: 25 mar 2013, 22:29
I już po 6 sezonie. Wiele słyszałem o tym, że to jeden z lepszych (o ile nie najlepszy) sezon w całej historii BB i taki też moim zdaniem był. Zdecydowanie bił na głowę wszystkie inne które do tej pory widziałem, czyli 2, 3, 4, 5 i 14. Pierwszy plus to nowy dom Wreszcie dużo nowocześniejszy, dwupiętrowy. HoH miał oprócz sypialni także prywatną łazienkę. Od razu widać, że ktoś ma jakąś władzę a nie jakiś tam zwykły pokoik jak w tych sezonach poprzedzających.
Motyw przewodni sezonu, czyli "Summer of secrets" całkiem spoko. Umieszczenie w domu siedmiu "par", którzy początkowo myśleli, że są jedynymi? Tragedii nie było. Dobrze, że to wszystko się wydało i ogłoszono ten twist, że jeśli dojdą we dwójkę do finału to wzrasta wygrana. Dzięki temu m.in. to się potoczyło tak a nie inaczej i próbowano rozbijać pary przy okazji działając w tych dwóch przeciwstawnych obozach, które dosyć szybko się utworzyły i zwalczały się wzajemnie jak tylko mogły.
W wyniku tego, że te podziały w domu były tak duże i oczywiste oraz to, że władza praktycznie z tygodnia na tydzień przechodziła z rąk jednego obozu do drugiego to ten sezon był tak dobry jak był.
Co do uczestników to myślę, że generalnie był to jeden z ciekawszych castów do tej pory. Niestety skończyło się wszystko dla mnie niepomyślnie, bo oprócz początku, gdzie wkurzał mnie jedynie Eric a reszta z sojuszu Friendship była mi obojętna, z biegiem czasu zaczęli mnie spośród nich denerwować wszyscy bez wyjątku. Na pewno nie bez znaczenia było to, że po prostu zdecydowanie bardziej polubiłem tą przeciwną grupę w postaci Kaysara, Janelle, Rachel i Howie'ego.
Przechodząc do poszczególnych uczestników:
Maggie - nie przepadałem za nią. Doceniam to, że zagrała lepiej niż jej finałowa rywalka. Przede wszystkim była mniej jak to oni mówią "vocal". Nie wdawała się raczej w kłótnie w domu. Trzymała język za zębami. Potrafiła się w tym sojuszu Friendship dobrze ustawić. W sumie większość ją tam by chciała z nich pod sam koniec wziąć do finału ze sobą. Na dobre jej wyszło, że jej partner z gry odpadł dość szybko. Umiejętnie potrafiła zjednać ze sobą we wspólnym celu grupę jego "wyznawców" i fanatyków i zrobić z siebie dosłownie i w przenośni jego klona, szykując zemstę na ludziach, którzy pogrążyli jego i łażąc po domu w jego ubraniach. Raz była HoH i później myślę, że w dużej mierze celowo tego unikała, by nie za bardzo ubrudzić sobie rąk. Nie to ona wykonywała ruch, choć w dużej mierze to ona tam rozdawała karty.
Ivette - była mocno irytująca, narwana. Widać, że to latynoska i miała gorącą krew. Chciało mi się już rzygać od tego jej całego gadania i powtarzania ksywki Erica. Praktycznie w każdej sytuacji było, że Cappy coś tam, Cappy tamto, Cappy sramto. Miała jakąś obsesję. Jak dla mnie jedyny wkład jej w tą grę to wymyślenie tego ciasta czy czegoś tam z chleba w czasie, gdy byli na PB&J oraz tej ślizgawki wodnej Znalazła się w sojuszu, który w sumie zawsze miał większość, wygrała ostatnie PoV i ostatnie zadanie o HoH. Wcześniejszego HoH nie liczę, bo podarowała jej je Maggie, która ewidentnie nie chciała sobie brudzić rąk. Wgl dla mnie to ona jest jeden wielki chodzący paradoks. Lesbijka co to jest zdaje się chrześcijanką i to nawet taką dość gorliwą ^^ Bardzo interesująca kombinacja. No i jeszcze powinna z tego względu mieć dużo więcej tolerancji niż inni dla innych, nie tylko dla homoseksualnych ale również dla wyznawców innych religii.
Janelle - była w obozie, któremu kibicowałem, bo przeciwnego nie znosiłem. Co do niej to spodziewałem się w sumie czegoś innego z jej strony. Nie mam jej po tym sezonie za jakąś świetną zawodniczkę. Nic do niej nie miałem, ale była dla mnie trochę zbyt słodką idiotką mimo wszystko. Jej 3 miejsce to żaden efekt jej świetnej gry strategicznej czy innej, ale tego, że a to były inne priorytety i zostawała, albo wygrywała Veto czy HoH. Na pewno jednak jeden z ciekawszych momentów w grze to okres panowania Jennifer i te jej pojazdy po nich wszystkich, walka z Beau i potem wygranie przez nią HoH.
April - miała swój tydzień chwały i w sumie tyle z niej. Była w tym sojuszu Friendship. Irytowała tak samo jak pozostali. Serio nie rozumiem tych jej narzekań na to, że żadno z nich nie wygrywało American Choice. Co zrobić, ale byli okropni ;3 Wcale nie tacy honest i dobrzy za jakich się wszyscy tam uważali.
Howie - przykro to mówić, ale to był najgłupszy z członków obozu, który lubiłem. Mówił cały czas, że gra strategicznie, ale to przez niego się wszystko potoczyło tak, że to Friendship na sam koniec było górą. Głupi, głupi, głupi. Dał się zrobić Maggie jak dziecko. Nie wiem czemu nominował wtedy Jamesa i Sarah. Ale ogólnie go lubię nawet. Taki trochę głupkowaty, zabawny koleś po 30 zachowujący się jak na swój wiek niedojrzale. Jego wrzuty na April były przednie ;3
Beau - tak jak i April był tam panem jednego tygodnia. Członek Friendship. Kolejny do kolekcji gej z BB. Ogólnie to nic tam nie zrobił praktycznie.
James - król Veta, potrafił się wybronić przez długi czas. Nie doceniam jednak tego typu gry. Dla mnie wygrywanie Veta czy HoH to żadna sztuka. Wiadomo, że czasem trzeba, ale poleganie w sumie tylko na tym to za mało dla mnie by go uznać za jednego z lepszych graczy.
Rachel - ogólnie to była okej. Może oprócz początku, gdzie jeszcze nie bardzo wiedziała po której stronie stanąć i wydając Michaela u Erica, że coś tam mówił o jego rodzinie. Potem przez to, że Howie był znacznie bliżej z tamtym teamem zdecydowała się do nich przyłączyć i wówczas zyskała moją sympatię. Lepszy gracz niż Howie, więc nie dziwne, że to ona poleciała a nie on. Ale czachy to też waliła nieziemskie momentami xD
Jennifer - ależ mnie wkurwiła jak tak oszukała Kaysara. Ale chociaż radość po tym jak zaraz po nim odpadła była większa xD Mimo wszystko to był dla niej zły ruch. Lepszy dla większości z członków Friendship, ale nie dla niej. Trzeba jednak powiedzieć, że posunięcie samo w sobie zaskakujące i niespodziewane raczej.
Kaysar - mój faworyt. Jak mi go szkoda było jak odpadł za pierwszym razem. Cieszyłem się bardzo z jego powrotu a tu zaraz za tydzień poleciał znowu ;c Dla mnie to najmądrzejszy z graczy tego sezonu. Podobało mi się też to, że nie bał się ruchów ryzykowanych i jak został HoH to chciał zrobić coś, co wstrząśnie domem i najbardziej zamiesza W sumie to on podzielił cały dom na te dwa obozy przeciwstawne. Idealnie rozszyfrował partnerów w domu i dzięki temu, że został sam bez pary z Janelle postanowił stworzyć sojusz składający się z "par" w postaci niego, Janelle, Howie'ego, Rachel, Jamesa i Sarah. Ogólnie to bardzo ciekawa postać z niego. Mocno go polubiłem.
Sarah - jako gracz była słabiutka. Padła ofiarą swojego chłopaka (w sensie, że dostała rykoszetem), bo to on był ich pierwszorzędnym celem, ale potrafił się ostatecznie obronić, więc musieli pozbyć się jego głosu.
Eric - taki troll mały. Nie znosiłem go. Był beznadziejny. Rządził się i panoszył. Cieszyłem się niezmiernie jak odpadł i jeszcze bardziej, jak Ameryka nie zdecydowała się go wrócić do gry
Michael - w sumie nie bardzo miał okazję coś pokazać. Showmance z Janelle to za mało jak dla mnie by coś o nim dobrego powiedzieć.
Ashlea - też ciężko powiedzieć cokolwiek. Szybko odpadła. Nie zdążyła nic pokazać. Uciekła z sequester house i tym samym pokazała, że za bardzo na grze to jej nie zależało.
Aha i jeszcze tak na koniec. Mimo, że zwycięzca ostatecznie nie po mojej myśli i tak samo nie po myśli Ameryki to chociaż cieszę się, że przy każdej możliwej okazji Amerykanie dawali policzek sojuszowi "przyjaciół" najpierw wracając do gry Kaysara a nie Erica, później dając Janelle rozmowę z Michaelem, którego znała 2 tygodnie a nie Ivette, April czy Maggie; wybierając Janelle by udała się na plan "Dwóch i pół". No i rok później też "nie zapomnieli" o nich i nie wybrali do All-Stars Ivette ;D
Motyw przewodni sezonu, czyli "Summer of secrets" całkiem spoko. Umieszczenie w domu siedmiu "par", którzy początkowo myśleli, że są jedynymi? Tragedii nie było. Dobrze, że to wszystko się wydało i ogłoszono ten twist, że jeśli dojdą we dwójkę do finału to wzrasta wygrana. Dzięki temu m.in. to się potoczyło tak a nie inaczej i próbowano rozbijać pary przy okazji działając w tych dwóch przeciwstawnych obozach, które dosyć szybko się utworzyły i zwalczały się wzajemnie jak tylko mogły.
W wyniku tego, że te podziały w domu były tak duże i oczywiste oraz to, że władza praktycznie z tygodnia na tydzień przechodziła z rąk jednego obozu do drugiego to ten sezon był tak dobry jak był.
Co do uczestników to myślę, że generalnie był to jeden z ciekawszych castów do tej pory. Niestety skończyło się wszystko dla mnie niepomyślnie, bo oprócz początku, gdzie wkurzał mnie jedynie Eric a reszta z sojuszu Friendship była mi obojętna, z biegiem czasu zaczęli mnie spośród nich denerwować wszyscy bez wyjątku. Na pewno nie bez znaczenia było to, że po prostu zdecydowanie bardziej polubiłem tą przeciwną grupę w postaci Kaysara, Janelle, Rachel i Howie'ego.
Przechodząc do poszczególnych uczestników:
Maggie - nie przepadałem za nią. Doceniam to, że zagrała lepiej niż jej finałowa rywalka. Przede wszystkim była mniej jak to oni mówią "vocal". Nie wdawała się raczej w kłótnie w domu. Trzymała język za zębami. Potrafiła się w tym sojuszu Friendship dobrze ustawić. W sumie większość ją tam by chciała z nich pod sam koniec wziąć do finału ze sobą. Na dobre jej wyszło, że jej partner z gry odpadł dość szybko. Umiejętnie potrafiła zjednać ze sobą we wspólnym celu grupę jego "wyznawców" i fanatyków i zrobić z siebie dosłownie i w przenośni jego klona, szykując zemstę na ludziach, którzy pogrążyli jego i łażąc po domu w jego ubraniach. Raz była HoH i później myślę, że w dużej mierze celowo tego unikała, by nie za bardzo ubrudzić sobie rąk. Nie to ona wykonywała ruch, choć w dużej mierze to ona tam rozdawała karty.
Ivette - była mocno irytująca, narwana. Widać, że to latynoska i miała gorącą krew. Chciało mi się już rzygać od tego jej całego gadania i powtarzania ksywki Erica. Praktycznie w każdej sytuacji było, że Cappy coś tam, Cappy tamto, Cappy sramto. Miała jakąś obsesję. Jak dla mnie jedyny wkład jej w tą grę to wymyślenie tego ciasta czy czegoś tam z chleba w czasie, gdy byli na PB&J oraz tej ślizgawki wodnej Znalazła się w sojuszu, który w sumie zawsze miał większość, wygrała ostatnie PoV i ostatnie zadanie o HoH. Wcześniejszego HoH nie liczę, bo podarowała jej je Maggie, która ewidentnie nie chciała sobie brudzić rąk. Wgl dla mnie to ona jest jeden wielki chodzący paradoks. Lesbijka co to jest zdaje się chrześcijanką i to nawet taką dość gorliwą ^^ Bardzo interesująca kombinacja. No i jeszcze powinna z tego względu mieć dużo więcej tolerancji niż inni dla innych, nie tylko dla homoseksualnych ale również dla wyznawców innych religii.
Janelle - była w obozie, któremu kibicowałem, bo przeciwnego nie znosiłem. Co do niej to spodziewałem się w sumie czegoś innego z jej strony. Nie mam jej po tym sezonie za jakąś świetną zawodniczkę. Nic do niej nie miałem, ale była dla mnie trochę zbyt słodką idiotką mimo wszystko. Jej 3 miejsce to żaden efekt jej świetnej gry strategicznej czy innej, ale tego, że a to były inne priorytety i zostawała, albo wygrywała Veto czy HoH. Na pewno jednak jeden z ciekawszych momentów w grze to okres panowania Jennifer i te jej pojazdy po nich wszystkich, walka z Beau i potem wygranie przez nią HoH.
April - miała swój tydzień chwały i w sumie tyle z niej. Była w tym sojuszu Friendship. Irytowała tak samo jak pozostali. Serio nie rozumiem tych jej narzekań na to, że żadno z nich nie wygrywało American Choice. Co zrobić, ale byli okropni ;3 Wcale nie tacy honest i dobrzy za jakich się wszyscy tam uważali.
Howie - przykro to mówić, ale to był najgłupszy z członków obozu, który lubiłem. Mówił cały czas, że gra strategicznie, ale to przez niego się wszystko potoczyło tak, że to Friendship na sam koniec było górą. Głupi, głupi, głupi. Dał się zrobić Maggie jak dziecko. Nie wiem czemu nominował wtedy Jamesa i Sarah. Ale ogólnie go lubię nawet. Taki trochę głupkowaty, zabawny koleś po 30 zachowujący się jak na swój wiek niedojrzale. Jego wrzuty na April były przednie ;3
Beau - tak jak i April był tam panem jednego tygodnia. Członek Friendship. Kolejny do kolekcji gej z BB. Ogólnie to nic tam nie zrobił praktycznie.
James - król Veta, potrafił się wybronić przez długi czas. Nie doceniam jednak tego typu gry. Dla mnie wygrywanie Veta czy HoH to żadna sztuka. Wiadomo, że czasem trzeba, ale poleganie w sumie tylko na tym to za mało dla mnie by go uznać za jednego z lepszych graczy.
Rachel - ogólnie to była okej. Może oprócz początku, gdzie jeszcze nie bardzo wiedziała po której stronie stanąć i wydając Michaela u Erica, że coś tam mówił o jego rodzinie. Potem przez to, że Howie był znacznie bliżej z tamtym teamem zdecydowała się do nich przyłączyć i wówczas zyskała moją sympatię. Lepszy gracz niż Howie, więc nie dziwne, że to ona poleciała a nie on. Ale czachy to też waliła nieziemskie momentami xD
Jennifer - ależ mnie wkurwiła jak tak oszukała Kaysara. Ale chociaż radość po tym jak zaraz po nim odpadła była większa xD Mimo wszystko to był dla niej zły ruch. Lepszy dla większości z członków Friendship, ale nie dla niej. Trzeba jednak powiedzieć, że posunięcie samo w sobie zaskakujące i niespodziewane raczej.
Kaysar - mój faworyt. Jak mi go szkoda było jak odpadł za pierwszym razem. Cieszyłem się bardzo z jego powrotu a tu zaraz za tydzień poleciał znowu ;c Dla mnie to najmądrzejszy z graczy tego sezonu. Podobało mi się też to, że nie bał się ruchów ryzykowanych i jak został HoH to chciał zrobić coś, co wstrząśnie domem i najbardziej zamiesza W sumie to on podzielił cały dom na te dwa obozy przeciwstawne. Idealnie rozszyfrował partnerów w domu i dzięki temu, że został sam bez pary z Janelle postanowił stworzyć sojusz składający się z "par" w postaci niego, Janelle, Howie'ego, Rachel, Jamesa i Sarah. Ogólnie to bardzo ciekawa postać z niego. Mocno go polubiłem.
Sarah - jako gracz była słabiutka. Padła ofiarą swojego chłopaka (w sensie, że dostała rykoszetem), bo to on był ich pierwszorzędnym celem, ale potrafił się ostatecznie obronić, więc musieli pozbyć się jego głosu.
Eric - taki troll mały. Nie znosiłem go. Był beznadziejny. Rządził się i panoszył. Cieszyłem się niezmiernie jak odpadł i jeszcze bardziej, jak Ameryka nie zdecydowała się go wrócić do gry
Michael - w sumie nie bardzo miał okazję coś pokazać. Showmance z Janelle to za mało jak dla mnie by coś o nim dobrego powiedzieć.
Ashlea - też ciężko powiedzieć cokolwiek. Szybko odpadła. Nie zdążyła nic pokazać. Uciekła z sequester house i tym samym pokazała, że za bardzo na grze to jej nie zależało.
Aha i jeszcze tak na koniec. Mimo, że zwycięzca ostatecznie nie po mojej myśli i tak samo nie po myśli Ameryki to chociaż cieszę się, że przy każdej możliwej okazji Amerykanie dawali policzek sojuszowi "przyjaciół" najpierw wracając do gry Kaysara a nie Erica, później dając Janelle rozmowę z Michaelem, którego znała 2 tygodnie a nie Ivette, April czy Maggie; wybierając Janelle by udała się na plan "Dwóch i pół". No i rok później też "nie zapomnieli" o nich i nie wybrali do All-Stars Ivette ;D