Survivor: Tocantins - The Brazilian Highlands (sezon 18)

Awatar użytkownika
Davos
6th jury member
Posty: 582
Rejestracja: 16 lut 2019, 01:44
Kontakt:

Survivor: Tocantins - The Brazilian Highlands (sezon 18)

Post autor: Davos »

Czyli J.T. coś potem odwali? :P Ja powiem tak - lubiłem tego gościa, ale nie znowu aż tak, żeby mu jakoś super mocno kibicować. Po prostu doceniam jego grę, zarówno pod względem strategii, jak i social game, bo ten miał na wysokim poziomie, skoro był tak lubiany. Ale było w tym sezonie parę osób, które lubiłem mocniej od niego.
Co do powrotów - wszystkie mnie oczywiście cieszą, zwłaszcza w przypadku Coacha i Stephena. Tysona i J.T. też mogę znów oglądać, ale wystarczyłby mi chyba jeden ich powrót, bo dwa to trochę dużo :P Wolałbym zamiast tego zobaczyć znów Taj - szkoda, że ona już nie wróci, powinna jeszcze dostać szansę...


No dobra, czas na obiecane dłuższe podsumowanie - z małym opóźnieniem, bo coś mi po drodze wyskoczyło.
Na początek lokalizacja - bardzo udana. Lubię sezony "lądowe", bo jest ich dużo mniej niż "wyspiarskich", a dodatkowo te brazylisjkie plenery prezentowały się bardzo efektownie. Zwłaszcza przypadła mi do gustu exile island. Podobało mi się też, że ten sezon był trochę taki "oldschoolowy" i przypominał dawne sezony - klasyczny podział na 2 plemiona po 8 osób, brak twistu związanego z przemieszaniem (co samo w sobie było zaskakujące), siedmioro sędziów i tylko dwóch finalistów. To wszystko jak najbardziej na plus. Fajny był też twist z zabieraniem na exile island jednej osoby z przeciwnego plemienia, bo to dawało duże pole do kombinacji. A tej w tym sezonie też nie brakowało. No i do tego cast był fajny, przewinęło się przez ten sezon kilka ciekawych osobowości jak Taj, Sierra czy Coach - ten ostatni to już w ogóle swego rodzaju ewenement :D Ale o tym za chwilę. Na pewno zaskakujące było też to, że Jalapao tak zdominowało grę, mimo że do mergu doszło w stosunku 6:4 na korzyść Timbiry (a jeszcze zaraz po tym odpadł Joe z powodów medycznych). Timbira to było zdecydowanie jedno z najbardziej skłóconych ze sobą plemion, jakie do tej pory oglądałem - gdyby potrafili współpracować to ktoś z nich by wygrał milion, ale oni woleli cały czas wbijać sobie noże w plecy ;) No i ostatecznie wszyscy na tym stracili.


Podsumowanie indywidualne:

Carolina - kłótliwa i irytująca, do tego miała wnerwiający głos :P Gdyby potrafiła siedzieć cicho to pewnie zamiast niej odpadłaby Sandy, a tak przez denerwującą osobowość sama wystawiła się na odstrzał.

Candace - pierwsza ofiara Coacha ;) Silna fizycznie i dobra w zadaniach, ale równie kłótliwa co Carolina. Pół biedy, gdyby kłóciła się, mając silną pozycję w plemieniu, ale ona miała wtedy po swojej stronie jedynie Erinn, która i tak ostatecznie się od niej odwróciła. Nie wyczaiła w porę, że wchodzenie w otwarty konflikt akurat z Coachem, który miał wtedy mocną pozycję w plemieniu, nie może jej wyjść na dobre.

Jerry - spoko gość i żałuję, że odpadł z powodu bólu brzucha. Co prawda nie pokazał się jako dobry strateg, ale gość wyglądał na lojalnego wobec swojego plemienia więc gdyby to on zamiast Erinn dotrwał do mergu, mógłby potem przyczynić się do tego, że Timbira trzymałaby się razem i być może zmieniłoby to zupełnie cały rozwój wydarzeń, bo po mergu odpadaliby ludzie z Jalapao.

Sandy - zakręcona babcia, ale w taki pozytywny sposób :) Szybko znalazła się na uboczu, gdy plemię uznało ją jako najmniej przydatną, ale dzięki temu, że ona dobrze spisała się w pierwszym zadaniu, ludzie woleli wyrzucić zamiast niej Carolinę. Potem Sandy jeszcze próbowała się utrzymać kosztem Sydney tym, że zawsze będzie lojalna wobec swoich i w sumie dziwiłem się, że ludzie wtedy zostawili Sydney, a wyrzucili Sandy, bo jej argument miał sens. No ale nawet gdyby ona wtedy nie odpadła to odpadłaby 3 albo max 6 dni później więc w sumie na jedno wychodzi. Szkoda, że nie znalazła tego immunitetu ukrytego na plaży, bo może trochę by namieszała w grze ;)

Spencer - sympatyczny gość, ale wyróżnił się tylko tym, że był najmłodszym uczestnikiem w historii Survivor i że miał jednego pamiętnego confessa o swojej orientacji, do której nie przyznał się nikomu w obozie. Pod względem strategii niestety nic nie zdziałał - nie wszedł w żaden sojusz, a pamiętam też z jego confessów, że niezbyt dobrze orientował się w sytuacji w obozie np. jak wtedy, gdy mówił, że Taj na exile island na pewno nie zdradzi Jalapao i będzie lojalna, a tymczasem ona właśnie zakładała z Brandonem tajny sojusz :P Jak na fana Survivor, którym Spencer ponoć był, nic szczególnego nie pokazał.

Sydney
- niezbyt za nią przepadałem. Jej jedyną strategią był flirt, co może i do pewnego momentu zapewniało jej przychylność ze strony Joe, ale ostatecznie i tak nie mogło jej zawieźć daleko, bo Sydney nie zbudowała żadnych sojuszy. Dziwiło mnie zresztą, że nie wyleciała już wcześniej, zamiast Sandy, gdy wprost powiedziała w twarz innym, że jest wyrachowana i zamierza w grze być przebiegła (czy jakoś tak). Ja bym jej po takiej deklaracji nie ufał i chciał odpalić jak najszybciej, bojąc się że po mergu może przeskoczyć do drugiego plemienia. Z drugiej strony cieszę się, że plemię nie zatrzymało jej dłużej kosztem Taj, bo było takie ryzyko... A to by sprawiło, że sezon stałby się dużo gorszy ;)

Joe - sympatyczny gość i szkoda, że musiał opuścić grę z powodu infekcji, ale pewnie i tak by zbyt długo nie przetrwał, bo był zagrożeniem w zawodach i po mergu Timbira chciała go odpalić zaraz po Brandonie. Pod względem strategii dużo nie pokazał - ot trzymał się Jalapao, ale nie miał żadnego sojuszu, a do tego wykazał się pewną naiwnością, wierząc w prawdziwość immunitetu zrobionego przez Taj :D Szkoda, że nie miał okazji go użyć :)

Brendan - dobry gracz i mój początkowy faworyt do zwycięstwa po tym, jak wziął na exile island Taj i od razu zaczął z nią kombinować. Pomysł z sekretnym czteroosobowym międzyplemiennym sojuszem był naprawdę świetny i mógłby wypalić, zwłaszcza że Brendan słusznie wytypował do niego Sierrę, a potem jeszcze wziął na exile island Stephena i potrafił zyskać jego zaufanie. I wszystko byłoby spoko, gdyby Brendan po mergu podszedł do Taj i Stephena zapewniając ich, że ich sojusz dalej działa. Zupełnie nie rozumiem, czemu tego nie zrobił i tak długo pozostawał bezczynny, wzbudzając w tej dwójce nieufność. A gdy już w końcu zaczął z nimi gadać (po 3 dniach od mergu!), było już za późno. No i drugi jego błąd to zbyt duża jego pewność siebie i tego, że wszyscy chcą odpalić Coacha - gdy ten w międzyczasie zdążył się dogadać z J.T. Wszystko to sprawiło, że mieliśmy blindside i Brendan poleciał. W sumie miał farta, że dopiero wtedy, bo odpadłby 3 dni wcześniej, gdyby nie ewakuacja Joe. No ale cieszę się, że ostatecznie wszedł chociaż do jury, bo zasłużył na to.

Tyson - świetny w zadaniach fizycznych, ale strategicznie zbyt wiele nie pokazał - ot trzymał się Coacha i jechał na jego plecach. Dopóki był potrzebny w Timbirze, dopóty to działało, ale po mergu, gdy tylko nie zdobył immunitetu i nadarzyła się okazja, inni go wykopali. Z charakteru też mi nie podszedł - miał co prawda kilka śmiesznych akcji, ale też był strasznie arogancki i nie podobało mi się, jak jechał bez powodu po Sierze. Z tego powodu czułem satysfakcję, gdy nadszedł jego blindside i Tyson poleciał, zupełnie się tego nie spodziewając :)

Sierra - bardzo szybko ją polubiłem i uważałem za słodziaka tego sezonu. Z pewnością pewną rolę grało tu współczucie po tym, jak z powodu jej choroby plemię uznało ją za nieprzydatną już na początku sezonu. Potem Sierra jakoś się wpasowała w plemię, choć miała też konflikty np. z Tysonem. Sprytnie za to wciągnęła Brendana w plan zdobycia na plaży immunitetu, dzięki czemu on potem odwdzięczył się jej, włączając ją do tajnego sojuszu. Sierra popełniła jednak ten sam błąd co on, bo ona sama też mogła po mergu pójść pogadać z Taj i Stephenem, a nie zrobiła tego. No i w sumie od tego momentu zaczęła się jej seria błędów, bo najpierw jako jedyna nie zorientowała się, że wszyscy obrócili się przeciw Brendanowi, a po jego eliminacji desperacko próbowała się ratować, robiąc z siebię ofiarę. No i trochę wtedy zaczęła mnie denerować swoim zachowaniem, bo zbyt dużo tych dram już się wokół niej robiło. A zamiast przepraszać ludzi z Timbiry, mogła spróbować przeskoczyć do Jalapao. Potem dostała jeszcze szansę od losu, gdy Jalapao postanowiło wyrzucić Tysona i wtedy Sierra popełniła kolejny błąd, gdy Coach i Debbie chcieli na powrót scalić niedobitki z Timbiry. Gdyby Sierra wtedy nie uniosła się honorem i zgodziła się na ten sojusz, gadając dodatkowo z Erinn to miałaby spore szanse na Top4, a może i ugrałaby jeszcze więcej. Ale ona zamiast tego zrobiła dramę, co w żaden sposób jej nie pomogło, bo zaraz potem odpadła. Podsumowując - nadal ją lubię, bo jest w niej coś takiego, że chciałoby się ją przytulić i pocieszyć... ale nie jestem pewien, czy znów chciałbym ją oglądać w Survivor. Zbyt emocjonalnie do wszystkiego podchodziła, a w Survivor jednak odrobina zimnej krwi jest bardzo potrzebna.

Debbie - przez połowę sezonu była raczej niewidoczna, a jeśli już gdzieś się przewinęła to dawała o sobie znać jej naiwność - jak wtedy, gdy przyłapała Brendana i Sierrę na kopaniu ogromnego dołu na plaży i uwierzyła im, że to dół na ognisko :D Potem jednak się trochę ogarnęła i zaczęła lepiej grać, mając dobry układ z Coachem i Tysonem. Po eliminacji Tysona jednak zrobiła głupi błąd, traktując Sierrę arogancko, gdy Coach próbował zrobić z nią sojusz. Potem z kolei Debbie, próbując się ratować, próbowała podstawić Coacha, co może nie byłoby takie głupie, gdyby nie to, że ten miał układ z J.T. Trochę desperacją też zalatywała próba przekonania J.T. i Stephena, że zadowoli się trzecim miejscem, jeśli oni ją do Top3 zabiorą ;) Generalnie kobitka trochę błądziła, ale też walczyła do samego końca więc za to plus. Jak na dyrektorkę szkoły zaskoczyła na pewno tym, że jest gotowa kombinować i zdradzać każdego, byle tylko zajść dalej. I to mi się w niej podobało - potraktowała to po prostu jako grę i nie oglądała się na to, co pomyślą o tym jej uczniowie i ich rodzice :)

Coach - no w końcu do niego dojechałem :D Zdecydowanie jedna z najciekawszych osobowości, jakie do tej pory przewinęły się przez wszystkie sezony Survivor :) Gość czasem bywał zabawny, czasem irytował, a czasem tak odlatywał, że można było mieć tylko jednego wielkiego mindfucka :D Ale jedno jest pewne - wzbudzał emocje i chyba nikt nie może powiedzieć, że Coach był mu obojętny. Większość go oczywiście nienawidzi, co widać nawet w komentarzach w tym temacie... A ja się wyłamię :P I powiem, że autentycznie polubiłem tego typa :) Co prawda nie jest to może ten rodzaj sympatii, jaką darzy się znajomych bo nie wiem, czy gdybym miał z Coachem siedzieć w jednym miejscu 24 godziny na dobę przez ileś dni to czy bym go nie znienawidził za te jego odpały :D Ale jako widz, który patrzył na niego z boku, muszę powiedzieć, że gościa lubiłem i cieszę się, że tak daleko zaszedł, bo Coach cholernie ubarwił ten sezon :) Niby miał konflikt "samców alfa" z Brendanem - ale nie aż taki, żeby się znienawidzić - obydwaj panowie widzieli w sobie rywali i zagrożenie, ale też traktowali się z szacunkiem. Niby miał spięcia z Sierrą - ale też potrafił się z nią godzić. Niby opowiadał całe mnóstwo trudnych do uwierzenia historyjek, w tym pamiętna opowieść o porwaniu przez Indian - a jednak na reunion miał ze sobą test z wykrywacza kłamst, z którego wynikało, że mówił prawdę i nawet Jeff przyznał, że mu wierzy. Niby Coach niemal błagał, żeby go nie wysyłano na exile island - ale kiedy już tam trafił to poradził sobie naprawdę znakomicie, a potem będąc osłabionym, omal nie wygrał immunitetu z silnym J.T. Za każdym razem, gdy on mnie czymś denerwował, robił potem coś, czym odzyskiwał moją sympatię. A te wszystkie jego teksty o odcięciu głowy smoka, sojuszu wojowników, byciu samurajem... :D Pod względem osobowościowym facet był jakby z innej planety :D Totalnie zakręcony i odjechany. Ale właśnie za to go lubię :)
A co do strategii to można powiedzieć, że była dosyć naiwna, zwłaszcza ten "sojusz wojowników"... Ale patrząc na to z innej strony, Coach tak na dobrą sprawę osiągnął swoje cele. Miał konflikt z Candace - doprowadził do jej eliminacji. Widział w Brendanie największego rywala i zagrożenie - pozbył się go. Chciał zajść daleko i być w gronie najsilniejszych - można powiedzieć, że mu się to udało, bo doszedł aż do Top5. Miewał też przebłyski dobrej strategii, jak np. wtedy, gdy próbował zjednoczyć resztki Timbiry. To, o co można się do niego najbardziej przyczepić to brak zjednoczenia Timbiry, a Coach powinien próbować do tego dążyć, skoro aspirował do roli lidera plemienia. Ale z drugiej strony, to było karkołomne zadanie, bo w tym plemieniu było zbyt dużo osób o trudnych osobowościach - oprócz Coacha jeszcze Candace, Sierra, Erinn czy Tyson, którego niechęć do Sierry nie ułatwiała zjednoczenia. Może i zwrócenie się przez Coacha do J.T. po mergu było z jego strony strzałem w stopę... a może nie, bo gdyby nie to, to odpadłby jeszcze szybciej. Skoro Timbiry nie dało się zjednoczyć to Coach wybrał po prostu grę z "najlepszymi". Może to i nieco pokrętna logika... ale skoro jemu samemu nie zależało na zwycięstwie, a chciał, żeby po prostu wygrał ktoś dobry to można powiedzieć, że cel osiągnął.

Taj - świetna babka, za którą mocno trzymałem kciuki, bo szybko ją polubiłem :) Bardzo przypominała mi Cirie, zarówno pod względem wyglądu, jak i osobowości :) Była tak samo sympatyczna, szczera i radosna, ale i równie dobra z niej była kominatorka :) Na początku dopisało jej szczęście, że Brendan wziął ją na exile island, ale ona potrafiła to doskonale wykorzystać, zyskując jego zaufanie i zakładając sojusz, do którego słusznie wytypowała też Stephena. Potem dołączyła jeszcze J.T. i była już w dwóch sojuszach - z J.T. i Stephenem w Jalapao i w "tajnym" czteroosobowym sojuszu międzyplemiennym. Do tego zdobyła też immunitet, choć moim zdaniem niepotrzebnie ryzykowała, oddając go "na przechowanie" Stephenowi. No i zrobiła też fejkowy immunitet, na który nabrał się Joe ;) Po mergu Taj czekała na ruch ze strony Brendana, a nie mogąc się go doczekać, zmieniła taktykę i trzymała się swoich z Jalapao, przeciągając jeszcze na swoją stronę Erinn. Miała też świetny social game i duże szanse na wygranie miliona, ale niestety pod sam koniec zgubiła ją pewność siebie... Szkoda, że Stephen i J.T. ją zdradzili, choć rozumiem ich ruch. Ale gdybym miał wybrać, kto z całego sezonu powinien zdobyć ten milion to wytypowałbym właśnie Taj. Bo graczem była świetnym. I wielka szkoda, że już nie powróci, zupełnie tego nie rozumiem... Chciałbym ją zobaczyć w duecie z Cirie, to by było coś! :)

Erinn - wiem, że sporo osób widzi w niej dobrego gracza. Ja tutaj znów się wyłamię :P Moim zdaniem ona miała po prostu dużo szczęścia. Na początku skumała się jedynie z Candace, a po jej wylocie była pierwsza do odstrzału i tylko choroba Jerry'ego sprawiła, że Erinn ocalała. Potem Timbira wygrywała wszystkie immunitety i tylko dzięki temu Erinn dotarła do mergu. Później w końcu zaczęła grać, przeskakując do Jalapao, ale to by jej i tak nic nie dało, gdyby nie fakt, że Timbira wycinała się wzajemnie, dając tym samym szansę Jalapao na przeżycie. Tym samym Erinn doszła do Top4, gdzie przetrwała dzięki temu, że była postrzegana jako ktoś, kto nie ma szans na zwycięstwo. To sprawiło, że wcześniej poleciała Taj, a i Stephen zapewne wziąłby ją do finału zamiast J.T. Oczywiście plus dla niej za to, że cały czas nakręcała Stephena na eliminację J.T., a jak ten drugi zdobył immunitet to próbowała skłócić go ze Stephenem. Ale nawet gdyby ona weszła do finału to moim zdaniem nie miałaby szans na wygraną. Prawdopodobnie jedyny głos zgarnęłaby od Taj, a i to tylko dlatego, że Taj była obrażona na swoich sojuszników za to, że ją zdradzili. Erinn nie była lubiana wśród ludzi z Timbira i przez cały sezon prowadziła bardzo słabą social game. Jeśli miałaby z kimś wygrać to tylko z kimś równie nielubianym, dlatego moim zdaniem ona powinna trzymać z Sierrą, bo chyba tylko z nią by mogła wygrać. Może jeszcze z Coachem, choć tego już nie jestem pewien. Ale z J.T., Taj czy Stephenem na pewno by nie wygrała.

Stephen - świetny i ogarnięty gracz, który stworzył bardzo sprawny duet z J.T., ale i szybko zyskał zaufanie Taj, dzięki czemu miał okazje wkręcić się w dobre układy i nawet trzymał w swojej kieszeni immunitet ;) Co prawda po mergu dopisało mu szczęście, że Coach chciał grać z J.T. i z nim, ale ta dwójka potrafiła dobrze to rozegrać i dzięki temu zajechała wspólnie do finału. Nie dziwię się, że Stephen pozbył się Taj, a potem chciał wziąć do finału Erinn, bo prawdopodobnie tylko w takim wariancie miałby szansę wygrać. Problem w tym, że nie zabezpieczył się odpowiednio na finał z J.T. tzn. nie próbował dorównać mu w social game. Z tej dwójki to Stephen był postrzegany jako większy kombinator, a występ na finałowej radzie tylko pogorszył całą sprawę, bo nie dość, że Stephen się zacinał i w pewnym momencie zaczął wyciągać brudy to jeszcze wyszedł na kogoś, kto był gotów zdradzić najlepszego kumpla, byle tylko zdobyć milion. I dlatego, choć bardzo doceniam jego grę to jednak ostatecznie uważam, że z tej dwójki to J.T. bardziej zasłużył na wygraną. Choć zwycięstwo aż 7:0 było bardzo zaskakujące i mimo wszystko niesprawiedliwe. Stephen powinien zgarnąć chociaż te 2, a najlepiej 3 głosy ;)

J.T. - początkowo nic nie wskazywało na to, że tak daleko zajedzie. Ot prosty gość z południa USA, bezpośredni i szczery, silny w zadaniach fizycznych itd. Ale na kombinatora nie wyglądał. Jego osobowość jednak zdecydowanie mu pomogła w grze - najpierw dzięki temu zakumplował się ze Stephenem, a potem z Taj, aż w końcu oni mu zaufali i wtajemniczyli w swój plan i wiedzę o immunitecie. Po mergu Jalapao było teoretycznie skazane na pożarcie, a medical Joe tylko pogorszył ich sytuację... Ale nagle okazało się, że wszyscy z Timbiry chcą grać razem z J.T. :D Nie wiem, co takiego miał w sobie ten gość, bo ja tego nie dostrzegałem, ale to nie ma znaczenie, bo ważne, że dostrzegli to ludzie z Timbiry. Jakimś cudem ten facet był tak lubiany i budzący zaufanie, że każdy chciał go mieć po swojej stronie. I to otworzyło jemu, Stephenowi i Taj drogę do finału. Może i Stephen był kumaty, może i Taj dobrze kombinowała - ale to właśnie świetna social game J.T. spowodowała, że ta trójka miała jakiekolwiek szanse po mergu. Dostali w swoje ręce mocne karty i wystarczyło już tylko nimi dobrze zagrać. Na finiszu J.T. wspólnie ze Stephenem zdradzili Taj, ale wcale im się nie dziwię, bo tylko ona mogła zagrozić któremuś z nich w zdobyciu miliona. A dla wszystkich miejsca i tak by zabrakło, skoro finał był dwuosobowy. J.T. zdobył ostatni immunitet i tylko dzięki temu znalazł się w finale więc można powiedzieć, że trochę szczęścia mu dopisało. Ale już w tym finale zaprezentował się jako osoba dużo bardziej szczera niż Stephen. J.T. zapunktował też u jury tym, że wziął Stephena do finału, mimo tego, że teoretycznie z Erinn miałby większe szanse. A wynik finału pokazał, że decyzję podjął jak najbardziej słuszną.
Więc choć z całego sezonu chciałbym zwycięstwa Taj to jednak z dwójki Stepen - J.T. uważam, że ten drugi bardziej zasłużył na wygraną, bo miał rewelacyjną social game. Co oczywiście nie oznacza, że nie doceniam Stephena, bo on też był świetnym graczem. Ale nie miał tak dobrych relacji z innymi jak J.T.


Co tu dużo gadać, sezon bardzo fajny i naprawdę przyjemnie się oglądało, jak to wszystko po kolei się toczy :)


A że jest to mój post nr 100 to przy okazji dziękuję wszystkim za dotychczasowe dyskusje :) Wkręciłem się zarówno w oglądanie wszystkich sezonów, jak i komentowanie tego na Waszym forum i na pewno będę to robił dalej, aż nie nadrobię wszystkich zaległych sezonów... a potem będę już kolejne komentować na bieżąco :)
Obrazek

Awatar użytkownika
ciriefan
sole survivor
Posty: 5963
Rejestracja: 27 mar 2010, 00:00
Winners at War: Natalie
Survivor AU All Stars: Shonee
Kontakt:

Survivor: Tocantins - The Brazilian Highlands (sezon 18)

Post autor: ciriefan »

Czyli J.T. coś potem odwali? :P
Cóż, wiele osób uważa, że JT by sobie nie poradził w tym sezonie bez Stephena, który go prowadził za rączkę. Kolejne sezony z udziałem JT pokażą, czy te osoby mają rację. Cóż mogę rzec? Każdy kolejny występ JT przebija poprzedni. "Embarrassment JT level" to już taki wewnętrzny survivorowy żart. JT można lubić lub nie (ja go osobiście nie cierpię i zawsze tak było), ale trzeba przyznać, że dostarczy jeszcze dużo rozrywki.
Wolałbym zamiast tego zobaczyć znów Taj - szkoda, że ona już nie wróci, powinna jeszcze dostać szansę...
Taj miała możliwość powrotu, jednak nie przyjęła propozycji. Tak samo Sierra.

Awatar użytkownika
Davos
6th jury member
Posty: 582
Rejestracja: 16 lut 2019, 01:44
Kontakt:

Survivor: Tocantins - The Brazilian Highlands (sezon 18)

Post autor: Davos »

ciriefan pisze:
17 lip 2019, 21:41
Cóż, wiele osób uważa, że JT by sobie nie poradził w tym sezonie bez Stephena, który go prowadził za rączkę. Kolejne sezony z udziałem JT pokażą, czy te osoby mają rację. Cóż mogę rzec? Każdy kolejny występ JT przebija poprzedni. "Embarrassment JT level" to już taki wewnętrzny survivorowy żart. JT można lubić lub nie (ja go osobiście nie cierpię i zawsze tak było), ale trzeba przyznać, że dostarczy jeszcze dużo rozrywki.
No to czekam z niecierpliwością :) Choć nawet jeśli odpadnie od razu to nie wiem, czy będzie to jakaś obiektywna miara jego umiejętności, bo ósmy sezon pokazał dobitnie, że zwycięzcy innych sezonów są odpalani za sam fakt, że są zwycięzcami...
ciriefan pisze:
17 lip 2019, 21:41
Taj miała możliwość powrotu, jednak nie przyjęła propozycji. Tak samo Sierra.
Szkoda :/
Obrazek

MaciekRS
6th jury member
Posty: 585
Rejestracja: 03 mar 2018, 15:17
Kontakt:

Survivor: Tocantins - The Brazilian Highlands (sezon 18)

Post autor: MaciekRS »

A co do Sydney to z tego co mówił Stephen wynika ze była naprawde przyzwoitym graczem zarówno od strony strategii jak i survivalu (to ona była na przykład codziennym rozpalaczem ognia). Wypadla bo Stephen i JT uważali ją za zbyt wielkie zagrożenie.

Awatar użytkownika
Davos
6th jury member
Posty: 582
Rejestracja: 16 lut 2019, 01:44
Kontakt:

Survivor: Tocantins - The Brazilian Highlands (sezon 18)

Post autor: Davos »

Z tym survivalem to wierzę, bo pamiętam, jak ludzie z Jalapao próbowali rozpalić ogień i nie mogli sobie z tym poradzić, a Sydney wzięła krzemień i maczetę i rozpaliła ogień od razu :D Potem na confessie mówiła, że w dzieciństwie spędziła sporo czasu na biwakach i tam się nauczyła takich rzeczy. Graczem też nie była złym, choć moim zdaniem niepotrzebnie mówiła przy wszystkich, że zamierza być w tej grze wyrachowana. A wiadomo, że na radzie, na której odpadła, wybór był tylko między nią a Taj więc nic dziwnego, że Stephen i J.T. woleli zostawić Taj, której ufali i z którą mieli układ. Sydney w tym czasie miała jedynie poparcie Joe, z którym flirtowała. Ale nie próbowała zawierać żadnego trwałego sojuszu ze Stephenem i J.T., a przynajmniej nic takiego nie było pokazywane.
Obrazek

ODPOWIEDZ

Wróć do „Survivor 1 - 45”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości