Cotygodniowa dawka humoru nie zawiodła i tym razem. Nie zawiodła też survivorowa klątwa. Po prostu wiedziałem, że JT'ia będzie kolejną śmieszną Murzynką, która poleci właśnie w czwartej rundzie

To staje się już zasadą Survivor, na równi z rytuałem gaszenia pochodni czy dziwnie wyglądającymi immunitetami (dalej widzę w tym posążku twarz Cassandry z Fiji).
Nie podobało mi się to, że wciśnięto konkurencję o nagrodę - i to jeszcze tak "nowatorską" jak ta z opaskami i wrzeszczeniem z wieżyczki. Według mnie, jedna konkurencja w odcinku wystarczy i wolę w to miejsce oglądać dramy w obozie. Aczkolwiek w tym odcinku wyjątkowo im to wybaczę, bo można było dostać jeszcze większej czkawki. Brains znowu popisali się geniuszem. LJ raz po raz zaliczał takie jajostrzały, że nie dziwiłbym się, gdyby po zadaniu mówił wyłącznie falsetem, który wzbudziłby zazdrość grupy Bee Gees. Natomiast wygrany w zadaniu drób sprawił, że Alexis błysnęła wiedzą, udowadniając, że studia psychologiczne były w jej przypadku lepszym wyborem niż te z zoologii. Nawiasem, skład "personalny" owego drobiu przypominał mi plemię Brains - jeden kogut i trzy kury w wyjątkowo żałosnym położeniu. So familiar.
Strategii mieliśmy w tym epizodzie trochę mniej. Przede wszystkim, na wielki plus zasługuje Morgan i jej knucie przeciw niedoszłemu sojusznikowi. Bycie na dnie ma też swoje dobre strony - z tego ułożenia można ludzi dużo łatwiej kąsać w dupsko. Mam nadzieję, że dupsko Jeremiah zostanie pokąsane na tyle skutecznie, by jego właściciel szybko przestał nas nudzić swoją obecnością. Albo przynajmniej, że Morgan zostanie uratowana przez twist, bo na ten moment, dziewczyna jest moją drugą faworytką po Tony'm Hantzu.
No właśnie, Tony... Dalej manipuluje Sarą w tak perfekcyjny sposób, że niedługo każe jej założyć klauni nosek i robić pajacyki śpiewając "I'm a barbie girl", a ona zrobi to sądząc, że wymaga tego "blue blood", a poza tym jest to w jej interesie, bo przecież Tony chce dla niej jak najlepiej. Chciałbym widzieć minę tej kobiety podczas oglądania programu, kiedy już widzi, na jakiego wychodzi przygłupa. Cliff nie wydaje się osobą, która tylko odlicza dni do zrobienia przeskoku, więc w tej sytuacji, podkładanie zadania ma tyle sensu, co jedzenie flaków przez słomkę. Historia Surva pokazała już nie raz i nie dwa, że taki ruch najczęściej kończy się tragicznie.
Jednak mimo wszystko, kibicowałem, by plan położenia zadania wypalił, bo Cliff/Lindsey wnosi do programu dużo mniej niż JT'ia/Spencer. Ale niestety - mając za przeciwników takie plemię jak Lose on (piwo dla Kobry za tę alternatywną nazwę), trzeba by się postarać o wiele bardziej. Nawet gdyby Sarah wyrywała Cliffowi piłki i wyrzucała je hen do oceanu pokazując mu język i wrzeszcząc "aport", mogłoby się nie udać. Wygląda na niezłego pływaka.
Niestety, Brains zaliczyli kolejną radę i w porównywalnym stopniu szkoda by mi było obojga zagrożonych. Ciągle mam wrażenie, że Spencer ma sporo do zaoferowania w programie - nawet w tym odcinku bronił się całkiem nieźle. To, że ktoś nie lubi się opalać i nie skończył edukacji na przedszkolu, nie oznacza automatycznie, że jest nerdem, więc nie rozumiem, skąd ta łatka. Koleś wygląda i mówi normalnie, a i w zadaniach nie jest łamagą. Natomiast JT'ia wywołuje u mnie efekt Abi. Z jednej strony, chce się ją poszczuć psem do psychiatry, z drugiej, jest się ciekawym, co jeszcze odpie**oli, więc podświadomie chciałem ją jeszcze trochę pooglądać.
Co do decyzji królowej Tashy i cesarzowej Kass, to na ich miejscu postawiłbym chyba jednak na wywalenie Spencera. Wszyscy uczestnicy byli aż podejrzanie pewni tego, że za chwilę nastąpi złączenie w dwa plemiona, więc argument fizyczny tracił moc. A bardzo zdziwię się, jeśli Spencer wykaże koleżankom choć trochę sentymentu po tym twiście.
Nawiasem, szkoda, że to już koniec tego podziału. Lubię atmosferę trzech/czterech plemion, a poza tym, usuwanie po trzech odcinkach tak zawzięcie reklamowanego i super joł-joł wymyślnego "twistu" BvsBvsB, wydaje się średnio sensowne.