No dobra, obejrzałem, zanalizowałem i przestudiowałem ten ukochany przez wszystkich sezon jeszcze w tamtym roku, więc w końcu wypadałoby tu trochę pomarudzić, bo gryzło mnie sumienie i doszedłem ostatnio do wniosku, że tyle się wstrzymywać, to już zdecydowanie nie po bożemu. Zanim jednak przejdziemy do hejtowania wszystkich po kolei, na dobry początek zacznę od samego siebie. No więc jestem głupi i należy mnie zutylizować, albo przynajmniej odciąć-mi-od-internetu, dopóki nie obejrzę wszystkich sezonów, bo po tylu spoilerach, jakie spadły na mój durny łeb, sezon nie cieszył już aż tak bardzo, jak by mógł. A mógłby, bo obiektywnie rzecz ujmując, był świetny.
*
Parvati - zwycięstwo zdecydowanie zasłużone, czapki z głów i podeptać. Mimo tylu zwrotów akcji, jako jedna z nielicznych ani razu nie wyszła na głupa, co już samo w sobie jest warte milion propsów. Przez cały czas kontrolowała sytuację, tworzyła sobie nowe opcje i bałamuciła ludziom w mózgach, jednocześnie nie zostawiając nikogo bardziej zapłakanego, niż powinien być. No dobra, o panu Jestęęę Tarzanęęę na chwilę zapomnijmy, w końcu to tylko jeden juror.
*
Amanda - po tym, jak bardzo jarałem się nią w Chinach, przed odpaleniem tego sezonu, profilaktycznie położyłem sobie papier toaletowy koło monitora, jednak tym razem okazał się on zbędny i wrócił na swoje prawowite miejsce w sroczu. Co prawda, grała całkiem nieźle i na przykład dam jej cały naszyjnik z propsów za akcję "och jejejej, odpadam, chlip-chlip", aż tu nagle whoaa, jebs ukrytym immunitetem w pysk Alexis... ale mimo wszystko, pozostawała trochę krok za Murzynami, na przykład gdy nie zorientowała się, że Ozzy tonie. Ponadto, była zbyt grzeczna i niepewna siebie, myślę, że sporo też przegrała samą mową w finale.
*
Cirie - ej, pojedźmy kiedyś wszyscy razem do Stejtsów, napadnijmy ją w ciemnej uliczce, wsadźmy do wora i zaimportujmy do Polski, dobrze? Wtedy wszyscy kabareciarze straciliby pracę, a Kuba Wojewódzki pucowałby jej szpilki. Kocham jej komentarze
Pierwszy lepszy z brzegu tu ten o zbliżającym się ślubie Ozzy'ego i Erika
W strategii podobnie jak w Panamie, najwyższa półka, kobitka udowadnia, że można jednocześnie przelatywać poza radarem i być u władzy. Robiła praktycznie te same ruchy, co Parv, ale nie nadstawiała łba tak mocno, zawsze było to-nie-ja-to-moja-ręka i uważam, że gdyby weszła do finału, mogłaby sobie powojować.
*
Natalie - przez dwie trzecie programu myślałem, że to nie jest uczestniczka, tylko na przykład laska jakiegoś kamerzysty/ lekarza/ pana zamiatającego piasek, która nie miała co za sobą robić w domu, więc przybyła na wyspę razem z ukochanym i przypadkiem właziła gdzieś tam czasem w kadr. Jednak na samym finiszu wyskoczyła jak królik z kapelusza i zwinnym gestem ucięła parę łbów. Kocham jej niski, twardy i szelmowski głos w konfach, zupełnie jak Grace Jones w piosenkach Grace Jones. "Tu cherches quoi? À rencontrer la mooooooooooort?"
Inna sprawa, czy bycie płatną morderczynią na usługach faworytek i zrobienie głupa z tych dwóch blond cipasków przyniosło jej na dłuższą metę większe korzyści... Ale to już chyba bardziej kwestia kunsztu Parv i jej umiejętności manipulatorskich. Samą Natalie z otwartymi ramionami powitałbym kiedyś ponownie.
*
Erik - sezony z nim obejrzałem od dupy strony na opak, więc byłem autentycznie ciekaw, co takiego skłoniło Probsta do przywrócenia takiej lamy z gatunku lamowatych. Teraz już wiem, śmieszki
Po akcji z oddaniem immunitetu, zamknąłbym się w piwnicy i nie wychodził przez dwa miesiące. Chociaż z samego charakteru, wydawał się nieco bardziej żywotny niż w Caramoan, momentami oscylowałem nawet wokół lubienia go.
*
Alexis - pani motywejszynal spiker była całkiem godnie zmotywowana, żeby poskakać sobie po paru trupach. Jednak podobnie, jak w przypadku Natalie, trafiła na groźniejszego drapieżnika. Została wyr*chana, połknięta i wypluta z powrotem w formie Nic-Naców przez Parvati, Cirie, Amandę i - przede wszystkim - przez Drewnianego Kolegę Amandy.
*
James - zdecydowanie ślepnę. Żeby nie zauważyć takiego wielkiego i ciemnego kloca wymachującego jeszcze w dodatku grabarską łopatą, to już nie jest dobry objaw. A jednak - zapomniałem o nim nawet pisząc tę recenzję, chcąc od razu przejść do geniusza niżej. Jednak kiedy już udawało mi się go zauważyć, robił całkiem pozytywne wrażenie. Podobały mi się jego gadki z Parvati - na TC damy sobie po mordach, ale w praktyce i tak się lubimy
*
Jason - hejhej, czy ja już o nim nie pisałem trzy piętra wyżej? Kolesie wydają się być z jednej i tej samej maciory. Położenie IC-ka w zamian za czcze obietnice bezpieczeństwa, pomylenie kija z idolem, danie się okręcić Natalie wokół małego palca od stopy... chyba jest całkiem w typie Jeffa, aż dziw, że nigdy nie powrócił
*
Ozzy - jak to Ozzy, zawsze dostanie w p*zdę gdzieś po drodze i będzie śmiertelnie zdziwiony
Gościuuu, serio... ale że serio... ja naprawdę doceniam twoje sprawności w IC-kach, twój trud, twój znój, twoją pracę oraz to, że potrafisz odtańczyć kankana z małpami na szczycie najwyższej palmy na wyspie, ale nie miałeś nigdy refleksji nad swoim życiem i nad tym, że takie postępowanie sprowadza na ciebie... no nie wiem.... target? Może czasem wypadałoby odpuścić chociaż o 30%, uzbierać osiem kokosów mniej, dać się wykazać w IC-kach plemiennym współbraciom, usiąść, odpocząć, pierdnąć ze dwa razy, przeciągnąć się... i mieć w zamian szansę, że ktokolwiek poza wspomnianymi małpami, będzie chciał twojej obecności w programie dłużej.
*
Eliza - w Vanuatu przez cały sezon dojrzewałem do uwielbiania jej, więc tutaj mogłem już czuć się legitymowanym fanem. Ja wiem, że ona ma beznadziejny socjal, że lata, że skacze, że się wścieka, że zachowuje się jak spłoszony kurczak, ale nic nie poradzę - uwielbiam ją :D Uwielbiam też ten jej przerażony wytrzeszcz, jakby była bita w dzieciństwie i teraz nieustannie rozglądała się, czy na przykład ten dziwny odgłos na lewo, to czasem nie jej matka, która szuka jej ze ścierą w ręku.
*
Ami - jeśli ktoś jeszcze nie wiedział, że karma jest brudną rambo-dz*wką z ruskim karabinem pod pachą, to teraz jego wątpliwości chyba zniknęły. Miło się patrzyło jak Caryca Vanuatu znalazła się prawie od samego początku w roli ogona, który bezskutecznie próbuje wbić się do dominującego sojuszu i czeka na okruch z pańskiego stołu. Chociaż... czyżbym ja zaczął ją nawet w tej nowej roli lubić? Momentami karciłem sam siebie linijką po łapach, gdy przyłapywałem się, że trzymam za nią kciuki. Gdyby w szóstej rundzie faktycznie udało się zrobić przewrót przeciw Ozzy'emu, mogłoby być ciekawie.
*
Tracy - jeśli ona kiedyś nie powróci, to dostanę zajoba i utonę we własnej pianie. Zdecydowanie najlepsza zawodniczka spośród fanów. Ten cycaty trol pięknie podpierdzielał na przykład Joela żeby ochronić siebie i swoich śniętych sojuszników. "No jak to, gościu, pozwolisz żeby taki Mikey tobą pomiatał? Pff, nie żartuj, każdy tylko nie on, zniszcz go, pokaż jaja, you must fight, FIGHT, CRAZY MOTHAFUCKA!!!". Idealnie bazowała na jego najniższych instynktach i przerośniętym ego. Super kombinowała też po przemieszaniu. Gdyby tylko miała za sojuszników kogoś lepszego niż muły, ćwoki i mapeciątka, to rozwaliłaby tam wszystkich jak Fidel Kennedy'ego w Zatoce Świń.
*
Kathy - no dobra, może w grze była mułem, ćwokiem, mapeciątkiem i jeszcze na końcu zwariowała, ale jakoś tam ją lubiłem. Sarkazm i prześmiewczość zawsze na propsie. "He said it's gonna be *ryj na Joela* Maaaaary"
*
Chet - aaaaaaa, k*rwa, zabierzcie to ode mnie! Tam, daleko, może być do piwnicy koło wora na kartofle. I przykryć taczką.
*
Penner - ajjj, no były plany, był sojusz, był zaciech, był plan mordu na Parvatce, aż tu nagle łubudum, jebjeb, wyszło jak zawsze. Kolesiowi zawsze coś się spie**oli. Proponuję mu rolę trzeciego bandziora chcącego obrabować Kevina samego w domu w filmie o Kevinie samym w domu.. Aczkolwiek bardzo kijowo wyszło z tym medicalem, w końcu dotarł jakoś do etapu przemieszania, więc pierwsze koty za płoty, może akurat zwojowaliby świat z Elizką?
*
Joel - yeah
Mój główny śmieszek tego sezonu, to prawdziwa zbrodnia, że dostał w japę tak szybko. Tyle by się jeszcze zadziało! Mam wrażenie, że faworyci wyśledzili przed programem z kim przyjdzie im się mierzyć, napadli kolesia w ciemnym zaułku, James przysolił z sierpowego, Amanda zasunęła obcasem w jaja, Ozzy poprawił z kokosa i zmusili biednego Joela do bycia swego rodzaju double agentem. Misja: zrobić rozpie**olnik w plemieniu, żeby fani przestali być zagrożeniem. No nie mogę z typa, był tak pociesznie głupi
Wystarczyła drobna sugestia na zasadzie "nie bądź tchórzem, pokaż, że tu rządzisz", a koleś chodził jak w zegarku. Ja tego nie zrobię, JA? Mnie nazywasz tchórzem? No to patrz, potrzymaj-mi-piwo.
*
Mikey - tak bardzo nie pasował do innych facetów z plemienia fanów. Miał IQ wyższe od glonojada, więc się wyróżniał, był inny, a-my-tu-nie-lubimy-odmieńców i trzeba było go zabić.
*
Yau-Man - no przykro mi panie Sułku, nie tym razem. Zły sojusz, nieodpowiednie miejsce w nieodpowiednim czasie i tak dalej. Koleś jest naprawdę niegłupi, więc szkoda. Teoretycznie, takie osoby przelatują zawsze pod radarem i jakoś unikają kłopotów, ale tym razem pod radarem chciała przelecieć też Cirie, zaliczyli czołówkę i jedno z nich musiało zginąć. W sumie niezły ruch z jej strony.
*
Mary - biedna dziewusia. Dostała widłami w łeb trochę przypadkiem. Ciekawe, czy ona sama w ogóle wiedziała, że jest w aż-takim-ale-że-aaaaż-taaaaakim bliskim sojuszu z Mikey'em, czy rozgrywało się to bardziej w Krainie Baśni, Grzybów i Urojeń Joela. No cóż, na wszelki wypadek zabić, zniszczyć, zutylizować.
*
Fairplay - yyy, serio? Co to miało być? Narobić dymu, lęku i napięcia, a potem tak po prostu pójść sobie do domu? Uwielbiam go, ale on chyba jednak nie jest do końca stabilny emocjonalnie
To by było na tyle. Zapraszam... a zresztą sami wiecie