W poście 1 macie całą 16. - uprzedzając pytania kolejność losowa. Sugestie? Pytania?
Epizod 3
Układy damsko-męskie
Tafiti, dzień 7
Po wczorajszej eliminacji obóz Tafiti wrócił do swojego wcześniejszego życia. Poza odejściem Tanyi wszystko inne wydawało się być niezmienne. Brandon rozpalał ogień, Ester siedziała na piasku łapiąc promienie słońca, zaś Ben spoglądał na kobietę nieprzychylnym wzrokiem. W obozie brakowało jedynie Xaviera i Kirby, ale jakoś nikt się tym nie przejmował, tym bardziej, że zbliżała się pora śniadania. Jedynie October próbowała odnaleźć wzrokiem spacerujących po piaszczystym wybrzeżu przyjaciół. W myślach próbowała nakreślić jakiś plan działania. Pierwotnie myślała o sojuszu kobiet przeciwko mężczyzną. Jednak Ester i Kirby jako niezbyt silne dziewczyny nie mogłyby zapewniać Tafiti zwycięstw w konkursach.
- Mamy ogień - ogłosił tryumfalnie Brandon, spoglądając na szary dym, który powoli unosił się znad paleniska.
- To ja pójdę po wodę - oznajmiła nagle October, spoglądając znacząco na Chewiego.
Mężczyzna leniwie podniósł się z miejsca i ruszył za nią. Niespecjalnie miał ochotę na wycieczkę do dżungli, ale pchała go ciekawość.
BRANDON (37)
W Tafiti wszystko działa jak należy. Wczoraj pozbyliśmy się Tanyi, teraz w planie jest Ester, a jeżeli znowu przegramy to będziemy wybierać pomiędzy October, a Kirby.
OCTOBER (23)
Wiem o tym, że panowie trzymają się razem. Za moment ja i Kirby będziemy miały kłopoty. Dlatego muszę temu jakoś zapobiec.
Gdy Xavier skończył mówić Kirby głośno się roześmiała, przykuwając tym samym spojrzenia będących w pobliżu szałasu współplemienników. Xavier i Kirby lubili spędzać czas ze sobą i wszyscy na wyspie o tym wiedzieli. Większości to nie przeszkadzało, bo plemię powinno się lubić, ufać sobie i co ważniejsze być ze sobą jednoczone. Jednak były osoby, które uważały, że sympatia, zaufanie i zjednoczenie nie powinno przekraczać pewnych granic w grze. Ester od dłuższej chwili spoglądała na "parę", aż w końcu zwróciła się do siedzącego obok niej Bena:
- Zakochana para - zakpiła. - Zauważyłeś, że spędzają ze sobą bardzo dużo czasu? Myślisz, że coś knują?
Ben jedynie wzruszył ramionami.
KIRBY (21)
Bardzo lubię Xaviera. Mamy podobne poczucie humoru, bardzo dobrze się rozumiemy i nigdy nie nudzę się w jego towarzystwie. Chyba mogę powiedzieć, że jest w moim typie.
ESTER(56)
Cieszę się, że Kirby i Xavier tak dobrze się dogadują. To romantyczne... Wiecie... Poznać się na bezludnej wyspie. Oczywiście nie licząc ekipy survivalowej, a więc prawie bezludnej. No właśnie. Nie można zapominać, ze gramy o milion i taka para stanowi duże zagrożenie.
W międzyczasie October i Chewie dotarli do wodospadu, który był swego rodzaju punktem transakcji i wszelkiego rodzaju umów. Dziewczyna zaczęła napełniać garnek z wodą, zaś chłopak usiadł obok niej i bacznie przyglądał się czynności.
- Nie podoba mi się to, co dzieje się w naszym plemieniu - zaczęła zdecydowanym głosem October. - Wczoraj mówiłeś, że musimy sobie ufać. Skoro tak, to ja chcę zaufać tobie. Co powiesz na sojusz ze mną i Kirby? Z trzema głosami i głosem Ester moglibyśmy pozbyć się Bena. Nie musisz decydować się teraz, ale poważnie się zastanów z kim chcesz trzymać.
Chewie przez moment milczał jak skała, jakby analizując całą sytuację.
- Zgoda - odparł. - Ty, ja i Kirby trzymamy sztamę.
- Serio? - zapytała nie dowierzając.
- Jasne.
- Dzięki - westchnęła October, przytulając chłopaka.
CHEWIE (27)
Na układ z October zgodziłem się wyłącznie ze względu na strategię. Według planu następna ma odejść Ester. Wtedy zostanie czterech facetów oraz dwie dziewczyny. Wiem, że Xavier jest blisko z Kirby i jeżeli przeskoczyłby na stronę kobiet mielibyśmy remis. Dlatego na wszelki wypadek, gdyby przyszło mu do głowy porzucenie mnie, Bena i Brandona, ja będę już trzymał z dziewczynami i wtedy do odstrzału będą Brandon i Ben.
Motu, dzień 7
Motu przywitał chłodny poranek. W zasadzie do chłodu przyzwyczaili się już wszyscy. Zimno, które nadchodziło wraz z nastaniem nocy odchodziło, kiedy tylko zza chmur wyłaniało się słońce. Grace wstała wcześniej niż zwykle. Bezszelestnie opuściła szałas. Raz jeszcze tylko spojrzała na śpiących w środku współplemienników, po czym ruszyła wzdłuż plaży. Szła wolno, rozglądając się to w stronę obozowiska, to na dżunglę. Miała zamiar tak spacerować dopóki nie znajdzie jakiejkolwiek wskazówki, oznaczenia, czegokolwiek, co wskazywałoby na kryjówkę immunitetu.
GRACE (50)
Tanya zdradziła mi wskazówkę do ukrytego immunitetu. Obdarzyła mnie wielkim zaufaniem i nie chcę jej zawieść. Muszę go znaleźć, ale na razie wiem, tyle że nie jest on w obozie.
W międzyczasie Motu zaczęło budzić się do życia. Jason i Becca poszli po wodę, gdy pozostała czwórka zajęła się przygotowaniem śniadania. Rudy rozpalił ogień, zaś kobiety przyniosły owoce, które rosły nieopodal obozowiska. Na patelnię poszło to, co zwykle: ryż oraz kokos.
- Widzieliście Grace? - spytał zdziwiony jej nieobecnością Nick.
Janet jedynie pokręciła głową.
- Rano jej już nie było - odparł Rudy, nakładając na prowizoryczne talerze z liści porcje.
- Macie czym się przejmować - prychnęła Zandra. - Ta kobieta żyje w swoim świecie.
NICK (36)
Grace jest dziwna. Czasami zachowuje się, jakby na siłę chciała być częścią plemienia. I wtedy biega za każdym, opowiada jakieś historie ze swojego życia, we wszystkim chce uczestniczyć, a innym razem ma dni takie jak ten: bez słowa znika i pojawia się po kilku godzinach.
Po bezowocnej wędrówce Grace postanowiła wrócić do obozu.
Przy okazji sprawdzę, czy nie dostaliśmy żadnej wiadomości - postanowiła. Droga do drzewa, przy którym znajdowała się skrzynka na listy ścinała się ze ścieżką prowadzącą do wodospadu. Kobieta sięgnęła do skrzynki, z której wyciągnęła jedynie talerzyk, na którym napisano pogodne: "smacznego". Na samą myśl o konkurencji poczuła w ustach niesmak. Na ścieżce prowadzącej od wodospadu pojawili się Jason i Becca.
- Cześć Grace - przywitała się z uśmiechem Becca.
- Gdzie się podziewałaś przez cały poranek? - zaczął Jason.
- Em... Chciałam przejść się - odparła nienaturalnie. - Po drodze pomyślałam, ze sprawdzę skrzynkę na listy.
- Już się baliśmy, że może gdzieś się zgubiłaś - stwierdziła Becca.
- Nie - mruknęła, po czym dodała pokazując talerz: - Zobaczcie. Nasze następne zadanie.
Becca skwasiła się. Ona, podobnie jak Grace miała własne wyobrażenie survivalowej kuchni. Nawet nie łudziła się, że zadanie może dotyczyć czegoś innego, a sama wiadomość być jedynie zapowiedzią smacznej nagrody.
Grace, Becca i Jason ruszyli w końcu w stronę obozu. Przed samym wyjściem z dżungli Grace zatrzymała swoich towarzyszy i powiedziała:
- Zdradzę wam tajemnicę, ale musicie to zachować wyłącznie dla siebie - zabrzmiała całkiem poważnie. - Tanya otrzymała od Jeffa wskazówkę prowadzącą do ukrytego immunitetu. Przed swoim powrotem do Tafiti zdradziła mi jej treść: "Nie szukaj wysoko".
Becca i Jason słuchali, a od czasu do czasu spoglądali na siebie w porozumieniu.
- Potrzebujemy więcej wskazówek - stwierdziła Becca.
- Tak! Jeżeli wygramy konkurs porwiemy Tanyę, jeżeli wygrają Tafiti to wtedy Tanya zadba o to, abym to ja odwiedziła ich obóz - Grace bez cienia zawahania zdradzała swój "misterny plan", nawet nie przypuszczając, że jej sojuszniczka z zielonego plemienia wczoraj opuściła grę.
Po uzgodnieniach cała trójka wróciła na śniadanie do obozu.
BECCA (23)
Wszyscy dobrze wiedzieli czego szukała Tanya w naszym obozie. Jedyne czego nie byliśmy pewni, to, to czy udało jej się znaleźć ukryty immunitet. Z tego co mówi Grace, nie.
Konkurs o nagrodę
Jako pierwsze na plaży konkursów pojawiło się plemię Motu. Jeff jak to miał już w swoim zwyczaju przywitał ich ciepłym słowem, po czym poprosił o wejście Tafiti. Pierwsze spojrzenie na plemię po radzie wyspy wywołało ogromne zdziwienie Grace. Wszystko stało się jasne - na wczorajszej radzie plemienia wyeliminowano Tanyę.
- Mam nadzieję, że jesteście gotowi na dzisiejszy konkurs - zaczął Jeff.
- Umieramy z głodu - zakpił Brandon.
Ktoś z przeciwnej grupy roześmiał.
- Menu, które dzisiaj wam zaoferuję z pewnością nie należy do ulubionych dań żadnego z was - powiedział na "zachętę". Jednak z żadnej twarzy nie zniknął uśmiech. Zawodnicy przygotowywali się na ten konkurs od rana. Oba plemiona doświadczyły już po jednej porażce i żadne nie chciało przegrywać ponownie.
- Do stołu będą podchodziły dwie osoby: jedna z Motu i jedna z Tafiti. Dostaną one ode mnie pewną rzecz do zjedzenia. Osoba, która skończy pierwsza zdobywa punkt dla swojej drużyny. Plemię z czterema punktami wygrywa. Chcecie wiedzieć o co walczycie?
- Tak - rozbrzmiało.
- Plandeka - rzucił hasło Jeff. - Jesteście tu już siedem dni, a więc wiecie, że pogoda na Filipinach jest bardzo zmienna. Nie ważne jak dobry macie szałas. Plandeka pomoże wam go zabezpieczyć przed deszczem i wiatrem. Jeśli jesteście gotowi, zapraszam pierwszą parę - oznajmił z czarującym uśmiechem.
Jako pierwsi do stołu podeszli Janet i Xavier. Pielęgniarka jak zwykle była skupiona i starała się nie poznać po sobie, że zadanie obrzydza ją chociażby w najmniejszym stopniu, zaś jej przeciwnik wydawał się nie być przejęty. Chłopak zawsze podchodził do zadań ze spokojem. Uścisnęli sobie ręce, a międzyczasie Jeff podał im talerze, na których leżał owad.
- Suszona cykada - oznajmił Probst. - Smacznego.
Janet spojrzała na stół z niesmakiem. Niechętnie podniosła stworzonko i odgryzła kawałek. Xavier nie miał zamiaru dać się jej pokonać po raz drugi. W pamięci miał jeszcze przedostatni konkurs, w którym przegrał z Janet.
- Raz się żyje - oznajmił, połykając przystawkę w całości.
- Xavier zdobywa punkt dla Tafitii - ogłosił sędzia.
Dziewczyny z plemienia zielonych zaczęły głośno klaskać.
- On jest nienormalny! - zaczął śmiać się Chewie. W ramach uznania przybił piątkę zdobywcy punktu.
Do kolejnej rundy ruszyły Kirby i Grace. Na kobiety postrzegane jako słabsze ogniwa grup czekała macka ośmiornicy. Długa, bladoróżowa, oślizgła macka.
- Dasz radę, Kirb - dopingowała ją October.
Kobiety zaczęły zadanie. Trudno było mówić o prowadzeniu w tym zadaniu, gdyż obu zjedzenie ramienia ośmiornicy sprawiało ogromne trudności. Ostatecznie Grace skończyła jako pierwsza, zaś Kirby niemal od razu wypluła pogryzioną mackę.
Kolejną rywalizującą ze sobą parą byli Chewie i Becca.
- Dobra Jeffrey - zaczął odważnie Chewie. - Podawaj specjalność zakładu.
- Proszę bardzo - odparł, kładąc przed nim talerz z rybimi oczami.
Becca spojrzała na danie z niesmakiem. Cztery pary rybich oczów spoglądały na nią, jakby chcąc wzbudzić niej wyrzuty sumienia. Chewie zgarnął wszystko z talerza i zaczął przeżuwać. Nie myślał o smaku i zapach. Chciał po prostu wszystko połknąć. Becca włożyła do ust jedno po czym szybko wypluła.
- Nie! - podniosła głos, jak to zwykła robić.
- Wszystko w porządku? - spytał Jeff.
- Nie! Nie jest w porządku. To jest paskudne! Gdybym miała opisać jak smakują rybie oczy to właśnie tak bym to określiła! - histeryzowała, wzbudzając śmiech w szeregach Tafiti.
Tymczasem Motu nie było do śmiechu, tym bardziej, że Chewie zdobył drugi punkt dla swojej drużyny. Do kolejnego pojedynku stanęli Nick i October. Ich zadaniem było zjeść suszonego motyla. Lider Motu wydawał się być pewny siebie. Przedstawicielka Tafiti również nie obawiała się konkurencji. Oboje wystartowali bardzo szybko. Był to najszybszy i najbardziej zacięty z dotychczasowych pojedynków.
- October, punkt! - ogłosił Jeff. - Tafiti trzy, Motu z jednym punktem. Motu jeżeli chcecie wygrać musicie zdobyć ten punkt - poinformował ich prowadzący.
Do kolejnego pojedynku ruszyli Rudy i Ester. Tym razem Jeff postawił na stole dwie wysokie szklanki z zawiesistą substancją.
- Zmielona małża - powiedział. - Zaczynajcie.
- Do dna - wzniósł toast Rudy i zaczął pić.
Ester powąchała z niesmakiem i spróbowała.
- Nie wiem jak mam to ruszyć?
- Normalnie! - krzyknął na nią Ben. - Przechyl szklankę i nie przerywaj!
Kobieta zaczęła pić bardzo powoli, gdy tylko Rudy zrobił sobie moment przerwy. Nie była nawet w połowie, gdy Rudy odłożył pustą szklankę na stół.
- Smakowało? - zaśmiała się Becca.
- Ta, moja mama robiła takie samo - odparł, siadając na miejsce.
Przedostatnią rywalizującą parę stanowili Ben i Zandra. Jeff postawił na stole kolejne dwa talerze.
- Wygląda jak kurczak - stwierdził siedzący na ławce Jason.
- Zapewniam ciebie i was, że to nie jest kurczak - oznajmił Jeff. - To pieczona jaszczurka. Zaczynajcie.
Ben łapczywie rzucił się na swoją porcję. Zandra zaczęła znacznie wolniej. Pochylała się nad talerzem, a na jej twarzy malował się grymas. Nie potrafiła przełknąć mdłego dania. Walczyła do momentu, aż Jeff nie ogłosił:
- Ben zdobywa punkt! Tafiti wygrywają nagrodę!
Wtedy wypluła.
- Przepraszam - jęknęła, wracając do grupy. - Nie mogłam tego przełknąć.
- W porządku - poklepała ją po ramieniu Becca. Dobrze rozumiała, że zjedzenie czegoś paskudnego nie należy do najprostszych czynności.
JASON (18)
Przyznam, że odetchnąłem z ulgą, gdy Zandra przegrała. Gdyby zremisowała, to do mnie należałoby ostatnia runda i przegralibyśmy przeze mnie, bo nawet za milion nie włożyłbym tych paskudztw do ust.
- Tafiti, wygraliście - oznajmił Jeff. - Nagroda jest wasza. Teraz musicie zdecydować, kto z Motu dołączy do waszego obozu.
Zieloni przez moment zastanawiali się, po czym głos zabrał Ben:
- Wybieramy Zandrę.
Dziewczyna pożegnała się ze swoim plemieniem, a następnie zabrała od Jeffa wiadomość zwiniętą w rulonik, który był opisany słowami: "Otwórz na osobności". Dziewczyna ruszyła ścieżką prowadzącą do obozu Tafiti, zaś żółci musieli wrócić do domu z pustymi rękoma.
GRACE (50)
Jestem niemile zaskoczona. Osoba, z którą miał połączyć mnie sojusz została wyeliminowana przez Tafiti. Znowu jestem w punkcie zero i nie bardzo wiem, jak mam z niego ruszyć.
Tafiti, dzień 7
Plemię zielonych wróciło do obozu nie tylko z plandeką i dobrym nastrojem, ale także z gościem z Motu. Ben, Xavier i Brandon od razu zajęli się montowaniem dodatkowego zadaszenia, młodsze dziewczyny poszły popływać, a Ester i Chewie oprowadzili Zandrę po obozie. Trzydziestolatka niechętnie zgodziła się na spacer po plaży. Przyszła do gry z założeniem bycia twardą, oschłą i nieprzyjemną. Wiedziała, że jedynie silne kobiety mają szansę zostawić po sobie ślad w grze. O ile w Motu wiedzieli, że jest ona pyskata i odważna, tak na Tafiti wolała zostawić wrażenie miłej i grzecznej. Gdy tyko pozbyła się Ester i Chewiego otworzyła wiadomość od Jeffa i od razu wczytała się w treść:
"Jesteś w posiadaniu wskazówki do ukrytego immunitetu, najcenniejszej rzeczy w tej grze".
- Tak! Wiedziałam!
"Posiadając ukryty immunitet nie możesz zostać wyeliminowany z gry, ale możesz użyć go tylko jeden raz. Podpowiedź pierwsza: Nie szukaj wysoko. Podpowiedź druga: Nie trać czasu na przeszukiwanie obozu".
ZANDRA (30)
Jestem wściekła za to, że wybrali właśnie mnie. Przegraliśmy zadanie, po części z mojej winy i teraz nie mam szansy tego sprostować, bo jestem uziemiona w Tafiti. Jedynym plusem jest to, że dostałam wskazówkę do ukrytego immunitetu.
Motu, dzień 7
Przegrane konkursy w Ryzykantach można podzielić na dwa rodzaje. Takie, po których chcesz o nich dyskutować i śmiejesz się z dziwnych wpadek. Są to najczęściej walki o nagrody, w których wygrana nie jest tak ważna. Drugim rodzajem są przegrane, po których wracasz do obozu i jesteś zły na siebie lub innych - te porażki dotyczyły przeważnie konkursów o immunitet. Można było obyć się bez nagrody, ale nie bez rzeczy, która utrzymuje cię w grze. Na całe szczęście dla Motu, dzisiaj doświadczyli oni porażki pierwszego typu. Jedynie Nick był niezadowolony z porażki. Chociaż nic nie mówił widać było, że zżera go złość. Janet i Grace prawie od razu po powrocie do obozu wybrały się na ryby. Przy szałasie zostali jedynie Becca w towarzystwie trzech mężczyzn.
- Nadal nie wiem jak to zrobiłeś... - pokręciła głową Afroamerykanka. - Ja z ledwością mogłam włożyć do świństwo do ust, a ty wypiłeś całą szklankę tego... - próbowała nazwać napój. - Co to właściwie było.
- Zmiksowana małża - odparł Rudy. - Po prostu nie wąchaj tego tylko pij.
- To zadanie było obrzydliwe - stwierdził Jason.
- A mówi to jedyna osoba, której się poszczęściło i nie musiała jeść żadnego świństwa - zaśmiał się Rudy.
Becca zabrała swój kostium i ruszyła w stronę oceanu.
- Dzisiaj rano ja i Becca spotkaliśmy Grace - zaczął Jason. - Tanya zdradziła jej wskazówkę do ukrytego immunitetu, a ona powiedziała nam.
- Żartujesz... - pierwszy raz od powrotu z twarzy Nicka zniknęła złość.
- Nie, dziś rano powiedziała mi i Becce, żeby nie szukać immunitety wysoko, czy coś w tym stylu.
- Mam nadzieję, że Zandra dostanie jakąś konkretniejszą wskazówkę - stwierdził Rudy.
RUDY (33)
Na miejscu Grace nie mówiłbym nikomu o wskazówce do ukrytego immunitetu. Ona nie dość, że zdradza coś tak ważnego, to na dodatek osobie, której kilka dni wcześniej mówi: "na radzie wyspy będę głosowała na ciebie".
Tafiti, dzień 8
Zandra starała się spać jak najdłużej. Wiedziała, że do swoich będzie mogła wrócić dopiero przed kolejnym konkursem. Miała ogromną nadzieję, że walka o kolejny immunitet nastąpi dzisiaj, a nie jutro. Pomimo wskazówki jaką dostała nie mogła poszukać skarbu, bo co chwila ktoś ją obserwował lub zagadywał, a nie chciała robić z siebie "idiotki" jak wcześniej Tanya.
ZANDRA (30)
Od wczoraj jestem w Tafiti i przynajmniej mam już jakiś zarys tych ludzi. Ben jest upierdliwy. Brandon chce wyglądać na największego twardziela na wyspie, ale nim nie jest...Xavier jest największym rywalem. Chewie to mądry chłopak, udaje kretyna, ale nie zdziwiłabym się, gdyby to on tutaj rozdawał karty. Ester to równa babka. Kirby i October to typy cheerleaderek. Ładne i słodkie. Kompletnie mi obojętne. Dzisiaj to rywale, ale w przyszłości być może moi sojusznicy.
W końcu za namową Chewiego, Zandra postanowiła udać się nad wodospad. Usiedli na brzegu i przez moment rozmawiali o niczym.
- Co było w wiadomości od Jeffa? - spytał Chewie.
- Wskazówka do ukrytego immunitetu - odparła.
Wiedziała, że nie ma sensu zdradzać chłopakowi treści wskazówki. Chewie nie miał zamiaru na siłę wydobywać z Zandry dokładniejszych informacji. Wolał zdobyć jej zaufanie i zaczekać, aż sama mu powie coś więcej.
- Pozostali nie wiedzą, że istnieje jakiś ukryty immunitet. Tanya nic nie powiedziała - oznajmił. - Na ten moment jestem jedyną osobą z Tafiti, która o tym wie. Oczywiście dzięki tobie - dodał. - Co powiesz na małe porozumienie międzyplemienne? - zaśmiał się.
- Mów dalej...
- Po połączeniu plemion moglibyśmy działać razem - kontynuował. - Jestem szczery, mam tu sojuszników, ale nie wiem co stanie się jutro. Ty też nie wiesz... Dlatego powinniśmy połączyć siły. Co ty na to?
Zandra zgodziła się od niechcenia. W rzeczywistości nie traktowała umowy z Chewiem zbyt poważnie. Do ich następnego spotkania mogło nie dojść tak prędko.
CHEWIE (27)
Jeżeli po połączeniu moje plemię będzie w mniejszości to zawsze będę mógł spróbować zwrócić się z pomocą do Zandry.
Gdy Chewie układał sobie plany na następne dni pobytu w grze, w innej części wyspy również układały się pewne sprawy. Xavier, Kirby i October znajdowali się w zupełnie innej części wyspy. Młodsza z dziewczyn leżała, opierając głowę o siedzącego obok chłopaka. Jej ręka kurczowo ściskała rękę chłopaka. Druga z dziewczyn przyglądała im się od czasu do czasu wtrącając jakieś zdanie.
OCTOBER (23)
Miłość wisi w powietrzu... Wyglądają jak para z obrazka. Bardzo lubię Xaviera, a Kirby jest dla mnie jak młodsza siostra. I to jest fajne, że dwie osoby może połączyć tu jakaś bliższa relacja.
XAVIER (30)
Nie zapominam o grze i o moim sojuszu z chłopakami. Mam trzydzieści lat i jestem jeszcze młody, a więc to nic dziwnego, że bardziej wolę spędzać czas z dziewczynami i Chewiem, niż starszą częścią plemienia.
Motu, dzień 8
Janet wróciła do obozu z kolejną wiadomością. Podekscytowana konkursem jak nigdy wcześniej zaczęła czytać treść listu:
"Ten kto opanuje żywioł ognia wywiesi flagę zwycięzców, a przegrani pochodnię gasić będą na następnej radzie plemienia."
Na moment zapadła cisza.
JASON (18)
Jestem prawdopodobnie jedyną osobą na wyspie, która nie ma pojęcia o rozpalaniu ognia. Kilka razy widziałem jak to robił Rudy, Nick, nawet Grace, ale ja nie wiedziałbym jak za to się zabrać. Brakuje mi determinacji.
- Jak wyglądamy z rozpalaniem ognia? - spytał Nick.
Nikt nie kwapił się z odpowiedzią. Przywódca Motu wiedział, że poza nim ogień potrafią rozpalać Janet i Rudy. Co do pozostałej trójki nie miał takiej pewności.
- Ja potrafię! - zgłosiła się z uśmiechem Grace.
- Becca? Jason? - pytał dalej.
- Ja nie - przyznał się Jason.
JANET (34)
Otrzymaliśmy wiadomość o kolejnym konkursie. To będzie coś związanego z rozpalaniem ognia. Tym razem w grę wchodzi immunitet, a więc nie możemy pozwolić sobie na przegraną. Dlatego Nick postanowił nauczyć Jasona rozpalać ogień.
Zaczęła się nauka. Jason zebrał trochę materiałów i usiadł przez zagaszonym paleniskiem. Nic zaraz obok instruując chłopaka w jaki sposób rozpalać ogień. Pozostali z zainteresowaniem przyglądali się scence. rozpalania ognia.
- Nie... - pokręcił głową Nick. - Tak nie rozpalisz ognia.
Jason odłożył krzemień i głęboko westchnął.
- Wiesz co? Skończmy - mruknął Nick. - Wydaje mi się, że z tego nic nie będzie. Szkoda marnować energię na zabawę.
NICK (36)
Jeżeli każde z nas będzie musiało rozpalić ogień indywidualnie to leżymy.
RUDY (33)
Niby to ja zebrałem nas do kupy, ale to Nick objął rolę przywódcy. Nie znam się na szefowaniu, ale to chyba powinno polegać na podbudowywaniu ludzi, a nie dołowaniu innych i przy okazji siebie.
Konkurs o immunitet
Tym razem na plaży znajdowały się dwie szare platformy, wokoło których porozrzucane były: chrust, sucha trawa. Nad platformom przechodziły trzy liny zawieszone na różnych wysokościach. Znad platform ciągnęły się, aż do wysokiej drewnianej ściany, do której przymocowana była flaga plemienia.
Na arenie pojawiły się Motu i Tafiti.
- Na początek, Zandra możesz wrócić do Motu - oznajmił Jeff.
Dziewczyna pożegnała się z Tafiti i z wielką ulgą wróciła do swojego plemienia ściskając na przywitanie Beccę. W międzyczasie Jeff odebrał od Motu immunitet.
- Immunitet jest znowu do zdobycia - powiedział, otwierając tym samym konkurs. - Dzisiejsze zadanie w dużej mierze będzie dotyczyło waszej umiejętności przetrwania. Bez ognia nie jesteście w stanie funkcjonować na wyspie. Zadanie jest proste. Macie rozpalić ogień na tyle duży, aby przepalić wszystkie trzy liny. Liny zwolnią blokady, które kolejno będą uwalniały fragmenty waszej flagi. Gdy rozwiniecie wszystkie trzy wygrywacie immunitet. Jeżeli wszystko jest jasne, zaczynamy.
Po chwili drużyny ustawiły się na podeście.
- Walczycie o immunitet. Ryzykanci gotowi... Start! - zawołał Jeff.
Oba plemiona rzuciły się do zbierania drewna porozrzucanego na plaży.
- Gdy uznacie, że macie wystarczająco dużo materiałów zacznijcie rozpalać ogień - komentował gospodarz.
Jako pierwsi ogień zaczęli rozpalać Tafiti. Po chwili za rozpalanie ognia zabrali się również Motu. Jeff krążył wokoło obu stanowisk i niczym ekspert sprawdzał postęp w konkurencji.
- Uważajcie na wiatr - przestrzegł plemiona. - Myślcie o tym, jak ochronić ogień od wiatru.
Motu zaczęli osłaniać ogień przed wiatrem własnymi ciałami, gdy w tym samym czasie Ben próbował pobudzić ogień do życia.
- Gra idzie o bardzo wysoką stawkę - mówił Jeff. - Nikt nie chce iść na radę plemienia.
- Mamy... Mamy... - powtarzał Nick, próbując utrzymać ogień.
Mały płomyczek zaczął leniwie przeradzać się w potężny płomień. Widząc przewagę konkurencji Tafiti zaczęli walczyć o iskrę nerwowo i szybko.
- Mogę spróbować? - spytał Xavier.
- Poradzę sobie! - odkrzyknął mu Ben, niezdarnie próbując wykrzesać iskrę, która zbliży ich do zwycięstwa.
- Motu przepalają drugą linę i przechodzą do trzeciego stanowiska! - ogłosił Jeff.
Ben przestał skupiać się na zadaniu. Pozbawionym nadziei spojrzeniem obdarowywał zyskujące coraz większą przewagę Motu. Nawet nie zauważył kiedy Brandon wyrwał mu z ręki krzemień i sam zaczął walczyć o ogień. W tym samym czasie na ścianie rozwinęła się żółta flaga Motu.
- Motu, wygrywają immunitet! - ogłosił Jeff. - Immunitet wraca do was - powiedział, podając figurkę Janet, a następnie zwrócił się do plemienia zielonych: - Tafiti, dla was niestety nic nie mam poza jutrzejszym spotkaniem ze mną.
Tafiti, dzień 9
Dzień dziewiąty był najchłodniejszym z dotychczasowych. Słońce chowało się za szarymi chmurami. Do południa padało, przez co zwykle gorący i złocisty piasek na plaży stał się zimny i ciemny. Gdyby nie plandeka zakrywająca szałas byłoby znacznie gorzej. Drugi przegrany konkurs o immunitet nie wróżył plemieniu świetlanej przyszłości.
ESTER (56)
Jestem na wylocie. Moją jedyną szansą na ocalenie jest przekonanie pozostałych, że Kirby może stanowić dla nas zagrożenie.
Ester nie miała zamiaru próżnować. W głowie rysował jej się plan, który wystarczyło zrealizować. Na razie była pewna jednego - będzie walczyła o przetrwanie, jak nigdy wcześniej. Kobieta udała się na skały, gdzie rozmawiali Ben, Brandon i Chewie.
- Co robimy dzisiaj? - zapytała, nie oczekując szczerej odpowiedzi.
- Właśnie się nad tym zastanawiamy - próbował ją zbyć Ben.
- Dużo myślałam o dzisiejszym głosowaniu i wydaje mi się, że najrozsądniejszym posunięciem będzie eliminacja Kirby - oświadczyła. - Jest słaba, leniwa, a Xavier poświęca jej bardzo dużo uwagi.
- Trochę masz racji - zgodził się Chewie.
- Przez nią Xavier będzie jeszcze większym zagrożeniem dla nas, bo nie wierzę, że ona nie będzie głosowała tak jak on tego będzie chciał. Nasze cztery głosy wystarczą, aby jej się pozbyć - po tych słowach zostawiła mężczyzn, aby przemyśleli sytuację.
BEN (54)
Ester uważa, że bliskość Xaviera i Kirby może stanowić zagrożenie dla pozostałych. Ja się tym nie martwię, bo mężczyźni z Tafiti trzymają razem. Jedyne, co mnie nie pokoi to fakt, że Kirby odciąga Xaviera od jego obowiązków. W tej chwili mógłby zająć się czymś pożytecznym zamiast zbierać z nią muszelki.
ESTER (56)
Potrzebujemy Xaviera. Dlatego o jego eliminacji nie może być mowy. Musimy tylko osłabić jego pozycję, a że przy okazji ja zostanę dłużej...
Gdy tylko Ester wróciła do szałasu, Chewie udał się na spotkanie z October i Kirby. Cała trójka ukucnęła pod drzewem. Chewie jeszcze przez moment zastanawiał się jak powiedzieć dziewczynom o planie Ester. Nie robił tego ze względu na lojalność, ale nie chciał, aby Xavier i October odwrócili się od niego.
- Jest pewna sprawa - wyszeptał w obawie, że ktoś może go usłyszeć. - Nie głosujemy dzisiaj na Bena.
- Dlaczego? - zaniepokoiła się October.
- Ester chce się pozbyć Kirby - wyjaśnił.
Kirby nic nie powiedziała. Zagryzła jedynie wargi i skierowała wzrok w ziemię, aby nikt nie widział jak jej wielkie, błękitne oczy szklą się.
- Skąd jej się to wzięło? - zapytała studentka sztuki.
- Ester uważa, że ty i Xavier możecie stanowić zagrożenie, bo jesteście parą, czy coś w ten deseń - zaczął wyjaśniać. - Normalnie nie zawracałbym sobie tym głowy, ale rozmawiała ze mną, Benem i Brandonem.
- Przecież nic złego nie robimy - zabrała wreszcie głos sama zainteresowana.
- Wiemy - ucięła krótko October. - Czyli dzisiaj będziemy głosować na Ester. My dwie pogadamy z Xavierem, a ty dopilnuj, aby Ben i Brandon nie głosowali na Kirb.
- Jasne.
KIRBY (21)
Nie myślałam, że moja przyjaźń z Xavierem może być odbierana w taki sposób. Nie chcę jeszcze wracać do domu.
Rada plemienia
Siedem osób powróciło na wzgórze, gdzie dokładnie trzy dni temu pozbyli się pierwszej osoby. Tafiti zajęli miejsca naprzeciwko Jeffa.
- Witam was ponownie na radzie plemienia. Wiem, że nie chcecie tutaj być - przywitał ich mistrz ceremonii. - Jesteście tu już dziewięć dni. To sporo czasu, aby zawiązać jakieś relacje. Są jakieś przyjaźnie?
- Jasne - wyrwał się z odpowiedzą Chewie. - Uwielbiam moją grupę. Dobrze się dogadujemy i jestem przekonany, że kilka z więzi pozostanie nawet po programie.
- Na przykład?
- Ci dwoje - Ester wskazała palcem na Xaviera i Kirby. - Mają wspólny język, jeżeli się domyślasz o czym mówię...
Brandon zaczął się śmiać.
- Rozumiem - przytaknął jej Jeff z ledwością powstrzymując się od podobnej do Brandona reakcji.
- Nad interpretujesz pewne sytuacje - oświadczył Xavier. - Ester usilnie robi z nas parę, aby tylko wmówić pozostałym, że jesteśmy zagrożeniem dla plemienia i należy nas się pozbyć.
- A nie jest tak? - prychnęła. - Za moment ci ludzie się i zauważą, że ty i Kirby jesteście w finale. Nie mam nic przeciwko temu. Kirby wiesz, że cię uwielbiam...
- Wiem.
- Ale to gra i trzeba myśleć racjonalnie.
- Ben, czy ty widzisz jakieś zagrożenie ze strony osób, które tworzą parę? - zapytał Jeff.
- Nie grzeje mnie to, ani nie ziębi. Dopóki ona nie będzie odciągała Xaviera od jego obowiązków to nie.
- Wracając do obowiązków - zaczął Jeff. Na jego twarzy zagościł szyderczy uśmiech. - Należy do nich rozpalanie ognia, czyli konkurs, który wyłożyliście.
- Rozpalaniem ognia zajęła się niewłaściwa osoba - przyznał Brandon. - Ja w obozie pilnuję ogniska i to ja powinienem zająć się tym zadaniem.
- W takim razie dlaczego to Ben rozpalał ogień w konkursie o immunitet?
Brandon pokręcił głową. Nie potrafił znaleźć odpowiedzi na to pytanie.
- Chodzi o charakter Bena - spróbowała odpowiedzieć October. - On lubi kontrolować sytuację. Niezależnie czy chodzi o obóz czy zadania. Zdanie Bena musi być na wierzchu.
- Nieprawda, ale niech jej będzie - machnął ręką Ben.
- Przed głosowaniem mam jeszcze tylko jedno pytanie - zaczął Jeff. - Kto z was dzisiaj czuje się zagrożonym? Jeżeli tak to teraz macie ostatnią szansę na obronę.
Kirby i Ester podniosły ręce.
- W zasadzie wszystko co mogłam powiedziałam i zrobiłam w obozie. Reszta zależy od nich - stwierdziła Ester.
- Nie wiem... Nie chcę jeszcze wracać do domu - jęknęła pod nosem druga z kobiet.
- Mieliśmy już dwa porwania, co oznacza, że istnieje szansa, że ktoś jest już w posiadaniu ukrytego immunitetu. Jeżeli więc ktoś będzie chciał nim zagrać zrobi to po oddaniu głosów. A teraz przejdźmy do głosowania. Ester, ty pierwsza.
Ester
(KIRBY) Głosuję na ciebie z ciężkim sercem, ale albo ty, albo ja.
Xavier
(ESTER) Jesteś najsłabszym ogniwem.
Gdy Chewie oddał ostatni z głosów Jeff ogłosił:
- Pójdę po głosy.
Gdy wrócił dodał równie mechanicznym tonem, co przed momentem:
- Jeżeli ktoś ma ukryty immunitet i chce nim zagrać należy to zrobić teraz.
Cisza.
- W takim razie przejdźmy do liczenia głosów - powiedział sięgając po pierwszą kartkę.
- Ester.
- Ester. Dwa głosy Ester.
- Trzy głosy Ester.
- Kirby. Trzy głosy Ester, jeden głos Kirby.
- Trzecią wyeliminowaną osobą z Survivor: Philippines jest Ester - powiedział, pokazując czwarty głos oddany na kobietę. - Pozostałe głosy pozostaną tajemnicą. Ester, przynieś swoją pochodnię.
Kobieta z uśmiechem podeszła z pochodnią, a mistrz ceremonii z równie serdecznym uśmiechem zgasił ogień mówiąc: "Taka jest wola plemienia". Gdy kobieta opuściła plemię Jeff dodał:
- Czy podjęliście dobrą decyzję czas pokaże, a teraz wracajcie do obozu.
Finałowe słowa Ester:
To był niezapomniany urlop. Byłam osobą pozytywną, radosną i mam nadzieję, że taką zapamiętają mnie Tafiti.
Ester: Kirby
Xavier: Ester
Ben: Ester
Brandon: Ester
October: Ester
Kirby: Ester
Chewie: Ester
Następny epizod: Plany ulegają zmianom
Wydarzenia
Tabela eliminacji
Uczestnicy