Łoeeej, no i widzisz,
Żyrafuś, tak cię ostatnio chwaliłem, tak w ciebie uwierzyłem, a ty mi za to na koniec przysoliłaś taką antystrategiczną kakę, że aż suty szczypią. Zaufanie
Sarze i zdradzenie jej informacji o tym swoim sekretnym szicie zwiniętym i wsadzonym w striny jeszcze na statku, można porównać już chyba tylko do podania swojego adresu i daty wyjazdu na urlop na fejsbukowej grupie dla fanów kultury romskiej. Oczyma duszy widziałem już siebie szczekającego w niebogłosy o plusiki dla Żyrafy w wątku o najlepszych strategach, ale teraz dajcie wy mi święty spokój, już nawet Dżeku nie wybroni renomy swojej lubej.
Brady Cool, crazy like a fool, na swoje szczęście zawojował IC-ka, chociaż byłem przekonany, że ten akurat jak żaden inny należy do
Tai'a. Już on z pewnością nawykł przez całe życie do operowania pałeczkami podczas wcinania tego swojego ryżu z cielęciną w pięciu smakach i grzybkami halucynkami, więc utrzymanie prosto tego jakiegoś tałatajstwa z dziurkami nie powinno stanowić dla niego większej trudności.
I w ogóle, jak co odcinek leję na zadania ostrym siurem z pianką i bąbelkami, tak to mnie natchnęło i aż się o nim wypowiem. Uwaga, wypowiadam się: czy tylko ja mam wrażenie, że dużo prościej byłoby, gdyby trzymali to gówno od dołu, tak jak robiła to
Michaela? Co prawda, w gimnazjum nie uważałem zanadto na fizyce i tych innych strasznie brzmiących przedmiotach, ale mam przeczucie, że to właśnie pani "łejst of spejs" obrała najstabilniejszą taktykę. Dosyć długo utrzymała się w konkurencji i pewnie by ją w ten sposób wygrała, gdyby nie to, że jest… no właśnie, sobą.
Ale cóż, jak dla mnie, wszyscy i wszystko może iść w niwecz, grunt, że
Andrea przetrwała kolejną rundę. A było już bardzo srogo i w momencie, gdy niewybrani na reward nieszczęśnicy tak sobie siedzieli w kółeczku na tej mieliźnie i chlupotali tyłki w wodzie planując nabicie na pal mojej pięknej, to aż miałem ochotę się tam między nich teleportować z piłą motorową i jednym piruetem zrobić porządek na zagrodzie, ucinając makówy jak Skrzetuski Kozakom w "Ogniem i mieczem". Myślę, że niestety błędem Andrei było tutaj zignorowanie faktu, że Michaela ma krosty na mózgu i założenie, że prędko wybaczy jej niewybranie na barbecue z tą swoją matroną, która na starość myli szampon do włosów z odżywką dla pudli. "Mykejla ys a wery yntelidżent plejer, szi łyl anderstend", no kurwa, rzeczywiście, koń by się uśmiał, a kobyłka mu zawtórowała.
Wcześniej uważałem to za nierealne, ale po ostatnich sukcesach Andzia tak mnie rozkokosiła, że teraz wymagam, żeby przynajmniej powtórzyła swój plejsment z caramoańskiej krainy. A najlepiej to i z Redemption, choć ciężej porównać które to by teraz musiało być miejsce, bo tam mieliśmy osiemnaścioro graczy, nie licząc prapradziadka Phillipa, który interweniował wyłącznie w wyjątkowych przypadkach, przywoływany piórkiem przyczepionym do skromnie wyposażonej glacy swojego zstępnego.
Lowdłansi wpadli na grilla, no hejka. Cały ten motyw rzecz jasna jak zwykle zostawił mój mózg w stanie ciężkiego niedojebania.
Ja nie wiem, czy to kwestia wspominanego już przeze mnie sekciarstwa tego programu, na zasadzie, że jest bożek Burnett, do którego wszyscy się modlimy i dziękujemy przy każdej okazji za to, że jego program niczym Mesjasz pozwolił nam zajrzeć w głąb siebie, stać się lepszą osobą, zrozumieć na nowo miłość do swoich bliskich, wyleczyć się z łuszczycy chuja i takie tam. Czy może to wszystkie wypowiedzi są ustawiane jak Wańki Wstańki na ruskim targowisku. Ale… no do licha ciężkiego, jak to wyglądało?
Matka Andrei wylatuje starczym truchcikiem z tego buszu, sklejają miśka, wszystko fajnie, po czym babsko w pierwszym zdaniu swojej wypowiedzi wypierdziela z tym, że słuchajcie widzowie, mam dla was soczystą plotę, no uśmiejecie się po pachy, Andrea straciła siostrę. Na jej miejscu powiedziałbym yyy, mamo, wiesz co, dzięki, że przyjechałaś, ale patrz, przyjrzyj się, tam są drzwi z powrotem do lasu, szuraj mi stąd i rozmówimy się jak przyjadę, bo może ja sobie nie życzę, żeby ktoś mnie outował z rodzinnych tragedii, w końcu miałem trzy surwajwory żeby samemu o tym opowiedzieć gdybym chciał.
Na
Monicę aż tak wiele air time'u nie poszło, więc już tak nie jojczcie. Tak jak każdy popaplała chwilę sekciarskie pierdoły o tym jak Mesjasz Survivor scementował ich związek z Bradem i to wszystko. Dobrze, że
Żyrafa ma pyszczek dwa metry nad wszystkimi innymi i nikt nie zauważył jej figlarnego trolfejsa w tym czasie. "Oh, bitch, you don’t even know".
Potem, już na rewardzie, mieliśmy jeszcze tylko pół minutki cudownego seansu strategicznego, w trakcie którego Monica wpatrywała się w parówki i rozkminiała co poradzić tej swojej jednej najważniejszej, żeby za szybko nie odpadała i żeby wpadło im do domu jakieś siano (ona jeszcze nie wie, że na adwokata). Sam nie mogłem się doczekać co to będzie za cudowna, zapowiadana jeszcze przed odcinkiem porada no i masz – Yyyy, eee, Mykejla simd anhepi dat szi łos not czołsen, soł mejbi szi łyl flip, no kurwa, dziękujemy, Einsteinie.
Syn Cirie Nie wiem skąd ona wytrzasnęła tego srajdka, ale jak tak porównuję ich inteligencję, to śmiem twierdzić, że nie z łożyska. Pewnie bocian w prześcieradle podrzucił albo wychodziła go w jajku-dziesiątce w Pokemon Go. No Święci Anieli, żeby po czterech sezonach nie zapamiętać, że matka musi w programie srać w krzaki?
No pewnie, wychodka się zachciało, może jeszcze ogrzewanie podłogowe na piachu i KFC imienia Marka the Chicken za najbliższą palmą.
Furorę zrobił za to
mąż Sary.
Żyrafa już go tam raczyła ciepłymi określeniami, jakby rozbicie jednego związku jej nie wystarczyło. I czy ja dobrze widziałem, czy
Tai pomachał mu filuternie i tamten mu odmachał z miną pod tytułem "Trzecie krzaki od lewej. Ty i ja. Za godzinę."?
Chociaż mimo wszystko wyczuwam tu pewną aurę patologii i gdybym tak bardzo nie nienawidził kwakania Sary, to pewnie profilaktycznie zadzwoniłbym na Niebieską Linię.
Rozumiem – miłość, przywiązanie i tęsknota za bolcem, ale żeby na samą wzmiankę o tym, że zaraz przyjdzie mąż, tak z automatu klękać na kolanko, to chyba on tam ją musi w domu ostro trenować. Pośle Piasecki, nie ty jeden.
Idę sobie, bo zaraz wyczerpię całe swoje pokłady nienawiści i nie starczy mi na jutro do roboty.