O kurwunia, ależ to było podłe

Spuszczam ten turnus w kiblu, zamykam klapę, psikam dookoła odświeżaczem Brise-Lawendowe-Uniesienie i wracam chyżo do oglądania Traitorsów. Jeżeli to już jest jeden z tych sezonów, od których natchniony ostatnimi wyborami CBS miał kazać Jeffowi się ogarnąć z tym swoim uśmiechniętym różem, to coś tu zdecydowanie nie pykło
Ale zanim rzygnę, biorę pęsetę i spróbuję wyłuskać pojedynczę plusy. Zgodzę się na pewno z tym, że dobrze się oglądało powrót sojuszowego mindsetu. Nie jestem oczywiście za takimi typowymi survo-neandertalami w stylu Savage czy Paschal, którzy chcą grać wyłącznie honorowo, a potem dostają zawału serca gdy okazuje się, że ktoś ich wykarolkował, problem jednak w tym, że nowsze sezony za bardzo spaczyły program w stronę przeciwną – co odcinek wszystkie lojalności wylatywały w pizdjet, voting blocksy wirowały szybciej niż hula-hop na dupie spasionej wuefistki, a kwintesencją tego wszystkiego była
Kenzie z Surwajwor Fortiileś, która po tym jak została zblindsidowana razem z koleżanką, żachnęła się nie za to, że straciła sojuszniczkę, tylko za to, że ona sama nie zdążyła jej wcześniej zasztyletować, żeby wykoksić sobie resume. Jeśli strony zmieniają się co tydzień, a ambicją każdego jest uciąć łeb najlepszemu koledze, to traci to urok, więc dobrze się tym razem dla odmiany patrzyło na jakieś czytelniejsze podziały w grupie, minimalną przewidywalność (acz też nie wolną od blindsidów) i mocniejsze relacje między tymi ludźmi.
Na plus także motyw sojuszu silnych ludzi, który, zauważmy, jest pewnym novum we współczesnych survach. Już od dawna chrystianizuję naród fanowski, że tak naprawdę to właśnie tego typu zawodnicy mają w tym programie najtrudniej, bo zawsze wytłuką się nawzajem we wczesnym jury, a do końca dochodzą zazwyczaj ciche myszki, babcie, nerdy, różowi chłopcy, albo inne filifionki z przetrąconym kolanem i jednym uchem większym od drugiego. Nic więc dziwnego, że zadaniowi wojowie wyciągnęli wreszcie lekcję z survostorii i wykminili, co mogą zrobić, aby polepszyć swoje szanse. I tak jestem zdzwiony, że dopiero teraz.
Czterosutkowiec David był oczywiście błaznem, ale bardzo mi się podobał jego komentarz w tym temacie – skoro wszyscy inni mogą się sojuszyć, to my też możemy i kij wam w oko (no ok, w wolnym tłumaczeniu

).
Trzeci plus daję za pierwsze od lat przemieszanie, które mocno napędziło akcję w premerdżu i dało zacny odcinek z tą rozróbą
Gujańczyków, którzy wysadzili ajdolem w powietrze
Jednookiego Thomasa.
Dlaczego zatem wrzeszczę, jęczę i spuszczam turnus w kiblu? Ano właśnie. Wszystko byłoby w porządku, gdyby tylko nie te okropne japiszony

Po tym jak utłukli
Mary nie miałem już kompletnie komu kibicować, wszystkim życzyłem bolesnej klęski i zwierzę Wam się nawet na uszko, że najbardziej optymalnym rozwiązaniem byłoby dla mnie, gdyby na radzie F4 zawaliły się na nich te dziwne bulwiaste chałupki, które służyły w tym sezonie jako dekoracje i które wyglądały mi zawsze jak ujęcie z Kremla.
Już w pierwszych epach wieszczyłem, że z relacji
Evy i Joe będzie cała masa sekty i nie pomyliłem się. Lasia jest dla mnie jedną z najbardziej irytujących osób w srjuera, wszyscy się z nią cackali żeby nie dostała tych swoich ataków, przypominała mi takiego rozpieszczonego dzieciaka w stylu Baylor, którego miałem ochotę sieknąć przez ekran kablem do prodiża i tylko patrzeć, czy równo puchnie. Tyle razy była zabierana do tego całego senkczuary, że nawpierdalała się chyba w tym programie więcej niż Janusz na olekskjuzmi w Hurgadzie i nic dziwnego, że któregoś razu aż zaległa na plaży bekając, pierdząc, śmierdząc i nie mogąc się ruszyć. Aż dziwię się Mary, że nie wsadziła jej tego kokosa w dupę, gdy zaczęła do niej strzelać, że je ich za dużo. Ja bym nie omieszkał. Może i straciłbym pracę, ale jaka by była z tego przednia telewizja!
Call me a bad person, ale totalnie nie wzruszała mnie ta historia o autyzmie, sam znam dobrze dwie osoby z tą przypadłością i w sumie dowiedziałem się o tym po latach, a co więcej, jest to na tyle częsta sprawa, że jestem przekonany, że w normalnych czasach Surva już się ktoś taki trafiał, ale my nawet o tym nie wiedzieliśmy, bo nie robili z tego takiej celebracji, nie wyskakiwali z tym w pierwszym zdaniu i nie definiowali tym całego swojego jestestwa.
Jeff buduje nową erę na kulcie słabości. Oczywiście każdy ma jakieś, ale życie ze słabościami nie polega na ich celebracji, tylko na normalnym funkcjonowaniu pomimo nich. Już bardziej trafił do mnie
Mitch, który zachowywał się pod tym względem dużo normalniej. I mimo, że strateg z niego jak z koziego ogona tamburyno, to przy ekipie, która dotarła do ostatnich rozdań, prywatnie wcale bym się nie obraził, gdyby wyszedł nam taki memiczny zwycięzca, bo wkurwiał mnie tam najmniej.
O
Joe wszystko już zostało powiedziane, bolo urwał się z lat dwutysięcznych, co w sumie byłoby ciekawą odmianą od tych wszystkich flipujących superfanów, gdyby nie to, z kim się zsojuszył i gdyby nie to, że był już taki namolny z tymi swoimi kidsami, że na pewnym etapie przewijałem każdą jego konfę. Miałem wrażenie, że odstąpi Evie miejsce w F3, sam pójdzie rozpalać ogień i przerypie, co w sumie byłoby idealnym zwieńczeniem historii tego patoduetu i Jeff trzepałby sobie Niemca do tych podniosłych wydarzeń przez kilka kolejnych lat.
Jeśli o
Gujańczyków idzie, to tak bardzo mnie zeźlili tym, że nie zrobili w końcu ruchu przeciwko autystyczce i jej survotatusiowi, że pod koniec życzyłem im, żeby się na tym przejechali i wpadli mordami w błocko. Udało się to w przypadku
Kamilli – no i bardzo ci tak kurła dobrze

. Nie rozumiem, skąd w tym sezonie Wasz wybór na stratega, leluja przez cały merge była poza głównym sojuszem i nic z tym nie zrobiła, bo zadowalała się sekretnym porozumieniem z jednym z tych „lepszych”, który jak przyszło co do czego, to i tak ją sfajczył przy F4 woląc iść do finału z tamtymi ogórami. No po prostu moje gratulacje

. Poziom finezji
Edny z South Pacific, której jedynym sojuszem był ten z Coachem, który co prawda chronił ją przez pewien czas od gilotyny, ale jak już zostali sami jego główni sojusznicy, to z uśmiechem puścił ją w gatkach na łąkę. I jeszcze ten flop z powiedzeniem Kylowi przed zadaniem, że sama chciałaby się go pozbyć. Cytując Czerepacha: Geeeeeniusz!
Ja się zgadzam, że to jest ogólnie przyjemna dziewczyna, jako jedynej dało się jej tam pod koniec słuchać, no ale patrząc na rozgrywkę, to jak dla mnie, Kamilla broni się tylko tą ładną akcją przy przemieszaniu i dobrym socjalem, który zapewne dałby jej jakieś tam głosy w finale – bo że wszystkie, nie wierzę. Oni tam wszyscy są w nowej mierze tacy dumni ze wszystkich, wspierający i różowi, że pewnie zareagowaliby równym wiwatem, gdyby Jeff zapytał, czy zagłosowaliby na Star. Tak więc, zmarnowany potencjał. Oby chociaż przy drugim występie Bozia jej rozumku dodała.
Natomiast
Kyle wygrał w finale dość pewnie, więc cóż – mimo, że jemu również prywatnie życzyłem porażki za to, że nie rozbił mojego hejted duo, to chcąc nie chcąc wypada mi go koronować na najlepszego stratega. Widocznie dobrze odczytał jury. Generalnie typa nie lubię, ale w strategach pod każdym względem trzeba go postawić wyżej od koleżanki – Thomasa utłukli równymi siłami, ale potem poziom gry był już nie do porównania - to on był ustawiony w plemiennej wierchuszce, to on ją wybronił, gdy czaił się na nią Czterosutkowiec i to od niego była przez cały czas zależna. Mdły jesteś chłopie jak mleko po tygodniu w lodówce, ale ok, bardzo proszę, zapraszam tędy, w nagrodę wystąp sobie w S50 i połam ryj na trajbalu jako pierwszy, żeby nie musiał tego robić nikt bardziej przyjemny.
Mitch to oczywiście strategicznie kupa i siku, ale tak jak mówię, personalnie jakoś tam go polubiłem, wesoły lolo. Natomiast w tym jednym jedynym miejscu chciałbym obronić Kamillę – przespała w tym programie dużo okazji, ale akurat zgodzę się, że z nim też do finału iść nie powinna. Widzę jakiś tam procent szansy, że nowoerowy kult słabości mógłby sprawić, że to różowiutkie jury stwierdzi, że zajebiaszczo będzie mieć takiego reprezentanta, bikos hi dasnt giw ap, bikos hi is hir tu pruw samfing, a przecież wszyscy inni jąkający strzelają sobie w łeb
Szachid Perski niby grał nienajgorzej, ale brakowało mi tu jakiegoś silniejszego duetu; no był sobie co prawda w tej rządzącej szóstce, ale wszyscy mamrotali sobie już od dosyć wczesnego merga, że mu do końca nie ufają i jak coś, to spuści się go w kiblu. Natomiast przez pewien czas twierdził, że Kamilla to jego namberłan, więc mogła wykorzystać ich relację, żeby nie czekając na okruch z kylowego stołu zrobić jakiś przewrót i rozwalić Joego z córunią.
Ładny występ zaliczyła
Mary, która na przekór wszelakim posraństwom, w których lądowała w premergu, nie tylko go przetrwała, ale też na pewien czas nieźle się ustawiła u boku Czterosutkowca. Potem, gdy wylądowała na dnie, to też ładnie ich tam kąsała w anusy, niczym taka żmijka, bo ten jej zielony błyszczący łach przypominał mi wężowe klimaty. Sam
Czterosutkowiec od początku dawał mi vibe palanta, co w sumie się potwierdziło, aczkolwiek jak tak groźnie wstał z tej jurorskiej ławy, to przez chwilę miałem nadzieję, że podejdzie do uczestników, da komuś w zęby i dzięki temu zyskamy w nowej erze jakikolwiek ikoniczny moment.
Star moim zdaniem do śmieci – nie porwały mnie te jej nieśmieszne rapsy, a w kategorii gry obudziła się właściwie dopiero w swoim trumiennym odcinku, wcześniej myśląc chyba, że wierchuszka ją kocha. Jej dziełem życia jest oddanie ajdola lasce, która od początku chciała ją rozpuścić w kwasie i w końcu to zrobiła, no brawo, kłaniam się. Generalnie w pierwszym odcinku myślałem, że to facet albo jakiś trans i w sumie kto wie, co by tam jeszcze za zbereźności wyszły na jaw, gdyby kiedyś dać ją do jednych olstarsów z Varnerem.
Sarnowska, gdy już czasami udawało jej się wepchnąć ryło przed kamerę, była promyczkiem nadziei i ładnie bashowała na radzie te wszystkie dyrdymały Joego. Nie wiem, co tam się u niej zesrało, bo wydawało się, że ma respekt na pomarańczowej dzielni, a po mergu wszyscy nagle o niej zapomnieli.
Z prejury na pewno wieszcz powinien zapłakać nad
Sai, która jako jedyna wprowadzała tu jakiś żywioł i zdecydowanie była moją ulubioną postacią sezonu. Szlag by to trafił, że gdyby ktoś tam przekręcił jednego pazzls szybciej w konkurencji z tą podwójną eliminacją, to jej grupa poszłaby na radę później, a Sai wylądowałaby w jury i co ważniejsze zoutlastowałaby swojego balonowogłowego kolegę, który srał na nią przy każdej okazji i którego chciałem przez to udusić. W pierwszych epach mocno kibicowałem też
Thomasowi, u którego w konfach czułem jakąś taką hatchowo-corrinowską aurę zła, jeszcze dodatkowo podbitą przez to rozdrapane oko. Kontrastowało to z pozytywnym rzygiem wszystkich wokół, więc mogłoby być z nim ciekawie. Tylko pomyśleć, ilu strasznych rzeczy uniknęlibyśmy w tym sezonie, gdyby Gujańczycy zamiast niego sfajczyli ajdolem Joe, a Eva na wieść o tym dostałaby ataku i zrobiłaby quita
Charity i Bianca ładne panie (jedyne w tym sezonie), ale tej pierwszej Pani Edyta przykładała nóż do gardła już od premiery, więc i tak cud, że przetrwała do etapu wspólnej plaży. W przypadku drugiej w sumie nie rozumiem, dlaczego
Balonogłowy postanowił ją rozwalić akurat po wyznaniu, że nie ma głosu. Na rzeź
dwóch zielonych florków zgodziłem się dość skwapliwie w zamian za obietnicę, że Sai i Mary zostaną dłużej. Za to
Stephanie wydawala się taka odklejona, że nawet mogłaby tam coś na dłuższą metę wnieść i przyznam, że po jej zaszlachtowaniu było mi smutno przez całe dwie minuty
Ciekawi mnie ten motyw oddania S50 w ręce fanów. Czy była opcja, żeby wysłać Jeffa na księżyc? Bo ja na przykład mam taką propozycję. A przede wszystkim wprowadziłbym drastyczne zmiany co do samej premiery, bo akurat premiery są w nowej erze takim atakiem raka, że zawsze na nich utknę i ciężko mi się zmotywować do oglądania dalej. Zamiast tego wiwatowania na plaży i hulabula kumbaya piórko w dupkę, to zrobiłbym im takie przywitanie jak w Afryce, gdzie muszą się gdzieś tam przedzierać, nie mają w ogóle żarcia i tłuką się o puszkę fasolki. Dwie osoby się od razu porzygały z wycieńczenia, reszta pokłóciła i proszę, tak można się bawić
Na koniec moje staty za ten sezon, bo ofkors przespałem wątki we wszystkoowszystkim.
W strategach ozłocić Kyle'a, dalej niestety Eva (wszystkie głosowania szły po jej myśli, nie dawała się wyprowadzić w pole tak łatwo jak Joe, któremu wystarczyło powiedzieć, że nie dotrzymał słowa i już świat płonął), dalej Szachid.
Oczernić Mitcha (tutaj się z Wami zgadzam), dalej Cedrek i Star.
Ulubieńcy: Sai, Mary, Thomas.
Znielubieńcy: Eva, Joe, Cedrek.
Złota Dawn Meehan dla wyjca sezonu: Ponieważ Eva ze względu na chorobę miała w tej konkurencji dodatkowe kody, to statuetkę wręczam Joe'mu i wszystkim jego kidsom, żeby miały dodatkowy powód do dumy.