Iiiijo-iiiijo, poniżej garść przewidywań graniczących z pewnością, jeśli oglądasz to jako pierwszy sezon i chcesz sobie zachować survobłonę, która pęknie z trzaskiem zdziwienia za dwa tygodnie, to lepiej mnie sobie przescrolluj i poczytaj koleżeństwo niżej.
4-5
No ludu maryjny straszliwie przez Niemca doświadczony, czytam Was i nie wierzę, że znalazł się tylko jeden mądry i to jeszcze z niskim forumowo stażem
Czy naprawdę ktoś musi rozchylić Wam małżowiny, wyjąć te nowiutkie aj-słuchaweczki i wywrzeszczeć to do ucha? Przecież
Outcast Twist jest tutaj wyczuwalny z odległości trzech mil. Jak wyciągnę swoje spuchnięte i zakurzajkowane łapska przed siebie, to aż mam niemal wrażenie, że miziam erotycznym gestem
rude kędziory Pani Deprechy i jestem w stanie wsadzić palce w dziurę w mózgu
Burtona, czyli szczęśliwców, których to tłuściutkie tłiścidło przywróciło z martwych za poprzednim razem i zapewne powrócą teraz w retrospekcjach jako kolejne duchy.
Daję 90%, że zobaczymy to gdy tylko żur, jaja i biała kiełbacha z Sokołowa zdążą nam się już strawić, a więc w odcinku siódmym, prawdopodobnie mergowym. Szczęśliwcami będą rzecz jasna
Sekciarska Steph oraz
Kubuś Fatalista, bo jeszcze nigdy nie mieliśmy sytuacji, żeby w pre-mergu aż tyle
#JeffPersonalities padało jak muchy.
American Dad Brendan pewnie już się nie załapie i pocałuje outcastową klamkę, bo jak mawia bogatszy o nowe doświadczenia Popek, troje w tangu to już tłok. No ale pewnie jeszcze go sobie zobaczymy jak dzielnie walczy o powrót w tej jakiejś outcast-konkurencji i przesuwa ostatniego pazzls sekundę później niż pierwsza dwójka, ewentualnie dostaje jeden głos mniej na outcast-radzie, wcześniej wygłaszając płomienne przemówienie o tym, że #JuSiutNewerGiwAp, tak żeby miliony amerykańskich rodzin mogły się w nim ponownie rozkochać i zapragnąć zobaczenia go ewentualnie w jakichś kolejnych All Starsach.
Nie wiem, jak to zrobią – może zaczną pod koniec strzelać epizodami z podwójną eliminacją niczym Jachu Piechociński tweetami o świniach, borowikach i polityce agralnej, może wpuszczą do ostatniego epizodu jeszcze więcej motłochu (była szatańska szóstka, to dlaczego nie szczęśliwa siódemka?), a może po prostu
Leśne Skrzaty Jeffa Probsta ponownie skorzystają z pomocy tego samego mistrza piromanii, którego zaprosili na finał Survivor HaHaHa żeby ukradkiem przetrenował
Bena w rozpalaniu ogniska trokami od wojskowych kaleson, skutkiem czego w obozie dojdzie do
przypadkowego pożaru, kilku editowym duchom typu
Jakaśtam Chelsea spalą się mordy do łysej kości i będziemy mieli ze dwa medicale.
Grunt, że jakoś zrobią. Doncz ajderestimejt Dzefs pałer, bo zginiesz podle, człowiecze marny. Dla zasady zostawię sobie oczywiście jakieś 10% na to, że się mylę i zbierają raczej ekipę na Pre-Merge-Second-Chance w kolejnych All Starsach, żeby mogli sobie wrócić wszyscy razem trzymając się za rączki razem z tą kędzierzawą baranicą z HaHaHa. Ewentualnie, że Jeff wszedł w końcu po dwudziestu latach na jakieś forum, zachłysnął się browarkiem ze szczerego szoku, że fani z IQ powyżej rozgwiazdy opracowali coś takiego jak analiza editu i postanowił nam wszystkim trochę namajtać pod czółkiem, no ale nie sądzę, bo motyw Outcast przy
Duchowisku pasowałby tym razem jak talala.
No, jedziemy chociaż na moment do plemion, bo się za bardzo rozgadałem i kto to potem będzie czytał.
MALOLOLOLO
Przyznam, że dopóki nie upewniłem sam siebie co do tego twistu zmartwychwstańców, to morda mi kilka razy klapnęła. Aż prosiło się, żeby
Bradley dostał po kabanosie, bo kreują go na takiego trochę villaina z filmów familijnych, który snuje peany o własnej wielkości, a wszystko po to, żeby tym zabawniej oglądało się później jak zostaje pokonany przez dobrych bohaterów, ślizga się na jakichś kulkach, pękają mu gacie, oblewa go jakaś cuchnąca ciecz, palą mu się włosy, gonią go psy, a na końcu dwóch mamroczących z teksańskim akcentem policjantów zakuwa go w kajdany. Jeff doszedł jednak widocznie do wniosku, że morał tej historii wybrzmi jeszcze dosadniej jeśli Bradley zostanie trochę dłużej i dostanie w pizdę gdzieś w early-jury z jeszcze większym hukiem. Ale już tak nawiasem mówiąc, nawet tutaj widać, jakie to jest kurewsko-maciowo ustawione – jeśli ta trąba rzeczywiście byłaby takim fanem, jak się przedstawia, to w życiu nie wygłaszałby do kamery takich samopochwalnych pierdów, że o-ooo Boston Rob, o-ooo Kim Spradlin, tak jak to robił w czwartej rundzie, bo każdy fan wie, jak łatwo można się potem w oczach publiki zbłaźnić w razie niepowodzenia.
Sekciarska Steph jest już tak bardzo sekciarska, że niemal czuję jak z monitora dobiega mnie woń jakichś egzotycznych wiśniowych kadzideł sprzedawanych pod Tesco za 19,99, a w uszach dzwonią mi jakieś hinduskie pieśni ludowe opowiadające jak Wisznu pod postacią kozła grzmocił w anus Durgę pod postacią morświna, tuż przed tym jak odgryzł jej łeb i poćwiartował, czy co oni tam lubili w tych mitologiach robić, i tak powstały na przykład pory roku. Mam wrażenie, że ta kobieta paradoksalnie jest kompletnie bez duszy, tylko jest sobie jakimś dziwnym dżefowym tworem, który nasz gospodarz narysował na kartce papieru, pokolorował, wyciął, postawił na nogi, dał pstryczka w dupsko i tak sobie jakoś chodzi – koślawo, bo koślawo, ale zawsze. Zauważcie, że ona właściwie nie ma jakichś takich normalnych scenek, tylko w każdej, no dosłownie kurwa jego mać w każdej wypowiedzi gada dokładnie to, co chce nam przekazać Jeff w nowym, widocznym od paru sezonów sekciarsko-kołczingowym duchu programu – że mom, że kids, że proud of cośtamcośtam, że #JuKenEcziwŁodewerJuŁont i tak dalej. I właśnie dlatego,
na ten moment obstawiam u Sekciarskiej Steph edit zwycięzcy.
Dla zmyłki,
Duchowisko nie przyniosło naszej bohaterce niczego sensownego, ale tutaj wspomnę tylko, że prawie osmarkałem sobie klawkę w momencie, gdy ruchem a'la wczesna Grażyna, Sekciarska Steph próbowała rozwalić tę jakąś urenkę. Gdyby na jej miejscu była na przykład Jakaśtam Chelsea, to obstawiałbym, że pokaleczy sobie paluchy tymi odłamkami, a Leśne Skrzaty Jeffa Probsta, odpowiadając na wzmożoną w związku z tym, co mówiliśmy wcześniej, potrzebę medicali, wykorzystają okazję, zajdą ją z obu stron i zaczną jej je jeszcze wciskać do oczu
Potwierdza się, że Jeff chce się w tym sezonie uśmiechnąć do młodzików i
Michael będzie ważny. W tamtym odcinku zasunął na Radzie ładnym blefem z tymi dżejmsowymi podkładkami pod zupę, a tym razem puścił nawet płaksę do kamery, co w tym programie jest, można powiedzieć, największym omenem sukcesu – brawo, teraz możesz śmiało przełazić sobie pod drabiną i kopnąć w dupę czarnego kota, żeby biegł jeszcze szybciej. Zanim zorientowałem się, co się w tym odcinku tak naprawdę odjaniepawla, byłem za to przekonany, że do Hadesu odeślą
Jennę Tak Bardzo Nie Jameson. No aż się prosiło – jako jedyna z sojuszu nie była editowo ważna, producenci raczej nie mają pomysłu na jej postać, a co najważniejsze, podpadła dżefowemu sekciarskiemu wzorcowi człowieczeństwa, bo w momencie, gdy tamci chlipali sobie w konfach i wciskali nam kołczingowe bzdetki, ona jarała się jak bardzo potrafi być "bitchy" i zaczęła flirtować z
Nietypowym Sebą. Aż się prosiło, żeby Bóg Burnett spuścił jej na łeb karnego pioruna za takie bezeceńskie i niewrażliwe podejście do tematu.
Kellyn schowali w tym odcinku w jakiejś dziupli między robalami, truchłami wiewiórek i puszkami po piwie wrzucanymi tam przez nieekologicznych przechodniów, z czego jestem bardzo kontent, bo wkurwiła mnie do białości w poprzednim epizodzie. Nie no zajebiście, masz się czym chwalić, najlepiej wszyscy się porozwodźmy, zróbmy w trąbę małżonków, a potem lećmy razem z Jeffem medytować na łąkach i czytać "Małego Księcia" w poszukiwaniu sensu życia. Sekciarska Steph w tym odcinku kolejna mądra. Brawo CBS, niedługo rozwód stanie się największym synonimem życiowego sukcesu, zaraz za przebiegnięciem półmaratonu i wirtualną adopcją jakiejś sierotki z Ugandy.
Zainteresowała mnie za to
Piaskogłowa Murzynka którą zauważyłem na dobrą sprawę po raz pierwszy, mimo, że wcześniej specjalnie odpierdoliła breakdanca w piaskownicy, żeby zwrócić na siebie naszą uwagę. A tu nie dosyć, że wpadła dzisiaj na słuszny pomysł pozbycia się Sekciarskiej, to jeszcze poleciała ze starym, dobrym villain move i przetrzepała jej chabety w torbie. Ma się jednak tę wprawę – pewnie w okresie swojej bezdomności nie raz odwalała z ekipą takie akcje z przechodniami na dworcu, pałaszując im w walizce, podczas gdy Cuchnący Kaz zagadywał w tym czasie ofiarę, a Kulawa Kate i Czerwononosy Ron inscenizowali obok kłótnię dla odwrócenia uwagi tłumu.
NAVITI
Po raz kolejny jebać Naviti, bo przez dwa odcinki na dobrą sprawę niewiele tam zobaczyliśmy. Clue programu była rzecz jasna sekciarska historyjka
Neurotycznego Dziecięcia, która ewoluowała w jeszcze bardziej sekciarskie dialogi ze
Strąkogłową Murzynką i Chrisem. Ta pierwsza po marnym początku zbiera teraz dość niespodziewanie editowe akcje, bo najpierw dogadała się z jedną #JeffPersonality pod postacią
Domenicka, a teraz z drugą. Może to właśnie ona jest tam tak naprawdę największą fanką i wyczuła pismo nosem z kim warto się zsojuszyć, żeby rykoszetem zgarnąć trochę protekcji Leśnych Skrzatów. W każdym razie brawo, ajm impresd, tylko idź chociaż trochę przemyć te kudły w wodzie, bo wyglądają już prawie tak, że można by z nich spuścić ze dwie butle Kujawskiego. Co do Chrisa, to dalej obstawiam, że jego główną rolą w programie będzie otrzymanie ciosu tulipanem w ryj od Domenicka, no ale z każdym odcinkiem przesuwam swoje założenie kiedy to nastąpi dalej w głąb sezonu, bo jednak trochę za dużo w nim sekciarstwa i pięknych historyi, żeby Jeff miał go tak szybko odprawić z kwitkiem.
Żołnierzyca wojuje sobie gdzieś hen na froncie i ostały się po niej jeno listy pisane krwią z pola walki w Bratysławie.
Sprzedawczyk też totalnie w krzakach.
James również w krzakach, co akurat trochę mnie dziwi po naprawdę ładnej trzeciej rundzie, no ale widocznie Skrzaty stwierdziły, że pozwoliły mu już na tyle naszałapucić, że Azjaci po ostatnich rozczarowaniach i tak będą już trochę mniej wkurwieni na Survivor. W krzakach jest też niestety
Śliczna Libby, o którą trochę dzisiaj zadrżałem w momencie, gdy pokonywała ten IC-kowy mostek ze sprawnością Kaczora Donalda na kacu i obstawiałem, że jeśli Naviti pójdą dzisiaj na Radę, to będę bardzo jęczał.
Wspomnę jeszcze tylko, że ta ostatnia jest pięć razy bardziej rozkoszna od Gonzalez i spierdalam swoim zawrotnym tępem sześćdziesiątka w dwadzieścia sekund z kolką, zanim Kobra trafi mnie cegłówką, elo elo, niech wam tam na Święta ćwierkają zajączki i kurczaczki