S34E12 "No Good Deed Goes Unpunished"

Awatar użytkownika
Davos
6th jury member
Posty: 582
Rejestracja: 16 lut 2019, 01:44
Kontakt:

S34E12 "No Good Deed Goes Unpunished"

Post autor: Davos »

Rider Girl, jak zwykle dzięki za info :)
Powrót Sandry i Tony'ego mnie rzecz jasna cieszy. Powrót Sarah nie, ze względu na jej osobowość.
A co do tej kiecki to w życiu bym nie zwrócił na to uwagi, no ale dzięki za wiadomość ;)



Ok, czas na podsumowanie całego sezonu.
Jako iż bardzo lubię sezony z powracającymi graczami, sporo sobie obiecywałem po tej edycji, zwłaszcza gdy zobaczyłem w pierwszym odcinku cast. Co prawda nie do końca ze wszystkimi decyzjami co do castu się zgadzam, bo nie wiem, co tam robiła np. Hali, Michaela czy Caleb, ale generalnie byłem zadowolony, bo wróciło sporo gwiazd i fajnie było znów zobaczyć, jak grają. Do mergu było bardzo fajnie i sporo osób robiło tam zamieszanie (Tony, Sandra itd.), potem też nie było najgorzej, ale końcówka niestety była słaba. Wygrała osoba, która wprawdzie zaskoczyła mnie bardzo swoją dobrą grą, ale też jednocześnie była i chyba nadal jest jedną z bardziej przeze mnie nielubianych osób z tego sezonu. No a razem z nią do topki zawędrowały osoby, które albo też ciężko było lubić (Tai), albo mimo wcześniejszej dobrej gry robiły na koniec głupie błędy (Brad), albo nie grały w ogóle (Troyzan) :P
Za dużo też produkcja narąbała tych wszystkich twistów, wstawiając je praktycznie co odcinek - 3 HII, dwie przewagi, dwa przemieszania, połączona rada, exile island i jeszcze jakieś pomniejsze typu pomergowa uczta, w której dwie osoby nie mogły wziąć udziału. Skutkiem tego kuriozalne rady, po których wylecieli Malcolm i Cirie, no i ogólnie psuło to trochę grę, w której świetna strategia przestała grać pierwszoplanową rolę, bo ważniejsze były bonusy, które w różnych okolicznościach się zgarniało.
Trochę też za dużo było dram (zwłaszcza ta z Zeke'm) i różnych moralizatorskich pierdoletów o pokonywaniu własnych słabości, schodzeniu z kanapy itd. Fajne było pożegnanie Sandry i Cirie oklaskami i ogólnie oddanie im honoru nawet przez Jeffa. No i super wyszła też nowość na finałowej radzie plemienia, czyli swobodna dyskusja między sędziami i graczami.
Generalnie jednak było dosyć ciekawie i na pewno nie brakowało tu wielkich osobowości, a to robiło różnicę, nawet przy zamieszaniu związanym z twistami. Ten sezon podobał mi się bardziej niż 32 i 33. Powiedzmy, że dałbym ocenę 6/10, ale za obecność Andrei daję oczko wyżej i ostatecznie niech będzie 7/10 ;)


No to teraz poszczególni gracze:

Ciera - odpadła w dość dziwnych okolicznościach, bo po prostu powiedziała na głos to, o czym myśleli wszyscy, czyli żeby wykopać będącego zagrożeniem Tony'ego. Na jej nieszczęście Tony zaczął już wtedy pozyskiwać sobie sojuszników, których zdołał przekonać do głosowania na Ciery, jako na potencjalnie mocnego gracza. Co jak wiadomo jest prawda, bo Ciera potrafi grać ostro. Na pewno wpływ na jej eliminację miała też słaba dyspozycja w zadaniach, zwłaszcza że do porażki w pierwszym zadaniu o immunitet mocno się przyczyniła.

Tony - jak tylko zobaczyłem go w caście to wiedziałem, że będzie robił dużo szumu, no i tak też było od samego początku. Ten jego żart z udawaniem, że szuka HII od razu po przybyciu na wyspę był bardzo ryzykowny, ale Tony zdołał dość szybko skierować uwagę na Cierę i doprowadził do jej odpadnięcia. Potem bardzo sprytnie zmontował wokół siebie sojusz "zagrożeń" czyli ludzi, którzy mogli być na celowniku, dzięki czemu miał większość 5:4, ale pogrążyła go paranoja, przez którą zaczął doszukiwać się zdrady u przychylnej mu Sandry i wziął ją na celownik - tyle, że Sandra była sprytniejsza i to ona pierwsza wykopała jego.
Ogólnie trochę szkoda, że tak szybko odpadł, bo akcja z budowaniem "bunkra" obok skrzynki z pocztą była niezła :)

Caleb - nie mam pojęcia, za co go przywrócili, bo medical to jednak trochę mało, żeby móc być uznanym za game changera... Tutaj nie robił kompletnie nic i był jedynie pionkiem innych (najpierw Tony'ego, a potem chyba Malcolma). Niby coś tam próbował walczyć na radzie, ale to i tak było za późno i za mało. Chyba najsłabszy strategicznie gracz tej edycji.

Malcolm - odpadł bardzo pechowo przez głupotę JT, który pogrążył go wbrew swojej woli :P A szkoda, bo lubię Malcolma i uważam, że ma potencjał. Coś tam w swoich dwóch poprzednich występach pokazał i myślę, że gdyby dotarł do mergu to mógłby jeszcze sporo namieszać.

JT - już w swoim poprzednim występie zrobił bardzo głupią rzecz, a tu już odwalił totalną kaszanę :D Niby był po stronie nowego plemienia i miał mocną więź z Malcolmem, ale ostatecznie pogrążył go swoją głupotą, bo zdradził przeciwnemu plemieniu, na kogo jego plemię będzie głosować. Wcześniej podjął dwie próby pozyskania HII i pierwsza była naprawdę tak widoczna, że reszta ludzi tylko miała z niego ostry polew :) Potem ostatecznie ten immunitet znalazł, ale co z tego, skoro nawet nie wziął go na radę, na której był zagrożony... Do tego trzeba dodać jeszcze, że dał się rozgrywać Sandrze jak dziecko przy tej akcji z cukrem. Występ tragiczny i jak na kogoś, kto jednak ma na swoim koncie sukces w Survivor, tak słaba gra po prostu jest wstydem i żenadą :P

Sandra - niewątpliwie to do niej należała pierwsza część sezonu :) Jak na kogoś, kto miał od samego początku tak olbrzymi celownik na plecach, poradziła sobie znakomicie, bo dzięki świetnemu socjalowi i sprytowi udało jej się wykopać wszystkich, którzy jej zagrażali, w tym Tony'ego i JT i tym samym pokazała, że jej wcześniejsze sukcesy były w pełni zasłużone. Tutaj grała zdecydowanie ostrzej niż w sezonach 7 i 20, ale myślę, że właśnie o to jej chodziło - wiedziała, że nie wygra tego sezonu więc chciała się pobawić i namieszać, co w pełni jej się udało. Akcja z wyjedzeniem cukru i wmówieniem JT, że zrobiła to Michaela - genialne :D I jeszcze to puszczenie oka do kamery ;) Ale przy wszystkich tych zaletach, jedno mi się w Sandrze nie podobało - to ciągłe gadanie o tym, że jest królową i pyskowanie do każdego, nawet do Jeffa :P Chciałem przez to zobaczyć, jak jej pochodnia gaśnie, no i się doczekałem. Ale pożegnanie jej na radzie owacją przez innych graczy było w pełni zasłużone. I trzeba też podkreślić, że spory wpływ na jej eliminację miało niekorzystne przemieszanie, bo razem z Varnerem znaleźli się w mniejszości i musieli walczyć o życie. Kto wie, jak daleko by zaszła, gdyby numerki były wtedy po jej stronie.

Varner - wiem, że on ma spore grono antyfanów, ale ja akurat gościa lubiłem i cieszyłem się z jego powrotu, bo uważam, że stać go na niezłe kombinowanie, jeśli okoliczności mu sprzyjają. Już w Australii pokazał jakieś przebłyski gry, choć ostatecznie odpadł przez zbyt wczesne zrezygnowanie na zadaniu z immunitetu (choć ja uważam, że i tak nikt nie miał szans tam pokonać Tiny). W Kambodży grał bardzo ostro i przedobrzył, ale pokazał, że potrafi nieźle zamieszać. Tutaj od początku grał spokojniej, ale był to element jego planu, bo w konfach mówił, że chce, żeby najpierw zagrożenia powycinały się nawzajem, a potem on wkroczy do akcji. No i wszystko byłoby ok, gdyby nie pechowe przemieszanie, które go pogrążyło, bo jako jedyny znalazł się w grupie z obcym sojuszem i bardzo ciężko byłoby się komukolwiek z czegoś takiego wybronić. Jeff jednak walczył do końca i najpierw próbował pozyskać Zeke'a i obrócić go przeciwko Ozzy'emu, a gdy to się nie udało, poszedł do Andrei i Sarah i bardzo ładnie skłócił je z facetami, mówiąc dziewczynom, że Zeke i Ozzy mają ścisły sojusz, o którym Andrea i Sarah nie wiedzą. I kto wie, może ten plan mógłby się udać i poleciałby na tej radzie Ozzy albo właśnie Zeke... no ale Varner posunął się o jeden krok za daleko i ujawnił coś, czego nie powinien, a potem już zrobiła się ogromna drama. Ruch oczywiście bardzo głupi i wredny, ale Varner okazał skruchę i jego przeprosiny wyglądały na autentyczne, po programie też spłynęła na niego fala hejtu więc swoje odpokutował. No po prostu facet tak mocno wciągnął się w grę i tak bardzo chciał zostać, że zwyczajnie przeszarżował. Do mergu i etapu jury znów zabrakło mu jednej rady... Jak pech to pech :P Ale ja tam będę się trzymać zdania, że gdyby nie pechowe przemieszanie i Varner dotarłby do mergu to mógłby tam nieźle namieszać i daleko dojść.

Hali - jej pojawienie się w tym sezonie nie jest dla mnie zrozumiałe, bo nie uważam, żeby ona czymkolwiek na ten powrót zasłużyła. Owszem, była sympatyczna, ale jej gra kulała, co widać było i w tym sezonie, gdzie ciągle była w mniejszości. Do mergu dotarła, bo miała sporo farta, ale po mergu nie ufał jej dosłownie nikt i dwa rywalizujące sojusze dogadały się, żeby ją wyrzucić, co jest pewnym ewenementem w tej grze. Na plus tylko to, że jak była zagrożona to broniła się mocno na radzie, no ale to i tak o wiele za mało, żeby uznać ją za dobrego gracza.

Ozzy - cieszyłem się z jego powrotu, bo choć strateg z niego żaden to umiejętności survivalowe ma jak żaden inny gracz w historii Survivor i dzięki niemu można było jeszcze pooglądać to, co nowe sezony skupione tylko na strategii całkowicie pomijają - łowienie ryb, zdobywanie owoców/kokosów z palm itd. Za to go mocno cenię. No ale i grę strategiczną w tym sezonie też prowadził dobrą, oczywiście jak na kogoś, kto jest fizycznym zagrożeniem i z tego powodu zawsze ma celownik. Na początku wprawdzie fochał się jeszcze na Cirie za dawny blindside, ale szybko zgrał się z nią, Andreą, Aubry i Zeke'm i cała piątka miała fajny sojusz, który aż do mergu trzymał się razem. Potem niestety Zeke zdradził, a Ozzy i tak by poleciał prędzej czy później, sporo osób bało się jego dyspozycji w zadaniach, ale nie zmienia to faktu, że nawet jak ktoś we wcześniejszych sezonach nie lubił go za arogancję (która czasem okazywał) to w tym sezonie raczej nie miał się o co przyczepić, bo Ozzy w tym sezonie jak najbardziej dał się lubić z charakteru. Nie dziwi mnie też, że w finale był po stronie Brada, bo dla niego po prostu aspekt zadaniowy i survivalowy jest o wiele ważniejszy niż dla większości innych graczy więc miał prawo głosować na Brada, który też ten aspekt gry pokazywał.
Moim zdaniem Ozzy po prostu urodził się zbyt późno, bo gdyby brał udział w którymś z pierwszych sezonów to myślę, że miałby bardzo duże szanse na zwycięstwo. Bycie providerem, trzymanie się do końca swojego sojuszu i immunity run mogłyby mu spokojnie zapewnić wygraną. No ale w nowszych sezonach, gdzie liczą się zdrady, blindsidy i ukryte przewagi, Ozzy po prostu się nie odnajduje, bo jego styl gry jest typowo oldschoolowy.

Debbie - szalona i pokręcona kobitka, która czasem bawi, ale niestety często też irytuje... Jej wyskoki i wybuchy złości skierowane choćby w stronę Brada były tragiczne i mogły ją pogrążyć, gdyby musiała wtedy iść na radę. Co prawda niby przeprosiła potem Brada, ale nie zmienia to faktu, że socjal i tak miała tragiczny. Na plus na pewno blindside na Ozzy'm, bo to ona podsunęła Sierrze ten pomysł, ale potem sama się pogrążyła, gdy powiedziała Aubry, że nie ufa Sarah i przez to Sarah się od niej odwróciła i ją wykopała. Ta jej pewność siebie była na tyle wkurzająca, że miałem sporą satysfakcję, gdy dostała po oczach blindsidem.
Na exile też podjęła dziwną decyzję, wybierając przewagę z dodatkowym głosem, bo moim zdaniem więcej by zdziałała przewagą dla drużyny, albo zestawem do robienia fake immunitetów.

Zeke - za poprzedni sezon nawet go ceniłem, bo pokazał, że lubi grę, ale w tym sezonie udowodnił, że ta jego obsesja na punkcie dokonywania ruchów za wszelką cenę jest zwyczajnie głupia, bo co mu po tych "big moves", skoro na dalszą metę były dla niego nieopłacalne. Odwrócenie się od Andrei i całego sojuszu na etapie Top12 było przedwczesne i idiotyczne. Cieszyłem się bardzo, że Andrea zdążyła go wykopać, zanim on wykopałby ją.

Sierra - duże zaskoczenie na plus. W jej poprzednim sezonie uważałem ją za sympatyczną osobę, ale wkurzała mnie jej pasywność. Tu od początku grała aktywnie i razem z Bradem rządziła sojuszem, który zaprowadził ją aż do mergu. Świetne z jej strony było obiecanie Final3 Sarah, kiedy ta akurat myślała o przeskoku, no ale ostatecznie wszystko skopała Debbie. Niestety Sierra pod koniec koncertowo się pogrążyła, mówiąc Sarah o swojej przewadze i obiecując jej, że w razie odpadnięcia odda jej tą przewagę. Gdyby nie ten ruch to mogłaby zajść dużo dalej. Mimo wszystko i tak plus za aktywną grę, zwłaszcza że dość szybko zyskała celownik na plecach, a jednak udało jej się z kilku takich ataków wybronić.

Andrea - uwielbiam ją! <3 Nie dość, że śliczna i urocza to jeszcze cwana, co pokazała już w sezonie 26, a tutaj potwierdziła. Od początku dobrze się ustawiła i do mergu była bezpieczna. Potem też dobrze kombinowała i lawirowała, próbując pozbywać się mocnych rywali, ale przez to sama zaczęła być postrzegana jako duże zagrożenie. Ona jednak wygrała dwa immunitety, odparła też atak Zeke'a i zainicjowała jego odpadnięcie, przekonując do głosowania na niego nawet Sarah i Michaele, które bardzo tego nie chciały. Niestety bez końca bronić się nie mogła, a cios w plecy dostała od swojej najbliższej sojuszniczki... Cirie, why? ;(
;)

Michaela - nie przepadałem za nią w sezonie 33 i tu było podobnie, zresztą żaden z niej game changer. Ale trzeba przyznać, że jej konfy i zachowanie bywało zabawne, ale głównie dla widza, bo inni zawodnicy jej nie znosili. I tu trzeba wyraźnie podkreślić, że ona musiała naprawdę mieć tragiczny socjal, skoro tak wiele osób chciało ją wykopać praktycznie od początku. Mimo wszystko po tym sezonie trochę ją polubiłem, ale jej grę nadal uważam za bardzo słabą. Pewnym symbolem jej gry było przeoczenie przewagi, którą miała dosłownie kilka centymetrów od swojej nogi...

Cirie- stara, dobra Cirie :) Jej nikomu nie trzeba przedstawiać, bo to legenda Survivor, choć na początku dopisało jej trochę szczęście, że nie musiała iść na radę aż do mergu, bo długo nikt nie chciał z nią grać, bojąc się zagrożenia, jakim ona zawsze jest. Cirie jednak wykorzystała czas do mergu na nawiązanie silnych więzi i była w mocnym sojuszu, a po mergu aktywnie dokonywała ruchów. Zblindsidowała też Andreę... Niestety. Choć z bóle serca muszę przyznać, że ruch był dobry. Co prawda potem Cirie zaliczyła wtopę z przewagą Sarah, ale jakimś cudem zdołała potem w kolejnym dniu pozyskać Taia, w którego przecież celowała i dzięki temu na etapie Top6 miała aż 3 głowy przeciwko Sarah. Niestety odpadła przez głupie namnożenie przewag, które zapewniły bezpieczeństwo wszystkim poza nią samą i musiała odpaść. Fajnie, że chociaż jej pożegnanie było godne legendy Survivor.

Aubry - w sezonie 32 ją lubiłem i tam grała naprawdę dobrze. Tu już było znacznie gorzej, bo choć starała się ile mogła to bardzo często była po niewłaściwej stronie numerków na radach. Po mergu była względnie bezpieczna, bo inne zagrożenia wycinały się wzajemnie, ale potem zabrakło jej sojuszników, z którymi mogłaby iść do finału. Miło, że trzymała do końca z Andreą :) No i mądrze próbowała na etapie Top5 przekonać Sarah i Taia do eliminacji Troyzana, żeby Brad go nie zabrał do finału i nie zostało tylko jedno miejsce do obsadzenia. Ale ostatecznie niczego nie ugrała na tym etapie i odpadła.

Tai - na pewno trzeba mu zaliczyć na plus, że ma nosa do immunitetów i jest bardzo wytrzymały w zadaniach, co udowodnił, pokonując nawet Ozzy'ego. W strategii jest jednak strasznie chaotyczny i tak nieprzewidywalny, że nawet jego sojusznicy musieli się obawiać, czy on czegoś łatwo nie odwali. Niby chciał nawiązywać więzi i łatwo mu to szło, ale to bardziej inni nim manipulowali niż on nimi. No i zdecydowanie zbyt łatwo ulegał emocjom. Szkoda, bo może gdyby potrafił bardziej na chłodno analizować sytuację to użyłby chociaż jednego HII wcześniej i odmienił znacząco losy gry. A tak kisił dwa HII do Top6, a potem niby jednym zagrał dla Aubry, ale ostatecznie i tak znalazł sie poza finałem.

Troyzan - jedno z większych rozczarowań w tym sezonie. I mówię to jako ktoś, kto cieszył się z jego powrotu, bo choć w One World ulegał emocjom to jednak pokazywał tam, że bardzo zależy mu na grze. Tu od początku grał na cichacza, żeby prześlizgnąć się dalej i nawet po części go rozumiem, no ale powinien chociaż po mergu próbować bardziej coś kombinować, a nie tylko robić za number Brada. Grał tak, żeby dojechać do finału, ale nie tak, żeby mieć w nim jakiekolwiek szanse. Jedyny plus za zdobycie HII, ale co z tego, skoro nie próbował z nim zrobić czegoś, co odmieniłoby grę i dało mu jakieś punkty u sędziów.

Brad - bardzo pozytywne zaskoczenie, bo prowadził dobrą grę naprawdę przez długi czas, ale jednak końcówkę skaszanił. Od początku budował wokół siebie sojusz i wspólnie z Sierrą nim rządził, ładnie też pozyskał Troyzana, Taia i też Debbie, a zrobił to tym, czego po nim w życiu bym się nie spodziewał - świetnym socjalem. Gdy po mergu jego sojusz się posypał, ratował się immunity run i moim zdaniem zwłaszcza w końcówce to miało znaczenie, bo wydaje mi się, że gdyby przegrał przed finałem to Sarah i Tai by w niego uderzyli. Aubry też, gdyby to się działo w Top5. Brad jednak immunitety wygrał i wtedy skaszanił sprawę, bo najpierw zaczął grozić Taiowi, co spowodowało, że ten się od niego odwrócił, a tuż przed finałem, zamiast wykopać groźniejszą Sarah, Brad pozbył się Taia tylko dlatego, że był na niego wkurzony. Gdyby nie kierował się emocjami i wykazał na finiszu więcej chłodnego myślenia, wygrałby ten sezon. No ale i tak mimo tych wpadek był jednym z najbardziej pozytywnych zaskoczeń tego sezonu. I za wygranie 5 immunitetów też szacun.

Sarah - w sezonie 28 jej nie lubiłem i tutaj też nie byłem zadowolony z jej powrotu. Sarah jednak zaskoczyła mnie mądrą grą - na etapie plemiennym trzymała się w mocnym sojuszu, choć robiła też jakieś konszachty na boku (jak wtedy, gdy dogadała się z będącym wtedy na uboczu Troyzanem). Po mergu jednak wcisnęła gaz do dechy - najpierw odwróciła się od sojuszu z Andreą i Cirie, biorąc udział w blindsidzie na Ozzy'm, a potem zrobiła kolejny przeskok i wykopała Debbie. Lawirowała tak między jednym a drugim sojuszem i choć taka gra jest na ogół ryzykowna, Sarah robiła to w taki sposób, że pozbywała się najgroźniejszych rywali, jednocześnie nie będąc zagrożona. Właściwie tylko raz znalazła się na celowniku - na etapie Top6. I wtedy by odpadła, ale na swoje szczęście miała nietykalność. Przewagę zdobyła w wręcz mistrzowsko, pozbywając się Sierry w taki sposób, że ona, niczego nieświadoma, przekazała jej swoją przewagę :D Do tego znalazła jeszcze jedną przewagę, którą przeoczyła ślepa Michaela :P No i ładnie grała też na etapie Top5, gdzie wykopała Aubry, a potem w Top4 zagłosowała na Taia, żeby mieć pewny finał. No i w tym finale zasłużenie wygrała, bo prowadziła naprawdę dobrą grę. Choć, jak wspomniałem wcześniej, mnie jej zwycięstwo nie cieszy, bo nadal tej babki nie polubiłem. Jej wyraz twarzy i ogólnie mimika mnie skutecznie od niej odpychały. Więc tak - gracz świetny. Ale osobowość niestety niefajna.


Zapomniałem jeszcze wspomnieć o edicie, który w tym sezonie pozostawiał wiele do życzenia - Cirie i Andrea praktycznie do mergu były niewidoczne, a przecież były jednymi z jaśniejszych punktów tego sezonu. Za to Sarah dla odmiany od pewnego momentu była tak mocno eksponowana, że można było w ciemno zakładać, że wygra. Dla odmiany o Troyzanie było z góry wiadomo, że będzie jedną z tych osób, które wejdą do finału i nie zgarną tam żadnego głosu. Więc dla osób odpowiedzialnych za edit - mocny kopniak w tyłek!
Ale nadal podtrzymuję opinię, że sezon całkiem spoko :)
Obrazek

Rider Girl
7th voted out
Posty: 138
Rejestracja: 30 mar 2017, 08:50
Kontakt:

S34E12 "No Good Deed Goes Unpunished"

Post autor: Rider Girl »

Davos pisze:
07 sty 2020, 23:43
Rider Girl, jak zwykle dzięki za info :)
Powrót Sandry i Tony'ego mnie rzecz jasna cieszy. Powrót Sarah nie, ze względu na jej osobowość.
A co do tej kiecki to w życiu bym nie zwrócił na to uwagi, no ale dzięki za wiadomość ;)



Ok, czas na podsumowanie całego sezonu.
Jako iż bardzo lubię sezony z powracającymi graczami, sporo sobie obiecywałem po tej edycji, zwłaszcza gdy zobaczyłem w pierwszym odcinku cast. Co prawda nie do końca ze wszystkimi decyzjami co do castu się zgadzam, bo nie wiem, co tam robiła np. Hali, Michaela czy Caleb, ale generalnie byłem zadowolony, bo wróciło sporo gwiazd i fajnie było znów zobaczyć, jak grają. Do mergu było bardzo fajnie i sporo osób robiło tam zamieszanie (Tony, Sandra itd.), potem też nie było najgorzej, ale końcówka niestety była słaba. Wygrała osoba, która wprawdzie zaskoczyła mnie bardzo swoją dobrą grą, ale też jednocześnie była i chyba nadal jest jedną z bardziej przeze mnie nielubianych osób z tego sezonu. No a razem z nią do topki zawędrowały osoby, które albo też ciężko było lubić (Tai), albo mimo wcześniejszej dobrej gry robiły na koniec głupie błędy (Brad), albo nie grały w ogóle (Troyzan) :P
Za dużo też produkcja narąbała tych wszystkich twistów, wstawiając je praktycznie co odcinek - 3 HII, dwie przewagi, dwa przemieszania, połączona rada, exile island i jeszcze jakieś pomniejsze typu pomergowa uczta, w której dwie osoby nie mogły wziąć udziału. Skutkiem tego kuriozalne rady, po których wylecieli Malcolm i Cirie, no i ogólnie psuło to trochę grę, w której świetna strategia przestała grać pierwszoplanową rolę, bo ważniejsze były bonusy, które w różnych okolicznościach się zgarniało.
Trochę też za dużo było dram (zwłaszcza ta z Zeke'm) i różnych moralizatorskich pierdoletów o pokonywaniu własnych słabości, schodzeniu z kanapy itd. Fajne było pożegnanie Sandry i Cirie oklaskami i ogólnie oddanie im honoru nawet przez Jeffa. No i super wyszła też nowość na finałowej radzie plemienia, czyli swobodna dyskusja między sędziami i graczami.
Generalnie jednak było dosyć ciekawie i na pewno nie brakowało tu wielkich osobowości, a to robiło różnicę, nawet przy zamieszaniu związanym z twistami. Ten sezon podobał mi się bardziej niż 32 i 33. Powiedzmy, że dałbym ocenę 6/10, ale za obecność Andrei daję oczko wyżej i ostatecznie niech będzie 7/10 ;)


No to teraz poszczególni gracze:

Ciera - odpadła w dość dziwnych okolicznościach, bo po prostu powiedziała na głos to, o czym myśleli wszyscy, czyli żeby wykopać będącego zagrożeniem Tony'ego. Na jej nieszczęście Tony zaczął już wtedy pozyskiwać sobie sojuszników, których zdołał przekonać do głosowania na Ciery, jako na potencjalnie mocnego gracza. Co jak wiadomo jest prawda, bo Ciera potrafi grać ostro. Na pewno wpływ na jej eliminację miała też słaba dyspozycja w zadaniach, zwłaszcza że do porażki w pierwszym zadaniu o immunitet mocno się przyczyniła.

Tony - jak tylko zobaczyłem go w caście to wiedziałem, że będzie robił dużo szumu, no i tak też było od samego początku. Ten jego żart z udawaniem, że szuka HII od razu po przybyciu na wyspę był bardzo ryzykowny, ale Tony zdołał dość szybko skierować uwagę na Cierę i doprowadził do jej odpadnięcia. Potem bardzo sprytnie zmontował wokół siebie sojusz "zagrożeń" czyli ludzi, którzy mogli być na celowniku, dzięki czemu miał większość 5:4, ale pogrążyła go paranoja, przez którą zaczął doszukiwać się zdrady u przychylnej mu Sandry i wziął ją na celownik - tyle, że Sandra była sprytniejsza i to ona pierwsza wykopała jego.
Ogólnie trochę szkoda, że tak szybko odpadł, bo akcja z budowaniem "bunkra" obok skrzynki z pocztą była niezła :)

Caleb - nie mam pojęcia, za co go przywrócili, bo medical to jednak trochę mało, żeby móc być uznanym za game changera... Tutaj nie robił kompletnie nic i był jedynie pionkiem innych (najpierw Tony'ego, a potem chyba Malcolma). Niby coś tam próbował walczyć na radzie, ale to i tak było za późno i za mało. Chyba najsłabszy strategicznie gracz tej edycji.

Malcolm - odpadł bardzo pechowo przez głupotę JT, który pogrążył go wbrew swojej woli :P A szkoda, bo lubię Malcolma i uważam, że ma potencjał. Coś tam w swoich dwóch poprzednich występach pokazał i myślę, że gdyby dotarł do mergu to mógłby jeszcze sporo namieszać.

JT - już w swoim poprzednim występie zrobił bardzo głupią rzecz, a tu już odwalił totalną kaszanę :D Niby był po stronie nowego plemienia i miał mocną więź z Malcolmem, ale ostatecznie pogrążył go swoją głupotą, bo zdradził przeciwnemu plemieniu, na kogo jego plemię będzie głosować. Wcześniej podjął dwie próby pozyskania HII i pierwsza była naprawdę tak widoczna, że reszta ludzi tylko miała z niego ostry polew :) Potem ostatecznie ten immunitet znalazł, ale co z tego, skoro nawet nie wziął go na radę, na której był zagrożony... Do tego trzeba dodać jeszcze, że dał się rozgrywać Sandrze jak dziecko przy tej akcji z cukrem. Występ tragiczny i jak na kogoś, kto jednak ma na swoim koncie sukces w Survivor, tak słaba gra po prostu jest wstydem i żenadą :P

Sandra - niewątpliwie to do niej należała pierwsza część sezonu :) Jak na kogoś, kto miał od samego początku tak olbrzymi celownik na plecach, poradziła sobie znakomicie, bo dzięki świetnemu socjalowi i sprytowi udało jej się wykopać wszystkich, którzy jej zagrażali, w tym Tony'ego i JT i tym samym pokazała, że jej wcześniejsze sukcesy były w pełni zasłużone. Tutaj grała zdecydowanie ostrzej niż w sezonach 7 i 20, ale myślę, że właśnie o to jej chodziło - wiedziała, że nie wygra tego sezonu więc chciała się pobawić i namieszać, co w pełni jej się udało. Akcja z wyjedzeniem cukru i wmówieniem JT, że zrobiła to Michaela - genialne :D I jeszcze to puszczenie oka do kamery ;) Ale przy wszystkich tych zaletach, jedno mi się w Sandrze nie podobało - to ciągłe gadanie o tym, że jest królową i pyskowanie do każdego, nawet do Jeffa :P Chciałem przez to zobaczyć, jak jej pochodnia gaśnie, no i się doczekałem. Ale pożegnanie jej na radzie owacją przez innych graczy było w pełni zasłużone. I trzeba też podkreślić, że spory wpływ na jej eliminację miało niekorzystne przemieszanie, bo razem z Varnerem znaleźli się w mniejszości i musieli walczyć o życie. Kto wie, jak daleko by zaszła, gdyby numerki były wtedy po jej stronie.

Varner - wiem, że on ma spore grono antyfanów, ale ja akurat gościa lubiłem i cieszyłem się z jego powrotu, bo uważam, że stać go na niezłe kombinowanie, jeśli okoliczności mu sprzyjają. Już w Australii pokazał jakieś przebłyski gry, choć ostatecznie odpadł przez zbyt wczesne zrezygnowanie na zadaniu z immunitetu (choć ja uważam, że i tak nikt nie miał szans tam pokonać Tiny). W Kambodży grał bardzo ostro i przedobrzył, ale pokazał, że potrafi nieźle zamieszać. Tutaj od początku grał spokojniej, ale był to element jego planu, bo w konfach mówił, że chce, żeby najpierw zagrożenia powycinały się nawzajem, a potem on wkroczy do akcji. No i wszystko byłoby ok, gdyby nie pechowe przemieszanie, które go pogrążyło, bo jako jedyny znalazł się w grupie z obcym sojuszem i bardzo ciężko byłoby się komukolwiek z czegoś takiego wybronić. Jeff jednak walczył do końca i najpierw próbował pozyskać Zeke'a i obrócić go przeciwko Ozzy'emu, a gdy to się nie udało, poszedł do Andrei i Sarah i bardzo ładnie skłócił je z facetami, mówiąc dziewczynom, że Zeke i Ozzy mają ścisły sojusz, o którym Andrea i Sarah nie wiedzą. I kto wie, może ten plan mógłby się udać i poleciałby na tej radzie Ozzy albo właśnie Zeke... no ale Varner posunął się o jeden krok za daleko i ujawnił coś, czego nie powinien, a potem już zrobiła się ogromna drama. Ruch oczywiście bardzo głupi i wredny, ale Varner okazał skruchę i jego przeprosiny wyglądały na autentyczne, po programie też spłynęła na niego fala hejtu więc swoje odpokutował. No po prostu facet tak mocno wciągnął się w grę i tak bardzo chciał zostać, że zwyczajnie przeszarżował. Do mergu i etapu jury znów zabrakło mu jednej rady... Jak pech to pech :P Ale ja tam będę się trzymać zdania, że gdyby nie pechowe przemieszanie i Varner dotarłby do mergu to mógłby tam nieźle namieszać i daleko dojść.

Hali - jej pojawienie się w tym sezonie nie jest dla mnie zrozumiałe, bo nie uważam, żeby ona czymkolwiek na ten powrót zasłużyła. Owszem, była sympatyczna, ale jej gra kulała, co widać było i w tym sezonie, gdzie ciągle była w mniejszości. Do mergu dotarła, bo miała sporo farta, ale po mergu nie ufał jej dosłownie nikt i dwa rywalizujące sojusze dogadały się, żeby ją wyrzucić, co jest pewnym ewenementem w tej grze. Na plus tylko to, że jak była zagrożona to broniła się mocno na radzie, no ale to i tak o wiele za mało, żeby uznać ją za dobrego gracza.

Ozzy - cieszyłem się z jego powrotu, bo choć strateg z niego żaden to umiejętności survivalowe ma jak żaden inny gracz w historii Survivor i dzięki niemu można było jeszcze pooglądać to, co nowe sezony skupione tylko na strategii całkowicie pomijają - łowienie ryb, zdobywanie owoców/kokosów z palm itd. Za to go mocno cenię. No ale i grę strategiczną w tym sezonie też prowadził dobrą, oczywiście jak na kogoś, kto jest fizycznym zagrożeniem i z tego powodu zawsze ma celownik. Na początku wprawdzie fochał się jeszcze na Cirie za dawny blindside, ale szybko zgrał się z nią, Andreą, Aubry i Zeke'm i cała piątka miała fajny sojusz, który aż do mergu trzymał się razem. Potem niestety Zeke zdradził, a Ozzy i tak by poleciał prędzej czy później, sporo osób bało się jego dyspozycji w zadaniach, ale nie zmienia to faktu, że nawet jak ktoś we wcześniejszych sezonach nie lubił go za arogancję (która czasem okazywał) to w tym sezonie raczej nie miał się o co przyczepić, bo Ozzy w tym sezonie jak najbardziej dał się lubić z charakteru. Nie dziwi mnie też, że w finale był po stronie Brada, bo dla niego po prostu aspekt zadaniowy i survivalowy jest o wiele ważniejszy niż dla większości innych graczy więc miał prawo głosować na Brada, który też ten aspekt gry pokazywał.
Moim zdaniem Ozzy po prostu urodził się zbyt późno, bo gdyby brał udział w którymś z pierwszych sezonów to myślę, że miałby bardzo duże szanse na zwycięstwo. Bycie providerem, trzymanie się do końca swojego sojuszu i immunity run mogłyby mu spokojnie zapewnić wygraną. No ale w nowszych sezonach, gdzie liczą się zdrady, blindsidy i ukryte przewagi, Ozzy po prostu się nie odnajduje, bo jego styl gry jest typowo oldschoolowy.

Debbie - szalona i pokręcona kobitka, która czasem bawi, ale niestety często też irytuje... Jej wyskoki i wybuchy złości skierowane choćby w stronę Brada były tragiczne i mogły ją pogrążyć, gdyby musiała wtedy iść na radę. Co prawda niby przeprosiła potem Brada, ale nie zmienia to faktu, że socjal i tak miała tragiczny. Na plus na pewno blindside na Ozzy'm, bo to ona podsunęła Sierrze ten pomysł, ale potem sama się pogrążyła, gdy powiedziała Aubry, że nie ufa Sarah i przez to Sarah się od niej odwróciła i ją wykopała. Ta jej pewność siebie była na tyle wkurzająca, że miałem sporą satysfakcję, gdy dostała po oczach blindsidem.
Na exile też podjęła dziwną decyzję, wybierając przewagę z dodatkowym głosem, bo moim zdaniem więcej by zdziałała przewagą dla drużyny, albo zestawem do robienia fake immunitetów.

Zeke - za poprzedni sezon nawet go ceniłem, bo pokazał, że lubi grę, ale w tym sezonie udowodnił, że ta jego obsesja na punkcie dokonywania ruchów za wszelką cenę jest zwyczajnie głupia, bo co mu po tych "big moves", skoro na dalszą metę były dla niego nieopłacalne. Odwrócenie się od Andrei i całego sojuszu na etapie Top12 było przedwczesne i idiotyczne. Cieszyłem się bardzo, że Andrea zdążyła go wykopać, zanim on wykopałby ją.

Sierra - duże zaskoczenie na plus. W jej poprzednim sezonie uważałem ją za sympatyczną osobę, ale wkurzała mnie jej pasywność. Tu od początku grała aktywnie i razem z Bradem rządziła sojuszem, który zaprowadził ją aż do mergu. Świetne z jej strony było obiecanie Final3 Sarah, kiedy ta akurat myślała o przeskoku, no ale ostatecznie wszystko skopała Debbie. Niestety Sierra pod koniec koncertowo się pogrążyła, mówiąc Sarah o swojej przewadze i obiecując jej, że w razie odpadnięcia odda jej tą przewagę. Gdyby nie ten ruch to mogłaby zajść dużo dalej. Mimo wszystko i tak plus za aktywną grę, zwłaszcza że dość szybko zyskała celownik na plecach, a jednak udało jej się z kilku takich ataków wybronić.

Andrea - uwielbiam ją! <3 Nie dość, że śliczna i urocza to jeszcze cwana, co pokazała już w sezonie 26, a tutaj potwierdziła. Od początku dobrze się ustawiła i do mergu była bezpieczna. Potem też dobrze kombinowała i lawirowała, próbując pozbywać się mocnych rywali, ale przez to sama zaczęła być postrzegana jako duże zagrożenie. Ona jednak wygrała dwa immunitety, odparła też atak Zeke'a i zainicjowała jego odpadnięcie, przekonując do głosowania na niego nawet Sarah i Michaele, które bardzo tego nie chciały. Niestety bez końca bronić się nie mogła, a cios w plecy dostała od swojej najbliższej sojuszniczki... Cirie, why? ;(
;)

Michaela - nie przepadałem za nią w sezonie 33 i tu było podobnie, zresztą żaden z niej game changer. Ale trzeba przyznać, że jej konfy i zachowanie bywało zabawne, ale głównie dla widza, bo inni zawodnicy jej nie znosili. I tu trzeba wyraźnie podkreślić, że ona musiała naprawdę mieć tragiczny socjal, skoro tak wiele osób chciało ją wykopać praktycznie od początku. Mimo wszystko po tym sezonie trochę ją polubiłem, ale jej grę nadal uważam za bardzo słabą. Pewnym symbolem jej gry było przeoczenie przewagi, którą miała dosłownie kilka centymetrów od swojej nogi...

Cirie- stara, dobra Cirie :) Jej nikomu nie trzeba przedstawiać, bo to legenda Survivor, choć na początku dopisało jej trochę szczęście, że nie musiała iść na radę aż do mergu, bo długo nikt nie chciał z nią grać, bojąc się zagrożenia, jakim ona zawsze jest. Cirie jednak wykorzystała czas do mergu na nawiązanie silnych więzi i była w mocnym sojuszu, a po mergu aktywnie dokonywała ruchów. Zblindsidowała też Andreę... Niestety. Choć z bóle serca muszę przyznać, że ruch był dobry. Co prawda potem Cirie zaliczyła wtopę z przewagą Sarah, ale jakimś cudem zdołała potem w kolejnym dniu pozyskać Taia, w którego przecież celowała i dzięki temu na etapie Top6 miała aż 3 głowy przeciwko Sarah. Niestety odpadła przez głupie namnożenie przewag, które zapewniły bezpieczeństwo wszystkim poza nią samą i musiała odpaść. Fajnie, że chociaż jej pożegnanie było godne legendy Survivor.

Aubry - w sezonie 32 ją lubiłem i tam grała naprawdę dobrze. Tu już było znacznie gorzej, bo choć starała się ile mogła to bardzo często była po niewłaściwej stronie numerków na radach. Po mergu była względnie bezpieczna, bo inne zagrożenia wycinały się wzajemnie, ale potem zabrakło jej sojuszników, z którymi mogłaby iść do finału. Miło, że trzymała do końca z Andreą :) No i mądrze próbowała na etapie Top5 przekonać Sarah i Taia do eliminacji Troyzana, żeby Brad go nie zabrał do finału i nie zostało tylko jedno miejsce do obsadzenia. Ale ostatecznie niczego nie ugrała na tym etapie i odpadła.

Tai - na pewno trzeba mu zaliczyć na plus, że ma nosa do immunitetów i jest bardzo wytrzymały w zadaniach, co udowodnił, pokonując nawet Ozzy'ego. W strategii jest jednak strasznie chaotyczny i tak nieprzewidywalny, że nawet jego sojusznicy musieli się obawiać, czy on czegoś łatwo nie odwali. Niby chciał nawiązywać więzi i łatwo mu to szło, ale to bardziej inni nim manipulowali niż on nimi. No i zdecydowanie zbyt łatwo ulegał emocjom. Szkoda, bo może gdyby potrafił bardziej na chłodno analizować sytuację to użyłby chociaż jednego HII wcześniej i odmienił znacząco losy gry. A tak kisił dwa HII do Top6, a potem niby jednym zagrał dla Aubry, ale ostatecznie i tak znalazł sie poza finałem.

Troyzan - jedno z większych rozczarowań w tym sezonie. I mówię to jako ktoś, kto cieszył się z jego powrotu, bo choć w One World ulegał emocjom to jednak pokazywał tam, że bardzo zależy mu na grze. Tu od początku grał na cichacza, żeby prześlizgnąć się dalej i nawet po części go rozumiem, no ale powinien chociaż po mergu próbować bardziej coś kombinować, a nie tylko robić za number Brada. Grał tak, żeby dojechać do finału, ale nie tak, żeby mieć w nim jakiekolwiek szanse. Jedyny plus za zdobycie HII, ale co z tego, skoro nie próbował z nim zrobić czegoś, co odmieniłoby grę i dało mu jakieś punkty u sędziów.

Brad - bardzo pozytywne zaskoczenie, bo prowadził dobrą grę naprawdę przez długi czas, ale jednak końcówkę skaszanił. Od początku budował wokół siebie sojusz i wspólnie z Sierrą nim rządził, ładnie też pozyskał Troyzana, Taia i też Debbie, a zrobił to tym, czego po nim w życiu bym się nie spodziewał - świetnym socjalem. Gdy po mergu jego sojusz się posypał, ratował się immunity run i moim zdaniem zwłaszcza w końcówce to miało znaczenie, bo wydaje mi się, że gdyby przegrał przed finałem to Sarah i Tai by w niego uderzyli. Aubry też, gdyby to się działo w Top5. Brad jednak immunitety wygrał i wtedy skaszanił sprawę, bo najpierw zaczął grozić Taiowi, co spowodowało, że ten się od niego odwrócił, a tuż przed finałem, zamiast wykopać groźniejszą Sarah, Brad pozbył się Taia tylko dlatego, że był na niego wkurzony. Gdyby nie kierował się emocjami i wykazał na finiszu więcej chłodnego myślenia, wygrałby ten sezon. No ale i tak mimo tych wpadek był jednym z najbardziej pozytywnych zaskoczeń tego sezonu. I za wygranie 5 immunitetów też szacun.

Sarah - w sezonie 28 jej nie lubiłem i tutaj też nie byłem zadowolony z jej powrotu. Sarah jednak zaskoczyła mnie mądrą grą - na etapie plemiennym trzymała się w mocnym sojuszu, choć robiła też jakieś konszachty na boku (jak wtedy, gdy dogadała się z będącym wtedy na uboczu Troyzanem). Po mergu jednak wcisnęła gaz do dechy - najpierw odwróciła się od sojuszu z Andreą i Cirie, biorąc udział w blindsidzie na Ozzy'm, a potem zrobiła kolejny przeskok i wykopała Debbie. Lawirowała tak między jednym a drugim sojuszem i choć taka gra jest na ogół ryzykowna, Sarah robiła to w taki sposób, że pozbywała się najgroźniejszych rywali, jednocześnie nie będąc zagrożona. Właściwie tylko raz znalazła się na celowniku - na etapie Top6. I wtedy by odpadła, ale na swoje szczęście miała nietykalność. Przewagę zdobyła w wręcz mistrzowsko, pozbywając się Sierry w taki sposób, że ona, niczego nieświadoma, przekazała jej swoją przewagę :D Do tego znalazła jeszcze jedną przewagę, którą przeoczyła ślepa Michaela :P No i ładnie grała też na etapie Top5, gdzie wykopała Aubry, a potem w Top4 zagłosowała na Taia, żeby mieć pewny finał. No i w tym finale zasłużenie wygrała, bo prowadziła naprawdę dobrą grę. Choć, jak wspomniałem wcześniej, mnie jej zwycięstwo nie cieszy, bo nadal tej babki nie polubiłem. Jej wyraz twarzy i ogólnie mimika mnie skutecznie od niej odpychały. Więc tak - gracz świetny. Ale osobowość niestety niefajna.


Zapomniałem jeszcze wspomnieć o edicie, który w tym sezonie pozostawiał wiele do życzenia - Cirie i Andrea praktycznie do mergu były niewidoczne, a przecież były jednymi z jaśniejszych punktów tego sezonu. Za to Sarah dla odmiany od pewnego momentu była tak mocno eksponowana, że można było w ciemno zakładać, że wygra. Dla odmiany o Troyzanie było z góry wiadomo, że będzie jedną z tych osób, które wejdą do finału i nie zgarną tam żadnego głosu. Więc dla osób odpowiedzialnych za edit - mocny kopniak w tyłek!
Ale nadal podtrzymuję opinię, że sezon całkiem spoko :)

1) Davos a dodasz też takie podsumowania do dwóch poprzednich sezonów ?
2) Przypomniało mi się że jeszcze raz Aubry się pojawi w którymś sezonie
Ostatnio zmieniony 02 lut 2020, 18:58 przez Rider Girl, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Davos
6th jury member
Posty: 582
Rejestracja: 16 lut 2019, 01:44
Kontakt:

S34E12 "No Good Deed Goes Unpunished"

Post autor: Davos »

Dodam, nie zapomniałem o nich :) Może jeszcze dziś zrobię podsumowanie sezonu 32 jeśli wyrobię się czasowo.

A co do Aubry to spoko, mi jej powrót nie przeszkadza. Najważniejsze, by nie wracali Tai, Zeke czy Debbie, bo na nich już nie mam ochoty patrzeć.
Obrazek

Saw
8th jury member
Posty: 760
Rejestracja: 15 wrz 2017, 12:41
Winners at War: Michele
Survivor AU All Stars: Shonee
Kontakt:

S34E12 "No Good Deed Goes Unpunished"

Post autor: Saw »

Jestem mocno rozczarowany tym sezonem. Spodziewałem się czegoś bardzo dobrego, bo przecież to sezon z powracającymi graczami, a jak do tej pory one nie zawodziły. Niestety czuje mocny niedosyt po tym co obejrzałem. Do etapu F11 oglądało się dobrze i nie powiedziałbym złego słowa. Ale później to już było okropna męczarnia. Wszystko poupychane w odcinkach. Edytorzy nie potrafili opowiedzieć odpowiednio historii i wychodziły jakieś niezrozumiałe ruchy na radach plemienia. Głupotą było robienie tylko dwunastu odcinków przy 20 osobach. Kiedyś to byłoby nie do pomyślenia. Do dalekiej fazy doszły głównie osoby które nie wzbudzały mojej sympatii i które mocno grały mi na nerwach. Najgorsze jednak w tym wszystkim było podrzucanie tych wszystkich ukrytych immunitetów i przewag. Ta cała sytuacja z F6 i eliminacją Cirie była żałosna i pozostawiła ogromny niesmak. To już przestaje być gra polegająca na strategii i socjalu, a rywalizacja w tym kto ma więcej fantów. Smutne to trochę, ale Survivor zmierza w złą stronę. Jeszcze w poprzednich sezonach w miarę te wszystkie duperele rozkładały się na cały sezon, a tu wszystko skumulowało się na jedną radę. To tez trochę wina tego że te wszystkie idole wpadły w ręce takich pizdeczek jak Tai i Troyzan. Ale jak widac Jeff był wielce zadowolony, bo odbyła się dzięki temu „historyczna” rada. Coraz bardziej on jako prowadzący działa mi na nerwy. Zawsze go ceniłem i nie wyobrażałem sobie programu bez niego. Ale teraz mógłby już sobie odpuścić te wszystkie zachwyty i to nad takim gównem. Do obejrzenia tego ostatniego odcinka zabierałem się długo i jakoś brakowało mi motywacji. Od dawna było wiadomo kto wygra i kto mniej więcej znajdzie się w finale. Ale to już zaczyna być normą, że ostatnie odcinki dzięki wspaniałym edytorom są takie przewidywalne.

Ciera – spodziewałem się że tak szybko odpadnie. Zapewne inni mieli już o niej wyrobione zdanie i wiedzieli że jest groźną przeciwniczką. Do tego podobno była jedną z pierwszych, która zaczęła rzucać imionami do eliminacji. No powód jej eliminacji trochę głupi, biorąc pod uwagę sezon z gwiazdami, gdzie takie rzeczy powinny być normą. No ale co poradzić. Szkoda, bo uwielbiam Cierę i byłem ciekawy jej gry po raz trzeci.
Tony – nie jestem jego fanem, bo uważam że te wszystkie jego szalone akcje są tylko na pokaz. Niestety takim durnym zachowaniem tylko przyciąga na siebie uwagę i robi z siebie większy cel. Ledwo zaczyna się gra, a on już leci do lasu szukać idola. Wiadomo że miało to być dla żartów, ale każdy inaczej to może zinterpretować. Do tego ciężko się z nim współpracuje, co pokazała jego relacja z Sandrą. Chce pozyskać jej głos, a mimo to naskakuje na nią z byle powodów. Ale Tony jest przynajmniej barwną postacią i dzięki niemu coś się dzieje. A takie osoby są potrzebne w reality-show.
Caleb – nie rozumiem dlaczego znalazł się w tym sezonie. W poprzednim zasłynął tylko ewakuacją medyczną, co nie jest wystarczającym powodem do powrotu. Tutaj potwierdził że jest marnym graczem i nie ma żadnego wpływu na grę. Wkręcił się w sojusz z facetami, choć raczej to został do niego wciągnięty przez Tony'ego. I to chyba tyle jeśli chodzi o jego udział w tym sezonie. Nuda.
Malcolm – nie przepadam za nim, jednak okoliczności w jakich odpadł nie były do końca sprawiedliwe. Pogrążył go twist z podwójną radą plemienia i beznadziejny sojusznik J.T. Tak naprawdę ciężko powiedzieć co Malcolm mógłby zrobić więcej by się uratować.
J.T – z sezonu na sezon gra coraz gorzej. On robi takie głupstwa że aż głowa mała. Poprzednio oddał immunitet osobie, której nie znał tylko dlatego, że coś przypuszczał. Teraz najpierw wkopał bliskiego sojusznika, który jako jedyny trzymał jego stronę. A jak był w stu procentach zagrożony, nie zabrał HII na radę. No debil po prostu. Mam nadzieję że da sobie spokój i nie będzie się więcej kompromitował.
Sandra – co by nie mówić, ona jest prawdziwą królowa Survivora. Wymiatała w tym sezonie i to ostro. Mając tak ogromny celownik na swoich plecach od dnia pierwszego, udało się jej tak daleko zajechać. I to nie dzięki szczęściu tylko sprytowi i mocnej strategii. Szkoda, że przemieszanie ułożyło się jej tak mocno niekorzystnie. Miała po swojej stronie tylko Jeffa, bo pozostali nie mieli żadnego oporu, by się jej szybko pozbyć. Mam podobne wrażenie jak Davos, że Sandra od początku założyła że ma minimalne szanse na wygraną i dlatego grała aż tak ostro. Nie miała nic do stracenia i świetnie się bawiła.
Jeff – bardzo lubię gościa. Widać że świetnie się bawił i czerpał wiele radości z gry. Szkoda tylko że odpadł w takich okolicznościach. Popełnił błąd z wyjawieniem sekretu Zeke'a. Nigdy nie powinno się mieszać życia osobistego z tym programem. Ale też potrafię postawić się w jego sytuacji. Nie miał żadnego sojusznika i był skazany na porażkę. Jednak za wszelką cenę chciał się uratowac i dotrwać do etapu jury. Posunął się za daleko, choć też można tłumaczyć to argumentem że Jeff przypuszczał, że Zeke'a przywrócono do gry z powodu zmiany płci. Źle to rozegrał. Mógł w obozie na spokojnie o tym powiedzieć, a nie wyskoczyć na radzie i wywołać taką dramę. Szkoda mi go, bo nie pomyślał jakie będą tego konsekwencje. Według mnie ten hejt na niego był zdecydowanie zbyt przesądzony.
Hali – świetna jest ta dziewczyna. Może nie gra jakoś super, ale się stara, no i jest taka słodka. Dziwię się że nie mogła wkręcić się do żadnego pewnego sojuszu i że nikt nie chciał mieć jej po swojej stronie. Ona była nie groźna i pewnie jechałaby jako dodatkowy numerek. A tu ci zaraz po połączeniu wszyscy się na nią zmówili. Nie czaję tego wszystkiego, tym bardziej że już wtedy trwała walka dwóch sojuszy i taka Hali by się przydała.
Ozzy - nie lubię go, ale przyznaję że w tym sezonie był mi nawet obojętny. Pochwalę go za to że nie krył urazu do Cirie i z nią trzymał, bo na początku wydawało się że nie ma na to szans. Jako zagrożenie fizyczne można było przewidzieć, że zaraz po połączeniu zacznie ktoś na niego polować.
Debbie- szalona i nieco szurnięta babka, ale nawet ją lubię. Z nią to zawsze jest ciekawie. Akcja jak wściekła się na Brada, a następnie darła na niego ryja, czy też udawanie pijanej i jej szalone tańce było epickie. Grała też całkiem dobrze. To ona zaplanowała blindside Ozzy'ego i w świetnym stylu go wykonała. Pomogła jej w tym przewaga z dodatkowym głosem. Myślę że na Exile wybrała słusznie, bo dodatkowy głos jest bardziej opłacalny niż fałszywy immunitet czy pomoc dla drużyny. Ja na jej miejscu chyba wybrałbym podobnie. Myślę że po wykonaniu dużego ruchu, poczuła się ona zbyt pewnie. Zaczęła się arogancko zachowywać i wzbudzała nieufność u innych. Sierra wtajemniczyła ją w niezły plan na F3, ale ona wolała podążać własną drogą.
Zeke – irytująca osoba. Wkurzające u niego jest, że on za wszelką cenę chce wykonywać ruchy i nie zwraca uwagi czy mają jakiś sens. Miał niezły sojusz z Andreą i Cirie i nagle tak z dupy je zdradził. No dobra Andrea, była zagrożeniem, ale czy to było powód żeby na tak wczesnym etapie połączenia odwracać się od zaufanych osób. Super że wszystko odwróciło się przeciwko niemu i później był nawet zmuszony współpracować z Andreą, bo druga strona miała go gdzieś. Ta cała sytuacja z wyznaniem prawdy o zmianie płci też dziwna. Nie podobało mi się że z osoby poszkodowanej nagle zrobiono z niego bohatera. Przecież to nie on z własnej woli wyznał prawdę, tylko został do tego zmuszony. A wszyscy tak się jarali, że ma w sobie tyle siły by o tym mówić. Idąc to programu powinien zdawać sobie sprawę, że taka informacja prędzej czy później wyjdzie na jaw. Dziwię się tylko że nikt w obozie nie zaczaił się że coś z nim nie gra.
Sierra – bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła w tym sezonie. W WA była osobą grającą w cieniu innych i brakowało mi u niej podjęcia jakieś inicjatywy. Ale tu ku mojemu zaskoczeniu prowadziła aktywną grę i nie robiła tylko za numerek. Można powiedzieć, że to ona w swoim sojuszu pociągała za sznurki i była osobą decydującą. Miała też niezły plan, by do F3 iść z Sarah i Debbie. Niestety dla niej, ta druga wszystko zepsuła. Właśnie po eliminacji Debbie sytuacja Sierry mocno się zmieniła, bo znalazła się w mniejszości. Jak się okazało nie była już tak skuteczna jak wcześniej i zaczęła popełniać błedy. Największy to oczywiście obiecanie Sarze, że odda jej przewagę w momencie jak odpadnie. Można powiedzieć, ze wyłożyła się na tacy i podsunęła Sarze pomysł, by ją wyeliminowała.
Andrea – ładnie spisywała się w tym sezonie. Wiele osób widziało w niej spore zagrożenie, ale udawało się jej skutecznie unikać eliminacji. Bardzo mi się podobało jak odegrała się na Zeke'u, za wcześniejszą zdradę. Zdawała sobie sprawę, że on prędzej czy później znów ją zaatakuje, więc zebrała ludzi do jego eliminacji. Niestety w końcówce jej cel na plecach nabrał takich rozmiarów, że nawet lojalna jej przez cała grę Cirie się odwróciła.
Michaela – nie rozumiem zachwytów nad jej osobą. Słaby gracz i z charakteru też nic specjalnego. Ona musiała być, aż tak wkurzająca, że nawet nikt nie miał ochoty jej zaciągnąć do finału. Za dużo krzyku i głupich awantur o nic. Socjal leżał po całości, ale czasem jej złośliwe konfy były nawet śmieszne. Ale to za mało, bym poczuł do niej sympatię. Mam wrażenie że próba robienia z siebie Villana nie wyszła zbyt porywająco. Po połączeniu miała sporo szczęścia że Cirie przygarnęła ją pod swoje skrzydła i dzięki temu nie odpadła zamiast Hali. Najbardziej epicką sceną było to jak pod jej nogami leżała przewaga, a ona jej nie zauważyła :lol:
Cirie - uwielbiam ją, a wręcz kocham. Ale czuje pewien niedosyt po jej wystepie w tym sezonie. To już nie była ta dawna Cirie, ale to raczej wina editu. Gdzie się podział ten słodki śmiech i śmieszne konfy. Tak naprawdę nic z tego czym dawnej słynęła Cirie nie było. Nie pokazali nam jej genialnej osobowości. Zamiast tego dostałem obraz często płaczącej i pokonującej swoje słabości Cirie. No fajnie, że pokazali też ją od tej strony. Jednak nie na to do końca czekałem. Dobrze że przynajmniej pod względem strategii było całkiem dobrze. Do połączenia udało się uniknąć rad plemienia, więc ciężko powiedzieć coś o jej pozycji w grze. Miała jakieś tam problemy na poczatku, gdy padało jej imię do eliminacji, ale kolejne przemieszania raczej pozwoliły jej się lepiej ustawić. Po połączeniu ładnie pozyskała głos Michaeli i zbudowała kilka mocnych relacji, które pozwalały jej piąć się w grze coraz wyżej. Ale zaliczyła wtopę z przewagą Sary i zawaliła sobie całą grę. Z jednej strony można pochwalić za to że chciała wziąć sprawy w swoje ręce i zrobić pewien przewrót w grze, ale nie było to przygotowane i wyszło kiepsko. Ale Cirie po raz kolejny potwierdziła swoją genialność, gdy będąc w ciemnej dupie nagle pozyskała głosy Aubry i Tai'a. Nagle pojawiła się szansa na ratunek, ale przyszła beznadziejna rada na której wszyscy wyciągnęli swoje fanty i biedna Cirie odpadła nie dostając żadnego głosu. Żenada. To jaki pech prześladuje biedną Cirie na tak późnym etapie gry jest przykre.
Aubry – ona trochę jak taki cień przemykała się przez całą grę. Nikt tak naprawdę nie brał jej na poważnie, a zagrożenia wycinały się wzajemnie. Dopiero w końcówce zaczęła aktywniej grać, ale tak jak pisał Davos zabrakło jej numerków. Próba urobienia Tai'a i Sary trafna, ale ciężka do zrealizowania. Bo taki Troyzan był idealnym rywalem na finał, nawet pomimo bliskiej relacji z Bradem.
Tai – jak ja go nie znoszę, a wręcz nienawidzę. Straszny pech chciał że to właśnie on znajdował te immunitety i bał się nimi zagrać na wcześniejszym etapie gry. Super z niego game changer, jak trzyma wszystkie fanty ze strachu w gaciach . Graczem jest beznadziejnym. Wszyscy nim manipulują, a on jak taka ciota beczy, bo nie wie co ma zrobić. On jest w tej grze taki bezradny, że aż mi żal że takich niepotrafiących sobie poradzić z emocjami ludzi biorą do programu. Przecież jakby on nawet miał cała torbę immunitetów i przewag to by rozpaczał jaki to on poszkodowany i bezsilny. Mam nadzieję że to ostatni raz kiedy muszę go oglądać.
Troyzan – jego występ to zdecydowanie największe rozczarowanie. W S24 za nim nie przepadałem, jednak w jakimś stopniu się wyróżniał i mimo wszystko nie miałem nic przeciwko jego powrotowi do gry. Ale w tym sezonie nie pokazał kompletnie nic. Godne uwagi było może tylko zdobycie HII podczas zadania. Ale jak człowiek sobie pomyśli że później go kisił do samego końca i nie próbował w żaden sposób wpłynąć na grę, to aż zal że takiej amebie wpadł w ręce. Miał szczęście że miał blisko siebie Brada i ten ciągnął go za sobą do samego końca.
Brad – pozytywnie mnie zaskoczył swoją grą. Nie lubiłem go w BvsW, bo zachowywał się strasznie arogancko. Ale tutaj wyraźnie się zmienił i jak widac wyciągnął wnioski ze swoich błędów. Zachowywał spokój i opanowanie w wielu sytuacjach. Jak Debbie na niego naskoczyła, to zwyczajnie w świecie to olał i nie wdawał się w głupią dyskusję. Wspólnie z Sierrą był aktywną stroną swojego sojuszu i prowadził dobrą strategicznie grę. Wiedział w kogo należy w danym momencie celować. Nie powiedziałbym nic złego, gdyby nie skopał koncertowo końcówki. Zaczął wychodzić z niego ten niedobry i arogancki Brad. Próba wymuszenia na Tai'u oddania HI była kiepskim pomysłem. Przez to został postawiony w złym świetle. Ale jeszcze gorsze było zabranie Sary do finału. Przecież Tai był oczywistym łatwym rywalem. Co prawda na reunion gdy Jeff zapytał jurorów na kogo z tej dwójki by zagłosowali to wyszłoby na remis i decydowałby Troyzan. Ale myślę że na samej FTC Brad wyciągnąłby na tyle skuteczne wnioski że beznadziejny Tai nie miałby nawet minimalnych szans. Ale popełnił głupstwo i przerąbał wygraną.
Sarah – prowadziła bardzo dobrą grę i zapracowała sobie na wygraną. Cały czas przeskakiwała pomiędzy sojuszami, ale nie narobiła sobie wrogów i utrzymywała dobre relacje ze wszystkimi. Myślę że głównie pomagała jej w tym mocna gra socjalna. Dziwię się że nikt nie zauważył że rośnie ona w siłę i czas najwyższy się jej pozbyć. Skutecznie powiększała swoje CV o kolejne ruchy, a dopiero pierwszy raz zagrożona stała się w F6. Ale miała pod ręką przewagę i uniknęła kłopotów. Inni ją zignorowali i później było już za późno, by się jej pozbyć. Do jej wygranej nie mam pretensji, jednak jako osoba kompletnie mnie do siebie nie przekonuje. Jest strasznie antypatyczna i nijaka. Osoba robot, bez żadnej osobowości. Sposób wypowiadania się, wyraz twarzy i ogólnie wygląd był odpychający.

Awatar użytkownika
Davos
6th jury member
Posty: 582
Rejestracja: 16 lut 2019, 01:44
Kontakt:

S34E12 "No Good Deed Goes Unpunished"

Post autor: Davos »

Jak tak patrzę na ten sezon z perspektywy czasu to dochodzę do wniosku, że to mógł być naprawdę jeden z najlepszych sezonów ever w historii Survivor, bo cast był bardzo dobry i do pewnego momentu sezon naprawdę wymiatał, ale niestety końcówka zepsuła cały efekt. Gdyby do finału doszli inni ludzie (bo finaliści z tego sezonu byli niestety antypatyczni i ciężko było komuś naprawdę kibicować) i nie było tylko kuriozalnych twistów (jak skumulowanie immunitetów, które wyłączyło z gry Cirie) to mogło być rewelacyjnie. A tak było tylko nienajgorzej...
Obrazek

ODPOWIEDZ

Wróć do „Survivor 34: Game Changers”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość