: 13 lut 2013, 12:07
I już po 4 sezonie. Muszę powiedzieć, że tak ogólnie to mi się średnio podobał. Chyba wszystko wynika z tego, że imo cast był średnio udany. Nie było w sumie nikogo kto wzbudził by moją wielką sympatię i mógłbym go uznac za swojego faworyta. No i ten cały twist o umieszczeniu w domu 5 ekschłopaków/dziewczyn wcześniej wpuszczonej do domu 8 średnio udany i uważam, że przez to ten sezon ucierpiał bo skupili się na znalezieniu byłych a nie na tym by te osoby były ciekawe.
Jun - jedna z dwóch floaterów obecnych w grze i podobnie jak druga znalazła się w finale. Z dwojga złego cieszę się, że to ona wygrała a nie Alison, bo była dla mnie bardziej znośna i sympatyczniejsza niż ona. Można się było z niej pośmiać, z tego jak się spasła jak krowa przez to ponad 80 dni. Jak na Azjatkę przystało była przebiegła, cwana i niegłupia. Dryfowała między sojuszami i wraz ze zmieniającą się władzą w domu. Dodatkowo założyła ukryty sojusz ze swoim eks. Zagrała czyściej niż Alison, nie wykorzystywała kobiecości do tego by zajść dalej i nie zachowywała się jak bitch i to przeważywało iż to ona a nie Alison wygrała.
Alison - nie lubiłem jej strasznie. Była okropna. Takie paskudne dziewczę co to miało wszystko co chciało. Podobnie do Jun była floaterem. Umiejętnie zmieniała strony i przechodziła na stronę osób trzymających władzę. "Trzymała" prawie z każdym. Będąc z X obgadywała Y, będąc z Y obgadywała X. Aż się dziwię, że przez tak długi czas jej się to udawało i nikt nie doszedł do tego, że ich wszystkich robi w bambuko i mówi każdemu to samo byle tylko dojść jak najdalej.
Robert - zaszedł tak daleko tylko dlatego, że był najmniejszym zagrożeniem spośród członków Dream Teamu czy też 3 Stooges. Nie zachwycił niczym. Aż dziw brało, że wygrał wiekszość American Choice (o ile nie wszystkie).
Erika - była raczej taka bezbarwna, ale w gronie tej bylejakości i bidy z nędzą, można było jej jeszcze jakoś kibicować i polubić. Dwukrotnie była na wylocie, dwukrotnie miała odpaść i dwukrotnie zdołała zostać. Gdyby doszła do finału to uważam, że by go wygrała. Problemy mogłaby mieć jedynie z Robertem, ale zarówno z Jun jak i Alison powinna wygrać.
Jee - członek Dream Teamu, głupi nie był. Miał potajemny sojusz z Jun. Wiedział, że prędzej czy później będzie musiał go zakończyć. Jun była pierwsza. Jego sposób mówienie był denerwujący i aż mi się chciało spać., od tego.
Jack - najstarszy z całego castu. Były agent FBI i jak na osobę z taką przeszłością tak też grał. Taki cichociemny, niepozorny dziadek. Myślał i wiedział co się dzieję, potrafił przewidzieć pewne wydarzenia, miał dobrą intuicję. Trzymał z Eriką i obok niej był moim ulubionym graczem z tego sezonu. Doskonale rozumiał o co w tej grze chodzi.
Justin - kolejny dreamteamowiec. Nie lubiłem tego całego tworu i jego również, kto wie czy nie najbardziej. Irytował mnie i chciałem by odpadł jak najszybciej. Na pewno był mózgiem tego całego ich tworu.
Nathan - taki sobie piękniś, co to dał się złapać na uroki Alison i zrobić jak dziecko. Użył na niej PoV i to go zgubiło. Szybko się od niego odwróciła i miała go praktycznie w dupie a ten i tak na nią zagłosował w finale.
Dana - Troll-man, taki babochłop, twardy charakter, trochę za twardy jak na taką grę. Za bardzo się wychylała i przez to poleciała. Odwróciła się od sojuszu przeciwko eksom i się z nimi zbratała. Niby miała wtedy numbers, ale akurat w BB to numbers aż tak istotne nie jest i może się sytuacja szybko odwrócić.
David - taki cwaniaczek trochę, robiła za klauna i żartownisia. Puknął w pierwszym tygodniu Amandę i tyle z niego
Michelle - blond lala, niedojrzała. Nie nadawała się do tej gry, pozwoiliła się nominować jako pawn, pewna tego że zostanie, ale jak to często bywa właśnie takie osoby odpadają.
Amanda - była krótko, niczym szczególnym w grze się nie wykazała. Jedyne z czego zasłynęła to z seksu z Davidem.
Scott - niezrównoważony emocjonalnie koleś. Wytrzymał raptem parę dni i zaczeło mu odbijać. Najpierw się kłocił ze swoje eks Amandą i jej nienawidził a po 1 czy 2 dniach by chciał do niej wracać. Jako, że był ich nadmiar to jego ewakuacja była producentom chyba na rekę.
Jun - jedna z dwóch floaterów obecnych w grze i podobnie jak druga znalazła się w finale. Z dwojga złego cieszę się, że to ona wygrała a nie Alison, bo była dla mnie bardziej znośna i sympatyczniejsza niż ona. Można się było z niej pośmiać, z tego jak się spasła jak krowa przez to ponad 80 dni. Jak na Azjatkę przystało była przebiegła, cwana i niegłupia. Dryfowała między sojuszami i wraz ze zmieniającą się władzą w domu. Dodatkowo założyła ukryty sojusz ze swoim eks. Zagrała czyściej niż Alison, nie wykorzystywała kobiecości do tego by zajść dalej i nie zachowywała się jak bitch i to przeważywało iż to ona a nie Alison wygrała.
Alison - nie lubiłem jej strasznie. Była okropna. Takie paskudne dziewczę co to miało wszystko co chciało. Podobnie do Jun była floaterem. Umiejętnie zmieniała strony i przechodziła na stronę osób trzymających władzę. "Trzymała" prawie z każdym. Będąc z X obgadywała Y, będąc z Y obgadywała X. Aż się dziwię, że przez tak długi czas jej się to udawało i nikt nie doszedł do tego, że ich wszystkich robi w bambuko i mówi każdemu to samo byle tylko dojść jak najdalej.
Robert - zaszedł tak daleko tylko dlatego, że był najmniejszym zagrożeniem spośród członków Dream Teamu czy też 3 Stooges. Nie zachwycił niczym. Aż dziw brało, że wygrał wiekszość American Choice (o ile nie wszystkie).
Erika - była raczej taka bezbarwna, ale w gronie tej bylejakości i bidy z nędzą, można było jej jeszcze jakoś kibicować i polubić. Dwukrotnie była na wylocie, dwukrotnie miała odpaść i dwukrotnie zdołała zostać. Gdyby doszła do finału to uważam, że by go wygrała. Problemy mogłaby mieć jedynie z Robertem, ale zarówno z Jun jak i Alison powinna wygrać.
Jee - członek Dream Teamu, głupi nie był. Miał potajemny sojusz z Jun. Wiedział, że prędzej czy później będzie musiał go zakończyć. Jun była pierwsza. Jego sposób mówienie był denerwujący i aż mi się chciało spać., od tego.
Jack - najstarszy z całego castu. Były agent FBI i jak na osobę z taką przeszłością tak też grał. Taki cichociemny, niepozorny dziadek. Myślał i wiedział co się dzieję, potrafił przewidzieć pewne wydarzenia, miał dobrą intuicję. Trzymał z Eriką i obok niej był moim ulubionym graczem z tego sezonu. Doskonale rozumiał o co w tej grze chodzi.
Justin - kolejny dreamteamowiec. Nie lubiłem tego całego tworu i jego również, kto wie czy nie najbardziej. Irytował mnie i chciałem by odpadł jak najszybciej. Na pewno był mózgiem tego całego ich tworu.
Nathan - taki sobie piękniś, co to dał się złapać na uroki Alison i zrobić jak dziecko. Użył na niej PoV i to go zgubiło. Szybko się od niego odwróciła i miała go praktycznie w dupie a ten i tak na nią zagłosował w finale.
Dana - Troll-man, taki babochłop, twardy charakter, trochę za twardy jak na taką grę. Za bardzo się wychylała i przez to poleciała. Odwróciła się od sojuszu przeciwko eksom i się z nimi zbratała. Niby miała wtedy numbers, ale akurat w BB to numbers aż tak istotne nie jest i może się sytuacja szybko odwrócić.
David - taki cwaniaczek trochę, robiła za klauna i żartownisia. Puknął w pierwszym tygodniu Amandę i tyle z niego
Michelle - blond lala, niedojrzała. Nie nadawała się do tej gry, pozwoiliła się nominować jako pawn, pewna tego że zostanie, ale jak to często bywa właśnie takie osoby odpadają.
Amanda - była krótko, niczym szczególnym w grze się nie wykazała. Jedyne z czego zasłynęła to z seksu z Davidem.
Scott - niezrównoważony emocjonalnie koleś. Wytrzymał raptem parę dni i zaczeło mu odbijać. Najpierw się kłocił ze swoje eks Amandą i jej nienawidził a po 1 czy 2 dniach by chciał do niej wracać. Jako, że był ich nadmiar to jego ewakuacja była producentom chyba na rekę.