No i chlast. Tak faniłem, tak broniłem tego sezonu, tak się do nich złotym zębem szczerzyłem przez te kilkanaście tygodni, a oni mi teraz w zamian sprzedali na lato jurnego kopa z glana w pysk w postaci zwycięstwa
Orangutanicy. Powiedzmy, że zawiecha w recenzji wynikła właśnie z tego, że przez ostatnie dni nie jadłem, nie piłem, nie goliłem się, nie wychodziłem z domu, tylko leżałem sobie na kanapie i łkałem cichutko.
Potem jednak zacząłem nieco głośniej, bo uświadomiłem sobie, że jakby tego było mało, nie mam się do niej o co dopierdolić i zwycięstwo wyszło ze wszech miar zasłużone. Co prawda nie wsłuchiwałem się zbytnio w jej misterne plany przedstawione w konfach, bo sam je zagłuszałem, za każdym razem szepcząc jak zaklęcie "zabij się", no ale styl gry wyszedł taki jak trzeba. Kontrolowała sytuację flipując raz w jedną mańkę raz w drugą, nie wkurwiając przy tym zbyt szybko współbiesiadników, a kiedy już wkurwiła, to miała aż dwa cheaty, żeby się nimi zasłonić: pierwszy wyspotowany pod zagrzybiałymi stópkami Łejstofspejs na Rewardzie, a drugi podstępnie wydarty Żyrafie spod ogona tuż przed kopniakiem w dupę. W sumie wysokie ma to kopnięcie, co można zanotować jako kolejny plus.
Poza tym, kolorowe żurnale survomody wiosna/lato 2016-2017 pouczają, że ostatnim krzykiem trendu w grze jest styl floaterów (
vide King Kong, vide Millenialsi i vide nowa Australia), w co i przaśny ryjek naszej policjantki nieźle się wkomponował. Bycie głową silnego sojuszu, robienie z siebie Kim Dzong Una i bostońskie darcie ryja na swoich minionsów żeby nie zbliżali się do sojuszu wroga bliżej niż na dziesięć metrów chyba że z dzidą, jest już passe (z tym takim durnym akcentem nad e, którego nie potrafię wstawić).
Osobiście nie chciałem, żeby okazało się passe (wciąż z tym samym durnym akcentem) stąd też moja sympatia przy finałowych rozdaniach krążyła wokół cesarza
Bradiusza Żyrafojebcy. No ale niestety – Żyrafę zagryzły drapieżniki w stepie szerokim, Monica odpłynęła wraz z innymi loved-onesami w siną dal nażarłszy się kiełbasek, więc nasz rączy wojownik nie miał już sobie czego poruchać dla przytomności umysłu. Widowiskowo zruchał więc sam siebie, na sam koniec schodząc z socjalu wobec Taia (Monica pewnie zarekwirowała mu tego słynnego gniotka na uspokojenie dowiedziawszy się tym, że mąż przyprawia jej rogi z miejscową fauną) i przede wszystkim, jak zauważyło nasze poczciwe Dżefisko, rezygnując z ubicia Sary na etapie F4. Podejrzewam, że wtedy to już obyłoby się nawet bez budzenia Troyzana (mimo że wreszcie by się na coś przydał) i robienia z niego VIP-jurora, bo pewnie to rączkowe głosowanie na Reunion było mało przemyślane i w rzeczywistości Żyrafojebca dość łatwym kosztem zgarnąłby hajs na dożywotnią dostawę liści dla swojej nowej ukochanej.
Ciekawostką jest podobieństwo losów naszych tegosezonowych Romeo i Julii. Zauważyliście? Oboje po swoich inicjalnych sezonach wydawali się parchami przywróconymi tylko dlatego, że napstrykali Jeffowi na jakiejś wspólnej libacji kompromitujących fotek jak dopingowany przez Collinsów i Bonehamów zlizuje Russellowi bitą śmietanę z pępka. Następnie oboje zaskoczyli tym, że potrafią grać jak ludzie. Na sam koniec jednak w obydwu przypadkach podziwialiśmy piękne samozaoranie. Coś mi się widzi, że Brady Cool zainspirował się swoją muzą. Starożytne chińskie przysłowie, które właśnie sobie wymyśliłem, nie bez kozery naucza, że jesteś tym, co ruchasz. Kto wie, może jakieś żyrafie wydzieliny zostały mu na dzwońcu, przeszły do wewnątrz i popłynęły z krwią do mózgu, dając grunt pod nowe pomysły.
Dalej. Jestem zaskoczony, że przy tej ultra-hiper-nojaciekręcę-ale-odnowionej formule FTC ktokolwiek zadał
Troyzanowi inne pytanie niż to, czym goli pizdę. Ten pan to niestety największe rozczarowanie sezonu i płonę rumieńcem haniebnego wstydu za to, że tak darłem mordę, gdy półtorej roku temu fani nie wpuścili go do kambodżańskich bojów. Widocznie widzieli wtedy coś, co mi umykało, ok, przyznaję, dałn był po mojej stronie, teraz się nawróciłem. Przez cały sezon, wyjąwszy ten jeden-jedyny marniawy epizodzik, w którym wcisnął ajdola w majty, Troyzan był niczym innym jak tylko minionsem Bradiusza Żyrafojebcy i było w nim coś takiego nudnego i wypłowiałego, co przypominało 60-letniego nauczyciela zmęczonego szkołą. Historia podobna jak u Skupina, z którego powrotem też wiązałem spore nadzieje, a
pomimo poprawionego plejsmentu wyszło jak wyszło. Kto wie, być może także Troyzan kupi sobie teraz za te marne moniacze z trzeciego miejsca nowy komputerek z jeszcze większą pamięcią na nagie fotki swoich jedenastoletnich koleżanek z czatu dla fanek Justina Biebera.
Samojebna wtopa Żyrafojebcy, jeszcze na chwilę o nią zahaczając, przyniosła mimo wszystko jeden dobry plon, w postaci braku
Taia w finale. Z drugiej strony, mimo jego pokracznego gejmpleju, chińskie getta w Stejtsach muszą mieć prawdziwe święto. Toć Tai okazał się prawdziwym patriotą! Po Wielkim Murze Chińskim, jego głupota przejdzie do historii jako druga rzecz widoczna z kosmosu. Na jego miejscu cieszyłbym się też, że cierpliwość Brady'ego Cool nie wyczerpała się już doszczętnie i nie zaaplikował mu tym swoim gorylim łapskiem jakiejś piąchopiryny na do widzenia.
Aubry, pomimo tej swojej kaczej dupusi, całkiem zwinnie się tam przesmykiwała poza radarem, ale przez całą grę widać było gołym okiem, że współbracia traktują ją mniej więcej tak samo poważnie, jak internetowe prośby o wyłączenie AdBlocka. Okejo, mieliśmy tu już szalone debaty eksperfuff na temat tego, czy taki styl może prowadzić do wygranej, ustaliliśmy i napisaliśmy na tablicy, że może, no ale nie jestem przekonany, czy akurat w sezonie all stars, gdzie kładzie się nacisk na resume, a w jury są powracający gracze, a nie na przykład Scot Ziemniaczany Łeb. Poza tym, ja jestem egoistą – oni nie są tam po to, żeby wygrać, tylko żeby mnie ująć bigmułwami, tak więc pibip, czerwony krzyżyk, w tym sezonie jako widz jestem dla tej panny na nie i koniec… Ale nie.. Ale co… Ale ja prrroszę o spokój…. Ale nawet nie ma dyskusji. Veron, odłóż to ciasto.
Beka sromotnikowa z eliminacji
Cirie. Rzeczywiście, trochę za mocno napaćkali tymi twistami. Ja może nie zrobiłbym ich mniej, bo też nie chciałbym powrotu z doktorem Brownem do czasów kamienia łupanego, pagongowania i Survivor Borneo, ale niech to będzie u licha robione jakoś bardziej z głową. Na przykład zrobić krótsze terminy przydatności dla tych wszystkich cheatów. Albo limit na to, ile z nich może paść na jednej Radzie i wtedy kto pierwszy opróżni przed Jeffem torbę/majtasy, ten górą.
Starej koncepcji
FTC nie żałuję, bo przynajmniej od czasu Świętego Jana z Sur nie mieliśmy żadnej pamiętnej mowy i trochę się już ten format przetarł. Mogliby tylko jakoś wyrównać ten czas na wypowiedzi, bo to ciągłe buczenie Łejstofspejs o tym jak kto powinien grać i jakie karygodne błędy popełniał, brzmiało trochę jak gadanie ślepego o kolorach. To, że Giraffefucker nie wgryzał się akurat w szczegóły życiorysu jednej daremnej bambaryły, nie znaczy z góry, że jego gra socjalna była słaba jako całość. No i lekki żalek z tymi dżefowymi triviami, no kurwa, dziw przeogromny, że Ozzy przoduje w liczbie dni spędzonych w Survivor, skoro wpychasz go na siłę kiedy się tylko da, jak babcia dokładkę ziemniaczków. Może niech zaczną przywracać Varnera co sezon, wtedy nawet jeśli zawsze będzie wylatywał w pre-jury, to też sobie za dziesięć lat jakieś staty natrzepie.
Reunion o dziwo znośny, zwłaszcza kiedy człowiek już wcześniej przygotuje się psychicznie, że głos dostanie co trzecia osoba. Podjarka Zekelindą rzecz jasna była, no ale na szczęście nie do tego stopnia, żeby nagle wypadła jakaś Sia zachęcając wszystkich do urżnięcia kutasów i rzucenia nimi w ścianę Białego Domu jako gest poparcia dla Hilary. Ale skoro już o tym mowa, to Ozzy mógłby się lekko przymknąć z tymi swoimi apelami politycznymi. Nie jesteś na wiecu, wiśnioku poczochrany ty.
Czy przy okazji przypomnienia tego tekściku Aubry o Cochranie jako jej chłopaku, tylko ja miałem wrażenie, że za chwilę odtrąbią, że rzeczywiście są razem i postanowili się nawzajem rozdziewiczyć jako ostatnia nadzieja? Jaaa cie, no po prostu kaczki bić, wódkę zwozić, będzie weselicho
Promo nowego sezonu całkiem pocieszne. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że już najpóźniej w piątej rundzie po tym całym filifiejnym motywie nie zostaną nawet zgliszcza.