Kolejny odcinek trzymający wysoki poziom humoru

I nie chodzi mi tylko o dupochlast Sary z hamaku ani o Brainsów oblewających się wodą w rytm "Nad Pięknym Modrym Dunajem", na tle której to muzyki JT'ia wyglądała jeszcze bardziej inteligentnie niż zazwyczaj. W tym sezonie ogółem jest sporo wariatów najróżniejszego rodzaju i czuję, że wraz z kolejnymi odcinkami, będziemy odkrywać kolejnych.
Na plus scenki typu wicie się w deszczu żeby uszczelnić schronienie czy wspólne ćwiczenia przed IC. Nawiązuje to trochę do starych sezonów - pokazuje, że Survivor to nie tylko wczasy pod palemką i rozmawianie przez 24/7 wyłącznie o tym, co wydarzy się na TC.
Brawn
Gdyby wszyscy policjanci byli tak podatni na bajerę jak
Sarah, to przestępcy strzelaliby do siebie na ulicach ściemniając, że grają w paintball, dzieciaki bezkarnie żłopałyby tuż pod komendą wódę utrzymując, że to syrop na kaszel, a piraci drogowi mogliby jeszcze szybciej pędzić do chorej babci. Generalnie, życie nabrałoby kolorów. LITOŚCI! Czy ta kobieta nie mówiła przypadkiem w autoprezentacji, że zjadła zęby na przesłuchaniach i potrafi wyczuć każde najmniejsze kłamstwo?

Coś się tu chyba się nie zgadza, bo dała się nabrać Tony'emu jak dziecko. Rozbawiło mnie to, że jej czujność zgasła natychmiast, gdy padło hasło "jestem policjantem". Jeśli dziewczyna nadal będzie tak ślepo wierzyć w tę "blue blood", to dość rychło okaże się, że ten upadek z hamaku był sceną symboliczną :D Na dodatek to, co według zapowiedzi, będzie chciała zrobić w kolejnej rundzie, też nie brzmi najrozsądniej. Podstawowe pytanie brzmi: po cholerę? Przecież
Cliff, póki co, zdaje się wierzyć, że jest bezpieczny i nie wygląda na kogoś, kto tylko czeka na przeskok, więc można dalej mydlić mu oczy. Trochę nie tak wyobrażałem sobie jej grę.
Tony jest już oficjalnie moim faworytem nad faworytami. Nie pamiętam, kiedy polubiłem kogoś aż tak po dwóch/trzech odcinkach. Cieszy mnie fakt, że wreszcie zadbał o numerki, bo trochę obawiałem się tego w zeszłym tygodniu. Mimo zwątpienia w szare komórki Sary, cieszy mnie też idea sojuszu gliniarzy. Wiem, że kryminały to fikcja, ale napchałem ich już do łba tyle, że stałem się przeciwieństwem pokolenia JP i dla mnie, dla odmiany, policjanci mają minimalny plus na starcie - przynajmniej dopóki nie udowodnią, że im się nie należy.
Reszta plemienia słabo widoczna.
Woo musiał ostatnio zrobić dla producentów coś bardzo miłego, bo w nagrodę dostał aż jedną, całą konfę traktującą o tym, że pada deszcz i jest fajnie.
Lindsey wygląda na razie na taką, co utonie razem z Cliffem, czyli, jak mi się wydaje, całkiem niedługo. Tak naprawdę, copy najlepiej zrobiliby biorąc ją na celownik jako pierwszą, bo brawn Cliffa może być jeszcze całkiem przydatna.
Błękitni (ich nazwa nie chce mi po ostatnim odcinku przejść przez klawiaturę)
Dając wiarę autoprezentacji
Spencera i temu, co groźnie zapowiadał na samym początku odcinka, można się było spodziewać, że w plemieniu aż zahuczy od jego strategii obronnej, a tymczasem niczego takiego nie widzieliśmy. Mam nadzieję, że to wynik braku czasu antenowego, albo że przynajmniej ruszy cztery litery w najbliższym odcinku, bo dalej jakoś tam w niego wierzę.
Tasha coraz częściej przegrywa w krwawym starciu z własną jadaczką. Najpierw, gdy JT'ia siedzi obok, ta zarzeka się, że przez długi czas chciała ją wyeliminować. Potem rzuca tę mrożącą krew w żyłach groźbę w stronę Spencera. Po co? Nie lepiej udawać, że się wszystkich kocha i rysować na piasku serduszka? Przecież przemieszanie może być lada chwila i zbieranie wrogów nie jest teraz dobrym pomysłem. No niestety, po tym odcinku zbiera u mnie minusy. Chociaż nie skreślam jej, bo dalej mam przyjemny posmak po poprzedniej rundzie i dobrej ofensywie przeciw Garettowi, a poza tym, zdążyłem ją polubić.
JT'ia jest jak klaun, który trochę śmieszy, a trochę przeraża. Łapię się jednak na tym, że jestem ciekaw jej dalszych wygłupów, więc nawet się ucieszyłem, że uniknęli rady.
Beauty
Niby nie ma się tu do czego przyczepić, bo:
Mieliśmy ciekawy układ sił przed radą, sporo strategii i właściwie wszyscy zgarnęli u mnie mniejsze lub większe plusy za odcinek.
Alexis zgarnia, bo udowodniła, że - wbrew początkowym pozorom - nie jest głupia. Właściwie to ona, a nie LJ wydawała się teraz mózgiem operacji. W związku z tym, że nie wiedziała o HII LJ'a, pomysł z podziałem głosów był całkiem rozsądny.
LJ zgarnia, bo znalazł HII - za to należy się spory ukłon, biorąc pod uwagę to, jak małą wskazówką dysponował wiedząc tylko tyle, że Morgan wracała od strony skał, a te skały były przecież bycze. Mam nadzieję, że w poszukiwaniach nie pomogły mu żadne wysłane przez Jeffa leśne skrzaty, które w porozumieniu ze swoim zleceniodawcą uznały, że ciekawie byłoby pchnąć akcję w plemieniu do przodu.
Morgan i Brice zgarniają za to, że oboje całkiem aktywnie próbowali odwrócić od siebie armatnią lufę. Chociaż Morgan mogłaby poświęcić trochę więcej czasu na szukanie HII kiedy jeszcze była na to pora, a sposobu bycia Brice'a nie udało mi się do samego końca polubić. Tyle dobrego, że teraz nie będę już się musiał dziko starać żeby nie patrzeć na niego przez pryzmat głosu, ruchów i wyglądu, bo trochę mnie męczyła ta praca nad swoją wyrozumiałością. Ale ok, powiedzmy, że trochę mi go szkoda. Nie grał źle i chyba jedynym błędem było to, że zaczął zbieranie sojuszników od osoby, która była na oucie i chyba częściowo przez to znalazł się na oucie razem z nią - a nawet przed nią.
Jeremiah zgarnia za to, że ostatecznie podjął właściwą decyzję. Ta cała gimnastyka o zbieranie numerków by obalić LJ'a i Alexis nie była potrzebna - on i tak jest w dobrej pozycji. Żeby zdobyć ulotkę na ulicy, nie trzeba przystawiać pistoletu do głowy rozdającemu, skoro można ją mieć za darmo. O
Jefrze można właściwie napisać to samo, choć jej plus jest sporo mniejszy przez to narzekanie na pogodę. Niby taka dziarska i zahartowana country girl, a wymięka najbardziej ze wszystkich.
A jednak czegoś mi w tym plemieniu brakuje. Sam nie wiem do końca czego, ale zdecydowanie wolę oglądać scenki z Brawn i Błękitnymi. Chyba po prostu ludzie są tu zbyt normalni, nie ma krwi i dram. Przemoc i psychopatia zawsze są milsze w odbiorze.