Survivor: The Australian Outback (sezon 2)

Guest

Post autor: Guest »

W tym sezonie warunki by³y bardzo ciê¿kie. Uwa¿am, ¿e poza Afryk± to by³o najtrudniej przetrwaæ 39 dni, czy jak w przypadu tego sezonu 42 dni.
Co do samego sezonu mia³em mieszane uczucia. Czasem chyba po prostu wia³o nud±.
Jerri by³a tu bardzo z³ym cz³owiekiem. Nie, wgl rozwali³a mnie ta akcja z oskar¿eniem Kel'a o przemycanie suszonej wo³owiny :D On te¿ chyba bardzo do siebie to wzi±³.
Co do Colby'ego to on tak nieznosi³ Keith'a ¿e po prostu wola³ oddaæ milion Tinie. To by³a jego decyzja. My¶lê, ¿e mówienie, ¿e Tina jest bardzo niezas³u¿onym zwyciêzcom to przesada. Sztuk± jest nie wygraæ ¿adnego zadania i doj¶æ do fina³u. Fajnie, ¿e wygra³a.
Uwielbiam Aliciê "mam do¶æ ciebie i tych pier********* kurczaków", Kimmy zreszt± te¿ lubi³em mimo, ¿e inni negatywnie j± postrzegali, taka schilloutowana dziewczyna, po¶miaæ siê przynajmniej mo¿na by³o. S³odk± do szpiku ko¶ci Elisabeth te¿ lubi³em, jak chyba ka¿dy. Marylan to odjechana babka.

Awatar użytkownika
Jack
sole survivor
Posty: 5704
Rejestracja: 02 maja 2010, 00:00
Kontakt:

Post autor: Jack »

Ellisabeth odchodzi z talk-show które prowadziła na ABC i przechodzi do stacji FOX News, gdzie będzie prowadziła morning show. http://www.nytimes.com/2013/07/10/busin ... .html?_r=0

frasiek
sole survivor
Posty: 1106
Rejestracja: 27 gru 2010, 00:00
Kontakt:

Post autor: frasiek »

Jack pisze:Ellisabeth odchodzi z talk-show które prowadziła na ABC i przechodzi do stacji FOX News, gdzie będzie prowadziła morning show. http://www.nytimes.com/2013/07/10/busin ... .html?_r=0
A podczas Survivora wyglądała na przyzwoitą osobę.

Seth
4th voted out
Posty: 35
Rejestracja: 11 maja 2014, 00:00
Kontakt:

Post autor: Seth »

Skończyłem nareszcie oglądać drugi sezon, niedawno dawałem opinię o pierwszym, to teraz parę słów o Australii.
Podobnie jak Borneo kiedyś tam liznąłem go w polskiej TV, ale już praktycznie nic nie pamiętałem. Zawsze myślałem, że Tina to jeden z tych niezasłużonych zwycięzców, jadących na plecach innych, pod radarem. A tu miła niespodzianka, nie dość, że sympatyczna babka to miała jakiś tam poukładany plan, w dodatku składnie i z sensem mówiła na ostatniej radzie. Dużo lepiej się sprzedała, niż Colby.
No właśnie Colby, "Legenda", wielkie zagrożenie w zadaniach, ale szczerze? Bez rewelacji. Myślałem, że będzie wygrywał wszystko, a tak naprawdę zaczął, gdy w grze zostały same "zgredy"+ przeciętna Elisabeth. W przyszłych sezonach to widać, a nie był jeszcze taki stary żeby, aż tak opaść z formy. Jerri tak jak się spodziewałem beznadziejna, strasznie irytująca, Amber również. Ładna buźka i nic więcej, tu widać kunszt Bostona Roba jak bardzo ją "wycarrował" w All Stars.
Keith o którym nie słyszałem nic, według mnie był bardzo ciekawym graczem(charakter, nie strategia), szkoda, że się już nie pojawił. Verner był spoko, ale jakim cudem gościu, który odpadł tak szybko, w tak nudnym sezonie dostał się do S31, a nie Shane, Kimmi przynajmniej nie miała zbytniej konkurencji..
No właśnie co do nudy. Powtarzam sobie survivora tylko w dni wolne od pracy, późnymi wieczorami ,zazwyczaj po jednym odcinku. O ile w Borneo to się sprawdzało to tutaj po prostu zasypiałem za każdym razem, musiałem rozbijać na 3 częśći prawie każdy odcinek. Także niestety Outback u mnie leci do TOP5 najgorszych sezonów.

Awatar użytkownika
tombak90
sole survivor
Posty: 2663
Rejestracja: 12 mar 2011, 00:00
Lokalizacja: Poznań
Winners at War: Tony
Survivor AU All Stars: David
Kontakt:

Post autor: tombak90 »

O Bogusławie, czyli jednak da się nie nienawidzić Keitha? Wydaje mi się, że możesz być jedyny na tej planecie :D No ale cóż, gusta & guściki, każda potwora znajdzie amatora i tak dalej...

Zgadzam się jednak w stu procentach, że Tina wygrała zasłużenie. Dobra i rozważna zawodniczka. Colby'ego oglądając w miarę lubiłem, ale z im większej perspektywy na to patrzę, tym bardziej heheszny wydaje mi się ruch wzięcia Tiny do finału. Zniżył się tym strategicznie do poziomu runner-upa z Cagayan, czyli do poziomu... Langusty? Meduzy-stułbiopława? Te okolice.

Amber to typowy przykład dupy wołowej, która stwardniała dopiero przy okazji otrzymania drugiej szansy - coś jak dwójka leszczyków z South Pacific, których wzięli do Caramoan. Zupełnie inny poziom i moim zdaniem to, co stało się w All Starsach nie jest tylko zasługą Roba, ale też jej samej. Co do Varnera zgoda. A Jerri jest dla mnie bogiem. Nie strategicznym, ale wciąż bogiem.

Ja mimo wszystko lubię ten sezon, pamiętam go dość wyraźnie z emisji bodaj w 2002 roku na TVP, więc zostaje sentyment i wspomnienia z czasów biegania po podwórku, napier*alania w konsolę i zbierania Pokemonów.
"Dziś prawdziwych villainów już nie ma..."

Seth
4th voted out
Posty: 35
Rejestracja: 11 maja 2014, 00:00
Kontakt:

Post autor: Seth »

Hmm... gdyby się zastanowić to nie wiem, czy Keith nie byłby moim faworytem/ulubieńcem w tym sezonie. Może, gdyby Verner został dłużej to on, ale tak to jednak Keith.. Ogólnie już dawno zauważyłem, że mam inne gusta do większości w stosunku do Survivor/ Amazing Race :)

Luukas
6th voted out
Posty: 96
Rejestracja: 07 lis 2015, 00:00
Lokalizacja: Polska
Kontakt:

Post autor: Luukas »

Survivor: The Australian Outback
Sezon według mnie dość kiepski i nie dorównuje Borneo. Po pierwsze gorsza ekipa, chociaż lokalizacja wydaje się być naprawdę lepsza niż Borneo. 42 dni to zdecydowanie za długo dla widzów to tylko parę minut oglądania więcej survivora, znaczy o 1 odcinek więcej przez te 3 dni, ale dla uczestników te 3 dni to naprawdę dużo czasu. Nie dość że Australia to jak ktoś wcześniej powiedział najtrudniejszy do przetrwania teren, chociaż nie wiem czy Africa albo Pearl Island nie były gorsze, ale według mnie Australia była gorsza, dlatego zajmuje w moim rankingu 2 miejsce, a bohaterem sezonu jest chyba ... Colby, chociaż nie wykazał się chłop biorąc do finału Tinę no, ale taka była jego strategia.

Ranking
1. Borneo

2. Australia

Pyra
1st voted out
Posty: 8
Rejestracja: 02 paź 2015, 00:00
Kontakt:

Post autor: Pyra »

Podobał mi się ten sezon, dużo ciekawych osobowości (jednak Borneo wydaje się lepsze pod tym względem), lokalizacja nie przypadła mi do gustu aczkolwiek fajne było to, że zawodnicy mieli ciężko, Survivor nie powinien być jak wakacje. Zacząć muszę od tego, że do dzisiaj nie rozumiem jakim cudem Colby wybrał Tinę, jedno z najgorszych zagrań jakie widziałem. Co do zwyciężczyni to mimo wszystko uważam, że nie powinna wygrać ale było dużo gorszych zwycięzców. Colby'ego bardzo lubiłem w tym sezonie, trochę zraził mnie w kolejnym z jego udziałem. Jerri... jedna z gwiazd sezonu, niby wyrafinowana itd a jednak wzbudzała moją sympatię, może dlatego, że mi się podoba (Amber skądinąd nudna jak flaki z olejem nie ma do Jerri nawet podejścia) :D. Widzę, że dużo osób chwali Kimmi, nie wiem ja tam jej nienawidziłem, Alici też nie lubię ale podczas ich kłótni byłem po jej stronie. Szkoda mi było Skupina, fajny zawodnik, w ogóle ta ewakuacja zostaje w pamięci, chyba symbol tego sezonu.
Podsumowując sezon jak najbardziej godny polecenia, klimat dość podobny do Borneo ale dużo więcej strategii mimo to uważam 1 sezon za lepszy.
Trochę papugując (mam nadzieję, że się nie obrazisz :wink: ) kolegę powyżej będę pod każdym kolejnym sezonem pokazywał ranking a więc:

1. Borneo
2. Australian Outback

Awatar użytkownika
Fenistil
1st jury member
Posty: 196
Rejestracja: 22 sie 2017, 21:27
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Survivor: The Australian Outback (sezon 2)

Post autor: Fenistil »

Widać, że po sezonie pierwszym uczestnicy drugiego odrobili pracę domową i pod kątem strategii byli już zdecydowanie bardziej ogarnięci. Przede wszystkim każdy wiedział, że nawet w przypadku różnych podziałów w plemieniu, po merge'u trzeba się tego plemienia trzymać i głosować blokowo bez litości, bo w przeciwnym wypadku to drugie plemię tak zrobi. Trzeba przyznać, że obowiązująca wówczas reguła rozstrzygania remisów miała w tym sezonie ogromne znaczenie i od pewnego momentu ustawiła ona resztę rozgrywki. Wiem, że ta reguła została w późniejszych sezonach zmieniona na jakąś inną, ale tu też potrafiła dostarczyć trochę emocji. :)

Debb - Jako najstarsza kobieta w plemieniu była łatwym celem do odstrzału. Do tego niepotrzebnie nakłamała, że Jeff sam chce odejść - przecież takie kłamstwo łatwo wychodzi na jaw. No ale stosunek głosów 7-1 trochę mnie zaskoczył. Czy plemię było aż tak zgodne, czy może już wtedy chcieli zminimalizować liczbę głosów na swoich członków, na potrzeby późniejszego remisu?

Kel - Koleś się chyba za dużo Survivora naoglądał. :D Śmiesznie było patrzeć, jak próbuje bezmyślnie kopiować motywy z pierwszego sezonu lub nieudolnie formować sojusze, np.: "Muszę regularnie zdobywać pożywienie, to mnie nie wyrzucą" albo "Powiedziałem, że będę głosował na Jerri, więc tak zrobię, bo dotrzymuję słowa". No i ta sprawa z rzekomym przemyceniem suszonej wołowiny... Nie lubiłem gościa i bardzo mnie ucieszyło jego odpadnięcie, ale mimo wszystko chyba wywalanie młodych mężczyzn zaraz na samym początku, i to tak jednomyślnie, chyba nie zdaża się zbyt często i w tym sensie mnie trochę zaskoczyło.

Maralyn - Od początku bardzo ją polubiłem. Szkoda, że odpadła tak szybko.

Mitchell - Był irytujący i bardzo go nie lubiłem. Byłem zachwycony tym, że Colby zdecydował się jednak na niego zagłosować.

Kimmi - Była całkiem sympatyczna, choć niestety wegetarianizm dość znacząco przeszkodził jej w rywalizacji. Po pierwsze oddaliło ją to od reszty grupy, gdy np. wszyscy cieszyli się z kurczaków, a ona nie, a po drugie przez ich niejedzenie z pewnością była też słabsza fizycznie. Choć moim zdaniem w swojej kłótni o kurczaki z Alicią miała trochę racji - nie chodziło jej przecież o to, żeby ich nie zabijać, tylko żeby nie jeść od razu jeden za drugim. Jestem ciekawy, czy w przyszłych sezonach jacyś wegetarianie jeszcze się pojawiają, czy też przypadek Kimmi ich zniechęcił lub są nieco odsiewani na etapie zgłoszeń. No i jeszcze inna sprawa - dużo straciła w moich oczach, gdy okazało się, że to ona wypaplała Ogakor o głosie na Jeffa.

Michael - Gość był lekko świrnięty i szkoda, że musiał być ewakuowany z gry, bo jestem niesamowicie ciekawy jak by sobie później poradził. Akcja z jego wpadnięciem w ogień na pewno dodała sezonowi dramaturgii i w sporej mierze wpłynęła na kolejne wydarzenia - gdyby Kucha mieli szansę wygrać wtedy immunitet, to byłoby 6-4 i całość potoczyłaby się zupełnie inaczej.

Jeff - Całkiem go lubiłem. Szkoda, że Kimmi wypaplała przeciwnikom o głosie na niego i że w ten sposób musiał odpaść. Nie rozumiem natomiast, jak mógł się skusić jakimś głupim masłem orzechowym by odpuścić walkę o immunitet, gdy w praktyce oznaczało to jego odpadnięcie oraz zagładę wszystkich Kucha. Co prawda mieli szansę trafić w jakiegoś Ogakor z wcześniejszym głosem, ale np. taki Keith też był narażony i jakoś dał radę wytrzymać na tym palu. Na co Jeff liczył? Że Ogakor spróbują celować w kogoś innego, bo pomyślą, że mu nie zależy? Może że nie uwierzą temu, co wypaplała Kimmi? A może był aż tak pewny, że Colby miał wcześniej głosy? Tak czy inaczej wszystkie te powody są bardzo słabe i wątpliwe.

Alicia - Dobrze jej życzyłem, choć nie można o niej niestety zbyt wiele powiedzieć. Jako Kucha była jakimś tam zagrożeniem fizycznym, więc odpadła i tyle.

Jerri - Nie lubiłem jej, bo wyszła z niej straszna suka, która traktuje ludzi przedmiotowo i o nikogo nie dba. Choć oczywiście całkiem możliwe, że naprawdę taka nie jest i to tylko postać wykreowana przez nią lub przez telewizję. Bardzo się ucieszyłem, że w tym sezonie nie mamy do czynienia z ubijaniem jak leci byłych Kucha i że jej odpadnięcie było jakimś tam małym zwrotem akcji. Choć z drugiej strony uważam, że Colby, Tina i Keith trochę głupio zrobili eliminując ją już wtedy. Jeśli Amber, która czuła się zdradzona i w oczywisty sposób nie miała już żadnego realnego sojuszu, sprzymierzyłaby się z chwytającymi się brzytwy Kucha, to cała ta trójka mogła polecieć. No chyba że byli aż tak pewni, że Amber nie jest zdolna do jakiejkolwiek sensownej, samodzielnej akcji.

Nick - O nim nie ma co zbyt wiele mówić. Był w porządku, choć najwyraźniej trochę leniwy. Musiał odpaść, bo był fizycznym zagrożeniem w konkurencjach

Amber - Jedna z najbardziej nijakich postaci w programie. Była pionkiem Jerri i choć było jasne, że po jej odpadnięciu została sama bez żadnego realnego sojuszu, to nic z tym nie zrobiła i czekała na rzeź. Była pod tym względem trochę jak Sean z pierwszego sezonu - głosująca z ludźmi ze swojego początkowego plemienia, choć wszyscy oprócz niej są w sojuszu i jest oczywistym kolejnym celem.

Rodger - Bardzo sympatyczny pan i trochę bałem się, że Kucha wyrzucą go dość wcześnie, bo zdecydowanie nie radził sobie w konkurencjach drużynowych i był tam dla plemienia sporym obciążeniem. No ale uchował się i całe szczęście, bo był później takim dobrym duchem drużyny. No i jego ojcowska relacja z Elizabeth była niesamowicie sympatyczna. :)

Elizabeth - Również bardzo sympatyczna, tworzyła wspaniały duet z Rodgerem. Niby doszli razem dość daleko, ale z góry byli na skazanej pozycji i zawdzięczają to tylko wcześniejszemu wywaleniu Jerri i Amber oraz temu, że nie byli zagrożeniem w walce o immunitet. Szczerze mówiąc nie rozumiem rozgłaszania przez Rodgera wieści o chorobie w jej rodzinie - no bo jaki miałoby sens ewentualnie brać ze sobą do finału kogoś, kto może zebrać głosy na litość?

Keith - Śmiesznie wyszło, że po tym jak w sezonie pierwszym Kelly okazała się niezbyt dobrą wioślarką, w tym sezonie kucharz Keith nie potrafił dobrze ugotować ryżu. :D Miałem do niego dość neutralne odczucia. Tak daleko zajechał tylko na sojuszu z Colbym i Tiną. Bez tego odpadłby już w czwartym odcinku. A tak to był przydatny, żeby robić przewagi w głosowaniach, ale nic poza tym. Chyba nie zasłużył, by znaleźć się w finale.

Colby - W tym sezonie, jak się okazuje, też mieliśmy serię wygranych przez jedną osobę immunitetów i nagród pod koniec. Czy różnice między uczestnikami były aż tak duże, czy może wygrane nagrody pozwalają stawać do kolejnych wyzwań jeszcze silniejszym? Tak czy inaczej na finał jak najbardziej zasłużył i byłby też godnym zwycięzcą. Ładnie rozegrał całą sprawę z Tiną/Keithem i Jerri/Amber, gdzie na dobrą sprawę z każdym miał sojusz i mógł rozdawać karty. Zgadzam się, że z Keithem w finale miałby znacznie większe szanse i to błąd z jego strony, że zabrał Tinę do finału. No ale cóż - każdy może kierować się czym chce przy takim wyborze, także sumieniem. A jakby Keith przypadkiem wygrał, to by dopiero było ogólne oburzenie. :D

Tina - W pewnym momencie na początku zdawało się, że ona i Keith są już przygotowani do wyrzucenia z Ogakor, ale to głównie za jej sprawą udało się uformować sojusz, który zaprowadził ją i Colby'ego do finału. Trudno ocenić, na ile swoją wygraną zawdzięcza strategicznemu geniuszowi, a na ile szczęściu, ale na pewno potrzebowała po trochu i tego, i tego. Chyba minimalnie bardziej wolałbym wygraną Colby'ego, bo miał ładnie rozegraną całą rozgrywkę, ale Tina też na pewno jest zasłużonym zwycięzcą.

Awatar użytkownika
Maw
sole survivor
Posty: 1283
Rejestracja: 28 mar 2017, 23:30
Winners at War: Parvati
Survivor AU All Stars: Shonee
Kontakt:

Survivor: The Australian Outback (sezon 2)

Post autor: Maw »

Ooo, to była moja pierwsza edycja ever i darzę ją ogromnym sentymentem, i jedna z ulubionych ever, więc też skomentuję. <3

Debb - lubiłem ją i smutno mi się zrobiło jak odpadła, a zwłaszcza na reunionie jak tak smutała. :(
Kel - nuda. Jerri go zniszczyła.
Maralyn - polubiłem ją, ale od początku spodziewałem się, że może szybko odpaść ze względu na swój wiek i sprawność na zadaniach, no i się nie myliłem.
Mitchell - nie polubiłem go. Wydawał się dość nijaki na tle fajnego castu.
Kimmi - uwielbiałem ją i jej dramy o kurczaki, i ogólnie miała super charakter. <3 Szkoda tylko, że ze strategią było gorzej,
ale było mi przykro jak odpadła. :( Dlatego bardzo się cieszyłem z jej powrotu w Cambodii, gdzie pokazała, że wie na czym polega gra i mimo że poświęcono jej mało airtime'u to była moją faworytką.
Michael - zawsze szkoda osób, którzy zostają ewakuowani z gry przez problemy medyczne. Jakoś niespecjalnie mu kibicowałem, ale przynajmniej był pierwszą ewakuowaną osobą ever.
Jeff - nawet spoko, ale fatalny ruch, gdy poddał się na zadaniu. Sam jest winny sobie eliminacji.
Alicia - jedna z moich ulubionych uczestniczek edycji. Cieszę się, że udało jej się dotrwać do etapu jury. Twarda, nie dająca sobie kaszę dmuchać i trzymająca się swojego zdania. Widać było, że w swoim plemieniu miała bardzo silną pozycję. Kto wie, może gdyby los potoczył się inaczej to nawet wygrałaby całą edycję.
Jerri - uwielbiałem ją i jest jedną z moich ulubionych uczestników Survivora w historii. <3 Nie była zbytnio lubiana przez innych przez co często była na celowniku innych, ale umiała z tego wyjść obronną ręką. Do pewnego czasu miała władzę i wszystko działo się tak jak ona tego chciała. Jeden z najmądrzejszych graczy edycji.
Nick - duch i zero strategiczne tak samo jak Amber.
Amber - jak wyżej.
Rodger - taki niezbyt znający się na strategii dziadek. Całkiem miły, ale to tyle.
Elisabeth - na początku była duchem, ale potem okazało się, że nie jest tylko pustą blondynką i umie walczyć o siebie. Ciekawie się ją oglądało. Na pewno miała więcej do powiedzenia niż Rodger.
Keith - on był w sumie bezużyteczny, ale przynajmniej był śmieszny i czasami miałem z niego bekę. Idealny kandydat do finału, bo mało z kim miałby szansę wygrać.
Colby - nigdy nie rozumiałem i nigdy nie zrozumiem zachwytów nad nim. Podejmował złe decyzje (pomijając to, że on w ogóle mało ich podejmował), a już najgorszą z możliwych było wzięcie Tiny do finału. Rozumiem, że może zrobiło mu się jej przykro, że bardziej zasługiwała niż Keith, ale to była kompletnie niestrategiczna decyzja wynikająca jedynie z emocji jakie nim kierowały. Jedyne co ciekawego wniósł do tego sezonu to jego siła w zadaniach w których był niepokonany. Poza tym nieciekawy gracz, który w starciu z Tiną nie zasłużył na ani jeden głos.
Tina - jak najbardziej zasłużony zwycięzca. Potrafiła pogodzić grę socjalną z zimną strategią, co przyniosło jej tytuł Sole Survivor. Każda jej decyzja była przemyślana. Nie kierowała się emocjami. Tutaj na forum chyba dużo osób uwielbia Colby'ego i nie znosi Tiny, ale prawda jest taka, że jeśli chodzi o grę fizyczną, Colby wygrywa, ale Tina była od Colby'ego dużo razy mądrzejsza i była mózgiem edycji.

zielony - uwielbiałem
różowy-oczojebny - lubiłem
inny różowy - nawet spoko
pomarańczowy - obojętny/neutralny
czerwony - nie lubiłem

Saw
8th jury member
Posty: 760
Rejestracja: 15 wrz 2017, 12:41
Winners at War: Michele
Survivor AU All Stars: Shonee
Kontakt:

Survivor: The Australian Outback (sezon 2)

Post autor: Saw »

Siedząc z nudów postanowiłem napisać trochę o tym sezonie. Obejrzałem ten zaległy sezon przed all stars, żeby nie natknąć się na spojlery. Choć strategii nie było za dużo, to jednak niezwykle przyjemnie się oglądało. Trzeba przyznać że jak na drugą edycję to i tak uczestnicy byli już przygotowani na grę i wiedzieli mniej więcej czego się spodziewać. Wcale mi nie przeszkadzało że nie było żadnych twistów, a powiedziałbym że to nawet plus. Lokalizacja choć na początku mi się nie podobała to jednak szybko się do niej przekonałem. Uczestnicy naprawdę mieli ciężko bo głodowali i na domiar złego przytrafiła im się powódź. Oni tam naprawdę walczyli o przetrwanie. Najbardziej ten sezon pochwaliłbym za różnorodny i ciekawy cast. Prawie każdy na swój sposób był ciekawy i coś wnosił do programu.

Debb - jakaś taka dziwna była, choć ogólnie nic do niej nie mam. Dziwię się że jednomyślnie wszyscy na nią zagłosowali. Nie wydawała się najsłabszym ogniwem. Była też pomocna w plemieniu. Więc ciekawe czym aż tak do siebie zraziła współplemieńców.
Kel - ktoś taki jak on nie ma szansa w tym programie. Nie ma to jak na początku odseparować się od plemienia i nie próbować złapać kontaktu z uczestnikami. To własnie na początku socjal jest najważniejszy. Myślał że jak będzie pomocny w plemieniu to go nie wyeliminują. Ale jak widać mocno się przeliczył.
Marlyn - sympatyczna babcia. Była najsłabsza w zadaniach więc nic dziwnego że tak szybko odpadła. Nie miała raczej żadnych szans żeby się wyratować.
Mitchell - najnudniejsza osoba z całej obsady. Pionek Jerri i to wszystko co można o nim powiedzieć.
Kimmi - bardzo ją polubiłem od początku. Jako wegetarianka miała ciężko w plemieniu. Na pewno zapamiętana zostanie jej kłótnia z Alicią o kurczaki.
Michael - bardzo ciekawy uczestnik. Czasem miałem go za wariata, ale ogólnie był spoko. Stał się liderem swojego plemienia i miał bardzo mocną pozycję. Jestem ciekaw jakby potoczyła się jego gra gdyby nie wpadł do ognia. Ten wypadek wygląda naprawdę strasznie, ale dobrze że nie skończyło się gorzej. Na pewno będzie to najbardziej pamiętna akcja z tego sezonu. Ten wypadek też jest ważny dla losów tego sezonu, bo gdyby Kucha wygrało ostatni drużynowy IC, to gra potoczyłaby się zapewne inaczej.
Jeff - lubiłem gościa. Widać było że dobrze kombinuje i wszedł w dobry sojusz z Alicią. Jednak zrobił coś bardzo głupiego co późnej pogrążyło jego jak i całą Kucha. Zamiast walczyć o immunitet w pierwszej konkurencji po połączeniu, on skusił się na czekoladę. Konkurencja nie była trudna, a wiedząc jak wygląda sytuacja powinien stać do końca na tych słupkach. Szkoda że przez takie głupstwo tyle zaprzepaścił.
Alicia - dobrze grała przed połączeniem. Weszła w dobry sojusz i była jedną z osób rozdających karty w plemieniu. Jednak po mergu została uznana za zagrożenie i szybko odpadła.
Jerri - zdecydowanie najbarwniejsza uczestniczka w programie. Jedni jej nienawidzą a inni uwielbiają. Ja tam ją polubiłem od początku. Co prawda była z niej niezła sucz, ale myślę że to była część jej strategii. Nie wydaje mi się żeby w życiu prywatnym też taka była. Świetnie udało się jej wmówić wszystkim że Kel przemycił jedzenie. Naprawdę dobra z niej manipulatorka. Założyła dobry sojusz i gdyby nie zdrada Colby'ego zaszłaby dużo dalej.
Nick- spoko gość, choć niczym szczególnym się nie wyróżniał. Wygrana immunitetu pozwoliła mu zostać trzy dni dłużej.
Amber - lubiłem ją, ale strategicznie słabo to wyglądało. Miała szansę jeszcze się uratować po eliminacji Jerri. Widząc że jest poza sojuszem w Ogakor miała dwukrotnie szansę przeskoczyć do sojuszu Kucha, ale nie zrobiła tego. A później się to na niej zemściło.
Rodger - bardzo sympatyczny dziadek. Ja tam ogólnie za dziadkami nie przepadam w survivor, ale jego bardzo polubiłem. Świetna była jego ojcowska relacja z Elisabeth. Byłem bardzo zaskoczony że ktoś kto nie umie pływać został wzięty do tego programu. Obstawiałem że odpadnie na początku. Ale dzieki świetnemu socjalowi i pomocy w plemieniu przetrwał etap drużynowy. Później nikt w nim nie widział zbyt dużego zagrożenia i dosyć długo się uchował.
Elisabeth - moja faworytka tej edycji. Taka słodka i ładniutka dziewczyna, ale też co najważniejsze inteligentna. Wyglądała na taką niewinną, ale tak naprawdę nieźle kombinowała. Walczyła o siebie jak i o swój sojusz. Udało się jej namówić przeciwny sojusz do wyrzucenia Jerri i Amber. Próbowała nawet przeciągać tą drugą na swoją stronę, gdy była taka okazja. Ale Amber na to nie poszła.
Keith - nie przepadałem za nim. Według mnie to osoba z ciężkim charakterem. Trzymał się dobrego sojuszu i dzięki temu tak daleko zajechał. Może dziękować że Colby przeskoczył do niego i Tiny, bo inaczej odpadłby przed połączeniem. Gdyby znalazł się w finale to małe prawdopodobieństwo żeby wygrał.
Colby - kolejny z moich faworytów. Bardzo dobry ruch wykonał przeskakując do Tiny i Keitha, ale zostawił sobie też otwartą furtkę u Jerri i Amber. Świetnie spisywał się w zadaniach, ale też trzeba przyznać że nie miał zbyt dużej konkurencji. Jednak zraził mnie trochę swoim wyborem w F3. Ja rozumiem że uważał że Tina bardziej zasługuje na finał niż Keith, ale zapomniał o tym że jego szanse na zwycięstwo bardzo zmaleją, gdy wybierze ją do finału. To jest jedyny minus w jego grze.
Tina - była mi obojętna przez większość sezonu, ale pod koniec zacząłem doceniać jej grę. Mądrze przeciągnęła Colby'ego do swojego sojuszu. Chyba nic nie można jej zarzucić. Trochę ryzykownie jej sojusz postąpił z tak szybką eliminacją Jerri, bo była możliwość że Amber przeskoczy do drugiego sojuszu. Ale ogólnie uważam ją za zasłużonego zwycięzcę.

Awatar użytkownika
Davos
6th jury member
Posty: 582
Rejestracja: 16 lut 2019, 01:44
Kontakt:

Survivor: The Australian Outback (sezon 2)

Post autor: Davos »

Dawno temu, gdy sezony 1-5 leciały na tvp2, oglądałem je jeszcze jako nastolatek, a teraz po wielu latach odświeżam sobie każdy z nich. Do Australian Outback wracałem z pewną obawą, jako iż zapamiętałem z niego jedynie dwójkę finalistów i przez to zastanawiałem się, czy skoro spośród tych pięciu sezonów akurat sezon nr 2 zapamiętałem najgorzej, nie oznacza to, że był on po prostu słaby...
Cóż, na szczęście byłem w błędzie ;) Australian Outback po tych 17 latach oglądało mi się niezwykle przyjemnie i cały sezon pozytywnie mnie zaskoczył. Zarówno pod względem obsady i strategii (widać było, że uczestnicy dużo więcej kombinowali i myśleli strategicznie niż w sezonie 1), jak i pod względem doboru miejsca - te australijskie pustkowia prezentowały się naprawdę pięknie, a jednocześnie było to miejsce naprawdę wymagające i niezbyt gościnne dla uczestników - pożary, powodzie, krokodyle grzejące się na wysepce na środku rzeki, w której wszyscy się kąpali ;) Do tego jeszcze świetny dobór miejsca, gdzie odbywały się rady plemienia - te wodospady w tle prezentowały się widowiskowo :)

Oprócz obejrzenia standardowo wszystkich odcinków z gry + reunion, polecam też koniecznie obejrzenie "Back from Australian Outback", czyli odcinka nakręconego jakiś czas po zakończeniu sezonu 2, a pokazującego dalsze losy wszystkich uczestników. Muszę przyznać, że w przypadku kilku osób ten odcinek pozwolić mi spojrzeć na nich z zupełnie innej, nieznanej wcześniej strony. Ale o tym za chwilę.

A co do poszczególnych graczy:

Debb - nie zdziwiło mnie specjalnie, że odpadła jako pierwsza, bo widać było, że na początku próbowała się wyróżnić, ale robiła to w trochę złym stylu. Mimo, że była pracowita, próbowała dyktować innym, co mają robić, a to nigdy nie jest dobra strategia na początku gry, kiedy lepiej jest nie podpadać nikomu bo łatwo przez to wylecieć. Do tego miała ze sobą jakąś książke o przetrwaniu, na którą ciągle się powoływała, ale której wcześniej nie wypróbowała więc jej "wskazówki" np. co do rozpalenia ognia, oparte jedynie na samej teorii, a nie na praktyce, bardziej do Debb zniechęcały niż zachęcały. Mimo tego zdziwiło mnie, że odpadła stosunkiem głosów aż 7:1. To było naprwdę zaskakujące, że całe jej plemię zwróciło się przeciwko niej.
Szkoda mi jej było, gdy w Reunion , a potem też w odcinku o dalszych losach graczy, Debb się rozkleiła i opowiedziała, jak ją potem mocno prasa hejtowała. Widać było, że psychicznie mocno się to na niej odbiło, zresztą ona sama przyznała, że żałuje udziału w Survivor. Szkoda kobiety, nie zasłużyła na taki hejt.

Kel- słaby pod względem zarówno strategii, jak i social game. W odcinku podsumowującym pierwsze 21 dni było widać, że Mitchell na samym początku próbował sformować z nim jakiś sojusz, ale Kel odmówił, mówiąc że nie chce wchodzić do żadnych sojuszy. Do tego izolował się od grupy, licząc jedynie na to, że ewentualne zdobywienie pożywienia zapewni mu pozycję w grupie. Głupie myślenie... ale prawda jest taka, że o jego losie zadecydowało coś, co akurat nie było jego żadną winą. Jerri mu podłożyła straszną świnię pomówieniem o to rzekome jedzenie ukradkiem suszonej wołowiny i na miejscu Kela ja bym był na nią naprawdę ostro wkurzony ;) Zresztą zabawny był też moment w Reunion, jak prowadzący zapytał Kela, czy wybaczy Jerri, na co Kel odpowiedział, że wybaczy... ale lubić jej nie będzie. I kartki na święta jej nie wyśle ;) Potem jeszcze w odcinku podsumowującym losy uczestników pokazano jednostkę wojskową Kela, w której jego kumple z wojska ustawili tarczę do rzutek, powiesili zdjęcie Jerri i tak intensywnie do tej tarczy rzucali, że trzeba było kilka razy wstawiać nowe zdjęcie :D

Maralyn - starsza babka, która była sympatyczna i zabawna, ale jednak fizycznie odstawała od reszty. Kiedy w trzecim odcinku potknęła się kilka razy i przez to zawaliła zadanie o immunitet, było już jasne, że musi odpaść. Mimo wszystko i tak nieźle, że nie odpadła przed Kelem, bo ja się spodziewałem, że ona ze swojego plemienia poleci jako pierwsza. Choć zdziwiło mnie, że ona broniła Kela i uważała, że plemię niesłusznie go oskarżyło i potem też podczas płynięcia kajakiem zapewniała go, że mu wierzy, a potem i tak na niego zagłosowała... Ciekawi mnie, czy zrobiła to z wyrachowania, czy też sama wtedy czuła się zagrożona więc szukała tylko sposobu, żeby się uratować.
Zabawny był też moment z Reunion, kiedy cieszyła się, że w Australii schudła kilkanaście kilogramów bo teraz będzie mogła nosić stringi :D I potem w odcinku podsumowującym losy uczestników faktycznie te stringi założyła :D Niby emerytowana policjantka, ale dystans do siebie pokazała :)

Mitchell - wiele osób go tu krytykuje i uważa, że to był najsłabszy gracz. Hm, ja go spróbuję bronić, bo uważam, że trochę niezasłużenie mu się obrywa, zarówno pod względem strategii, jak i osobowości.
Najpierw strategia: Mitchell od początku myślał o sojuszach, najpierw rozmawiając o tym z Kelem, a potem wkręcając się w świetnie zapowiadający się sojusz z Jerri, Colbym i Amber. Potem Colby się od nich odwrócił, ale to była "zasługa" Jerri, która skutecznie go do siebie zniechęciła. Do tego Colby cały czas udawał, że jest z nimi. Mitchell nie wiedział więc, że jest zagrożony, ale nawet gdyby wiedział, to i tak już nie miał pola manewru, bo Keitha i Tiny by nie przekonał do zmiany stron więc głosy musiały się rozłożyć 3 vs 3, a Mitchell miał już głos z poprzedniej rady plemienia więc tak czy siak by odpadł. Jedynym jego błędem była słaba przemowa podczas dogrywki na radzie, bo faktycznie nie powinien mówić, że Keith jest w tej chwili mocniejszy fizycznie niż on. Ale to w sumie i tak było bez znaczenia, bo nikt by i tak nie zmienił zdania podczas tej dogrywki więc tutaj nawet najlepsza przemowa by mu nie pomogła.
Jeśli chodzi o jego osobowość, to w samym Survivor Mitchell fatycznie wypadł dość bezbarwnie, ale wydaje mi się, że tutaj duży wpływ miało jego osłabienie fizyczne, o którym mówił. I przez to wydawał się taki zamulony :P W każdym razie polecam obejrzenie "Back from Australian Outback", tutaj aż sam byłem zdziwiony tym, co zobaczyłem, bo Mitchell okazał się bardzo wyluzowanym gościem ze sporym dystansem do siebie :) On był z zawodu muzykiem i po odpadnięciu z Survivor napisał piosenkę, w której wypunktował wszystkie śmieszne rzeczy, jakie zdarzyły się w sezonie 2, w tym np. wyjęcie przez Maralyn sztucznej szczęki przed zawodami z jedzeniem obrzydliwych rzeczy :D Naprawdę szczerze się uśmiałem przy tej piosence, polecam posłuchać jej każdemu to zmienicie zdanie o Mitchellu :)

Kimmi - na początku nawet ją lubiłem, ale po jakimś czasie zaczęła mnie irytować tymi swoimi dramami. Kiedy kłóciła się z Alicią, nie kibicowałem żadnej z nich, bo ta kłótnia po prostu mnie denerwowała i chciałem już oglądać coś innego :P Rozumiem, że Kimmi byla wegetarianką i chciała się trzymać swoich poglądów, no ale w programie takim jak Survivor nie da się uniknąć jedzenia mięsa czy nawet zabijania kurczaków (a nawet świni :P) więc ona chyba wiedziała, na co się pisze.
Pod względem strategii też niewiele pokazała.

Mike - jedna z ciekawszych osobowości w tym sezonie. W pewnym momencie miałem go nawet za lekkiego świra, zwłaszcza po tym jak biegał z nożem za świnią :P Ale trzeba mu przyznać, że był zdeterminowany i wiedział, o co gra, wyrobił też sobie mocną pozycję w plemieniu więc szkoda, że odpadł z przyczyn losowych, bo gdyby dalej brał udział w grze to mógłby jeszcze naprawdę nieźle zamieszać. Zwłaszcza, jeśli Kucha wygrałoby z Ogakor konkurs o immunitet i dotrwało do połączenia w stosunku 6:4.
Tak czy inaczej, Michael zapisał się w historii Survivor z dwóch powodów - jako pierwszy gracz, który odpadł z przyczyny innej niż głosowanie i jako pierwszy gracz, który zabił świnię :P Swoją drogą jego wypadek wyglądał groźnie więc fajnie, że ostatecznie lekarze uratowali mu ręce. W Reunion było widać, że Mike miał dokładnie tak samo sprawne dłonie jak przed wypadkiem więc lekarze odwalili kawał dobrej roboty.

Jeff - lubiłem gościa i tę jego bezpośredniość, kiedy to szczerząc zęby przed kamerami opowiadał o kimś, że to głupek, dupek itd. :D Na samym początku miał chwilę słabości, kiedy to szwankowało jego zdrowie i wydawało się, że Jeff może przez to szybko
odpaść, ale przetrwał kryzys, potem skumał się z Alicią i wyglądało na to, że może daleko zajść. Trochę jednak skopał sprawę w konkursie o immunitet zaraz po połączeniu. Dał się skusić na jakąś czekoladę (czy coś podobnego) i zeskoczył z pala, przez co zaprzepaścił szansę na immunitet dla siebie i przy okazji skopał strategię grupy. Choć z drugiej strony nie wiadomo do końca, czy tylko ta czekolada go skusiła, czy po prostu czuł, że nie da rady. Moim zdaniem Tina w tym konkursie była nie do pokonania i pokazała taką determinację, że nawet Alicia z nią przegrała więc Jeff by chyba też nie dał rady. W każdym razie w tym momencie było już po ptokach, bo Colby ich wykiwał, a Jeff miał głos z wcześniejszej rady plemienia więc to on musiał odpaść.
Z takich zabawnych akcji z nim związanych to przypominam sobie jeszcze grupowe zawody o immunitet, kiedy trzeba było jeść różne paskudne rzeczy, Tina wylosowała chyba jakiś krowi mózg i cały czas walczyła ze sobą, żeby zmusić się do zjedzenia tego, a Jeff jej w tym przeszkadzał, imitując odruch wymiotny :D Strasznie mnie to wtedy ubawiło, śmiałem się jak głupi :D No i wtedy Tina faktycznie nie dała rady i chyba nawet zwymiotowała to, co zjadła więc pomysł Jeffa była całkiem dobry :)

Alicia - pod względem fizycznym prezentowała się nieźle, ale ja nie darzyłem jej jakąś wielką sympatią. W pamięć na pewno zapadła jej kłótnia z Kimmi o kurczaki. Pod względem strategicznym trudno coś powiedzieć, bo po odpadnięciu Jeffa jej los był przypięczetowany.

Jerri - femme fatale tego sezonu :) Dużo osób uważa ją za dobrego gracza, ja akurat mam przeciwne zdanie. Owszem, zaczęła bardzo mocno, od bardzo wrednego, ale jednak skutecznego ciosu wymierzonego w Kela, który go wyeliminował z gry. Świetne było też zawiązanie sojuszu z Colbym, Mitchellem i Amber, a także początkowe wzbudzenie zainteresowania sobą ze strony Colbiego. Na tym jednak jej atuty się kończą, bo to, co na początku ładnie wypracowała, potem koncertowo zaprzepaściła. Dość szybko zaczęła pokazywać wredniejszą stronę swojej osobowości, wywołała zupełnie niepotrzebną kłótnię z Keithem, a do tego swoim zachowaniem zaczęła zrażać do siebie innych. Nawet Colby w końcu nie wytrzymał i skumał się z Tiną i Keithem. Myślę, że gdyby Jerri nie była tak wredna (albo przynajmniej potrafiła to lepiej ukryć) to wyszłaby na tym dużo lepiej. Widać to było szczególnie po tym, jak razem z Colbym wygrała konkurs i poleciała na wycieczkę oglądać Wielką Rafę Koralową. Cały czas rzucała do Colbiego jakieś teksty o tym, że są na miesiącu miodowym, tyle że bez seksu, a Colby do kamer mówił, że strasznie go to żenowało i wkurzało :D O tym, że Jerri nie była dobrym graczem najlepiej świadczy fakt, że została wyeliminowana przed Rodgerem i Elisabeth z Kucha. Potencjał miała niezły, ale strategia w tej grze to za mało. Żeby wygrać, trzeba też prowadzić social game na dobrym poziomie, a tego u Jerri zabrakło.

Nick - trudno o nim coś więcej napisać. Jeśli miał jakąś strategię to chyba tylko taką, żeby trzymać się ze swoimi, czyli z Kucha, ale po tym, jak jego plemię po odpadnięciu Jeffa stało się mniejszością, nic szczególnego nie zdziałał. Mały plus za zdobycie immunitetu akurat wtedy, kiedy miał odpaść. No ale to dało mu tylko dodatkowe 3 dni, nic więcej.

Amber - bardzo słaba pod względem strategicznym. To właśnie ona miała w swoim ręku klucz do zmiany całej sytuacji i do wywindowania się być może aż do finału, a ona tę szansę koncertowo zaprzepaściła. Odpadnięcie Jerri powinno dać jej do myślenia i uzmysłowić, że ona też zostanie wyeliminowana zaraz po tym, gdy przestanie być potrzebna. Gdyby po odpadnięciu Nicka skumała się z Elisabeth i Rodgerem, miałaby Top3. A ona odmówiła wejścia z nimi do sojuszu, czym przypięczetowała swój los. Jej chyba jedyny plus to opanowanie i umiejętność ukrywania emocji, przez co nie wdawała się w kłótnie. No ale taktycznie to ona wypadła słabiutko.

Rodger - bardzo fajny gość, którego nie dało się nie lubić. Zwłaszcza jego ojcowska relacja z Elisabeth była czymś naprawdę sympatycznym w tym sezonie. Sam Rodger miał trochę szczęścia, że przetrwał etap drużynowy, bo fizycznie odstawał od reszty, było to widać zwłaszcza w odcinku 3, gdzie jego plemię musiało go niemal wlec do końca i wygrało dosłownie o włos tylko dlatego, że w drugim plemieniu to samo robiła Maralyn. Dziwne było, że Rodger znalazł się w tym programie, mimo że nie umiał pływać i miał lęk wysokości... Ale przełamał się i skoczył z klifu, za co szacun dla niego. Strategicznie jednak zbyt dużo nie zdziałał, a zaszedł tak daleko tylko dlatego, że był lubiany i Ogakor nie widziało w nim zagrożenia. Inna sprawa, że sam Rodger zapewniał po programie, że nie zgłosił się ze względu na pieniądze, a na chęć przeżycia przygody i sprawdzenia siebie. Pod tym względem można uznać, że udało mu się odnieść sukces.

Elisabeth - moja ulubiona osoba z tego sezonu, mimo że na samym początku obawiałem się, że to może być jedna z tych ładniutkich i głupiutkich dziewczyn, która zgłosiła się do programu dla lansu :P Na szczęście moje obawy szybko się rozwiały, a Elisabeth okazała się być nie tylko ładna, ale też inteligentna i naprawdę wartościowa. Naprawdę zrobiła na mnie pod tym względem wielkie wrażenie! Aż zazdrościłem jej chłopakowi, który po programie się jej oświadczył :D A z tego co czytam w necie, są małżeństwem do dziś i mają trójkę dzieci. Czyli życie prywatne jej się ułożyło. A co do gry, na pewno warte podkreślenia jest nie tylko to, że prowadziła tak dobrą social game, że Ogakor wolało wyeliminować "swoją" Jerri i Amber, a dopiero potem Elizabeth, ale też fakt, że walczyła do końca i próbowała przeciągnąć na swoją stronę Amber. I gdyby nie bezsensowny upór Amber to kto wie, jak by to się skończyło, bo gdyby Elisabeth wylądowała w finale to naprawdę miałaby duże szanse na wygraną.

Keith - prowadził dość słabą social game i nie był zbyt lubiany więc to, że tak daleko zaszedł, zawdzięcza jedynie temu, że Colby zmienił strony, a potem razem z Tiną potrzebowali kogoś, kto będzie z nimi w sojuszu tworzyć większość więc cały czas holowali go aż do Top3. Gdyby nie ta zmiana stron przez Colby'ego, Keith odpadłby już w czwartym odcinku w miejscu Mitchella.
Tak czy inaczej, nawet gdyby wszedł do finału to nie miałby szans nawet z Colbym, o Tinie nie wspominając. Mały plus dla niego za zdobycie pierwszego indywidualnego immunitetu, ale prawda jest taka, że Tina znacznie mu w tym pomogła, zeskakując dobrowolnie z pala, gdy już została tylko ta dwójka. Myślę, że gdyby mieli realnie walczyć między sobą o zwycięstwo to Keith by przegrał.

Colby - zdecydowanie zasłużony finalista. Czy powinien też wygrać całość? Dyskusyjna kwestia. Na pewno był świetny zarówno pod względem strategii, jak i zadań fizycznych. Wkręcił się w czteroosobowy sojusz, który potem zdradził, przeskakując do sojuszu z Tiną i Keithem, ale zrobił to w taki sposób, że Jerri i Amber cały czas były po jego stronie. Zresztą Colby bardzo zręcznie zwodził Jerri, cały czas utrzymując ją w przekonaniu, że razem dojdą do finału, a jednocześnie trzymał się sojuszu z Tiną i Keithem, a Jerri pozbył sie, gdy tylko przestała być mu potrzebna. Świetnie też zwiódł Kucha po połączeniu, ściągając na siebie głosy, dzięki czemu to Jeff odpadł, a Ogakor miała potem cały czas przewagę. Dobry ruch zrobił też podczas finałowej narady, gdy na pytanie Nicka, kto powienien siedzieć na miejscu finalistów, wskazał Mike'a i... Nicka ;) Widać było, że połechtał tym jego ego, zresztą Nick sam przyznał podczas Reunion, że to miało wpływ na jego głos. Podczas finałowej rady plemienia zrobił też ukłon w stronę Rogera i powiedział mu parę ciepłych słów, czym prawdopodobnie i jego głos sobie zyskał. Do plusów Colby'ego trzeba też oczywiście dołączyć dominację w konkursach i zdobywanie zarówno nagród rzeczowych (samochód i bardzo fajne wycieczki), jak i immunitetów. Mimo tych wszystkich zalet, Colby popełnił jednak kolosalny błąd, który kosztował go 900 tys. dolarów - wziął do finału Tinę. Rozumiem, że kierował się emocjami i uczuciami, z Tiną czuł się mocno związany, wolał ją w finale niż nielubianego Keitha... Ale pod względem strategicznym to był strzał w stopę. Tina miała tak świetny social game i była tak lubiana przez wszystkich, że po prostu nie dało się z nią wygrać. No i trzeba też dodać, że wyeliminowanie Jerri przed kilkoma członkami Kucha mogło Colby'ego bardzo dużo kosztować, gdyby Amber zmieniła strony. Ale to był błąd nie tylko jego, ale generalnie całego sojuszu, w którym był.

Tina - kiedy oglądałem Australian Outback po raz pierwszy lata temu, trzymałem kciuki za Colby'ego. Teraz jednak doszedłem do wniosku, że mimo wszystko Tina chyba bardziej zasłużyła na wygraną. Owszem, Colby pomógł jej w dwóch newralgicznych momentach - najpierw opuszczając pierwotny sojusz i dołaczając do Tiny i Keitha, a potem biorąc ją ze sobą do finału - ale trzeba też powiedzieć, że sama Tina mocno się do tego przyczyniła. Udało jej się zyskać zaufanie Colby'ego i przeciągnąć go na swoją stronę, a potem tak mocno się z nim związała, że ten przy podejmowaniu decyzji o tym, kogo wziąć do finału, kierował się emocjami. To też jest sztuka, żeby umieć tak na kogoś wpłynąć ;) Trzeba też oddać Tinie, że mimo wieku pokazała niesamowitą determinację, nie tylko w zawodach, ale też w codziennym obozowym życiu, ale kiedy trzeba, potrafiła też grać na swoją grupę - pokazała to w pierwszym indywidualnym konkursie o immunitet, kiedy zeszła z pala i oddała zwycięstwo Keithowi na jego prośbę. To było naprawdę bardzo mądre zagranie z jej strony. No a social game prowadziła tak dobrze, że nie naraziła sie nikomu i dzięki temu wygrała. Oczywiście można powiedzieć, że bez Colby'ego nie udałoby się jej wygrać, ale to też działa w drugą stronę i w tym duecie każdy każdemu pomagał. Wiadomo też, że oprócz determinacji i dobrej gry Tina potrzebowała też trochę szczęścia, bo gra mogła się w wielu miejscach inaczej ułożyć... No ale szczęście w tej grze też trzeba mieć.


Reasumując - sezon 2 uważam za naprawdę udany, ze sporą dawką strategii, kilkoma ciekawymi zwrotami akcji, nieprzewidzianymi wypadkami (Mike), paroma zabawnymi momentami, całkiem fajną obsadą, ale też z dziką naturą, która mocno dała w kość uczestnikom (pożary, powodzie itp.). I cieszę się, że po tylu latach w końcu go sobie odświeżyłem, bo było warto :)
Obrazek

Demonic91
2nd voted out
Posty: 15
Rejestracja: 24 kwie 2022, 11:38
Kontakt:

Survivor: The Australian Outback (sezon 2)

Post autor: Demonic91 »

Caly sezon zostal juz bardzo obszernie opisany. Mogę jedynie króciutko od siebie dodac, ze moim ulubieńcem od początku zostal Mike. Jego wypadek dosyc mocno wypaczyl sezon i po jego ewakuacji widowisko siadło. Zacząłem szukać nastepnego ulubieńca i stal nim się Jeff. Niestety odpuscil zadanie i wyleciał. Potem zacząłem kibicować Elisabeth. Niedosc ze ladna to madra. Chyba jako jedyna z Kucha po połączeniu probowala zmienic swoj los - niestety nie udało jej się. Po jej odpadnięciu musialem znosić pozostalych ocalałych..
Co do finalistów. Nie polubiłem mamisynka Colbiego i bez wyrazu Tine. Jednak ostatecznie bardziej kibicowałem Tinie. Czy wygrała zasłużenie? Nie wiem, szalu nie ma. Nudna , bez wyrazu. Dużo szczęścia. Krotko mowiac nie przepadam za tym zwycięzca .
Co do calego sezonu to momentami nudny i Borneo lepiej mi sie oglądało.

ODPOWIEDZ

Wróć do „Survivor 1 - 45”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości