Dawno temu, gdy sezony 1-5 leciały na tvp2, oglądałem je jeszcze jako nastolatek, a teraz po wielu latach odświeżam sobie każdy z nich. Do Australian Outback wracałem z pewną obawą, jako iż zapamiętałem z niego jedynie dwójkę finalistów i przez to zastanawiałem się, czy skoro spośród tych pięciu sezonów akurat sezon nr 2 zapamiętałem najgorzej, nie oznacza to, że był on po prostu słaby...
Cóż, na szczęście byłem w błędzie
Australian Outback po tych 17 latach oglądało mi się niezwykle przyjemnie i cały sezon pozytywnie mnie zaskoczył. Zarówno pod względem obsady i strategii (widać było, że uczestnicy dużo więcej kombinowali i myśleli strategicznie niż w sezonie 1), jak i pod względem doboru miejsca - te australijskie pustkowia prezentowały się naprawdę pięknie, a jednocześnie było to miejsce naprawdę wymagające i niezbyt gościnne dla uczestników - pożary, powodzie, krokodyle grzejące się na wysepce na środku rzeki, w której wszyscy się kąpali
Do tego jeszcze świetny dobór miejsca, gdzie odbywały się rady plemienia - te wodospady w tle prezentowały się widowiskowo
Oprócz obejrzenia standardowo wszystkich odcinków z gry + reunion, polecam też koniecznie obejrzenie "Back from Australian Outback", czyli odcinka nakręconego jakiś czas po zakończeniu sezonu 2, a pokazującego dalsze losy wszystkich uczestników. Muszę przyznać, że w przypadku kilku osób ten odcinek pozwolić mi spojrzeć na nich z zupełnie innej, nieznanej wcześniej strony. Ale o tym za chwilę.
A co do poszczególnych graczy:
Debb - nie zdziwiło mnie specjalnie, że odpadła jako pierwsza, bo widać było, że na początku próbowała się wyróżnić, ale robiła to w trochę złym stylu. Mimo, że była pracowita, próbowała dyktować innym, co mają robić, a to nigdy nie jest dobra strategia na początku gry, kiedy lepiej jest nie podpadać nikomu bo łatwo przez to wylecieć. Do tego miała ze sobą jakąś książke o przetrwaniu, na którą ciągle się powoływała, ale której wcześniej nie wypróbowała więc jej "wskazówki" np. co do rozpalenia ognia, oparte jedynie na samej teorii, a nie na praktyce, bardziej do Debb zniechęcały niż zachęcały. Mimo tego zdziwiło mnie, że odpadła stosunkiem głosów aż 7:1. To było naprwdę zaskakujące, że całe jej plemię zwróciło się przeciwko niej.
Szkoda mi jej było, gdy w Reunion , a potem też w odcinku o dalszych losach graczy, Debb się rozkleiła i opowiedziała, jak ją potem mocno prasa hejtowała. Widać było, że psychicznie mocno się to na niej odbiło, zresztą ona sama przyznała, że żałuje udziału w Survivor. Szkoda kobiety, nie zasłużyła na taki hejt.
Kel- słaby pod względem zarówno strategii, jak i social game. W odcinku podsumowującym pierwsze 21 dni było widać, że Mitchell na samym początku próbował sformować z nim jakiś sojusz, ale Kel odmówił, mówiąc że nie chce wchodzić do żadnych sojuszy. Do tego izolował się od grupy, licząc jedynie na to, że ewentualne zdobywienie pożywienia zapewni mu pozycję w grupie. Głupie myślenie... ale prawda jest taka, że o jego losie zadecydowało coś, co akurat nie było jego żadną winą. Jerri mu podłożyła straszną świnię pomówieniem o to rzekome jedzenie ukradkiem suszonej wołowiny i na miejscu Kela ja bym był na nią naprawdę ostro wkurzony
Zresztą zabawny był też moment w Reunion, jak prowadzący zapytał Kela, czy wybaczy Jerri, na co Kel odpowiedział, że wybaczy... ale lubić jej nie będzie. I kartki na święta jej nie wyśle
Potem jeszcze w odcinku podsumowującym losy uczestników pokazano jednostkę wojskową Kela, w której jego kumple z wojska ustawili tarczę do rzutek, powiesili zdjęcie Jerri i tak intensywnie do tej tarczy rzucali, że trzeba było kilka razy wstawiać nowe zdjęcie
Maralyn - starsza babka, która była sympatyczna i zabawna, ale jednak fizycznie odstawała od reszty. Kiedy w trzecim odcinku potknęła się kilka razy i przez to zawaliła zadanie o immunitet, było już jasne, że musi odpaść. Mimo wszystko i tak nieźle, że nie odpadła przed Kelem, bo ja się spodziewałem, że ona ze swojego plemienia poleci jako pierwsza. Choć zdziwiło mnie, że ona broniła Kela i uważała, że plemię niesłusznie go oskarżyło i potem też podczas płynięcia kajakiem zapewniała go, że mu wierzy, a potem i tak na niego zagłosowała... Ciekawi mnie, czy zrobiła to z wyrachowania, czy też sama wtedy czuła się zagrożona więc szukała tylko sposobu, żeby się uratować.
Zabawny był też moment z Reunion, kiedy cieszyła się, że w Australii schudła kilkanaście kilogramów bo teraz będzie mogła nosić stringi
I potem w odcinku podsumowującym losy uczestników faktycznie te stringi założyła
Niby emerytowana policjantka, ale dystans do siebie pokazała
Mitchell - wiele osób go tu krytykuje i uważa, że to był najsłabszy gracz. Hm, ja go spróbuję bronić, bo uważam, że trochę niezasłużenie mu się obrywa, zarówno pod względem strategii, jak i osobowości.
Najpierw strategia: Mitchell od początku myślał o sojuszach, najpierw rozmawiając o tym z Kelem, a potem wkręcając się w świetnie zapowiadający się sojusz z Jerri, Colbym i Amber. Potem Colby się od nich odwrócił, ale to była "zasługa" Jerri, która skutecznie go do siebie zniechęciła. Do tego Colby cały czas udawał, że jest z nimi. Mitchell nie wiedział więc, że jest zagrożony, ale nawet gdyby wiedział, to i tak już nie miał pola manewru, bo Keitha i Tiny by nie przekonał do zmiany stron więc głosy musiały się rozłożyć 3 vs 3, a Mitchell miał już głos z poprzedniej rady plemienia więc tak czy siak by odpadł. Jedynym jego błędem była słaba przemowa podczas dogrywki na radzie, bo faktycznie nie powinien mówić, że Keith jest w tej chwili mocniejszy fizycznie niż on. Ale to w sumie i tak było bez znaczenia, bo nikt by i tak nie zmienił zdania podczas tej dogrywki więc tutaj nawet najlepsza przemowa by mu nie pomogła.
Jeśli chodzi o jego osobowość, to w samym Survivor Mitchell fatycznie wypadł dość bezbarwnie, ale wydaje mi się, że tutaj duży wpływ miało jego osłabienie fizyczne, o którym mówił. I przez to wydawał się taki zamulony
W każdym razie polecam obejrzenie "Back from Australian Outback", tutaj aż sam byłem zdziwiony tym, co zobaczyłem, bo Mitchell okazał się bardzo wyluzowanym gościem ze sporym dystansem do siebie
On był z zawodu muzykiem i po odpadnięciu z Survivor napisał piosenkę, w której wypunktował wszystkie śmieszne rzeczy, jakie zdarzyły się w sezonie 2, w tym np. wyjęcie przez Maralyn sztucznej szczęki przed zawodami z jedzeniem obrzydliwych rzeczy
Naprawdę szczerze się uśmiałem przy tej piosence, polecam posłuchać jej każdemu to zmienicie zdanie o Mitchellu
Kimmi - na początku nawet ją lubiłem, ale po jakimś czasie zaczęła mnie irytować tymi swoimi dramami. Kiedy kłóciła się z Alicią, nie kibicowałem żadnej z nich, bo ta kłótnia po prostu mnie denerwowała i chciałem już oglądać coś innego
Rozumiem, że Kimmi byla wegetarianką i chciała się trzymać swoich poglądów, no ale w programie takim jak Survivor nie da się uniknąć jedzenia mięsa czy nawet zabijania kurczaków (a nawet świni
) więc ona chyba wiedziała, na co się pisze.
Pod względem strategii też niewiele pokazała.
Mike - jedna z ciekawszych osobowości w tym sezonie. W pewnym momencie miałem go nawet za lekkiego świra, zwłaszcza po tym jak biegał z nożem za świnią
Ale trzeba mu przyznać, że był zdeterminowany i wiedział, o co gra, wyrobił też sobie mocną pozycję w plemieniu więc szkoda, że odpadł z przyczyn losowych, bo gdyby dalej brał udział w grze to mógłby jeszcze naprawdę nieźle zamieszać. Zwłaszcza, jeśli Kucha wygrałoby z Ogakor konkurs o immunitet i dotrwało do połączenia w stosunku 6:4.
Tak czy inaczej, Michael zapisał się w historii Survivor z dwóch powodów - jako pierwszy gracz, który odpadł z przyczyny innej niż głosowanie i jako pierwszy gracz, który zabił świnię
Swoją drogą jego wypadek wyglądał groźnie więc fajnie, że ostatecznie lekarze uratowali mu ręce. W Reunion było widać, że Mike miał dokładnie tak samo sprawne dłonie jak przed wypadkiem więc lekarze odwalili kawał dobrej roboty.
Jeff - lubiłem gościa i tę jego bezpośredniość, kiedy to szczerząc zęby przed kamerami opowiadał o kimś, że to głupek, dupek itd.
Na samym początku miał chwilę słabości, kiedy to szwankowało jego zdrowie i wydawało się, że Jeff może przez to szybko
odpaść, ale przetrwał kryzys, potem skumał się z Alicią i wyglądało na to, że może daleko zajść. Trochę jednak skopał sprawę w konkursie o immunitet zaraz po połączeniu. Dał się skusić na jakąś czekoladę (czy coś podobnego) i zeskoczył z pala, przez co zaprzepaścił szansę na immunitet dla siebie i przy okazji skopał strategię grupy. Choć z drugiej strony nie wiadomo do końca, czy tylko ta czekolada go skusiła, czy po prostu czuł, że nie da rady. Moim zdaniem Tina w tym konkursie była nie do pokonania i pokazała taką determinację, że nawet Alicia z nią przegrała więc Jeff by chyba też nie dał rady. W każdym razie w tym momencie było już po ptokach, bo Colby ich wykiwał, a Jeff miał głos z wcześniejszej rady plemienia więc to on musiał odpaść.
Z takich zabawnych akcji z nim związanych to przypominam sobie jeszcze grupowe zawody o immunitet, kiedy trzeba było jeść różne paskudne rzeczy, Tina wylosowała chyba jakiś krowi mózg i cały czas walczyła ze sobą, żeby zmusić się do zjedzenia tego, a Jeff jej w tym przeszkadzał, imitując odruch wymiotny
Strasznie mnie to wtedy ubawiło, śmiałem się jak głupi
No i wtedy Tina faktycznie nie dała rady i chyba nawet zwymiotowała to, co zjadła więc pomysł Jeffa była całkiem dobry
Alicia - pod względem fizycznym prezentowała się nieźle, ale ja nie darzyłem jej jakąś wielką sympatią. W pamięć na pewno zapadła jej kłótnia z Kimmi o kurczaki. Pod względem strategicznym trudno coś powiedzieć, bo po odpadnięciu Jeffa jej los był przypięczetowany.
Jerri - femme fatale tego sezonu
Dużo osób uważa ją za dobrego gracza, ja akurat mam przeciwne zdanie. Owszem, zaczęła bardzo mocno, od bardzo wrednego, ale jednak skutecznego ciosu wymierzonego w Kela, który go wyeliminował z gry. Świetne było też zawiązanie sojuszu z Colbym, Mitchellem i Amber, a także początkowe wzbudzenie zainteresowania sobą ze strony Colbiego. Na tym jednak jej atuty się kończą, bo to, co na początku ładnie wypracowała, potem koncertowo zaprzepaściła. Dość szybko zaczęła pokazywać wredniejszą stronę swojej osobowości, wywołała zupełnie niepotrzebną kłótnię z Keithem, a do tego swoim zachowaniem zaczęła zrażać do siebie innych. Nawet Colby w końcu nie wytrzymał i skumał się z Tiną i Keithem. Myślę, że gdyby Jerri nie była tak wredna (albo przynajmniej potrafiła to lepiej ukryć) to wyszłaby na tym dużo lepiej. Widać to było szczególnie po tym, jak razem z Colbym wygrała konkurs i poleciała na wycieczkę oglądać Wielką Rafę Koralową. Cały czas rzucała do Colbiego jakieś teksty o tym, że są na miesiącu miodowym, tyle że bez seksu, a Colby do kamer mówił, że strasznie go to żenowało i wkurzało
O tym, że Jerri nie była dobrym graczem najlepiej świadczy fakt, że została wyeliminowana przed Rodgerem i Elisabeth z Kucha. Potencjał miała niezły, ale strategia w tej grze to za mało. Żeby wygrać, trzeba też prowadzić social game na dobrym poziomie, a tego u Jerri zabrakło.
Nick - trudno o nim coś więcej napisać. Jeśli miał jakąś strategię to chyba tylko taką, żeby trzymać się ze swoimi, czyli z Kucha, ale po tym, jak jego plemię po odpadnięciu Jeffa stało się mniejszością, nic szczególnego nie zdziałał. Mały plus za zdobycie immunitetu akurat wtedy, kiedy miał odpaść. No ale to dało mu tylko dodatkowe 3 dni, nic więcej.
Amber - bardzo słaba pod względem strategicznym. To właśnie ona miała w swoim ręku klucz do zmiany całej sytuacji i do wywindowania się być może aż do finału, a ona tę szansę koncertowo zaprzepaściła. Odpadnięcie Jerri powinno dać jej do myślenia i uzmysłowić, że ona też zostanie wyeliminowana zaraz po tym, gdy przestanie być potrzebna. Gdyby po odpadnięciu Nicka skumała się z Elisabeth i Rodgerem, miałaby Top3. A ona odmówiła wejścia z nimi do sojuszu, czym przypięczetowała swój los. Jej chyba jedyny plus to opanowanie i umiejętność ukrywania emocji, przez co nie wdawała się w kłótnie. No ale taktycznie to ona wypadła słabiutko.
Rodger - bardzo fajny gość, którego nie dało się nie lubić. Zwłaszcza jego ojcowska relacja z Elisabeth była czymś naprawdę sympatycznym w tym sezonie. Sam Rodger miał trochę szczęścia, że przetrwał etap drużynowy, bo fizycznie odstawał od reszty, było to widać zwłaszcza w odcinku 3, gdzie jego plemię musiało go niemal wlec do końca i wygrało dosłownie o włos tylko dlatego, że w drugim plemieniu to samo robiła Maralyn. Dziwne było, że Rodger znalazł się w tym programie, mimo że nie umiał pływać i miał lęk wysokości... Ale przełamał się i skoczył z klifu, za co szacun dla niego. Strategicznie jednak zbyt dużo nie zdziałał, a zaszedł tak daleko tylko dlatego, że był lubiany i Ogakor nie widziało w nim zagrożenia. Inna sprawa, że sam Rodger zapewniał po programie, że nie zgłosił się ze względu na pieniądze, a na chęć przeżycia przygody i sprawdzenia siebie. Pod tym względem można uznać, że udało mu się odnieść sukces.
Elisabeth - moja ulubiona osoba z tego sezonu, mimo że na samym początku obawiałem się, że to może być jedna z tych ładniutkich i głupiutkich dziewczyn, która zgłosiła się do programu dla lansu
Na szczęście moje obawy szybko się rozwiały, a Elisabeth okazała się być nie tylko ładna, ale też inteligentna i naprawdę wartościowa. Naprawdę zrobiła na mnie pod tym względem wielkie wrażenie! Aż zazdrościłem jej chłopakowi, który po programie się jej oświadczył
A z tego co czytam w necie, są małżeństwem do dziś i mają trójkę dzieci. Czyli życie prywatne jej się ułożyło. A co do gry, na pewno warte podkreślenia jest nie tylko to, że prowadziła tak dobrą social game, że Ogakor wolało wyeliminować "swoją" Jerri i Amber, a dopiero potem Elizabeth, ale też fakt, że walczyła do końca i próbowała przeciągnąć na swoją stronę Amber. I gdyby nie bezsensowny upór Amber to kto wie, jak by to się skończyło, bo gdyby Elisabeth wylądowała w finale to naprawdę miałaby duże szanse na wygraną.
Keith - prowadził dość słabą social game i nie był zbyt lubiany więc to, że tak daleko zaszedł, zawdzięcza jedynie temu, że Colby zmienił strony, a potem razem z Tiną potrzebowali kogoś, kto będzie z nimi w sojuszu tworzyć większość więc cały czas holowali go aż do Top3. Gdyby nie ta zmiana stron przez Colby'ego, Keith odpadłby już w czwartym odcinku w miejscu Mitchella.
Tak czy inaczej, nawet gdyby wszedł do finału to nie miałby szans nawet z Colbym, o Tinie nie wspominając. Mały plus dla niego za zdobycie pierwszego indywidualnego immunitetu, ale prawda jest taka, że Tina znacznie mu w tym pomogła, zeskakując dobrowolnie z pala, gdy już została tylko ta dwójka. Myślę, że gdyby mieli realnie walczyć między sobą o zwycięstwo to Keith by przegrał.
Colby - zdecydowanie zasłużony finalista. Czy powinien też wygrać całość? Dyskusyjna kwestia. Na pewno był świetny zarówno pod względem strategii, jak i zadań fizycznych. Wkręcił się w czteroosobowy sojusz, który potem zdradził, przeskakując do sojuszu z Tiną i Keithem, ale zrobił to w taki sposób, że Jerri i Amber cały czas były po jego stronie. Zresztą Colby bardzo zręcznie zwodził Jerri, cały czas utrzymując ją w przekonaniu, że razem dojdą do finału, a jednocześnie trzymał się sojuszu z Tiną i Keithem, a Jerri pozbył sie, gdy tylko przestała być mu potrzebna. Świetnie też zwiódł Kucha po połączeniu, ściągając na siebie głosy, dzięki czemu to Jeff odpadł, a Ogakor miała potem cały czas przewagę. Dobry ruch zrobił też podczas finałowej narady, gdy na pytanie Nicka, kto powienien siedzieć na miejscu finalistów, wskazał Mike'a i... Nicka
Widać było, że połechtał tym jego ego, zresztą Nick sam przyznał podczas Reunion, że to miało wpływ na jego głos. Podczas finałowej rady plemienia zrobił też ukłon w stronę Rogera i powiedział mu parę ciepłych słów, czym prawdopodobnie i jego głos sobie zyskał. Do plusów Colby'ego trzeba też oczywiście dołączyć dominację w konkursach i zdobywanie zarówno nagród rzeczowych (samochód i bardzo fajne wycieczki), jak i immunitetów. Mimo tych wszystkich zalet, Colby popełnił jednak kolosalny błąd, który kosztował go 900 tys. dolarów - wziął do finału Tinę. Rozumiem, że kierował się emocjami i uczuciami, z Tiną czuł się mocno związany, wolał ją w finale niż nielubianego Keitha... Ale pod względem strategicznym to był strzał w stopę. Tina miała tak świetny social game i była tak lubiana przez wszystkich, że po prostu nie dało się z nią wygrać. No i trzeba też dodać, że wyeliminowanie Jerri przed kilkoma członkami Kucha mogło Colby'ego bardzo dużo kosztować, gdyby Amber zmieniła strony. Ale to był błąd nie tylko jego, ale generalnie całego sojuszu, w którym był.
Tina - kiedy oglądałem Australian Outback po raz pierwszy lata temu, trzymałem kciuki za Colby'ego. Teraz jednak doszedłem do wniosku, że mimo wszystko Tina chyba bardziej zasłużyła na wygraną. Owszem, Colby pomógł jej w dwóch newralgicznych momentach - najpierw opuszczając pierwotny sojusz i dołaczając do Tiny i Keitha, a potem biorąc ją ze sobą do finału - ale trzeba też powiedzieć, że sama Tina mocno się do tego przyczyniła. Udało jej się zyskać zaufanie Colby'ego i przeciągnąć go na swoją stronę, a potem tak mocno się z nim związała, że ten przy podejmowaniu decyzji o tym, kogo wziąć do finału, kierował się emocjami. To też jest sztuka, żeby umieć tak na kogoś wpłynąć
Trzeba też oddać Tinie, że mimo wieku pokazała niesamowitą determinację, nie tylko w zawodach, ale też w codziennym obozowym życiu, ale kiedy trzeba, potrafiła też grać na swoją grupę - pokazała to w pierwszym indywidualnym konkursie o immunitet, kiedy zeszła z pala i oddała zwycięstwo Keithowi na jego prośbę. To było naprawdę bardzo mądre zagranie z jej strony. No a social game prowadziła tak dobrze, że nie naraziła sie nikomu i dzięki temu wygrała. Oczywiście można powiedzieć, że bez Colby'ego nie udałoby się jej wygrać, ale to też działa w drugą stronę i w tym duecie każdy każdemu pomagał. Wiadomo też, że oprócz determinacji i dobrej gry Tina potrzebowała też trochę szczęścia, bo gra mogła się w wielu miejscach inaczej ułożyć... No ale szczęście w tej grze też trzeba mieć.
Reasumując - sezon 2 uważam za naprawdę udany, ze sporą dawką strategii, kilkoma ciekawymi zwrotami akcji, nieprzewidzianymi wypadkami (Mike), paroma zabawnymi momentami, całkiem fajną obsadą, ale też z dziką naturą, która mocno dała w kość uczestnikom (pożary, powodzie itp.). I cieszę się, że po tylu latach w końcu go sobie odświeżyłem, bo było warto