Trzy trójczyny w numerze odcinka zdecydowanie przyniosły pecha. Powalone głupotą edytorów bachnęły na glebę i wyszła z nich czarna dupa w potrojonej wersji, która w dodatku puściła efektownego bąka wprost na lico wszystkich, którzy łudzili się, że coś z tego sezonu jeszcze będzie.
To wszystko było tak marne, szkaradne i pok#rwione, w sumie nie mam pojęcia, czemu się rozpisuję, bo chyba wolałbym już wykorzystać palce do dłubania w nosie, robienia z tego kulek i strzelania w monitor. Nie ruszymy z tym koksem dopóki Jeffa nie olśni, że prawdziwy blindside to nie eliminacja kogoś, kto jest królem plemienia, a kogoś, kto jest królem editu.
TROCHĘ STARSI
Na miejscu
Paula nasłałbym na Jeffa tę swoją rockową bandę napakowanych hamburgerami Piekarczyków, żeby przerobili mu flaki na struny gitarowe i zagrali na nich Janie's Got a Gun. No już naprawdę suchej nitki na nim nie zostawili w tym edicie. Na dobrą sprawę nic dziadzina złego nie uczynił, ale zrobili z niego ostatniego łapserdaka tylko dlatego, że nie wgrywał im się w czułe brzmienia Ballady O Davidku Pizdusiu. Cokolwiek by nie zrobił/powiedział, zawsze było to zwieńczone jakimś konfowym piczostrzałem ze strony tegoż wielebnego gracza, tudzież jego nowego chłopaka. Brakowało jeszcze, żeby w intrze wstawili przy Paulu błyskawice, płomienie, albo przynajmniej soudtrack podobny do tego mrocznego z "Klanu", który pada zawsze, gdy w powietrzu wisi coś niedobrego.
Ok, może i był leciusieńko upośledzony... ("Ladies, you're on your own"
) Ale bez przesady. Poza tym, spazmy paranoi i schizofrenii, które nagle zaczęły targać biednym
Gollumem (Matko Ostrobramska, mogliby tej kobiecie zafundować jakieś Raybany, bo ani ona nie może patrzeć dookoła, ani widzowie na nią i w ogóle jedna, wielka, powszechna ślepota), określiłbym jako sporo przedwczesne. W porządku, niechby i Paul miał w zanadrzu tych swoich goryli – one i tak byłyby w stanie w dowolnym momencie zaiwanić im z blindside’a w szczękę, bo również były we trzy, a do tego zawsze mogłyby zgarnąć outsiderów, którzy pałają do nich mniejszym hejtem aniżeli do szanownych kolegów.
TROCHĘ MŁODSI
No i mówiłem, że z
Hanki będzie druga Świrin, to słuchać nie chcieliście. Przy takim uroczym stylu gry, tylko patrzeć jak wszyscy dookoła rzucą się na nią z kłami i zostanie z niej karp po żydowsku.
Ziki Zic był już zapewne ustawiony z
Leśnymi Skrzatami na Ceremoniał Podrzucenia Idola, ale przypałętało mu się to-to pod nogi i trzeba było poszczuć fochem.
Resztę plemiennych przygód zbyjmy jednym, marnym akapitem pogardy, bo wszystko sprowadziło się do tego, że edytorzy postanowili po raz kolejny wyłuszczyć nam fakt, że
Miss Figgy i Taylor są pałer kapl, na wypadek gdybyśmy byli upośledzeni i nie załapali za pierwszym/drugim/osiemdziesiątym czwartym razem. No dobra, mieliśmy jeszcze tylko chwilę olśnienia
Michaeli, która skonstatowała, że
Edam hi dżast told mi ebałt sam interesting opszyns, no bo kto by kurwa wcześniej pomyślał, żeby dać zakochanym gonga w łeb. Jak widzimy, gra strategiczna nie była chyba głównym powodem, dla którego ta dziewoja dostała później od losu drugą szansę.
ARCY-ULTRA-EJ-ALE-NAPRAWDĘ-FAJOWY TWIŚCIOR ZE SPOTKANIEM
Telefony od Antoniego wręcz mi się urywały. Ale mimo wszystko uśmiechnę się szeroko i będę udawał, że w pełni wierzę w to, iż
Paul i Chris zobaczyli nagle w wodzie jakąś cycatą syrenkę, która skłoniła ich do zostawienia outsiderów na plaży sam na sam z przeciwnikami. Względnie, że
cyklon uświadomił sobie, że czegoś zapomniał, wpadł na chwilę z powrotem i zdmuchnął ich w cholerę. Oczywiście grunt, że
David miał okazję zapewnić sobie kolejną "nadzieję na przetrwanie". CZY MU SIĘ UDA?! Ach, drżę z niepewności.
Sam już nie wiem, czy traktuję ten program bardziej jak reality, czy jak serial, no ale nie wgryzajmy się w to, tylko tańczmy i cieszmy się chwilą nim rozdzieli nas świt.
IC-EK
Już bym o nim zapomniał, gdyby nie to, że uświetnił go wspaniały występ
Cece na równoważni. Kiedy Bozia rozdawała ludowi błędnik, ona była akurat u fryzjera, żeby zrobić sobie te swoje końskie dredy. Mieliśmy też nareszcie całe pół minuty przygód z
Lucy, która zapomniała o tym, że musi dokończyć przejście i pognała hen do przodu, zupełnie jakby jakiś wredny trolek z plemienia Millenials machał do niej michą ryżu w celu dezorientacji wroga.
Kończąc, napomknę jeszcze, że soundtrack głosowaniowo-wynikowo-eliminacyjny jest w tym sezonie zabójczy. Na końcu myślałem, że to Paul zaszył się gdzieś w tych krzakach i ryczy krokodylimi łzami nad swym niechlubnym końcem. Głos by się nawet zgadzał z tymi powrzaskiwaniami nawalonego rasta, które podłożyli w muzyczce.