S34E12 "No Good Deed Goes Unpunished"
: 07 sty 2020, 23:43
Rider Girl, jak zwykle dzięki za info :)
Powrót Sandry i Tony'ego mnie rzecz jasna cieszy. Powrót Sarah nie, ze względu na jej osobowość.
A co do tej kiecki to w życiu bym nie zwrócił na to uwagi, no ale dzięki za wiadomość ;)
Ok, czas na podsumowanie całego sezonu.
Jako iż bardzo lubię sezony z powracającymi graczami, sporo sobie obiecywałem po tej edycji, zwłaszcza gdy zobaczyłem w pierwszym odcinku cast. Co prawda nie do końca ze wszystkimi decyzjami co do castu się zgadzam, bo nie wiem, co tam robiła np. Hali, Michaela czy Caleb, ale generalnie byłem zadowolony, bo wróciło sporo gwiazd i fajnie było znów zobaczyć, jak grają. Do mergu było bardzo fajnie i sporo osób robiło tam zamieszanie (Tony, Sandra itd.), potem też nie było najgorzej, ale końcówka niestety była słaba. Wygrała osoba, która wprawdzie zaskoczyła mnie bardzo swoją dobrą grą, ale też jednocześnie była i chyba nadal jest jedną z bardziej przeze mnie nielubianych osób z tego sezonu. No a razem z nią do topki zawędrowały osoby, które albo też ciężko było lubić (Tai), albo mimo wcześniejszej dobrej gry robiły na koniec głupie błędy (Brad), albo nie grały w ogóle (Troyzan) :P
Za dużo też produkcja narąbała tych wszystkich twistów, wstawiając je praktycznie co odcinek - 3 HII, dwie przewagi, dwa przemieszania, połączona rada, exile island i jeszcze jakieś pomniejsze typu pomergowa uczta, w której dwie osoby nie mogły wziąć udziału. Skutkiem tego kuriozalne rady, po których wylecieli Malcolm i Cirie, no i ogólnie psuło to trochę grę, w której świetna strategia przestała grać pierwszoplanową rolę, bo ważniejsze były bonusy, które w różnych okolicznościach się zgarniało.
Trochę też za dużo było dram (zwłaszcza ta z Zeke'm) i różnych moralizatorskich pierdoletów o pokonywaniu własnych słabości, schodzeniu z kanapy itd. Fajne było pożegnanie Sandry i Cirie oklaskami i ogólnie oddanie im honoru nawet przez Jeffa. No i super wyszła też nowość na finałowej radzie plemienia, czyli swobodna dyskusja między sędziami i graczami.
Generalnie jednak było dosyć ciekawie i na pewno nie brakowało tu wielkich osobowości, a to robiło różnicę, nawet przy zamieszaniu związanym z twistami. Ten sezon podobał mi się bardziej niż 32 i 33. Powiedzmy, że dałbym ocenę 6/10, ale za obecność Andrei daję oczko wyżej i ostatecznie niech będzie 7/10 ;)
No to teraz poszczególni gracze:
Ciera - odpadła w dość dziwnych okolicznościach, bo po prostu powiedziała na głos to, o czym myśleli wszyscy, czyli żeby wykopać będącego zagrożeniem Tony'ego. Na jej nieszczęście Tony zaczął już wtedy pozyskiwać sobie sojuszników, których zdołał przekonać do głosowania na Ciery, jako na potencjalnie mocnego gracza. Co jak wiadomo jest prawda, bo Ciera potrafi grać ostro. Na pewno wpływ na jej eliminację miała też słaba dyspozycja w zadaniach, zwłaszcza że do porażki w pierwszym zadaniu o immunitet mocno się przyczyniła.
Tony - jak tylko zobaczyłem go w caście to wiedziałem, że będzie robił dużo szumu, no i tak też było od samego początku. Ten jego żart z udawaniem, że szuka HII od razu po przybyciu na wyspę był bardzo ryzykowny, ale Tony zdołał dość szybko skierować uwagę na Cierę i doprowadził do jej odpadnięcia. Potem bardzo sprytnie zmontował wokół siebie sojusz "zagrożeń" czyli ludzi, którzy mogli być na celowniku, dzięki czemu miał większość 5:4, ale pogrążyła go paranoja, przez którą zaczął doszukiwać się zdrady u przychylnej mu Sandry i wziął ją na celownik - tyle, że Sandra była sprytniejsza i to ona pierwsza wykopała jego.
Ogólnie trochę szkoda, że tak szybko odpadł, bo akcja z budowaniem "bunkra" obok skrzynki z pocztą była niezła :)
Caleb - nie mam pojęcia, za co go przywrócili, bo medical to jednak trochę mało, żeby móc być uznanym za game changera... Tutaj nie robił kompletnie nic i był jedynie pionkiem innych (najpierw Tony'ego, a potem chyba Malcolma). Niby coś tam próbował walczyć na radzie, ale to i tak było za późno i za mało. Chyba najsłabszy strategicznie gracz tej edycji.
Malcolm - odpadł bardzo pechowo przez głupotę JT, który pogrążył go wbrew swojej woli :P A szkoda, bo lubię Malcolma i uważam, że ma potencjał. Coś tam w swoich dwóch poprzednich występach pokazał i myślę, że gdyby dotarł do mergu to mógłby jeszcze sporo namieszać.
JT - już w swoim poprzednim występie zrobił bardzo głupią rzecz, a tu już odwalił totalną kaszanę :D Niby był po stronie nowego plemienia i miał mocną więź z Malcolmem, ale ostatecznie pogrążył go swoją głupotą, bo zdradził przeciwnemu plemieniu, na kogo jego plemię będzie głosować. Wcześniej podjął dwie próby pozyskania HII i pierwsza była naprawdę tak widoczna, że reszta ludzi tylko miała z niego ostry polew :) Potem ostatecznie ten immunitet znalazł, ale co z tego, skoro nawet nie wziął go na radę, na której był zagrożony... Do tego trzeba dodać jeszcze, że dał się rozgrywać Sandrze jak dziecko przy tej akcji z cukrem. Występ tragiczny i jak na kogoś, kto jednak ma na swoim koncie sukces w Survivor, tak słaba gra po prostu jest wstydem i żenadą :P
Sandra - niewątpliwie to do niej należała pierwsza część sezonu :) Jak na kogoś, kto miał od samego początku tak olbrzymi celownik na plecach, poradziła sobie znakomicie, bo dzięki świetnemu socjalowi i sprytowi udało jej się wykopać wszystkich, którzy jej zagrażali, w tym Tony'ego i JT i tym samym pokazała, że jej wcześniejsze sukcesy były w pełni zasłużone. Tutaj grała zdecydowanie ostrzej niż w sezonach 7 i 20, ale myślę, że właśnie o to jej chodziło - wiedziała, że nie wygra tego sezonu więc chciała się pobawić i namieszać, co w pełni jej się udało. Akcja z wyjedzeniem cukru i wmówieniem JT, że zrobiła to Michaela - genialne :D I jeszcze to puszczenie oka do kamery ;) Ale przy wszystkich tych zaletach, jedno mi się w Sandrze nie podobało - to ciągłe gadanie o tym, że jest królową i pyskowanie do każdego, nawet do Jeffa :P Chciałem przez to zobaczyć, jak jej pochodnia gaśnie, no i się doczekałem. Ale pożegnanie jej na radzie owacją przez innych graczy było w pełni zasłużone. I trzeba też podkreślić, że spory wpływ na jej eliminację miało niekorzystne przemieszanie, bo razem z Varnerem znaleźli się w mniejszości i musieli walczyć o życie. Kto wie, jak daleko by zaszła, gdyby numerki były wtedy po jej stronie.
Varner - wiem, że on ma spore grono antyfanów, ale ja akurat gościa lubiłem i cieszyłem się z jego powrotu, bo uważam, że stać go na niezłe kombinowanie, jeśli okoliczności mu sprzyjają. Już w Australii pokazał jakieś przebłyski gry, choć ostatecznie odpadł przez zbyt wczesne zrezygnowanie na zadaniu z immunitetu (choć ja uważam, że i tak nikt nie miał szans tam pokonać Tiny). W Kambodży grał bardzo ostro i przedobrzył, ale pokazał, że potrafi nieźle zamieszać. Tutaj od początku grał spokojniej, ale był to element jego planu, bo w konfach mówił, że chce, żeby najpierw zagrożenia powycinały się nawzajem, a potem on wkroczy do akcji. No i wszystko byłoby ok, gdyby nie pechowe przemieszanie, które go pogrążyło, bo jako jedyny znalazł się w grupie z obcym sojuszem i bardzo ciężko byłoby się komukolwiek z czegoś takiego wybronić. Jeff jednak walczył do końca i najpierw próbował pozyskać Zeke'a i obrócić go przeciwko Ozzy'emu, a gdy to się nie udało, poszedł do Andrei i Sarah i bardzo ładnie skłócił je z facetami, mówiąc dziewczynom, że Zeke i Ozzy mają ścisły sojusz, o którym Andrea i Sarah nie wiedzą. I kto wie, może ten plan mógłby się udać i poleciałby na tej radzie Ozzy albo właśnie Zeke... no ale Varner posunął się o jeden krok za daleko i ujawnił coś, czego nie powinien, a potem już zrobiła się ogromna drama. Ruch oczywiście bardzo głupi i wredny, ale Varner okazał skruchę i jego przeprosiny wyglądały na autentyczne, po programie też spłynęła na niego fala hejtu więc swoje odpokutował. No po prostu facet tak mocno wciągnął się w grę i tak bardzo chciał zostać, że zwyczajnie przeszarżował. Do mergu i etapu jury znów zabrakło mu jednej rady... Jak pech to pech :P Ale ja tam będę się trzymać zdania, że gdyby nie pechowe przemieszanie i Varner dotarłby do mergu to mógłby tam nieźle namieszać i daleko dojść.
Hali - jej pojawienie się w tym sezonie nie jest dla mnie zrozumiałe, bo nie uważam, żeby ona czymkolwiek na ten powrót zasłużyła. Owszem, była sympatyczna, ale jej gra kulała, co widać było i w tym sezonie, gdzie ciągle była w mniejszości. Do mergu dotarła, bo miała sporo farta, ale po mergu nie ufał jej dosłownie nikt i dwa rywalizujące sojusze dogadały się, żeby ją wyrzucić, co jest pewnym ewenementem w tej grze. Na plus tylko to, że jak była zagrożona to broniła się mocno na radzie, no ale to i tak o wiele za mało, żeby uznać ją za dobrego gracza.
Ozzy - cieszyłem się z jego powrotu, bo choć strateg z niego żaden to umiejętności survivalowe ma jak żaden inny gracz w historii Survivor i dzięki niemu można było jeszcze pooglądać to, co nowe sezony skupione tylko na strategii całkowicie pomijają - łowienie ryb, zdobywanie owoców/kokosów z palm itd. Za to go mocno cenię. No ale i grę strategiczną w tym sezonie też prowadził dobrą, oczywiście jak na kogoś, kto jest fizycznym zagrożeniem i z tego powodu zawsze ma celownik. Na początku wprawdzie fochał się jeszcze na Cirie za dawny blindside, ale szybko zgrał się z nią, Andreą, Aubry i Zeke'm i cała piątka miała fajny sojusz, który aż do mergu trzymał się razem. Potem niestety Zeke zdradził, a Ozzy i tak by poleciał prędzej czy później, sporo osób bało się jego dyspozycji w zadaniach, ale nie zmienia to faktu, że nawet jak ktoś we wcześniejszych sezonach nie lubił go za arogancję (która czasem okazywał) to w tym sezonie raczej nie miał się o co przyczepić, bo Ozzy w tym sezonie jak najbardziej dał się lubić z charakteru. Nie dziwi mnie też, że w finale był po stronie Brada, bo dla niego po prostu aspekt zadaniowy i survivalowy jest o wiele ważniejszy niż dla większości innych graczy więc miał prawo głosować na Brada, który też ten aspekt gry pokazywał.
Moim zdaniem Ozzy po prostu urodził się zbyt późno, bo gdyby brał udział w którymś z pierwszych sezonów to myślę, że miałby bardzo duże szanse na zwycięstwo. Bycie providerem, trzymanie się do końca swojego sojuszu i immunity run mogłyby mu spokojnie zapewnić wygraną. No ale w nowszych sezonach, gdzie liczą się zdrady, blindsidy i ukryte przewagi, Ozzy po prostu się nie odnajduje, bo jego styl gry jest typowo oldschoolowy.
Debbie - szalona i pokręcona kobitka, która czasem bawi, ale niestety często też irytuje... Jej wyskoki i wybuchy złości skierowane choćby w stronę Brada były tragiczne i mogły ją pogrążyć, gdyby musiała wtedy iść na radę. Co prawda niby przeprosiła potem Brada, ale nie zmienia to faktu, że socjal i tak miała tragiczny. Na plus na pewno blindside na Ozzy'm, bo to ona podsunęła Sierrze ten pomysł, ale potem sama się pogrążyła, gdy powiedziała Aubry, że nie ufa Sarah i przez to Sarah się od niej odwróciła i ją wykopała. Ta jej pewność siebie była na tyle wkurzająca, że miałem sporą satysfakcję, gdy dostała po oczach blindsidem.
Na exile też podjęła dziwną decyzję, wybierając przewagę z dodatkowym głosem, bo moim zdaniem więcej by zdziałała przewagą dla drużyny, albo zestawem do robienia fake immunitetów.
Zeke - za poprzedni sezon nawet go ceniłem, bo pokazał, że lubi grę, ale w tym sezonie udowodnił, że ta jego obsesja na punkcie dokonywania ruchów za wszelką cenę jest zwyczajnie głupia, bo co mu po tych "big moves", skoro na dalszą metę były dla niego nieopłacalne. Odwrócenie się od Andrei i całego sojuszu na etapie Top12 było przedwczesne i idiotyczne. Cieszyłem się bardzo, że Andrea zdążyła go wykopać, zanim on wykopałby ją.
Sierra - duże zaskoczenie na plus. W jej poprzednim sezonie uważałem ją za sympatyczną osobę, ale wkurzała mnie jej pasywność. Tu od początku grała aktywnie i razem z Bradem rządziła sojuszem, który zaprowadził ją aż do mergu. Świetne z jej strony było obiecanie Final3 Sarah, kiedy ta akurat myślała o przeskoku, no ale ostatecznie wszystko skopała Debbie. Niestety Sierra pod koniec koncertowo się pogrążyła, mówiąc Sarah o swojej przewadze i obiecując jej, że w razie odpadnięcia odda jej tą przewagę. Gdyby nie ten ruch to mogłaby zajść dużo dalej. Mimo wszystko i tak plus za aktywną grę, zwłaszcza że dość szybko zyskała celownik na plecach, a jednak udało jej się z kilku takich ataków wybronić.
Andrea - uwielbiam ją! <3 Nie dość, że śliczna i urocza to jeszcze cwana, co pokazała już w sezonie 26, a tutaj potwierdziła. Od początku dobrze się ustawiła i do mergu była bezpieczna. Potem też dobrze kombinowała i lawirowała, próbując pozbywać się mocnych rywali, ale przez to sama zaczęła być postrzegana jako duże zagrożenie. Ona jednak wygrała dwa immunitety, odparła też atak Zeke'a i zainicjowała jego odpadnięcie, przekonując do głosowania na niego nawet Sarah i Michaele, które bardzo tego nie chciały. Niestety bez końca bronić się nie mogła, a cios w plecy dostała od swojej najbliższej sojuszniczki... Cirie, why? ;(
;)
Michaela - nie przepadałem za nią w sezonie 33 i tu było podobnie, zresztą żaden z niej game changer. Ale trzeba przyznać, że jej konfy i zachowanie bywało zabawne, ale głównie dla widza, bo inni zawodnicy jej nie znosili. I tu trzeba wyraźnie podkreślić, że ona musiała naprawdę mieć tragiczny socjal, skoro tak wiele osób chciało ją wykopać praktycznie od początku. Mimo wszystko po tym sezonie trochę ją polubiłem, ale jej grę nadal uważam za bardzo słabą. Pewnym symbolem jej gry było przeoczenie przewagi, którą miała dosłownie kilka centymetrów od swojej nogi...
Cirie- stara, dobra Cirie :) Jej nikomu nie trzeba przedstawiać, bo to legenda Survivor, choć na początku dopisało jej trochę szczęście, że nie musiała iść na radę aż do mergu, bo długo nikt nie chciał z nią grać, bojąc się zagrożenia, jakim ona zawsze jest. Cirie jednak wykorzystała czas do mergu na nawiązanie silnych więzi i była w mocnym sojuszu, a po mergu aktywnie dokonywała ruchów. Zblindsidowała też Andreę... Niestety. Choć z bóle serca muszę przyznać, że ruch był dobry. Co prawda potem Cirie zaliczyła wtopę z przewagą Sarah, ale jakimś cudem zdołała potem w kolejnym dniu pozyskać Taia, w którego przecież celowała i dzięki temu na etapie Top6 miała aż 3 głowy przeciwko Sarah. Niestety odpadła przez głupie namnożenie przewag, które zapewniły bezpieczeństwo wszystkim poza nią samą i musiała odpaść. Fajnie, że chociaż jej pożegnanie było godne legendy Survivor.
Aubry - w sezonie 32 ją lubiłem i tam grała naprawdę dobrze. Tu już było znacznie gorzej, bo choć starała się ile mogła to bardzo często była po niewłaściwej stronie numerków na radach. Po mergu była względnie bezpieczna, bo inne zagrożenia wycinały się wzajemnie, ale potem zabrakło jej sojuszników, z którymi mogłaby iść do finału. Miło, że trzymała do końca z Andreą :) No i mądrze próbowała na etapie Top5 przekonać Sarah i Taia do eliminacji Troyzana, żeby Brad go nie zabrał do finału i nie zostało tylko jedno miejsce do obsadzenia. Ale ostatecznie niczego nie ugrała na tym etapie i odpadła.
Tai - na pewno trzeba mu zaliczyć na plus, że ma nosa do immunitetów i jest bardzo wytrzymały w zadaniach, co udowodnił, pokonując nawet Ozzy'ego. W strategii jest jednak strasznie chaotyczny i tak nieprzewidywalny, że nawet jego sojusznicy musieli się obawiać, czy on czegoś łatwo nie odwali. Niby chciał nawiązywać więzi i łatwo mu to szło, ale to bardziej inni nim manipulowali niż on nimi. No i zdecydowanie zbyt łatwo ulegał emocjom. Szkoda, bo może gdyby potrafił bardziej na chłodno analizować sytuację to użyłby chociaż jednego HII wcześniej i odmienił znacząco losy gry. A tak kisił dwa HII do Top6, a potem niby jednym zagrał dla Aubry, ale ostatecznie i tak znalazł sie poza finałem.
Troyzan - jedno z większych rozczarowań w tym sezonie. I mówię to jako ktoś, kto cieszył się z jego powrotu, bo choć w One World ulegał emocjom to jednak pokazywał tam, że bardzo zależy mu na grze. Tu od początku grał na cichacza, żeby prześlizgnąć się dalej i nawet po części go rozumiem, no ale powinien chociaż po mergu próbować bardziej coś kombinować, a nie tylko robić za number Brada. Grał tak, żeby dojechać do finału, ale nie tak, żeby mieć w nim jakiekolwiek szanse. Jedyny plus za zdobycie HII, ale co z tego, skoro nie próbował z nim zrobić czegoś, co odmieniłoby grę i dało mu jakieś punkty u sędziów.
Brad - bardzo pozytywne zaskoczenie, bo prowadził dobrą grę naprawdę przez długi czas, ale jednak końcówkę skaszanił. Od początku budował wokół siebie sojusz i wspólnie z Sierrą nim rządził, ładnie też pozyskał Troyzana, Taia i też Debbie, a zrobił to tym, czego po nim w życiu bym się nie spodziewał - świetnym socjalem. Gdy po mergu jego sojusz się posypał, ratował się immunity run i moim zdaniem zwłaszcza w końcówce to miało znaczenie, bo wydaje mi się, że gdyby przegrał przed finałem to Sarah i Tai by w niego uderzyli. Aubry też, gdyby to się działo w Top5. Brad jednak immunitety wygrał i wtedy skaszanił sprawę, bo najpierw zaczął grozić Taiowi, co spowodowało, że ten się od niego odwrócił, a tuż przed finałem, zamiast wykopać groźniejszą Sarah, Brad pozbył się Taia tylko dlatego, że był na niego wkurzony. Gdyby nie kierował się emocjami i wykazał na finiszu więcej chłodnego myślenia, wygrałby ten sezon. No ale i tak mimo tych wpadek był jednym z najbardziej pozytywnych zaskoczeń tego sezonu. I za wygranie 5 immunitetów też szacun.
Sarah - w sezonie 28 jej nie lubiłem i tutaj też nie byłem zadowolony z jej powrotu. Sarah jednak zaskoczyła mnie mądrą grą - na etapie plemiennym trzymała się w mocnym sojuszu, choć robiła też jakieś konszachty na boku (jak wtedy, gdy dogadała się z będącym wtedy na uboczu Troyzanem). Po mergu jednak wcisnęła gaz do dechy - najpierw odwróciła się od sojuszu z Andreą i Cirie, biorąc udział w blindsidzie na Ozzy'm, a potem zrobiła kolejny przeskok i wykopała Debbie. Lawirowała tak między jednym a drugim sojuszem i choć taka gra jest na ogół ryzykowna, Sarah robiła to w taki sposób, że pozbywała się najgroźniejszych rywali, jednocześnie nie będąc zagrożona. Właściwie tylko raz znalazła się na celowniku - na etapie Top6. I wtedy by odpadła, ale na swoje szczęście miała nietykalność. Przewagę zdobyła w wręcz mistrzowsko, pozbywając się Sierry w taki sposób, że ona, niczego nieświadoma, przekazała jej swoją przewagę :D Do tego znalazła jeszcze jedną przewagę, którą przeoczyła ślepa Michaela :P No i ładnie grała też na etapie Top5, gdzie wykopała Aubry, a potem w Top4 zagłosowała na Taia, żeby mieć pewny finał. No i w tym finale zasłużenie wygrała, bo prowadziła naprawdę dobrą grę. Choć, jak wspomniałem wcześniej, mnie jej zwycięstwo nie cieszy, bo nadal tej babki nie polubiłem. Jej wyraz twarzy i ogólnie mimika mnie skutecznie od niej odpychały. Więc tak - gracz świetny. Ale osobowość niestety niefajna.
Zapomniałem jeszcze wspomnieć o edicie, który w tym sezonie pozostawiał wiele do życzenia - Cirie i Andrea praktycznie do mergu były niewidoczne, a przecież były jednymi z jaśniejszych punktów tego sezonu. Za to Sarah dla odmiany od pewnego momentu była tak mocno eksponowana, że można było w ciemno zakładać, że wygra. Dla odmiany o Troyzanie było z góry wiadomo, że będzie jedną z tych osób, które wejdą do finału i nie zgarną tam żadnego głosu. Więc dla osób odpowiedzialnych za edit - mocny kopniak w tyłek!
Ale nadal podtrzymuję opinię, że sezon całkiem spoko :)
Powrót Sandry i Tony'ego mnie rzecz jasna cieszy. Powrót Sarah nie, ze względu na jej osobowość.
A co do tej kiecki to w życiu bym nie zwrócił na to uwagi, no ale dzięki za wiadomość ;)
Ok, czas na podsumowanie całego sezonu.
Jako iż bardzo lubię sezony z powracającymi graczami, sporo sobie obiecywałem po tej edycji, zwłaszcza gdy zobaczyłem w pierwszym odcinku cast. Co prawda nie do końca ze wszystkimi decyzjami co do castu się zgadzam, bo nie wiem, co tam robiła np. Hali, Michaela czy Caleb, ale generalnie byłem zadowolony, bo wróciło sporo gwiazd i fajnie było znów zobaczyć, jak grają. Do mergu było bardzo fajnie i sporo osób robiło tam zamieszanie (Tony, Sandra itd.), potem też nie było najgorzej, ale końcówka niestety była słaba. Wygrała osoba, która wprawdzie zaskoczyła mnie bardzo swoją dobrą grą, ale też jednocześnie była i chyba nadal jest jedną z bardziej przeze mnie nielubianych osób z tego sezonu. No a razem z nią do topki zawędrowały osoby, które albo też ciężko było lubić (Tai), albo mimo wcześniejszej dobrej gry robiły na koniec głupie błędy (Brad), albo nie grały w ogóle (Troyzan) :P
Za dużo też produkcja narąbała tych wszystkich twistów, wstawiając je praktycznie co odcinek - 3 HII, dwie przewagi, dwa przemieszania, połączona rada, exile island i jeszcze jakieś pomniejsze typu pomergowa uczta, w której dwie osoby nie mogły wziąć udziału. Skutkiem tego kuriozalne rady, po których wylecieli Malcolm i Cirie, no i ogólnie psuło to trochę grę, w której świetna strategia przestała grać pierwszoplanową rolę, bo ważniejsze były bonusy, które w różnych okolicznościach się zgarniało.
Trochę też za dużo było dram (zwłaszcza ta z Zeke'm) i różnych moralizatorskich pierdoletów o pokonywaniu własnych słabości, schodzeniu z kanapy itd. Fajne było pożegnanie Sandry i Cirie oklaskami i ogólnie oddanie im honoru nawet przez Jeffa. No i super wyszła też nowość na finałowej radzie plemienia, czyli swobodna dyskusja między sędziami i graczami.
Generalnie jednak było dosyć ciekawie i na pewno nie brakowało tu wielkich osobowości, a to robiło różnicę, nawet przy zamieszaniu związanym z twistami. Ten sezon podobał mi się bardziej niż 32 i 33. Powiedzmy, że dałbym ocenę 6/10, ale za obecność Andrei daję oczko wyżej i ostatecznie niech będzie 7/10 ;)
No to teraz poszczególni gracze:
Ciera - odpadła w dość dziwnych okolicznościach, bo po prostu powiedziała na głos to, o czym myśleli wszyscy, czyli żeby wykopać będącego zagrożeniem Tony'ego. Na jej nieszczęście Tony zaczął już wtedy pozyskiwać sobie sojuszników, których zdołał przekonać do głosowania na Ciery, jako na potencjalnie mocnego gracza. Co jak wiadomo jest prawda, bo Ciera potrafi grać ostro. Na pewno wpływ na jej eliminację miała też słaba dyspozycja w zadaniach, zwłaszcza że do porażki w pierwszym zadaniu o immunitet mocno się przyczyniła.
Tony - jak tylko zobaczyłem go w caście to wiedziałem, że będzie robił dużo szumu, no i tak też było od samego początku. Ten jego żart z udawaniem, że szuka HII od razu po przybyciu na wyspę był bardzo ryzykowny, ale Tony zdołał dość szybko skierować uwagę na Cierę i doprowadził do jej odpadnięcia. Potem bardzo sprytnie zmontował wokół siebie sojusz "zagrożeń" czyli ludzi, którzy mogli być na celowniku, dzięki czemu miał większość 5:4, ale pogrążyła go paranoja, przez którą zaczął doszukiwać się zdrady u przychylnej mu Sandry i wziął ją na celownik - tyle, że Sandra była sprytniejsza i to ona pierwsza wykopała jego.
Ogólnie trochę szkoda, że tak szybko odpadł, bo akcja z budowaniem "bunkra" obok skrzynki z pocztą była niezła :)
Caleb - nie mam pojęcia, za co go przywrócili, bo medical to jednak trochę mało, żeby móc być uznanym za game changera... Tutaj nie robił kompletnie nic i był jedynie pionkiem innych (najpierw Tony'ego, a potem chyba Malcolma). Niby coś tam próbował walczyć na radzie, ale to i tak było za późno i za mało. Chyba najsłabszy strategicznie gracz tej edycji.
Malcolm - odpadł bardzo pechowo przez głupotę JT, który pogrążył go wbrew swojej woli :P A szkoda, bo lubię Malcolma i uważam, że ma potencjał. Coś tam w swoich dwóch poprzednich występach pokazał i myślę, że gdyby dotarł do mergu to mógłby jeszcze sporo namieszać.
JT - już w swoim poprzednim występie zrobił bardzo głupią rzecz, a tu już odwalił totalną kaszanę :D Niby był po stronie nowego plemienia i miał mocną więź z Malcolmem, ale ostatecznie pogrążył go swoją głupotą, bo zdradził przeciwnemu plemieniu, na kogo jego plemię będzie głosować. Wcześniej podjął dwie próby pozyskania HII i pierwsza była naprawdę tak widoczna, że reszta ludzi tylko miała z niego ostry polew :) Potem ostatecznie ten immunitet znalazł, ale co z tego, skoro nawet nie wziął go na radę, na której był zagrożony... Do tego trzeba dodać jeszcze, że dał się rozgrywać Sandrze jak dziecko przy tej akcji z cukrem. Występ tragiczny i jak na kogoś, kto jednak ma na swoim koncie sukces w Survivor, tak słaba gra po prostu jest wstydem i żenadą :P
Sandra - niewątpliwie to do niej należała pierwsza część sezonu :) Jak na kogoś, kto miał od samego początku tak olbrzymi celownik na plecach, poradziła sobie znakomicie, bo dzięki świetnemu socjalowi i sprytowi udało jej się wykopać wszystkich, którzy jej zagrażali, w tym Tony'ego i JT i tym samym pokazała, że jej wcześniejsze sukcesy były w pełni zasłużone. Tutaj grała zdecydowanie ostrzej niż w sezonach 7 i 20, ale myślę, że właśnie o to jej chodziło - wiedziała, że nie wygra tego sezonu więc chciała się pobawić i namieszać, co w pełni jej się udało. Akcja z wyjedzeniem cukru i wmówieniem JT, że zrobiła to Michaela - genialne :D I jeszcze to puszczenie oka do kamery ;) Ale przy wszystkich tych zaletach, jedno mi się w Sandrze nie podobało - to ciągłe gadanie o tym, że jest królową i pyskowanie do każdego, nawet do Jeffa :P Chciałem przez to zobaczyć, jak jej pochodnia gaśnie, no i się doczekałem. Ale pożegnanie jej na radzie owacją przez innych graczy było w pełni zasłużone. I trzeba też podkreślić, że spory wpływ na jej eliminację miało niekorzystne przemieszanie, bo razem z Varnerem znaleźli się w mniejszości i musieli walczyć o życie. Kto wie, jak daleko by zaszła, gdyby numerki były wtedy po jej stronie.
Varner - wiem, że on ma spore grono antyfanów, ale ja akurat gościa lubiłem i cieszyłem się z jego powrotu, bo uważam, że stać go na niezłe kombinowanie, jeśli okoliczności mu sprzyjają. Już w Australii pokazał jakieś przebłyski gry, choć ostatecznie odpadł przez zbyt wczesne zrezygnowanie na zadaniu z immunitetu (choć ja uważam, że i tak nikt nie miał szans tam pokonać Tiny). W Kambodży grał bardzo ostro i przedobrzył, ale pokazał, że potrafi nieźle zamieszać. Tutaj od początku grał spokojniej, ale był to element jego planu, bo w konfach mówił, że chce, żeby najpierw zagrożenia powycinały się nawzajem, a potem on wkroczy do akcji. No i wszystko byłoby ok, gdyby nie pechowe przemieszanie, które go pogrążyło, bo jako jedyny znalazł się w grupie z obcym sojuszem i bardzo ciężko byłoby się komukolwiek z czegoś takiego wybronić. Jeff jednak walczył do końca i najpierw próbował pozyskać Zeke'a i obrócić go przeciwko Ozzy'emu, a gdy to się nie udało, poszedł do Andrei i Sarah i bardzo ładnie skłócił je z facetami, mówiąc dziewczynom, że Zeke i Ozzy mają ścisły sojusz, o którym Andrea i Sarah nie wiedzą. I kto wie, może ten plan mógłby się udać i poleciałby na tej radzie Ozzy albo właśnie Zeke... no ale Varner posunął się o jeden krok za daleko i ujawnił coś, czego nie powinien, a potem już zrobiła się ogromna drama. Ruch oczywiście bardzo głupi i wredny, ale Varner okazał skruchę i jego przeprosiny wyglądały na autentyczne, po programie też spłynęła na niego fala hejtu więc swoje odpokutował. No po prostu facet tak mocno wciągnął się w grę i tak bardzo chciał zostać, że zwyczajnie przeszarżował. Do mergu i etapu jury znów zabrakło mu jednej rady... Jak pech to pech :P Ale ja tam będę się trzymać zdania, że gdyby nie pechowe przemieszanie i Varner dotarłby do mergu to mógłby tam nieźle namieszać i daleko dojść.
Hali - jej pojawienie się w tym sezonie nie jest dla mnie zrozumiałe, bo nie uważam, żeby ona czymkolwiek na ten powrót zasłużyła. Owszem, była sympatyczna, ale jej gra kulała, co widać było i w tym sezonie, gdzie ciągle była w mniejszości. Do mergu dotarła, bo miała sporo farta, ale po mergu nie ufał jej dosłownie nikt i dwa rywalizujące sojusze dogadały się, żeby ją wyrzucić, co jest pewnym ewenementem w tej grze. Na plus tylko to, że jak była zagrożona to broniła się mocno na radzie, no ale to i tak o wiele za mało, żeby uznać ją za dobrego gracza.
Ozzy - cieszyłem się z jego powrotu, bo choć strateg z niego żaden to umiejętności survivalowe ma jak żaden inny gracz w historii Survivor i dzięki niemu można było jeszcze pooglądać to, co nowe sezony skupione tylko na strategii całkowicie pomijają - łowienie ryb, zdobywanie owoców/kokosów z palm itd. Za to go mocno cenię. No ale i grę strategiczną w tym sezonie też prowadził dobrą, oczywiście jak na kogoś, kto jest fizycznym zagrożeniem i z tego powodu zawsze ma celownik. Na początku wprawdzie fochał się jeszcze na Cirie za dawny blindside, ale szybko zgrał się z nią, Andreą, Aubry i Zeke'm i cała piątka miała fajny sojusz, który aż do mergu trzymał się razem. Potem niestety Zeke zdradził, a Ozzy i tak by poleciał prędzej czy później, sporo osób bało się jego dyspozycji w zadaniach, ale nie zmienia to faktu, że nawet jak ktoś we wcześniejszych sezonach nie lubił go za arogancję (która czasem okazywał) to w tym sezonie raczej nie miał się o co przyczepić, bo Ozzy w tym sezonie jak najbardziej dał się lubić z charakteru. Nie dziwi mnie też, że w finale był po stronie Brada, bo dla niego po prostu aspekt zadaniowy i survivalowy jest o wiele ważniejszy niż dla większości innych graczy więc miał prawo głosować na Brada, który też ten aspekt gry pokazywał.
Moim zdaniem Ozzy po prostu urodził się zbyt późno, bo gdyby brał udział w którymś z pierwszych sezonów to myślę, że miałby bardzo duże szanse na zwycięstwo. Bycie providerem, trzymanie się do końca swojego sojuszu i immunity run mogłyby mu spokojnie zapewnić wygraną. No ale w nowszych sezonach, gdzie liczą się zdrady, blindsidy i ukryte przewagi, Ozzy po prostu się nie odnajduje, bo jego styl gry jest typowo oldschoolowy.
Debbie - szalona i pokręcona kobitka, która czasem bawi, ale niestety często też irytuje... Jej wyskoki i wybuchy złości skierowane choćby w stronę Brada były tragiczne i mogły ją pogrążyć, gdyby musiała wtedy iść na radę. Co prawda niby przeprosiła potem Brada, ale nie zmienia to faktu, że socjal i tak miała tragiczny. Na plus na pewno blindside na Ozzy'm, bo to ona podsunęła Sierrze ten pomysł, ale potem sama się pogrążyła, gdy powiedziała Aubry, że nie ufa Sarah i przez to Sarah się od niej odwróciła i ją wykopała. Ta jej pewność siebie była na tyle wkurzająca, że miałem sporą satysfakcję, gdy dostała po oczach blindsidem.
Na exile też podjęła dziwną decyzję, wybierając przewagę z dodatkowym głosem, bo moim zdaniem więcej by zdziałała przewagą dla drużyny, albo zestawem do robienia fake immunitetów.
Zeke - za poprzedni sezon nawet go ceniłem, bo pokazał, że lubi grę, ale w tym sezonie udowodnił, że ta jego obsesja na punkcie dokonywania ruchów za wszelką cenę jest zwyczajnie głupia, bo co mu po tych "big moves", skoro na dalszą metę były dla niego nieopłacalne. Odwrócenie się od Andrei i całego sojuszu na etapie Top12 było przedwczesne i idiotyczne. Cieszyłem się bardzo, że Andrea zdążyła go wykopać, zanim on wykopałby ją.
Sierra - duże zaskoczenie na plus. W jej poprzednim sezonie uważałem ją za sympatyczną osobę, ale wkurzała mnie jej pasywność. Tu od początku grała aktywnie i razem z Bradem rządziła sojuszem, który zaprowadził ją aż do mergu. Świetne z jej strony było obiecanie Final3 Sarah, kiedy ta akurat myślała o przeskoku, no ale ostatecznie wszystko skopała Debbie. Niestety Sierra pod koniec koncertowo się pogrążyła, mówiąc Sarah o swojej przewadze i obiecując jej, że w razie odpadnięcia odda jej tą przewagę. Gdyby nie ten ruch to mogłaby zajść dużo dalej. Mimo wszystko i tak plus za aktywną grę, zwłaszcza że dość szybko zyskała celownik na plecach, a jednak udało jej się z kilku takich ataków wybronić.
Andrea - uwielbiam ją! <3 Nie dość, że śliczna i urocza to jeszcze cwana, co pokazała już w sezonie 26, a tutaj potwierdziła. Od początku dobrze się ustawiła i do mergu była bezpieczna. Potem też dobrze kombinowała i lawirowała, próbując pozbywać się mocnych rywali, ale przez to sama zaczęła być postrzegana jako duże zagrożenie. Ona jednak wygrała dwa immunitety, odparła też atak Zeke'a i zainicjowała jego odpadnięcie, przekonując do głosowania na niego nawet Sarah i Michaele, które bardzo tego nie chciały. Niestety bez końca bronić się nie mogła, a cios w plecy dostała od swojej najbliższej sojuszniczki... Cirie, why? ;(
;)
Michaela - nie przepadałem za nią w sezonie 33 i tu było podobnie, zresztą żaden z niej game changer. Ale trzeba przyznać, że jej konfy i zachowanie bywało zabawne, ale głównie dla widza, bo inni zawodnicy jej nie znosili. I tu trzeba wyraźnie podkreślić, że ona musiała naprawdę mieć tragiczny socjal, skoro tak wiele osób chciało ją wykopać praktycznie od początku. Mimo wszystko po tym sezonie trochę ją polubiłem, ale jej grę nadal uważam za bardzo słabą. Pewnym symbolem jej gry było przeoczenie przewagi, którą miała dosłownie kilka centymetrów od swojej nogi...
Cirie- stara, dobra Cirie :) Jej nikomu nie trzeba przedstawiać, bo to legenda Survivor, choć na początku dopisało jej trochę szczęście, że nie musiała iść na radę aż do mergu, bo długo nikt nie chciał z nią grać, bojąc się zagrożenia, jakim ona zawsze jest. Cirie jednak wykorzystała czas do mergu na nawiązanie silnych więzi i była w mocnym sojuszu, a po mergu aktywnie dokonywała ruchów. Zblindsidowała też Andreę... Niestety. Choć z bóle serca muszę przyznać, że ruch był dobry. Co prawda potem Cirie zaliczyła wtopę z przewagą Sarah, ale jakimś cudem zdołała potem w kolejnym dniu pozyskać Taia, w którego przecież celowała i dzięki temu na etapie Top6 miała aż 3 głowy przeciwko Sarah. Niestety odpadła przez głupie namnożenie przewag, które zapewniły bezpieczeństwo wszystkim poza nią samą i musiała odpaść. Fajnie, że chociaż jej pożegnanie było godne legendy Survivor.
Aubry - w sezonie 32 ją lubiłem i tam grała naprawdę dobrze. Tu już było znacznie gorzej, bo choć starała się ile mogła to bardzo często była po niewłaściwej stronie numerków na radach. Po mergu była względnie bezpieczna, bo inne zagrożenia wycinały się wzajemnie, ale potem zabrakło jej sojuszników, z którymi mogłaby iść do finału. Miło, że trzymała do końca z Andreą :) No i mądrze próbowała na etapie Top5 przekonać Sarah i Taia do eliminacji Troyzana, żeby Brad go nie zabrał do finału i nie zostało tylko jedno miejsce do obsadzenia. Ale ostatecznie niczego nie ugrała na tym etapie i odpadła.
Tai - na pewno trzeba mu zaliczyć na plus, że ma nosa do immunitetów i jest bardzo wytrzymały w zadaniach, co udowodnił, pokonując nawet Ozzy'ego. W strategii jest jednak strasznie chaotyczny i tak nieprzewidywalny, że nawet jego sojusznicy musieli się obawiać, czy on czegoś łatwo nie odwali. Niby chciał nawiązywać więzi i łatwo mu to szło, ale to bardziej inni nim manipulowali niż on nimi. No i zdecydowanie zbyt łatwo ulegał emocjom. Szkoda, bo może gdyby potrafił bardziej na chłodno analizować sytuację to użyłby chociaż jednego HII wcześniej i odmienił znacząco losy gry. A tak kisił dwa HII do Top6, a potem niby jednym zagrał dla Aubry, ale ostatecznie i tak znalazł sie poza finałem.
Troyzan - jedno z większych rozczarowań w tym sezonie. I mówię to jako ktoś, kto cieszył się z jego powrotu, bo choć w One World ulegał emocjom to jednak pokazywał tam, że bardzo zależy mu na grze. Tu od początku grał na cichacza, żeby prześlizgnąć się dalej i nawet po części go rozumiem, no ale powinien chociaż po mergu próbować bardziej coś kombinować, a nie tylko robić za number Brada. Grał tak, żeby dojechać do finału, ale nie tak, żeby mieć w nim jakiekolwiek szanse. Jedyny plus za zdobycie HII, ale co z tego, skoro nie próbował z nim zrobić czegoś, co odmieniłoby grę i dało mu jakieś punkty u sędziów.
Brad - bardzo pozytywne zaskoczenie, bo prowadził dobrą grę naprawdę przez długi czas, ale jednak końcówkę skaszanił. Od początku budował wokół siebie sojusz i wspólnie z Sierrą nim rządził, ładnie też pozyskał Troyzana, Taia i też Debbie, a zrobił to tym, czego po nim w życiu bym się nie spodziewał - świetnym socjalem. Gdy po mergu jego sojusz się posypał, ratował się immunity run i moim zdaniem zwłaszcza w końcówce to miało znaczenie, bo wydaje mi się, że gdyby przegrał przed finałem to Sarah i Tai by w niego uderzyli. Aubry też, gdyby to się działo w Top5. Brad jednak immunitety wygrał i wtedy skaszanił sprawę, bo najpierw zaczął grozić Taiowi, co spowodowało, że ten się od niego odwrócił, a tuż przed finałem, zamiast wykopać groźniejszą Sarah, Brad pozbył się Taia tylko dlatego, że był na niego wkurzony. Gdyby nie kierował się emocjami i wykazał na finiszu więcej chłodnego myślenia, wygrałby ten sezon. No ale i tak mimo tych wpadek był jednym z najbardziej pozytywnych zaskoczeń tego sezonu. I za wygranie 5 immunitetów też szacun.
Sarah - w sezonie 28 jej nie lubiłem i tutaj też nie byłem zadowolony z jej powrotu. Sarah jednak zaskoczyła mnie mądrą grą - na etapie plemiennym trzymała się w mocnym sojuszu, choć robiła też jakieś konszachty na boku (jak wtedy, gdy dogadała się z będącym wtedy na uboczu Troyzanem). Po mergu jednak wcisnęła gaz do dechy - najpierw odwróciła się od sojuszu z Andreą i Cirie, biorąc udział w blindsidzie na Ozzy'm, a potem zrobiła kolejny przeskok i wykopała Debbie. Lawirowała tak między jednym a drugim sojuszem i choć taka gra jest na ogół ryzykowna, Sarah robiła to w taki sposób, że pozbywała się najgroźniejszych rywali, jednocześnie nie będąc zagrożona. Właściwie tylko raz znalazła się na celowniku - na etapie Top6. I wtedy by odpadła, ale na swoje szczęście miała nietykalność. Przewagę zdobyła w wręcz mistrzowsko, pozbywając się Sierry w taki sposób, że ona, niczego nieświadoma, przekazała jej swoją przewagę :D Do tego znalazła jeszcze jedną przewagę, którą przeoczyła ślepa Michaela :P No i ładnie grała też na etapie Top5, gdzie wykopała Aubry, a potem w Top4 zagłosowała na Taia, żeby mieć pewny finał. No i w tym finale zasłużenie wygrała, bo prowadziła naprawdę dobrą grę. Choć, jak wspomniałem wcześniej, mnie jej zwycięstwo nie cieszy, bo nadal tej babki nie polubiłem. Jej wyraz twarzy i ogólnie mimika mnie skutecznie od niej odpychały. Więc tak - gracz świetny. Ale osobowość niestety niefajna.
Zapomniałem jeszcze wspomnieć o edicie, który w tym sezonie pozostawiał wiele do życzenia - Cirie i Andrea praktycznie do mergu były niewidoczne, a przecież były jednymi z jaśniejszych punktów tego sezonu. Za to Sarah dla odmiany od pewnego momentu była tak mocno eksponowana, że można było w ciemno zakładać, że wygra. Dla odmiany o Troyzanie było z góry wiadomo, że będzie jedną z tych osób, które wejdą do finału i nie zgarną tam żadnego głosu. Więc dla osób odpowiedzialnych za edit - mocny kopniak w tyłek!
Ale nadal podtrzymuję opinię, że sezon całkiem spoko :)