Crap, znowu mam obsuwę :P No ale jedziemy.
Część pierwsza
Była całkiem godna. Zaczęło się wyśmienitym czelendżem z krwawiącymi czaszkami. Producenci bardzo chcą mi się przypodobać. Co prawda, myślałem, że pytania, wzorem poprzednich sezonów, będą raczej dotyczyły życia obozowego i tego, "kto mylnie myśli, że kontroluje grę", "komu nie zaufałbyś w życiu", "kto śmierdzi kałem" itp., co wywyłałoby dramy, no ale nie można mieć wszystkiego.
A dramy i tak nie pozwoliły nam na siebie długo czekać. Zadbał o nie Reed, czym po raz kolejny wzbudził moje entuzjastyczne yuhuuu. Gdzie ten ziomek był przez pierwszą połowę gry?

Czyżby miał jakiś lęk przed pokazywaniem, że żyje, objawiający się tylko w obecności Josha? Zaczynam się obawiać, jak on go tam na chacie traktuje i czy te zabawy przypadkiem nie są zbyt perwersyjne. Chłopak ewidentnie bał się mówić, gdy jego partner był w pobliżu.
Poza tym, miał rację. Tekst Baylor faktycznie był marny, dziecinny i w ogóle wyssany z pogranicza dupska i jelita grubego. Widocznie sama zapomniała, że święta nie jest i że też zawiodła w tej grze kilka osób. Niektórzy pewnie do tej pory mają ochotę jej za to przy-VAL-ić z sierpowego. A że łapę mają całkiem cieżką...
Jaclyn zaczyna niebezpiecznie balansować na krawędzi mojego hejtu. To dziewczę jest tak sfoszone, że gdybym to ja był jej facetem, to zamiast wzorem Jona błagać przez pięć godzin o rozmowę, ogłuszyłbym ją kokosem i wrzucił do oceanu. Pewnie takie nastawienie nie przyspieszy mojego wyjścia ze stanu kawalerskiego, no ale cóż. Fochy niektórego rodzaju budzą we mnie agresję zamiast pokory i nic na to nie poradzę. Poza tym, to, co chciała zrobić Jaclyn, nie miałoby kszty sensu. Z sojuszem Reeda i tak byliby z Jonem narażeni na próbę rozbicia, a tylko zyskaliby trzy dodatkowe hejterki w potencjalnym jury.
Jednak próba pozyskania Jaclyn i podsycenia jej focha na Missy była całkiem uzasadniona. Reed nie zawiódł. Szkoda tylko, że musiał działać praktycznie w pojedynkę. Alec, zamiast namawiać ją do przeskoku, wolał zająć się zapraszaniem jej na jakieś tam balety z Drew na swoją dzielnie, a Solejuk to już chyba w ogóle nie brał udziału w debacie. Pewnie Reed i Alec, pamiętni jego ostatniego występu na radzie, postanowili go profilaktycznie zakneblować i wrzucić gdzieś w krzaki. Na sam koniec scenki usłyszałem tylko wybełkotane gdzieś z dali: "Meeeen, dat ken bi hjuuuuudż".
U Missy wreszcie zobaczyliśmy łezki. Kij, że stało się to akurat w momencie, kiedy nie było ku nim żadnego powodu, no ale widocznie Missy dostała cynk z produkcji, że przydałoby się w końcu pokazać ludzkie oblicze i postanowiła zrealizować polecenie w losowo wybranym, niekoniecznie sensownym momencie.
Rada plemienia była za to mocno penisowa. Wszyscy zaczęli się podniecać wielkim "flirtem" Aleca i Jaclyn. Bitch, please... Gdyby każdy tak "flirtował", ludzkość by zbyt długo nie przetrwała. Przecież to była zwykła rozmowa. Na dodatek Alec nie chciał jej wyciągnąć na tę szaloną bibę samej, tylko z Jonem i Drew. Sama Jaclyn była natomiast przepięknie szczera w swoich wypowiedziach. W obecności wszystkich zwierzała się z tego, jak bardzo ciągnie ją do przeskoku. Brawo dziewczyno, to na pewno wzmocni twoją pozycję w sojuszu Missy.
Część druga.
Otóż część druga ssie. Skończyła się przewidywalnie, a i nic wielkiego się po drodze nie wydarzyło.
W zadaniach piłeczki, piłeczki, klocuszki i jeszcze jedne piłeczki. Czasami myślę sobie, że jak mają robić takie czelendże na zasadzie "no macie i odj*bcie się", to może już lepiej w ogóle ich nie pokazywać, tylko wyświetlić gdzieś u dołu ekranu wynik, a zaoszczędzony w ten sposób czas poświęcić na strategię i życie obozowe.
Alec jakoś tam próbował się jeszcze bronić, ale Solejuk, do momentu gdy podeszła do niego Natalie, wykazywał inicjatywę równą zeru. Jedynym objawem jego stresu, który mieliśmy okazję zaobserwować, była jeszcze większa częstotliwość charkania kamerzystom pod nogi. Ciekaw jestem, czy na konfy z nim przychodzą w gumiakach i jakichś specjalnych kalesonach jednorazowego użytku.
Natalie ruszyła swoją rozczochraną i wybrała Jaclyn do rewardu. Pewnie wiedziała, że w innym przypadku, foch byłby wiekuisty. Podobały mi się też jej sarkastyczne uwagi w konfach o Jonie. Aż sobie przypomniałem, że kiedyś ją trochę lubiłem. Właściwie to nawet teraz, gdyby ktoś podpalał mi jaja świeczką i kazał koniecznie wybrać faworyta z tej cudnej siódemeczki, byłaby to właśnie ona - od biedy.
Jednak dalej nie nadążam za jej logiką. Skoro okazuje się, że i tak chce ukręcić łeb Jonowi, to na cholerę było czekać z tym tak długo? Tuż po tym, gdy ubili jej Jeremy'ego, mogła połączyć siły z czteroosobowym jeszcze wtedy sojuszem Solejuków i zrobić soczystą rozpierduchę mając ku temu numerki. Teraz to już raczej musztarda po obiedzie. Nawet jeśli uda jej się ubić Jona, zyska hejt z ławy jurorskiej, bo zdążyła ich wszystkich pozapewniać o swojej lojalności. Wcześniej przeskok byłby bardziej zrozumiały, bo zrobiłaby go tuż po tym, gdy tamci sami odwrócili się od niej i jej twinnie Jeremy'ego.
Ostatecznie, Natalie, nie wiedząc co zrobić, zrobiła najgorsze co mogła. Cudnie. Teraz, eliminując Aleca, nie osiągnęła praktycznie niczego oprócz gównoburzy, która pewnie nastąpi w odcinku kolejnym, bo tamci potraktują niegłosowanie zgodnie z umową jako zdradę. Zostawiła sobie Solejuka, ale co z tego? Sami zbyt wiele nie osiągną. Jest jeszcze Baylor, ale tej bym do końca nie ufał. Poza tym, miała jakieś tam strategiczno-erotyczne plany z Alec'iem, więc pewnie złorzeczy teraz na swoją Survivor Sister za to, że ubiła jej amanta.
Skoro Natalie akurat-teraz-ale-że-koniecznie-teraz wzięła sraczka na big muwy, a Jon wygrał immunitet, to lepiej zrobiłaby już, gdyby wraz z Baylor, Solejukiem i Alec'iem dała w łeb Jaclyn. To rzeczywiście było do zrealizowania, a mocno osłabiłoby Jona. Poprawiłoby też perspektywy Natalie na przyszłość, bo jeśli jako następny odpadnie Solejuk, ona zostanie w F5 z dwoma parami. Wtedy, o ile finał będzie dwuosobowy, będziemy mieli analogiczną sytuację do
Kathy z Markizów. Czyli gorączkowe akrobacje jak nie skończyć na trzecim miejscu. A nawet jeśli finał będzie trzyosobowy, to znaleźć się w nim z parą byłoby trochę słabo. Para najprawdopodobniej zgarnęłaby miliony propsów od jury za sam fakt, że udało im się dotrzeć do finału w grze, w której teoretycznie pary rozbija się jak najszybciej.
Panie i panowie, powitajmy z powrotem w grze Baylor! Kopę lat! No, przynajmniej od przemieszania plemion. Teraz jednak zrobiła się krnąbrna, bo nie dosyć, że przez caaałe dwa dni zataiła przed mamusią fakt, że Natalie znalazła przy niej HII, to jeszcze rozważała blindside Jona bez jej błogosławieństwa. Szaleństwo. Ale mam jakieś takie nieodparte wrażenie, że ch*j z tego wyniknie. Pożyjem, zobaczym. Zresztą, co by nie było, to i tak nie będę jej już kibicował. Płacz-nie-płacz, ale NIE. Za bardzo mnie ze swoją mamuńcią irytują. Jak mawia Prezes Wszystkich Prezesów, w polityce nie ma przebacz.
W kontekście tego, że w F6 mamy kogoś tak żenującego jak Solejuk, szkoda jest mi nawet eliminacji takiego Aleca :D Choć chyba nie powinno, bo sam Alec wydaje się być cały szczęśliwy i uhahany. Jak się dowiedzieliśmy, jego podstawowym celem było nie zwycięstwo lecz pobicie Drew

Gosh, co za sezon...
Na sam koniec, wk**wił mnie Jeff. Sprowokował Jona do opowiedzena historii o umierającym ojcu specjalnie po to, żeby za chwilę jarać się tym w kontekście gry i strzelić komuś-tam pytaniem, czy uważa, że taka historia pomoże czy zaszkodzi Jonowi w grze. No lllludzie. Mamy chyba jakieś granice taktu, wstydu i kultury? Czy nie mamy...? :(