Gabon był kolejnym po Chinach i Mikronezji bardzo dobrym sezonem. Niestety miałem spojler jeśli chodzi o zwycięzcę (kiedyś "inteligentnie" obejrzałem na youtube filmik z kompilacją ogłoszeń wszystkich zwycięzców i dość charakterystycznego w tym gronie Boba niestety zapamiętałem), ale nie zepsuło mi to jakoś bardzo rozrywki. Oprócz ładnej lądowej miejscówki plusem tego sezonu jest przede wszystkim cast, z cudownym Randym na czele.
Michelle - Polubiłem ją, ale aż takie odizolowanie się od reszty plemienia zaraz na początku to samobójstwo w tej grze, niezależnie od tego czy to rzeczywiście idioci czy nie.
Szkoda, że nie została dłużej.
Gillian - Tak jak powiedział Randy: "Nie mam nic przeciwko 60-letnim kobietom, ale nie w moim obozie".
Była miła, ale ktoś taki tylko cudem mógł się utrzymać jakoś dłużej. I tak miała szczęście, że Michelle wszystkich do siebie zraziła i poszła na pierwszy ogień.
Paloma - Trochę wrobił ją Ace - najpierw kazał iść do zadania z trzymaniem się słupa, w którym z pewnością musiała wypaść słabo, a potem cała wina za przegraną spadła na nią. Tak czy inaczej była dość słaba i dowolne plemię pozbyłoby się jej w najbliższym czasie.
Jacquie - Przed przemieszaniem jej gra wyglądała dobrze i zawiązała ładny sojusz, ale potem bardzo źle trafiła z plemieniem. Była w mniejszości wraz z mocnym Acem oraz skorą do zmiany stron Kelly i chyba nie dało się jej uratować.
G.C. - Koleś to jeden wielki żart. Ktoś z plemienia zwracał mu uwagę, że obija się na zadaniach i faktycznie tak było. Nie raz można było to dostrzec, jak np. zamiast kopać w ziemi on sobie siedział obok i jedną ręką udawał, że coś robi.
Potem dał się wrobić w rolę lidera, do której kompletnie się nie nadawał, a na końcu zostawił za sobą niesmak praktycznie odchodząc i to w momencie, gdy likwidowało to przewagę starego Fang nad starym Kota. Słabo.
Kelly - Nie umiała za bardzo znaleźć dla siebie sojuszu. W pierwotnym Kota była już na wylocie, gdy nastąpiło przemieszanie i dało jej drugą szansę. Ona jej nie wykorzystała i nie umiała zręcznie zbliżyć się do ludzi z Fang, przez co po odejściu G.C. nikomu nie przeszkadzało już jej wyeliminowanie.
Ace - Bardzo mocny zawodnik, lubiłem go. Stworzył sobie od początku dobrą relację z Sugar, a potem ładnie otworzył międzyplemienną współpracę z Mattym. Wyleciał dzięki manipulacji Kenny'ego i naiwności Sugar, choć z drugiej strony sam też przeszarżował. Już nie pamiętam w tej chwili czy nie chciał oddać Sugar jej HII, czy też oddał jej, a potem chciał z powrotem... Tak czy inaczej było to niepotrzebne i nastąpiło tuż po tym, jak została zasiana niepewność w sercu Sugar przez Kenny'ego. W związku z tym w sumie się nie dziwię, że mu uwierzyła i wywaliła Ace'a, bo ta akcja była niejako potwierdzeniem jego słów.
Dan - Miły, ale trochę dziwny koleś. Może i Corinne miała trochę racji z tym komentarzem o byciu byłym grubaskiem i brakach w pewności siebie.
Nie dziwię się, że nikt za bardzo nie mógł uwierzyć w jego lojalność.
Marcus - Kolejny bardzo mocny zawodnik, przez cały czas był takim niepisanym liderem Kota. Stale miał sytuację pod kontrolą i w związku z tym dobrym pomysłem było również zainicjowanie akcji wyrzucania HII, który jako jedyny mógłby jakoś zamieszać w jego planach. A nie, przepraszam... Nie jedyny, bo zastosowano sztuczkę z króciutkim przemieszaniem tuż przed połączniem i stworzyło to idealną sytuację dla Susie do przeskoczenia, co w normalnych warunkach prawie na pewno by się nie stało. A jako lider Kota był wtedy oczywistym celem.
Charlie - Bardzo sympatyczny, choć większość czasu przesiedział bezpiecznie w sojuszu pod skrzydłami Marcusa. Szkoda, że po jego odpadnięciu nie został dłużej, bo jestem ciekawy, jak by sobie poradził w nowej sytuacji.
Randy - Jak dla mnie to bezapelacyjnie gwiazda i ulubiony uczestnik tego sezonu. Był takim wręcz stereotypowym zgryźliwym dziadem bez przyjaciół i świetnie się bawiłem patrząc co on tam wyczynia oraz słuchając jego ciętych komentarzy. Szkoda, że odpadł tuż przed odcinkiem z bliskimi, bo skoro (chyba) nie otrzymał żadnego listu (co jeszcze dało się w edicie cicho pominąć), a na reunion zaprosił ludzi z ulicy, to mogłaby wyniknąć wtedy bezprecedensowa sytuacja.
Oprócz tego nie przez przypadek zaszedł tak daleko, bo miał dobrą strategię na grę. Udało mu się płynnie wmieszać w sojusz Kota po przemieszaniu, a dzięki swojej szczerości ludzie wierzyli, że mają go pod kontrolą. Niestety muszę mu zaliczyć jeden minus - końcowa akcja ze skupieniem na sobie głosów wrogiego sojuszu była słaba i nawet w przypadku prawdziwego HII od Boba niewiele by przyniosła w kontekście dalszej gry.
Corinne - Przez większość czasu całkiem ją lubiłem i w żadnym razie nie odebrałem jej jako jakiejś skrajnej postaci. Dopiero pod koniec odniosłem wrażenie, że bardzo chce zrobić z siebie villaina - trochę na siłę i efekt raczej nie był taki, jakiego się spodziewała.
Crystal - Nie lubiłem jej ze względu na charakter. Sugar dość trafnie ją opisała - straszny był z niej 'bully'. Do tego jak na sportsmenkę radziła sobie wybitnie słabo pod względem fizycznym. No ale może nie powinienem się dziwić, skoro wcześniej jechała na sterydach... Tym bardziej zero szacunku.
Kenny - Był bardzo niepozorny. Początkowo byłem przekonany o jego szybkim pożegnaniu z programem i trzymałem kciuki, by tak się nie stało. Na szczęście przemieszanie znacznie polepszyło jego sytuację i pozwoliło rozwinąć skrzydła jeśli chodzi o strategię. A tutaj bardzo ładnie sobie poczynał. Zaskakująco dobrze wychodziły mu wszelkie manipulacje i szkoda, że pod koniec przeszarżował. Głosowanie na Matty'ego gdy odpadała Corinne nie miało za bardzo sensu, bo nawet gdyby rzeczywiście miała HII, to jego głos nic by tu nie zmienił. A tak rozwalił sobie grę i już się z tego nie wygrzebał, a swoją jedyną szansę w postaci pojednania z Bobem zaprzepaścił katastrofalnie. No i te jego wieczne idiotyczne pretensje o to, że Bob nie dał mu się zblindside'ować... Ale tak czy inaczej to jeden z lepszych i ciekawszych graczy tej edycji
Matty - Kolejny bardzo sympatyczny facet. Choć strategicznie nieszczególnie się wybijał, to miał dobre stosunki ze wszystkimi i prowadził solidną grę, należało mu się to miejsce w finale...
Sugar - Nie można jej na pewno zarzucić braku zaangażowania w strategię, ale wychodziło jej to różnie. Kilka razy dała się bardzo naiwnie zmanipulować, a z kolei kiedy indziej to właśnie ona miała decydujący głos i inicjatywę przy kształtowaniu się sił. Była trochę płaczliwa i za bardzo kierowała się emocjami w swoich wyborach, ale mimo wszystko ją lubiłem i zero głosów dla niej na FTC to jakieś nieporozumienie, bo jako jedyna z F3 prowadziła ciekawą grę z inicjatywą.
Susie - Fakt, że ktoś taki jak ona nie tylko doszedł do finału, ale wręcz o mało co nie wygrał, kompletnie rozsadza mi mózg.
Jakim cudem to się stało!? Przez całą grę nie miała z nikim żadnych mocniejszych relacji, nie była szczególnie lubiana, nie była też w żadnym sojuszu (nie licząc tego, w którym była oczywistą "tą szóstą" na doczepkę). Miała całą masę szczęścia, że inni nie widzieli w niej zagrożenia, a przetasowania w układach działy się na tyle często, że zawsze był do usunięcia ktoś przed nią. Tymczasem ona zaszokowała wszystkich swoim zwycięstwem w ostatnim IC i zacząłem się zastanawiać, czy dostanie choć jeden głos. Stawiałem, że nie.
Tymczasem na FTC zaprezentowała się naprawdę nieźle, ale te trzy głosy to mimo wszystko szok.
Bob - Przez większość gry był tylko tłem dla pozostałych, biernym numerkiem w sojuszu Kota. Tym co zaprowadziło go do finału były (oprócz immunity runu w najlepszym momencie, oczywiście) silna więź z Sugar (choć nieco jednostronna - widać, że bardzo potrzebowała "ojca") oraz namieszanie swoim drugim fejkowym HII w grze Kena i Crystal. Nie rozumiem tylko, po co zgodził się na upokorzenie Randy'ego swoim pierwszym fejkowym HII. Chciał się podlizać Sugar, czy co? Ale jeśli tak, to by jej nie krytykował zaraz po tamtej TC... W finale jego zwycięstwo było dla mnie oczywiste dzięki niezłym relacjom ze wszystkimi, choć ostatecznie przewaga była znacznie mniejsza niż się spodziewałem.