Survivor: Vanuatu - Island of fire (sezon 9)

Awatar użytkownika
tombak90
sole survivor
Posty: 2663
Rejestracja: 12 mar 2011, 00:00
Lokalizacja: Poznań
Winners at War: Tony
Survivor AU All Stars: David
Kontakt:

Post autor: tombak90 »

Podsumowując, sezon całkiem niezły. Z czasem nieco zwolnił tempa, no ale przynajmniej doszło po mergu do tego jednego, decydującego zwrotu akcji, który przy okazji udupił najmniej przeze mnie lubiane osoby. Wielkim plusem była lokalizacja - na pewno najciekawsza z tego pierdyliona wysepek Pacyfiku, po których z uporem maniaka krążą przez większość sezonów. Przedrozwolnieniowa mina Leann w momencie, gdy podczas confy zaskoczyło ją trzęsienie ziemi, na długo wyryje się w mojej pamięci. Minusem jest na pewno fakt, że oboje finaliści dużo lepiej prezentowali się nieco wcześniej, niż w momencie finałowej rady, na której ostatecznie oceniłem ich oboje jako przeciętnych, ale o tym później. No i muszę przyznać, że w momencie F5 i wyżej było mi boleśnie obojętne kto jakie zajmie miejsce. Na nikogo nie plułem jadem, ale nie było tam też nikogo, kto by podbił moje serce jeśli chodzi o sam charakter. Chyba ćpam już za dużo Survivora, bo uczestnicy wyzwalają we mnie coraz mniej skrajnych emocji, czy to w jedną czy w drugą mańkę.

*Chris - na tle sezonu zwycięzca zasłużony, ale kiedy spojrzeć na to z perspektywy wszystkich sezonów, nie powinniśmy się do niego zbyt żarliwie modlić. Grał bardzo dobrze do merga i w momencie, kiedy potem próbował wydostać się z szamba. Samą końcówkę jednak nieco spartaczył - zamiast powiedzieć Julie coś w stylu "lubię cię, ale w tej grze jesteś skończona", obiecywał jej do ostatniej chwili gruszki na wierzbie, co zaowocowało strumieniem łezek na radzie finałowej. Następnie to samo zrobił z Elizą, co z kolei zaowocowało hejtem w jej mowie. Był o włos od utraty obu ich głosów, a to przechyliłoby już szalę 4-3 na korzyść Twili. Niepotrzebne ryzyko - zamiast bawić się w dyplomatę, mógł postawić im sprawę jasno - do Twili by przecież nie poleciały. Na dodatek, sporo pracy odwaliły za niego immunitety.

*Twila - skoro w pierwszym Yasur udało jej się przedrzeć (acz nieco krwawo i z wielkim wrzaskiem) na dominującą lub prawie dominującą pozycję, skoro po przemieszaniu umiała zakręcić się wokół Sarge'a i jego kolesi, skoro po mergu dokonała suma sumarum dobrej decyzji o przeskoku z powrotem do kobiet (może było to wynikiem intrygi Julie, ale uważam, że i tak wyszło jej to na dobre) i skoro potem dokonała jeszcze lepsze decyzji kopiąc Ami w d*pę, to spodziewałbym się, że będzie na tyle inteligentna, żeby przed finałem pozbyć się również Chrisa, który przecież nie miał pełnego immunity run'u. Poza tym, żeby to zrobić, musiałaby mieć lepsze relacje z Elizą, której głosu by potrzebowała. Buzowało w niej jednak zbyt dużo wojowniczego testosteronu, który spieprzył jej socjal i Eliza prawdopodobnie wolałaby wskoczyć na główkę do wulkanu niż iść z nią na jakiekolwiek układy. Nie najlepszym pomysłem było też zarzekanie się na syna, bo o to bolała d*pa co drugiego jurora na radzie.

*Scout - sporo fanów jej nie docenia, ale ja myślę, że była kimś więcej niż typową survivorową babcią targaną za przerzedzone kudły do końcowych etapów przez sojusz, do którego cudem udało jej się wkręcić. Trzeba zauważyć, jak dobrze ustawiła się w pierwszym Yasur - zapewniła sobie wsparcie większości koleżanek tak, że mimo wieku i marnych występów w konkurencjach, nikt za bardzo nie ostrzył sobie na nią kłów. Po mergu to ona pierwsza rzuciła Twili pomysł odwrócenia się od Ami. Błąd, który można jej zarzucić jest taki sam jak u jej rudej, ociekającej testosteronem przyjaciółki - nie pomyślała o pozbyciu się Chrisa. A gdyby pomyślała i udałoby się jej wejść do finału z Twilą, to prawdopodobnie wygrałaby milion. Tak czy siak, uważam ją za najlepiej grającą uczestniczkę 55+. Zbyt wiele ich nie było, ale zawsze to jakiś szpan.

*Eliza - coś w tym jest, że widz na początku ma ochotę zakuć ją w kaftan i wcisnąć jej na siłę środki uspokajające, ale z czasem zaczyna ją lubić. Tak było w moim przypadku - w ostatnim odcinku zdobyłem się nawet na stwierdzenie, że jest słodka. Gra niestety mizerniutka - latała na oślep od sojuszu do sojuszu z opanowaniem godnym kota wrzuconego do kabiny prysznicowej, a wszelkie lepsze ruchy ktoś musiał jej proponować.

*Julie - ciekawy charakterek. Niby taka cichutka, milcząca i oddająca stery bardziej wygadanym jednostkom, ale w chwili bezpośredniego zagrożenia potrafiła potraktować przeciwnika gazem pieprzowym po oczach. Tak było w przypadku okłamania Twili, że faceci jej również obiecali F4, co było moim zdaniem najbardziej epickim ruchem sezonu. Tak naprawdę, to właśnie to spowodowało wszelkie późniejsze kłopoty płci brzydszej. Na samym końcu też niewiele brakło, a udałoby się jej uratować. Dziewczyna miała też cholernie dobry socjal, który przez dłuższy czas pozwalał jej unikać kłopotów, podczas gdy jej sojuszniczki płaciły głowami.

*Ami - żywię do niej podobnie ciepłe uczucia jak do większości feministek, a więc przez cały sezon modliłem się o to, by poszła w cholerę. Jednak jako postać, trzeba przyznać, była dosyć ciekawa - chyba jedna z najbardziej władczych i zdecydowanych zawodniczek w historii. Problem polegał chyba na tym, że siała za duży terror, a każdy terror powoduje niepewność i - z czasem - chęć obalenia. Jej sojuszniczki miały prawo obawiać się, czy po palnięciu byle głupoty nie skończą jak Bubba czy Lisa, więc w końcu postanowili uprzedzić sytuację. Poza tym, traktowała ludzi z góry, więc po blindsidzie Leann doszło do tego, że nie miała się za bardzo do kogo zwrócić.

*Leann - żeby była choć w połowie tak sprytna, jak seksowna, to byłby szał. Przez pewien czas miałem na to nadzieję i byłem jej ciekawy mimo hejtu, jaki wywołała we mnie akcja "skrzydełka tylko dla kobiet". Potem jednak sprowadziła na szubienicę i siebie i Ami kiedy wyznała Scout, że stawiają Julie wyżej od niej. Szubienicę zamieniła ostatecznie na rozpuszczenie w kwasie solnym kiedy, nie wiedzieć po co, nagle zaczęła wszystkich przekonywać do eliminacji Elizy.

*Chad - przez dłuższy czas producenci uparcie starali się abyśmy go nie zauważyli i gdyby nie sztuczna noga, prawdopodobnie by im się to udało. Ale jak się tak przyjrzeć, był jednym z lepszych strategów sezonu. Cicha acz bezpieczna pozycja w Lopevi, ukrycie się za plecami Sarge'a co po upadku sojuszu dało mu dodatkowe trzy dni na kombinowanie. Defensywę prowadził na tyle niezłą, że udało mu się zamęcić w głowie Scout i Twili i gdyby został w grze zamiast Chrisa (tu chyba znów powinniśmy obarczyć winą sztuczną nogę), miałby szanse na wiele więcej.

*Sarge - jedna z moich ulubionych postaci sezonu. W Lopevi było całkiem nieźle, jednak po zdradzie Twili miałem wrażenie, że za bardzo się podłamał i obraził na cały świat. "Moje ideały i wizja honorowego sojuszu starszych ludzi legły w gruzach, więc zabieram swoje zabawki i siadam w kącie". Na samym końcu oczekiwałem więcej działań.

*Rory - jego gesty, mimika twarzy, głos i zachowanie uparcie przywodziły mi na myśl Osła ze Shreka. Powodowało to śmiechawkę, a ta z kolei najczęściej wywołuje u mnie sympatię, więc przez pewien czas mu kibicowałem. Mistrzem gry socjalnej raczej nie był, aczkolwiek myślał o strategii przynajmniej w takich podstawowych kategoriach, że natychmiast po połączeniu próbował zebrać zgraję przeciwko Ami.

*John K. - jak wszyscy sojusznicy Brooka, mimo uporczywych prób, nie mógł już liczyć na zbyt wiele. Ale zamiast kciuków, zaciskałem na jego widok całe pięści, zwłaszcza w momencie, gdy chwalił się, jaki to on jest piękny, młody, wysportowany i cool, co automatycznie powinno sprawić, że zostanie dłużej od starszych współplemieńców.

*Lisa - z jej twarzy biły z kolei dwie cechy. Po pierwsze, przebiegłość targowej przekupy, która sprawiła, że przewidziałem, że w odpowiednim dla niej momencie bez zbędnego dziamdziania się wbije nóż w plecy sojuszniczkom i całkiem dobrze na tym wyjdzie. Po drugie, infantylność, dzięki której spodziewałem się, że w końcu mimo wszystko się przeliczy, zdradzi się ze swoim prawdziwym charakterem i w rezultacie sama zostanie pożarta. No i nastąpiło to szybciej niż myślałem.

*Bubba - jeden z sympatyczniejszych gości w tym towarzystwie, taki swojski, ludzki i normalny w pozytywnym tego słowa znaczeniu (bo w reality show z reguły ma ono chyba znaczenie negatywne). Szkoda, że wyleciał przez przemieszanie oraz jedno zdanie rzucone w idiotycznym momencie, ale bywa i tak, mówi się trudno i ziewa się dalej.

*Brady - już w tej chwili lepiej pamiętam słup, na który wspinał się w pierwszym epizodzie (po to coś, co niby miało przynieść plemieniu szczęście) niż jego twarz. Ale defensywa całkiem-całkiem. Sarge prawie dał się złapać na te wspólne romantyczne chwile podczas zbierania owoców z drzew.

*Mia - zabrakło im na stanie pyskatych Murzynek, które odpadają jako czwarte, więc dla odmiany postanowili uraczyć nas pyskatą Włoszką, która też odpadła jako czwarta. Gdyby po blindsidzie swojego sojuszu trochę się przymknęła, może by ocalała. Trzeba było brać przykład z Julie i siedzieć cicho, gaz pieprzowy trzymając jedynie w pogotowiu.

*JP - próbował się ratować na 100%, ale jego z kolej nawet w tych próbach polubiłem.

*Dolly - o-jeja-jeja, nie wiem jak głosować, a przecież jestem taka słodka, że nie chcę nikogo zranić. Brawo, Yasur! To idealny przykład na to, jak powinna skończyć Sugar w Gabonie.

*Brook - no i masz waćpan ten swój sojusz młodych i silnych Adonisów, który dziko i walecznie miał eliminować starszych i słabszych. Szczyt dyplomacji to proponować przyłączenie się do niego starszemu, grubawemu Sarge'owi.
"Dziś prawdziwych villainów już nie ma..."

Awatar użytkownika
Fenistil
1st jury member
Posty: 196
Rejestracja: 22 sie 2017, 21:27
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Survivor: Vanuatu - Island of fire (sezon 9)

Post autor: Fenistil »

Dość pusto tutaj, a sezon przecież bardzo dobry. Co prawda w obu plemieniach już od samego początku ukształtował się wyraźny podział i aż do blindside'u Leann większość rzeczy była przewidywalna, ale za to ten moment pięknie wszystkim potrząsnął. Zwycięstwo Chrisa była wspaniałe i dużo daje temu sezonowi - już na etapie dziewięciu osób był skazany na pożarcie prędzej czy później, a mimo wszystko się z tego wykaraskał i to nie tylko dzięki wygranym pod koniec immunitetom.

Dolly - Takie to słodkie, takie niezdecydowane... Była sympatyczna i chyba najbardziej wyróżniała się dla mnie z tłumu kobiet, ale to zdecydowanie nie była gra dla niej.

Mia, Lisa - O nich nie mam nic do powiedzenia - podział na plemiona według płci i jeszcze na dodatek zwiększenie liczby osób do 9 nie działają dobrze na moje umiejętności szybkiego rozróżniania i poznawania osób. ;)

Brook, John P. - Jak wyżej - nie widziałem w nich nic więcej niż odpadających jako pierwszych młodych mięśniaków. Osobiście niezbyt rozumiem strategię wywalania głównej siły fizycznej już przy pierwszej okazji, ale tym razem pozostali faceci są usprawiedliwieni, bo gdyby nie uformowali swojego sojuszu, to właśnie oni odpadaliby po kolei.

Brady - Też zaliczał się do grupy mięśniaków, ale nawet zdążyłem go polubić. Próbował coś dobrze kombinować z Sargem i dziwię się, że wyleciał z gry jeszcze przed Johnem K.

Bubba - Sympatyczny, choć chwilami mnie irytował swoim ciągłym usprawiedliwianiem strategi troską o rodzinę. Odpadł na własną prośbę, bo próba dyskretnej komunikacji z dawnymi kolegami ewidentnie mu nie wyszła. Choć trzeba przyznać, że myślał dobrze: nowemu Lopevi być może rzeczywiście opłacałoby się przegrać IC, żeby wyrzucić kogoś ze starego Yasur. I na odwrót: paradoksalnie przegrana nowego Yasur pozwoliła na dłuższe uchowanie się kobiet ze starego Yasur i wywalenie kogoś ze starego Lopevi. Dziwna sytuacja.

John K. - Ostatni z mięśniaków, który się ostał, ale zbyt dużych szans na szczęście nie miał. Przemieszanie podziałało na jego korzyść, ale nie potrafił wykorzystać swojej okazji.

Rory - Polubiłem go. :) Może i nie był jakimś wybitnym strategiem, ale zdecydowanie myślał o grze i o tym jak może się w przyszłości potoczyć. Biedny był - tyle zmartwień przeżył w otoczeniu samych kobiet i już myślał, że przyszło wybawienie w postaci Merge'u, a tu jednak nie. ;)

Sarge - Jego też bardzo lubiłem. Był niejako przywódcą wśród facetów i miał bardzo dobre relacje także z Twilą czy Julie. Co prawda odpadł, bo zbyt szybko im w 100% zaufał, no ale co mógł w tej sytuacji więcej zrobić?

Chad - Gdyby nie jego sztuczna noga, to pewnie już zupełnie nikt nie zwróciłby na niego uwagi, bo był dość niewidoczny. No ale pod tym względem szacunek dla niego, bo niepełnosprawność w żaden sposób nie przeszkadzała mu ani w przetrwaniu, ani w wymagających fizycznie zadaniach.

Leann - Przez większość czasu była skryta za Ami. To w sporej mierze przez jej dobre serduszko Chris znalazł furtkę powrotu do gry - jak się okazało, właśnie jej kosztem.

Ami - Bardzo ładnie sobie poczyniała wśród kobiet, ale gdy nagle sytuacja wywróciła się do góry nogami, to nie była już w stanie jej odwrócić na swoją korzyść. Niby próbowała jeszcze zjednać sobie Elizę i Chrisa, ale to nie mogło się udać. I bardzo dobrze, bo za nią nie przepadałem.

Julie - Po zmianie układu sił udało jej się pozostać mniej oczywistym celem niż Leann i Ami, co dało jej jeszcze szansę zamieszania w Final 5. Co prawda Chris jednak nie dał się w pełni przekonać, ale to mogło się udać.

Eliza - Z czasem bardzo ją polubiłem. Przez większość czasu ktoś chciał się jej pozbyć, a jednak udało jej się dość długo przetrwać. Dobrze, że uwierzyła Chrisowi w swoje zagrożenie i ocaliła własną skórę. Szkoda, że potem już nic więcej nie ugrała i że Chris nie dał się przeciągnąć na jej stronę.

Scout - Aż śmiesznie było patrzeć, jak do wszystkich fizycznych wyzwań podchodziła takim niezobowiązującym spacerkiem. :D Ewidentnie tylko udawała, że w jakikolwiek sposób w nich rywalizuje, bo wiedziała, że nie ma szans. Jej obecność w Final 3 na pewno jest z tego powodu nieco zaskakująca, ale trzeba przyznać, że dobrze trzymała się z Twilą. A zresztą kto by nie chciał mieć takiej przyciwniczki jak ona w ostatnim wyzwaniu w Final 3? :D

Twila - Na początku bardzo ją lubiłem. Była twarda, ciężko pracująca i konkretna, a poza tym chyba jako jedyna z kobiet od początku poważnie brała pod uwagę sojusz z mężczyznami. Co prawda ostatecznie w niego nie poszła, ale potem była na tyle przytomna, że nie bała się zrobić odważnego ruchu i zawiązać nowego sojuszu ze Scout, Chrisem i Elizą. Tym ruchem i rozsądnym trzymaniem się wyznaczonych sojuszów otworzyła sobie szeroką drogę do finału, co w przeciwnym razie mogłoby być trudne.

Tylko po co była pod koniec dla wszystkich aż taką wiedźmą? Rozumiem ludzi, którzy narobili sobie wrogów poprzez swoje zdrady i strategie, ale ona dodatkowo po prostu była dla innych złośliwa. W finale praktycznie z nikim nie miałaby już przez to szans.

Do tego dochodzi jeszcze sprawa przysięgania na własnego syna, która potem odbijała jej się czkawką aż do końca sezonu. Trzeba przyznać, że sama się w to wpakowała i dobrze, że musiała się zmierzyć z konsekwencjami. Ja od dziecka jestem nauczony nigdy nie przysięgać "na coś/kogoś" i widzę, że słusznie. ;)

Chris - Ładnie wykaraskał się z kłopotów, choć było to możliwe przede wszystkim dzięki dobrej woli i odwadze Twili. Potem jednak, gdy pewniej stanął na nogach, mógł już rozdawać karty. Trochę się dziwię, że nikt nie myślał o wyeliminowaniu go przed finałem, bo w tym finale miałby praktycznie z każdym duże szanse na zwycięstwo - pewne głosy od mężczyzn oraz możliwe głosy od zdradzonego sojuszu kobiet. No chyba że panie o tym myślały, ale jego seria immunitetów przyszła w odpowiednim momencie i umożliwiła im jakiekolwiek działanie w tej sprawie.

Trochę słabe z jego strony było jedynie to, w jaki sposób pod koniec potraktował Julie i Elizę. Mógłby po prostu im szczerze powiedzieć, że je bardzo lubi, ale pasuje mu je wyeliminować i wtedy nie byłoby większego problemu. A w ten sposób tylko sprawił, że dziewczyny poczuły się zdradzone i oszukane, gdy on sam nic nie zyskał. Mógł to przypłacić zwycięstwem, jeśli obie by się od niego na końcu odwróciły.

Awatar użytkownika
Davos
6th jury member
Posty: 582
Rejestracja: 16 lut 2019, 01:44
Kontakt:

Survivor: Vanuatu - Island of fire (sezon 9)

Post autor: Davos »

Rozpocząłem oglądanie sezonu 9 i cóż... Z jednej strony podoba mi się wybór Vanuatu jako miejsca rozgrywki, fajny też był początek z tubylcami witającymi rozbitków włóczniami i cały ten wieczorny obrzęd przy ognisku wraz z otoczką czarownictwa, szamanów itd. Ale z drugiej - znowu podział plemion wg płci? :D Ech, miałem nadzieję, że po Amazon będzie trochę przerwy z takim doborem graczy, a tu nie dość, że znów jest podział na kobiety i mężczyzn, to jeszcze w każdym plemieniu jest po 9 osób... No bez jaj! Żeby nauczyć się ich wszystkich rozróżniać, będę pewnie potrzebował ze trzech odcinków :P

Fajnie przynajmniej, że kobiety wygrały pierwszy konkurs, bo bałem się, że mężczyźni będą wszystko wygrywać i przez to będzie wiało nudą. Ale Chris nie potrafił pokonać łatwej przeszkody z równoważnią i zawalił facetom konkurs. Dziwię się, że nie odpadł. Ale dzięki temu jest ciekawiej, bo to plemię od początku zaczęło grać. Zobaczymy, jak będzie dalej. O Brooku, który odpadł, nie jestem w stanie nawet niczego powiedzieć, bo niczym się nie wyróżnił poza tym, że chyba był zbyt pewny siebie.
Ciekawy był też moment z ujawnieniem przez Chada, że ma protezę nogi. Trzeba przyznać, że naprawdę bardzo dobrze sobie z tym radzi.


Mam nadzieję, że szybko nastąpi jakiś twist z przemieszaniem plemion, bo zdecydowanie bardziej wolę mieszany skład niż podział wg płci :)
Obrazek

Awatar użytkownika
Davos
6th jury member
Posty: 582
Rejestracja: 16 lut 2019, 01:44
Kontakt:

Survivor: Vanuatu - Island of fire (sezon 9)

Post autor: Davos »

No to sezon nr 9 mam już za sobą. I muszę powiedzieć, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczony! :) Po świetnych Amazon i Pearl Islands i nie tak dobrym strategicznie, ale jednak naszpikowanym gwiazdami All Stars, spodziewałem się, że kolejny sezon już nie będzie tak emocjonujący. I do pewnego momentu tak było, a w chwili, gdy kobiecy sojusz zaczął po kolei wycinać facetów bałem się, że do Top6 wejdą same kobiety i przez to cały sezon pójdzie na stracenie (żeby nie było - analogicznie nie chciałbym, żeby w Top6 znaleźli się sami faceci, po prostu kompletnie nie podoba mi się dzielenie i eliminowanie graczy wg płci). Na szczęście przyszedł zwrot akcji, który całkowicie wywrócił do góry nogami dotychczasowy układ sił i od tego momentu zrobiło się naprawdę ciekawie :) Do tego wygrał Chris, za którego zacząłem trzymać kciuki gdzieś tak od trzeciego czy czwartego odcinka i cieszę się, że tak się to wszystko potoczyło. Zwycięzca na pewno był zasłużony, a to zawsze plus dla każdego sezonu. Kolejnymi plusami Vanuatu był sposób rozpoczęcia gry (tubylcy doskakujący z dzidami do uczestników, wieczorny rytuał z udziałem wodza), lokalizacja (aktywne wulkany i trzęsienie ziemi podczas confessu Leann to było naprawdę coś!) i zadania. Te ostatnie często rozgrywały się na/w wodzie (co zawsze fajnie się ogląda), było też kilka równaważni, ale szczególnie w pamięć zapadły mi wyzwania związane ze świniami. Już uganianie się przez uczestników za świniami w błocie wyglądało komicznie, ale najbardziej rozwaliło mnie, jak plemię dostało świnię, o którą miało zadbać (a Sarge chciał ją zjeść :P), następnie zwycięzcy jednej z konkurencji zostali zaproszeni na lokalną ucztę i przynieśli wodzowi w darze ową świnię, a w zamian dostali... inną świnię :D Dla mnie jedna ze śmieszniejszych scen, jakie do tej pory widziałem w Survivor, śmiałem się z tego jak głupi :D Jeszcze na tej samej uczcie jako posiłek podano takie "rarytasy" jak krowi łeb :D I w efekcie uczestnicy wcale nie wyszli stamtąd zbyt najedzeni :P
Z kolei z minusów Vanuatu wyróżniłbym przede wszystkim podział uczestników wg płci. O ile w Amazon miało to znaczenie głównie na początku sezonu, o tyle tutaj zdeterminowało to grę przez zdecydowaną większość sezonu. Co było głupie, bo wolałbym, żeby sojusze powstawały w oparciu o preferencje co do danej osoby, a nie na zasadze "nie lubię jej, ale jest kobietą tak jak ja więc biorę ją do sojuszu razem z wszystkimi innymi babami i wycinamy facetów". Na całe szczęście żaden sojusz "płci" nie dotrwał do końca, a skazany na pożarcie Chris był w stanie odmienić losy gry na tyle dobrze, że ostatecznie wygrał. I to sprawia, że Vanuatu uznaję za bardzo fajny sezon.
Najbardziej lubiłem Chrisa i Elizę, ale fajni też byli Chad, Sarge i Julia. Z kolei Ami bardzo mi działała na nerwy, nie lubiłem też Leann i kłótliwej Mii (chyba tak się odmienia imię "Mia"?).


Uczestnicy:

Brook - szczerze mówiąc po skopaniu przez Chrisa zadania o immunitet na równoważni byłem pewien, że to właśnie Chris jako pierwszy poleci. Okazało się jednak, że w Lopevi od razu powstały dwa sojusze - młodych i starszych. Brook znalazł się w tym pierwszym i to chyba nawet on był inicjatorem, ale miał pecha, że jego czteroosobowy sojusz i tak był w mniejszości :P Do tego sojusz starszych postanowił od razu eliminować najsilniejszych fizycznie członków plemienia (swoją drogą dziwna strategia jak na początek gry, gdzie siła drużyny ma duże znaczenie...) no i Brook musiał odejść.

Dolly - słodka i tak irytująco niezdecydowana blondynka, że aż sama na siebie ukręciła bat. Miała naprawdę świetną sytuację i mogła wybrać, w którym sojuszu się ustawić i kogo wyeliminować. Ale tak długo się wahała, a jednocześnie obydwu stronom dawała do zrozumienia, że może dołączyć do tych drugich, że w końcu wszyscy uznali ją za zbyt nieprzewidywalną, żeby zostawić ją w grze. Strasznie głupi błąd ze strony Dolly... Przypomina mi to bardzo pewną osobę z Amazon, która miała podobną sytuację, też nie potrafiła się określić i w końcu zirytowane plemię postanowiło ją wykopać.

John P. - już nawet nie pamiętam za bardzo żadnych szczegółów z nim związanych, poza tym, że był w sojuszu młodych i plemię chciało go wyeliminować zaraz po Brooku jako drugiego najsilniejszego. Chyba coś tam John P. próbował zrobić, żeby się ratować i gadał z Sargem albo Rory'm (już nie pamiętam). Ale ostatecznie niczego nie wskórał.

Mia - pamiętam ją głównie z tego, że była strasznie kłótliwa i miała ostrą spinę z Twilą. A że znalazła się w mniejszości, przez swój charakterek stała się pierwsza do odstrzału. Kolejna, która nie pamiętała o zasadzie "Jeśli jesteś w mniejszości to siedź cicho i nie rób dram, bo szybko wylecisz". Ja tam za nią nie płakałem :)

Brady - trzeci z grupy młodych w Lopevi, którego sojusz starszych bezproblemowo się pozbył. Coś tam próbował przypodobać się Sargowi i pokazać, że przez swoją pracę może być użyteczny dla grupy, ale dużo mu to nie pomogło, a Sarge pozostał niewzruszony.

Travis "Bubba" - na początku dobrze się ustawił w Lopevi i dzięki większościowemu sojuszowi był bezpieczny, ale po przemieszaniu zrobił straszną głupotę, próbując podczas zadania przekazać wiadomość Chrisowi. Sama koncepcja była niezła, bo Lopevi faktycznie mogło myśleć o tym, żeby celowo przegrać zadanie o immunitet i wykopać jedną lub w dalszej perspektywie obydwie kobiety, skoro faceci mieli większość. Tyle, że Bubba zrobił to tak głośno i niezdarnie, że nawet głuchy by go usłyszał, a co dopiero Ami, która stała przed nim :D Głupi błąd, bo gdyby nie to, nowe Yasur wykopałoby najpierw Rory'ego, co przyznała Ami podczas rady plemienia. A tak Bubba został całkiem słusznie potraktowany jako "agent" drugiego plemienia i w konsekwencji musiał się pożegnać z programem.

Lisa - jej też już za bardzo nie pamiętam. Zrobiła chyba jakiś przeskok w Yasur, uciekając z sojuszu skazanego na pożarcie i dzięki temu chwilowo się uratowała, ale zrobiła głupotę prosząc Ami o pokazanie jej miejsca z maniokiem "na wypadek, gdyby Ami odeszła". Niby pierdoła, ale podejrzliwa Ami mocno się o to wkurzyła, a że miała mocną pozycję w sojuszu, wolała wykopać Lisę na wypadek, gdyby jej "żarcik" miał okazać się elementem knucia za plecami Ami ;)

John K. - ostatni z młodych w Lopevi i przez to skazany na pożarcie. Uratować mogło go przemieszanie, ale nowe Lopevi wolało zostawić Twilę i Julię niż Johna K. No i tutaj on mógł się wykazać, idąc do Sarge'a i mówiąc mu, że skoro powstało nowe plemię to trzeba zakopać topór wojenny między starszymi a młodymi facetami i on deklaruje lojalność wobec facetów, żeby wykopać babki. Gdyby coś takiego zrobił to może nowe Lopevi wyrzuciłoby np. Julię, a nie Johna. Choć trzeba mu oddać, że jak zdobył wcześniej immunitet i na jeden dzień trafił do kobiet to rozegrał je koncertowo. Pomysł, żeby kazać im stanąć po dwóch stronach wg tego, kto jak wcześniej głosował, był tak absurdalny i wydawałoby się głupi, że nie powinien chwycić... a jednak kobitki, żądne immunitetu, posłusznie wykonały jego polecenie :D Niezłe zagranie, bo dzięki temu John, a w konsekwencji i reszta plemienia dowiedzieli się, jaki jest układ sił w Yasur. I gdyby John również ten argument wykorzystał w rozmowie z Sargem, że jest lojalny, może by przetrwał.
Swoją drogą dziwię mu się trochę, że jednak nie oddał immunitetu jednej z walczących stron w Yasur. W ten sposób mógłby im pomieszać szyki i wpłynąć na układ sił, a przy okazji zyskałby przychylność tej, która była zagrożona, a dzięki immunitetowi byłaby pewna, że nie odpadnie. Taki ruch mógłby mu się w przyszłości opłacić, zakładając oczywiście, że dotrwałby do połączenia.

Rory - na początku nie zrobił dobrego wrażenia, bo izolował się od grupy, ale dzięki dołączeniu do sojuszu Sarge'a miał stabilną pozycję w Lopevi, choć nieco ryzykował ją niepotrzebnymi kłótniami z Sarge'm, co próbował na swoją korzyść wykorzystać bodajże Brady. Po przemieszaniu Rory przetrwał pierwsze głosowanie tylko dzięki temu, że Bubba zaliczył potężną wtopę, ale potem Rory wziął się w garść i walczył w zadaniach z całych sił (choćby to świetne strzelanie z procy, dzięki czemu wygrał swojemu plemieniu immunitet), fajnie też, że próbował coś tam grać strategicznie i przemową, która może nie była zbyt wielkich lotów i pracowitością w obozie wywalczył sobie to, że w kolejnym głosowaniu Lisa odpadła zamiast niego, a Rory dotrwał do połączenia. Dobrze kombinował, próbując ugadać się z Sargem, Chrisem i Chadem, sprzedając jednocześnie wszystkie posiadane informacje o Yasur, no ale miał pecha, że Twila i Julie zdecydowały się trzymać z kobietami i Rory stał się pierwszą ofiarą eliminacji facetów przez kobiety. Szkoda, że nie dotrwał chociaż do jury. Ale wrażenie po sobie zostawił sympatyczne. Fajnie było patrzeć, jak cieszy się samym pobytem na Vanuatu, spaceruje, zbiera jakieś kamyki itp :)

Sarge - fajny gość, twardy, konkretny i z zasadami. To on był osobą, wokół którego uformował się sojusz starszych w Lopevi, co dało mu pozycję lidera, dobrze też zrobił w momencie przemieszania plemion, że oddał decydowanie o składzie plemion Scout, a sam mógł wybrać, do kogo dołączy. No i dołączył tam, gdzie było więcej facetów więc mądrze postąpił. Do tego nieźle urobił sobie Twilę, obiecując jej Final4 i tylko dzięki sprytnemu ruchowi Julie, która "odbiła" Twilę, zawdzięczał to, że jego sojuszowi nie udało się wyciąć sojusz Ami. Może jedynie mógłby przed połączeniem zostawić Johna K. i wyciąć niepewną Julię. Aczkolwiek zawsze istniało też ryzyko, że John nie będzie chciał na dalszym etapie trzymać z sojuszem, który wycinał jego kumpli i mógłby przeskoczyć do kobiet. Wracając do Sarge'a - dużo mówił o honorze i uczciwości i faktycznie udało mu się grać czysto, aczkolwiek ciekawe, co by się działo, gdyby Sarge doszedł dalej i miał okazję walczyć o Top3, a potem o finał - na tym etapie nie da się już być krystalicznie czystym, bo zawsze gdzieś komuś trzeba po drodze skłamać. Podobało mi się jego zagranie podczas finałowej rady, gdy poddał próbie Chrisa i powiedział, ze odda głos na Twilę, ale czy Chris mimo tego dalej będzie z nim się przyjaźnić. Przyznam, że sam w to uwierzyłem i jak Sarge powiedział wcześniej Twili, że na 99% odda na nią głos to pomyślałem sobie "Facet, co ty wyprawiasz"? :D A potem zobaczyłem, jak wypisuje na kartce Chrisa i mówi do kamery "Chris, dałeś się nabrać" :) Muszę przyznać, że Sarge fajnie to wymyślił, a Chris na szczęście przeszedł próbę :)

Chad - bardzo mi zaimponował tym, że nie miał jednej nogi i musiał sobie radzić z protezą. A w zadaniach nie było tego zupełnie widać, bo Chad ani trochę nie odstawał od reszty. Pod względem strategii też nie było źle - trochę schował się w cieniu innych, ale jednocześnie był blisko z Sarge'm i Chrisem i miał dobrą pozycję aż do połączenia. Potem na skutek eliminacji facetów musiał odejść, aczkolwiek do końca walczył, próbując jeszcze dogadać się z Twilą i Scout i razem z Chrisem coś tam jeszcze podziałać. Ostatecznie się nie udało, ale kto wie, jak daleko by zaszedł, gdyby to on został ostatnim facetem, a nie Chris. Choć całości by chyba nie wygrał - przy całej sympatii, jaką mam do Chada, muszę przyznać, że brakowało mu trochę charyzmy, jaką miał Chris.

Leann - na początku myliła mi się z innymi kobietami (ach ten podział plemion wg płci...), a potem niezbyt ją lubiłem, zwłaszcza po tej akcji z przyniesieniem kurczaków dla kobiet i obgryzionych kości dla facetów. Aczkolwiek przyznaję, że do pewnego momentu radziła sobie bardzo dobrze - była chyba jedyną osobą, z którą liczyła się Ami i to ona często typowała osoby do eliminacji, mimo iż na co dzień była cicha i pozwalała Ami kierować wszystkimi kobietami. Później jednak Leann popełniła dwa bardzo poważne błędy. Jeśli już obiecała Julie Top4 to mogła przynajmniej o tym nie mówić Scout. Wyjawienie tej drugiej, że nie będzie w Top4 nie mogło skończyć się niczym innym jak próbą poszukiwania przez nią alternatywnych dróg. A drugim błędem Leann było oczywiście namawianie innych kobiet na eliminację Elizy. Zbyt wcześnie z tym wyskoczyła. Ponoć zrobiła to z litości dla Chrisa i jego narzeczonej, gdy usłyszała podczas konkursu o immunitet, jak ci dwoje są załamani i narzeczona Chrisa obwinia się o to, że Chris teraz odpadnie. Zabawne swoją drogą, że ten sam konkurs Leann zupełnie odpuściła, czując się stuprocentowo bezpieczna. Gra bardzo brutalnie zweryfikowała jej złudne poczucie bezpieczeństwa :P

Ami - chyba najbardziej nielubiana przeze mnie osoba w tym sezonie i cholernie cieszyłem się ze zwrotu akcji, w którym odpadły po kolei Leann i Ami :P Choć muszę tej ostatniej oddać, że była dobrym graczem, a na początku wyrobiła sobie niezwykle silną pozycję, rządząc twardą ręką w plemieniu kobiet i układając je sobie jak pionki. Grę zepsuła jej Leann, mówiąc Scout o swoich planach względem Top4 i namawiając inne kobiety do eliminacji Elizy zamiast Chrisa, ale fakt, że Ami na to przystała, świadczy o tym, że czuła się zbyt pewna siebie więc sama też jest trochę winna. Po odpadnięciu Leann Ami próbowała się jeszcze bronić i nieźle mieszała w głowie Elizie, ale miała pecha, że był jeszcze z nimi Chris, który wszystko kontrował i pilnował, żeby Eliza stała po jego stronie :P Można sobie teraz tylko wyobrazić, co by się działo, gdyby na miejscu Chrisa była Julie (a przecież niewiele jej zabrakło, żeby zająć w tym zadaniu trzecie miejsce, a Chris by wtedy zajął czwarte i nie pojechał na nagrodę). Eliza, będąc długo na osobności z Ami i Julią, byłaby poddana z ich strony ogromnej presji i możliwe, że by jej uległa, a wtedy gra wyglądałaby w dalszym etapie zupełnie inaczej.
Na plus Ami trzeba jeszcze zaliczyć, że świetnie radziła sobie w zadaniach, zdobywała immunitety i nie było łatwo ją wykopać. Na minus z kolei jej gra socjalna, bo mogła się zachowywać trochę łagodniej i przyjaźniej, może wtedy nie zamknęłaby sobie innych ścieżek np. z Twilą i Scout.

Julia - świetna zawodniczka, która często była w tle, ale potrafiła pokazać kilka ciekawych zagrań. Najlepszym z nich było okłamanie Twili, że Sarge, Chad i Chris jej też obiecali Final4 - dzięki temu Twila nabrała dystansu do facetów i przeskoczyła do kobiet, a to pozwoliło Julii utrzymać się aż do Top5. No i nie była kłótliwa, prezentowała się jako sympatyczna osoba, potrafiła też grać ciałem, opalając się nago przy facetach, co podobało się zwłaszcza Sarge'owi :D Wreszcie - na etapie Final5, gdy była zagrożona, pozyskała Elizę i próbowała przekonać też Chrisa - świetna decyzja z jej strony, żeby zabrać go ze sobą na wygraną w zadaniu - dzięki temu mogła z nim spokojnie pogadać. Ostatecznie z tych planów nic nie wyszło, bo Chris dobrze zdawał sobie sprawę, że zdecydowanie bardziej opłaci mu się Top3 z Twilą i Scout. Ale Julia grała do końca i zaprezentowała się naprawdę fajnie. Choć zrobiła też błąd, informując o ruchach kobiet Chrisa. Robiła to z sympatii do niego, no i myślała, że Chris już i tak nie ma żadnego wpływu na nic, ale kiedy powiedziała mu, że kobiety chcą wykopać Elizę zamiast niego, Chris zyskał nagle pole do działania. Gdyby Julia nie była źródłem przecieku to może Chris nie urobiłby Elizy, bo o niczym by nie wiedział... I nie udałoby się przełamać sojuszu kobiet. Aczkolwiek była jeszcze Twila, która też o wszystkim wiedziała więc ostatecznie to ona mogłaby poinformować o wszystkim Chrisa.

Eliza - kolejna ciekawa uczestniczka. Na początku gadatliwa i przez to irytująca, ale z czasem dała się naprawdę polubić, a pod koniec to już nawet bardzo ją lubiłem i szkoda mi było patrzeć na jej rozczarowanie, gdy odchodziła (zresztą to samo czułem w przypadku Julii). Niezłe były te jej epickie kłótnie z Twilą :P Jeśli chodzi o samą grę, Eliza często była zagrożona i ratowała się w ostatniej chwili, tak jak wtedy, gdy to de facto Chris wspólnie z Twilą i ze Scout ją uratowali. Aczkolwiek chwała Elizie, że wtedy uwierzyła Chrisowi i wzięła swój los we własne ręce. Mimo wszystko dalej niż do Top4 nie miała szans dojść, bo Twila i Scout jej nie chciały widzieć, a Chris z czysto strategicznych powodów musiał jej się pozbyć. No i jednak Eliza była trochę "chwiejną" osobą i podatną na sugestie z różnych stron (Ami, Chrisa, Julii) więc chyba nie byłoby sprawiedliwe, gdyby to ona wygrała całość.

Scout - przez większość sezonu była dla mnie raczej niewidoczna i wyróżniała się chyba tylko wiekiem i słabością fizyczną. Ale w pewnym momencie zaczęła grać i to mi się bardzo podobało. Najpierw, gdy przyszła do Chada i Chrisa z propozycją, że będzie po ich stronie, gdy jeszcze kogoś pozyska, no i w końcu wtedy, gdy dowiedziała się, że Leann i Ami już nie chcą jej w Top4, co spowodowało, że Scout wspólnie z Twilą postanowiły odwrócić się od sojuszu kobiet. Dzięki temu Scout zaszła aż do Top3, czyli bardzo wysoko. Wyżej chyba by nie dała rady, bo wszyscy wiedzieli, że jak Scout wejdzie do finału to ma dosyć spore szanse na wygraną. Zwłaszcza, że nie miała tak słabego social game jak Twila i nie zrażała aż tak do siebie ludzi. Z drugiej strony - to była wręcz idealna kandydatka dla Chrisa do Top3, bo było wiadomo, że w ostatnim zadaniu o immunitet ona zbyt wiele nie zdziała, będąc tak słaba fizycznie - czyli rywalką była znakomitą :D

Twila - twarda, prostolinijna i szczera babka. Zbyt szczera, bo waliła prosto z mostu co o kim sądzi i przez to psuła sobie relacje niemal z każdym. Myślała jednak sporo o strategii i była gotowa na wszystko, byle zdobyć milion, dzięki czemu człowiek na swój sposób jej kibicował, bo przynajmniej ona grała odważnie. Po przemieszaniu zawarła pakt z facetami i pewnie trzymałaby z nimi do końca, gdyby nie świetny blef Julii. Następnie przez chwilę pomagała kobietom eliminować facetów, ale w odpowiednim momencie zrobiła kolejny przeskok i dzięki temu pozbyła się kobiet, które nie chciały jej widzieć w Top4. Do finału weszła raczej zasłużenie, ale też zasłużenie w nim przegrała. Przy całej swojej strategii, Twila nie potrafiła odnaleźć się w social game i była często zwyczajnie złośliwa i nieprzyjemna dla ludzi. Rozumiem, że Eliza też nie była bez winy, ale jednak Twila mogła się powstrzymać z niektórymi komentarzami. Nie rozumiem też tej akcji z chowaniem bananów przed Elizą. Po co? Do tego jeszcze nawet na finałowej radzie na początku szła w zaparte i kłóciła się z sędziami, a dopiero pod koniec trochę spokorniała, ale to już było trochę za późno. No i w końcu ta nieszczęsna przysięga na syna, którą Twila złamała i co wypominali jej wkurzeni sędziowie. Tutaj Twila naprawdę pokpiła sprawę.
Wszystko to spowodowało, że była ona wymarzoną rywalką, z którą chyba każdy chciałby się zmierzyć w finale. Bo kto nie chce na tym etapie walczyć o milion z kimś, kto ma kosę prawie z każdym sędzią? :P

Chris - w pełni zasłużony zwycięzca, choć miał bardzo zły start, przegrywając facetom na równoważni konkurs o immunitet i muszę powiedzieć, że myślałem wtedy, że Chris się z tej sytuacji nie uratuje. A jednak okazało się, że szybko wszedł w dobry sojusz i aż do połączenia jego pozycja była niezagrożona. Świetnym ruchem było nawiązanie mocnych relacji z Sarge'm i Chadem, ale też jeszcze na etapie pomieszanie plemion - z Twilą, z którą łączyło go to, że obydwoje robili w budowlance i przez to szybko znaleźli wspólny język. Niby taki niuans, ale to była jedna z tych rzeczy, które spowodowały, że Twila chciała z nim trzymać aż do końca. Po połączeniu, gdy kobiety zaczęły eliminować facetów, Chris nie wchodził im w drogę i dużo pracował w obozie, dzięki czemu przetrwał kolejne 3 głosowania. I kiedy miała w końcu przyjść na niego pora, dopisało mu trochę szczęście, gdy Leann postanowiła najpierw wykopać Elizę. Aczkolwiek Chris to w sposób nieświadomy sprowokował, a właściwie zrobił to wspólnie z narzeczoną, gdy rozpaczali po przegranym konkursie o immunitet, a Leann to słyszała i zmiękło jej serce ;) Potem już Chris działał swiadomie - dostał szansę i ją wykorzystał, dogadując się z Twilą i Scout, ale też ładnie przyciągając do siebie Elizę, która po tym głosowaniu całkowicie mu zaufała i którą miał potem po swojej stronie. Ale trzeba jeszcze wspomnieć, że Chris jednocześnie miał też świetną relację z Julią, z którą przecież nie był w sojuszu, a która było jego informatorem i taką "wtyką" w plemieniu kobiet - dzięki Julii Chris dowiedział się o planach eliminacji Elizy i mógł działać. Potem, kiedy Leann odpadła, a Ami próbowała przeciągnąć Elizę na swoją stronę, Chris bardzo ładnie to stopował i pilnował, żeby Eliza nie przeskoczyła z powrotem do Ami :) No a w Top5 miał już pełną kontrolę nad sytuacją i mógł wybierać, czy chce iść z Twilą i Scout, czy też z Elizą i Julią. Ostatecznie wybrał opcję nr 1 i to był świetny wybór, bo dzięki temu miał w finałowym konkursie o immunitet dużo łatwiejsze rywalki, no i mógł do finału zabrać osobę, która była najmniej lubiana. Oczywiście szkoda było Elizy i Julii i przykro było patrzeć na ich smutne, śliczne buźki, no ale taka jest gra i moim zdaniem Chris nie miał za dużego wyboru. Teoretycznie mógł powiedzieć dziewczynom prosto w oczy, że będzie na nich głosować, ale czy to by spowodowało, że nie byłyby na niego wkurzone? Moim zdaniem nie. A jednocześnie istniałoby ryzyko, że one będą jeszcze próbowały knuć za jego plecami (a przypomnijmy, że na etapie Top5 Chris nie miał immunitetu, bo zdobyła go wtedy Eliza). Więc musiał podjąć trudną, ale jednak konieczną decyzję. No a na finałowej radzie plemienia wprawdzie musiał zmierzyć się z urażonymi sędziami, ale ostatecznie ich ugłaskał i przeprosił Julię i Elizę, co spowodowało, że oddały na niego głos. Było to też o tyle łatwe, że alternatywą było oddanie głosu na Twilę ;) A że Chris właśnie Twilę wziął do finału - kolejny plus dla niego, bo ze Scout byłoby mu trudniej wygrać. Podobnie jak z Elizą czy Julią.

Czy Chris był jakimś ultramocnym graczem, który przez cały czas miał grę pod kontrolą? Nie, ale takich graczy jest bardzo mało, bo w końcu Survivor jest grą o bardzo wielu zmiennych i nie zawsze ma się swój los we własnych rękach. Ale Chris zrobił co mógł, ładnie się ustawiał i wykorzystywał sytuacje, wyszedł też z bardzo wielkiej opresji i tak to rozegrał, że ostatecznie wygrał w finale 5:2. No i jego confessy też oglądało się z przyjemnością, bo sporo tam było strategii. Dlatego na jego zwycięstwo fajnie się patrzyło.

A cały sezon ostatecznie wyszedł dużo lepiej, niż początkowo zakładałem i jestem z niego w pełni zadowolony :)
Obrazek

Rider Girl
7th voted out
Posty: 138
Rejestracja: 30 mar 2017, 08:50
Kontakt:

Survivor: Vanuatu - Island of fire (sezon 9)

Post autor: Rider Girl »

Davos nie wiem czy wiesz o tym fakcie ale Julie przez pewien czas spotykała się z Jeffem Probstem

Awatar użytkownika
Davos
6th jury member
Posty: 582
Rejestracja: 16 lut 2019, 01:44
Kontakt:

Survivor: Vanuatu - Island of fire (sezon 9)

Post autor: Davos »

Wow, nie wiedziałem! Czyli nawet prowadzący znalazł w Survivor miłość :) Długo się spotykali?
Obrazek

MaciekRS
6th jury member
Posty: 585
Rejestracja: 03 mar 2018, 15:17
Kontakt:

Survivor: Vanuatu - Island of fire (sezon 9)

Post autor: MaciekRS »

3 lata.
Julie z tego powodu nie może już nigdy wystąpić w Survivor. Była związana z producją i poznała za dużo rzeczy od kuchni.

Awatar użytkownika
Davos
6th jury member
Posty: 582
Rejestracja: 16 lut 2019, 01:44
Kontakt:

Survivor: Vanuatu - Island of fire (sezon 9)

Post autor: Davos »

Nie dziwię się, w końcu byłby konflikt interesów :) A 3 lata to całkiem sporo.

To na koniec jedno pytanie: Wróci jeszcze ktoś z tego sezonu?
Obrazek

Rider Girl
7th voted out
Posty: 138
Rejestracja: 30 mar 2017, 08:50
Kontakt:

Survivor: Vanuatu - Island of fire (sezon 9)

Post autor: Rider Girl »

Tak Ami i Eliza
Ostatnio zmieniony 02 lut 2020, 17:53 przez Rider Girl, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Davos
6th jury member
Posty: 582
Rejestracja: 16 lut 2019, 01:44
Kontakt:

Survivor: Vanuatu - Island of fire (sezon 9)

Post autor: Davos »

O, Eliza wróci? Super :)
Co do Ami, cieszę się trochę mniej, bo jej nie trawiłem :P Ale graczem była niezłym, to jej muszę przyznać.
Obrazek

MaciekRS
6th jury member
Posty: 585
Rejestracja: 03 mar 2018, 15:17
Kontakt:

Survivor: Vanuatu - Island of fire (sezon 9)

Post autor: MaciekRS »

Davos pisze:
02 kwie 2019, 11:54
O, Eliza wróci? Super :)
Co do Ami, cieszę się trochę mniej, bo jej nie trawiłem :P Ale graczem była niezłym, to jej muszę przyznać.
Pamiętaj że Ami została nam PRZEDSTAWIONA jako szef i strateg kobiecego sojuszu podczas gdy wszyscy po sezonie mówili że tak naprawdę przywódcą była Leanne (dlatego też odpadła jako pierwsza) Leanne po prostu nie była tak medialna jak Ami.

Awatar użytkownika
Davos
6th jury member
Posty: 582
Rejestracja: 16 lut 2019, 01:44
Kontakt:

Survivor: Vanuatu - Island of fire (sezon 9)

Post autor: Davos »

Ja bym powiedział, że obydwie razem trzęsły sojuszem kobiecym - Ami jako oficjalny lider, a Leann jako osoba pozostająca w cieniu i doradzająca, na kogo w danej chwili głosować. Aczkolwiek Twila, Scout i Chris, celując w rozbicie tego sojuszu, najpierw chcieli uderzyć w Ami, bo postrzegali ją jako najgroźniejszą rywalkę. Ale Ami wtedy zdobyła immunitet i pozostała im Leann.
Obrazek

Awatar użytkownika
ciriefan
sole survivor
Posty: 5963
Rejestracja: 27 mar 2010, 00:00
Winners at War: Natalie
Survivor AU All Stars: Shonee
Kontakt:

Survivor: Vanuatu - Island of fire (sezon 9)

Post autor: ciriefan »

Tak to było przedstawione, ale trzeba brać pod uwagę, że reality tv to nie jest do końca "reality". Ami dostała taką rolę od produkcji, bo pewnie była bardziej charyzmatyczna w wypowiedziach od Leann. Producenci mogą przedstawić każdego jak chcą, tak zmontować wypowiedzi i sceny, że tak naprawdę mogą daną sytuację przedstawić zupełnie inaczej, niż wyglądała w rzeczywistości. Im dalej tym widać coraz więcej ingerencji produkcji (nie tylko manipulowanie montażem, ale też różnego rodzaju "przewagami" dla swoich ulubieńców "przypadkowo" przez nich znalezionymi), a najlepiej jest śledzić wywiady z uczestnikami - stamtąd najprędzej można dowiedzieć się prawdy. No ale pewnie sam sobie wyrobisz opinię w przyszłości przy dalszych sezonach :) Najważniejsze to się nie zniechęcać! :)

Awatar użytkownika
Davos
6th jury member
Posty: 582
Rejestracja: 16 lut 2019, 01:44
Kontakt:

Survivor: Vanuatu - Island of fire (sezon 9)

Post autor: Davos »

Czyli będzie tylko gorzej... Niezbyt to zachęcające :P Ale ok, Survivor to Survivor i bez względu na wszystko będę to oglądać, za bardzo lubię ten program :D

A co do sposobu przedstawiania poszczególnych uczestników to już natrafiłem na narzekania niektórych podczas reunion. Pamiętam, że choćby Shawn z Pearl Islands mocno narzekał, że pokazywano go w często niekorzystnym świetle, jako osobę kłótliwą i niezbyt rozgarniętą ;)

No nic, pożyjemy zobaczymy. A wywiady z uczestnikami i inne tego typu smaczki na pewno będę nadrabiał jak już skończę oglądać wszystkie dotychczasowe sezony. Na razie wolę takich rzeczy nie szukać w necie, żeby nie naciąć się na spoilery :)
Obrazek

Awatar użytkownika
ciriefan
sole survivor
Posty: 5963
Rejestracja: 27 mar 2010, 00:00
Winners at War: Natalie
Survivor AU All Stars: Shonee
Kontakt:

Survivor: Vanuatu - Island of fire (sezon 9)

Post autor: ciriefan »

Czyli będzie tylko gorzej... Niezbyt to zachęcające :P
Czy gorzej? Hmm, na pewno inaczej. Wiele sezonów jest popsutych przez produkcję (montowanie odcinków jest z czasem naprawdę coraz gorsze), ale są też prawdziwe perełki. Więc nawet jak będzie seria kiepskich sezonów, w końcu pojawi się taki, który wszystko wynagrodzi :)

I racja, Survivor to jednak Survivor. Czasem jest ciężko, ale trzeba wytrwać, bo warto! :)

ODPOWIEDZ

Wróć do „Survivor 1 - 45”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość