Fajny odcinek, ale sezon rzeczywiście należy do takich średnich :) Najbardziej mi się nie podoba to, że jest taki negatywny. Dużo jest w nim negatywnych emocji. Micronesia to też był All-Stars, ale były tam momenty, że się padało ze śmiechu, było widać przyjaźnie. A tutaj wszyscy skaczą sobie do gardeł.
Candice - zasłużyła sobie na odpadnięcie. Dobrze Rupert powiedział: "w grze jest tylko 2 herosów". Ale czytałem z nią wywiad i powiedziała, że była w szoku, gdy okazało się, że jest heroską i że ona by dała siebie do villains. Aczkolwiek tak wczesna jej eliminacja nie była chyba dobrym ruchem, bo villainsi stracili głos, a mogli ją wywalić później. No ale może bali się, że jest za dobra w konkurencjach.
Rupert - wow, w końcu pod koniec swojej 3 edycji zaczął grać
Świetny pomysł z fałszywym immunitetem :) I powiedział Russellowi wprost co o nim myśli - yeah :D
Colby - no comment, zero strategii, nic nie robi, no more Colby!!!
Parvati - oj oj, ciekawe jak to się potoczy, teraz ma szansę obrócić wszystkich przeciw Russell'owi i Jerri
Sandra - dajesz kobieto czadu :) uwielbiam cię :D Okropnie się cieszę, że znalazła immunitet, oby jej pomógł, teraz połącz siły z Parvati i wywal trola :)
Russell - nie mogę już na niego patrzeć. Straszny zgred. I on naprawdę nie ma wogóle kontroli. Jeden wielki paranoik i tyle, w dodatku źle traktuje ludzi. Nigdy nie wygra.
Danielle - szkoda, że odpadła. W Panamie ją lubiłem, tutaj trochę mniej, ale ogólnie mało kogo lubię z tych, co pozostali, więc była w mojej top 3 po Sandrze i Parvati. Niestety rozkleiła się na radzie i to ją kosztowało eliminację, może nawet milion.
Jerri - gra masakrycznie, wogóle jej nie widać. Aczkolwiek eliminacja Danielle to dobry dla niej ruch, bo może zająć miejsce drugiej głównej pupilki Russell'a.