A ja powiem, że tak se. Na pewno lepiej od poprzedniego turnusu, to nie kłamiecie. Zwroty akcji nawet i godne, ale osobowościowo dalej za dużo tam superfanów, wzajemnego podziwu, niepoddawania się i w ogóle różowych bąbelków. Wciąż nie ma tutaj podejścia do większości ekip ze starej ery. Dlatego nieśmiało zaproponuję zasadę trzaskania kapciem po japie każdego, kto przekroczy zdrowy limit dziesięciu użyć słowa „give up” w sezonie
Najbardziej intrygował mnie
Andy. Mieliśmy w nim praktycznie wszystko, wrzucone do jednego wora, wstrząśnięte, kopnięte i wywalone z powrotem. Szczypta sekty, ale też trochę śmieszków. Mamejowatość, ale też czasami świeżą energię do zamieszania jakimś blindsidem. Życzenia roztrzaskania głupiego ryja o skałki, ale też życzenia, żeby jeszcze tam sobie trochę pobrykał. Nie mogę się zdecydować, czy go hejcę, czy jednak trochę lubię, więc to chyba plus dla sezonu, że zostawił mnie z takim dylematem. A tak diagnostycznie, to uważam, że miał chłopina dość mocny kompleks, który podpowiadał mu, że wreszcie musi na kimś w życiu zrobić wrażenie, tak więc chciał grać z jak największymi fajerwerkami i trzaskał te przeskoki ni w kij ni w pizdrzał. Sezon to rozhulało, ale jemu nie pomogło. No i oczywiście zwycięzcą
statuetki Złotej Dawn Meehan dla największego wyjca nie mógł zostać nikt inny.
Co do naszej dwójki finalistów (tych takich na poważnie), to niby oboje sympatyczne mirki, ale za tydzień będę ich miał w pupsku. W tym samym a nie innym pupsku mam również dylemat, które z nich zasłużyło bardziej na koronację. Smutna prawda jest taka, że nikt nie wybił mnie z laczków.
Rachel miała cały premerge w piach, wystrychnięta na dudka razem ze swoją krzykliwą koleżanką od samosy. Śródmerdż także w piach, zostawiona na bocznicy przy blindsidzie Sierry. Dopiero potem wgrała się w grupę i trochę porządziła, ale i tak mogłaby łatwo dostać w pompon gdyby nie przewagi i hollołajowanie w immunitetach.
Sam z kolei ładnie porządził u żółtych, ale od momentu, gdy utłukli mu lubą i owdowiał, raczej był tam takim smrodem po gaciach, który przetrwał, bo były większe zagrożenia, ale też nikt się z nim specjalnie nie liczył. Tak więc nie wiem, nie pytajcie mnie, nie mój cyrk i nie moje małpy, rozdałbym w tej dwójce nagrodę na entliczek-pentliczek. Byle nie
Sue, która mnie od początku do końca wkurwiała. Może i byłaby najstarszą zwyciężczynią pod kątem metryki, ale pod kątem rozumku, to już chyba najmłodszą; bardzo klapkowe myślenie, mentalność ośmiolatki, nikt nie traktował jej specjalnie poważnie, nie zrobiła też nic, czym mogłaby się pochwalić w resume. Żeby chociaż toto jakieś dramy robiło, ale niestety wszystkie psychozy zachowała sobie na konfy, czy jakieś szepty z koleżankami.
Kto był zatem strategicznym koziro surwajwor fortisewen? Otóż
Caroline i cieszy mnie, że będę mógł o to wydrzeć pysk w wątku o strategach, na którym trochę jak widzę przysnęliście. Sweet Caroline z idealnie grzecznym uśmiechem, siedząca w pierwszej ławce na matematyce i śpiewająca motywujące piosenki na obozie skautów, krocząc wesoło w pierwszej parze z koleżanką, z idealnie wyprasowanymi kołnierzykami i uśmiechami jak z reklamy Coca Coli. Tak słodka, że aż trochę creepy. Na papierze na pewno najlepsza, bo jako jedynej bodajże ani razu nie puścili jej w gatkach na łąkę. U niebieskich jednoznacznie bezpieczna, po mergu też zawsze wiedziała, co gdzie dzwoni i wydawała się mieć wpływ na akcję. Łeb roztrzaskała jej dopiero ta cała włoska operacja zrobiona dla dowcipu przez Andy’ego, gdzie i tak gdyby nie IC-ek, to odpadłaby Rachel.
Genevieve na pewno na plus osobowościowo jak na poziom nowej ery, trochę trzeźwiejsze myślenie niż większość tych zapaleńców (oczywiście komentowane jako oziębłość

), ale przed drugą szansą na pewno musi popracować nad socjalem, bo była zbyt samotnym wilkiem żeby coś tam grubszego ugrać i w moim przekonaniu nawet gdyby doszła do finału, to mogłaby mieć większy problem niż to się wszystkim wydaje.
Beka z
Gejba, Kajla i tej typowej, przewidywalnej, śródmerdżowej sraki o to, że są zagrożeniami. No ludu nazarejski, to ja może tak podchwytliwie zapytam - kiedy po raz ostatni taki archetyp gracza wygrał w surwajworach? Bo i ile się nie mylę, to
w nowej erze jeszcze (do tego sezonu) nigdy. Beka również z
Teeny i tego, jak bardzo nie szło jej budowanie sojuszu kobiet, o który tak telepała rąsiami.
Jeśli chodzi o prejury, to przez moją kurtynę niepamięci spowodowaną półrocznym odwieszeniem sezonu na hak, przebił się tylko rozrabiający
Rzymianin oraz pisk zaszlachtowanej widowiskowo
Aniki.
Tyle. Jak widzicie, oglądam sobie tę njuera z przyzwyczajenia, czasem uniosę brew na widok jakiegoś ciekawszego indywiduum, ale trochę też pochrapuję. Liczę na to, że te rzekome zmiany w podejściu CBS do dżefowego kumbaya przyniosą jakiś skutek. #Mejksurwajworgrejtegen
