Kanada Drei wyszła lepsza od Zwaja, ale wciąż trochę marniawo w porównaniu do pierwszych sezonów US, które śledzę jakoś tam w swoim zabójczym tempie równolegle. Dalej nie mogę się oswoić z tą taką różową debilnością, z jaką oni wszyscy reagują tutaj na cokolwiek. Mam wrażenie, że ich reakcja byłaby taka sama, a więc skakanie, piszczenie, wiwatowanie i machanie rąsiami, bez względu na to, czy Arisa powiedziałaby im, że dzisiaj nikt nie odpada, czy że w Kanadzie właśnie była seria zamachów terrorystycznych i wszyscy członkowie ich rodzin leżą pod jakimiś gruzami zamienieni w krwawą miazgę. Pewnie jakiś Mietek z produkcji ćwiczył ich przez głośnik i kazał im się tak machać i skakać, bo nie wierzę, że można być takim debilem samemu z siebie, no ale kurwa, jak to wygląda

Nie do porównania na przykład z BB US 6, które teraz męczę.
Aspekt gejmplejersko-twistowy był jednak na tyle atrakcyjny, że jakoś wytrzymałem, przewijając już tylko takie naprawdę rakotwórcze momenty, typu #hułontstusimajejczołejczrum, czy przytulasy po ceremoniach nominacji. Zawsze mnie intryguje, na ch^j przytulają się wtedy nawet osoby, które nie miały nic wspólnego z tą wzniosłą ceremonią, w sensie nie są ani HoH, ani vetującymi, ani nominowanymi, ani innymi wybrańcami szczęścia. Przewidziane są wtedy jakieś kary za niesklejenie miśka, nie wiem, publiczne jedzenie slopu prosto z pyska Marshy The Moose? Może ktoś dobry podpowie, bo trochę się biedulek pogubiłem.
Wyróżnię za to czelendże. To znaczy ok, dalej większość z nich przyprawia o wzdęcia, jak kazali im się przebierać za jakieś kurczaki, zające, czy inne ścierwa i jeszcze houseguests robili przy tym miny do kamery jakby jakiś kosmita wyssał im mózgi. No ale było też kilka perełek, jak na przykład zadanie z tymi torturami, w których zakuwali ich w dyby, kładli na wirującym łożu, imitowali stos, itp. Fajny klimacik, nawet potem obejrzałem je jeszcze raz, co nigdy mi się w czelendżach nie zdarza. Podobały mi się też te wanny wypełnione wodą i robalami
*Sarah – nie życzyłem jej śmierci, co jak na ten sezon, jest już samo w sobie sporym plusem. Jej gra była całkiem ok, choć miała przy okazji całą tonę szczęścia. Gdyby nie twisty z podwójnym vetem i triple eviction, gdzie w obu przypadkach wygrała akurat jej psiapsia, to pewnie żarłaby gruz dość szybko, psiapsia zresztą też. Zastanawia mnie też, co sobie pomyślał jej facet, kiedy wsuwając kolację z teściami zobaczył nagle w TV, że jego luba na oczach milionów widzów idzie w ślinę z tym małym lesbiątkiem
*Godfrey – przez większość sezonu zachowywał się, jakby właśnie spadł z drzewa i jeszcze krzywo wylądował, no ale z czasem zobaczyłem w tej jego marności jakąś metodę. Mimo wszystko nie kibicowałem mu w finale, bo anderderejdar nie jest moją ulubioną strategią. Ogólnie żal jaja skręca z tego, że z braku laku promowali tę jego vetową przemowę do Zacha jako dramę sezonu. Pewnie wspólnie ćwiczyli to w kiblu przed lustrem, bo jeszcze w jej trakcie panowie uśmiechali się do siebie z minami pod tytułem "ale fajowo zagrane". No niestety, dziś w reality prawdziwych Cyganów i prawdziwych dram już nie ma.
*Ashleigh – najpiękniejsza buźka wszystkich trzech sezonów <3 Do tego już sam jej głos ogrzewał mi serce i krocze. Mocno jej kibicowałem pod sam koniec, no ale trzeba powiedzieć, że strateg z niej jak z Pudziana baletnica. Cenię ją tylko za wygranie trzech ostatnich POV, cała jej wcześniejsza gra była pod Zacha i aż się obawiałem, czy w przypływie feromonów nie zavetuje jego zamiast siebie, a sama wyjdzie szykować im na zewnątrz wspólne gniazdko i wstawiać ogórkową na jego powitanie.
*Brittnee – na początku wyglądała mi na strategicznego przychlasta, ale z czasem zacząłem ją lubić. Na etapie F4 była zdecydowanie najlepszym graczem: to ona powygrywała wszystkie najważniejsze czelendże, a i dobrym ruchem było na przykład trzaśnięcie Willow w ten tępy puzon, bo tylko patrzeć a Sarah by jej się puściła w tamtym kierunku.
*Pili – dobry Jezu a nasz panie, co to była za sraka?

Największe łejstofspejs wszystkich trzech sezonów razem wziętych, a i nie jestem pewien, czy nie wszystkich reality, które widziałem. Takie to puste, że aż jak siedziała w pokoju zwierzeń, to miałem wrażenie, że widzę w jej oczach tylną ścianę pomieszczenia. Aż mi się chciało płakać, że Sindy, Bruno i w ogóle wszyscy siedzą już w jury, a taki gówniak jeszcze tam sobie pomyka i zajmie wyższe miejsce. Jak ślizgali się po tych mokrych torach w jej ostatnim POV, modliłem się, żeby za mocno się odbiła, przebiła łbem ogrodzenie, wleciała do studia, trafiła Arisę w kolana, pociągnęła ją ze sobą i razem poleciały z hukiem w tą rozwydrzoną publikę. Bardziej w BB hejciłem już chyba tylko Gary'ego i Mar-cwellasa.
*Zach – na początku mnie wnerwiał za samą facjatę, bo miałem wrażenie, że wciera w nią jakieś dziwne fluidy i w ogóle gdyby nagle od nadmiaru tych kolorowych światełek jebnął im prąd, to świeciłby tam w ciemności, pomagając wszystkim po kolei dojść do łóżka. Jednak z czasem się do niego przekonałem, bo na pewnym etapie był tam jednym z nielicznych, który coś pogrywał. Tylko strzelił sobie w stopę z wykiwaniem Jordana, tutaj się zgodzę.
*Bruno – w sumie mój główniasty faworyt tego sezonu. Jeden z silniejszych strategów i jedna z nielicznych w pełni normalnych person w tym grajdołku. Oglądało się go jak człowieka, a nie jakiegoś Sima. Szkoda, że twist ustawiony pod Sarę i Brittnee wypruł mu flaki.
*Willow – łejsofspejs 2.0. Zero ruchów, zero jakichś trwalszych sojuszy, w ogóle zero wszystkiego. Chyba jedynym osiągnięciem było wepchnięcie ozora do ust zajętej dziewczyny. Zdaje się, że to całe triple eviction powstało między innymi po to, żeby trochę tam odkaraluszyć z takich graczy, więc szkoda, że nie pochłonęło przy okazji Pili.
*Kevin – niby nieźle kombinował, ale mnie po prostu męczy oglądanie takich osób. Przypominał mi Arlie'go z drugiego sezonu: ta sama sztuczność i takie samo telepanie się przy każdej wypowiedzi, jakby ktoś wrzucił mu suszarkę do wanny. Słowem, uosobienie tego, co mi przeszkadza w BBCan. Jak tak gestykulował w pokoju zwierzeń, to miałem wrażenie, że któregoś razu machnie tą łapą za mocno, piźnie się w łeb i przekoziołkuje do tyłu razem z tym ich śmiesznym fotelikiem.
*Bobby – na początku myślałem, że będzie miał zadatki na dobrego gracza, no ale potem coś się zesrało. Siedział sobie jak taka dźbora i zdawał się na chłopaków, kozacząc tylko tym nieistniejącym vetem
*Sindy – moja druga faworytka tego sezonu. Jak zawsze hejcę twisty z powrotami, tak tutaj się nie obraziłem. Zgadzam się z przedmówcami, że całą tę swoją drogę przez mękę zawdzięczała jakiemuś tam durnemu wrażeniu, które ludzie sobie o niej z dupy wyrobili. No ale to ciągłe gadanie o "S" było mimo wszystko trochę wkurwiające. Gdybym był z nią w Survivor, to chyba strzeliłbym trolka i specjalnie napisał ją przez "C", a potem delektował się widząc jak dostaje z tego powodu torsji i skacze do ogniska
*Jordan – nie przypuszczałbym, że go polubię, a jednak. Taka trochę lepsza wersja Petera, którego chciałem podpalić przez całe BBCan1. Udowodnił, że można przegrywać z jakąś tam klasą, a nie z hejtem, pluciem żółcią i ogólnie z chujnią na czole.
*Johnny – gdybym był w tej ich pięknej chałupce, to chyba nie wytrzymałbym i przyłożył mu pysk do skwierczącego oleju pod kotlety ze slopu. Nikt nic złego do niego nie mówił, ale oczywiście trzeba strzelać z pizdy, że jest bullowany i próbować jechać na jakiejś tam litości. Trzymałem kciuki, żeby szybko wypuścił ten jakiś sznur w konkurencji first five i jeszcze spadając połamał sobie nogi.
*Graig – jprdl, skąd to się wyrwało? Z krainy Johto? Bo to chyba pokemony umiały mówić wyłącznie swoje imię/ksywę. Czułem, że jeśli jeszcze raz usłyszę to jego dzindzia-pindzia, to pęknie mi czaszka i mózg wypłynie mi na klawiaturę, przyciskając klawisze ENOUGH.
*Naeha – coś mi się zdaje, że Neda za bardzo nakozaczyła w poprzednim sezonie i teraz ludzie na wszelki wypadek postanowili przyjąć antyimigrancką postawę. Zapisać pod hasłem "nie zaszkodzi"
*Risha – fiu fiu. W tym przypadku, podobnie jak Brad Culpepper i nasz forumowy Dżeku, zostanę amatorem żyraf. Jak rozkokosiła te swoje balony w jacuzzi, to tak nabrzmiały, że jeszcze mała chwila, a pękłyby z trzaskiem, wypełniając im bąbelki krwią, silikonem i inną bradziagą.