NAJLEPSZY STRATEG
1) Aubry - ja też sobie pożartuję. Ok, nie wygrała i będziemy jej to wyrzygiwać dopóki śmierć/Burnett nas z Survivorem nie rozłączy, ale tak jak już opisywałem w pięciu tomach w wątku o finałowym epie, uważam ją za najlepszą. Była bliżej kontrolowania sytuacji niż ktokolwiek, weszła też na drabinę i rękoma Taia urżnęła scoci łeb, co było bardzo istotnym zwrotem akcji. Straciła aż dwóch bliskich sojuszników przez kambodżańskie zarazki, choroby i inne parchy, a jednak wciąż potrafiła znaleźć oparcie przy F4. Była też miłą, nienajgorszą socjalnie dziewczyną i miała święte prawo uważać, że to wystarczy jurorom.
2) Cydney - jako jedyna potrafiła odnaleźć się w Patolandii plemienia brawn i nie dostać w swój poczochrany łeb od dwóch koksów. Aktywna i dziarska aż do końca, miała duży wpływ na przebieg gry, do szczęścia zabrakło tylko tyle, żeby Michele spadła z tej piramidki w końcowym IC-ku i połamała potylicę oraz żeby Aubry mniej omotała Taia. Albo żeby przed wyjazdem zapytała na samosi jak sprawnie rozpalać ogień.
3) Michele - strategia bez fajerwerków i po najmniejszej linii oporu, ale jak się okazuje, czasami może być skuteczna. Co prawda, spartaczyła sprawę, gdy zbyt blisko trzymała się z polską rozbójnicą, wylatując przez to z jądra sojuszu, ale przynajmniej miała ten swój immunity run na sześćdziesiątkę. Dobry socjal, dzięki któremu placki uznali ją za jakieś tam najmniejsze zło w finale. No i wygrała, niech będzie, że to też jakiś tam drobny wskaźnik in plus :D
4) Debbie - była carycą pierwszych Mózgoli, potem ustawiła się w dobrym sojuszu, notę obniża tylko to szałapuctwo na koniec.
5) Anna - tu już nie miałem szczególnego pomysłu, ale z każdej strony muszę nominować piątkę, bo się zesram i dopiero będzie. Nie zrobiła po prostu nic głupiego. Bardzo silna pozycja w plemieniu "piękni + Tai" – pozycja tak kusząca, że przemieszanie wyruchało ją bez gumy.
NAJGORSZY STRATEG
1) Barack - w tym sezonie miałem problem. Nie było jakiegoś szczególnego, wybijającego się kołka antystrategicznego, typu Drew czy Nina. Jednak po mojej siarczystej, dziesięciominutowej burzy mózgów, wyszło mi, że najbliżej tej definicji był miłościwie nam panujący prezydent. Ok, latał, skalał, kombinował, popierdywał, ale był takim antysocjalnym idiotą, że każdy z kim się zetknął (jedynie za wyjątkiem Elżuni) miał go na swojej rychłej liście targetów. To nie mogło się udać.
2) Dziadzio Józio - a właśnie, że był amebą, kolego Xander. I nie twierdzili tak wyłącznie editowi złole, ale także sami uczestnicy. Pamiętam scenkę, gdy siedział sobie samotnie na plaży dłubiąc kijem w piachu, a Jason i któraś z dziewczyn cisnęli z niego, że jest strategicznym zerem i Aubry zabroniła mu się odzywać. Pamiętam, że sama Aubry pożaliła się kiedyś, że nie można zbyt dynamicznie zmieniać planów, bo dziadzio się pogubi. Pamiętam, że Debbie też coś tam mlasnęła. Oni wszyscy byli tam z nim na wyspie. Te scenki wryły mi się w pamięć i powiedziały pamiętaj tombak, nominuj dziada.
3) Scot - na początku mi zaimponował, bo jako jedyny z tych wszystkich Pałaców Kultury typu Cliff czy Rocker nie dostał kopa w japę przy pierwszej możliwej okazji za sam fakt bycia Pałacem Kultury, a wręcz wyszedł na wierzch w plemieniu. Jednak zarządzał chujowo, eliminując osoby, które mogły mu się przydać i mocno ryzykując, że do przemieszania dojdzie gnębiona Alecia, która potem będzie chciała rozstawić mu namiot w dupie. Potem, gdy jego sojusz upadł, zamiast kombinować jak wydrapać się z czarnego odbytu, z braku lepszego pomysłu, piznął wodą w ognisko, przez co ludzie nienawidzili go jeszcze bardziej. Mój list gratulacyjny jest już w drodze.
4) Alecia - robiła tipsy zamiast chodzić w szkole na wiedzę o społeczeństwie, nie za bardzo potrafiła się socjalizować i komunikować. To, że coś z nią nie kuku, widzieli nie tylko mięśniaki, ale też obie koleżanki. Ok, w dużej mierze była poszkodowana przez przydział do takiej akurat bandy wariatów, ale było w tym też trochę jej winy. Pamiętam, jak w pierwszym epie mięśniaki chcieli się jakoś tam do niej uśmiechnąć, pytając, czy ma HII, a ona, zamiast rozegrać sprawę w którąkolwiek stronę bardziej dyplomatycznie, zostawiła na nich wrażenie typu "walcie się na ryj". To na pewno jej nie pomogło.
5) Nick - pierwszy etap spartaczony po całości i prawdopodobnie gdyby plemię poszło na Radę, dostałby od kolegów z partyzanta w mordę. Potem niby się tam jakoś ustawiał, ale jego zjebizm sprawił, że jajniki tym chętniej złączyły się przeciwko jajcom.
Przypomnę, że w poprzednich rankingach wygrywało już siedmioro takich milusińskich. Natomiast na 31 poprzednich zwycięzców, tylko 17 jest też zwycięzcami sezonu. Nie mówię, że jesteśmy tu na forum alfami i omegami (ja to tylko sugeruję :D ), no ale jakoś tam wskazuje to moim zdaniem, że to, o czym piszesz nie jest aż takie oczywiste. Myślę, że w niektórych sezonach, jurorzy są tak podkurwieni, że gdyby Dżefol wprowadził w dniu 39 nowego uczestnika; zakapturzonego i z wenecką maską na ryju, który nie powiedziałby słowa na FTC i tylko przycupnął sobie obok reszty finalistów, to taka osoba miałaby szansę na wygraną. Czy byłaby w związku z tym najlepszym strategiem? No nie.Niezły żart. Jakim cudem Aubry może być najlepszym strategiem jak doszła do finału i go nie wygrała?