochą, nieśmiałą jak prawiczy wąsik ósmoklasisty nadzieję, że jak nakrył ją przy wskazówce z tym Hindusem, to dojdzie do jakichś mordotrzasków, no ale to przecież srjuera, więc gdzieżby znowu.
No generalnie prawdę rzeczecie, tragedii nie ma. Co prawda, po raz kolejny zrekrutowali nam zbyt pozytywnych ludzi, albo przynajmniej takimi im być każą, więc Vanuatu z tego nie będzie, niemniej jednak akcja poprowadzona jest z nieco większym wigorem i dynamiką. Probstowi Kapłani Uśmiechu zaczęli im już przynajmniej pozwalać na drobne hejty w konfach, więc jest postęp. Podobno Sydney i Tori z pierwszych dwóch srjuerasowych turnusów narzekały w necie, że mówiły tego dużo, ale kapłani wszystko im powycinali, więc skoro już trochę złagodnieli, to może uda im się jakoś chyłkiem wkraść do S 50 i nadrobić stracone próby
